wtorek, 27 stycznia 2015

Układ zamknięty



Ludzie prezesa od pół roku toczą wojnę o siedzibę PiS. Stawką jest atrakcyjna działka w centrum stolicy. Ale przy okazji partia Jarosława Kaczyńskiego może stracić subwencję z budżetu, a nad jej działaczami wisi widmo zarzutów karnych.

MICHAŁ KRZYMOWSKI

„Newsweek” dotarł do dokumentów, z których wy­nika, że partia Kaczyńskiego w ferworze walki dopuściła się złamania prawa. W lipcu ubiegłe­go roku użyczyła swojej siedziby na biznesowe negocjacje między dwiema prywatnymi spółkami. Może to skutkować odrzuceniem corocznej informacji finansowej przez PKW i - w konsekwencji - utratą rocznej subwencji.
A wszystko zaczyna się w lipcowy poranek, pół roku temu. Piotr Pogonowski, profesor prawa i były dyrektor gabinetu szefa CBA w czasach Mariusza Kamińskiego, stoi przed sie­dzibą PiS i kurczowo trzyma się odrapanej bramy.
Naciera na niego portier, emeryt, ale Pogonowski twardo zapiera się i dałem osłania robotnika majstrującego przy ry­glu. Nie bez powodu „Gazeta Polska Codziennie” nazwała go kiedyś polskim Indianą Jonesem.
Przepychance przyglądają się Anita Gargas, dziennikarka śledcza Telewizji Republika, oraz Ernest Bej da, były wice­szef CBA, który najwyraźniej dyryguje poczynaniami profe­sora i towarzyszących mu pracowników.
Mija chwila i już po wszystkim. Ekipa konserwatorów w szarych kombinezonach demontuje bramę, zanosi ją na pobliski trawnik i przykuwa łańcuchem do parkanu. Akcję skrupulatnie dokumentuje operator Republiki.
Brama wjazdowa do podziemnego parkingu jest zdobyta.

Redaktor Gargas w pogoni
Bohaterowie tej sceny wracają do lipcowego poranka lekko zawstydzeni.
- W jakim charakterze występował pan razem z prof. Po­gonowskim przy bramie? - pytam Bejdę, który już wie, że mam film z incydentu.
- W charakterze radców prawnych. Udzielamy pomocy prawnej Srebrnej, która poprosiła nas o reprezentowanie spółki w sporze z Metropolem.
Tu potrzebne jest wyjaśnienie. Srebrna to perła w biznesowo-politycznej koronie Jarosława Kaczyńskiego. Spółka jest własnością Instytutu Lecha Kaczyńskiego kontrolo­wanego przez szefa PiS, a w jej władzach tasuje się plejada przybocznych prezesa. W zarządzie spółki są dziś: wielolet­ni druh Kazimierz Kujda, kierowca Jacek Cieślikowski oraz Janina Goss, przyjaciółka rodziny, a także specjalistka od dżemów własnej roboty, ziołowych naparów, ręcznie haftowanych serwet i kasztanów na reumatyzm. To od niej Ka­czyński kilka lat temu pożyczył 200 tys. zł na leczenie mamy.
Metropol jest z kolei właścicielem biurowca przy ul. No­wogrodzkiej, PiS wynajmuje w nim lokal na swoją siedzibę.
Do spółki należy także znajdujący się pod podwórkiem par­king, na który chrapkę ma Srebrna. Starszy portier siłujący się z prof. Pogonowskim przy bramie to właśnie pracownik Metropolu.
Bejda nie chce powiedzieć, czy interweniując przy bra­mie, miał etat w PiS (z dokumentów wiadomo jedynie, że jeszcze w 2013 r. partia Kaczyńskiego wypłacała mu 6 tys. zł pensji). Zapewnia, że występował w imieniu spółki, z którą wiąże go osobna umowa.
Anita Gargas twierdzi dla odmiany, że na zajście trafiła przypadkowo. - Zainteresowałam się nim, co jest normal­nym odruchem dziennikarza - przekonuje. - Znalazłam się waz z operatorem przed siedzibą PiS dlatego, że właś­nie tam umówiłam się z rozmówcą na nagranie wypowie­dzi przed kamerą.
Jeśli rzeczywiście był to zbieg okoliczności, to zaangażo­wanie, z jakim operator Republiki filmował konserwatorów Srebrnej wynoszących odbitą bramę, musi budzić uznanie.
Świadek incydentu, którego znajduję przy ul. Nowo­grodzkiej, tę wersję jednak odrzuca: - Najpierw Bejda od­grażał się, że zadzwoni po telewizję, a potem zjawiła się Republika. Człowiek z Metropolu aż uciekał do samochodu przed panią Gargas, która jeszcze przez szybę krzyczała do niego: „Niech pan odpowie na moje pytania!”.

CBA daje nura w papiery
Biurowiec Metropolu, w którym mieści się siedziba PiS, stoi na tyłach gmachu Srebrnej położonego od strony Al. Jero­zolimskich. Budynki dzieli podwórze, na które codziennie rano zajeżdża czarna skoda z przyciemnianymi szybami. Postawny ochroniarz uchyla drzwi i drobny człowiek z tecz­ką znika w tylnym wejściu starego biurowca. To prezes Kaczyński wchodzi do pracy. W tym czasie skoda robi kółko i zjeżdża do podziemnego garażu pod podwórzem.
Lipcowe zajście przy bramie to w sumie zabawny epizod, ale w tle od kilku miesięcy toczy się poważna wojna o to, co pod ziemią. I tu żarty się kończą, bo garaż, w którym staje auto prezesa, znajduje się w centrum miasta i wart jest - lekko licząc - kilkaset tysięcy złotych. Przez lata nikt nie kwestionował, że nieru­chomość należy do Metropolii. PiS i Srebr­na parkowały tam swoje auta, karnie płacąc abonament (z dokumentów wynika, że miesięczna stawka za jedno miejsce wyno­si 70 euro).
Sytuacja zmieniła się w marcu 2014 r. Ludzie z dawnego CBA najęli się w Srebr­nej, zanurkowali w papiery i wyszło im, że część garażu należy jednak do spółki kon­trolowanej przez Kaczyńskiego. Z końcem czerwca PiS wypowiedziało umowę Metropolowi, a kilka dni później doszło do prze­pychanki. Od tamtego czasu parking świeci pustkami. Klientów spłoszyła Srebrna - powtykała za wycieraczki samochodów kartki z informacją, że ci, którzy nie wyniosą się po dobroci, zostaną odholowani.

Jak macie problem, to do prezesa
Spór o garaż może ściągnąć na PiS poważ­ne kłopoty. Trzy tygodnie po incydencie przy bramie między zwaśnionymi spółka­mi zaczęły krążyć pisma z oskarżeniami.
Metropol do Srebrnej: „Wynajęte przez zarząd Srebrnej osoby dokonały zaboru mienia Metropolu w postaci bramy, a na­stępnie przykuwają łańcuchem (...). Naciski zarządu doprowadziły do wypowiedzenia umów najmu miejsc parkingowych przez (...) Prawo i Sprawiedliwość”.
Srebrna do Metropolu: „Zarząd spółki Srebrna ocenia całą sytuację jako kuriozal­ną (...). Wzywamy do wypracowania poro­zumienia”.
Metropol do Srebrnej: „Na prośbę przed­stawicieli PiS zarząd Metropol w dniach od 11 do 21 lipca uczestniczył w spotkaniach zorganizowanych w siedzibie partii PiS (...). Z niezrozumiałych dla nas względów nie doszło do podpisania ugody”.
To ostatnie oznacza, że partia Kaczyń­skiego udostępniała swój lokal na pertrak­tacje między prywatnymi spółkami. Ustawa mówi tymczasem, że siedziby partii wol­no użyczać tylko na biura poselskie, sena­torskie i biura radnych. Przepisy stanowią też, że jeśli ugrupowanie wydaje pienią­dze z subwencji na cele niezwiązane z dzia­łalnością statutową (spotkania biznesowe z pewnością nie mieszczą się w statucie), to PKW odrzuca jego coroczną informa­cję finansową. W efekcie ugrupowanie tra­ci roczną subwencję.
Srebrna zapytana o negocjacje w siedzi­bie PiS nie zagłębia się w szczegóły. „Spółka prowadzi działalność gospodarczą w spo­sób legalny, a jej kontakty biznesowe są chronione tajemnicą handlową” - pisze je­dynie. PiS nie odpowiada wcale.
Partia ma jeszcze jeden kłopot. W spor­nym garażu cały czas parkują auta użyt­kowane przez PiS, w tym skoda prezesa. Kierowcy zjeżdżają na dół dzięki pilotom do rolety wjazdowej, których mimo we­zwań PiS nie zwróciło.
- Płacicie Metropolowi? - pytam w oto­czeniu Kaczyńskiego.
- Nie.
- Pracownicy Metropolii nie protestują?
- Na początku protestowali, ale usłysze­li od naszych kierowców, że jak mają jakiś problem, to powinni pójść do prezesa.

Niech Żydzi spuszczą z ceny
Mówi człowiek z PiS: - W tej wojnie par­king to tylko karta przetargowa. Prawdzi­wą stawką jest cała Nowogrodzka, jedna z najatrakcyjniejszych działek w mieście. Centrum Warszawy, tuż przy dworcu ko­lejowym, 10 minut spaceru od drugiej li­nii metra, blisko lotniska. Gra idzie o grube miliony.
Cała historia zaczyna się w 2007 r. z chwilą kupna Nowogrodzkiej przez Me­tropol. Budynek razem z parkingiem zby­wa Air Link, spółka wywodząca się z tego samego korzenia co Srebrna. Obie firmy powstały na majątku uwłaszczonym we wczesnych latach 90. Transakcja Metropo­lu jest kosztowna - jej wartość wynosi 34 min zł, trzeba wziąć na nią kredyt, ale ma się zwrócić. Spółka chce zburzyć wysłużony biurowiec i w tym miejscu postawić 35-piętrowy wieżowiec ze szkła.
Plany jednak szybko pryskają. Wchodzi nowy plan zagospodarowania, który ze­zwala tylko na sześć kondygnacji, a i to zo­staje oprotestowane przez Srebrną. Sprawa grzęźnie w sądzie, a budynek powoli popa­da w ruinę. Wynoszą się kolejni najemcy, plajtuje nawet słynna japońska restauracja Inaba, w której przez lata stołowali się co zasobniejsi politycy PiS. Pętla wokół Me­tropolu się zaciska.
Gdy spółka wisi już tylko na czynszu z PiS, wkraczają ludzie Kaczyńskiego. Z jednej strony rozpętują awanturę o par­king i straszą, że sami też rozglądają się za nową siedzibą, a z drugiej sugerują, że Srebrna mogłaby odkupić podupadającym budynek. Tyle że za ułamek kwoty z 2007 r. Nie jest tajemnicą, że prezes nigdy nie po­godził się z utratą tego biurowca. Politycy PiS nawet oficjalnie przyznają, że trans­akcja dokonana przez Air Link odbyła się za jego plecami. Odzyskanie Nowogrodz­kiej byłoby zresztą logiczne. Łącząc działki Srebrnej i Metropolu, polityczno-bizneso­wy konglomerat prezesa osiadłby na żyle złota. W PiS mówi się, że misji odkupienia Nowogrodzkiej podjęła się najwierniejsza Janina Goss.
W czerwcu 2014 r. Srebrna rozpoczyna rekonesans. Jej konserwatorzy uzbrojeni w wiertarki udarowe schodzą do piwnicy budynku przy Al. Jerozolimskich i przebija­ją się przez ścianę odgraniczającą katakum­by Srebrnej od spornego parkingu. Pech chce, że przewiercają się do magazynku zajmowanego przez kontrahenta Metro­polu, który, delikatnie mówiąc, nie jest fa­nem PiS. Ten składa doniesienie. Policjanci przyjeżdżają, mierzą odwierty i radzą, żeby się dogadać. Dziury zostają zaklajstrowane.
Po co to wszystko? Mój rozmówca zbli­żony do PiS wyjaśnia, że odwierty prowa­dzono w mało dostępnym miejscu. Srebrna prawdopodobnie chciała wiedzieć, gdzie dokładnie kończy się jej działka, a gdzie za­czyna się teren Metropolu.
W październiku spółka posuwa się jesz­cze dalej. Zleca wycenę Nowogrodzkiej i w tym celu prosi Metropol o wgląd w do­kumenty. Rzeczoznawca szacuje, że nieru­chomość jest warta 18 mln zł.
- Srebrna oczywiście nigdy tyle nie za­płaci. Wycena była tylko po to, żeby po­znać kondycję właściciela. Dziś Goss już wie, że Metropol ledwo zipie. Teraz będzie grać na czas, aż Żydzi [spółka ma izrael­ski kapitał - przyp. red.] jeszcze spuszczą z ceny - tak nasze źródła opisują stan gry o Nowogrodzką.

Promocja powierzchni biurowych
Srebrna i PiS stanowią system naczyń po­łączonych. Raz to partia wyświadcza spółce przysługę - tak było w przypadku pertrak­tacji z Metropolem - a raz spółka pomaga partii. Pokazuje to historia z ostatniej kam­panii parlamentarnej.
Na jej finiszu spin doktorzy PiS wpad­li na pomysł, by urządzić konwencję wy­borczą z udziałem prof. Zyty Gilowskiej. Pojawił się jednak problem: była wice­premier zasiadała w Radzie Polityki Pie­niężnej i obejmował ją zakaz działalności politycznej. Wymyślono więc, że pani pro­fesor wystąpi z Kaczyńskim na konferencji zorganizowanej przez fundację Akademia Samorządności kierowaną przez parla­mentarzystkę PiS Izabelę Kloc. Imprezie nadano nazwę I Forum Marki Polskiej. Jak donosiły media, była to fikcja. - Gdybyśmy zrobili to pod szyldem partii, to nie przyje­chałaby Gilowska - cytowała we wrześniu 2011 r. jednego z anonimowych posłów PiS „Rzeczpospolita”.
Konferencja odbyła się dwa tygodnie przed wyborami, 24 września, w Katowi­cach. Pani profesor wystąpiła pierwsza, po niej głos zabrał prezes. W Polskę poszły zdjęcia, na których Kaczyński na tle biało-czerwonej mapy Polski całuje Gilowską w rękę.
„Newsweek” dotarł do dokumentów rzucających nowe, zaskakujące światło na tamto forum. Jednym z nich jest umowa z 21 września zawarta przez Srebrną. Spół­ka na jej mocy przekazuje organizatorowi imprezy ponad 56 tys. zł i zobowiązuje go do „promocji powierzchni biurowych Zle­ceniodawcy [czyli Srebrnej - przyp. red.] w formule konferencji”. Przedmiotem tej umowy było właśnie forum, na którym wy­stąpiła Gilowska. Srebrna odmówiła „Newsweekowi” komentarza w sprawie tego zlecenia.
A pytań nie brakuje. Czy celem katowi­ckiej imprezy rzeczywiście była reklama biurowców Srebrnej? Bo na archiwalnych zdjęciach logo firmy się nie pojawia. Jeśli tak, to czy Kaczyński i Gilowska wiedzie­li, że występują na promocyjnej imprezie prywatnej firmy? A jeśli nie, to dlaczego zarząd Srebrnej podpisał umowę na coś, co było czystą fikcją? Przecież oznaczałoby to poświadczenie nieprawdy w dokumen­cie, co podpada pod Kodeks kamy. I przede wszystkim: dlaczego Srebrna opłaciła im­prezę, którą PiS wprzęgło w swoją kampa­nię wyborczą? Czy nie było to działanie na niekorzyść spółki?
- Czy to możliwe, by Kaczyński nie wie­dział o decyzjach biznesowych Srebrnej? - pytam wieloletniego polityka PiS.
- Kujda i Goss regularnie przemykają do siedziby partii. Zawsze idą prosto do ga­binetu szefa. Można oczywiście mówić, że dyskutują tam o filozofii, ale wszyscy wę­dzą, że chodzą do prezesa po instrukcje.
Z oświadczenia majątkowego Kaczyń­skiego wynika, że jego jedynym związkiem ze Srebrną jest skromna funkcja przewod­niczącego rady Instytutu im. Lecha Kaczyń­skiego, do którego należy spółka. Prezes zaznacza, że pełni ten tytuł honorowo.

1 komentarz: