Gdy Europa decyduje o
swojej przyszłości, polski prezydent jeździ uśmiechnięty na nartach. Andrzej
Duda przegrał politycznie nawet z Witoldem Waszczykowskim. Państwo straciło
głowę
Renata Grochal, Aleksandra Pawlicka
To nie jest poważny polityk. Jedyne, co
udowadnia, to, że jest niegodny swej roli. Ja w takiej sytuacji postępowałbym
zupełnie inaczej - nie kryje oburzenia Lech Wałęsa.
- Mamy prawo mówić o rozczarowaniu i o tym,
co jest najgroźniejsze: osłabieniu konstytucyjnej roli prezydenta - dodaje
Aleksander Kwaśniewski. Obaj byli prezydenci są przekonani, że w sytuacji, gdy
w Europie toczy się kluczowa batalia o przyszły kształt Unii, widok prezydenta
na stoku narciarskim jest oburzający.
Polityk ze ścisłych władz PiS, zapytany
przez „Newsweek”, dlaczego w rozgrywce o stanowisko szefa Rady Europejskiej
prezydent nie zabiera głosu, odpowiada z ironią: - Jak to? Przecież widziałem,
że przyszedł dać oscypki Jarosławowi Kaczyńskiemu. O sorry, to nie był film
dokumentalny, tylko „Ucho prezesa”.
MISTER NOBODY
Brak szacunku we własnych szeregach to chyba największa porażka polityka pełniącego
najwyższą funkcję w państwie.
- Z Dudą o sytuacji w Europie i nierealnym
planie zamiany Tuska na Saryusza-Wolskiego nikt z PiS ani rządu nie rozmawiał.
Przecież i tak wiadomo, że decyzje podejmuje prezes, po co więc tracić czas na
rozmowy z prezydentem? - wzrusza ramionami polityk zaangażowany w
dyplomatyczne zabiegi wokół kandydatury Saryusza-Wolskiego.
W tej sprawie, podobnie jak w wielu innych,
Jarosław Kaczyński nie pozostawia prezydentowi przestrzeni do działania. Gdy w
czasie grudniowego kryzysu sejmowego Andrzej Duda za namową swojego rzecznika
Marka Magierowskiego, który ma ambicje wpływać na politykę pałacu, próbował zerwać się do lotu, skończyło się blamażem.
Prezydent zaproponował, że będzie mediatorem. Miała to być pierwsza samodzielna
akcja w roli ponadpartyjnego prezydenta. Prezes szybko sprowadził Dudę na
ziemię. Nakazał marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiemu zorganizować
spotkanie z mediami i wycofać się z propozycji ograniczeń dla dziennikarzy.
Wszyscy się dziwili, że Karczewski zaprosił przedstawicieli mediów w sobotę na
22. A
chodziło o to, żeby prezydentowi pokazać, że PiS przejmuje inicjatywę.
- Dla prezydenta to był cios. Zrozumiał, że
Kaczyński nie akceptuje żadnych, nawet najmniejszych prób usamodzielnienia
się, a miejsce Dudy jest nawet nie w drugim, tylko w trzecim lub czwartym
szeregu - mówi znajomy prezydenta.
Kaczyński upokarzał Dudę już wcześniej. Gdy
w rocznicę katastrofy smoleńskiej prezydent wezwał do wzajemnego wybaczenia,
prezes oświadczył, że żadnego wybaczenia nie będzie, bo najpierw muszą być
kary. Rękę na powitanie podał mu z ostentacyjną niechęcią.
Były polityk PiS mówi, że niechęć Jarosława
Kaczyńskiego do Andrzeja Dudy bierze się z okresu tuż po katastrofie
smoleńskiej, gdy ekipa Komorowskiego ujawniła, że prezydent Lech Kaczyński ułaskawił wspólnika swojego
zięcia. Sprawa była dwuznaczna, więc prezes PiS chciał przerzucić
odpowiedzialność za wszystko na Andrzeja Dudę (w tamtych czasach
prezydenckiego ministra). Na polecenie Kaczyńskiego przygotowano wówczas
oświadczenie, które miał podpisać Duda. Ale odmówił i
opublikował własne, odcinając się od sprawy.
- Prezes mu tego nie zapomniał. I to był ten
jeden jedyny raz, gdy Duda się postawił. Potem już zawsze był na kolanach.
Mister Nobody - mówi były polityk PiS.
Przypomina, że krótko po tamtej
wolcie Kaczyński wyrzucał z partii Ziobrę i Duda dał wówczas pokaz lojalności.
„Pobiegł do prezesa i zameldował usłużnie gotowość do działania w PiS. Wybrał
to, co dla niego bezpieczniejsze” - mówił wtedy Ziobro. „W godzinie próby
okazał się zwykłym karierowiczem” - oburzał się Arkadiusz Mularczyk. A przecież
dzięki nim Duda znalazł się w polityce. Mularczyk wyciągnął Dudę z UJ, Ziobro
dał mu posadę wiceministra sprawiedliwości. Jadali ze sobą kolacje, bywali u
siebie w domach. Dziś znów grają razem w drużynie władzy.
GALARETA BEZ CHARAKTERU
- Powiedziałem prezydentowi wprost, że mógł być
prezydentem wszystkich Polaków, ale wybrał bycie
marionetką Jarosława Kaczyńskiego - twierdził
w jednym z wywiadów prof. Jan Zimmermann, promotor pracy doktorskiej
Andrzeja Dudy. I dodał: - On ma taki charakter, że kiedy przyjdzie mu o czymś rozstrzygać, woli komuś ustąpić, nie chce lub nie
umie wiązać się odpowiedzialnością. Czy ktoś taki może być prezydentem?
Dobrym prezydentem? Nie.
- Andrzej Duda gra rolę napisaną przez
prezesa: rolę prezydenta, który nawet nie stwarza pozorów, że chce przeciąć
partyjną pępowinę. Przeciwnie, w sposób ostentacyjny okazuje poparcie dla
PiS, bo prezes zrobił go głową państwa - mówi prawicowy polityk. Zaczęło się od
zaprzysiężenia rządu Beaty Szydło, kiedy Duda najbardziej chwalił Jarosława
Kaczyńskiego - jako wielkiego polityka, wielkiego stratega i wielkiego
człowieka.
Uległość wobec prezesa skutkuje jednak tym,
że abdykował w dwóch dziedzinach kluczowych dla funkcji prezydenta: w polityce
zagranicznej i obronności.
Kurtuazyjną depeszę z gratulacjami dla Tuska
Duda wysłał dobę po tym, jak szefowi Rady Europejskiej przedłużono kadencję, i
to pod naciskiem krytyki, że milczy. Zaraz w drugim zdaniu poparł zresztą linię
PiS, zaznaczając, iż „liczy, że w przyszłości uda się ponownie odbudować
europejską jedność w oparciu o zasadę równych państw i wolnych narodów”.
Roman Kuźniar, doradca ds. międzynarodowych
prezydenta Komorowskiego, nazywa obecnego prezydenta
„politykiem infantylnym, który nie dorósł do swojej funkcji”: - Gdyby był
poważnym prezydentem, to zabrałby głos w tak ważnej kwestii jak obsada
stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej.
Prezydent Wałęsa dodaje: - Mam nadzieję, że
Europa nie ugnie się przed wybrykami polskiego rządu i nie zamilknie jak
prezydent Duda.
A Aleksander Kwaśniewski
zauważa: - Wyraźnie widać, że Duda nie może
lub nie chce zbudować swojej pozycji w stosunku do ministra obrony, ale - co
dziwniejsze - także wobec słabego szefa MSZ.
Według Kwaśniewskiego to fundamentalny
błąd. - Nie mogę sobie wyobrazić, że w wojsku trwa gremialna wymiana kadr,
dziwne awanse, a prezydent milczy. Uważam, że jest winny opinii publicznej
wyjaśnienia - irytuje się były prezydent. Za jego czasów większość decyzji
kadrowych była uzgadniana z głową państwa. Z prezydentem Dudą przy obsadzie
stanowisk w wojsku rząd się nie liczy.
Macierewicz odciął prezydenta skutecznie od
wszelkich decyzji, co doskonale obrazuje choćby niedawna zagrywka, o której opowiada rozmówca znający kulisy pałacu: -
Prezydent i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch chcieli obsadzić
stanowisko dowódcy sztabu generalnego. Mieli dwóch kandydatów: gen. Mirosława
Różańskiego (byłego już dowódcę generalnego rodzajów sił zbrojnych) oraz gen.
Janusza Adamczaka, szefa sztabu sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych NATO.
Gdy Macierewicz zorientował się, że Duda próbuje rozgrywać, doprowadził do
odejścia Różańskiego z armii, a Adamczaka, który przyleciał na spotkanie z Dudą z Brukseli, kazał obciążyć kosztami
biletu.
Stanowisko obsadził rzecz jasna własnym
kandydatem, wydając jednocześnie wojskowym zakaz kontaktowania się z
prezydentem. Duda miał to skwitować w gronie zaufanych współpracowników:
„Trudno, nie tylko ja mam problemy z Macierewiczem”.
- Wojskowi liczyli, że w sytuacji, gdy
Macierewicz stoi na czele MON, prezydent będzie piorunochronem, ale on oddał
całkowicie pole walki. Żołnierze nazywają go galaretą bez charakteru - opowiada
osoba związana z wojskiem.
Konflikt z Macierewiczem wybuchł także przy
okazji nominacji generalskich, które prezydent zwyczajowo wręcza 11 listopada.
Macierewicz nie chciał awansować na generała kolegi prezydenta Roberta
Jędrychowskiego, zastępcy komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej. Dlatego
Duda wstrzymał awanse i wręczył je dopiero
kilka tygodni później, gdy szef MON złożył wniosek o awans dla protegowanego
prezydenta. Później jednak Macierewicz i tak pokazał, kto naprawdę rządzi w
armii - prezydent chciał, żeby Jędrychowski stanął na czele żandarmerii, ale
minister to zablokował.
MIŚ W
WĘŻOWISKU
Przez prawie 20 miesięcy urzędowania Andrzej Duda nie
zbudował sobie zaplecza w partii, tak jak
próbowali to robić poprzedni prezydenci.
- Prezes się z nim nie liczy, więc partia
również. Duda nie ma grupy posłów, którzy orientowaliby się na niego tak jak
kiedyś ludzie Schetyny na Komorowskiego - mówi poseł PiS. Wini za to otoczenie
prezydenta: - Adam Kwiatkowski, szef gabinetu prezydenta, jest nieporadny.
Minister Krzysztof Szczerski, odpowiedzialny za politykę zagraniczną, nie jest
w partii lubiany, bo zadziera nosa. Duda nie ma jak Kwaśniewski swojego Siwca
czy Ungiera, który wiedziałby, kto jest w partii na marginesie, kto czuje się
skrzywdzony i potrzebuje pomocy.
Prezydent spotyka się od czasu do czasu z
posłami PiS, ale nie prowadzi wtedy rozmów o polityce. Na spotkaniu noworocznym
wygłosił przemówienie, w którym pochwalił minister pracy Elżbietę Rafalską za
program 500+ i szefa MON Antoniego Macierewicza za przygotowanie szczytu NATO,
a później ustawiła się do niego kolejka posłów, żeby zrobić sobie z nim selfie
i pochwalić się własnym wyborcom na Twitterze lub Facebooku.
- Wystąpił w charakterze misia na Krupówkach.
Chyba pogodził się z rolą - mówi partyjny kolega. Znajomy Andrzeja Dudy dodaje:
- W pierwszych miesiącach prezydentury Andrzej utrzymywał kontakt z wieloma
osobami spoza polityki. Dzwonił, głównie w nocy, i prowadził parogodzinne
rozmowy. Usiłował tłumaczyć, na czym polega polityka. Mówił, że to wężowisko,
miejsce, gdzie grasują upiory i dzikie zwierzęta i żeby przetrwać, trzeba się
w tym odnaleźć.
Czy się odnalazł? Chyba nie. Od starych
znajomych przestał odbierać telefony i e- -maile. Prof. Zimmermann w wywiadzie w „Dzienniku Polskim” przyznał, że
prezydent unika z nim kontaktu: „Chciałbym, ale on najpewniej nie, bo chyba
zablokował mój numer telefonu. Ilekroć dzwonię do niego, telefon jest zajęty”.
Dodał, że namawiał prezydenta, aby wziął się w garść i przeciwstawił, bo inaczej
przejdzie do historii jako „bezwolny prezydent Polski”.
- Gorycz profesora wynika stąd, że spod jego
ręki wyszedł także sędzia Waldemar Żurek, obecny rzecznik Krajowej Rady
Sądownictwa, jeden z prawników najbardziej krytycznych wobec niszczenia przez
PiS wymiaru sprawiedliwości - mówi kolega Dudy ze studiów. Dziś profesor nie
chce z nami rozmawiać, bo po tym, co dotychczas powiedział w mediach, zalała
go fala prawicowego hejtu.
Koleżanka Dudy z harcerstwa dodaje: -
Andrzej? Gdyby trzeba było stać cały czas na
baczność, to on by stał.
Niektórzy uważają, że to cyniczna kalkulacja,
bo jak się postawi, to PiS nie da mu pieniędzy na kolejną kampanię. Ale są też
głosy, że jest to kwestia psychologiczna. - Duda jest z bardzo konserwatywnej
rodziny, wychował się w patriarchacie. On jest niezdolny
do tego, żeby przeciwstawić się prezesowi, w którym widzi politycznego ojca
- mówi jego znajomy.
ŚLIZG MISTRZA
Wielu rozmówców przekonuje, że Duda, zdając sobie
sprawę, iż w Warszawie niewiele może zdziałać, chętnie ucieka na
narty. W przeszłości był akademickim mistrzem Polski w narciarstwie
alpejskim, więc na stoku czuje się pewnie. Prezydent Lech Kaczyński uciekał do
Juraty, a on - do pałacyku w Wiśle. To jego sposób na odreagowanie, oprócz
tego, że pali jak smok. Efekt jednak jest taki, że ostatnio częściej widać
prezydenta na nartach niż na ważnych spotkaniach. Z relacji w mediach wynika,
że tylko w tym roku szusował na Kasprowym, na stokach w Jurgowie, w czasie
memoriału Marii Kaczyńskiej w Rabce, na charytatywnych zawodach w Zakopanem, a w
okresie bożonarodzeniowo-sylwestrowym - na stokach w Istebnej.
Kancelaria Prezydenta nie odpowiedziała na
naszą prośbę o podanie listy „narciarskich wypadów”. Nawet już na Podhalu
widać, że miesiąc miodowy Dudy dobiega końca. Podczas ostatniego pobytu w
Zakopanem został wygwizdany, gdy wchodził na wyciąg bez kolejki. Kilka dni
wcześniej, kiedy wprosił się na święto dudziarzy, pomysłodawca imprezy ogłosił
bojkot na znak protestu przeciwko jej upolitycznianiu. A najpoczytniejsza lokalna
gazeta „Tygodnik Podhalański” napisała, że w piątek w czasie wielkiego postu
prezydent jadł kiełbasę w specjalnie zamkniętej dla niego restauracji na
stoku. Kancelaria Prezydenta cały weekend spędziła na udowadnianiu, że nie była to kiełbasa, tylko pomidor.
To był weekend, w czasie którego Polska żyła batalią o obsadę stanowiska szefa
Rady Europejskiej.
Nawet w partii rządzącej panuje przekonanie,
że prezydent bardzo polubił blichtr władzy: pałacyk w Wiśle i zakrapiane winem
kolacje oraz ochronę BOR. Jako anegdotę powtarza się, że w pierwszych tygodniach
sprawowania urzędu opowiadał, że nie musi już sam ciągnąć swojej walizki, jak
wtedy, gdy był europosłem.
- A teraz pozwala, aby kolumna
wioząca go do Zakopanego łamała przepisy, spychała inne auta z jezdni. Przecież
to działa na wyborców jak płachta na byka - denerwuje się jeden z polityków
PiS.
KTÓRY TO DUDA
Biorąc pod uwagę, że właśnie mija jedna trzecia
kadencji, bilans prezydentury Andrzeja Dudy
wypada marnie.
- Prezydent wie, że wszystkiego nie da się
zrobić na raz, na spełnienie obietnic ma jeszcze cztery lata - zapewniają
„Newsweek” ludzie z jego najbliższego otoczenia. W pałacu panuje atmosfera samozadowolenia.
Współpracownicy Dudy z dumą przytaczają sondaże zaufania, w których prezydent
jest liderem z wynikiem blisko 60 proc. Tyle że Kwaśniewski i Komorowski mieli
w porównywalnym okresie dużo lepsze notowania.
Marek Magierowski ogłosił nawet, że Duda
kolejne wybory wygra w pierwszej turze. - Niestety, Andrzej Duda i jego otoczenie
przypominają schyłkową fazę Komorowskiego, który też był przekonany, że
zaufanie przełoży się na głosy przy urnach - mówi z przekąsem ważny polityk
PiS. - Zabawne, jak szybko Duda, który jeszcze rok temu kpił z Komorowskiego,
stracił kontakt z rzeczywistością.
- Gdy został wybrany na prezydenta,
deputowani w Parlamencie Europejskim pytali mnie: a który to był ten Duda? Bo
nikt go nie pamiętał - mówi europosłanka PO Róża Thun i dodaje: - Dziś Polacy
mogą zapytać tak samo. A gdzie ten Duda? Istotą jego prezydentury jest
kompletna nieistotność. Państwo straciło głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz