Znamy dowody, na
podstawie których podejrzany o pedofilię abp Józef Wesołowski został wydalony
ze stanu duchownego. Jak to możliwe, że nadal unika odpowiedzialności karnej 5
rozpłynął się w Watykanie?
WOJCIECH CIEŚLA
Dowody
są mocne. Ale sytuacja zagmatwana i kuriozalna: prokuratura w Dominikanie wie
o czterech ofiarach abp.
Wesołowskiego w wieku od 12 do 17 lat. Nie wiadomo, dlaczego przesłuchała
tylko dwóch chłopców. - To sytuacja niespotykana - uważają nasi rozmówcy z
Prokuratury Okręgowej w Warszawie, którzy prowadzą śledztwo w tej sprawie.
Dominikana milczy na temat tego,
czyje zeznania wysiała w listopadzie 2013 r. do Watykanu. Wiemy, że wśród nich
jest wstrząsająca historia pochodzącego z ubogiej rodziny 17-letniego epileptyka,
któremu arcybiskup przez kilka lat płacił za seks lekarstwami.
Na prośbę „Newsweeka” Ezra Fieser, amerykański dziennikarz pracujący w Dominikanie,
odnalazł dwóch chłopców, którzy twierdzą, że mieli seksualne kontakty z abp.
Wesołowskim. Obaj wciąż pracują na ulicy, przy nadmorskim deptaku.
Nazywaliśmy
go Włochem
Mówi Francis Aquino A., 17 lat: - Pracuję czasem na nadmorskim deptaku Malecon.
Czyszczę but}'. Nie ma z tego wielkiego zarobku. Jeśli jest dużo ludzi, to
jakieś 400 peso
(ok. 9 doi.). Tli po raz pierwszy spotkałem
Włocha, el Italiano. Nazywaliśmy go Włoch, bo mówił po hiszpańsku z włoskim
akcentem. Potem powiedział mi, jak ma na imię, Josie. Nie wiedziałem, że jest
księdzem. Byłem na plaży, pływałem. Byłem goły. Spytał, czy może popatrzeć. I
jak mam na imię. Dał mi 500 peso (12 doi.).
Miałem 14 lat. Nie widziałem go
później przez jakiś czas.
Potem znów przyszedł, zawołał
mnie. Powiedział, że chce zejść na dół, gdzie nikt nie zobaczy. Zeszliśmy i
wtedy spytał, czy może popatrzeć, jak się masturbuję.
Czasem wpadał codziennie. Czasem
raz w tygodniu. Parkował samochód, chodził w jedną i w drugą stronę, robił
ćwiczenia. Zawsze miał czapkę i sportowe ubranie. Pewnego razu dotknął mnie i
powiedział: „Chciałbym, żebyś mnie dotknął tak samo”. Nie zrobiłem tego.
Powiedziałem mu, że nie jestem gejem.
Raz mi obciągnął i powiedział, że
chciałby, żebym zrobił mu to samo. Ale znowu powiedziałem mu, że nie jestem
gejem. Najczęściej chciał popatrzeć, jak się masturbuję. Albo masturbować się
w tym samym czasie.
Czasem dawał 1000 peso (23 dol.), a raz więcej, około 5000 (115 dol.). Kupił mi zegarek
i sportowe buty. Czasem zabierał mnie pod pomnik Montesinosa, wschodziliśmy na
statuę po schodkach na górę.
Nikogo tam nie było i miejsce było
dogodne. Mógł obserwować, czy ktoś nie wchodzi po schodkach.
Czasem kupował mi piwo w knajpie.
Nie wiedziałem, gdzie mieszka. Wiedziałem, że to, co robimy, jest złe, ale
chciałem pieniędzy. Nie mówiłem o tym nikomu. Nawet rodzinie.
Nie robiłem
tego wcześniej
Mówi Ole M., 18 lat. - Mam
pięcioro rodzeństwa. Pracuję jako czyściciel butów
w okolicy pomnika Montesinosa. Kto
jest na tym zdjęciu? Jusepe. Tak go nazywaliśmy. Spotkałem go, gdy miałem 13
lat, koło pomnika Montesinosa. Zawołał mnie, spytał o imię. Dał mi 100 peso (2 doi.), żebym mógł skorzystać na komórce z internetu.
Pogadaliśmy chwilę. Powiedział, że czeka na spotkanie, więc poszedłem do
domu. Następnym razem, gdy go spotkałem, powiedział mi, co robił tu z innym
dzieciakami. O seksie oralnym. Ja nie uprawiałem z nim seksu oralnego.
Masturbowałem się.
Jusepe dotykał mojego penisa. Nie
robiłem tego nigdy wcześniej. Spotykaliśmy się dwa, może trzy razy. Przyjeżdżał
na deptak Malecon i dzwonił albo wołał. Szliśmy gdzieś i dawał mi 500 peso, mniej więcej tyle za każdym razem.
Raz poszliśmy do jego szarego
terenowego suzuki. Pojechaliśmy w dół koło Guibi, tam się zatrzymał. Wyciągnął
komórkę i poprosił, żebym zaczął się masturbować. Zacząłem. Włączył kamerkę w
komórce i zaczął mnie masować. Dał mi 2 tys. peso. Nie wiedziałem, że jest księdzem.
Między pierwszym a kolejnym spotkaniem
minęło około siedmiu miesięcy. W rym czasie miał innego chłopaka, mojego
kolegę. Zabierał go do sklepu i kupował buty. Ale tamten robił więcej, niż ja
bym mógł. Raz dostał 1500 peso (34 dol.) za to, że tamten całował
go w usta.
Jusepe przychodził na plażę i
mówił, który z nas może z nim pójść. Raz zabrał czterech lub pięciu chłopaków
do domu gdzieś koło Boca Chica. Tam masował nas i dotykał. Potem zaczął
masturbować jednego z nas. Nagrywał komórką. My masturbowaliśmy się wszyscy w
jednym momencie. To trwało dwie, trzy godzin.
Obraziliśmy
Boga
Sprawa pedofilii Józefa
Wesołowskiego, papieskiego nuncjusza w Dominikanie, ujrzała światło dzienne
dokładnie rok temu. Do dziś jedyną karą dla dostojnika jest wydalenie
(nieprawomocne) ze stanu duchownego - watykańska Kongregacja Nauki Wiary
wyrzuciła arcybiskupa pod koniec czerwca. To problem dla polskiej prokuratury,
która w tych dniach chciała umorzyć sprawę. Od roku nie udało jej się uzyskać
żadnego dowodu na pedofilię Wesołowskiego. Na razie jedyne dowody ma
watykańska Kongregacja Nauki Wiary. Aby je prześledzić, trzeba się cofnąć do
2013 r.
W czerwcu 2013 r., w Santo Domingo,
stolicy Dominikany, diakon Francisco Javier Occi Rcycs,
słyszy zarzut pedofilii i stręczycielstwa. Policjanci złapali go, gdy zaczepiał
chłopców na Malecon, nadmorskim deptaku w stolicy Dominikany.
Francisco Occi Reyes formalnie nie
ma nic wspólnego z Wesołowskim. Jest młodym księdzem, pracuje w prowincji El
Seibo na drugim końcu wyspy. Po tygodniu spędzonym w areszcie pisze list do nuncjusza
Wesołowskiego, ale kopię wysyła do kardynała Nicolasa de Jesusa Lópeza Ro-
drigueza, głowy dominikańskiego Kościoła. Druga kopia trafia do biskupa Gregorio Nicanora Periy Rodrigueza.
Co jest w liście? Diakon opisuje
swój kilkuletni związek z Wesołowskim. Twierdzi, że na jego zlecenie
dostarczał mu za pieniądze chłopców. Najlepiej białych. Polował na nich wśród
bezdomnych i ulicznych czyścicieli butów. „Obraziliśmy Boga i Kościół” - pisze
w liście diakon. I przyznaje, że w dniu, w którym zatrzymała go policja, łowił
chłopców dla abp. Wesołowskiego. Reyes pisze: „Mam nadzieję, że poprosisz Boga
o pomoc w odejściu od szatańskiej choroby molestowania seksualnego niewinnych
dzieci”. Kardynał Rodriguez
leci z listem do Watykanu. Rozmawia z papieżem
Franciszkiem.
Ole wsypuje nuncjusza
W tym samym czasie, nie wiedząc o
ruchach po stronie kościelnej, nad przypadkiem Wesołowskiego pracują
dziennikarze dominikańskiej stacji NCDN. Nagrywają z ukrycia, jak spaceruje po
deptaku, wykonuje niezbyt forsowne ćwiczenia, sączy piwo w barze. Żadnych
ekscesów czy dowodów na pedofilię. Ale kontekst jest niedobry dla dyplomaty:
to zakazane miejsce, arcybiskup powinien tam chodzić choćby z dyskretną
obstawą. Wesołowski jest sam.
Team dziennikarki Nurii Fiery dociera do Ole M. i rejestruje opowieść chłopaka. W tym
czasie informacje, że telewizja kręci się
wokół nuncjusza, trafiają do kardynała Lopeza Rodrigueza (Nuria Piera podejrzewa,
że ktoś z jej redakcji zrobił przeciek do kurii).
Pod koniec lipca kardynał Rodriguez wraca z Watykanu. Przekazał papieżowi list diakona.
21 sierpnia nuncjusz Józef
Wesołowski zostaje w tajemnic, w pilnym trybie ściągnięty do Rzymu. Oficjalny
powód: zakończenie misji.
NCDN tydzień później emituje
program z zeznaniami Ole M. chłopaka spod pomnika. To kolejny dowód przeciwko
Wesołowskiemu. Dominikańska prokuratura wszczyna śledztwo w sprawie pedofilii.
Seremet grzmi, nic się nie
dzieje
Polska prokuratura też wszczyna
śledztwo: o pedofilię jest podejrzewany jeszcze jeden polski duchowny w
Dominikanie, ksiądz Wojciech G. O szczegółach tych oskarżeń jako pierwszy pisze
„Newsweek”.
Wesołowskiego i G. nie łączy nic
poza faktem, że obaj pracowali w Dominikanie i obaj są oskarżani o pedofilię.
Mimo to warszawska Prokuratura Okręgowa łączy oba wątki w jedno śledztwo o
sygnaturze V Ds 281/13. Wszczyna je z urzędu. Prokurator generalny Andrzej
Seremet ogłasza, że jego podwładni są gotowi lecieć do Dominikany. Hierarcha
jest polskim obywatelem (ma też obywatelstwo watykańskie, co komplikuje
sprawę), mógłby -więc za pedofilię odpowiadać w Polsce. Ale od wybuchu afery
nie pojawia się w ojczyźnie.
Żaden prokurator do dziś nie był w
Dominikanie. Dlaczego? - Sprawa jest zapętlona. Przez niemal rok nie udało nam
się dowiedzieć, gdzie ten człowiek w ogóle jest, jaki jest jego status.
Oficjalnie wciąż był dyplomatą i obywatelem Watykanu chronionym immunitetem
dyplomatycznym i tłumaczy nasz rozmówca z
prokuratury. Z księdzem Wojciechem G. prokuraturze idzie gładko: wrócił do
Polski, nie ukrywa się, rozmawia z
dziennikarzami. W lutym 2014 r. zostaje aresztowany. Ma cztery zarzuty za
pedofilię. Dwa przypadki molestowania - według prokuratury - dotyczą obywateli
polskich, a dwa kolejne dzieci w Dominikanie.
W oparach
absurdu
- Ksiądz G. miał się dopuszczać
pedofilii w Dominikanie i w Polsce, w jego sprawie mamy i dokumenty, i
świadków. Z Wesołowskim poszło gorzej - mówi jeden z prokuratorów.
- Dlaczego?
- Kiedy poprosiliśmy Dominikanę o
przesłanie zeznań świadków w sprawne Wesołowskiego, usłyszeliśmy, że już wysłali
je do Watykanu.
- Mogli dać kopie.
- Stwierdzili, że nie mają kopii!
W lutym poprosiliśmy o te zeznania Watykan. Odpisali, że nie mogą ich
przekazać do Polski, bo w Dominikanie dostał}' klauzulę „ściśle tajne”. Więc są
ściśle tajne.
Dlaczego prokuratura przez rok nie
wystąpiła o ekstradycję Wesołowskiego? Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury
Okręgowej w Warszawie, odpisuje: „Co do ekstradycji Józefa W. nie było wszczętego
postępowania ekstradycyjnego, Józefowi W. nie postawiono żadnych zarzutów,
gdyż nie dysponujemy odpowiednim materiałem dowodowym”.
- Procedura powinna wyglądać tak:
nasi muszą dostać zeznania ofiar z Dominikany - tłumaczy jeden ze śledczych. -
To materiał dowodowy. Oceniają go, badają wiarygodność. Jeśli jest podstawa,
to wydają postanowienie o postawieniu zarzutów i starają się wezwać
Wesołowskiego na przesłuchanie we Włoszech. Jeśli się nie zgłasza, proszą o wystawienie
europejskiego nakazu aresztowania (ENA). Jeśli ENA nie działa w Watykanie,
proszą o ekstradycję.
Przemysław Nowak: - Mówienie dziś
o ekstradycji to pieśń przyszłości. To jak martwić się, w czym dziecko pójdzie
do szkoły kiedy jeszcze nie mamy dzieci.
Jeszcze w listopadzie 2013 r.
Dominikana zamyka śledztwo. Wysyła do Watykanu następujące dowody: list i
zeznania diakona Francisco Occi Reyesa oraz zeznania dwóch chłopców, którym
Wesołowski płacił za seks.
W Polsce sprawa przez wiele
miesięcy wisi na kołku, bo byłego nuncjusza chroni immunitet dyplomatyczny.
Tymczasem pracę nad nią zaczyna
Kongregacja Nauki Wiary. Postępowanie ciągnie się miesiącami (nie wszyscy członkowie
na co dzień urzędują w Watykanie) i za zamkniętymi drzwiami.
Sprawy nabierają tempa dopiero w
maju. 6 maja w Genewie, na posiedzeniu Komitetu ONZ przeciwko Torturom o
sprawę Wesołowskiego kilka razy pyta Felice Gaer
(reprezentuje USA): - Czy Watykan w ogóle prowadzi jakieś śledztwo?
Silvano
Tomasi, szef watykańskiej delegacji przy ONZ,
musi się tłumaczyć: jest pewne opóźnienie, bo Watykan czekał na dokumenty z
Dominikany: - Jeśli zarzuty zostaną uznane za wiarygodne, arcybiskup będzie
osądzony na podstawę obowiązujących norm.
Komitet ONZ zwraca się oficjalnie
do Watykanu o informacje na temat postępowania w sprawie byłego nuncjusza.
Apeluje o zagwarantowanie natychmiastowego śledztwa.
Sprawa (poza Polską) robi się
coraz głośniejsza. Gdzieś po drodze „niewygodny” abp Wesołowski znika ze
zdjęcia episkopatu Dominikany. Zostaje wymazany w Photoshopie. Na witrynie
archidiecezji krakowskiej do dziś figuruje jako kapłan oddelegowany do pracy za
granicą.
Spacerkiem po Via della Scrofa
Mijają miesiące. Nikt nie wie,
gdzie się ukrywa były nuncjusz. Watykan milczy. Giacomo Galeazzi,
jeden z najważniejszych włoskich watykanistów: - Do dziś nikt nie ma pojęcia,
gdzie jest Wesołowski.
Biskup Victor Masalles z Dominikany 24 czerwca wrzuca na Twittcra: „To
duża niespodzianka zobaczyć Wesołowskiego spacerującego po Via della Scrofa w Rzymie. Milczenie Kościoła rani lad boży”.
Próbujemy skontaktować się z
biskupem Masallesem. Nie odpowiada. Mówi nasze źródło w Watykanie: - Wpis mógł
hyc trochę nieświeży. Po raz ostatni Masalles był w Watykanie w kwietniu, na
kanonizacji Jana Pawła II.
Wpis może nie jest świeży, ale
jest precyzyjny: demaskuje miejsce, w którym ukrywa się Wesołowski. Na Via della Scrofa, między Piazza Navona a Panteonem, znajduje się
Domus Internationalis Paulus VI. Olbrzymi, zabytkowy pałac z XVII wieku.
Cztery' piętra, kilkadziesiąt pokoi, wewnętrzna kaplica i wielki taras służą watykańskim
dyplomatom, którzy z całego świata przyjeżdżają do Rzymu. To z
tego pałacu wiosną 2013 r. argentyński duchowny Jorge Maria Bergoglio rusza na
konklawe. Kilka dni później, już jako papież Franciszek, podbije serca Włochów
- dziennikarze zrobią mu zdjęcie, gdy w Domus Internationalis w białej piusce
osobiście reguluje rachunek za pobyt.
W tych luksusach miesiącami ukrywa
się polski arcybiskup podejrzany o pedofilię.
W wakacje kościelny dom jest zamknięty.
Sprawdzamy, czy Wesołowski był widywany w okolicy. Na zdjęciu rozpoznaje go
pracownik pobliskiej Cafe Friends - duchowny bywał tu na
spacerach. Obsługa domu potwierdza, że Wesołowski mieszkał na Via della Scrofa, ale się wyprowadził. Dokąd? Nie wiadomo. Sprawdzamy
wszystkie 22 pi acówki, które w Rzymie i w Watykanie mają miejsca noclegowe dla
duchownych. Nie ma tam polskiego arcybiskupa.
Ojciec Konrad Hejmo, opiekun
polskich pielgrzymów w Rzymie: - Wesołowski? On dziś nie jest dostępny dla
ludzi.
Prokuratura we mgle
Bomba wybucha trzy dni po tweecie
biskupa Masallesa. Trybunał pierwszej instancji przy Kongregacji Nauki Wiary
orzeka wobec byłego nuncjusza karne wydalenie ze stanu duchownego. Najwyższy
kościelny wyrok. To znaczy, że dowody uznano za mocne. Do tej pory żaden
hierarcha nie został tak surowo ukarany za pedofilię.
Wesołowski ma miesiąc na
odwołanie. I robi to pod koniec sierpnia. Rzecznik Watykanu, Federico Lombardi: - Najprawdopodobniej wyrok drugiej instancji zapadnie w
październiku. Lombardi
rozwiązuje też zagadkę zniknięcia
Wesołowskiego z Viadella
Scrofa: po wyroku arcybiskup trafił do aresztu
domowego. Dokąd? Tajemnica.
Jest niemal pewne, że Wesołowski
nic nie zyska na odwołaniu, w Watykanie nikt nie śmie podważać wyroków, które
zapadają w Kongregacji. To znaczy, że w październiku sprawą zajmie się już
zwyczajny, a nie religijny sąd państwa watykańskiego. Arcybiskupa czeka proces
kamy. Polak zapisze się w historii Kościoła: będzie to pierwsza w Watykanie
rozprawa dotycząca seksualnych przestępstw przeciw dzieciom.
Jeśli apelacja odrzuci odwołanie
Wesołowskiego, może stracić obywatelstwo Watykanu. To otworzy drogę do jego
ekstradycji do Polski.
Pytamy polską prokuraturę, czy
wie, że obywatelstwo Watykanu traci się wraz z utratą funkcji. Śledczy robią
wrażenie zdziwionych. Mówi jeden z prokuratorów: - Watykan pomieszał nam
szyki. Wątek Wesołowskiego miał iść do umorzenia. Teraz znowu trzeba się za
niego brać z kopyta.
Ekstradycja: tak, ale kiedy?
Budzi się również prokuratura w
Dominikanie. W połowie sierpnia zaczyna wzywać na przesłuchania chłopców,
którzy mieli kontakt z Wesołowskim. Podaje, że chce przygotować materiały dla
polskich śledczych. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej,
zdumiony: - Pierwsze słyszę. Nie prosiliśmy o to Dominikany.
Ale Dominikana już się rozpędziła.
Tamtejszy prokurator złożył wniosek o wystawienie listu gończego za Wesołowskim.
8 września sędzia Roman Berroa Hiciano go odrzuca. Powody są dwa: oficjalnie
wciąż Wesołowskiego chroni immunitet, a po drugie Dominikana nie ma umowy
ekstradycyjnej z Watykanem. Z Polską zresztą też.
Najbliższa odsłona sprawy Wesołowskiego
odbędzie się w październiku po wyroku apelacyjnym. Wtedy będzie pewne, czy
arcybiskupa chroni immunitet, czy nie. I czy
może ruszyć proces karny w Watykanie, a po nim ekstradycja i sprawa karna w
Polsce.
Współpraca: GiuLio Rubino i Cecilia Anesi z Investigating Reporting Project Italy oraz Ezra Fieser (Dominikana)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz