Kampania Andrzeja
Dudy trwa już dwa miesiące, ale wciąż jest w rozsypce. Brakuje w niej
wszystkiego: ludzi, pieniędzy, pomysłów. Sam kandydat też jakiś ospały.
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Biuro PiS, kilka tygodni temu. Jarosław
Kaczyński rozmawia z Jarosławem Gowinem. - Postawiłem przed Andrzejem zadanie
wejścia do drugiej tury - wyznaje szczerze prezes.
Andrzej Duda został ogłoszony kandydatem PiS na prezydenta
jeszcze przed wyborami samorządowymi, 11 listopada. Od tego czasu nie wybrano
nawet szefa jego sztabu wyborczego ani nie przygotowano strategii. Doszło do
konfliktu w kierownictwie partii, a sam kandydat zdążył na razie wystąpić na
kilku konferencjach i złożył Polakom świąteczne życzenia w spocie reklamowym.
Jak na dwa miesiące kampanii to mizerny dorobek.
Kampania na kredyt
Głównym problemem Dudy są pieniądze. Jak dowiedział się
„Newsweek”, sytuacja finansowa PiS jest na tyle zła, że partia planuje wzięcie
kredytu. Nieoficjalnie mówi się, że na kontach PiS znajduje się obecnie
dwadzieścia kilka milionów złotych. To zdecydowanie za mało, by przeprowadzić
dwie kosztowne kampanie wyborcze (w tym prezydencką, za którą nie ma zwrotu z
państwowej kasy), mające utorować prezesowi drogę do władzy. Nasi rozmówcy
twierdzą, że w kierownictwie PiS rozważane jest dodatkowo zaciągnięcie 20 min
zł kredytu.
Kwota jest wysoka, ale wcale nie wzięła się z sufitu. Dla
porównania: na podwójne wybory w 2005 roku Prawo i Sprawiedliwość wydało około
40 min zł.
To prawda, że PiS chce zaciągnąć kredyt? - pytam zastępcę
skarbnika PiS Henryka Kowalczyka.
- Tak, rozważamy to.
- A w jakim banku?
- Rachunek partyjny mamy w PKO, więc pewnie tam będziemy
szukać oferty.
- Może pan powiedzieć, o jaką kwotę chodzi? Nieoficjalnie
słyszałem o 20 min zł.
- Jeszcze za wcześnie, by mówić o sumach. W tej sprawie nie
ma decyzji.
Według Kowalczyka partia jeszcze nie rozpoczęła negocjacji z
bankiem. To oznacza, że na cztery miesiące przed wyborami sztab kandydata PiS
nie jest w stanie niczego zaplanować. Bo nie wie, ile pieniędzy będzie mógł
wydać, tak żeby zostało jeszcze na wybory parlamentarne.
Zresztą - jaki sztab? Sztabu właściwie też jeszcze nie ma.
Powiatowa
radna
Początek grudnia. W biurze przy ul. Nowogrodzkiej pojawia
się Mirosława Stachowiak-Różecka, była kandydatka PiS na prezydenta
Wrocławia. Zostaje przedstawiona kierownictwu partii jako przyszła szefowa
sztabu wyborczego Andrzeja Dudy. Rekomenduje ją wiceprezes Adam Lipiński, będący ostatnio w odwrocie
po wyrzuceniu z partii jego podopiecznego Adama Hofmana. Kaczyński nie jest
pomysłem zachwycony, ale się zgadza. Chce zrobić uprzejmość staremu
przyjacielowi, poza tym liczy, że nominacja utrze nosa Joachimowi Brudzińskiemu,
który w ostatnich miesiącach niepokojąco urósł w siłę.
Stachowiak-Różecka przyjeżdża do Warszawy w przekonaniu, że
to od niej będzie zależeć kampanijna strategia. I od razu ma pretensje, że nie
był z nią konsultowany pierwszy spot Dudy, przygotowywany przez Marcina
Mastalerka - człowieka Brudzińskiego. Partyjny aparat szybko sprowadzają
jednak na ziemię. Brudziński rozpowiada, że Stachowiak-Różecka się szarogęsi,
bo chce, żeby reklamówki kręciła firma związana z jej mężem, producentem
telewizyjnym. Mastalerek oburza się w rozmowie z jednym z posłów: - To nie do pomyślenia, żeby powiatowa radna
[Stachowiak-Różecka w rzeczywistości jest radną wojewódzką - przyp. M.K.]
wydawała mi polecenia.
W międzyczasie na Nowogrodzką dobija
się Jacek Kurski. Podrzuca prezesowi pomysły na kampanię - liczy, że wejdzie do
sztabu i w ten sposób wywalczy sobie miejsce na liście wyborczej do Sejmu. Na
jego udział w kampanii nie zgadza się jednak Duda, który boi się, że Kurski
okaże się nielojalny. Do biura wydzwaniają też Gowin ze Zbigniewem Ziobrą.
Proponują, by do prac nad kampanią dołączono po jednym przedstawicielu Polski
Razem i Solidarnej Polski. Padają nazwiska byłego spin doktora PiS Adama
Bielana i posła Patryka Jakiego. Prezes rozkłada ręce: - To trzeba z Andrzejem
rozmawiać, ja mu się do sztabu wolę nie wtrącać.
Duda reaguje na te propozycje niechętnie.
Musi mieć dość partyjnych przepychanek, bo wyjeżdża do Krakowa i zaszywa się
na kilka dni w domu. Ma wrócić na początku stycznia. Oczekuje, że sztab pod
kierownictwem Stachowiak-Różeckiej przedstawi mu plan kampanii.
Zaraz po Nowym Roku „Gazeta Wrocławska”
cytuje wypowiedź Lipińskiego, który zapowiada, że na czele kampanii
prezydenckiej stanie kobieta, i zachwala Stachowiak-Różecką.
Nominacja szefowej sztabu wydaje się już niemal oficjalna.
Niemal - bo PiS oficjalnie jeszcze niczego nie ogłosiło.
Do spotkania Dudy ze sztabem dochodzi
7 stycznia. Prowadzi je Stachowiak-Różecka, ale uczestnicy narady twierdzą,
że wbrew zapowiedziom żadna strategia nie jest tam omawiana. Dzień później
dzieje się rzecz zadziwiająca: Duda wyrusza na Śląsk, a w podróży towarzyszy
mu Mastalerek. W partię idzie komunikat: na czele sztabu ma stanąć Beata
Szydło, wiceprezes partii związana z Brudzińskim.
Dzwonię do Stachowiak-Różeckiej.
- Będzie pani szefową sztabu?
- Oj, nie pomogę panu. Proszę zwrócić
się z tym pytaniem do Andrzeja Dudy.
Duda na to pytanie nie odpowiada.
Poseł PiS: - Źle to wygląda. Duda
oczekuje strategii kampanii od Stachowiak-Różeckiej, Brudziński z Mastalerkiem
forsują Szydło, a prawda jest taka, że żadna z tych osób nie ma pojęcia o
prowadzeniu kampanii. Wiedzie ślepy kulawego.
Brakujące 20 procent
Dudzie będzie trudno wywiązać się
z zadania postawionego mu przez prezesa. W wyborach prezydenckich w 2010 r.
kandydat PiS wszedł do drugiej tury z wynikiem 36 procent. Tyle że był nim
wówczas nie stosunkowo mało znany Duda, ale Jarosław Kaczyński, jeden z
najbardziej rozpoznawalnych polityków w kraju. Inne były też emocje społeczne.
Wybory odbywały się dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej, w której zginął
Lech Kaczyński, w związku z czym prezes mógł liczyć na empatię także wyborców
nie sympatyzujących z PiS.
Słabiej prezentował się też główny
rywal PiS. Bronisław Komorowski był marszałkiem Sejmu, znanym głównie z wpadek
i kaznodziejskiego tonu. Dziś ten sam Komorowski jest urzędującym prezydentem
i według niedawnego badania CBOS cieszy się zaufaniem 80 proc.
Polaków. I jeszcze jedno - za tamte wybory odpowiadali w PiS spin doktorzy
Michał Kamiński i Adam Bielan. Można się oczywiście zastanawiać, czy stonowany
wizerunek prezesa, który wówczas kreowano, nie był jedynie cyniczną maską, ale
jedno jest pewne: tamta kampania wyglądała spójnie, miała wyrazistą strategię
i była efektowna, czego nie można powiedzieć o medialnej
aktywności Dudy.
Europoseł PiS ma dziś nad
Kaczyńskim właściwie tylko jedną istotną przewagę. Nie ma negatywnego
elektoratu. Czy to wystarczy? W niedawnym sondażu prezydenckim Millward Brown
przeprowadzonym na zlecenie „Newsweeka” Duda otrzymał poparcie 17 proc.
ankietowanych. Do wyborów zostały cztery miesiące i wynik Dudy zapewne się
jeszcze poprawi, ale nawet przy Nowogrodzkiej trudno znaleźć optymistę
wierzącego w zbliżenie się do rezultatu prezesa z 2010 roku.
Współpracownicy Kaczyńskiego, z
którymi rozmawiałem, szacują, że Duda zdobędzie ok. 30 proc. głosów. Oznacza
to, że pozostali kontrkandydaci Bronisława Komorowskiego musieliby zebrać łącznie
ponad 20 proc., żeby kandydat PiS dostał się do drugiej tury. Na razie start w
wyborach prezydenckich ogłosili lider Twojego Ruchu Janusz Palikot, Janusz
Korwin-Mikke reprezentujący Kongres Nowej Prawicy, Marian Kowalski z Ruchu Narodowego i mało
znana działaczka SLD Magdalena Ogórek. Mówi się też o Adamie Jarubasie z PSL.
Polityk PiS: - No to liczmy.
Kandydatka Sojuszu nie ma szans na więcej niż 5 procent. Palikot - maksymalnie
4, Kowalski - góra 2, Jarubas - podobnie. Najważniejszy będzie Korwin, który
ma szansę na trzeci wynik. Gdyby zdobył 7-8 proc., to Duda wszedłby do drugiej
tury.
W otoczeniu Kaczyńskiego pojawiają
się jednak także ciemniejsze wizje. Jednym z głównych problemów jest skandal
obyczajowy, od którego Korwin-Mikke rozpoczął rok wyborczy. Okazało się, że ma
dwójkę małych dzieci (czteroletnią córkę i dwu letniego syna) z sympatyczką
młodszą o prawie pół weku. Z naszych informacji wynika, że Korwin początkowo
nie chciał kandydować, bo bał się, jak wyborcy zareagują na doniesienia
dotyczące jego życia osobistego. Zaczęto nawet sondować w tej sprawie
publicystę Rafała Ziemldewicza i muzyka Pawła Kukiza. Ale obaj odmówili startu
z ramienia KNP. Okazało się, że Korwin nie ma wyjścia i musi kandydować sam. Dziś już raczej się nie wycofa, ale
trudno się spodziewać, by podwójne życie rodzinne przysporzyło mu wyborców. A
każdy głos utracony przez JKM będzie działać na niekorzyść Dudy, któremu zależy
na jak największym rozdrobnieniu głosów.
Kolejnym zmartwieniem Dudy jest
kandydat Twojego Ruchu. - Jeżeli sondaże będą dla niego niezadowalające, to
Palikot pewnie zrezygnuje i poprze Komorowskiego. Dla nas byłby to fatalny
scenariusz, bo jego start zablokował wystawienie wspólnego kandydata całej
lewicy, który mógłby osiągnąć dobry wynik. Jeśli się wycofa, to utoruje
Komorowskiemu drogę do reelekcji w pierwszej turze - niepokoi się jeden z
moich rozmówców.
Podobnie może być z Jarubasem. Dobrze
zorientowany polityk PiS mówi: - Mamy
informację, że Janusz Piechociński, któremu zaszumiało w głowie po wyborach
samorządowych, chodzi po mieście i rozpowiada, że na jesieni będzie premierem.
Boimy się, że wystawienie Jakubasa to tylko element negocjacji z Komorowskim,
obliczonych na wzmocnienie pozycji PSL w relacjach z Platformą. Jeśli prezydent
obieca ludowcom swoje wsparcie, to w zamian dostanie rezygnację Jarubasa,
który przekaże mu swój elektorat.
Wnioski płynące z tej analizy są
jednoznaczne: w wariancie pesymistycznym Duda nie ma szans na drugą turę. A w
optymistycznym - pozostaje mu liczyć na szczęście.
Mariusz Błaszczak byt aktywny
Jeden z moich rozmówców w PiS przekonuje,
że Duda mimo wszystko był najlepszym możliwym wyborem. Jest pilny,
perfekcyjny, pracowity. Typ prymusa, który jak się do czegoś bierze, to chce
być najlepszy.
- Tylko jakoś nie widać w nim woli
zwycięstwa i wiary w pokonanie Bronisława Komorowskiego - zauważa inny z
posłów. 1 dodaje, że Duda jest otwarty i budzi sympatię, ale brakuje mu siły i
determinacji.
Gdyby kiedyś - spekuluje dalej -
został namaszczony na następcę prezesa, to szybko zostałby zdetronizowany. W
rywalizacji ze starymi politycznymi wyjadaczami żądnymi władzy nie miałby
szans. Po prostu nie jest samcem alfa.
Przytaczam te argumenty zwolennikowi
Dudy, temu, który zachwala go jako prymusa.
- Ale on naprawdę wierzy w zwycięstwo.
Jak się okazuje, jest też świetnym mówcą. A jak czuje salę!
- Jak? - dopytuję.
- Tuż przed świętami miał
wystąpienie na posiedzeniu klubu parlamentarnego, na którym prosił posłów o
zaangażowanie w jego kampanię. „Później, przed wyborami parlamentarnymi
prezydent odwiedzi okręgi, w których będzie najwyższe poparcie” -
zapowiedział. Żart świetnie przyjęto, klub został z miejsca kupiony.
- A dlaczego Dudy nie było w
pierwszych dniach kryzysu wokół służby zdrowia?
- Siedział w Krakowie. Podobno
ładował akumulatory.
- Nie mogliście mu przypomnieć, że
od dwóch miesięcy trwa jego kampania?
- Andrzej nie chciał zajmować się
politycznymi sprawami Polaków, którzy w tych dniach i tak są myślami przy
świętach.
- Naprawdę uważa pan, że nie można
było wykorzystać tego czasu lepiej?
- Przecież wykorzystaliśmy go
najlepiej, jak mogliśmy!
- Przed chwilą powiedział pan, że
Duda ładował akumulatory.
- No tak, ale Mariusz Błaszczak
był w tym czasie aktywny.
Na wejście do drugiej tury to
chyba za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz