Ostatniej rewolucji
na rynku płatnej miłości polskie prostytutko mają już po dziurki w nosie. Tego,
że zamiast seksu klienci domagają się pieszczot, pocałunków i psychoterapii.
ANNA SZULC, WERONIKA BRUŹDZIAK
Po francusku, owszem, jeszcze mam
zamówienia, ale coraz częściej w grę wchodzą usługi nietypowe - wzdycha
42-letnia Jolanta, w zawodzie od dwóch dekad. Jest połowa października, klient
dzwoni do Jolanty i uprzedza, że przyjdzie z towarzyszem. - W drzwiach staje
tatuś z 17-letnim synem - Jolanta, opalona blondynka o figurze młodej Violetty Villas, nerwowo zaciąga się
papierosem. Nie, wcale nie zdziwił ją wiek chłopca, nieraz obsługiwała
licealistów. Problem polegał na czymś innym. - Miałam chłopca jedynie poprzytulać i popieścić - precyzuje Jolanta.
- Oraz wymacać sprawę. Tatuś
podejrzewał, że pierworodny jest gejem.
Albo ten łysy mecenas po
pięćdziesiątce. Dobrze płaci, nawet 250 złotych za godzinę, więc Jolanta w
zasadzie nie powinna narzekać. Po co przychodzi? Chce, by go miziać, głaskać,
poużalać się nad jego losem. Nie dość, że żona go nie kocha, kochanka
rzuciła, to jeszcze córka zaciążyła. Z Mulatem. - Zamiast się bzykać jak ludzie,
oni ciągle gadają o problemach. Co to ja Ewa Drzyzga jestem? - denerwuje się
Jolanta.
Bez fochów i gadulstwa
Jolanta mieszka i pracuje w
spokojnej dzielnicy Krakowa. W trzypokojowym, zadbanym mieszkaniu w bloku - w
oknach koronki, na stole róże, na ścianach pejcze. Przyjmuje razem z Sandrą i
Andżeliką. To Jolanta kręci ich nieformalną, kobiecą spółdzielnią. Prowadzi
ewidencję spotkań, ustala stawki i zakres usług. A to wszystko z racji
doświadczenia w branży płatnego seksu. W latach 90. Jolanta ogłaszała się w
prasie jako „Aaa atrakcyjna. Dyskretnie”. - Wszystko wtedy było takie proste -
zauważa. - Zwykłe bara-bara, bez żadnych utrudnień i fochów, a przede
wszystkim bez gadulstwa.
To były czasy, gdy mężczyźni
płacili za miłość głównie dlatego, że szukali odskoczni od małżeńskiej nudy.
Czasem, by się pochwalić kolegom albo podszkolić w ars amandi. Potem przez
wiele lat w Internecie Jolanta robiła za „Cycatą Jolę”. Nie narzekała - oferta
była na tyle czytelna, że poza nielicznymi wyjątkami odwiedzali ją amatorzy
dorodnego biustu.
I dopiero teraz transformacja na
rynku usług erotycznych zmusiła ją do występów w zupełnie innych rolach. Dziś
coraz częściej musi robić za mamuśkę ewentualnie nauczycielkę. Zdaniem Jolanty
w branży nastąpiła ostatnio tak wielka rewolucja, że można przyrównać ją
jedynie - sorry za porównanie - do francuskiej.
Tak zwani zwykli ludzie
Tę diagnozę potwierdzają inne
prostytutki. - Ostatnio zadzwonił do mnie student z pytaniem, czy w ramach
usługi mogłabym mu opowiedzieć bajkę na dobranoc - mówi Andżelika, siedem lat
w zawodzie.
Sandra (pracuje od dekady) też narzeka.
- Trafił mi się klient, który chciał zapłacić tylko za to, bym go drapała za
uchem. Odmówiłam zboczeńcowi - przyznaje. - A
teraz większość domaga się czułości, a nawet, szlag by to trafił, całusów.
Znanego seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego, który jako naukowiec styka się z
prostytutkami od lat 80., dzisiejsze rozterki cór Koryntu w ogóle nie dziwią.
- Jak nigdy wcześniej panie skarżą
mi się, że coraz więcej klientów oprócz seksu domaga się od nich pieszczot -
zauważa seksuolog, który niedawno napisał razem z Januszem L. Wiśniewskim książkę
„Intymnie. Rozmowy nie tylko o miłości”.
- Coraz częściej panowie,
przychodząc do pań, w ogóle nie domagają się seksu. Chcą się tylko przed kimś
wygadać, za to płacą. Panie się denerwują, bo zakres ich usług nie obejmuje
przecież, a w każdym razie dotąd nie obejmował, „psychoterapii”.
Już dekadę temu prof. Izdebski szacował, że do korzystania z usług prostytutek
przyznaje się 14 proc. Polaków. Z wywiadów przeprowadzonych wśród prostytutek
wynikało, że większość ich klientów to zwykli ludzie.
A jak jest dziś? Z najnowszych
analiz prof. Mariusza Jędrzejki z Centrum Profilaktyki Społecznej
wynika, że w grupie rodaków pracujących poza swoim miejscem zamieszkania z
płatnego seksu korzysta już prawie co piąty mężczyzna.
- Są zestresowani - tłumaczy prof. Jędrzejko. - Często całe ich życie to praca, praca i praca.
Więc w czasach, gdy prostytutkę można mieć już nawet za czterdzieści złotych,
wielu panów płatny seks traktuje jak najprostszą i niedrogą formę odreagowania.
Tymczasem z badań przeprowadzonych
specjalnie dla „Newsweeka” przez panel badawczy Ariadna (www.panelariadna.pl) wynika, że aż 29 proc. Polaków uważa, że mężczyźni płacą
za seks, dlatego iż nie czują się atrakcyjni w oczach kobiet. Zdaniem co
czwartego Polaka prostytutka pomaga poradzić sobie z poczuciem samotności.
Zaledwie 21 proc. Polaków wizytę u prostytutki traktuje dziś wyłącznie jako
rozrywkę.
Jolanta tłumaczy to wyjście z roli
obrazowo: gdy przychodzi do niej klient i zamiast seksu domaga się buziaczków,
najpierw sztywnieją jej z nerwów stawy. A potem - co kiedyś zdarzało się tylko
okazjonalnie - musi się napić wódki. I dopiero wtedy może przystąpić do
cmokania.
Medytując nad
materią
Jako jeden z pierwszych zmiany na
rynku płatnych usług erotycznych dostrzegł Wiesław Wińczura, przedsiębiorca, a
od niedawna socjolog, który przez wiele lat najpierw do pracy licencjackiej,
potem magisterskiej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika - przeprowadzał
badania w agencjach towarzyskich w Toruniu.
Zaczął je odwiedzać w połowie lat
90., gdy jako dyrektor pewnej firmy z Chojnic dostał od szefa polecenie: miał
sprawdzić najlepsze przybytki w mieście. Potem przez wiele lat razem odwiedzali
wybrane agencje - szef korzystał z usług pań, a on regulował rachunki za seks,
a poza tym patrzył, słuchał i nagrywał.
- W czasach największego eldorado
do agencji przybywały całe zakłady pracy - wspomina Wińczura. Nigdy nie zapomni
załogi firmy wędliniarsko-mięsnej, która pod przewodnictwem prezesa wynajęła
całą agencję, płacąc za usługi z funduszu socjalnego. - To byli dojrzali
mężczyźni, mężowie i ojcowie, dla których wizyta w burdelu była zwieńczeniem
suto zakrapianej zabawy. Chodziło głównie o to, by później, przy rozbieraniu
świni, można było porozmawiać o rozbieraniu dziewczyn - dodaje Wińczura.
Gdy Wińczura kończył pisać pracę
magisterską (obronił ją celująco dwa lata temu), musiał niestety zrewidować
zebraną wcześniej wiedzę. Bo cały, misternie budowany przez lata seksbiznes się
zawalił, agencje upadły lub ledwo zipały. W to, że prostytutki całkiem
zniknęły, Wińczura jednak nie wierzył. Ostatecznie w swojej pracy napisał: „Medytując nad tą materią,
doszedłem do wniosku, że jeśli ktoś z takiego miasta jak Toruń jest koneserem
seksu analnego i poszukuje dominującej pulchnej brunetki operującej w
skórzanym uniformie z bacikiem, w dni powszednie przed południem - to po
najwyżej kilkunastu minutach surfowania w internecie ma dużą szansę, aby ją
odnaleźć i nawiązać stosowny kontakt”.
Wińczura zauważył, że odkąd
Sandry, Andżeliki i Jole odeszły z agencji i zaczęły w internecie działać na
własną rękę, rynek przymusił je do zmiany cennika: coraz częściej usługi
dodatkowe, takie jak „anal” czy „orał”, stały się gratisowe. Do tego doszła
znacznie większa niż dawniej otwartość na potrzeby klienta.
Wprawne oko Wińczury zauważyło również,
że jedna prostytutka potrafi jednocześnie zaoferować ostry seks z fetyszami
jako „Dominacja BDSM Fuli” (na zdjęciu w czarnym lateksie), innym razem jako
słodki króliczek (ogonek i pluszowe uszy) polecać się kulturalnym pieszczochom.
- Dziwka musi być dziś jak
szwajcarski scyzoryk, wielofunkcyjna - wzdycha Jolanta z Krakowa. I nawet by
tę wielofunkcyjność zniosła, gdyby nie wymagania, którym naprawdę trudno
sprostać.
- Co robić, gdy klient zamiast
pociupciać, zapłacić i wyjść, przychodzi tylko po to, by popłakać się w kobiecą
pierś? - zastanawia się.
Same sobie winne
Ewa Egejska, była prostytutka i
autorka wydanej w 2007 r. bestsellerowej książki o młodych prostytutkach „Czarodziejki.com”, pamięta, że w czasach, gdy sprzedawała ciało za pieniądze,
klientów nastawionych na usługi inne niż seksualne pojawiała się zaledwie garstka.
- Kilka razy zdarzył mi się
klient, który w ogóle nie chciał seksu. Jeden nie pozwolił zdjąć mi bielizny,
bo uważał, że to już byłaby zdrada. Pogłaskał mnie po wnętrzu uda i miał
wyrzuty sumienia.
Był jeszcze duchowny, chodził po
agencjach, płacił, by popatrzeć, jak same siebie dotykamy. Usprawiedliwiał
się, że chce nas nawrócić, sprowadzić ze złej drogi - wspomina Egejska. Ale w
większości znanych jej przypadków chodziło wyłącznie o seks.
Więc dlaczego dziś jest
inaczej?
- Winne są kobiety - twierdzi
28-letni Michał, architekt wnętrz z Poznania, stały klient prostytutek.
Pierwszy raz zapłacił za seks tuż po tym, jak przeżył swój pierwszy raz. A był
wtedy, jak twierdzi, wrażliwym, miłym, dobrze wychowanym chłopcem. - Ten
pierwszy raz przeżyliśmy u mojej wybranki w domu. Kiedy ziemia się poruszyła i
anioły zagrały na trąbach, leżałem, zastanawiając
się, jakie to wiekopomne deklaracje i przysięgi powinienem w tej sytuacji
złożyć - wspomina. I wtedy usłyszał pukanie do drzwi. Pukał oficjalny
narzeczony dziewczyny. Zraził się wtedy do relacji z rówieśniczkami. A jak się
czuje u prostytutek? - Uwiera mnie, że traktują nas przedmiotowo i trywialnie - przyznaje.
Niedawno znany rysownik Marek
Raczkowski, który nie ukrywa, że korzysta z usług prostytutek, w wywiadzie dla
„Gazety Wyborczej” powiedział, że jedną z przyczyn, dla których młodzi
mężczyźni decydują się dziś na płatny seks , jest to, że są odrzucani i
wyśmiewani przez atrakcyjne, pewne siebie koleżanki. Efekt? Ci chłopcy
„zatruwają swoimi smutnymi historiami życie dziewczyn w burdelach”.
Jolanta też zauważyła zmianę wśród
najmłodszej klienteli. Kiedyś przychodzili z ciekawości, by sprawdzić, jak to
się robi. Najczęściej za namową bardziej doświadczonych kolegów. - Teraz przychodzą
jacyś tacy zmarnowani i smutni, często po doświadczeniach z Zosią czy Kasią z
klasy. Po tym, jak zaliczyli już wtopę.
Zdaniem prof. Zbigniewa Izdebskiego cała ta zmiana jest właśnie dlatego,
że mężczyźni jak nigdy wcześniej przeżywają dziś lęk przed kobietami. I czują
się przez nie odrzucani.
- Głównie z powodu coraz większej
świadomości kobiet, które w relacjach seksualnych stały się bardziej wymagające,
a gdy jest im źle - dają temu wyraz. Mężczyźni są tym przytłoczeni. Liczą
więc, że chociaż kobieta pracująca w seksbiznesie, gdy się ją odpowiednio
wynagrodzi, mężczyznę pochwali. Nawet jeśli zupełnie nie będzie za co.
Jolanta jest przekonana, że wkrótce
dojdzie do tego, że prostytutki znów będą musiały zmienić cennik. - Klasyczny
seks, jak teraz, „anal” czy „oral” będzie gratis. Zarabiać będziemy
na pocałunkach i wsłuchiwaniu się w żale klientów - martwi się. Zastanawia się, czy nie powinna się wybrać na
jakieś warsztaty z psychoterapii. Nawet nie po to, by lepiej zrozumieć tych
nowych frajerów. Bardziej po to, by przy nich nie zwariować.
Z przedostatniego zdania wynika, że klient = frajer? Spoko.
OdpowiedzUsuń