Mateusz Morawiecki
trafił do rządu, by przekonać biznes, że PiS nie jest ekipą politycznych
radykałów, ale wyrósł na głównego ideologa tego gabinetu. Ma się za twardego
antykomunistę, jednak cofa nas do PRL
Renata Grochal
Jest szczupły, ale jego znajomi śmieją
się, że dłonie ma wielkie jak rakiety tenisowe. Gdy koledzy w podstawówce
dokuczali mu z powodu ojca, którego SB ścigała za działalność opozycyjną,
potrafił przyłożyć. Do Kornela Morawieckiego, legendy PRL-owskiej opozycji,
twórcy Solidarności Walczącej, ma stosunek nabożny.
- Mateusz
Morawiecki jest ugrzeczniony. Ale ojca będzie bronił do upadłego - mówi
znajomy wicepremiera. To właśnie tym współpracownicy ministra rozwoju i
finansów tłumaczą jego kompromitację w wywiadzie dla Tima Sebastiana w
telewizji Deutsche Welle. Morawiecki wie, że wyszło fatalnie. Gdy Sebastian
zacytował słowa Kornela, że „prawo nie jest święte, nad prawem jest dobro
narodu”, próbował ojca bronić. Brnął w karkołomną tezę, że w nazistowskich
Niemczech prawo było skrupulatnie przestrzegane. Ale prawda jest inna i
Morawiecki jako historyk powinien to wiedzieć. Po dojściu do władzy Hitler
przejął kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości (jak dziś próbuje to zrobić
PiS), a jego wola stała się najwyższym prawem.
Na uwagę
Sebastiana, że Polska to nie nazistowskie Niemcy, odparł, że nie tylko prawo
jest ważne, ważna jest też sprawiedliwość. Twierdził, że przez ostatnie ćwierć
wieku tej sprawiedliwości było u nas za mało. W ustach człowieka, który dorobił
się milionów, pracując u zagranicznych właścicieli polskiego banku, zabrzmiało
to fałszywie.
Wicepremier
zapewnia, że porównania do nazistowskich Niemiec nie żałuje. „Bezrefleksyjne
podejście prawnicze, oderwane od wartości, którym prawo powinno służyć, jest
drogą donikąd” - przekonuje w e-mailu, bo z „Newsweekiem” spotkać się nie
chce.
To pierwszy minister finansów po 1989 r., którego bardziej
obchodzą ideologiczne debaty niż stan gospodarki. Ale szefowej Kancelarii
Premiera Beacie Kempie to nie przeszkadza: - Mówi to, co myśli. To wielki
patriota. Kocha Polskę. Sam fakt, że przeszedł do rządu z biznesu, gdzie
osiągnął wielki sukces, o tym świadczy.
DEKOMUNIZATOR
FINANSOWY
Podobnie jak Jarosław Kaczyński, Morawiecki uważa,
że postkomuniści wciąż mają w Polsce zbyt wielkie wpływy - także w
administracji rządowej. Żeby przewietrzyć kadry w Ministerstwie Finansów,
doprowadził do powołania Krajowej Administracji Skarbowej. Od 1 marca zastępuje
ona służby podatkowe, służby kontroli skarbowej i służbę celną. Celem reformy
ma być poprawa ściągalności podatku VAT, jednak w resorcie wszyscy są
przekonani, że chodzi głównie o pretekst do czystek.
Z ministerstwa już
musiał odejść zatrudniony za czasów PiS wiceminister Wiesław Jasiński,
odpowiedzialny za ściągalność podatków, bo okazało się, że miał milicyjną
przeszłość. Ustawa o KAS wyklucza z pełnienia funkcji w administracji
skarbowej osoby z przeszłością w MO i służbach PRL. Stanowiska stracili też
dyrektorzy departamentów podatkowych.
Pracownicy KAS
czują się zastraszeni. Wiedzą, że będą nowe umowy i zwolnienia - administracja
podatkowa ma zostać odchudzona o 15 procent. Pracownik ministerstwa: -
Morawiecki rzadko bywa w resorcie. Całą reformę nadzoruje wiceminister Marian
Banaś. Już na starcie powiedział, że nie udało mu się przewietrzyć
ministerstwa za pierwszych rządów PiS, więc teraz to zrobi.
- Operacji
towarzyszy chaos. Nikt nie wie, na jakim stanowisku będzie pracować ani jaki
będzie miał zakres obowiązków - opowiada urzędnik resortu finansów,
przeniesiony właśnie do nowego Urzędu Celno-Skarbowego. - Wszystko odbywa się w
okresie rozliczania PIT-ów, a my musimy szukać biurek i krzeseł po całym
mieście, bo nie mamy na czym usiąść. Urzędy są sparaliżowane.
W ubiegłym tygodniu
Morawiecki uroczyście nadał sztandar Krajowej Administracji Skarbowej. W
pełnym patosu przemówieniu porównał KAS do szabli, której mowa w hymnie Polski
- że za jej pomocą odbierzemy, „co nam obca przemoc wzięła”. Przestrzegał, że
nowa instytucja będzie „silna dla tych, którzy próbują przemocą, sprytem,
oszustwem wziąć to, co należy do państwa polskiego, to, co należy do narodu
polskiego”.
- Sztandar został
poświęcony, były msza, błogosławieństwo, a wszystko inne leży - podsumowują w
resorcie finansów.
JAK W HISZPANII
GENERAŁA FRANCO
Pozycja Morawieckiego w PiS bierze się stąd, że prezes
Kaczyński uwierzył w jego Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Kaczyński
na gospodarce się nie zna, ale lubi wielkie projekty. A Morawiecki mu je
przedstawia podczas cotygodniowych spotkań w siedzibie partii przy
Nowogrodzkiej. Na razie plan jest tylko na papierze i wielu ekspertów uważa,
że dla wszystkich będzie lepiej, jeśli tak pozostanie.
- Może się pani
śmiać, ale jest tak jak w „Uchu Prezesa”. Morawiecki wchodzi i roztacza przed
Kaczyńskim wizje, jak to odbuduje narodową gospodarkę, a prezes to kupuje -
opowiada polityk z władz PiS.
Wszystko polane
jest odpowiednim sosem propagandowym. Sektor stoczniowy ma rozruszać program
„Batory”, a program budowy dronów nosi nazwę „Żwirko i Wigura”. Wicepremier wyjaśnia,
że nazwy te nawiązują do czasu II Rzeczypospolitej, której historia powinna
być dla nas źródłem inspiracji. „MS Batory był najsłynniejszym polskim
transatlantykiem - wodowany w 1936 roku brał później udział w działaniach
wojennych. Żwirko i Wigura to z kolei prawdziwe legendy polskiego lotnictwa,
zwyciężali w międzynarodowych zawodach. PRL zerwał ciągłość z tamtą Polską, a
to w tym okresie powinniśmy szukać wzorców dla działań, które mogą przywrócić
polskiemu państwu moce sprawcze” - informuje „Newsweek”.
Ekonomiści nie
zostawiają na planie Morawieckiego suchej nitki.
- To jest
zasadnicze odejście od gospodarki rynkowej, w którą wchodziliśmy od 1989 roku,
gdzie prywatne podmioty dążą do wprowadzania innowacji. Morawiecki zastępuje
to koncepcją, w której to podmioty sterowane przez państwo miałyby nadawać
kierunek rozwoju - tłumaczy prof. Dariusz Filar, były członek Rady Polityki
Pieniężnej.
Czy to jest powrót
do socjalizmu? - Raczej nazwałbym to centralistycznym etatyzmem, w którym
państwo wytycza kierunki rozwoju - mówi ekonomista.
- Tego typu próby
były podejmowane ponad pół wieku temu przez gen. Franco w Hiszpanii. Wszystko
w tamtych czasach było w Hiszpanii narodowe, każde przedsiębiorstwo. Ale nie
przyniosło to krajowi rozwoju i Hiszpania zaczęła odchodzić od tej koncepcji
na rzecz wolnego rynku. A teraz my próbujemy do tej starej rzeki wchodzić -
irytuje się prof. Filar. Podkreśla, że mało kto zdaje sobie sprawę, jak
głęboka zmiana gospodarcza jest przeprowadzana w Polsce.
Morawiecki obiecuje
bilion złotych na inwestycje, które mają przyspieszyć rozwój gospodarczy
naszego kraju. Skąd te gigantyczne sumy? Mają pochodzić przede wszystkim z
funduszy unijnych, a także... z inwestycji prywatnych przedsiębiorstw. Tyle że
przedsiębiorcy wstrzymują inwestycje, bojąc się, co też jeszcze wymyśli PiS. -
Jeśli przedsiębiorcy będą mieli poczucie pewności i bezpieczeństwa, to nie
będą musieli tworzyć poduszek finansowych, żeby przetrwać - mówi Filar.
W PiS twierdzą, że
Kaczyński dogaduje się z Morawieckim o wiele lepiej niż z Beatą Szydło.
Dlatego zrobił go superpremierem, powierzając mu dwa ważne resorty - rozwoju i
finansów. Wicepremier idealnie wpasował się w wizję Kaczyńskiego, który od lat
mówi o potrzebie „repolonizacji” gospodarki. Po odkupieniu udziałów banku
Pekao SA od włoskiego UniCredit zamierza teraz dla odmiany zabrać się za
zakłady energetyczne należące do francuskiego EDF.
Wielu rozmówców
uważa, że wicepremier za kilka lat może zastąpić Kaczyńskiego na czele
prawicy. – Prezes dobiega siedemdziesiątki. Porządzi jeszcze kilka lat i
będzie musiał przekazać komuś partię. Brudziński i Szydło nie mają charyzmy,
Gowin jest niestrawny dla twardego elektoratu, a Ziobro już raz zdradził i
prezes mu nie ufa. Morawiecki to wymarzony sukcesor. Myśli tak jak Kaczyński,
ma charyzmę i dobrą prezencję - wylicza osoba z władz PiS.
SZYDŁO I ZIOBRO
KONTRA MORAWIECKI
Ale rosnące wpływy Morawieckiego nie wszystkim w PiS
się podobają. Premier Beata Szydło zawarła nieformalny sojusz przeciw
niemu z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. Pilnują, żeby Morawiecki
za bardzo nie urósł. Szydło przez kilka miesięcy odkładała przyjęcie planu
Morawieckiego przez rząd, twierdząc, że jest on źle zredagowany. Przyjęto go
dopiero w połowie lutego, gdy premier po wypadku była w szpitalu.
Ziobro blokował
pomysł Morawieckiego, by złagodzić kary dla przedsiębiorców. Twierdził, że
byłaby to zachęta do łamania prawa. Wsparty przez Szydło przeforsował
zaostrzenie do 25 lat więzienia kar za wyłudzenia podatku VAT. Kolejną batalię
z Ziobrą - o obsadę Giełdy Papierów Wartościowych - Morawiecki właśnie
przegrywa. Wicepremier chciał, by prezesem Giełdy został znany ekonomista Rafał
Antczak. Decyzję zaakceptował prezes Kaczyński, a w styczniu walne
zgromadzenie akcjonariuszy. Jednak Ziobro znalazł przepis, zgodnie z którym
prezes GPW musi mieć trzy lata stażu w instytucjach finansowych, a Antczakowi
brakuje kilku miesięcy. I teraz Komisja Nadzoru Finansowego nie chce
zaakceptować jego kandydatury.
- Ziobro nie może
zapomnieć Antczakowi, że był współautorem programu Platformy Obywatelskiej, a
wcześniej współpracował z Balcerowiczem i jego żoną. No i chciał utrzeć nosa
Morawieckiemu - opowiada rozmówca z Nowogrodzkiej.
Chociaż Morawiecki
na każdym kroku podkreśla, jak ważne jest zaangażowanie państwa w gospodarkę,
to dla części polityków Prawa i Sprawiedliwości wciąż po zostaje „banksterem”.
Nadal ma zresztą akcje BZ WBK warte około 4 mln zł. Nawet w PiS przyznają, że
rodzi to konflikt interesów, bo decyzje ministra finansów wpływają na sytuację
na rynku kapitałowym. W partii mówią, że to Morawiecki namówił Kaczyńskiego do
powiedzenia, że frankowicze powinni sami sobie radzić i szukać pomocy w
sądach. Po tych słowach akcje banków skoczyły w górę. Morawiecki mógł na tym
nieźle zarobić.
Sam wicepremier
przekonuje, że żadnego konfliktu interesów nie ma. - Nie wykonuję żadnych
działań związanych z obrotem akcjami, bez względu na wzrosty lub spadki kursu -
zapewnia.
W oświadczeniu
majątkowym Morawieckiego jest pewna niejasność. Otóż w ciągu 11 lat pracy w
banku zarobił 33,5 mln złotych brutto, tymczasem z oświadczenia majątkowego wynika,
że ma tylko 3 mln zł oszczędności, papiery wartościowe warte blisko 4 mln zł i
kilka nieruchomości. Co się stało z resztą pieniędzy? Morawiecki mówi, że
podane sumy wynagrodzeń to kwoty brutto, a kwoty netto wynoszą około 60
procent z tego. Jednak na co wydał pieniądze, nie odpowiada.
PRZEKAZ DLA TWARDEGO
ELEKTORATU
Wicepremier konsekwentnie buduje swoją pozycję w PiS.
Zaczął nawet bywać u ojca Rydzyka. Na początku lutego gości na konferencji
gospodarczej w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu podczas
inauguracji Instytutu im. św. Jana Pawła II „Pamięć i Tożsamość”. Na sali
prezes Kaczyński i reprezentujący premier Beatę Szydło szef komitetu stałego
RM Henryk Kowalczyk. Morawiecki podkreśla, jak potrzebne jest zaangażowanie państwa w gospodarkę. Chociaż u
Rydzyka gości pierwszy raz, to czuje się bardzo swobodnie. - Niech wisząca tu
Matka Boska Nieustającej Pomocy wspiera nas i stoi przy nas w naszych
działaniach - mówi, a sala nagradza go brawami.
- Myślałem, że z
krzesła spadnę, jak to usłyszałem. Morawiecki miał być centrową twarzą rządu,
a składa hołd Matce Boskiej u Rydzyka! - kpi ważny polityk PiS.
Ale współpracownicy wicepremiera zapewniają, że to
przemyślana strategia obliczona na to, by bardziej się osadzić w twardym
elektoracie PiS. Gdy Morawiecki wchodził do rządu, mówił wśród znajomych, że
będzie walczył o najwyższą stawkę. Ale na razie stał się zakładnikiem swojego
planu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz