wtorek, 9 grudnia 2014

Na kozetce u prostytutki



Ostatniej rewolucji na rynku płatnej miłości polskie prostytutko mają już po dziurki w nosie. Tego, że zamiast seksu klienci domagają się pieszczot, pocałunków i psychoterapii.

ANNA SZULC, WERONIKA BRUŹDZIAK

Po francusku, owszem, jeszcze mam zamówienia, ale coraz częściej w grę wchodzą usłu­gi nietypowe - wzdycha 42-letnia Jo­lanta, w zawodzie od dwóch dekad. Jest połowa października, klient dzwoni do Jolanty i uprzedza, że przyjdzie z towa­rzyszem. - W drzwiach staje tatuś z 17-let­nim synem - Jolanta, opalona blondynka o figurze młodej Violetty Villas, nerwo­wo zaciąga się papierosem. Nie, wcale nie zdziwił ją wiek chłopca, nieraz obsługiwa­ła licealistów. Problem polegał na czymś innym. - Miałam chłopca jedynie poprzytulać i popieścić - precyzuje Jolanta.
- Oraz wymacać sprawę. Tatuś podejrze­wał, że pierworodny jest gejem.
Albo ten łysy mecenas po pięćdziesiątce. Dobrze płaci, nawet 250 złotych za godzi­nę, więc Jolanta w zasadzie nie powinna narzekać. Po co przychodzi? Chce, by go miziać, głaskać, poużalać się nad jego lo­sem. Nie dość, że żona go nie kocha, ko­chanka rzuciła, to jeszcze córka zaciążyła. Z Mulatem. - Zamiast się bzykać jak lu­dzie, oni ciągle gadają o problemach. Co to ja Ewa Drzyzga jestem? - denerwuje się Jolanta.

Bez fochów i gadulstwa
Jolanta mieszka i pracuje w spokojnej dzielnicy Krakowa. W trzypokojowym, zadbanym mieszkaniu w bloku - w ok­nach koronki, na stole róże, na ścianach pejcze. Przyjmuje razem z Sandrą i An­dżeliką. To Jolanta kręci ich nieformalną, kobiecą spółdzielnią. Prowadzi ewiden­cję spotkań, ustala stawki i zakres usług. A to wszystko z racji doświadczenia w branży płatnego seksu. W latach 90. Jolanta ogłaszała się w prasie jako „Aaa atrakcyjna. Dyskretnie”. - Wszystko wte­dy było takie proste - zauważa. - Zwykłe bara-bara, bez żadnych utrudnień i fo­chów, a przede wszystkim bez gadulstwa.
To były czasy, gdy mężczyźni płacili za miłość głównie dlatego, że szukali od­skoczni od małżeńskiej nudy. Czasem, by się pochwalić kolegom albo podszko­lić w ars amandi. Potem przez wiele lat w Internecie Jolanta robiła za „Cycatą Jolę”. Nie narzekała - oferta była na tyle czytelna, że poza nielicznymi wyjątka­mi odwiedzali ją amatorzy dorodnego biustu.
I dopiero teraz transformacja na rynku usług erotycznych zmusiła ją do wystę­pów w zupełnie innych rolach. Dziś coraz częściej musi robić za mamuśkę ewen­tualnie nauczycielkę. Zdaniem Jolanty w branży nastąpiła ostatnio tak wielka re­wolucja, że można przyrównać ją jedynie - sorry za porównanie - do francuskiej.

Tak zwani zwykli ludzie
Tę diagnozę potwierdzają inne prosty­tutki. - Ostatnio zadzwonił do mnie stu­dent z pytaniem, czy w ramach usługi mogłabym mu opowiedzieć bajkę na do­branoc - mówi Andżelika, siedem lat w zawodzie.
Sandra (pracuje od dekady) też na­rzeka. - Trafił mi się klient, który chciał zapłacić tylko za to, bym go drapa­ła za uchem. Odmówiłam zboczeńcowi - przyznaje. - A teraz większość doma­ga się czułości, a nawet, szlag by to trafił, całusów.
Znanego seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego, który jako naukowiec styka się z prostytutkami od lat 80., dzisiejsze rozterki cór Koryntu w ogóle nie dziwią.
- Jak nigdy wcześniej panie skarżą mi się, że coraz więcej klientów oprócz seksu domaga się od nich pieszczot - zauważa seksuolog, który niedawno napisał razem z Januszem L. Wiśniewskim książkę „In­tymnie. Rozmowy nie tylko o miłości”.
- Coraz częściej panowie, przychodząc do pań, w ogóle nie domagają się sek­su. Chcą się tylko przed kimś wygadać, za to płacą. Panie się denerwują, bo za­kres ich usług nie obejmuje przecież, a w każdym razie dotąd nie obejmował, „psychoterapii”.
Już dekadę temu prof. Izdebski szaco­wał, że do korzystania z usług prostytutek przyznaje się 14 proc. Polaków. Z wywia­dów przeprowadzonych wśród prostytu­tek wynikało, że większość ich klientów to zwykli ludzie.
A jak jest dziś? Z najnowszych analiz prof. Mariusza Jędrzejki z Centrum Pro­filaktyki Społecznej wynika, że w grupie rodaków pracujących poza swoim miej­scem zamieszkania z płatnego seksu ko­rzysta już prawie co piąty mężczyzna.
- Są zestresowani - tłumaczy prof. Jędrzejko. - Często całe ich życie to praca, praca i praca. Więc w czasach, gdy pro­stytutkę można mieć już nawet za czter­dzieści złotych, wielu panów płatny seks traktuje jak najprostszą i niedrogą formę odreagowania.
Tymczasem z badań przeprowadzo­nych specjalnie dla „Newsweeka” przez panel badawczy Ariadna (www.panelariadna.pl) wynika, że aż 29 proc. Po­laków uważa, że mężczyźni płacą za seks, dlatego iż nie czują się atrakcyjni w oczach kobiet. Zdaniem co czwartego Polaka prostytutka pomaga poradzić so­bie z poczuciem samotności. Zaledwie 21 proc. Polaków wizytę u prostytutki traktuje dziś wyłącznie jako rozrywkę.
Jolanta tłumaczy to wyjście z roli obra­zowo: gdy przychodzi do niej klient i zamiast seksu domaga się buziacz­ków, najpierw sztywnieją jej z nerwów stawy. A potem - co kiedyś zdarzało się tylko okazjonalnie - musi się napić wód­ki. I dopiero wtedy może przystąpić do cmokania.

Medytując nad materią
Jako jeden z pierwszych zmiany na ryn­ku płatnych usług erotycznych dostrzegł Wiesław Wińczura, przedsiębiorca, a od niedawna socjolog, który przez wiele lat najpierw do pracy licencjackiej, potem magisterskiej na Uniwersytecie Mikoła­ja Kopernika - przeprowadzał badania w agencjach towarzyskich w Toruniu.
Zaczął je odwiedzać w połowie lat 90., gdy jako dyrektor pewnej firmy z Chojnic dostał od szefa polecenie: miał sprawdzić najlepsze przybytki w mieście. Potem przez wiele lat razem odwiedzali wybra­ne agencje - szef korzystał z usług pań, a on regulował rachunki za seks, a poza tym patrzył, słuchał i nagrywał.
- W czasach największego eldorado do agencji przybywały całe zakłady pracy - wspomina Wińczura. Nigdy nie zapo­mni załogi firmy wędliniarsko-mięsnej, która pod przewodnictwem prezesa wy­najęła całą agencję, płacąc za usługi z funduszu socjalnego. - To byli dojrza­li mężczyźni, mężowie i ojcowie, dla któ­rych wizyta w burdelu była zwieńczeniem suto zakrapianej zabawy. Chodziło głów­nie o to, by później, przy rozbieraniu świni, można było porozmawiać o roz­bieraniu dziewczyn - dodaje Wińczura.
Gdy Wińczura kończył pisać pra­cę magisterską (obronił ją celująco dwa lata temu), musiał niestety zrewido­wać zebraną wcześniej wiedzę. Bo cały, misternie budowany przez lata seksbiznes się zawalił, agencje upadły lub led­wo zipały. W to, że prostytutki całkiem zniknęły, Wińczura jednak nie wie­rzył. Ostatecznie w swojej pracy napisał: „Medytując nad tą materią, doszedłem do wniosku, że jeśli ktoś z takiego mia­sta jak Toruń jest koneserem seksu anal­nego i poszukuje dominującej pulchnej brunetki operującej w skórzanym unifor­mie z bacikiem, w dni powszednie przed południem - to po najwyżej kilkunastu minutach surfowania w internecie ma dużą szansę, aby ją odnaleźć i nawiązać stosowny kontakt”.
Wińczura zauważył, że odkąd Sandry, Andżeliki i Jole odeszły z agencji i zaczę­ły w internecie działać na własną rękę, rynek przymusił je do zmiany cennika: coraz częściej usługi dodatkowe, takie jak „anal” czy „orał”, stały się gratiso­we. Do tego doszła znacznie większa niż dawniej otwartość na potrzeby klienta.
Wprawne oko Wińczury zauważyło rów­nież, że jedna prostytutka potrafi jedno­cześnie zaoferować ostry seks z fetyszami jako „Dominacja BDSM Fuli” (na zdjęciu w czarnym lateksie), innym razem jako słodki króliczek (ogonek i pluszowe uszy) polecać się kulturalnym pieszczochom.
- Dziwka musi być dziś jak szwajcar­ski scyzoryk, wielofunkcyjna - wzdycha Jolanta z Krakowa. I nawet by tę wielofunkcyjność zniosła, gdyby nie wymaga­nia, którym naprawdę trudno sprostać.
- Co robić, gdy klient zamiast pociupciać, zapłacić i wyjść, przychodzi tylko po to, by popłakać się w kobiecą pierś? - zastanawia się.

Same sobie winne
Ewa Egejska, była prostytutka i autorka wydanej w 2007 r. bestsellerowej książki o młodych prostytutkach „Czarodziejki.com”, pamięta, że w czasach, gdy sprze­dawała ciało za pieniądze, klientów na­stawionych na usługi inne niż seksualne pojawiała się zaledwie garstka.
- Kilka razy zdarzył mi się klient, któ­ry w ogóle nie chciał seksu. Jeden nie po­zwolił zdjąć mi bielizny, bo uważał, że to już byłaby zdrada. Pogłaskał mnie po wnętrzu uda i miał wyrzuty sumienia.
Był jeszcze duchowny, chodził po agen­cjach, płacił, by popatrzeć, jak same sie­bie dotykamy. Usprawiedliwiał się, że chce nas nawrócić, sprowadzić ze złej drogi - wspomina Egejska. Ale w więk­szości znanych jej przypadków chodziło wyłącznie o seks.

Więc dlaczego dziś jest inaczej?
- Winne są kobiety - twierdzi 28-letni Michał, architekt wnętrz z Poznania, sta­ły klient prostytutek. Pierwszy raz zapła­cił za seks tuż po tym, jak przeżył swój pierwszy raz. A był wtedy, jak twierdzi, wrażliwym, miłym, dobrze wychowa­nym chłopcem. - Ten pierwszy raz prze­żyliśmy u mojej wybranki w domu. Kiedy ziemia się poruszyła i anioły zagrały na trąbach, leżałem, zastanawiając się, ja­kie to wiekopomne deklaracje i przysięgi powinienem w tej sytuacji złożyć - wspo­mina. I wtedy usłyszał pukanie do drzwi. Pukał oficjalny narzeczony dziewczyny. Zraził się wtedy do relacji z rówieśniczka­mi. A jak się czuje u prostytutek? - Uwie­ra mnie, że traktują nas przedmiotowo i trywialnie - przyznaje.
Niedawno znany rysownik Marek Raczkowski, który nie ukrywa, że korzy­sta z usług prostytutek, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział, że jedną z przyczyn, dla których młodzi mężczyźni decydują się dziś na płatny seks , jest to, że są odrzucani i wyśmiewani przez atrak­cyjne, pewne siebie koleżanki. Efekt? Ci chłopcy „zatruwają swoimi smutnymi hi­storiami życie dziewczyn w burdelach”.
Jolanta też zauważyła zmianę wśród najmłodszej klienteli. Kiedyś przycho­dzili z ciekawości, by sprawdzić, jak to się robi. Najczęściej za namową bardziej doświadczonych kolegów. - Teraz przy­chodzą jacyś tacy zmarnowani i smut­ni, często po doświadczeniach z Zosią czy Kasią z klasy. Po tym, jak zaliczyli już wtopę.
Zdaniem prof. Zbigniewa Izdebskie­go cała ta zmiana jest właśnie dlatego, że mężczyźni jak nigdy wcześniej przeży­wają dziś lęk przed kobietami. I czują się przez nie odrzucani.
- Głównie z powodu coraz większej świadomości kobiet, które w relacjach seksualnych stały się bardziej wymaga­jące, a gdy jest im źle - dają temu wy­raz. Mężczyźni są tym przytłoczeni. Liczą więc, że chociaż kobieta pracująca w seksbiznesie, gdy się ją odpowiednio wynagrodzi, mężczyznę pochwali. Nawet jeśli zupełnie nie będzie za co.
Jolanta jest przekonana, że wkrót­ce dojdzie do tego, że prostytutki znów będą musiały zmienić cennik. - Klasycz­ny seks, jak teraz, „anal” czy „oral” będzie gratis. Zarabiać będziemy na pocałun­kach i wsłuchiwaniu się w żale klientów - martwi się. Zastanawia się, czy nie po­winna się wybrać na jakieś warsztaty z psychoterapii. Nawet nie po to, by lepiej zrozumieć tych nowych frajerów. Bar­dziej po to, by przy nich nie zwariować.

ŹRÓDŁO

1 komentarz:

  1. Z przedostatniego zdania wynika, że klient = frajer? Spoko.

    OdpowiedzUsuń