Słowo
niby jest angielskie, ale do polszczyzny przyrosło tak błyskawicznie, jak by jego
korzenie były arcypolskie. Hejt.
Ostatnio słychać wiele głosów
podziwu dla „fantastycznej” kampanii Andrzeja Dudy w internecie. Zdecydowanie
mniej słychać o tym, na czym owa rzekoma fantastyczność polegała. A polegała na
tym, że na partyjną komendę miesiącami obrzucano Bronisława Komorowskiego
wszelkimi możliwymi obelgami. Cham, prostak, półgłówek, obciachowiec, burak.
Obrońcy czci prezydenta wszech czasów, świętej pamięci prezydenta profesora
Lecha Kaczyńskiego, wylali na głowę zdrajcy, Komoruskiego i WSI-owego
prezydenta, hektolitry pomyj. „Fantastyczna” kampania była więc w największym
skrócie najbardziej zmasowaną operacją zniesławiania i demolowania czyjegoś
wizerunku.
Nie da się zaprzeczyć, że kampania
prezydenta była rzeczywiście fatalna, ale prawdopodobnie nie przegrałby on
wyborów, gdyby nie nasz - skoro już się bawimy w anglicyzmy - hejt industry. Operacja była zaplanowana i skutecznie wyegzekwowana.
Tysiące tweetów (Twitter
został już u nas skutecznie opanowany przez
prawicę) i wcale nie egzotyczne, a wręcz naturalne trio nienawistnego portalu
wPolityce.pl, pozornie apolitycznego pudelka i expressowego superbrukowca wykonywały robotę metodycznie i bez
skrupułów. Trio nie jest zresztą nowe. Ta specyficzna koalicja niezdolnych, a
dokładniej zdolnych do wszystkiego, działa od dawna. Kto podnosi rękę na
partię Jarosława z Warszawy, komu nie podoba się wersja patriotyzmu serwowana
przez komsomolskich proPiS-owców, dostaje w łeb.
Dotyczy to nie tylko
Komorowskiego. Działające przeciw niemu komando nienawiści już wcześniej
wielokrotnie wykonywało operację niszczenia ludzi i miażdżenia ich reputacji.
Maciej Stuhr i Jerzy Stuhr obrywali za niesłuszne filmy; Tomasz Karolak - za
opowiedzenie się za niesłusznym kandydatem. Krystyna Janda - za wyrażenie obaw przed
powrotem rządów PiS; Marian Opania - za to, że ważył się nie chcieć zagrać
Lecha Kaczyńskiego; Paweł Pawlikowski - za „obrażanie Polaków” i nakręcenie
„Idy” zamiast epopei o rotmistrzu Pileckim, itp., itd. Ofiar będzie więcej i to
wkrótce, bo brunatni komsomolcy rozpędzają się, czując, że nadchodzi czas
zemsty za to, że tak długo ich nie doceniano i nie podziwiano. Stanowiska, jakie
dostali od braci Kaczyńskich w latach 2005-2007, to jednak mało. A przecież
dorosło kolejne pokolenie oburzonych, że sukces odnieśli inni.
Niektórzy miłośnicy internetu
twierdzą, że jego wyroki są wprawdzie subiektywne i arbitralne, ale z mocy
liczebności sędziowskiego składu nadawana jest im moc obiektywizmu. Skoro
więc internet uznaje, że Komorowski jest obciachowy, to wyrok jest ostateczny,
apelacji nie ma.
Sęk w tym, że cala masa internautów
nie ma zielonego pojęcia, iż opinia o tym, że ktoś jest obciachowy, rodzi się
absolutnie niespontanicznie, a tratowanie delikwenta, sprawiające wrażenie
oddolnego, jest odgórne. W efekcie okazuje się, że obciachowy jest Komorowski,
a bełkoczący bez ładu i składu Kukiz albo składający kuriozalne obietnice Duda
są nieobciachowi. Więcej, są fajni i nowocześni, najbardziej, gdy zapowiadają,
że spuszczą komuś manto albo zapuszkują na dwa lata za in vitro.
Swoistym paradoksem naszej
polityki jest to, że im bardziej obciachowa jest jakaś partia albo ruch, tym
bardziej „fantastyczna” jest jej operacja internetowa. Sądząc po
efektywności owej operacji, Polska
przestałaby być obciachowa, gdyby tylko pełnię władzy przejęli Kaczyński,
Kukiz i Korwin, bo właśnie ich (bardziej lub mniej sformalizowane) ugrupowania
są w internecie najsprawniejsze. Trudno byłoby w owym kochającym myślowe
skróty, sylogizmy, równie proste co głupkowate formułki, internetowym
dyskursie wyłożyć, że byłyby takie rządy obciachowe totalnie, a z Polski
uczyniłyby europejskie pośmiewisko - przezabawny kołtuński skansen podlany
naftaliną, sosem ksenofobii, anty feminizmu i pokropiony święconą wodą. To,
czy kołtuneria przywdziałaby modny garniturek, muszkę lub skórzaną kurtkę,
miałoby znaczenie drugorzędne.
Oczywiście pojawiają się różne
pomysły przeciwstawienia się sterowanemu i zmasowanemu hejtowi. Po stronie,
nazwijmy ją, liberalnej, słychać głosy, że tu trzeba wet za wet. W sieci
powinny się więc pojawić setki tysięcy wpisów, postów, tweetów, że Duda to
bezkręgowiec, Kaczyński - paranoik, Kukiz - szaleniec, a Korwin - pomyleniec.
Uważam, że to myślenie błędne. Trudno byłoby zagonić normalną dziatwę do takiej
partyjniackiej roboty, którą tak chętnie wykonują prawicowi dziewczęta i
chłopcy.
Jakie jest więc wyjście? Obawiam
się, że jedynym może się okazać skonfrontowanie wirtualu z realem. Bossowie
„spontanicznych” internautów muszą po prostu przejąć władzę. Dopiero wtedy
okaże się, czym jest prawdziwy obciach. W życiu będzie smutno, za to w
internecie będzie zabawnie jak cholera.
Tomasz Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz