W miarę jak
nieistniejącej jeszcze formacji Pawła Kukiza rośnie sondażowe poparcie,
krystalizują się także strategie systemowych PiS i PO na wykorzystanie
antysystemowego rockmana-polityka.
Nieco inne
pomysły na Kukiza ma Platforma, nieco inne PiS. Podobne jest tylko jedno - obie
partie postanowiły przy tej okazji przekonać Polaków, że także one były przez
ostatnie 10 lat antystystemowe. Platforma przekonuje, że wprowadziłaby JOW-y
na wszystkich szczeblach polskiej ordynacji wyborczej i odebrała złym partiom
całe finansowanie z budżetu, gdyby nie opór PiS. PiS przekonuje z kolei, że już
dawno odbudowałoby Polskę opartą na „sile i honorze” z T-shirtu Kukiza, gdyby
nie PO.
Przyjrzyjmy się z bliska
strategiom obu partii, zarówno tej ich części, która jest prezentowana
publicznie, jak i tej, która dojrzewa w mroku gabinetów.
Kukiz jako
nowa przystawka Kaczyńskiego
Podczas gdy kolejne posłanki PiS -
Krystyna Pawłowicz, Dorota Arciszewska-Mielewczyk - piszą do Kukiza sentymentalne
listy, a posłowie PiS wobec tych listów się formalnie dystansują (Mariusz
Błaszczak: „Nie w ten sposób prowadzi się politykę”), przy Nowogrodzkiej, w
gabinecie prezesa Kaczyńskiego, trwa żmudna praca nad przygotowaniem strategii
na czas jesiennej kampanii wyborczej. I na moment, gdy partia Kukiza wejdzie
już do parlamentu.
Najtrudniej jest przygotować scenariusz
na okres kampanii. Kukiz stał się niespodziewanie najgroźniejszym konkurentem
Kaczyńskiego, jeśli chodzi o głosy niezadowolonych. Uniemożliwia mu
samodzielne rządzenie, nawet w przypadku katastrofy PO. Uniemożliwia mu nawet
dowiezienie PiS-owskiej „krainy łagodności” do jesiennych wyborów. Pierwsza od
ośmiu lat kampania wyborcza Prawa i Sprawiedliwości, której twarzą nie był
Kaczyński, okazała się też pierwszą kampanią jednoznacznie wygraną przez PiS.
Jednocześnie pozycja prezesa nie jest w jakikolwiek sposób kontestowana przez
tych, którymi Kaczyński się skutecznie zasłania. W tej sytuacji pozostawało
tylko strategię z kampanii prezydenckiej Dudy przed jesiennymi wyborami
powtórzyć, aby PiS rozpoczęło rok 2016 tak, jak rozpoczynało rok 2006 - mając
całą władzę nad Polską; prezydenta, premiera, większość parlamentarną i służby.
Prezydencki wynik Kukiza, a nawet
bardziej dynamika wzrostu poparcia dla jego jeszcze nieistniejącej partii, ten
plan już pokrzyżowały. Wzrasta ryzyko, że „kraina łagodności” zostanie pożarta
przez antysystemowca w skórze, wygadującego w czasie kampanii rzeczy, na które
nawet Mariusz Kamiński rzadko publicznie sobie pozwalał. A Macierewicz, który
sobie na gorsze rzeczy pozwalał, robił to w przyparafialnych salkach na głębokiej
prowincji - nie przed kamerami „mainstreamowych” telewizji, które Kukiz tak
lubi otwarcie poniżać.
Odpowiedzią PiS na tak mocną obecność
innego antysystemowca w kampanii będzie (podobnie jak przy okazji wyborów
prezydenckich z 2010 i 2015 roku) prowadzenie dwóch równoległych kampanii.
Jednej oficjalnej - pełnej uśmiechów i gestów otwarcia. I drugiej nieoficjalnej - prowadzonej przez
„niepokorne media” i „prawicowe zaplecze społeczne”, czyli bojówki
rozbijające wiece konkurentów. Ta druga kampania może konkurować z kampanią Kukiza. Będzie pełna nienawiści i insynuacji, od których Beata
Szydło w razie konieczności zawsze się zdystansuje.
PiS przygotowuje też uderzenia
mające demaskować Kukiza, a jeszcze bardziej jego zaplecze, jako
antysystemowców tylko pozornych, którzy w rzeczywistości od dawna uczestniczą w systemie.
Wręcz budowali najbardziej patologiczne układy. Daje się to pokazać bez trudu,
bo faktycznie nie ma w polskiej polityce samorządowej bardziej smętnej ekipy
niż grono najbliższych dzisiaj współpracowników Kukiza, którzy od lat obsadzali
samorząd i spółki miejskie w Lubinie - mieście utrzymywanym przez KGHM,
najbogatszą spółkę skarbu państwa, w której od lat dochodziło do skandali na
styku polityki, biznesu i związków zawodowych.
Te dość oczywiste tropy, mające
kompromitować Kukiza, są już dziś „ujawniane” przez prawicowe media i
prawicowych blogerów (Matka Kurka). Szybko trafiają też na łamy „W Sieci” i do
portalu wPolityce.pl,
gdzie stają się obiektem zatroskanych analiz
braci Karnowskich i Piotra Skwiecińskiego.
Kaczyński już się jednak pogodził
z tym, że przez Kukiza jego szanse na samodzielne rządzenie maleją. Przygotowuje
zatem dwie strategie na okres po jesiennych wyborach. W zależności od tego,
czy - jak powiedział mi anonimowo pewien „konserwatysta” zbliżony do PiS -
„będzie grany wariant PO-PiS pod władzą Kaczyńskiego, czy wariant antysystemowy będący powtórzeniem koalicji z
Lepperem”.
Jeśli (albo dopóki) grany będzie
wariant pozyskiwania bardziej centrowych wyborców, próba rozbicia i
wchłonięcia osłabionego aparatu Platformy, oferta współpracy zostanie złożona
nie samemu Kukizowi, ale ludziom z jego zaplecza. Szczególnie tym bardziej
umiarkowanym, którzy trafili tam z otoczenia Dutkiewicza i dolnośląskiej PO.
Kaczyński jest przekonany, że oni
sami uważają Kukiza za niestabilnego wariata. I chętnie „pójdą w PO-PiS”
Kaczyńskiego (Dudy, Gowina, Ujazdowskiego, Jurka, Królikowskiego,
Biernackiego...). Będzie się ich przekonywać argumentem: „Przecież wiecie, że
Kukiz jest rąbnięty, a wy chcecie rozsądnej, konserwatywnej, pro- państwowej
zmiany”.
Przygotowywani są już ludzie i
strategia takiego zjadania koalicyjnej przystawki. Kluczową rolę ma tu do
odegrania Kazimierz Michał Ujazdowski. Jest dziś euro- parlamentarzystą, ale
wielu europosłów polskich partii pobiera diety w Brukseli, ale politykę uprawia
w Polsce. Ujazdowski od dawna budował własne, młode, konserwatywne zaplecze we
Wrocławiu i na Dolnym Śląsku. Startował
stamtąd w wyborach, a kiedy przez moment próbował się uniezależnić od
Kaczyńskiego i założył inicjatywę Polska XXI, miał nadzieję na utworzenie
wspólnej listy z Rafałem Dutkiewiczem. Ludzie, z którymi miał wtedy kontakt -
na obrzeżach prezydenta Wrocławia i na obrzeżach dolnośląskiej Platformy -
obrażeni zawartą nad ich głowami koalicją Dutkiewicza z Tuskiem, ciążą teraz w
stronę Kukiza albo już Kukiza poparli. Jednocześnie są konserwatywni
obyczajowo, liberalni gospodarczo, elitarni i eleganccy. Zatem konserwatywny
Ujazdowski i jego kontakty będą do ich pozyskiwania przydatne.
Ale Kaczyński przygotowuje też wariant
twardo antysystemowy, będący powtórzeniem rozgrywki z Lepperem. W tym
scenariuszu Kukiz zostaje wicepremierem - użytym (jak kiedyś Lepper) do
uwiarygodnienia władzy PiS jako formacji radykalnej zmiany, która wyraża gniew
ludu. Kaczyński nie będzie entuzjastą dania Kukizowi JOW-ów ani likwidacji
finansowania partii z budżetu, ale w zamian za to zaoferuje mu możliwość bycia
twarzą społecznego gniewu, rozliczania elit, uderzenia w instytucje i ludzi
mainstreamu. Wszystko pod hasłem: „Niech się chłopak wykrzyczy”.
Jednak w tym samym czasie
rozpocznie się głębokie skanowanie Kukiza i ludzi z jego zaplecza za pomocą
kontrolowanych już przez Kaczyńskiego służb. Bo oczywiście „Pawełkowi” można
dać wszystko oprócz CBA, ABW, MSW i Ministerstwa Sprawiedliwości. A ponieważ
zaplecze Kukiza - szczególnie jego ludzie z Lubina i sprzyjający mu biznesmeni
narodowcy - jest na taki skaning wyjątkowo wrażliwe, pozwoli to w odpowiednim
momencie złożyć wielu z nich propozycje nie do odrzucenia, takie jakie 10 lat
temu PiS złożyło wielu osobom z zaplecza Andrzeja Leppera.
Platforma
antysystemowa od zawsze
Ale swój scenariusz rozegrania
Kukiza przygotowuje także Platforma. Nie ma w nim na razie wariantu pozyskania
samego lidera, choć wszyscy politycy Platformy otrzymali twardy zakaz odpowiadania
na najbardziej nawet brutalne zaczepki Kukiza.
Jednak PO ma pomysł na dotarcie
bezpośrednio do zaplecza rockmana-polityka. Tu kluczem jest Grzegorz Schetyna i
jego niezłe kontakty z dysydentami z dolnośląskiej Platformy. Ich pozyskiwanie
byłoby elementem pakietu, w którego skład wchodziłoby wzmocnienie pozycji
Schetyny w PO.
Schetyna był takim samym wrogiem
układu Tusk-Dutkiewicz, jak najbardziej prawicowi i najbardziej antyplatformerscy
ludzie prezydenta Wrocławia. Z innych oczywiście powodów - dlatego że ta
koalicja była skierowana przeciwko niemu. Ale wielu byłych ludzi Dutkiewicza,
a także wielu byłych ludzi PO, którzy przy okazji dealu Tuska z Dutkiewiczem
utracili swoje pozycje, mogłoby powrócić do dolnośląskiej Platformy, gdyby
miejsce lidera odzyskał tam Schetyna. No i gdyby zagwarantował im odzyskanie
pozycji.
Jednak kluczowa w strategii
Platformy ma być próba pełnego wchłonięcia programowych haseł Kukiza,
przejęcie jego sztandarów - czyli JO W-ów i postulatu odcięcia partii
politycznych od finansowania z budżetu. Widzieliśmy to już między pierwszą i
drugą turą prezydenckich wyborów, ale teraz ta tendencja jeszcze się nasiliła,
a do prezydenta Komorowskiego - komplementującego Kukiza i jego wyborców -
dołączyli Ewa Kopacz, Andrzej Halicki i praktycznie wszyscy poważniejsi liderzy
PO.
Główną rolę ma tu odegrać kampania
referendalna, połączona z perspektywą radykalnego odwrócenia przez Platformę
sojuszy. PO przystąpi do tej kampanii, uderzając nie tylko w PiS, ale także w
PSL i SLD - jako partie starego systemu broniące się przed JOW-ami i przed
likwidacją finansowania z budżetu. Dla tych dwóch ugrupowań realizacja
kukizowych projektów oznaczałyby ich koniec.
Wszystko to będzie połączone z
odnowieniem oblicza Platformy, czy raczej powrotem do tej Platformy z 2007
roku. Powrót do źródeł, „o których słusznie przypomnieli nam młodzi wyborcy
Kukiza”.
Cena gry z wariatem
Oba scenariusze - PiS i PO - mają
dwie słabe strony. Po pierwsze zakładają, że Kukiz będzie tylko przystawką
(nawet jeśli nieco do strawienia trudniejszą), bo jego wynik będzie poważny,
ale słabszy od wyniku PiS i PO - być może znacząco. Jednak tendencja sondażowa
jest dziś całkiem inna, choć oczywiście nie wiadomo, czy się utrzyma, kiedy
zamiast ogólnych okrzyków Kukiz zaproponuje konkretny program (tego da się
uniknąć nawet w kampanii) i listy wyborcze pełne ludzi przypadkowych albo wręcz
kreatur (tego uniknąć się nie da).
Po drugie wszystkie te strategie
umizgów PiS i PO do Pawła Kukiza, do jego aparatu, elektoratu i haseł, przy
jednoczesnym radykalizowaniu się antysystemowego języka samego Kukiza (czyli
jego bluzgów pod adresem wszystkiego, na co jest akurat wkurzony) wzmacniają
jego pozycję, legalizując go w oczach coraz większej liczby wyborców. Tych z
obszaru PiS, tych od PO, tych wcześniej
niegłosujących, najmłodszych... To jest ryzykowne, ponieważ sam Kukiz jest
kandydatem bardzo wysokiego ryzyka.
Ludwik Dorn - w końcu fachowiec w
kwestiach populizmu - słusznie nazwał Kukiza „kandydatem beztreściowego hej-
tu” najgroźniejszym dzisiaj dla polskiej polityki i polskiego państwa.
Ja sam (choć mam z Kukizem wspólnych
postkontestacyjnych i postpunkowych znajomych, dzięki którym miałem okazję
śledzić meandry estradowej kariery byłego wokalisty Piersi) wątpliwą przyjemność
rozmawiania z nim osobiście miałem tylko raz, przed dwoma laty, przy okazji
robienia z nim dużego prasowego wywiadu. Był to akurat okres jego najbliższej
współpracy z Piotrem Dudą i Solidarnością.
Chwalił się wówczas - a nie jest to niedyskrecja, gdyż
podobne rzeczy mówił wielu ludziom - że namawia górników i Dudę, aby wzięli
dynamit z kopalń, za barykadowali się w budynku Sejmu i zagrozili, że wysadzą
wszystko w powietrze, jeśli rząd nie ustąpi. Właśnie dlatego Piotr Duda zaczął się wtedy wobec niego dystansować,
uznając, że dalsza współpraca skompromituje związek.
Wszyscy, którzy Kukiza znają nieco
bliżej, wiedzą, że jest specyficzną mieszanką furiata ze spryciarzem, który
sprawnie gra swoimi domniemanymi krzywdami, na zasadzie „wybili, panie, wybili,
za wolność wybili” (czyli: „nie puszczali kawałków z płyty”, „dręczyli
rodzinę”). Jest przez to najbardziej skutecznym, autentycznym, a także
najbardziej ponad klasowym i ponadpokoleniowym reprezentantem społecznego
gniewu spośród tych, którzy nam się do tej pory trafili (Tymiński, Lepper...).
Każdemu (najmroczniejszym typom) wydaje się, że może nim zagrać, ale też każdy
może się na próbie grania Kukizem przejechać. A już najbardziej może
przejechać się Polska.
CEZARY MICHALSKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz