Ja może bytem ślepy,
ale nie głuchy - Kazimierz Marcinkiewicz przyznaje przyjaciołom, że widział
niedostatki intelektu swojej żony Isabel. Czy elektorat wybaczy i da mu jeszcze
jedną szansę w polityce?
WOJCIECH STASZEWSKI
Przez
24 godziny Kazimierz Marcinkiewicz zastanawia się, czy porozmawia z
„Newsweekiem”. Odmawia: - Popularność jest wrogiem człowieka. Trzeba się
chować, nawet na treningi biegowe wychodzi się w kapturze. Jak widzę aparat
fotograficzny, od razu zasłaniam twarz, choćby to był Japończyk fotografujący
Pałac Kultury.
O jego drodze od katolika ze
Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego przez funkcję premiera do biznesmena
celebryty rozstającego się w atmosferze tabloidowego skandalu z drugą żoną
opowiedzą mi jego znajomi i przyjaciele. Co się takiego stało, że poważny
polityk zakochuje się w dużo młodszej dziewczynie, trochę tapeciarze, trochę
grafomance, żeni się z nią, a teraz rozwieść nie może? I czy uda mu się zostać
znów poważnym politykiem?
Nominacja w telewizji
Dramat Kazimierza Marcinkiewicza
zaczyna się dokładnie w dniu, w którym otrzymuje największy prezent w życiu.
Jest wtorek 27 września 2005 r., dwa dni po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość
wyborach parlamentarnych. Polskę czekają jeszcze wybory prezydenckie, startuje
w nich Lech Kaczyński, więc Jarosław Kaczyński nie chce na razie zostać premierem,
żeby nie zmniejszyć szans brata na zwycięstwo.
Zaczynają się rozmowy o koalicji z
Platformą Obywatelską. Jan Rokita przekazuje Kaczyńskiemu sygnał, że jest
gotów na koalicję, jeśli premierem zostanie umiarkowany Marcinkiewicz, który
od miesiąca pojawiał się wśród kandydatów.
W warszawskiej siedzibie PiS przy
ulicy Nowogrodzkiej prezes ma ogłosić nazwisko przyszłego premiera. W tłumie
dziennikarzy spaceruje sam Marcinkiewicz dowcipkuje, nie spodziewa się, że
padnie na niego.
Adam Bielan prowadzi go do
gabinetu Kaczyńskiego, rozmowa trwa pięć minut, Marcinkiewicz się zgadza, chce
jeszcze zadzwonić do żony.
I wtedy w sekretariacie prezesa
dzwoni telefon: Jan Rokita. Kaczyński obawiając się, że Rokita wycofa
propozycję, każe szybko iść na konferencję. Pędzą, ogłaszają nazwisko
Marcinkiewicza. A jego żona Maria, dla przyjaciół Maryla, dowiaduje się o
wszystkim z telewizji. I postanawia: ja do Warszawy nie pojadę.
Premier z Gorzowa
Kazimierz będzie więc w Warszawie
samotny - na dobre i na złe. - Woda sodowa musiała mu uderzyć do głowy.
Kaczyński czy Tusk latami szykowali się do rządzenia, a Kaz nagle osiągnął
70-proc. popularność. A z drugiej strony zaczęły się kłopoty, konflikty z
prezydentem - mówi polityczny przyjaciel Marcinkiewicza.
- Na posiedzeniu Rady Ministrów ostentacyjnie
obierał jabłka z miną: „Wy nie rozumiecie, gdzie polityka naprawdę się toczy”
- kontruje jego oponent z otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Kiedy
powstała koalicja z Samoobroną, dobitnie pokazywał, że mu źle. Ale Jarosław mu
tłumaczył, że nie może tylko zajmować się własnym wizerunkiem.
W książce „Kulisy władzy”
Marcinkiewicz wspomina, jak na Samoobronę w rządzie zareagowała jego rodzina.
Zadzwonił do córki: - Cześć, Ula. - Słucham, Urszula Bańko - córka okazała
dezaprobatę, używając panieńskiego nazwiska matki.
Szybko się godzą, bo Kazimierz ma
z dziećmi naprawdę dobry kontakt. Kiedy po wynegocjowaniu na unijnym szczycie
60 mld euro dla Polski doradcy szepczą mu, że musi jakoś okazać radość, myśli,
jak zrobiliby to jego synowie, i prezentuje przed kamerami słynne: „Yes, yes, yes!” Tak go zapamięta opinia publiczna. I za takie rzeczy
go wtedy kocha - w sondażach Marcinkiewicz uzyskuje 70 proc. sympatii.
- Kaz uwierzył, że wszystko da się
obcykać PR-em. Przestał patrzeć na realia polityczne. Uważał, że jest białą
twarzą PiS, tabloidy go kochają, Kaczor go nie ruszy. To było złudne, bo
odwołali go w kilka dni - mówi polityczny przyjaciel.
- Jego PR-owcy wymyślili, żeby na
denominację, czyli odwołanie z funkcji premiera, przywieźć jego żonę. Była
wtedy chora, ważyła ze 40 kilo. Miała mu wręczyć kwiaty. Chodziło o to, żeby
podkreślić, jaki on skrzywdzony - opowiada oponent Marcinkiewicza. - Prezydent
się zdenerwował. Zaprosił ją do Sali Białej i tylko z nią rozmawiał. A całą
uroczystość kazał przenieść z Sali Kolumnowej do Sieni Wielkiej.
Nagroda pocieszenia
Angielskiego zaczął uczyć się po
czterdziestce, ale z zapałem. Co roku wyjeżdżał na obóz językowy do Anglii.
Orłem nie był, ale jakoś dawał radę. Przydało się: po roku na stanowisku p.o.
prezydenta Warszawy.
Marcinkiewicz dostaje w 2007 r.
posadę dyrektora w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. To nagroda
od PiS-owskiego szefa NBP Sławomira Skrzypka za lojalność. Nagroda pocieszenia,
bo Kazimierz jest bardzo rozgoryczony odsunięciem od funkcji politycznych.
- Ale on budował samego siebie,
nie siłę PiS. Nie mogliśmy na to pozwolić - wyjaśnia oponent.
- W Londynie Kaz chciał się
zresetować. Mógł być bardziej anonimowy - mówi przyjaciel z polityki.
- Znalazł czteropokojowe mieszkanie
dla całej rodziny - opowiada przyjaciel z biznesu. - Ale Maryla powiedziała,
że starych drzew się nie przesadza, i nie chciała przyjechać.
Dalej przyjaciele są zgodni:
Londyn to miasto klubów, dyskotek, zabawy. Kaz wyluzował. - Zaczął się zmieniać
już w latach 2001-2005, kiedy bywał w pałacyku Sobańskich, siedzibie Polskiej
Rady Biznesu - wspomina polityczny przyjaciel. Marcinkiewicz przewodniczył
wtedy sejmowej komisji skarbu, a PiS oddelegowało go do kontaktów z biznesem.
Oponent Marcinkiewicza powtarza historię
o młodych asystentkach z czasów, kiedy jeszcze był premierem.
- Wziął dwie dwudziestoparolatki z
Gorzowa, bo jego asystenta regularnie odpytywał Adam Lipiński z PiS -
odparowuje przyjaciel od serca. - Musiał mieć kogoś zaufanego.
Diagnoza przyjaciół jest prosta:
facet poddany olbrzymim przeciążeniom w polityce, teraz zestresowany słabą znajomością
angielskiego, sam jak palec, bez wsparcia żony. Musiało wybuchnąć.
Jesienią 2008 r. w kawiarni na
lotnisku Okęcie poznaje Izabelę Olchowicz, młodszą o 22 lata analityczkę banku
w Londynie. To jest jak grom z jasnego nieba. Zaczynają się spotykać.
Na święta Marcinkiewicz jedzie do
rodziny. Tabloidy będą potem pisać: „w Wigilię poinformował rodzinę, że
odchodzi”. To nieprawda, Wigilia była radosna, tylko zaraz po świętach ktoś -
żona czy córka - zobaczył w telefonie Kazimierza czułe SMS-y i Kazimierz ogłosił
żonie, że się z nią rozstaje.
Źródło manipulacji
W lutym 2009 r. zaczyna się
tabloidyzacja wizerunku byłego premiera. „Super Express” pokazuje
zdjęcia Kazimierza kupującego pierścionek zaręczynowy dla Isabel. - To ona zorganizowała tę ustawkę, żeby mieć gwarancję, że
odejdzie od żony i ujawnia przyjaciel z
polityki.
Potem jest coraz gorzej. Kolejne
ustawki w tabloidach. Żenująco wygląda, mizianie przed nagraniem w TVN, wyemitowane potem - bez zgody Marcinkiewicza, ale o
zgodzie Isabel media milczą - w „Szkle kontaktowym”. Marcinkiewicz
przestrzega Isabel,
a ona na to: - No to dobrze, mam fajną, tę,
no... koszulkę.
- Nie pokazuj się z nią, przecież paparazzi czyhają za oknami - radzi mu przyjaciel.
- Ona jest tym zachwycona, ale ty
tracisz.
- Dobra, dobra, jeszcze tylko TVN, jeszcze „Viva!” jeszcze „Gala” - odpowiada
Kazimierz. - Ja muszę żyć normalnym życiem, nie mogę się ukrywać.
Stara się nie widzieć, że brakuje
jej kindersztuby. - Mówił, że jest bezkompromisowa. Usprawiedliwiał tym każde
głupstwo, które robiła - komentuje przyjaciel od serca. Tak samo, gdy
ostentacyjnie nudzi się na spotkaniach ze znajomymi, nie bierze udziału w
dyskusjach politycznych, tylko bawi się telefonem. Albo z tupetem strofuje Kazimierza,
że spotkali się w kilka osób, by oglądać mecz ligi angielskiej, kiedy mogliby
być sami.
Jak najłatwiej wkurzyć Isabel? - Wystarczyło zapytać Kazika o jego dzieci. On się wtedy
rozkręcał, a ona dostawała piany na ustach - opowiada przyjaciel z biznesu. A
przyjaciel od serca dodaje: - Wtedy się nakręcała, jechała na Kazika.
Jeżdżą dużo po świecie, zwiedzają
całe południe Europy, potem Karaiby. Wcześniej Marcinkiewiczowie jeździli na
wakacje do 'Włoch, ale to było raczej leżenie na plaży. Dopiero z Isabel Kaz
zaczyna zwiedzać, oglądać, dotykać. Młodnieje. Nie jest prawdą, jak piszą tabloidy,
że przy niej pierwszy raz założył dżinsy - zrobił to dopiero po czterdziestce,
podczas wyjazdu wakacyjnego z dziećmi. Ale jest prawdą, że to z nią pierwszy
raz po 20 latach wsiadł na rower.
Kiedy Isabel publikuje na blogu
swoje wiersze, ubaw ma cała Polska. A Marcinkiewicz robi dobrą minę do złej
poezji. Fragment wiersza:
„Dziennikarze się rozpisali /
Swoje komentarze na portalach dali /
Ośmieszają / Hipokryzję popierają /
I... Jaki cel w tym mają? /
Media nośnik informacji /
Ogromne źródło manipulacji”.
Przyjaciel od serca niedawno
rozmawiał o tej twórczości z Marcinkiewiczem.
- Ja może byłem ślepy, ale nie
głuchy - stwierdził były premier.
- To jak dałeś radę z nią
wytrzymać?
- Ona jest bezkompromisowa.
- Wiesz, że małżeństwo nie może
być bezkompromisowe?
- Już wiem.
W 2009 r. biorą cichy ślub w
konsulacie w Barcelonie. I zaczynają się schody, bo winda jest zepsuta, trzeba
wchodzić w szpilkach na szóste piętro. A Isabel ubrała się u Prady.
Otwieranie drzwi
Marcinkiewicz po zakończeniu
kontraktu w EBOiR znajduje pracę jako konsultant londyńskiego banku Goldman
Sachs. Tabloidy szacują jego zarobki na pół miliona złotych miesięcznie, ale
przyjaciel od serca oponuje: - Tyle nie zarabia nawet prezes największego
polskiego banku. A on był tam tylko zewnętrznym współpracownikiem.
Z Polski po gwałtownym spadku kursu
złotego płyną oskarżenia, że to wina Goldmana i Marcinkiewicza. Ze były premier
sprzedał tajemnice gospodarcze kraju za 20 mln złotych. Nawet dziś oponent
Marcinkiewicza podtrzymuje insynuacje: - Prezes banku czy innej firmy ma zakaz pracy u konkurencji przez jakiś czas. A prezes
Rady Ministrów?
W kłopotach Kazimierz nie czuje
wsparcia młodej żony. Raczej denerwuje się, że Isabel nic nie robi cały dzień.
siedzi w internecie albo leży i patrzy w sufit. Namawiają na studia, bez efektu.
Wracają do Polski, Marcinkiewicz próbuje jej znaleźć pracę. Ma sprowadzać do
Polski kosmetyki brytyjskiej marki Dr Organie. - Ale jej się nie chciało i
biznes szybko upadł - mówi przyjaciel.
Kolejny pomysł: komercyjny blog. Isabel postanawia pisać o „pięknie i równowadze, sile natury na
co dzień oraz sile kobiety w biznesie”. Kolejna klapa. - to jest koniec. Marcinkiewicz wyprowadza się ze wspólnego
mieszkania, które kupił na warszawskiej Ochocie, do apartamentu na Mokotowie
kupionego na nazwisko syna.
Rozstali się w przyjaźni -
opowiada przyjaciel od serca. - On ją utrzymuje, płaci jej rachunki. Zamiast
jechać do rodziny na święta, siedział przy niej w szpitalu po wypadku. A ona mu
teraz odpłaciła story w tabloidzie i idiotycznym gaworzeniem, że chciał sobie
zrobić PR.
Marcinkiewicz zarabia dobrze,
prowadzi działalność, którą znajomi określają jako otwieranie drzwi.
- Jest doradcą finansowym,
specjalistą od trudnych przypadków. Na przykład firma chce się powiększyć,
zrolować zadłużenie, znaleźć inwestora. Wydała już sporo na agencje
consultingowe i nic nie osiągnęła. Kazik zna bardzo dużo ludzi, zarówno
biznesmenów, jak i bankowców. Potrafi wyszukać inwestorów, którzy wielkim
firmom nie przychodzą do głowy. No i jak dzwoni były premier, to po drugiej
stronie ktoś podejmuje rozmowę - wyjaśnia przyjaciel. - Wiem, że żyje nieźle.
Opowiadał mi, że wyciąga w złym miesiącu 40 tysięcy złotych, a w dobrym ponad 100
tys. Dużo wydaje na dzieci. Mają od 20 do 30 lat i ciągle jeżdżą razem na narty
w Alpy. Wszystkim dzieciom kupił samochody, ale nie za bardzo się tym chwali.
Oczka do nieba
Przyjaciel zapytał go raz, jak to
się stało, że on, człowiek z ZChN, tak daleko odszedł od swoich zasad. - To dla mnie żywa sprawa, której ciągle
nie przetrawiłem. Nie wiem - usłyszał.
- Ciągle chodzi do kościoła,
chociaż do komunii już nie może przystąpić.
Nawet w Londynie chodził - mówi przyjaciel.
Wielu odsądza Marcinkiewicza od
czci i wiary.
- Zawsze mnie drażniła jego
ostentacja religijna. Na każdej mszy na dwa kolana niemalże kładzenie się
krzyżem, buzia w ciup, oczka do nieba, rączki
złożone do paciorka - komentuje oponent z PiS.
- Ktoś kiedyś powiedział, że na
lewicy każdy premier ma jedną żonę - Miller, Cimoszewicz, Belka. A u nas,
prawicowców, to albo dwie żony, albo kochanka.
Tacy jak Marcinkiewicz budują wizerunek
fałszywych proroków. Wszyscy polityczni
znajomi napier... w Isabel,
bo byli źli, że tą woltą wyjął im dywan spod
nóg - mówi przyjaciel. Wcześniej stawiali na niego jako na lidera przyszłości.
Nawet z Londynu miał kandydować do europarlamentu. Ale pojawiła się Isabel i Tusk się wycofał.
Czy teraz były premier ma szansę
powrotu do polityki? Przyjaciele mówią, że Marcinkiewicz ma plan, tylko musi
szybko wziąć rozwód. Tabloidy dopisują jeszcze puentę love story: że pierwsza żona, Maryla, podsyła mu weki, że znów
ze sobą rozmawiają, że pewnie się zejdą, bo powrót negocjują już zaprzyjaźnieni
księża.
- To wymysły, bo Kazik nie
rozmawia z księżmi - kontruje przyjaciel. - A poza tym on do Gorzowa nie wróci,
Maryla nie chce wyjechać, a małżeństwo na odległość już przerabiali.
- To przestroga dla facetów,
którzy w zbyt młodym wieku rozpoczęli poważne życie rodzinne - komentuje
przyjaciel z polityki. - Nie wyszaleli się za młodu i postanowili wyciąć numer.
Arkadiusz Mularczyk ze
Sprawiedliwej Polski widzi szanse powrotu dla byłego premiera: - Skoro Leszek
Miller wrócił do polityki po starcie z list Samoobrony, to znaczy, że w
polityce wszystko jest możliwe. Musi jednak rzeczywiście uporządkować swoje
sprawy, przede wszystkim rodzinne. Chodzi też o kwestie wierności przekonaniom
i zasadom. Wartości chrześcijańskie mówią o wybaczaniu, pod warunkiem żalu za
grzechy i woli poprawy. Tylko czy to da gwarancję sukcesu w wyborach.
Beata Kempa z Sprawiedliwej Polski
jest innego zdania: - Marcinkiewicz to polityczny celebryta, zapraszany przez
media, gdy trzeba przywalić prawicy. Kiedy był premierem, dobrze wypadał w
mediach, kamera go lubiła. Przekaz, który formułował, był dobry. Gorzej było z
samym rządzeniem. Może byłby lepszym rzecznikiem niż premierem? Wydaje mi się,
że w tej chwili te umiejętności socjotechniczne już nie wystarczą, bo za dużo
się zdarzyło złego w jego życiu prywatnym. Uważam, że nawet jeśli coś tam
planują, a podobno tak, może być kiepsko z głosami.
Polityczni przyjaciele
Marcinkiewicza milczą o jego planach. Mówią tylko, że nie sprzyja mu kalendarz
wyborczy: do jesiennych wyborów parlamentarnych nie zdoła uporządkować życia rodzinnego, a kolejne wybory,
samorządowe, dopiero za trzy lata.
Ale przyjaciel od serca zdradza
plan: - Decyzja o powrocie może zapaść
po wyborach prezydenckich, bo wcześniejsze ruchy mogłyby zaszkodzić prezydentowi
Komorowskiemu w reelekcji. Jeśli Magdalena Ogórek wyprzedzi Andrzeja Dudę,
spowoduje to ferment w PiS i będzie pole do tworzenia partii prezydenckiej.
Tylko czy wyborcy wybaczą mu odejście
od pierwszej żony? - Kazik nigdy złego słowa na nią nie powiedział. Ale wiem,
że on ma poczucie, że to ona go pierwsza opuściła. I od tego się wszystko
zaczęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz