Jarosław Kaczyński
boi się grupy wpływowych polityków, którzy rozpoczęli walkę o władzę w partii.
Chcą wystawić twórcę SKOK-ów Grzegorza Biereckiego w prawyborach prezydenckich
i przejąć kontrolę nad finansami PiS.
Michał Krzymowski
Politycy
PiS mawiają, że w partii przed prezesem nic się nie ukryje. Szef wciąga
powietrze nosem i już wie, co kto knuje. Jeśli dziś trzy osoby idą na kolację,
to można być pewnym, że za dwa dni treść ich rozmowy trafi do biura partii
przy ul. Nowogrodzkiej. Tak działa wywiad Jarosława Kaczyńskiego.
Ostatnio doniesiono prezesowi o
nowej intrydze: wokół twórcy SKOK-ów senatora Grzegorza Biereckiego
zgromadziła się grupka wpływowych polityków. Wśród nich są m.in. europoseł
Ryszard Czarnecki, rzecznik partii Adam Hofman i zamożny senator Grzegorz
Czelej. Ich celem jest przejęcie władzy w partii. Pierwszym krokiem w tym
kierunku ma być wystawienie kandydatury Biereckiego w prawyborach
prezydenckich, które niebawem odbędą się w PiS. Drugim - przejęcie kontroli nad
finansami partii i uzależnienie jej od SKOK-ów. A trzecim - umieszczenie
Biereckiego na czele ugrupowania. Czy taki
spisek naprawdę miał miejsce?
Poszlaki
Napisać o Biereckim, że nie jest
to typ charyzmatycznego przywódcy, nie byłoby wielkim odkryciem. Senator mówcą
jest przeciętnym, jeśli ma polityczny talent, to jeszcze go światu nie ujawnił.
Cichy, mało przebojowy, z wyglądu - przeciętny księgowy. Pucołowata twarz,
okulary, włosy przyczesane na bok. To wszystko jest jednak nieważne. Ważne, że
Bierecki ma coś, czego na prawicy nie ma nikt inny: miliony na koncie i talent
sprawnego organizatora.
Bierecki w ostatnim czasie bardzo
się uaktywnił. Był jedną z osób, które nakłaniały Jarosława Kaczyńskiego do
porozumienia z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. Systematycznie wprowadza do
polityki swoich ludzi - w wyborach samorządowych ma kandydować m.in. jego
brat Jarosław" - i poszerza swoje wpływy we władzach partii. Ma świetne
relacje z wiceprezesem PiS Adamem Lipińskim, kręci się wokół niego kilku
innych polityków z kierownictwa. Pierwszym z nich jest Hofman. Bierecki
zaprzyjaźnił się z nim podczas wspólnych wyjazdów do Strasburga na posiedzenia
Rady Europy. Drugi to Ryszard Czarnecki, który pomógł stworzyć Polską Unię
Kredytową, brytyjską odnogę SKOK-ów skierowaną do Polaków mieszkających na
Wyspach. Jak twierdzą nasi rozmówcy, Czarnecki poświęcił na to kilka lat:
regularnie latał do Londynu, prowadził rozmowy z brytyjskimi urzędnikami i lobbował
u znajomych torysów. W nagrodę powierzono mu funkcję szefa rady nadzorczej
Unii. Czarnecki pełni ją społecznie.
Mówi polityk PiS: - Zwrócił pan
uwagę, kto pierwszy zgłosił pomysł prawyborów? Ryszard Czarnecki. A kto go
wspierał w kuluarach? Hofman.
Gdy Czarnecki po raz pierwszy po
wiedział w wywiadzie dla tygodnia „W sieci” o prezydenckich prawyborach,
większość posłów PiS pukała się w czoło. Mimo
to Kaczyński niedawno oświadczył na posiedzeniu komitetu politycznego PiS, że
to świetny pomysł i należy go poważnie rozważyć. Dziś prawybory wydają się przesądzone.
Do tej pory sądzono, że Czarnecki zgłosił tę koncepcję, bo sam chce
kandydować.
Współpracownik prezesa wierzący w spisek:
- Plan jest taki. Rysiek najpierw wystartuje, a potem się wycofa i przekaże
swoje poparcie Biereckiemu. Tak samo zrobił podczas wyborów prezydenta Wrocławia
w 2006 r., gdy ostatecznie wsparł Rafała Dutkiewicza. Kilka lat później powtórzył
ten numer podczas wyborów prezesa PZPN, w których też przez chwilę kandydował.
Teraz zrobi to samo. Będzie zającem Biereckiego.
Czarnecki, którego spytaliśmy, czy
poparłby start twórcy SKOK-ów, odpowiada enigmatycznie. - Kandydować w prawyborach
powinny osoby, które mają międzynarodowe doświadczenie polityczne - twierdzi. Hofman na nasze pytanie odpowiedzieć nie chce w ogóle.
Najciekawsze jest jednak to, co
mówi sam Bierecki. Zapytany przez nas o możliwość startu w prawyborach, wcale
nie mówi „nie”: - Prawybory to dobry pomysł. W PiS jest wiele osób, które mogą
być znakomitymi kandydatami.
Pieniądze
Dymisja skarbnika PiS Stanisława
Kostrzewskiego na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z Biereckim. Przy
bardziej wnikliwej analizie okazuje się jednak, że odejście tego wieloletniego
współpracownika braci Kaczyńskich może przyczynić się do wzmocnienia frakcji skupionej wokół twórcy SKOK-ów.
Mówi informator „Newsweeka”: - PiS
ma wysokie koszty stałe. Pensje pracowników, prawnicy, ochrona prezesa, zlecenia
dla zaprzyjaźnionych firm. Wszystko, o czym
pisaliście. A przed nami jest wyborczy maraton, na który Kostrzewski chciał
wziąć kredyt w PKO BP. Staszek ma mnóstwo kontaktów wśród bankowców i załatwiłby te pieniądze.
Czy podobnymi zdolnościami wykaże
się jego następczyni na stanowisku skarbnika Beata Szydło? Być może. Choć wydaje
się, że po odejściu Kostrzewskiego PiS najłatwiej będzie wziąć kredyt w SKOK-u,
w którym zadłużony jest już sam prezes. Tym bardziej że - jak twierdzą rozmówcy
„Newsweeka” - ludzie kojarzeni z kasami już wcześniej sygnalizowali, że PiS
nie powinno mieć problemu z otwarciem linii kredytowej. Na przeszkodzie stał
jednak Kostrzewski, który był wobec tej koncepcji sceptyczny. Dziś tej
przeszkody już nie ma.
Na korzyść grupy Biereckiego
będzie przemawiać jeszcze jedno. Prawdziwym powodem odejścia Kostrzewskiego
był jego spór z senatorem Grzegorzem Czelejem, biznesmenem pozostającym w
dobrych relacjach zarówno z Hofmanem, jak i Biereckim. Konflikt między
politykami wywiązał się dwa lata temu i dotyczył książki Kaczyńskiego „Polska
naszych marzeń”, wydanej przez firmę zaprzyjaźnioną z Czelejem. Prezes zarobił na
tej książce 160 tys. zł.
Mówi osoba z kierownictwa PiS: -
Kostrzewski przejrzał dokumentację związaną z książką i stwierdził, że
szefowi należało się więcej. Wezwał Czeleja na Nowogrodzką i doszło do przykrej
rozmowy, padły ciężkie oskarżenia. Czyją stronę wziął Kaczyński? Oczywiście
Staszka. Wydawało się, że Czelej jest skończony.
Potem stało się jednak coś
zadziwiającego. Kaczyński przygotował wewnętrzne zarządzenie dotyczące
zbliżających się wyborów samorządowych. Okazało się, że Czelej nie tylko znalazł się w sztabie, ale został też
odpowiedzialny za rezerwację czasu antenowego i wykup billboardów, a tym do tej
pory zajmował się skarbnik.
Kiedy Kostrzewski się o tym dowiedział,
wpadł w furię i zażądał przywrócenia mu dawnych uprawnień. Trudno mu się
dziwić: jako pełnomocnik finansowy na wybory samorządowa odpowiadał za
rozliczenie kampanii własnym majątkiem.
Sprawa znalazła swój finał na
początku września. Kaczyński wezwał do siebie Kostrzewskiego i kazał mu
rozpocząć przygotowania do kampanii. Gdy natrafił na opór, zaproponował mu
urlop. Skarbnik ujął się honorem i złożył wypowiedzenie, które o dziwo zostało
przyjęte. Gdy kilka godzin później sprawa wyciekła do mediów, stało się jasne,
że dymisji już nie da się cofnąć. Nowymi skarbnikiem została Szydło, a
pełnomocnikiem finansowym Teresa Schubert, księgowa z Lublina. - To Czelej ją
polecił. Schubert prowadziła rachunki w jego firmach - twierdzi nasz rozmówca
z PiS, który prześwietlał życiorys nowej pani pełnomocnik.
Kuzyn
Jakim cudem Czelej, szerzej
nieznany senator, którego polityczna kariera jeszcze niedawno wisiała na
włosku, znalazł się w sztabie, wysadził z siodła jednego z najbliższych
współpracowników prezesa i zadecydował o obsadzie tak newralgicznego
stanowiska? Wszyscy nasi rozmówcy w PiS twierdzą, że Czelej w ostatnich
miesiącach zaprzyjaźnił się z kuzynem prezesa Janem Marią Tomaszewskim i
to dzięki jego wstawiennictwu wrócił do łask szefa.
Tomaszewski jest synem rodzonej
siostry Jadwigi Kaczyńskiej. Prywatnie jest przeciwieństwem ascetycznego
prezesa. Gustuje w wystawnym życiu, nie stroni od wina i dobrej zabawy. Choć z
wykształcenia jest plastykiem i uważa się za znawcę sztuki, to od dawna plącze
się przy politycznych przedsięwzięciach Kaczyńskich. Gdy w 2005 r. bracia
doszli do władzy, Tomaszewski dostał pracę w stołecznych wodociągach, Orlenie i
TVP. W pracy pojawiał się rzadko, ale zarabiał godziwie, w
najlepszych czasach nawet i 30 tys. zł. Dziś można go znaleźć w telewizji internetowej
„Gazety Polskiej”, gdzie prowadzi program „Artyści o sobie”, i wciąż w TVP. Co tam robi - dokładnie niewiadomo. Ludzie z Woronicza
twierdzą, że najczęściej można go spotkać w firmowym barku Kaprys. On sam
przedstawia się krótko:
- Jestem Janek Tomaszewski,
redakcja rozrywki TVP.
Kuzyn przez wiele lat był przez
Kaczyńskiego traktowany pobłażliwie. Prezes przymykał oko na jego wyskoki, ale
też nie dopuszczał go do politycznych decyzji. Po śmierci brata i mamy wszystko
się zmieniło. Tomaszewski stał się jego najbliższą rodziną i bardzo wzmocnił
swoją pozycję. To on pośredniczył w pierwszych rozmowach Kaczyńskiego z
Jarosławem Gowinem (obaj politycy spotkali się w jego domu na Saskiej Kępie).
Wcześniej doradzał w kampanii do europarlamentu i rwał się do oceny spotów wyborczych.
Opowiada jeden ze sztabowców PiS:
- Mało co mu się podobało. Na majówkę zrobiliśmy spot z szefem siedzącym w ogrodzie. Prezes na początku był zadowolony, ale po kilku dniach Wrócił strapiony. „Wstrzymujemy emisję, jestem niedoświetlony”. To była opinia Janka.
- Mało co mu się podobało. Na majówkę zrobiliśmy spot z szefem siedzącym w ogrodzie. Prezes na początku był zadowolony, ale po kilku dniach Wrócił strapiony. „Wstrzymujemy emisję, jestem niedoświetlony”. To była opinia Janka.
Podobnie było z reklamówką, w
której Kaczyński wystąpił w towarzystwie kilkorga współpracowników. PiS
zapłaciło za ten filmik kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tomaszewski obejrzał
spot i podczas jednego ze spotkań zawyrokował: - Eee, stary, ja bym to zrobił
za pięć tysięcy.
Kostrzewski ściągnął do biura partii
reżysera spotu. Posadził go z Tomaszewskim i kazał jeszcze raz przejrzeć
kosztorys. Jak twierdzi rozmówca „Newsweeka”, po dwóch godzinach ostrej dyskusji
znaleziono tysiąc złotych oszczędności. Tomaszewski pośrednio przyłożył też
rękę do rozprawy z Kostrzewskim. Najpierw wprowadzi na partyjny dwór Czeleja, a
potem wsparł go w konflikcie ze skarbnikiem. Czy Tomaszewski znał drugie dno
tego konfliktu? Czy zdawał sobie sprawę ze związków Czeleja z grupą skupioną wokół
twórcy SKOK-ów? Raczej nie, prawdopodobnie wplątał się w to wszystko
nieświadomie.
Mówi dobrze zorientowany polityk
PiS:
- W relacjach Tomaszewskiego z
Czelejem nie ma wielkiej tajemnicy. Interes był tu obopólny. Senator zdobył
nowe wpływy w partii, a Janek, który wśród znajomych ma opinię studni bez dna,
zyskał nowego przyjaciela. Czelej jest zamożnym człowiekiem i objęcie mecenatem
wpływowego artysty nie stanowiłoby dla niego problemu.
Czelej niestety nie znalazł czasu,
by odpowiedzieć na pytania „Newsweeka”. W przeciwieństwie do Tomaszewskiego.
- Zna pan senatora Czeleja?
Politycy PiS twierdzą, że pomógł mu pan w konflikcie z Kostrzewskim.
- Bzdury pieprzą. Nie interesuje
mnie polityka, zajmuję się tylko sztuką przez duże S. A teraz to na urlopie
zresztą jestem.
- Ale relacje z Czelejem ma pan
dobre?
- Znam go, ale to wszystko.
Koleguję to ja się z Piotrem Kraśką, Maciejem Orłosiem, ale z Czelejem? Wiem,
który to jest. Tyle.
- A kogo pana zdaniem PiS powinno
wystawić w wyborach prezydenckich?
- Nad tym się jeszcze nie
zastanawiałem.
Komorowski jest dobrze osadzony,
ciężka sprawa z tymi wyborami - chwila ciszy w słuchawce. - W Warszawie leje?
- Słucham?
- Czy pada, pytam. Mówiłem przecież,
że nad morzem siedzę. Wrzesień to najlepszy czas na urlop. Mało turystów, woda
jeszcze ciepła. Dziś już dwa razy się kąpałem.
***
Polityk PiS sympatyzujący ze
SKOK-ami:
- Te prawybory to dopiero
przetarcie. Wiadomo, że Bierecki nie ma szans na prezydenturę, bo murowanym
faworytem jest Bronisław Komorowski. Chodzi raczej o to, żeby zaprezentować go
działaczom, zbudować mu zaplecze. Prawdziwą stawką jest spuścizna po
Kaczyńskim. Walka o nią rozpocznie się po wyborach parlamentarnych w 2015 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz