czwartek, 25 czerwca 2015

Porcelana




Małgorzata Kidawa-Błońska zostaje marszałkiem Sejmu. Formalnie Drugą Osobą Rzeczpospolitej. Jej polityczna kariera jest jak wielosezonowy serial, pełna flaut, od czasu do czasu równoważonych nagłym zwrotem akcji.

Te filmowe porównania są nieprzypadkowe, bo Małgo­rzata Kidawa-Błońska ze świata filmu się wywodzi. Jest żoną reżysera Jana Kidawy-Błońskiego i matką mon­tażysty Jana juniora. Już w latach 80. pracowała w re­dakcji literackiej Studia Filmowego im. Karola Irzykowskiego, a 20 lat temu założyła wraz z mężem spółkę Gambit Production, w której odpowiadała za produkcję filmów, programów telewi­zyjnych i reklam.
W 2005 r,, gdy na ekrany kin wchodził jeden z najsłynniej­szych filmów w reżyserii jej męża 
(i współprodukcji rodzinnej spółki) „Skazany na bluesa, pani producent, która już wcze­śniej była radną warszawską, została wybrana do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej. Przez kolejne siedem lat szefowała warszawskim strukturom partii.
Ludzie, którzy ją znają - obojętnie koalicja, opozycja czy przy­jaciele domu - mówią, że pani Małgorzata jest zrównoważona, pełna taktu i estetycznego smaku, i że nie okazuje emocji; po pro­stu bardzo dobrze wychowana pani z dworku. Dziennikarzom, którzy przez lata jej obecności w polityce poszukiwali choćby rysy na tym wizerunku, Małgorzata Kidawa-Błońska w końcu sama przyznała się do życiowego ekscesu: raz tak zdenerwowała się na męża i syna, że rzuciła porcelanowym talerzykiem o podłogę; w pierwszej chwili poczuła ulgę, lecz zaraz potem żal, ponieważ talerzyk ten był pamiątką po prababci.

Dom
Małgorzata Grabska urodziła się w Warszawie (w 1957 r.) i przez całe życie mieszka w tym samym domu po dziadkach w Ursusie. Dom jest - mówią ci, którzy tam bywali - emanacją zasobnego, wielopokoleniowego zasiedzenia; wypełniony antykami, z obra­zami malowanymi przez babcię Zofię Wojciechowską-Grabską i fotografiami przodków na ścianach. Podobno w gabinecie pani rzecznik rządu, która właśnie zostaje marszałkiem Sejmu, obok pradziadków w surdutach i letnich strojach ogrodowych, są rów­nież plakaty z filmów Jana Kidawy-Błońskiego „Skazany na bluesa” i „Różyczka”. Widać, że pani domu kocha to miejsce, kocha rów­nież - jak przyznaje w wywiadach - góry, ogród i operę. I bluesa, a zwłaszcza grupę Dżem, więc Kidawowie-Błońscy (przyjęli for­mę nazwiska z odmianą) to rodzinne siedlisko zastawili w banku na początku lat dwutysięcznych, aby dokończyć realizację filmu o Ryśku Riedlu, legendarnym wokaliście Dżemu.
Panna Grabska - prawnuczka Władysława Grabskiego, dwu­krotnego premiera i autora reformy walutowej z 1924 r., oraz Sta­nisława Wojciechowskiego, prezydenta Rzeczpospolitej - córka Wojciechowskiego Zofia w 1927 r. wyszła za mąż za syna Grab­skiego Władysława Jana. Władysław Jan Grabski, pisarz i poeta, oraz jego żona Zofia, artystka malarka, absolwentka Warszaw­skiej Szkoły Sztuk Pięknych, to dziadkowie Małgorzaty. Jej ojcem jest Maciej Władysław Grabski, profesor nauk technicznych Poli­techniki Warszawskiej i wieloletni były prezes zarządu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, a matką nieżyjąca już Helena Grabska, pracownica Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa i mi­strzyni Polski we florecie z 1953 r. (właśnie w klubie sportowym Kolejarz poznali się z przyszłym mężem Maciejem], która po ślu­bie poświęciła się prowadzeniu domu.
Panna Małgorzata Grabska skończyła liceum im. Hoffmanowej, a w 1983 r. socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Przodkami chwali się dziś na stronie internetowej.
Dom Kidawów-Błońskich został kupiony w 1926 r. przez pra­dziadków pani rzecznik dla jej dziadków - częścią działki było gospodarstwo ogrodnicze na wypadek, gdyby ci artyści, pisarz i malarka zechcieli lub byli zmuszeni porzucić sztukę dla zajęcia przyziemnego, a przynoszącego konkretny dochód. Od tej pory dom ten - jak często mówi Małgorzata-jest centrum jej świata. Pełen wspomnień. Wśród nich i takich: do najwspanialszych przy­wilejów dzieciństwa Małgosi należało przykrywanie dziadkowi nóg pledem lub wybieranie dlań fajki, którą mógłby pykać po popołu­dniowej herbatce na tarasie.


Film
Jak pewnie większość dziewczyn z dobrych domów, w mło­dości Małgorzata Grabska zafascynowała się filmem i teatrem, jednak-jak podkreślała potem w wywiadach - nie miało to nic wspólnego z buntem młodzieńczym; potrzeby buntu nie od­czuwała. Chodziła zatem na zajęcia w warszawskiej szkole teatralnej jako wolny słuchacz z ciekawości, ponieważ nie chciała zostać aktorką. Co prawda miało się wkrótce okazać, że film jednak będzie jej pełnoetatową pracą, ale też, że przy filmach można pracować na wiele innych sposobów, niż tylko w nich grając.
Jan Kidawa-Błoński, świeżo upieczony reżyser po łódzkiej Filmówce, pojawił się w życiu Małgorzaty Grabskiej na początku lat 80., na imprezie z okazji jej urodzin. Zdarzenie miało miejsce w wielopokoleniowym siedlisku Grabskich, należałoby więc nazwać je raczej wieczorkiem towarzyskim. A konkretnie –jak później sam mówił w wywiadach, kiedy jego żona robiła już poważną karierę polityczną - Janek przybył na wieczorek w charakterze prezentu dla Małgosi; znajomi go namówili, żeby pojechał z nimi do nieznanej dziewczyny na urodziny. Mówili o niej pół żartem, pół z podziwem: „panienka z dworku”.
Pobrali się w 1983 r., trwał stan wojenny, cztery lata starszy od żony Jan miał na sobie tego dnia za małe buty z darów - nie było butów w sklepach. W podróż poślubną pojechali do Zako­panego. Kidawa-Błoński był właśnie w trakcie kręcenia debiutu „Trzy stopy nad ziemią”, później wielokrotnie nagrodzonego - tymczasem jednak nie zarabiał za tę pracę ani grosza, a nawet trafił z planu wprost do szpitala z powodu wygłodzenia.
Pochodzili z dwóch różnych światów, co znajomi natych­miast zauważyli. On z Chorzowa, nazywany czasem przez dziennikarzy „chłopakiem z familoków”, sąsiad i stryj samego Ryśka Riedla z Dżemu, o którym za 20 lat nakręcą wraz z Mał­gosią film. Więc z jednej strony nigdy nie do końca trzeźwe fil­mowe towarzystwo Jana, a w nim nagle - jak mówią ich znajomi z tamtych lat - przepiękna Małgosia z klanu przedwojennych premierów, prezydentów i profesorów; istna ostoja trzeźwo­ści i rozsądku. Jej doskonała polszczyzna, jej urocza naiwność w zetknięciu ze światem niezdrowo żyjących, biedujących po­tomków proletariuszy.
Wielokrotnie ich o ten mezalians pytano, ale nigdy Kidawo- wie-Błońscy nie przyznali, że mieli jakiekolwiek poczucie zde­rzenia światów w małżeństwie. Katarzyna Gintowt, graficzka malarka, przyjaciółka rodziny, potwierdza, że nigdy nie dało się tego wyczuć w ich towarzystwie - zresztą nadal nikt oprócz Małgorzaty nie wie, czy ma ona tytuł szlachecki; nie jest kimś, kto chciałby takie rzeczy podkreślać. Być może tylko mama Małgorzaty martwiła się z początku, że Janek ma taki niekonkretny zawód, ale tata Małgorzaty od razu Jana po­kochał. Potwierdzają to obecni znajomi pary, a także dziennikarze, którzy nie mają żadne­go interesu w kreowaniu pozytywnego obrazu ustępującej rzecznik rządu - Jan i Małgorzata są małżeństwem wyjątkowo udanym.

Polityka
Gdy pytać ludzi znających Małgorzatę Kidawę-Błońską, opinie na jej temat ułożą się w laurkę - nieskazitelne maniery damy, spokój, świetnie dobrane ubrania i fryzu­ry, powściągliwy uśmiech. Podobno pani marszałek jest w stanie poznać tytuł dzieła muzycznego po pierwszych taktach, a mar­kę porcelany bez zerkania na spód zastawy.
Katarzyna Gintowt mówi, że zanim Kidawa-Błońska weszła do polityki i zaczęła w niej awansować, przyjaciele nie podejrze­wali, że kiedykolwiek podejmie taką życiową decyzję - dla niej najważniejsze były rodzi­na i dom. Świetnie gotuje, często zapraszała przyjaciół - teraz ma mniej czasu, tęsknią za nią. Okazało się, że świetnie sobie w poli­tyce radzi - zmieniła tylko zauważalnie styl ubierania, zamiast stylu nazywanego przez nią „krakowskim”, czyli ubrań luźnych i wygodnych, pojawiać się zaczęła w szy­tych na miarę garsonkach. Funkcja zobowiązywała. Zawsze była twarda i rozsądna, przyjaciółki wspominają, jak potrafiła je pocieszyć słowami: my, kobiety, zawsze sobie damy radę. Przecież w tym kraju mężczyźni zawsze byli na Sybirze albo in­ternowani, a kobiety musiały sobie radzić ze wszystkim same.
Dziennikarze dodają jeszcze jej solidność - ponieważ odbie­ra telefony, w przeciwieństwie do Pawła Grasia, poprzednika na stanowisku rzecznika rządu, a jeśli nie odbierze, to od- dzwoni - i poczucie humoru. Jej automatyczna sekretarka te­lefoniczna zawiadamia, że Kidawa-Błońska nie może odebrać, bo właśnie szuka telefonu w torebce. To prawda, że szuka. Sama mówi w wywiadach, że dziadek ją nauczył, że jak nie wie się, co powiedzieć, trzeba powiedzieć prawdę.
Z drugiej strony są opinie o niej emocjonalnie letnie - Paw­ła Poncyljusza, że jak coś wie, to mówi mądrze, a jak nie wie, to się nie odzywa. Macieja Strzembosza, że ma cenną w polity­ce umiejętność ukrywania własnych myśli. Pawła Piskorskiego, że cieszy się z nominacji Kidawy-Błońskiej na marszałka Sejmu, na pewno nie popełni ona błędów przez cztery miesiące sprawo­wania funkcji do październikowych wyborów. Piskorski dodaje jeszcze, że nowa pani marszałek mimo swej olbrzymiej pozycji politycznej nie ma zaplecza w partii i od początku kariery poli­tycznej zdana jest na trwanie przy promotorach. Bunt nie leży w jej charakterze.
Paweł Piskorski poznał Małgorzatę Kidawę-Błońską przez jej męża, który realizował spoty telewizyjne dla Unii Wolno­ści, a potem Platformy Obywatelskiej. Wspaniała, serdeczna i inteligentna pani, bywali u siebie w domach; Piskorski mówi, że zaprosił ją do warszawskiej polityki pod koniec lat 90., zosta­ła radną. A w pierwszej połowie dwutysięcznych, po głośnym odejściu Piskorskiego z PO, Kidawa-Błońska głosowała za usu­nięciem jego stronników z Rady Miasta. Frakcyjnie związała się z Tuskiem i od tej pory już zawsze pozostawała w głównym nurcie Platformy. Zresztą - mówią ci, którzy ją znali z pracy filmowej - na planach filmowych też się nie narzucała ze swoją wizją, wystarczała jej mocna rola wspierająca w produkcji.
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, była pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania, obecnie europarlamentarzystka, która pracowała z Kidawą-Błońską w sejmowym zespole przy projekcie ustawy o in vitro, dodaje, że jest ona solidna, uczci­wa i pracowita, szuka porozumienia, otacza się dobrymi merytorycznie ludźmi, ma au­torytet w klubie. W rankingach POLITYKI na najpracowitszych posłów Małgorzata Kidawa-Błońska rzeczywiście zawsze była w czołówce. Praca nad projektem ustawy o in vitro to jej najbardziej znana aktyw­ność sejmowa - pod przewodnictwem Kidawy-Błońskiej powstał projekt bardziej li­beralny niż ten Jarosława Gowina. To wtedy spadły na jej głowę gromy ze strony Kościoła i środowisk prawicowych. „Nasz Dziennik" pisał, że posłanka promuje „śmiercionośne projekty legislacyjne”, Kościół w osobie ar­cybiskupa Henryka Hosera straszył zwo­lenników in vitro ekskomuniką. Słowa ostre i bolesne, mocno je przeżywam - mówiła wtedy publicznie Małgorzata Kidawa-Błoń­ska, wierząca, o głęboko katolickich korze­niach rodzinnych.
Na pierwszy plan polityki krajowej Małgo­rzata Kidawa-Błońska wypłynęła w 2010 r., kiedy po katastrofie prezydenckiego samo­lotu w Smoleńsku została rzeczniczką kam­panii prezydenckiej Bronisława Komorow­skiego, a w kolejnym roku kampanijną rzeczniczką PO przed wyborami do parlamentu. Jednocześnie pełniła - jak mówią w PO - rolę nieformalnego rzecznika klubu parlamentarne­go partii.

Wyrzuty
A skoro już wyszła na pierwszy plan w tym politycznym fil­mie, musiała się liczyć z tym, że będzie krytykowana. Gazety publikowały jej wypowiedzi: że w polityce nie ma przyjaźni; że posłowie nie powinni zastępować prokuratury, tworząc ko­misje śledcze - to w kontekście afery Amber Gold; że niektórzy ludzie wybrali styl życia polegający na chodzeniu i grzebaniu w śmietnikach. Zarzucano jej także, że zbyt beznamiętnie przyjęła raport MAK o katastrofie smoleńskiej w 2011 r.: „ode­brałam to ze spokojem, nie usłyszeliśmy nic, o czym wcześniej byśmy nie rozmawiali”.
W 2011 r. „Gazeta Polska” opublikowała zdjęcie młodziutkiej Małgorzaty Grabskiej z Ryszardem Gontarzem, funkcjonariu­szem SB i UB, który jako dziennikarz brał udział w nagonce antyżydowskiej w 1968 r. Na zdjęciu wyglądali na zaprzyjaź­nionych. Fotografia pochodziła z planu filmu „Zamach stanu” w reżyserii Ryszarda Filipskiego według scenariusza Gontarza. Film ten, jak później pisano, pokazywał zamach majowy Józefa Piłsudskiego z 1926 r. zgodnie z zamówieniem peerelowskiej propagandy. Co robiła na planie ta dziewczyna z domu pełnego endeckich tradycji państwowotwórczych? Małgorzata Kida­wa-Błońska wybrnęła z kłopotu wizerunkowego z charaktery­stycznym dla siebie czarem: mówiła, że nie miała pojęcia, kim jest Ryszard Gontarz, a film interesował ją wyłącznie jako pra­wnuczkę prezydenta Wojciechowskiego, który w wyniku zama­chu Piłsudskiego złożył dymisję. Więcej do tematu nie wracano.
W 2014 r. Małgorzata Kidawa-Błońska została rzeczniczką rządu Donalda Tuska, a rok później rządu Ewy Kopacz. Te­raz będzie marszałkiem Sejmu. Co prawda w PO mówi się, że kandydatury nie konsultowano z klubem partii, lecz od razu „wrzucono" do mediów jako pewniaka. Z drugiej strony jed­nak, dlaczego klub nie miałby poprzeć damy, której głównym przewinieniem pozostaje nieprzemyślany rzut porcelanowym talerzykiem po babuni?

Marcin Kołodziejczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz