Ofiara wielkiej
polityki czy oszust? Mściciel, który szkaluje 0 niszczy wrogów, czy hojny
przedsiębiorca, który pomaga pokrzywdzonym przez los? Kim jest człowiek, który
opublikował akta ze śledztwa w sprawie tzw. afery taśmowej i przemeblował rząd?
RENATA KIM, RAFAŁ GĘBURA
Trudno
opowiedzieć historię Zbigniewa Stonogi, tyle w niej wątków - wzdycha człowiek,
który od miesięcy śledzi działalność warszawskiego przedsiębiorcy w sieci. Nazwiska
nie poda, bo wie, czym się kończy podniesienie ręki na Stonogę: wytoczy proces,
a potem oszkaluje na Facebooku.
Przykład? Kiedy rzeczniczka Prokuratury
Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur poinformowała o wszczęciu śledztwa w
sprawie wycieku akt, Stonoga oskarżył ją o powiązania z bandziorem z
wołomińskiej mafii. Podobnie zaatakował Mariusza Sokołowskiego, rzecznika KG
Policji, gdy ten poinformował, że przeciw Stonodze toczy się 29 spraw karnych
i kilka cywilnych. Biznesmen zareagował błyskawicznie: w świat poszła
informacja, że policjant to zwykły oszust, a do tego dziwkarz i pijak. -
Dowiedziałem się o sobie tylu rzeczy, że włos się na głowie jeży - mówi
Sokołowski. - Niedługo spotkamy się w sądzie.
- Stonoga bierze jakiś fakt,
dorzuca do niego kalumnie i preparuje z tego historię, która ma pozory prawdy.
To jego sposób działania - mówi Wacław Podolski, przedsiębiorca z Krakowa,
który twierdzi, że został oszukany przez biznesmena. Kiedy o jego sprawie (o
czym później) napisał jeden z prawicowych portali, Stonoga oskarżył jego redaktorów
o sprzyjanie stalinowskiemu prokuratorowi. - Kiedy umarł Stalin, miałem
dziewięć lat. Owszem, po studiach pracowałem sześć miesięcy w prokuraturze, ale
nie byłem prokuratorem, tylko asesorem! A on mi zarzuca, że w latach 70.
zamykałem ludzi w więzieniach - tłumaczy Podolski.
- Jest bezkarny, bo wszyscy boją
się, że zacznie ich obrzucać błotem - mówi osoba, która też padła ofiarą
Zbigniewa Stonogi. Nazwiska nie poda, bo boi się o swoje życie. Stonoga mocno
je już uprzykrzył: nazywał śmieciem, przestępcą, a rodzinę mafią.
Tropiciel
Właśnie zaproponował warszawskim
paparazzim duże pieniądze za zdobycie zdjęć kompromitujących prokurator Renatę
Mazur, prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta oraz Jarosława Kuźniara z TVN24. „A specjalna cena za tego papa- rucha od Michnika -
Wojciecha Czucb- nowskiego” - napisał na Facebooku. Do zeszłego czwartku jego
konto „polubiło” blisko 500 tysięcy osób. Kiedy administratorzy je zamknęli,
założył kolejne i w kilka godzin zebrał 100 tysięcy lajków.
Odkąd opublikował akta śledztwa w
sprawie afery podsłuchowej (twierdzi, że znalazł je na chińskich serwerach),
jest rozrywany przez dziennikarzy. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na
e-maile. Kiedy w końcu udaje się z nim spotkać, żali się na sposób, w jaki go zatrzymano.
Późny wieczór, a do domu wpada kilkadziesiąt osób z okrzykiem „policja!”.
- Młodszy, 6-letni syn, strasznie
to przeżył. Dostał ataku paniki, szału. A oni siedzieli do północy, dopiero
potem zabrali mnie do prokuratury - opowiada. - Postawiono mi zarzut (mam go w
dupie), a potem wypuszczono - narzeka Stonoga.
W dupie - dodaje - ma też
policyjny dozór. Nie zamierza stawiać się na komendzie. Paszport skończył mu
się trzy lata temu, więc go nie odda. - A wyjeżdżał będę, bo do Berlina czy Monte
Carlo lubię sobie na dobrego szampana wyskoczyć - tłumaczy
Stonoga. Do winy się nie przyznał.
Więzień
Kiedy Danuta Hojarska, była posłanka
Samoobrony, usłyszała o najnowszej akcji Stonogi, zadzwoniła do jego żony.
Zapytała, kiedy ma kupić kwiaty na pogrzeb. Bo jest pewna, że Zbyszek zginie
jak Andrzej Lepper, w którego samobójstwo nie wierzy. Boi się, że Stonoga na
przykład będzie jechał samochodem i coś mu się stanie.
Poznała go 13 lat temu. Ona była w
Sejmie, on kręcił się koło Leppera. - Akurat zmarł mój mąż, a Zbyszek
przyjechał do mnie do Lubieszewa i jako jedyny ze znajomych zapytał, czy nie
potrzebuję pomocy. Dał mi 4 tysiące złotych na pogrzeb. Od tamtej pory mu ufam
- tłumaczy Hojarska.
Zaufania do Stonogi nie straciła
nawet wtedy, gdy trafił do więzienia. Za niewinność - mówi Hojarska - odsiedział
trzy i pół roku. On wiele wiedział, znał wszystkie duże afery, na przykład tę
związaną z prywatyzacją PZU. Był niewygodny, bo miał dokumenty na różnych
polityków. Jak chciał je ujawnić, to go zwinęli i zamknęli. I postawili mu
zarzuty: niespłacone kredyty, fałszowanie legitymacji, była nawet jakaś sprawa
o pedofilię - wylicza.
Nie sposób dowiedzieć się, za co
naprawdę siedział Stonoga. - Nie wiem i nie
mogę tego ustalić - rozkłada ręce
rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.
- To były czasy, kiedy nie
mieliśmy jeszcze elektronicznego repertorium - tłumaczy Marcin Łochowski,
rzecznik prasowy Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. - Po 10 latach akta są już w
archiwum.
Dzwonimy do Zakładu Karnego w Białymstoku,
w którym siedział Stonoga.
- Niestety nie mam takich
informacji - mówi rzecznik prasowy kpt. Michał Zagłoba. - Szerszą bazę danych
posiada Centralny Zarząd Służby Więziennej w Warszawie, ale uzyskanie takich
informacji ze względów formalnych jest prawie niemożliwe.
Pokrzywdzony?
Rok temu Stonoga nakręcił film
„Sejmowe więzienie”, w którym opowiedział własną wersję wydarzeń. Przekonywał,
że jest człowiekiem zniszczonym przez świat wielkiej
polityki.
Wszedł do niego w roku 2000. Miał
wtedy 26 lat i nieskończone studia prawnicze na UW, ale był już prężnym biznesmenem
- sieć sklepów RTV i AGD, spory interes poligraficzny. Miał też kontakty wśród
polityków.
I to przez nich - twierdzi -
popadł w kłopoty. Dostał intratne zlecenie: odzyskać pieniądze wyprowadzone ze
spółki Colloseum. Trafiły - twierdzi Stonoga - do polityków, sędziów i tajnych
służb. W dwa miesiące odzyskał od nich 171 min złotych.
„Zaraz potem (...) w moim domu
zjawiła się policja” - opowiada Stonoga w filmie. Wkrótce dowiedział się, że
wszczęto przeciw niemu 89 postępowań karnych w całym kraju. W Poznaniu
usłyszał zarzuty udziału w mafii paliwowej. W Częstochowie zarzut oszustwa. W
Katowicach jako szef Urzędu Marszałkowskiego miał zalegalizować samowolę
budowlaną - a przecież nie był nawet pracownikiem tego urzędu. Podkreśla, że
wszystkie sprawy były umarzane. A kiedy już nie było na niego żadnych haków,
został skazany za niespłacenie debetu na karcie kredytowej - na 3 lata i 6 miesięcy więzienia.
Tę sprawę pamięta Janusz
Kaczmarek, wtedy prokurator krajowy. - Moja zastępczyni twierdziła, że wyrok
dla Zbigniewa Stonogi jest niezgodny z prawem. Bo kwalifikował jego czyn jako
recydywę, a to nie była recydywa. Napisaliśmy kasację w jego obronie - wspomina.
Jesienią 2006 r. Stonoga został wypuszczony na wolność.
Wcześniej Kaczmarek usłyszał o nim
przy okazji afery PZU. - Zgłosił się do prokuratury w Gdańsku, mówiąc, że ma
ważne informacje. W żaden sposób nie pomógł, jego zeznania nie miały żadnej
wartości.
Przedsiębiorca
Specjalista ds. wizerunku Piotr
Tymochowicz poznał Stonogę jeszcze przed jego aresztowaniem, Andrzej Lepper
przedstawił mu go jako swego doradcę. Spotkali się ponownie bodaj w 2011 roku.
- Opowiedział mi wstrząsającą historię swojego życia. Tłumaczył, że przy
okazji windykacji długów Colloseum odkrył machinacje polityków zamieszanych w
tę sprawę. Lawina oskarżeń, jakie się na niego posypały, to była ich zemsta
- wspomina Tymochowicz.
Ta opowieść wydała mu się niewiarygodna,
ale na drugie spotkanie Stonoga przyszedł z aktami swoich spraw. - Pokazałem
je prawnikom, a oni zbaranieli. Mówili, że to historia bezprawia. A przede
wszystkim potwierdzili, że został w ponad 100 sprawach uniewinniony. Więc
kiedy upewniłem się, że nie konfabuluje, zgodziłem się go wykreować - opowiada
Tymochowicz.
Stonoga popadł akurat w kłopoty,
bo warszawska skarbówka odmówiła mu zwrotu podatku VAT za kupioną w Zamościu nieruchomość. Rozwścieczony,
wywiesił na ścianie swego salonu samochodowego baner: „Zamknęliśmy, bo wypierydolił
nas Urząd Skarbowy Warszawa Targówek. Na kwotę 1 900 000 zł. Dziękujemy Ci
zasrany fiskusie”. Sprytne, bo dzięki literówce nie można mu było zarzucić
obrazy urzędnika państwowego.
- Wrzuciłem ten baner na swoim Facebooku
i w jedną noc pobiliśmy rekord oglądalności - Tymochowicz opowiada, na czym
polegało „kreowanie” Stonogi.
Od tamtej pory stało się o nim
głośno. A on podtrzymywał zainteresowanie, produkując kolejne banery, w
których ogłaszał, że „pierydoli” fiskusa, złodziei z Wiejskiej, a nawet
„zasraną Polskę”.
Dziś na pytanie, skąd ma
pieniądze, odpowiada krótko: - Ukradłem Kaliszowi, Seremetowi i ukradnę
jeszcze Kuźniarowi. Proszony o powagę dodaje:
- Sprzedaję w ciągu roku około 7
tys. aut używanych, zarabiam kilkadziesiąt milionów złotych.
W Krajowym Rejestrze Sądowym wpisane
są trzy firmy, w których nazwie pojawia się słowo Stonoga, a ich siedziba
mieści się przy Modlińskiej, tam, gdzie komis Zbigniewa Stonogi. W kilku innych
spółkach - podaje „Forbes” - jest wspólnikiem, prokurentem albo komandytariuszem.
- To oznacza, że może nimi
zarządzać, ale nie ponosi żadnej odpowiedzialności finansowej - mówi
prawniczka, która zna wielu poszkodowanych przez niego ludzi.
Prokurent
- Poznałem go półtora roku temu i
to się skończyło dla mnie tragicznie - wzdycha Wacław Podolski, diler
samochodowy z Krakowa. - To oszust, Nikodem Dyzma to przy nim pikuś.
Było tak: Podolski podpisał akt
sprzedaży akcji Stonodze swej spółki Viamot SA. -
Wydaliśmy mu te akcje przed zapłatą, bo taki był jego warunek. W trzy miesiące
pozbył się całego majątku spółki i ogłosił jej upadłość - opowiada Podolski.
Komornik, który miał wyegzekwować należność, rozłożył ręce: Stonoga oficjalnie
nie ma żadnego majątku.
Piotr, biznesmen z Bieszczad, zna
to poczucie bezsilności. Kupił od Stonogi samochód pochodzący (jak się okazało)
z kradzieży. Musiał zwrócić 30 tysięcy złotych odszkodowania klientowi, który
go od niego nabył. - Zbyszek powinien mi te pieniądze zwrócić. Dostałem prawomocny
wyrok, ale komornik prawdopodobnie niczego nie ściągnie, bo wszystko jest
zapisane na jego żonę, a mają odrębność majątkową - opowiada.
Mówi jeden z naszych informatorów:
- Miał wiele spraw, chodziło o
duże pieniądze. Wszystkie zostały umorzone z powodu niemocy wymiaru sprawiedliwości.
Stonoga wykorzystuje możliwości, jakie daje prawo, by przedłużyć postępowanie
w nieskończoność. Potrafi złożyć wniosek o wyłączenie sędziego bez
jakiegokolwiek merytorycznego uzasadnienia, argumentując, że jest stronniczy,
Albo nie stawia się na kolejnych rozprawach, dostarczając zaświadczenie o
ciężkiej chorobie. A w tym samym czasie publikuje na Facebooku film, z którego
wynika, że ma się świetnie. Prokuratura i sądy nie potrafią korzystać z
narzędzi elektronicznych i internetu, co Stonoga perfidnie wykorzystuje -
dodaje nasz informator.
Kiedy rzeczniczka Renata Mazur z
prokuratury Warszawa-Praga wpisuje jego nazwisko do systemu, zawiesza jej się
komputer. Od 2005 roku pojawia się w 69 sprawach. - Większość była z jego
zawiadomienia. Głównie o to, że jakiś urzędnik był niemiły albo prokurator nie
tak na niego spojrzał - mówi.
Wbrew opowieściom, że każda jego
sprawa kończy się uniewinnieniem, Stonoga ma też na koncie wyroki skazujące.
W 2011 r, skazano go prawomocnie za groźby wobec funkcjonariusza publicznego i
znieważenie go, a rok później, też prawomocnie, za „doprowadzenie do
niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wyniku wprowadzenia w błąd”.
Dobroczyńca
- Dziwicie się, że Zbyszek zieje
nienawiścią? - pyta Danuta Hojarska. - Jak ktoś siedzi prawie cztery lata w
więzieniu za nic, to ma prawo być wściekły i rozgoryczony. Ale to dobry,
uczciwy człowiek. Wielu ludziom pomógł.
Sam Stonoga twierdzi, że w ciągu
ostatniego pół roku udzielił wsparcia potrzebującym na kwotę ponad 300 tys. złotych.
- Motywuje mnie drugi człowiek, szeroko pojmowana godność człowieka - wyjaśnia.
Potrzebę pomagania - lubi opowiadać
- odkrył już w wieku 17 lat. To był początek lat 90., Stonogowie, rodzice i
piątka dzieci, mieszkali w Ozimku na Opolszczyźnie. W domu było biednie,
czasami nie mieli co jeść. Kiedy córeczka siostry zmarła, nie było nawet za co
kupić trumny, więc poszli do lasu na jagody, żeby zarobić na pogrzeb. Spotkali
dzieci z domu dziecka w Turawie, a one dały im wody, bo wyglądali na
spragnionych. Zbyszek tak się tym wzruszył, że od kiedy zaczął zarabiać,
przekazuje pieniądze na ten sierociniec.
Dwa miesiące temu pomógł samotnej
matce Izabeli Jasińskiej z Deszczna pod Grodziskiem Mazowieckim, której
ukradziono samochód i wózek rehabilitacyjny jej 8-letniego synka chorującego
na porażenie mózgowe. Stonoga osobiście przekazał jej auto warte 48 tys. zł. A
przy okazji nagrał filmik, na którym widać wzruszoną matkę, i zamieścił go na
Facebooku. - Stonoga jest niezwykle inteligentny i sprytny medialnie. Jego
facebookowe akcje charytatywne to działanie pod publiczkę. Proszę zwrócić
uwagę, ilu dzięki nim ma zwolenników - mówi
prawnik, który prowadzi sprawy poszkodowanych przez Stonogę.
Polityk
W filmie „Sejmowe więzienie” Zbigniew
Stonoga szczerze przyznaje, że od zawsze kręciła go polityka.
- Chciał startować na prezydenta,
ale jako karany nie mógł. Myślę, że będzie chciał wejść do Sejmu, współpracuje
z Kukizem - mówi Danuta Hojarska.
Mężczyzna, który śledzi go w sieci:
- Wspierał Korwina, potem Andrzeja Dudę, ale kiedy ludzie zaczęli go za to krytykować,
przeprosił i wrócił do Korwina. Teraz podlizuje się Kukizowi, bo to on ma
największe szanse na wejście do Sejmu.
Pod koniec ubiegłego roku założył
Stonoga Partia Polska, której głównym celem - jak
głosi program - jest dekomunizacja. Chce wpisać do konstytucji zakaz pełnienia
jakichkolwiek funkcji publicznych dla byłych członków PZPR. Postuluje również
zniesienie immunitetów, likwidację NFZ, Straży Miejskiej, CBA, Kontroli
Skarbowej i Służby Celnej.
- Mam nadzieję, że dożyję czasów,
w których prawica się zjednoczy, ale naprawdę, nie na niby. I wtedy znowu
okradnę Seremeta, dam
im 4 miliony, przez słupów. Wezmę se
studentów, powiem: dzieciaki, wpłacajcie po 12 koła, bo tak prawo pozwala -
mówi nam Stonoga. Ale jeśli zjednoczenia nie będzie, to sam wystartuje w
wyborach do Sejmu. Rozważa wspólną listę z Kukizem i Korwinem. - Ale jeśli
dadzą mi dowód, że idą pod jednym sztandarem do wyborów, to po cholerę mi
partia? Wtedy ich tylko dofinansuję i będę życzył szczęścia.
- A ja mu życzę, by dostał się do
Sejmu, bo wtedy będę mu moje pieniądze z pensji ściągał - żartuje ponuro
Piotr, poszkodowany przedsiębiorca z Bieszczad.
Słup?
Piotr Tymochowicz nieraz zadawał
sobie pytanie, czy zna jednego Zbyszka Stonogę, czy wielu. - Gdybym go znał
tylko z internetu, to powiedziałbym, że to wyjątkowy cham, nieokrzesany
prostak, który niewiarygodnie przeklina. Ale w kontaktach prywatnych jest
miły. Bardzo go cenię - mówi.
Przyznaje jednak, że odsunął się
od Stonogi w związku z antysemickimi hasłami, jakie ten wygłasza. - Uznałem,
że nie mogę z nim współpracować. Ale nie ukrywam, że prywatnie nadal się znamy.
Znany prawnik: - Wydaje mi się, że
jest na usługach ludzi ze służb. Byłych albo obecnych. Każda służba stara się
mieć takiego wariata, żeby go w odpowiednim czasie wykorzystać, na przykład do
wypuszczania informacji. Tak jak teraz, przy okazji przecieku ze śledztwa w
sprawie podsłuchowej.
Janusz Kaczmarek: - Skąd miał te
akta? Trzeba pytać prokuraturę, ona wie, komu je udostępniała. Tych ludzi jest
całkiem sporo: poszkodowani, ich pełnomocnicy oraz podejrzani. Niektórzy mogą
mieć interes w tym, by te akta dostały się do publicznego obiegu, A pan
Stonoga został wykorzystany jako słup.
Były prokurator krajowy uważa, że
Stonoga nie robi niczego przypadkiem.
- Jego celem jest zwrócenie na
siebie uwagi. Ale mnie się wydaje, że to tylko środek do celu, choć nie wiem,
czy tym celem jest chęć oczyszczenia zszarganego imienia, czy może chęć
zbudowania partii. Nie wiem. Wszystko byłoby prostsze, gdyby ten człowiek po
prostu nie był przy zdrowych zmysłach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz