Nie żałuje pan tego wszystkiego?
Gdyby się dało cofnąć czas, to bym
to zrobił.
Ale nie przyzna się pan, że żałuje.
Stało się i musiałem z tego
wyciągnąć naukę.
Jaką?
...(milczenie)
Nic pan nie powie?
Naprawdę musimy do tego wracać?
Wszyscy już wyrobili sobie zdanie.
Dużo pan pił?
Kiedy to wszystko wybuchło? Wcale.
To najgorszy ze sposobów radzenia sobie ze stresem. Wydaje się najłatwiejszy,
ale nie tylko w niczym nie pomaga, ale wręcz przeciwnie, dokłada kłopotów.
Skoro nie wódka, to co?
Biegałem. Wie pan dlaczego? Bo
nienawidziłem biegania! Nienawidziłem, ale uznałem, że jeśli będę w stanic się
do tego zmusić, to dam sobie z tym wszystkim radę. Przy okazji schudnę, będzie
zdrowiej, oczyszczę się ze stresu. Poza tym bieganie zmusza do wyjścia z domu,
a trzeba wychodzić, żeby pokazać sobie i wszystkim, że się nad tym panuje.
Taki z pana twardziel?
Wie pan, w polityce wybacza się
wszystko prócz słabości.
Dlatego wy poszliście na ostro i zamiast skruchy
potraktowaliście wszystkich z buta?
Uznaliśmy, że tak trzeba. Czy
dobrze? Nie wiem, nie potrafię sobie doradzić.
Tylko że my nie mieliśmy wyjścia.
Wie pan, jaka byłaby reakcja, gdybym udzielił panu wielkiego wywiadu o tym, że
bardzo to przeżywam, płaczę po nocach i żałuję? Wszyscy by mnie wyśmiali, a w
polityce byłbym skończony raz na zawsze. Dlatego trzeba zagryźć zęby i brać
wszystko na klatę.
W ten sposób potwierdza pan tylko opinię aroganta.
Nie dam z siebie zrobić symbolu
wszystkiego co najgorsze w polskiej polityce.
Za późno. Nowak, Hofman, Olszewski
- takie nazwiska wymienia się jednym ciągiem.
Dlatego będę walczył, dopóki
trzeba, by tak nie było. Co mi zostało?
Życie poza polityką.
Wiem, że istnieje, ale to nie to.
A co takiego pana kręci w polityce?
Pociąga mnie wpływ na świat, który
mnie otacza.
Doświadczył pan tego?
Jasne, miałem wpływ na to, co
robią i myślą nasi zwolennicy, ale też na to, co muszą zrobić i jak zareagować
nasi przeciwnicy. Tu niesamowicie wciąga, i tak teraz ten wpływ utraciłem.
Stracił pan ulubioną zabawkę?
Wie pan, facet musi mieć wpływ na
świat, który go otacza, im ten świat jest większy, im wpływ potężniejszy, tym
większa satysfakcja.
Polityka jako zajęcie dla prawdziwych macho...
Wiem, że to może brzmieć dziwnie,
ale mówię, jak jest. Nic może mi pan zarzucić, że ściemniam.
Wręcz przeciwnie, to pierwsza szczera wypowiedź, jaką
kiedykolwiek z pańskich ust usłyszałem.
Świat wokół zmienia się w
nieprawdopodobnym stopniu: jest kultura masowa, która ma wpływ na wszystko, zmieniają
się role społeczne, stare wartości są gdzieś spychane. W tym wszystkim jest
facet, który próbuje nie zwariować, ogarnąć świat wokół, urządzić go.
Do tego potrzebna jest polityka?
Wtedy może pan urządzać nic tylko
swój świat, ale i wpływać na niego w szerszej skali. To jest pociągające.
Bo jest pan ważny, potężny?
Mam nadzieję, że nie robię tego z
czystej próżności, ale może to są rzeczy nieuświadomione, coś, czego nic
kontrolujemy? Nie wiem.
Jak się uda, to za dziesięć lat skończy pan jak Frank Underwood?
Nie lubię prostych odniesień
polskiej polityki do
„House of Cards”, ale Frank Underwood jest postacią dwojaką: mroczną, ale i ciekawą.
Polska polityka jest bardziej
brutalna, no i nie można tu zjeść tak dobrych żeberek.
To człowiek, który jest z Partii Demokratycznej, ale jakoś
nie widać w nim cienia poglądów. Zupełnie jak u pana?
Niech pan zostawi te złośliwości.
Fascynująca jest jego biegłość w poruszaniu się w świecie polityki, a raczej
technologii polityki, sposobu jej uprawiania.
To naprawdę pana kręci?
Ta technologia ma znaczenie, bo
dobry kucharz musi potrafić siekać czy flambirować, ale nie to czyni z niego
dobrego kucharza. Wie, jak to się robi, ale nie to jest najważniejsze, tylko
efekt.
Notabene długo nie wiedziałem co to jest flambirowanie.
Sposób obróbki termicznej,
podpalanie potraw. Nie umie pan tego?
Nie, podpalam wyłącznie polityków.
A ja potrawy.
Pańskie porównanie jest ułomne, bo siekaniem czy flambirowaniem
nikt się nie pasjonuje, a kuchnia polityczna potrafi pochłonąć wielu. Nieważny
cel, ważna
Gra.
Pyta pan, czy mnie pociąga
wyłącznie technologia polityki, PR, bycie spin doktorem? Nie. To mnie w ogóle
nie rajcuje.
Nie wierzę. Nawet mnie to czasem kręci, choć na polityka
bym się nie nadawał.
Jest pan pierwszym dziennikarzem, który tak mówi. A spinem
mógłby pan być?
Jak mi uderza
woda sodowa do głowy, to myślę, że mógłbym.
OK, ja w to wchodzę, bo widzę, że
szewc bez butów chodzi, a Adam Hofman jest najgorszym piarowcem
Adama Hofmana. Więc etat jest wolny, zapraszam.
Jest pan
niewypłacalny.
To byłoby wyzwanie! Jak się panu
ze mną uda, to będzie pan przebierał w ofertach... (śmiech).
Lepiej niech
pan sam będzie spinem.
Oburzałem się, gdy mnie tak
nazywano, bo spin doktor to nie polityk, ale technokrata, człowiek do
wynajęcia, nie widzę siebie w tej roli. Chociaż oczywiście w polityce jak w
kuchni: trzeba umieć flambirować i siekać...
...Zwłaszcza
siekać.
...ale na końcu liczy się tylko
danie.
To jakie
danie po panu zostanie?
Robię wszystko, bv jeszcze zapisać jakiś rozdział w polityce, bo ten ostatni
kończy się źle. To nie jest książka z happy endem.
A pan by
chciał happy endu?
Jak się leży na łożu śmierci, to
każdy chciałby mieć poczucie, że jednak jest happy end, że czegoś w życiu dokonał.
Może pańskim
happy endem nie będzie polityka?
Tylko pierwsza polska restauracja
z dwiema gwiazdkami Michelina? Modest Amaro już drży. Wszyscy znajomi
mówią, że dobrze gotuję, lubię to i robię od zawsze. To fajne, ale polityka
kręci mnie bardziej, i to prawda.
Więc
restauracji nie będzie?
Zawsze myślałem o tym jako o
przyjemnej emeryturze: nie otwieram knajpy dla pieniędzy, tylko dla
przyjemności, bv spotykała się rodzina, przyjaciele, których karmię za pół
darmo, ale jest przyjemnie, mam co robić. Być może będę musiał o tym pomyśleć
jako sposobie na życie.
Aleksandra
Jakubowska chciała otworzyć kawiarnię „Lub czasopisma”.
To był pomysł marketingowy, a ja
myślę o czymś, gdzie treść, czyli to, co na talerzu, byłoby ważniejsze niż
szyld.
Jeśli nie
dwie gwiazdki Michelina...
...To chciałbym zostawić coś po
sobie w polityce. Nie to, że nauczyłem się ją uprawiać, stałem się biegły w jej
technologii, ale że zmieniłem życie tych dzieciaków biegających dziś do szkoły,
że jakoś tam zmieniłem świat. Choć widzę, że teraz jest dalej do tego niż bliżej.
Bycie
twardzielem zaprowadziło pana w ślepy zaułek. Girzyński oddał
pieniądze,
sam odszedł z PiS, wyraził skruchę i ma szansę tam wrócić. A pan?
Każdemu wolno. Gdy Kancelaria
Sejmu uznała, że te pieniądze trzeba oddać, to my również je zwróciliśmy i sprawa
jest załatwiona.
Tylko, pan
wybaczy, smród pozostał.
Ale co ma być symbolem korupcji w
Polsce? Bilet lotniczy? To są te przekręty, a nic miliardowe afery w rządzie?!
Zobaczmy, gdzie się naprawdę kradnie.
Pan skręcił
mniej, więc niech pana zostawią?
Niech pan da spokój, niczego nie
skręciliśmy, wszystko jest zgodne z prawem. Sto razy to sprawdzano. Ja raczej
porównałbym to do tego, że przebiegliśmy przez
skrzyżowanie w połowie na zielonym, w połowie na czerwonym świetle.
Czyli co
najwyżej nieuwaga?
Z poważnymi konsekwencjami. Tu się
wydarzyło coś więcej. Platforma broni Radosława Sikorskiego, a u nas
zaordynowano inne standardy Ja to rozumiem i nie mażę się, nie czuję się
skrzywdzony. Ale zobaczmy, jak było - Sikorski wykorzystał to perfekcyjnie. I
zagrała cała orkiestra, grillowanie trwało miesiąc. Widzi pan, znowu o
kulinariach.
Jak widać,
niczego pan nie zrozumiał.
A co miałem zrozumieć? Dokonać
ekspiacji?
Może
przyznać, że popełnił pan błąd, uległ pokusie?
To nie jest ta historia. Nie
złamaliśmy prawa, postąpiliśmy zgodnie z sejmowym obyczajem.
Wśród
gitowców też są różne obyczaje. Pobieranie zaliczki na 2400 zł, a wydawanie 600
zł jest OK?
Jeśli tak wymyślił ustawodawca, to
nie widzę tu żadnego złamania reguł.
I pan nie ma
sobie nic do zarzucenia?
Drugi raz bym tak nie postąpił i
więcej pan ode mnie nie usłyszy.
Ma pan jakiś
plan B?
im rzadziej się o nim mówi i
myśli, tym większa szansa na realizację planu A.
Ale co,
jeśli nie wejdzie pan do Sejmu?
Jest życie poza polityką, o
czym się przekonuję teraz. Mam czas dla własnych
dzieci, czytam książki.
To mile, ale
jak się skończy Sejm, to trzeba będzie się z czegoś utrzymać.
I co ja potrafię robić? Wszystko,
by zarobić na rodzinę. Mam sporą wiedzę z polityki. Jak było trzeba, pracowałem
już na studiach, sprzedawałem podręczniki, miałem firmę ambient marketingową...
Jaką?
Wyszukiwałem nietypowe miejsca na
reklamę. Teraz są wszędzie, ale wtedy reklam nic było w tramwajach, autobusach.
Jak będzie trzeba, to znajdę dla siebie zajęcie.
Ale, jak
widać, bardzo ciągnie pana do polityki.
Rodzina mnie namawia, bym to
rzucił, lecz jeśli zajmowałem się tym całe dorosłe życie, to trudno to zmienić.
W pana
przypadku „cale dorosłe życie” to raptem dziesięć lat.
Tyle jestem w Sejmie. Z punktu
widzenia wieczności to nic, ale dla mnie wszystko... (śmiech).
I dlatego
chce pan do polityki wrócić?
Najważniejsze są wybory
parlamentarne. Wtedy rozstrzygnie się nie tylko, kto będzie rządził Polską, ale
i jak będzie wyglądała scena polityczna na długie lata. Przygotowywałem się do
tych wyborów od lat i chciałem to robić w ramach tego wielkiego projektu
prawicy, jakim jest Prawo i Sprawiedliwość.
A tu taka
wtopa.
Jeśli nie będę mógł, to będę
starał się to robić samodzielnie.
Polityka to
gra zespołowa.
Wiem i czuję się odpowiedzialny
choćby za kolegów.
Więc gdzie
się pan znajdzie, w jakim zespole?
Pan by chciał wszystko rozstrzygać
już teraz. Za wcześnie.
Za pół roku
trzeba mieć zamknięte listy wyborcze!
Wcześniej są wybory prezydenckie.
Które pana
nie dotyczą, bo ani pan nie kandyduje, ani pana w sztabie nie będzie. Chyba że
u Korwin-Mikkego?
Głównym kandydatem zmian jest
Andrzej Duda, przed którym sporo zagrożeń, ale myślę, że jego sztab sobie z tym
poradzi. Wynik Korwin-Mikkego będzie ważny dla jego projektu i kształtu sceny
politycznej. Ja sam nie planuję udziału w kampanii.
Którą i tak
wygra Komorowski.
Jeśli jego wizerunek nie zostanie
nadszarpnięty, to przez kolejne pięć lat będzie zwornikiem lego układu.
0, zwornik -
słownictwo Jarosława Kaczyńskiego.
To normalne, że takie rzeczy się
internalizuje. Kto z kim przestaje...
Ale ja nie
chcę rozmawiać o Kaczyńskim i Komorowskim.
Tylko o mnie, wiem.
Rozumiem, że
chce pan kandydować do parlamentu z PiS.
Stawia mnie pan tym pytaniem w
bardzo trudnej sytuacji, bo jeśli przyznam, że chcę wrócić do PiS, to media to wybiją i zrobią z tego news. Wtedy moi koledzy z Prawa i Sprawiedliwości
będą zmuszeni się ode mnie jeszcze bardziej odciąć. A jeśli powiem, że nie
myślę o PiS, to tym bardziej powiedzą, że oni też o Hofmanie nie myślą.
Kwadratura
koła.
Znam dobrze te mechanizmy i wiem,
jak taki wywiad z panem działa. Dziś jestem pisowcem na wygnaniu, jak mawiał
Ludwik Dorn, czyli człowiekiem, który wierzy w zmianę polskiej polityki i wierzy,
że Prawo i Sprawiedliwość jest najlepszym medium do załatwienia ważnych spraw.
Albo będę mógł się do tej zmiany przyczynić...
Kandydując z
list PIS?
Niekoniecznie, można na przykład
kandydować do Senatu.
Z poparciem
PiS? Takie propozycje dostali Bielan i Kowal.
Ja z nikim takich rozmów nie
prowadziłem i takiego tematu dzisiaj nie ma.
Za to jest
Janusz Korwin-Mikke.
Czy on jest politykiem zmiany?
Bardzo dobre pytanie. Widać, że jeśli zmieni swą retorykę, to może być dla PiS
groźny. Najgorszy dla partii Kaczyńskiego scenariusz jest taki, że PSL zabiera
mu głosy na wsi, a Korwin-Mikke w miastach.
Pan wybaczy,
ale nie o niego pytam.
Tak wiem, znów uciekam. Więc
uprzedzając pytanie, czy to prawda, że dogaduję się z Korwin-Mikkem, powiem
jasno: nie prowadziłem i nie prowadzę żadnych rozmów z korwinistami na temat
udziału w jego kampanii prezydenckiej czy startu z list jego partii.
A wyobraża
pan to sobie?
W dalekiej przyszłości jak
najbardziej wyobrażam sobie współpracę z nimi.
Pytam o
jesień 2015 roku.
Jeśli zwyciężyliby tam ludzie
naprawdę chcący zmian, tacy jak Przemek Wipler, to jakaś forma współpracy jako
takiej byłaby możliwa.
„Jakaś forma
współpracy jako takiej”? Pan chce im buty reperować? Nic nie rozumiem.
Nie mam nic więcej do dodania, im
dłużej będziemy o tym rozmawiać, tym większe wzbudzimy spekulacje, a nie ma o
czym rozmawiać.
Zostaje
jeszcze Ruch Narodowy. Z takim nazwiskiem...
...Nie miałbym tam szans?
Wręcz
przeciwnie! Skoro liderem mógł być Holocher...
...(śmiech) No tak, ale jakoś siebie
u nich nie widzę.
Patrzę na ich flirt ze środowiskiem
toruńskim, próbowali też połączyć się z korwinistami, ale teraz nie odgrywają
większej roli.
Podsumowując:
z Korwin-Mikkem pan nie rozmawia, do narodowców pana nie ciągnie, więc zastaje
PiS.
Widzę to tak, że jeśli sposobem na
kandydowanie miałoby być plucie sobie w twarz i przekreślanie własnego
życiorysu politycznego, to w wyborach 2015 roku nie będę startował.
Ta cała
historia z biletami była tylko kropką nad „i”.
Chce pan jeszcze raz dokonywać wiwisekcji
mojego życiorysu politycznego?
Politycznego?
To nie ma nic wspólnego z polityką. Po prostu jak słyszę „Hofman”, to zaraz
usłyszę „pieniądze”.
No nie, to insynuacje.
Faktycznie,
leszcze przyrodzenie, bo albo pan sika w Elblągu, albo się nim chwali przed
koleżankami.
Przerabialiśmy to już i myślałem,
że „Plus Minus" nic jest kolejnym tabloidem. Po co to wam?
Niech się pan troszczy o siebie, nie o nas.
Przecież mnie CBA przebadało sto
razy wte i z powrotem. Czy pan myśli, że darowaliby mi choć jedną złotówkę?
Nigdzie nic złamałem prawa, jestem absolutnie czysty pod każdym kątem.
I dlatego ma
pan dziesiątki przelewów do i od kolegi na przeróżne kwoty? Co to za dziwne
operacje?
Pan nigdy nie pożyczał od kolegi
pieniędzy? Powtórzę: sprawdzono mnie i nic nie
znaleziono, bo nic złego nie było. I proszę tego nie insynuować.
Ja tylko
doceniam pańską przedsiębiorczość.
Przeceniają pan.
Lubi pan
wygodne życie, luksusy, koszule z haftowanym monogramem...
Jak ktoś był grubasem, musiał
sobie szyć koszule na miarę.
Jasne, a
płaszcz Burberry kupił pan, bo dobrej jakości.
Tylko liberalne elity mają prawo
się dobrze ubierać? To stereotyp. Każdy, kto mnie tak naprawdę zna, wie, że do
spraw materialnych podchodzę z dużym dystansem.
Krótka
przerwa, żeby czytelnicy mogli się wyśmiać...
Niech się śmieją, ale każdy, kto mnie zna, wie, że mówię prawdę.
Litości!
Hofmana w wersji ascetycznej nikt nie kupi.
Nie mówię, że pieniądze nic mają
znaczenia, bo trzeba mieć gdzie mieszkać, dobrze jest wyjechać z dziećmi na
wakacje, mieć samochód, ale to nie jest cel sam w sobie. Gdybym tyle wysiłku i
pracy, ile poświęciłem przez ostatnie dziesięć lat na politykę, włożył w
działalność w biznesie, zapewne miałbym tych pieniędzy o wiele więcej.
Zapewne.
Jest pan, jak wszyscy wiedzą, wyjątkowo obrotnym człowiekiem.
Nie zabrzmiało to dobrze.
Jak wiele
tego, co się o panu mówi.
Dlatego muszę walczyć o swe dobre
imię. I nie odpuszczę.
rozmawiał Robert Mazurek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz