Myślę,
że przez te 25 Lat wolności zrobiliśmy gigantyczny krok do tyłu, jeśli chodzi o
wiele tabu - mówi pisarz, dziennikarz, a dla niektórych głównie skandalista
Tomasz Piątek.
Rozmawia RENATA KIM
NEWSWEEK: Zdarza
ci się czasem ugryźć w język?
TOMASZ PIĄTEK: Po
fakcie, po fakcie zawsze,
- A nie lepie] byłoby zrobić to, zanim wywołasz kolejny
skandal?
Ale to, co ja robię, to jest masaż serca umierającemu. W
Polsce zamiera debata, zamiera myślenie, Próbuję te odruchy żywotne pobudzić,
skłonić ludzi do sporu.
I dlatego w tekście o
polskiej historii palniesz, że Polak nie jest tak uciemiężony i tak wspaniały,
jak mu się wydaje.
- No bo nie jest wspaniały. A uciemiężony bywał przez swoich
gorzej niż przez zaborców. To tragiczne, że najważniejsze sprawy w naszej
historii stały się tabu, i to nie zakazanym, tylko takim wymazanym z pamięci.
Nikt - poza kilkoma zupełnie niesłyszanymi historykami i intelektualistami -
nie mówi o tym, czym była ta wspaniała wolna sarmacka Polska. A była wielkim
niewolniczym gułagiem dla 90 procent społeczeństwa, tak zwanego chłopstwa.
Pańszczyzna wynosiła czasem siedem dni morderczej pracy w tygodniu, szlachcic
mógł bezkarnie zabić swojego chłopa, często go też torturował. Nie było
policji, która by egzekwowała wyroki, więc szlachcic też nie wiedział, czy
nagle ktoś go bezkarnie nie zabije. W 1989 r. mówienie o tym nie było jeszcze
tabu.
W mediach jeszcze nie królowały zakute łby, które dzisiaj
nieustannie masturbują się gadaniem o wyjątkowości naszego narodu, o jego
bohaterskich powstaniach i niezłomnych bohaterach. Jak patrzę na to, co się W
Polsce dzieje, to myślę, że przez te 25 łat wolności zrobiliśmy gigantyczny
krok do tylu, jeśli chodzi o wiele tabu.
Jak to?
- Pamiętam, jak w roku 1989, miałem wtedy 15 lat, dyrektorka
mojej podstawówki rozdała uczniom ostatniej klasy ulotki z informacją, co to
jest homoseksualizm, biseksualizm, AIDS, jak używać prezerwatywy. Z
rysunkami. Wszyscy z klasy, oprócz mnie, mieli katolickich rodziców. Ale wszyscy
rodzice mówili: „Jaka mądra ta dyrektorka” Dzisiaj by ją pewnie zlinczowali.
Gorzej, żadna dyrektorka by się nie odważyła pomyśleć o rozdawaniu takich
ulotek. No, może w prywatnych szkołach, które nie wiadomo dlaczego nazywa się
społecznymi, podczas gdy państwowe są tak naprawdę katolickie.
A jaki związek z tabu
ma ta historia?
- Jeśli nauczyciel nie może powiedzieć dziecku, jak ma się
chronić przed chorobą, bo jest w społeczeństwie jakiś irracjonalny sprzeciw
wobec takich informacji, to jest to tabu. Wszystko, co inne, jest u nas tabu.
Niekoniecznie w mediach. W mediach rytualnie zaklina się inność: tak, tak, mamy
naszych innowierców, ateistów, nawet gejów, lubimy ich, gdy są grzeczni.
Niekoniecznie też w sercach
Słupsk pokazał, że Polak może być o wiele bardziej
tolerancyjny, niż się wydaje. Ale w życiu społecznym, w pracy, w kamienicy, w
szkole pełno jest strażników tabu, małych inkwizytor-
ków, którzy podglądają bliźniego swego i szykują mu stosik. Ci lokalni liderzy
zła - proboszcz, nauczyciel, szef w pracy - organizują
mikrospoleczności wokół siebie, zastraszając tych, co są odmienni, i podjudzając
do nienawiści tych, co są „zbyt miękcy”. Ostatnio czytałem o szefach, którzy
zwalniają pracownice za „niemoralne prowadzenie się” - bo żyją bez ślubu. I o
Kartuzach, gdzie „wyoutowana” para gejów jest regularnie napadana przez
miejscową „patriotyczną młodzież”.
- No Wojtyła się stała. Moi
rodzice, którzy przeżywali burzliwą młodość w latach 70., opowiadali mi, że w
tamtych czasach robiło się różne sex-party. Matka jednej z moich
narzeczonych zapytała ją kiedyś: „Czy wy też tak robicie, że wszyscy
przychodzą, rozbierają się do naga i się ze sobą kochają?”. Jej córka
popatrzyła na nią w zdumieniu. No więc nagle objawiła się Wojtyła i ludzie,
którym nigdy się nie śniły żadne katolicyzmy, zaczęli leżeć krzyżem. Nie, żebym
był zwolennikiem rekreacyjnej rozpusty, ale uważam, że wykonaliśmy głupi ruch.
Przeskoczyliśmy z głupiego libertynizmu lat 70. w jeszcze głupsze
półśredniowiecze. I nazywamy je XXI wiekiem.
Przesadzasz.
- Nie. W życiu codziennym Polaków
doszło do jakiegoś potwornego zakłamania i regresu. Najlepszym symbolem tego
uwstecznienia jest mój znajomy, nazwijmy go DJ Latino, bo był jednym
z pierwszych polskich DJ-ów muzyki etnicznej. Miał dziewczynę, która była
córką pana, nazwijmy go Obrzynek. Za PRL Obrzynek był klasycznym komuchem, a
jego żona komuszką. Po upadku komuny Obrzynek stał się prezesem jednej z
większych rozgłośni prywatnych, kupił wielką willę na Mokotowie. DJ Latino był przekonany, że jak już się córką zaręczył, to nie
będzie problemu, żeby u niej nocował. Ale przyszedł nowy ustrój, nową siłą
przewodnią stal się Kościół tzw. katolicki. I prezesowa Obrzynkowa uznała, że
jakaś moralność musi być. Biedak DJ Latino musiał wieczorami wchodzić do
narzeczonej przez okno. Jak to usłyszałem, to pomyślałem: „Ku..., co się
dzieje?”. A potem się okazało, że tak się dzieje prawie wszędzie. I jeszcze ten
argument, że pewnych rzeczy robić nie można, żeby naszego papieża nie
zasmucić.
Przecież Wojtyły już dawno nie
ma!
- Ale patrzy z zaświatów. Przez
ostatnie 25 lat bombardowano nas informacją, że jesteśmy krajem katolickim, i
ludzie uwierzyli. Uwierzyli w nieprawdę, bo katolików jest w Polsce jakieś 25
proc., a reszta przynależy do Kościoła tylko formalnie, żeby się babcia albo
ciocia nie zmartwiły. Dziecko też trzeba ochrzcić, inaczej teściowa się
zmartwi. Albo Wojtyła, co patrzy z zaświatów.
Kilka lat temu napisałeś
książkę „Antypapież”, w której udowadniasz,
że Jan Paweł II nie byt wcale
wielkim papieżem. Co cię podkusiło?
- Zawsze chciałem. I tylko bardzo
żałuję, że pisałem ją w strasznym pośpiechu, bo wydawnictwo chciało ją mieć
gotową na beatyfikację. Musiałem się ograniczyć do bardzo prostych komunikatów.
Na przykład takich, że nauczanie papieża w wielu miejscach kłóci się z
Biblią, a on sam nie był ani tak ekumeniczny, ani tak społecznie wrażliwy, jak
nam zawsze wmawiano. Strasznie dużo głupot nam wciskano na ten temat, chciałem
je odkręcić.
Oberwałeś za to?
- Tylko od środowisk liberalnych.
Prawica wprawdzie się podśmiewała, że coś tam sobie pieprzy lewica, że z braku
własnych argumentów używam starych - Kalwina i Lutra. Ale katolicy woleli tej
książki nie zauważać. Natomiast Piotr Pacewicz strasznie mnie skrytykował na
spotkaniu w Krytyce Politycznej. Myślę, że wielu ludzi z tych liberalnych
środowisk wciąż wierzy, że nieżywym papieżem można się jakoś posłużyć,
wyciągnąć jego homilie i powiedzieć, że jednak był bardziej liberalny, niż
prawica myśli. Ale to nic nie da, druga strona wierzy tylko w to, w co chce
wierzyć i co jest dla niej wygodne. Pamiętam, jak to było, kiedy jeszcze papież
żył i zachęcał, żebyśmy weszli do UE. Natychmiast jakiś radiomaryjny kaznodzieja
powiedział, że papież potępia Unię, a jego proeuropejskie homilie oznaczają,
że mamy bronić Europy przed Unią, tak jak broniliśmy jej przed bolszewizmem.
Teraz nasi głośni katolicy
nienawidzą nowego papieża. Bo Franciszek daje odrobinę nadziei, że katolicyzm
jednak będzie chrześcijaństwem. No to w jednym numerze „Do Rzeczy” piszą, że
Franciszek wnosi zamęt, że zbyt liberalny. W następnym że jest za mało europejski. A jeszcze kiedy indziej - że
słaby teologicznie. Terlikowski napisał kiedyś, że papież się przejmuje
biednymi, a to jest passe. Aktualny i modny temat to
- zdaniem Terlikowskiego - cierpienia katolickich obrońców życia. Wiadomo:
słyszą płacz usuwanych w czasie aborcji zarodków.
Na swój własny Kościół też
narzekasz.
- No muszę. Nie podoba mi się to,
co robią. Ale zawsze, kiedy piszę o nim krytyczny tekst, mam poczucie, że się
na coś targnąłem.
Że naruszyłeś tabu?
- W naszym Kościele
Ewangelicko-Reformowanym tabu niby nie ma, ale niektórzy ludzie zachowują się
tak, jakby były. Mam wrażenie, że zupełnie inaczej to wyglądało, kiedy
przystępowałem do tej wspólnoty. W ciągu kilku lat objawiła się jakaś czarna
reakcja, której wcześniej nie było. Wcześniej były u nas pastorki. A teraz
wyjeżdżają za granicę, tam obejmują parafie, bo w Polsce nie mogą. Nie ma
kobiet na kazalnicy. A jak już na nią wejdą, to nie mogą nałożyć togi, bo toga
przysługuje tylko pastorowi. No i jest u nas grupa ludzi, którzy bardzo się
przejmują tym, co pomyśli Kościół katolicki. A Kościół katolicki nie myśli.
Gdyby myślał, toby inaczej wyglądał.
Co takiego w tobie jest, że
musisz mówić te wszystkie rzeczy? Że musisz naruszać porządek?
- Moim zdaniem raczej przyczyniam
się do przywrócenia porządku, o ile to jeszcze możliwe. Porządek - według mnie
- zaburza bydlak, który twierdzi, że jest sługą Jezusa, a chodzi i obraża
ludzi o innej orientacji seksualnej, opowiada o nich niestworzone rzeczy. Moim
zdaniem Boży porządek obrażają tacy ludzie jak ksiądz Oko czy naczelny „Do
Rzeczy”, niejaki Lisicki, teolog amator.
Za co najbardziej oberwałeś?
- W związku z Lisickim właśnie.
Napisał, że wsadzanie gejów do więzienia w Rosji jest bardzo dobre, że Putinowi
trzeba przyklasnąć, że to samo powinniśmy robić w Polsce. Zacząłem wtedy pisać
do jego reklamodawców z pytaniem, czy wiedzą, że Lisicki i jego tygodnik
popierają agresywnego dyktatora, który trzyma ludzi w łagrach i prześladuje
homoseksualistów.
I co na twój list reklamodawcy?
- Odpowiedziały mi tylko Składy
Węgla, które robią z putinowską Rosją konkretne biznesy - kupują od niej
węgiel. Napisały, że się tym wszystkim nie przejmują i dalej będą się
reklamować u Lisickiego. Jasne. Natomiast pewna fundacja przesłała mój list do
redakcji „Do Rzeczy”, a ta jakieś ćwierć następnego numeru poświęciła mnie.
Co pisali?
- Wildstein nazwał mnie małym
donosicielem. Rzeczywiście nie dorastam mu do pięt, drugiego takiego
donosiciela w tym kraju nie ma. To jest przecież facet, który wyniósł z IPN
listę stu kilkudziesięciu tysięcy nazwisk, nazwisk ludzi niewinnych
pomieszanych z winnymi. I rozpoczął proces masowego rozpowszechniania tej
listy. W ten sposób wskazał ich wszystkich jako potencjalnych agentów. Inni
autorzy „Do Rzeczy” twierdzili, że chcę zniszczyć wolność słowa oraz ich
redakcję. No i że bardzo brzydko jest donosić. A ja zrobiłem po prostu to, co
powinien robić dziennikarz - wysłałem zapytanie do rzeczników prasowych kilku
firm.
Właściwie dlaczego to zrobiłeś?
- Oburzyło mnie to, co Lisicki
napisał. I jeszcze, że taki gnojek, który popiera dręczenie ludzi przez
dyktatora, uważa się za chrześcijanina i publikuje książki o teologii.
Natomiast najbardziej zaskakująca była dla mnie reakcja Krytyki Politycznej,
której byłem felietonistą. Wyrzucili mnie. To jeszcze mógłbym zrozumieć - nie
poinformowałem ich o swojej akcji, o listach, które piszę do reklamodawców
Lisickiego. Ale szefowie Krytyki mówili mi, że pisanie takich listów jest
niedopuszczalne. Że jak my będziemy pisać do ich reklamodawców, to oni zaczną
pisać do naszych grantodawców. I nikt - ani oni, ani my - nie będzie miał
pieniędzy na działalność i wszelka dyskusja w Polsce zamrze.
Zabolało?
- Cholernie, ja się wtedy
pochorowałem. Gorączki dostałem, leżałem kilka dni. Później, jak już doszedłem
do siebie, potraktowałem to jako słabość Krytyki. A jakiś czas wcześniej
wstrząsnęły mną słowa Krzysztofa Zanussiego, który w TVP Kultura naśmiewał się z Pussy Riot. Mówił,
że ich występ w cerkwi to była żałosna prowokacja, obraziły prawosławie, a
prawosławie to taka wielka duchowość. Uznałem, że przekroczył granicę.
A czy ty masz jakieś tabu?
- Na pewno nigdy nie
usprawiedliwiałbym pedofilii. Ani w przypadku prałatów, ani w przypadku Polańskiego.
Co do Polańskiego jedyną okolicznością łagodzącą jest to, że od tamtego gwałtu
na 13-latce minęło bardzo dużo czasu, Polański już za to coś wycierpiał, a
ofiara mu przebaczyła. Ale to jest okoliczność łagodząca, nie usprawiedliwiająca.
Nie usprawiedliwia go też to, że jest wybitnym reżyserem, zrobił kilka
świetnych filmów, miał nieraz bardzo ciężkie życie. Ani to, że dziewczynka
mogła być przez matkę podpuszczona, a on był pijany. Co do innych tabu, to z
kazirodztwem byłbym bardzo ostrożny. Połączenie więzi rodzinnej i seksualnej
może dawać zbyt wielką zależność także w przypadku osoby pełnoletniej. Ale
przede wszystkim: nigdy nie powiem nic przeciwko Bogu. Z oczywistych względów.
Z oczywistych?
- Bóg jest, Bóg rządzi. Dostałem
od niego ogromną ilość dobrych rzeczy: miłości, ratunku, dobroci i energii.
Musiałbym być naprawdę niewdzięcznym skur... - którym zresztą jestem, ale
staram się nie być - by podnosić rękę na Boga. Są granice, których nie chcę
przekraczać. Oczywiście i tak je pewnie przekraczam, bo jestem grzeszny i zły,
jak każdy człowiek. Ale staram się przestrzegać Dekalogu, choć co rusz mi się
nóż w kieszeni otwiera. Na przykład jak widzę, że ktoś nawołuje do bicia
innych ludzi, do krzywdzenia, to mam ochotę wziąć porządnego bejsbola i w
celach dydaktycznych złamać temu kolesiowi piszczele. To oczywiście
niechrześcijańskie uczucie, więc wtedy modlę się szybko.
I co? Pokusa odstępuje?
- Tik, potem oczywiście wraca, ale
wtedy się znowu modlę i przepraszam. Bo nienawiść jest grzechem, chęć łamania
piszczeli też.
A naruszyłeś jakieś tabu?
- Powiem ci o jednej sprawie z
tych, o których zwykle się nie mówi. Może i słusznie, bo to bardzo prywatna
sprawa. Ale w Polsce wciąż jest tak duża niechęć do antykoncepcji, że powiem
to: nie widzę niczego złego w wazektomii, przecięciu nasieniowodów. To jedna z
najpewniejszych metod antykoncepcyjnych. Zrobiłem to.
Dlaczego?
- Żeby Terlikowski odetchnął: nie
będzie nowych Piątków! A na serio: wiedziałem, że nie chcę mieć dzieci. I nie
chciałem przeżywać koszmaru partnerki, która umiera ze strachu, czy urządzenie
gumowe leży jak trzeba, czy nie sprzedali jej lewych pigułek, albo co będzie,
jak katolicki farmaceuta inkwizytor nie sprzeda jej „pigułki po”. Ale druga
rzecz była taka, że nie chcę nikomu przekazywać swoich genów. Uzależnienie to
jest choroba postępująca, nieuleczalna, śmiertelna i silnie uwarunkowana genetycznie.
Ile masz tych uzależnień?
- Uzależnienie jest jedno, ono się
tylko przejawia na różne sposoby. Moje sposoby to alkohol i narkotyki. Jest
niebezpieczeństwo, że mógłbym to uzależnienie przekazać potomkom. A tego nie
chcę.
Czy kiedykolwiek bałeś się coś
powiedzieć?
- Tak, boję się zawsze, kiedy
mówię o aborcjach, w których uczestniczyłem. Kiedy byłem sprawcą ciąży i w
pewnym sensie wymusiłem te aborcje - albo przyczyniłem się do sytuacji, która
je wymusiła.
Czego jeszcze w Polsce nie
można powiedzieć głośno, żeby nie oberwać?
- Obrywa się, gdy spali się Biblię
publicznie albo się powie, że papież ma normalne funkcje fizjologiczne. Paru
artystów się przekonało, że można mieć proces albo stracić jakąś robotę. Jeśli
chodzi o hejt, to można oberwać przy każdej okazji, nawet gdy się napisze na
fejsie, że jest piękna pogoda. Na pewno, gdy się powie, że katoliccy „święci”
to pogańskie bóstwa, że tzw. Boże Narodzenie obraża Boga i jest kneblem dla
głoszenia ewangelii, bo utrudnia nam usłyszenie prawdziwego głosu
chrześcijaństwa. Gdy się powie, że dostęp do internetu i mediów
audiowizualnych powinien być od 18. roku życia, a wcześniej młody człowiek powinien
mieć dwie rozrywki: sport i książki - uważam, że to nie byłby powrót do
średniowiecza, tylko skuteczna ucieczka przed średniowieczem, prymitywną kulturą
obrazków i krótkich, prostych, płaskich tekstów. Gdy się powie, że wszyscy
ludzie powinni mieć jakąś pracę. Nie wiem, czy to możliwe, ale fajnie byłoby
się postarać, żeby zbliżyć się do tego ideału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz