Profesor Witold
Kieżun, Bohater czasu wojny uwikłał się w niebezpieczne kontakty z
komunistyczną bezpieką.
Sławomir Cenckiemz Piotr Wojciechowski
Kiedy
10 maja 2014 r. prof.
Witold Kieżun odbierał zaszczytny tytuł
doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, już w pierwszych zdaniach
swojej laudacji prof.
Bogusław Nierenberg powiedział, że jedynie
tacy ludzie jak dostojny jubilat mają „pełne prawo, by wytykać nam błędy",
które na drodze przemian ustrojowych popełniliśmy w ostatnim ćwierćwieczu.
„Wynika to z Jego umiłowania Ojczyzny, której dobro i pomyślny rozwój zawsze
leżały Mu na sercu" - dodał Nierenberg, kreśląc później szczególnie
predestynujący do tej opinii życiorys Kieżuna.
Bohaterski udział w Powstaniu Warszawskim,
poczucie klęski i realny koniec II Rzeczypospolitej, a później prześladowania,
zsyłka do sowieckiego obozu koncentracyjnego i znów kazamaty ubeckie każą nam
z pokorą spojrzeć na życiorys Witolda Kieżuna.
Trudno być jednak obojętnym na
słowa, które można odebrać jako intelektualny szantaż, a za taki odbieramy
zapewnienie, wyrażone ex cathedra w laudacji, o „busoli moralnej", jaką w
całej swojej późniejszej drodze miał się kierować Kieżun.
INTENCJE
Nikt nie może kwestionować bohaterstwa
wojennego i powojennego cierpienia Witolda Kieżuna. Winny jest mu wobec tego
wszystkiego bezkresny szacunek. Także ujawnione w niniejszym tekście
okoliczności i przebieg współpracy prof. Kieżuna z komunistycznym aparatem
represji w jakikolwiek sposób nie unieważniają jego dokonań bojowych podczas
Powstania Warszawskiego.
Nie sposób też kwestionować jego
dorobku naukowego, a zwłaszcza naukowych rozważań na temat patologii systemu
gospodarczego III RP. Z szacunkiem należy patrzeć na jego aktywność rozpalającą
wśród młodych ducha polskości.
W obliczu dobiegających końca
obchodów 70. rocznicy Powstania Warszawskiego chcemy jedynie zwrócić uwagę
opinii publicznej na sytuację, w której wyrocznią w sprawach historii, polityki
i moralności jest człowiek niemający odwagi przyznać się do błędu, czasowego
upadku. Skutkiem tego była jego intensywna współpraca z SB jako tajnego
współpracownika ps. Tamiza w latach 1973-1980, wymierzona - niestety - w wiele
osób: byłych żołnierzy podziemia i urzędników, naukowców i polityków, opozycjonistów
i zachodnich dyplomatów. W tej sprawie kierowaliśmy się takim samym dobrem
publicznym jak publicyści i historycy, którzy w 2012 r. poinformowali w mediach
o współpracy z bezpieką innego bohatera AK, 95-letnie- go wówczas gen.
Zbigniewa Ścibora- -Rylskiego, wykorzystywanego przez SB jako TW ps.
Zdzisławski.
Zwracamy uwagę, że wiedza o materiałach
dotyczących współpracy Kieżuna z SB przechowywanych w Instytucie Pamięci
Narodowej już raz ujrzała światło dzienne. W 1999 r. pracownicy Biura
Rzecznika Interesu Publicznego wykorzystywali teczkę pracy i teczkę personalną
TW ps. Tamiza w procesie lustracyjnym Wiesława Chrzanowskiego, choć personalia agenta nie zostały przed sądem ujawnione.
Wiemy także, że z materiałami tymi
w ostatnich miesiącach zapoznawali się także dziennikarze kilku znaczących na
rynku tytułów prasowych, znanych z wrogiego nastawienia do jakiejkolwiek formy
rozliczeń z komunizmem.
Bezpośrednią inspiracją do przygotowania
tekstu były dwie okoliczności: wyjątkowa aktywność medialna prof. Kieżuna,
którą umożliwiły mu zwłaszcza prawicowe media, oraz postawa tych, którzy
znając prawdę o jego uwikłaniu w kontakty z SB, w dalszym ciągu kreowali jego
wizerunek bez skazy, wprowadzając w błąd wielu Polaków szukających ideału i
prawdziwych autorytetów. Efektem tej manipulacji stały się później liczne
zaproszenia kierowane przez środowiska patriotyczne do prof. Kieżuna, jego podróże po kraju, wykłady, książki, wywiady,
okładki prasowe, wyróżnienia, nagrody, a nawet aktywność na Facebooku. Symbolem
tego wszystkiego jest wielkoformatowe zdjęcie Kieżuna umieszczone na wieży
Muzeum Powstania Warszawskiego, wybrane przecież spośród tysięcy innych
fotografii bohaterów powstania. Ta rozpoznawalność, aktywność i nierzadko
radykalizm wygłaszanych sądów powodują, że Witold Kieżun jest osobą publiczną.
W związku z tym podlega prawom oceny tak jak inne osoby angażujące się w życie
publiczne.
W życiu prof. Witolda Kieżuna wydarzyło się tak wiele, że zasługuje on
na poważną naukową biografię. Nie sposób więc w
zwięzłej formie publicystycznej opisać jego życiorys ani nawet całości jego
relacji z tajnymi służbami PRL. W każdym razie, kiedy wchodził w bliskie
związki z SB wiosną 1973 r., był już wziętym naukowcem specjalizującym się w
prakseologii (teoria sprawnego działania) i docentem (z habilitacją) w
Polskiej Akademii Nauk, skąd przeszedł później do Zakładu Teorii Organizacji
Instytutu Organizacji i Kierowania Uniwersytetu Warszawskiego. Ciągnęła się za
nim endecka i wojenna przeszłość - członkostwo w Stronnictwie Narodowym,
udział w powstaniu w jako żołnierz Oddziału Specjalnego AK „Gustaw" (potem
nazwę zmieniono na „Harnaś") i zsyłka do
sowieckiego łagru. Przeszłość Kieżuna nie przeszkadzała jednak bezpiece. Wręcz
przeciwnie, z punktu widzenia interesów SB był z tego powodu jeszcze bardziej
interesujący, a jego możliwości operacyjne poważniejsze, gdyż AK-owska
biografia uwiarygodniała go w oczach potencjalnych ofiar.
Po 1956 r. Witold Kieżun znalazł
się w głównym nurcie życia PRL. Zajmował wysoką pozycję w Narodowym Banku
Polskim (nawet po odejściu z banku przez prawie 10 lat był konsultantem naukowym
prezesa NBP), aktywnie działał w satelickim Stronnictwie Demokratycznym (był
członkiem władz SD), przechodził kolejne stopnie naukowej kariery, należał do
ZBoWiD, pracował w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR w charakterze
wykładowcy (w latach 1971-1980), miał paszport i wiele razy wyjeżdżał na
Zachód, podczas tych podróży nie krytykował jednak Polski Ludowej i zawsze do
niej powracał.
Przebadaliśmy wszystkie dostępne
archiwalia związane z Witoldem Kieżunem: zachowane w oryginale obszerne trzy
tomy teczek tajnego współpracownika o ps. Tamiza, dokumentację opiniodawczą
komunistycznego wywiadu, akta paszportowe, zapisy kartoteczne, teczki prowadzących
go funkcjonariuszy i sprawy dotyczące osób, na które donosił.
W swoich badaniach uwzględniliśmy
także publikacje książkowe, w których Witold
Kieżun odnosił się do swoich relacji z SB (wspomnieniowy wywiad rzeka „Magdulka
i cały świat" z 2013 r.) oraz materiały pochodzące od samego profesora
(maszynopis „Radzieckie i polskie władze bezpieczeństwa i ja").
Czterokrotnie przeprowadziliśmy
wielogodzinne rozmowy z Witoldem Kieżunem, podczas których skonfrontowaliśmy
jego informacje z dokumentami SB, i na tej podstawie otrzymaliśmy od niego
kilkudziesięciostronicowe pisemne wyjaśnienie. Dzięki uprzejmości profesora
przebieg tych wszystkich spotkań został zarejestrowany. Jego wyjaśnienia
odbieramy w taki sposób: co do zasady profesor zaprzeczał współpracy z SB,
swoje kontakty (ograniczone w zasadzie do jednego oficera) tłumaczył swego
rodzaju przymusem i rzeczywistością PRL, przyznał się do ośmiu spotkań,
niektóre z przekazanych materiałów uznał zaś za swoje, lecz sporządzone w
innych celach i dla innych osób (przyznał się do osobistego przekazania dwóch
dokumentów na prośbę oficera SB).
Pewien przełom nastąpił podczas
ostatniej, czwartej rozmowy z prof. Kieżunem. Na kilka dni przed
oddaniem do druku publikacji spotkaliśmy się z profesorem w jego domu.
Przedłożyliśmy mu nasz artykuł, by mógł się zapoznać z jego treścią i by
umożliwić profesorowi zajęcie stanowiska oraz przedstawienie swojej wersji
wydarzeń. Jednocześnie przekazaliśmy list redaktora naczelnego tygodnika Pawła
Lisickiego, w którym red. Lisicki zagwarantował prof. Kieżunowi
opublikowanie jego oświadczenia równolegle z publikacją artykułu. W pewnym momencie rozmowy profesor przyznał, że jego relacje z SB miały charakter
tajnej współpracy, tylko, że - jak dodał - „były one pod kontrolą". Wedle
przedstawionej wówczas nam wersji prof. Kieżun na początku lat 70. podjął
niejawną współpracę z przedstawicielami amerykańskiej agendy rządowej działającej
pod nazwą US Information Agency. Strategiczną rozmowę Witold
Kieżun przeprowadził z Robertem Gosende’em, Stanleyem Kosakowskim oraz
Robertem Senkierem. Profesor miał nie zawierać żadnej pisemnej umowy z Amerykanami,
ale na ich zlecenie opracowywał analizy sytuacji społeczno-politycznej PRL,
które następnie miały być przemycane na Zachód. O swoich relacjach z SB na
bieżąco miał informować Kosakowskiego i Sen- kiera (w tym znaczeniu jego
kontakty z SB „były pod kontrolą"). Profesor Kieżun, jak stwierdził,
kontynuował współpracę, będąc nawet w Burundi, gdzie utrzymywał relacje z
Robertem Gosende’em
i wykonywał dla niego dalsze analizy. Po
zakończeniu spotkania wychodziliśmy od prof. Kieżuna w
przekonaniu, że szczegóły swojej współpracy z agendami USA i motywy, które nim
kierowały, opisze w swoim oświadczeniu, które następnie przekaże redakcji tygodnika
celem publikacji.
Owoce naszych dociekań są tak duże
i ciekawe, że mogłaby powstać z nich książka. Oto wybrane efekty naszej pracy.
CHRZANOWSKI JAKO PRAPRZYCZYNA
Okoliczności, w jakich doszło do
nawiązania kontaktów Kieżuna z bezpieką, były nieco przypadkowe i nakierowane
na zupełnie inną osobę z jego kombatanckiego kręgu towarzyskiego. Związane były
mianowicie z prowadzoną od lutego 1973 r. przez oficera Wydziału III Komendy
Stołecznej MO kpt. Tadeusza Szlubowskiego sprawą operacyjnego sprawdzenia (następnie
rozpracowania i zwerbowania tajnego współpracownika) o kryptonimie
Spółdzielca, dotyczącą Wiesława Chrzanowskiego. Lektura tych akt i różne
zapisy kartoteczne SB ukazują, że nieprzypadkowo to właśnie rozpracowujący
Chrzanowskiego kpt. Szlubowski 12 kwietnia 1973 r.
wystąpił do przełożonych z wnioskiem o możliwość przeprowadzenia rozmowy operacyjnej z Kieżunem i zajął się jego inwigilacją. Pisał
wówczas: „Obecnie Kieżun pozostaje w kontakcie z Chrzanowskim Wiesławem -
figurantem sprawy »Spółdzielca«, przez którego jest zapraszany na spotkania
byłych członków Stronnictwa Narodowego, organizowane z okazji omawianych akcji
na rzecz wystawienia pomnika poległych członków Narodowej Organizacji Wojskowej
z ugrupowania »Harnasie«. Celem rozmowy z Kieżunem jest zorientowanie się o
możliwości wykorzystania go operacyjnie pod figuranta sprawy »Spółdzielca«
oraz rozeznania środowiska endeckiego".
25 kwietnia 1973 r. doszło do
pierwszej, 2,5-godzinnej rozmowy kpt. Szlubowskiego z Kieżunem, który „chętny
był przyjechać do Komendy". Kieżun miał być bardzo rozmowny. Opowiadał
między innymi o kuzynie z Tuluzy Janie Wojewódzkim, prof. Jerzym Langrodzie z Paryża i tłumaczył swój krytycyzm wobec Żydów
(głównie związany z ich udziałem w zbrodniach stalinowskich). Rozczarowywał
„wyjaśnieniami" w sprawie Chrzanowskiego, którego określił „jako kolegę
szkolnego, z którym utrzymuje bardzo rzadki kontakt". Później przybliżył
sylwetkę kolegi: „Żyje i myśli kategoriami obcymi socjalistycznym przeobrażeniom,
jakie mają miejsce po II wojnie światowej w Polsce". Rozbudził w funkcjonariuszu
pewną nadzieję na zmiękczenie kolegi, bo - jak nadmienił - nawet Chrzanowski
„ulega ewolucji, ale w bardzo małym stopniu, lecz że to następuje u niego, jest
niezaprzeczalne".
Kieżun wyraził chęć kontynuowania
kontaktów z SB, ale prosił o dochowanie absolutnej tajemnicy, gdyż „nieprzestrzeganie
tego warunku w latach do 1957 r. przez przedstawicieli SB, którzy podobny
dialog z nim wówczas kontynuowali, sprawiło, że w środowisku (Banku
Narodowego) miał wiele z tego powodu przykrości". Po tym, jak kpt.
Szlubowski zapewnił rozmówcę o dyskrecji, usłyszał od niego deklarację, że
przygotuje w najbliższym czasie pisemne opracowanie swoich zagranicznych
kontaktów. Kieżun sporządził też własnoręczne oświadczenie o zachowaniu rozmowy
w tajemnicy i umówił się na kolejne spotkanie, tym razem w kawiarni.
PORTRET
Bezpieka nie miała wątpliwości, że
kontakt z Witoldem Kieżunem jest bardzo obiecujący i perspektywiczny. Na tym
etapie najważniejsze było przede wszystkim zaktywizowanie Kieżuna do
inwigilacji Wiesława Chrzanowskiego.
W związku z tym uruchomiono w SB
procedurę werbunkową, w tym weryfikację prawdomówności Kieżuna przez
zastosowanie czasowego podsłuchu i obserwacji. Już wstępna inwigilacja dała
pozytywne efekty i potwierdziła zasadność wytypowania Kieżuna do werbunku.
Celem jego pozyskania do współpracy miało być rozpracowanie Chrzanowskiego,
rozpoznanie poglądów i zachowań środowiska naukowego oraz kombatanckiego
(„endecko-akowskiego") oraz pomoc w opracowaniu kandydata do werbunku
żołnierza AK i znanego polonisty z Uniwersytetu Warszawskiego oraz paryskiej
Sorbony - Stanisława Frybesa (kandydat na TW ps. Maska).
Pod koniec kwietnia 1973 r.
powstał w SB portret psychologiczno-charakterologiczny Kieżuna, który na
długie lata wyznaczył zasady postępowania funkcjonariuszy SB i metody jego
„wiązania" ze służbą. Ze wstępnego rozpoznania kandydata na agenta wynikało,
że jest osobowością egocentryczną, której się wydaje, że zajmuje się sprawami
o szczególnie dużym znaczeniu dla kraju i wpływie na jego rozwój; człowiekiem inteligentnym i
spostrzegawczym, także grzecznym, lecz nie służalczym, a jednocześnie naiwnym,
przeceniającym rolę tajnych służb i wiedzę bezpieki na temat jego oraz środowiska,
w którym się obraca. Nieco później opinie te uzupełniono o następującą
charakterystykę: „Jako jednostka wybitna i poważna wymaga specyficznego
traktowania i podejścia do jego osoby oraz subtelności w realizowaniu
współpracy z nim. Nie powinno się wykorzystywać go do spraw stosunkowo błahych.
Powinien zawsze sądzić, że współdziała z SB dla dużej rzeczy, sprawy itp. Mimo
iż w rzeczywistości nie ma takiej rangi dana sprawa, ale on o tym nie powinien wiedzieć".
„TAMIZA”
Na początku maja 1973 r., zgodnie
ze złożoną w kwietniu obietnicą, Kieżun dostarczył Szlubowskiemu
sześciostronicowe opracowanie na temat swoich „kontaktów zagranicznych z
obywatelami państw kapitalistycznych", które podzielił na: rodzinne,
naukowe i towarzyskie. Charakteryzował w nim, głównie przez pryzmat stosunku
do PRL, kontakty francuskie i amerykańskie, w tym między innymi ponownie kuzyna
Wojewódzkiego i prof.
Langroda, pokrótce znanego historyka Jacques’a Le Goffa, Michaela Croziera i Maurice’a Zinovieffa oraz Roberta Senkiera i Stanisława
Kosakowskiego. SB była usatysfakcjonowana, tym bardziej że przekazane przez
Kieżuna informacje „pokrywały się całkowicie z uzyskanymi przez nas danymi w
czasie opracowania go poprzez »W« [kontrola
korespondencji]".
Tydzień później, w południe 17 maja
roku 1973, w kawiarni Warszawa doszło do spotkania kpt. Szlubowskiego z
Kieżunem. Zostało ono uznane za spotkanie werbunkowe, gdyż - jak czytamy w
notatce SB - „kandydat zgodził się na współpracę z SB w celu ustalenia i
przekazywania nam informacji o interesujących
SB osobach i szkodliwych zjawiskach ze środowiska oraz najbliższego otoczenia".
Znając cechy charakteru Kieżuna, funkcjonariusz „celowo odstąpił od pisemnego
zobowiązania do współpracy, poprzestając na zobowiązaniu o tajemnicy i pisemnych informacjach kandydata, który będzie występował
pod ps. Tamiza". Z tego samego powodu nie był też wynagradzany finansowo
(niekiedy otrzymywał upominki rzeczowe).
Już pierwsza rozmowa, przeprowadzona
w nowej formule, potwierdziła sens werbunku. Szlubowski notował to, co ustnie
przekazywał mu „Tamiza", zwłaszcza o Chrzanowskim,
z którym w ciągu kilkunastu dni zacieśnił kontakty: „Chrzanowski Wiesław jest
»duszą« akcji wystawienia płyty pomnikowej poległych »Harnasiowcom« na
Cmentarzu Powązkowskim, z tym że wszystko czyni w ramach obowiązujących
przepisów administracyjnych i za wiedzą oraz
zgodą ZBoWiD. W tej sprawie nawiązał kontakt bezpośredni lub korespondencyjny z
byłymi »Harnasiowcami« lub z ich rodzinami, wspólnie poprzez składki zebrali kilkadziesiąt tysięcy złotych i ufundowali
odpowiednią płytę, której uroczyste odsłonięcie nastąpi w rocznicę wybuchu
powstania warszawskiego.
W składce tej i ja wziąłem udział,
przekazując znaczną sumę, z czego Chrzanowski był zadowolony".
Słysząc to, kpt. Szlubowski kazał
Kieżunowi „zorganizować systematyczny towarzyski kontakt z Chrzanowskim i
najbliższymi jego kontaktami". Kieżun miał na to zareagować własnym
pomysłem: „TW »Tamiza« z własnej inicjatywy wysunął swoją koncepcję, aby do
zbliżenia między nim a Chrzanowskim wykorzystać zbliżające się imieniny
Chrzanowskiego (7 czerwca), co odpowiednio wykorzystałem, aby go zjednać dla
SB. W wyniku czego »Tamiza« oświadczył, że niewątpliwie SB zainteresują
informacje z terenu PAN o istniejących tam niekorzystnych dla nauki polskiej
zjawiskach, o czym na spotkanie następne przygotuje pisemną informację ze
swoimi wnioskami".
„SPÓŁDZIELCA”
Akcentowana przez Kieżuna
otwartość i pomysłowość w pierwszych relacjach z SB obudziły w bezpiece nieco
większą czujność. Zaczęto go szczelniej kontrolować poprzez obserwację (także
przez agenturę), wgląd do korespondencji i podsłuch telefoniczny, ale ponownie
to wszystko potwierdziło jedynie jego lojalność i prawdomówność wobec SB. Stąd
też kpt. Szlubowski wnioskował o wprowadzenie Kieżuna do esbeckiego lokalu
kontaktowego (LK krypt. Śródmieście), „szkolenie oraz powierzanie mu zadań
możliwych do gruntownego zrealizowania i egzekwowania wywiadu w pisemnych
relacjach (doniesieniach)". Kieżun odebrał to jako rodzaj nobilitacji,
więc nie krył zadowolenia, kiedy krótko później został wprowadzony do tajnego
lokalu SB krypt. Śródmieście, w którym mógł poczuć się swobodnie i bezpiecznie.
W następnych latach będą to również mieszkania konspiracyjne o kryptonimach
Kolorowa i Centrum (w relacji złożonej autorom tekstu profesor tłumaczył, że
traktował je jako mieszkania prywatne oficera SB). Zaczął przekazywać pisemne
informacje w formie różnych rękopisów i maszynopisów, sygnowanych nazwiskiem
bądź pseudonimem Tamiza, w których wymieniał nawet swoje nazwisko, stosując
zawsze trzecią osobę liczby pojedynczej. Na tym etapie „Tamiza" miał
jednak skupić swoją uwagę na Chrzanowskim, Frybesie i naukowcach z PAN oraz UW.
Tak też się stało, choć „Tamiza"
miał zawsze „oczy dookoła głowy" i mimo próby ukierunkowania go przede
wszystkim na „Spółdzielcę", wciąż przekazywał informacje o swoich
znajomych z Ameryki (m.in. ponownie o Robercie
Senkierze i Stanisławie Kosakowskim oraz rektorze Uniwersytetu Seton Hall -
ks. Thomasie Fahym), które w lipcu 1973 r. zaczęły być przekazywane przez bezpiekę
krajową (Wydział III) jednostce wywiadu (Departamentu I MSW). Nieproszony w
doniesieniach z tego czasu analizował sytuację międzynarodową, zwłaszcza rolę
Izraela na Bliskim Wschodzie, przypisując niektóre treści kolegom z PAN.
„Tamiza" był tak gorliwy, że
zaczął charakteryzować pracowników PAN, w tym nawet własną podejrzewał o branie narkotyków. Funkcjonariusz zaoferował
pomoc w ściganiu dealerów, więc latem 1973 r. Kieżun przekazał doniesienie o
ośmiu szkolnych koleżankach i kolegach swojego
syna, których oskarżał o lekomanię i narkomanię. Prowadzenie sprawy przekazano
milicji.
Najważniejszy był jednak Wiesław
Chrzanowski, który w latach 1973-1974 stał się główną ofiarą donosów
„Tamizy". Początki jego inwigilacji nie były jednak łatwe. Kiedy Kieżun ze
swoją żoną Danutą udali się na imieniny Chrzanowskiego, ten miał okazać mu
nieufność oraz brak szacunku i zainteresowania, skupiając się na rozmowie z
innymi gośćmi. „Stało się dla mnie zrozumiałe, że jest niezadowolony z mojego
przybycia" – żalił się „Tamiza".
„Przypuszczam - kontynuował w doniesieniu - że grubiaństwo Chrzanowskiego w
stosunku do mnie ma związek z tym, że w ubiegłym roku na imieniny przekazałem
Chrzanowskiemu w prezencie napisaną przeze mnie książkę, w której ostro
skrytykowałem kler katolicki za jego wsteczne tendencje". „Zbliżenie moje
z nim w celu rozeznania go dla SB staje się problematyczne, niemniej nadal
będę miał to na uwadze przy każdej okazji" - pisał.
Chrzanowski był jednak wciąż nieufny.
Wprawdzie spotykał się z „Tamizą" i dzielił się z nim informacjami (m.in.
o polityce prymasa Wyszyńskiego czy wizycie abp. Casarolego w Polsce), ale ten
w dalszym ciągu ubolewał nad jego rezerwą, skarżąc się SB, że taka postawa
uniemożliwia mu skuteczne „sondowanie jego orientacji politycznej i zamierzeń".
Zauważył jedynie, że Chrzanowskiemu bardzo zależy na możliwości podróży na
Zachód, w czym upatrywał pewne szanse SB na jego „ewolucję".
„Tamiza" starał się też rozpytać o niego Irenę Wojnar, o której pisał, że
kocha się w Chrzanowskim, licząc na wspólne małżeństwo. Nie dawał jednak za
wygraną i zgodnie z poleceniem SB utrzymywał stały kontakt ze
„Spółdzielcą", regularnie na niego donosząc.
Z czasem, w połowie 1974 r.,
relacje Kieżuna i Chrzanowskiego były już nieco bliższe, czego wyrazem miało
być zaprotegowanie „Tamizy" przez jego ofiarę u znajomych w Bostonie
(państwa Weberów). W każdym razie bezpieka doceniała wysiłki „Tamizy" na
tym polu. Kiedy później SB przekwalifikowywała sprawę operacyjną
„Spółdzielca" na sprawę agenturalną Chrzanowskiego o tym samym kryptonimie
(co wbrew dotychczasowym „ustaleniom" sądu lustracyjnego,
który dysponował doniesieniami „Tamizy",
i publicystów zasługuje na ponowną
analizę ze względu na nowe dokumenty w tej sprawie), kpt. Szlubowski chwalił
Kieżuna, pisząc: „Uzyskane od »Tamizy« informacje (pisemne) i ustne w znacznym
stopniu dopomogły rozpracować figuranta i zakończyć sprawę »Spółdzielca«".
PRAWIE 900 STRON AKT
Entuzjazm kpt. Szlubowskiego w
sprawie „Tamizy" był weryfikowany przez jego przełożonych. Wiosną 1974 r.
doszło do tzw. spotkania kontrolnego, które z Kieżunem odbył mjr Antoni Feliś.
Podobnie jak jego podwładny i ten oficer był pod wrażeniem lojalności agenta:
„TW »Tamiza« politycznie jest dobrze wyrobiony. Jest przekonany o wyższości
ustroju socjalistycznego. Pozytywnie ustosunkowany do ZSRR. Predyspozycje
polityczne i zawodowe stawiają go w rzędzie ludzi, przed którymi otwiera się
w perspektywie kariera naukowa. [...] Jest on cennym nabytkiem w sieci
TW". Zastępca naczelnika Wydziału III stołecznej SB świetnie wpasował się
w oczekiwania i sposób bycia „Tamizy". Wręczył Kieżunowi upominek imieninowy
i kwiaty, złożył mu życzenia i go pochwalił, po czym zaproponował mu pracę dla
wywiadu PRL w związku z protekcją, jakiej w Bostonie udzielił mu Chrzanowski.
„Do zadań zleconych przez pracowników Departamentu I ustosunkował się
pozytywnie, wskazując zrozumienie co do ważności problematyki dywersji ideologiczno-politycznej.
Potrzeby nasze uznaje jako niezbędne dla interesów państwa polskiego".
Od tej pory aktywnością i obserwacjami
„Tamizy" dzieliły się różne piony operacyjne SB - od jednostek krajowych
odpowiedzialnych za walkę z „elementami antysocjalistycznymi", poprzez
inwigilujący cudzoziemców kontrwywiad, aż do struktur wywiadu. Inwigilował
wiele osób i środowisk, jakie spotkał na swojej drodze: żołnierzy AK i
powstańców warszawskich, działaczy Stronnictwa Narodowego i Młodzieży
Wszechpolskiej, endeków i piłsudczyków z „polskiego Londynu", naukowców
oraz cudzoziemców, opozycjonistów, działaczy Stronnictwa Demokratycznego, a
nawet aktywistów PZPR. Jego teczkę personalną i dwie teczki pracy wypełnia
blisko 900 stron dokumentów, w tym donosów składanych najczęściej w formie
pisemnej w czasie spotkań z oficerami prowadzącymi (po kpt. Szlubowskim byli
to kolejno: płk Edward Kasperski, ppłk Andrzej Maj, płk Stanisław Olejnik i mjr
Jerzy Gralak).
Najczęściej składał obszerne
meldunki nasycone konkretnymi informacjami przypisanymi do nazwisk.
Nierzadko, widząc potencjalnie
interesującą sytuację lub słysząc ciekawą wypowiedź, sporządzał na bieżąco
odręczne notatki na małych kartkach z notesu lub zeszytu, które przekazywał
później funkcjonariuszom. Czasem przypominają one bardziej analizy i wypracowania
naukowo- -polityczne aniżeli konfidenckie donosy. Kieżunowi się wydawało, że
prowadzi jakąś indywidualną politykę, w której wykorzystuje kanał SB do
udoskonalenia którejś z reform ekipy Edwarda Gierka lub nawet poprawienia
skuteczności dyplomatycznej gry Moskwy przeciwko Stanom Zjednoczonym.
Rozpisywał się więc na temat polityki gospodarczej, metod zarządzania
przedsiębiorstwami, budownictwa i produkcji żywności, ale także skutków wizyty
Jana Pawła II oraz „problematyki dywersji polityczno-ideologicznej
Zachodu" i skutecznych metod walki krajów socjalistycznych z Ameryką.
Kiedy miał rozpoznać nastroje panujące wśród nomenklatury partyjnej i
dyrektorów dużych zakładów pracy podczas jednej z Krajowych Konferencji
Partyjnych, starał się przy okazji przemycić własne projekcje, czasem także
krytyczne wobec władzy, pisząc między innymi, że „istniejący dotychczas biurokratyzm
oraz niefachowość osób powoływanych na odpowiedzialne kierownicze funkcje przy
pomocy tzw. prywatnych układów kumoterstwa i nadmierny przerost różnych
komórek i etatów w administracji państwowej usiłujących uzasadniać rację swego
istnienia będą swoim stylem pracy i wszelkimi
sposobami uniemożliwiać i hamować właściwą realizację w praktyce uchwał i
zaleceń I KKP".
Podobnie było w przypadku Polskiej
Akademii Nauk i Uniwersytetu Warszawskiego. Kontakt z SB wykorzystywał do
tego, by wpływać na politykę kadrową w różnych zakładach i instytutach badawczych
specjalizujących się często w odmiennych dyscyplinach nauki. W jednym z donosów
postulował między innymi powstrzymanie kariery prof. Jana
Kaczmarka, twórcy polskiej szkoły inżynierii
warstwy wierzchniej i nauki o skrawaniu metali, określając go mianem
„karierowicza", „człowieka o ograniczonych horyzontach" i „fikcyjnie
kierującego akademią". Doktora (obecnie profesora) Kazimierza Doktóra z
Instytutu Filozofii i Socjologii PAN oskarżał o korupcję, gdyż wystawiona
faktura na 300 tys. zł za przeprowadzone badania „nie uzasadniała takiej kwoty
nakładów". Profesora Andrzeja Straszaka z Instytutu Badań Systemowych PAN
określał mianem „prymitywa", „tchórza" i „lenia, który dotychczas
nie poświęcił prawie nic czasu na kolektywną analizę koncepcji Instytutu".
Profesorowi Stefanowi Nowakowi z Wydziału Filozoficznego UW wyliczał z kolei
wysokość stypendiów, jakie otrzymywał z amerykańskich uczelni, zarzucając, że
nikogo innego nie rekomenduje na Zachodzie. Docentowi Janowi Maciei z SGPiS
zarzucał natomiast autodekonspirację, gdyż „wytwarza opinie o swojej współpracy
z SB", a poza tym „wykazuje duże zainteresowanie kontaktami z USA".
„SKŁÓCAĆ I ROZBIJAĆ”
Witold Kieżun opowiadał funkcjonariuszom
lub sporządzał przy tym swoje doniesienia w taki sposób, by ich treść wpisywała
się w ówczesny moczarowski i gierkowski klimat ideowy. Stąd też często
przypisywał swoim ofiarom żydowskie pochodzenie i związki z „wypędzonymi"
w marcu 1968 r. W 1974 r. próbował w ten sposób wpłynąć na zmianę decyzji w
przypadku trzech naukowców, którzy mieli przejść z PAN do UW: „W Zakładzie
Organizacji Działalności Administracji jest dotychczas 3
naukowców: Jadwiga Staniszkis, Elżbieta Nejman i Bolesław Kuc, do których UW ma
zastrzeżenia i może się nie zgodzić, by te osoby wraz z całym zespołem tego
Zakładu przeszły na UW. Zastrzeżenia spowodowane są aktywną działalnością tych
osób w czasie marcowych wydarzeń. W 1968 r. Staniszkis była zatrzymana przez
kilka dni, przebywała w areszcie śledczym, a następnie została relegowana z UW,
zaś Nejman pokłóciła się z Wesołowskim i odeszła z UW Staniszkis i Nejman są z
pochodzenia Żydówkami, zaś Kuc jest Polakiem, synem robotnika".
Moczarowska perspektywa kazała
profesorowi tropić po 1976 r. wszelkie kontakty środowisk akademickich z PAN,
UW i innych placówek naukowych z Komitetem Obrony Robotników oraz emigracją.
Kiedy w styczniu 1977 r. się dowiedział, że dr Kazimierz Frieske z UW
współpracuje z KOR, a
prof. Zbigniew Szeloch z UMCS otrzymał z
Monachium jakieś oświadczenie sygnowane przez Leszka Kołakowskiego, Włodzimierza
Brusa i Adama Michnika, od razu informację o tym przekazał bezpiece.
Był tak zaniepokojony rozwojem ruchów
antykomunistycznych, że w sierpniu 1977 r. zaproponował bezpiece skuteczniejszą
metodę walki z opozycją. „Pójście na represje - miał tłumaczyć SB - nie przywróci
zamierzonego celu rozwiązania tego zjawiska, a może podnieść popularność ich
organizatorów, którzy jako »męczennicy« znaleźliby nie tylko obrońców, ale i
sympatyków oraz zwolenników do działania. »Tamiza« uważa, że najbardziej trafnym
rozwiązaniem było wydanie amnestii i zamknięcie spraw czerwca ubiegłego roku -
co całkowicie wytrąciło motywacje działania KOR-owców. W dalszym działaniu
wskazanym byłoby unikać nietrafnych zarządzeń, aby uniemożliwić im zdobywanie
faktów zaczepnych do działania, a jednocześnie stosować taktykę lekceważenia i
ośmieszania pracowników w celu ciągłego pomniejszania ich popularności. Obok
tych kierunków można by równolegle dążyć do skłócania i rozbijania opozycji,
wykorzystując ich osobiste dążenia, motywacje działań itp. Np. z wielokrotnych
rozmów z generałem Borutą-Spiechowiczem »Tamiza« wyciągnął wniosek, że
osobnik ten jest słabo wyrobiony politycznie, chciałby być popularny w
kraju i za granicą. Ażeby go wymanewrować z tego ruchu, warto rozważyć dwa
problemy: wykazanie mu, że Moczulski, Czuma i inni to zwykli gracze polityczni
o mętnej przeszłości, którzy zręcznie wykorzystują
jego popularność, a jednocześnie kpią z jego naiwności; zwiększyć jego popularność
ze strony władz, m.in. np. napisać o nim kilka
artykułów, eksponując jego zasługi wojskowe, zaprosić na określoną uroczystości
itp” Warto dodać, że gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz, który przez
pośredników szukał z Kieżunem kontaktu, stał się później jedną z jego ofiar.
„Obraca się ciągle w kręgu minionej rzeczywistości, pielęgnując pamięć o
tradycji i kierując się na reprezentanta »starej miary«” - podsumowywał
pogardliwie ostatniego generała i RP „Tamiza”.
„JEDYNKARZ” I „DWÓJKARZ”...
Od wiosny 1974 r. Witold Kieżun
był wykorzystywany operacyjnie przez wywiad (Departament I MSW). W związku z
jego licznymi wyjazdami do Stanów Zjednoczonych i Kanady w LK „Śródmieście”
zapoznano go z pracownikami wywiadu, którzy wyznaczali mu zadania i tłumaczyli
metody działania w warunkach zachodniego reżimu kontrwywiadowczego. Okresowo
więc „Tamiza” przechodził „na kontakt” Departamentu
I i realizował dla niego zadania na Zachodzie, rozpracowując tamtejsze
środowiska naukowe i instytucje badawcze. Był szczególnie wyczulony na sprawy
żydowskie, więc kiedy w 1974 r. wylądował w Seton Hall University w New Jersey i poznał tam profesorów Edwarda S. Shapiro, Williama L. Mathesa i Victora Mandelzweiga,
był przerażony tym, co od nich usłyszał. Opisywał w szczegółach ich poglądy,
współpracując przez 10 miesięcy z Wydziałem VIII Departamentu I MSW. Nie mógł
się pogodzić z tezą o prześladowaniach Żydów przez Stalina, chęci wyjazdu 300
tys. Żydów ze Związku Sowieckiego do Izraela i opinią, że „ZSRR jest
totalitarnym krajem, a USA najbardziej demokratycznym”. Starał się inwigilować
też antysowieckich Ukraińców, uczonych Polaków (profesorowie Aleksander
Matejko i Walter Wagner), środowisko Kongresu Polonii Amerykańskiej, a nawet
rozpoznać jedną z elektrowni atomowych w stanie Michigan nieopodal New Buffalo
oraz akademię wojskową w West Point.
Z dostępnych dokumentów (choć
wciąż nie odnaleziono lub nie udostępniono wywiadowczej teczki Kieżuna) wynika,
że cieszył się on opinią dobrego współpracownika wywiadu, którego doraźnie
wykorzystywał także Departament II, o co zresztą osobiście prosił dyrektor
kontrwywiadu gen. Władysław Pożoga w 1978 r. Świadczą o tym chociażby różne
wnioski i opinie kierownictwa Departamentów I
i II, zainteresowanych informacjami pochodzącymi od Kieżuna na temat Roberta
Senkiera - dziekana School
of Business Fordham University w Nowym Jorku. TW „Tamiza” bezbłędnie wykonywał to zadanie.
W jego teczce pracy agenturalnej, a także w aktach z rozpracowania Senkiera,
znajdujemy liczne jego charakterystyki i szczegółowy zestaw jego blisko 30
kontaktów w całej Polsce opracowany ręką Kieżuna. Rozpracowanie Roberta
Senkiera, z którym łączyła profesora wieloletnia znajomość, rozpoczęto ze
względu na podejrzenia SB, że jest on agentem CIA wykonującym na terenie PRL
zadania wywiadowcze. Zachowała się zresztą teczka z rozpracowania Senkiera
przez kontrwywiad, w której znaleźliśmy doniesienia TW „Tamizy”.
Z czasem, ze względu na coraz
częstsze wyjazdy na Zachód i „nieokreślony termin powrotu”, Witold Kieżun
przestał być interesujący dla krajowego pionu SB (Wydziału III). Od tej pory to
Departament MSW opiniował jego wyjazdy. W
związku z tym w maju 1982 r. kierownictwo Wydziału III KS MO w Warszawie postanowiło
wyeliminować „Tamizę” z czynnej sieci agenturalnej, a jego materiały złożyć w
archiwum stołecznej SB. Jednak nawet decyzja o końcu współpracy z Wydziałem
III brzmiała jak rekomendacja do kolejnego etapu agenturalnej współpracy: „Ze
względu na środowisko, z którym utrzymuje kontakty, oraz duży autorytet naukowy
i moralny TW ps. Tamiza może być wykorzystywany do kreowania w ochranianych
środowiskach pożądanych politycznie postaw, zachowań i poglądów. Posiada dużą
umiejętność przystosowywania się do różnorodnych sytuacji, co powiększa jego
walory operacyjne".
Warto na koniec odnieść się do
formułowanej przez Witolda Kieżuna w publikacjach książkowych (i nie tylko)
tezy, jakoby został zmuszony wraz z żoną Danutą do opuszczenia PRL ze względu
na grożące mu represje i przeszkody, jakie rzekomo stawiały mu władze w
powrocie do kraju w latach 80. Przeczą temu dostępne dokumenty zebrane przez
SB w aktach paszportowych, wyjazd profesora w 1980 r. na dwuletni pobyt
naukowy w Temple
University w Filadelfii oraz na Uniwersytecie
w Pittsburghu odbył się bowiem za zgodą władz PRL.
Podobnie podróż Witolda Kieżuna
dzięki paszportowi służbowemu w stanie wojennym do Burundi, gdzie do 1983 r.
przebywał w charakterze eksperta ONZ ds. kierowania programem z zakresu szkolenia
kadr dla potrzeb krajów afrykańskich, nastąpił dzięki rekomendacji Ministerstwa
Spraw Zagranicznych PRL. Dzięki temu państwo Kieżunowie legitymowali się
wówczas ważnymi paszportami, umożliwiającymi powrót do kraju w dogodnym dla
nich momencie.
Drobna zmiana nastąpiła w 1984 r.
Po zakończeniu misji w Burundi Danuta i Witold
Kieżunowie osiedli w Montrealu. Przyczyną powrotu i zamieszkania w Kanadzie
były poważna choroba tropikalna żony oraz propozycja kontynuacji pracy naukowej
ze strony Uniwersytetu w Montrealu. Po trzech latach pracy w Kanadzie prof. Kieżun powrócił do Burundi, gdzie aż do roku 1991 prowadził
projekt reformy administracji publicznej z ramienia Kanady.
Niemniej dla zalegalizowania swego
pobytu w Montrealu przed władzami PRL zwrócił się z wnioskiem do konsula generalnego
PRL o wyrażenie zgody na zamianę posiadanego paszportu służbowego na paszport
prywatny i przedłużenie paszportu żony na kolejne lata. Po dłuższym oczekiwaniu
władze paszportowe odmówiły i wydały państwu Kieżunom tzw. paszporty blankietowe
umożliwiające powrót do kraju.
Na taką postawę Witold Kieżun zareagował
listem do gen. Czesława Kiszczaka - ówczesnego szefa MSW. Wiemy, że list
dotarł bezpośrednio do adresata, na zachowanej bowiem kopii pisma zachowały
się własnoręczne adnotacje gen. Kiszczaka. Szef resortu nakazał udzielenie
informacji o sprawie i zażądał wglądu do dokumentacji.
Niewykluczone, że Kiszczak zapoznał się wówczas także z materiałami
agenturalnymi Witolda Kieżuna, ponieważ w tym samym czasie zarządzono kwerendę
w ewidencji operacyjnej SB, w wyniku której uzyskano informacje o jego współpracy
agenturalnej.
Już w pierwszych zdaniach Kieżun
nakreślił generałowi swoją lojalną postawę: „Sądzę, że moja osoba jest Panu
znana, prowadziłem bowiem swego czasu szkolenie centralnej kadry Ministerstwa
Obrony Narodowej i Sztabu Generalnego, wykładając również na kursie
zorganizowanym dla najwyższego kierownictwa z udziałem generała
Jaruzelskiego, Siwickiego, Tuczapskiego i innych.
Za swoją działalność dydaktyczną zostałem odznaczony dwukrotnie Medalem za
Zasługi dla Obronności Kraju".
Dla wzmocnienia argumentów na
rzecz zalegalizowania swego pobytu za granicą Witold Kieżun odniósł się w
liście do stanu nauki polskiej oraz korzyści płynących z kontynuowania pracy
naukowej w Kanadzie: „Jak Pan wie, sytuacja polskiej nauki jest bardzo ciężka. Stwierdził to niedawno Przewodniczący
Jabłoński na uroczystości nominacji profesorskich, mówili o tym generał
Jaruzelski na Zjeździe młodzieży, dyskutowano tę sprawę na ostatnim XIX Plenum
KC PZPR".
W końcowych akapitach listu do
gen. Kiszczaka profesor obiecywał solennie, że po powrocie do Polski
przywiezie bogatą dokumentację naukową oraz przyczyni się do zmniejszenia luki,
która dzieliła PRL od krajów wysoko rozwiniętych.
W wyniku osobistej interwencji
szefa resortu w aktach paszportowych profesora odnotowano, że zgodnie z
poleceniem zastępcy szefa Służby Wywiadu i Kontrwywiadu MSW - płk. Stanisława
Gronieckiego - polecono „wystawić paszport turystyczny
w zamian za posiadany przez zainteresowanego paszport służbowy".
Adresat listu, jak widać, uznał
przedstawione argumenty, bo Kieżunowie otrzymali paszporty umożliwiające im
legalny pobyt w Kanadzie oraz wizyty w kraju. Władze paszportowe już nigdy nie
zmieniły swej polityki paszportowej wobec profesora. Taki stan trwał do końca
PRL. Witold Kieżun nigdy nie odmówił powrotu do kraju oraz nigdy nie został
uznany przez władze PRL za osobę niepożądaną.
Syndrom wroga
Odpowiedź Sławomirowi
Cenckiewiczowi i Piotrowi Woyciechowskiemu, autorom tekstu „Tajemnice »Tamizy«”
Witold Kieżun
Artykuł
Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego tak bezwzględnie mnie
pogrążający jest wprost przerażający swoją wiarą w wartość dowolnie wybranych
materiałów bezpieki w bardzo małym procencie uzyskanych w czasie przesłuchań,
bo takich w moim przypadku nie było więcej niż dziewięć-dziesięć, a w dużej
większości z setek zarejestrowanych i czytanych listów (w posiadanym aktualnie
zestawieniu części kontrolowanych listów ich liczba dochodzi do 400),
podsłuchu rozmów, podsłuchu laserowego zainstalowanego w moim mieszkaniu,
podsłuchu telefonicznego, a także wyboru fragmentów moich opracowań z dziedziny
zarządzania oraz pewnej liczby artykułów prasowych i wreszcie własnej i jak się okazało wręcz wybitnej - pomysłowości kpt.
Szlubowskiego.
Jak wielokrotnie już udowodniono,
aktywność twórcza aparatu bezpieczeństwa była niezwykle rozwinięta. Autorzy
mnie dyskredytujący bezkrytycznie cytują zupełnie nonsensowne insynuacje, na
przykład te kpt. Szlubowskiego, że Chrzanowski niechętnie odnosi się do
Kieżuna ze względu na jego książkę wrogą wobec kleru. Jestem skłonny dać
natychmiast 10 tys. zł temu, kto pokaże mi taką moją książkę. Szanowni autorzy
wyroku na mnie wspomnieli o wielogodzinnych dyskusjach ze mną, niestety były
one nieefektywne, bo materiały panom pokazane nie stały się tematem ich
merytorycznego opisu, natomiast panowie opisują jakieś nieznane mi materiały
dyskredytujące mnie zupełnie, co jest niezgodne z elementarnymi zasadami
kultury dyskusji.
Jest to oczywiście zupełnie zrozumiałe w strategii syndromu
wroga: to wszystko, co nie jest zgodne w tym przypadku z założoną tezą
dyskredytacji prof.
Kieżuna, nie jest tematem bliższej analizy.
Dlatego zanim wyjaśnię błędność i niezwykle bolesną niesprawiedliwość istotnych
szczegółowych sformułowań, przedstawię w skrócie elementy mojej patriotycznej
działalności w latach 70. Epoka Gierka to hasło „Otwarcia na Zachód",
Towarzystwo Naukowej Organizacji i Kierownictwa (prof. Jerzy
Kurnal, doc. min. Ostapczuk i ja) organizuje latem 1971 r. pierwszą w Polsce
polsko-amerykańską konferencję w sprawie zarządzania w Warszawie. Przyjeżdża
10 przemysłowców i 10 profesorów.
Z Seton Hall Catholic University South Orange przyjeżdżają amerykańscy Polonusi:
dziekan Robert Senkier i prodziekan Stanley Kosakowski. Organizuję wieczorne
spotkanie w moim pustym w lecie mieszkaniu i dowiaduję się od nich o
działalności US Information Agency. Omawiamy projekt nawiązania
współpracy z Zakładem Prakseologii kierowanym przeze mnie.
Wymiana profesorów i niższego
szczebla pracowników naukowych, wspólne badania i konferencje. Następnego dnia
udajemy się razem do ambasady amerykańskiej, poznaję tam Roberta Gosende’a, prezydenta US Information Agency zajmującej się również tego typu działalnością. Umawiam
się na moją osobistą współpracę polegającą - podobnie jak moja współpraca z
Giedroyciową „Kulturą" paryską na
okresowym opracowywaniu i przesyłaniu przez wizytujących profesorów analizy
ekonomiczno-politycznej krajów socjalistycznych. Szybko opracowałem po
angielsku pracę 80-stronicową o patologii organizacji
w socjalizmie. Wydana została jako druk wewnętrzny i szybko znalazła się za
granicą. Do 1980 r. w sumie opracowałem około 300 stron analiz
ekonomiczno-organizacyjnych wszystkich krajów socjalistycznych, a dla
„Kultury" paryskiej 10 20-stronicowych referatów. Materiały dla USA po
stylistycznej korekcie w Seton Hall były na nowo drukowane. Oryginały
pozostały do dziś. Robert Gosende po przyjeździe do mnie do Afryki zasugerował,
żeby przygotować z nich blisko 200-stronicowe opracowania dla US Department of State i CIA. Ostatecznie z całości
została wydana książka w najlepszym wydawnictwie De Gruyter pt. „Management in
Socialist Countries", która jest w dalszym ciągu do kupienia w Amazonie.
W trzecim tygodniu po wizycie w ambasadzie
otrzymałem list z Komendy MO m.st. Warszawy z wezwaniem do zgłoszenia się w
pałacu Mostowskich. Tam kpt. Szlubowski ostro stwierdził, że określonego dnia
o określonej godzinie zgodziłem się w
ambasadzie amerykańskiej na współpracę z CIA. Niezwykle ostro zareagowałem,
wyjaśniając, że w ambasadzie jedynie omawiano proces współpracy naukowej
zgodnie z dyrektywami partyjnymi. Zawiadomiony minister Ostapczuk zainterweniował
w tej sprawie u premiera Jaroszewicza.
W maju 1972 r. przyjechała
delegacja Seton Hall Catholic
University South Orange, New Jersey w celu podpisania umowy z PAN o współpracy
(wymiana profesorów i młodych naukowców, wspólne badania i konferencje).
Rozmowy zostały zerwane z powodu tego, że sekretarz PAN prof. Karczmarek nie chciał zawierać umowy z katolickim uniwersytetem.
Ostatecznie umowę zawarła SGPiS, później Komitet Nauk Organizacji i Zarządzania
PAN, wreszcie Wydział Zarządzania UW. Ten program był
jednak kierowany zawsze przeze mnie. 21 stycznia 1973 r. zostałem zdymisjonowany
z inicjatywy Organizacji Partyjnej z funkcji kierownika Zakładu Prakseologii z
jednoczesną rezygnacją z moich wykładów na UW, ze wstrzymaniem produkcji
książki w PWE i z zakazem cytowania. Ta sytuacja zmieniła się po okresie niespodziewanych
wykładów dla wojskowej kadry kierowniczej. Dlatego obiektywnemu czytelnikowi
przedstawię swój patriotyczny, jak sądzę, dorobek lat 70.
Dopiero 25 kwietnia 1973 r.
zadzwonił do mnie kpt. Szlubowski i zaprosił mnie bardzo grzecznie, wręcz
serdecznie, na prywatną rozmowę do swojego mieszkania przy ulicy Jasnej. Był
bardzo miły. Częstował kawą i zwierzał się, jak to źle było, gdy w UB rządzili
Żydzi. Stwierdził, że nigdy nie zgodził się na katowanie więźniów itd. A
później opowiedział, że jego syn Krzysztof chciał studiować w Instytucie
Politologii kierowanym przez doc. Kukułkę. Tłumaczył, że dostanie się na studia
w normalnym trybie jest
wręcz niemożliwe, ale pomogłaby moja
protekcja, ponieważ żona prof. Kukułki była moją doktorantką.
Oświadczył, że byłby wdzięczny za pomoc. Kończąc rozmowę, prosił jednak o podpisanie
oświadczenia, że zachowam w tajemnicy całą treść konwersacji. Oczywiście
rozumiałem, bo ujawnienie wykorzystania stanowiska służbowego dla własnych
korzyści w tego typu służbie było bardzo surowo karane. Nie mówiąc już o
degradacji stopnia.
Okazuje się, że to właśnie zostało
potraktowane jako dobrowolna zgoda na współpracę z określeniem synonimu. To
wszystko było mi nieznane. Oczywiście nie zgodziłbym się na tę rolę. Kapitan
Szlubowski w ten sposób po prostu mnie oszukał. Jak się później okaże, podobnie
oszukali mnie autorzy „Tajemnicy »Tamizy«". Szlubowski był jak najbardziej
zainteresowany tym, żebym miał jak najlepszą opinię u jego zwierzchników i nie
popadł z nim w konflikt.
Parę wyjaśnień:
1. Sprawa Chrzanowskiego. Rozważania autorów na temat moich
kontaktów
z Chrzanowskim są wprost śmieszne.
Czy nie potrafili oni zrozumieć, że my to starzy kumple i obaj graliśmy
komedie, ja aby rzekomo zyskać jego zaufanie, a on żeby wykazać swoją rzekomą
nieufność? Był on moim towarzyszem broni i mowy nie ma o jakichś
„informacjach" o nim. To on informował mnie co pewien czas o swoich
kontaktach i charakterze przesłuchań, opis polityki Casaroli to tekst z
„Trybuny Ludu". To właśnie w noweli „Władysław" opisałem jego
opowiadanie, jak domagano się od niego otwartej oceny reżimu, zapewniając mu
bezkarność za swoje, nawet wrogie, poglądy.
2. Wspomnienia o
Senkierze na West Point. To pewnie ja opisywałem żonie swoją wycieczkę z nim.
Również prof. Wagner z Uniwersytetu w Detroit, pewnie też pisałem o nim
w liście. Szlubowski pytał o niego. Jest moja charakterystyka: wiele elementów
pozytywnych w nawiązaniu do idei Dmowskiego: a) oparcie się na Rosji, b)
granica na Odrze, c) jednolite narodowo państwo, d) zorganizowanie emigracji
Żydów, e) system społeczno-ekonomiczny utrzymujący drobnotowarową gospodarkę
rolną i rzemieślniczą, f) rosnąca pozycja Kościoła, zwiększenie majątku,
większa liczba powołań, konieczność znalezienia języka współpracy naukowej z
USA.
3. Zarzuty pod adresem
Kurnala. W związku ze stawianymi mu zarzutami o nielojalne
zachowanie w czasie pobytu w USA mogę stwierdzić, że prof. Kurnala znam od 10 lat, charakteryzuje się on wielką
przezornością, jest ostrożny w wypowiedziach, sądach, opiniach, nastawiony
wybitnie lojalistycznie z istoty swej natury. W związku z tym wydaje się bardzo
mało prawdopodobne, by mógł wyrażać opinie istotnie
szkodzące naszym interesom. Wydaje się, że raczej to nie mieści się w jego
konstrukcji psychicznej.
4. Doraźna opinia o
harnasiowcach. Byli harnasiowcy są obecnie aktywnie działający dla PRL, są
typem ludzi godnym uznania.
5. Opis osobowości
gen. Boruty-Spiechowicza. Był przewidziany dla prof. Trajdosa z
ROPCiO, bo generał był kandydatem na przywódcę, jako najstarszy żyjący generał.
Bardzo pozytywna ocena, ale jednoczesne stwierdzenie, że pomimo dobrej kondycji
fizycznej widoczne są już poważnie zaawansowane procesy sklerozy umysłowej,
należy sądzić, że w perspektywie paru lat ten proces zahamuje aktywność
polityczną generała.
Odejście z Uniwersytetu
Warszawskiego było zorganizowane przez prof. Senkiera,
chodziło o możliwość realizacji wielkich międzynarodowych projektów przez
Instytut Zarządzania i Doskonalenia Kadr mający stały kontakt z Francją i ze
Szwajcarią. Rektor Rybicki chciał mnie zatrzymać, proponował stworzenie pod
moim kierownictwem Instytutu Organizacji. Nie wyraziłem zgody ze względu na
dalekosiężne plany prof.
Senkiera.
11 września 1978 r. do zastępcy
komendanta stołecznego Służby Bezpieczeństwa płk. E. Kasperskiego przyszedł
list od generała brygady dyrektora Departamentu II MSW, że w ich operacyjnym
zainteresowaniu znajduje się prof. Robert Senkier podejrzany o
współpracę z CIA. Utrzymuje on bliskie kontakty z dr. Witoldem Kieżunem. W
odpowiedzi na ten list przyszła informacja, że prof. Senkiera do
Polski sprowadził prof.
Witold Kieżun. W ten sposób już jednoznacznie
zostałem objęty podejrzeniem. W międzyczasie nie było już żadnych kontaktów, bo
kpt. Szlubowski zakończył swoją służbę. Tymczasem anatomista przysłał
wiadomość ze skrzynki kontaktowej, że ani prof. Senkier, ani prof. Kosakowski już nie przyjadą. Natomiast jako przedstawiciel
Iraku lutego 1980 r. zgłosił się pan Mohammed Abdel Bari Ahmed Isamial, obywatel egipski, ale jest
doradcą rządu w Mosulu w Iraku. Został on zaangażowany przez dyr. Ostapczuka do
przygotowania kursu dla najwyższej kadry administracyjnej Iraku. Jednocześnie
jednak Senkier przesłał przez skrzynkę kontaktową propozycję zaproszenia prof. Mazze, dziekana Uniwersytetu w Filadelfii. Mazze odjechał z
bogatym programem kontaktów bankowych, finansowych i górniczych. Zorganizowałem
mu wszystkie kontakty dostałem od niego
polecenie Senkiera: „Natychmiast wyjeżdżaj z całą rodziną".
Wyjazd został zaplanowany na
wrzesień. Paszport był już przygotowany w biurze prof. Ostapczuka.
We wrześniu wyjechaliśmy na 20 lat, powierzając swojej kuzynce opiekę nad
mieszkaniem.
Pozostaje jeszcze dalsza sprawa do
wyjaśnienia. Uciekłem na ostrzeżenie Senkiera. Oczywiście za zgodą dyrektora
ministra Ostapczuka, w którego biurze był służbowy paszport. Ostapczuk uciekł z
kraju w 1982 r. do Niemiec, jego mieszkanie i meble zostały skonfiskowane.
Ja mieszkanie sprzedałem. Do
Burundi pojechałem na paszport ważny do końca 1983 r. Na początku 1983 r.
dostałem wezwanie do natychmiastowego stawienia się w Nowym Jorku w biurze
sekretarza ONZ Javiera
Pereza de Cuellara. Gdy przyjechałem pod
budynek ONZ, zobaczyłem olbrzymi transparent: „Dopóki Wesołowska jest w
więzieniu, my wszyscy jesteśmy uwięzieni". Okazuje się, że Wesołowska, która
podobnie jak ja dotarła do Nowego Jorku i jako pracownik ONZ-owski została
skierowana do Mongolii, gdy zatrzymała się w Warszawie, żeby odwiedzić matkę,
została aresztowana i skazana na siedem lat więzienia za współpracę z CIA.
Okazało się, że minister spraw zagranicznych Stefan Olszowski wysłał telegram:
„Nie wyrażamy zgody na pracę prof. Kieżuna w ONZ. Wyżej wymieniony musi wrócić do
Polski". Cuellar poleca mi przygotować tekst depeszy, że prof. Kieżun pełni tak ważną funkcję, iż nie może natychmiast
wrócić do Polski. W odpowiedzi przyszła zgoda na przedłużenie pobytu o pół
roku. Życzliwy ambasador Polski oświadcza, że to decyzja Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych.
Na czym natomiast polega oszustwo
autorów „Tajemnicy »Tamizy«"? Otóż autorzy dostarczyli na pewien okres
mnie, osobie podlegającej dyskredytacji, nieco materiału dowodowego. Okazało
się jednak, że jest to jedynie jakaś część całości, natomiast ocena autorów
dotyczy także zupełnie nieznanego mi materiału, gorzej - niekojarzonego z
żadnym elementem pamięci osobistej, a nawet z wyobraźnią, że taką działalność
dyskredytującą można wykonywać. Jeśli jeszcze dodać do tego tylko ofiarowany
jeden dzień czy jedną noc na opracowanie swojej opinii, to w sumie reprezentuje
to działalność tak daleką od elementarnych kanonów kultury, że wręcz
skłaniającą do podejrzeń o jakiś zanik zmysłu moralnego. Jest to bardzo smutne,
ale ja jako autentyczny chrześcijanin poproszę Wszechmocnego, ażeby wam,
panowie, odpuścił, ale dokonam jeszcze krytycznej analizy waszych i ukrytych
przede mną materiałów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz