Tabletka dzień po to
trutka na dzieci, prezerwatywa to zło, a edukacja seksualna promuje rozpustę i
homoseksualizm. Katoliccy publicyści Terlikowscy tłumaczą, dlaczego wciąż
pouczają Polaków, jak żyć.
Rozmawia RENATA KIM
NEWSWEEK: No i przegrali
państwo wojnę o pigułkę dzień po.
TOMASZ TERLIKOWSKI: Przegrały ją dzieci, które będą przez pigułkę zabite,
przegrały ją kobiety, które będą się nią trały, przegrało wreszcie państwo
polskie, które łamie własne zasady. W Polsce aborcja jest nielegalna, a życie
jest chronione od momentu poczęcia. Dopuszczenie do sprzedaży bez recepty
trutki na dzieci jest więc sprzeczne z prawem . I nawet jeśli ta bitwa jest
przegrana, to wojnę 'wygramy. Bóg życia jest silniejszy od tych, którzy są
przeciwko życiu i przeciwko Niemu.
Ta pigułka nie ma nic wspólnego
z aborcją.
MAŁGORZATA TERLIKOWSKA: Przeanalizowałam ulotki z różnych lat dołączane do niej:
ten sam skład, ta sama dawka, te same skutki uboczne, tylko działanie różne. W
ulotce z 2009 r. było napisane, że ellaOne „zapobiega ciąży poprzez wpływ na
owulację i może także doprowadzić do zmian w wyściółce macicy”. Ale już w ulotce
z 2010 r. czytamy, że preparat „zapobiega ciąży, głownie zapobiegając ownlacji
lub opóźniając ją”. Więc pytam: dlaczego zniknął zapis o oddziaływaniu na endometrium? Poza tym jeśli pigułka „głównie” hamuje owulację, to
znaczy, że coś jeszcze robi.
Hamuje owulację i nie dopuszcza
do zagnieżdżenia się komórki jajowej w macicy.
OBOJE: Czyli ma działanie wczesnoporonne! To nie komórka jajowa
implantuje się do wyściółki macicy, to ludzki zarodek.
T.T.: A on jest człowiekiem.
To nie jest człowiek.
T.T.: Nie! Implantacja dokonuje się od 10 do 14 dni po poczęciu.
Najpierw jest poczęcie, a później ten mały człowiek się implantuje. Pigułka
powoduje, że do implantacji dojść nie może. Zabija człowieka, uniemożliwiając
mu zagnieżdżenie się w macicy.
Dlaczego państwo Terlikowscy
uważają, że są mądrzejsi niż lekarze, którzy twierdzą,
że pigułka ellaOne nie ma działania wczesnoporonnego? To
antykoncepcja awaryjna, stosowana w nagłych przypadkach.
M.T.: Pytanie, którzy
lekarze. Przecież są i tacy, którzy mówią wprost o wczesnoporonnym działaniu
tego specyfiku. My nie jesteśmy rzecznikami firmy farmaceutycznej, tylko
staramy się zwrócić uwagę na to, czego media i lekarze, którzy są do tych mediów
zapraszani, nie mówią.
T.T.: Pięćdziesiąt lat
temu koncerny tytoniowe przekonywały ustami znakomitych lekarzy onkologów, że
tytoń nie ma żadnych skutków ubocznych, a każdy, kto twierdzi, że zabija, to
fanatyk. Dziś wiemy, jak jest.
Dlatego mówimy: ta pigułka nie
powinna być w ogóle dopuszczona do sprzedaży. Dlaczego wasz katolicki punkt
widzenia ma obowiązywać wszystkich?
T.T.: Był taki czas,
kiedy pewna część ludzi uważała, że Murzyni nie są ludźmi, w zw iązku z czym
mogą być własnością innych. Czy to znaczy, że zakaz niewolnictwa był
narzucaniem im poglądów i nie należało go wprowadzić? Przecież niezależnie od
tego, co ktoś sądzi na temat człowieczeństwa czarnych Afrykańczyków, nie można
ich sprzedawać ani kupować. Dokładnie tak samo jest z dzieckiem w łonie matki.
Jeśli ktoś uważa, że to nie jest człowiek, to nie znaczy jeszcze, że może je
zabić. To nie jest nasze stanowisko, tylko Kościoła.
M.T.: Które jest
niezmienne.
T.T.: Nie ma innego. I
tak jak obowiązkiem chrześcijan w XIX wieku było protestować przeciwko
niewolnictwu, a w XX wieku przeciwko mordowaniu Żydów, tak teraz obowiązkiem
jest protestowanie przeciwko holokaustowi nienarodzonych, który dokonuje się
przez aborcję, w tym także chemiczną, i tabletkę dzień po. Dodajmy: nie
konkretnie ta, ale inna pigułka, RU486, jest produkowana w tych samych
niemieckich zakładach, w których przed wojną produkowano cyklon B.
To bałamutne zestawienie, jedno z drugim nie ma nic
wspólnego.
T.T.: Oczywiście, że
ma. Cel pigułki i cyklonu B jest taki sam: zabijanie.
M.T.: A ja mam
wrażenie, że powtarzanie, iż ta tabletka hamuje owulację, ma jeden cel:
znieczulić sumienie. Kobiecie łatwiej jest wmówić, że nie dopuszcza do ciąży,
niż że być może nosiła w sobie dziecko i biorąc tę pigułkę, po prostuje zabiła.
Nie znam kobiety, która by o swoim dziecku, nawet na najwcześniejszym etapie
rozwoju, mówiła: płód, embrion, zlepek komórek.
Bardzo wiele kobiet mówi o tym zlepku komórek „zygota”.
T.T.: Powiedziała pani
„tym”? To bardzo charakterystyczne. Pierwszą rzeczą, której się dokonuje przed
ludobójstwem, jest wpojenie ludziom przekonania, że ofiary nie są istotami
ludzkimi. Żydzi w narracji nazistowskiej zaczęli być podludźmi. Hutu, zanim
zaczęli mordować Tutsich w Rwandzie, też mówili o nich jako o szczurach. I
dokładnie to samo robimy z nienarodzonymi.
M.T.: A proszę
zobaczyć, jak wglądają przekazy tak zwanych edukatorów seksualnych. Idą do
dzieciaków i mówią: co was może czekać po współżyciu? Niechciana ciąża. Nie
dziecko, tylko niechciana ciąża, której można się pozbyć.
Protestuję! Edukatorzy seksualni
mówią nastolatkom: nieodpowiedzialne podejmowanie współżycia może zakończyć się
ciążą.
T.T.: O tym właśnie
mówimy. Ciąża to jest stan fizjologiczny, który oznacza, że wionie kobiety jest
dziecko. Trzeba używać słów prawdziwych, które nie maskują rzeczywistości. Bo
jeśli ją maskujemy, wpisujemy się w tę samą narrację co najgorsze totalitaryzmy
XX wieku.
Dlaczego czujecie się odpowiedzialni za wszystkich Polaków?
T.T.: Są sytuacje,
kiedy trzeba protestować po to, żeby móc sobie spojrzeć w oczy. Jeśli według
danych WHO rocznie zabija się na świecie 43-44 min, a niektórzy mówią
o 50 mln dzieci, to trzeba o tym mówić. Naprawdę
wolałbym tłumaczyć z rosyjskiego na polski fantastyczną teologię prawosławną,
ale kiedy wokół mnie toczy się rzeź, moim obowiązkiem jest protestować.
Naprawdę słyszy pan płacz usuwanych płodów?
T.T.: To jest
przenośnia, nie słyszę płaczu nienarodzonych dzieci. Wiem, że są zabijane. Ale
słyszę płacz matek, które wiele razy mówiły mi: „Gdybym wiedziała, czym jest
aborcja, nigdy nie zabiłabym dziecka”.
I między innymi dlatego chcę
powiedzieć wszystkim kobietom: nie róbcie tego. Bo zabijacie nie tylko dziecko,
ale też siebie. Rozmawiałem z lekarzami, którzy przez lata wykonywali aborcje,
i oni mówili to samo: „Nie można zabić i pozostać tym samym człowiekiem”.
M.T.: Rozmawialiśmy
też z księżmi, którzy regularnie spowiadają kobiety z grzechu aborcji. Ksiądz
mówił im: Pan Bóg ci wybaczył. A one: ale my sobie nie wybaczyłyśmy.
Dlaczego nie obchodzi was równie mocno los kobiet, które są
bite przez mężów?
Nie słyszycie ich płaczu zza ściany?
M.T.: A skąd pani wie,
że nie słyszymy?
Bo protestujecie przeciwko
konwencji o przeciwdziałaniu przemocy.
M.T.: Protestujemy
przeciwko zapisom tej konwencji. I nie tym o przemocy, tylko przeciwko
ideologicznym, lewackim pomysłom płci kulturowej i rozwiązaniom genderowym.
T.T.: Polskie prawo
skutecznie chroni kobiety przed przemocą. Poziom przemocy jest u nas niższy
niż w Szwecji, gdzie konwencja już obowiązuje.
Wiecie dlaczego? Bo w Polsce
kobiety rzadko zgłaszają, że padły ofiarą przemocy.
OBOJE: To absolutnie nieprawda.
Prawda, potwierdzi to każdy
ekspert.
T.T.: Każdy ekspert genderysta. Mamy do nich takie samo zaufanie
jak do aborcjonistów, którzy opowiadają, jak fantastyczne są środki
antykoncepcyjne.
M.T.: Konwencja mówi, że źródłem przemocy są stereotypy
religijne, kulturowe, tymczasem prawda jest taka, że najczęściej przyczyną
jest alkohol czy inne uzależnienia. A z policyjnych danych wynika, że w Polsce
do przemocy domowej dochodzi najczęściej nie w małżeństwie, tylko w konkubinacie.
Ofiarami są dzieci, a sprawcą konkubent ich matki.
Czemu pani wymawia to słowo z
taką z pogardą?
M.T.: Gdzie tu pogarda? Tak to się nazywa! Konkubinat!
Związek, po prostu.
Tomasz Terlikowski
T.T.: Związek to był radziecki. A to jest konkubinat.
Ustawa o związkach partnerskich
też wam się nie podoba.
M.T.: Po co legalizować coś, co z założenia ma być nieformalne?
Jak ktoś chce być w związku formalnym, to zawiera małżeństwo cywilne. A jak
chce żyć na kocią łapę, to niech żyje, ale niech nie domaga się przywilejów,
które przynależą małżeństwu.
T.T.: We wszystkich krajach, w których wprowadzono związki partnerskie,
spadła
liczba zawieranych małżeństw oraz
spadła ich trwałość.
Nie macie czasem poczucia, że
świat pędzi do przodu, a wy desperacko próbujecie go zatrzymać?
T.T.: Zasady moralne są niezmienne.
M.T.: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij.
A skąd założenie, że każdy musi
się kierować zasadami religijnymi?
M.T.: To są standardy moralne, a nie religijne. A pani próbuje
nam wmówić, że chcemy na siłę każdego nawrócić.
T.T.: A my chcemy tylko ludziom powiedzieć, że jest dobry model
życia i jest zły model. Nic na silę.
Ten zły to na przykład edukacja
seksualna, z którą zaciekle walczycie. Ale przecież gdyby ją wprowadzić do
polskich szkół, niechcianych ciąż byłoby mniej.
M.T.: Edukacja seksualna proponowana przez środowiska lewicowe
jest dla nas nie do przyjęcia. Bo promuje rozpustę, homoseksualizm,
antykoncepcję. A kim są edukatorzy? To osoby niewiele starsze od tych, które
uczą. Jakie mają doświadczenie?
T.T.: Ich działalność opiera się na przekonywaniu: jeśli
podejmujecie decyzję o współżyciu, podejmujcie ją odpowiedzialnie. A co to
znaczy? Stosujcie środki antykoncepcyjne. Problem w tym, że żaden środek
antykoncepcyjny nie jest w stu procentach skuteczny. A poza tym z brytyjskich
badań wynika, że im wcześniejsza edukacja seksualna, tym wcześniejsza
inicjacja.
M.T.: Edukacja seksualna, kliniki aborcyjne i przemysł
farmaceutyczny to gracze z tej samej ligi. Chodzi im o to, by dziewczęta jak
najwcześniej zaczęły się szprycować hormonami, które są im do niczego niepotrzebne,
ale muszą za nie zapłacić. Żeby jak najwcześniej rozpoczęły współżycie, dzięki
temu jest prawdopodobne, że wcześnie zajdą w ciążę. I wtedy ich rodzice
powiedzą, że trzeba ją usunąć. I znowu zapłacić.
W życiu nie słyszałam większej
bzdury.
T.T.: To powiedziała właścicielka pięciu klinik aborcyjnych w
Los Angeles.
Rozumiem, że przeszła
nawrócenie i dręczyły ją wyrzuty sumienia.
T.T.: Tak. Ale nie jest katoliczką, tylko protestantką.
M.T.: Dziewczyny przez lata biorą tę antykoncepcję, ponieważ
wmówiono im, że muszą ją brać. I potem jest tragedia, bo skutek jest taki, że
kiedy już chcą, to nie mogą zajść w ciążę. Wtedy proponuje im się in vitro, oczywiście za pieniądze. I jeszcze jedna sprawa: wczesna
inicjacja seksualna, wielość partnerów skutkuje tym, że co trzecia osoba między
15. a
24. rokiem życia we Francji i Wielkiej Brytanii jest zarażona chorobami
przenoszonymi drogą
płciową.
A właściwie co was to obchodzi?
M.T.: Bo mamy dzieci i chcemy je przed tym ustrzec.
Kto wam zabrania? Strzeżcie.
Tylko nie zajmujcie się cudzymi dziećmi.
T.T.: A co obchodzi lewicę wychowanie seksualne moich dzieci?
Jak wolność, to wolność. Jak rodzice chcą uczyć swoje dzieci zakładania
prezerwatywy na banan albo ogórek, to niech idą do warzywniaki i sami zrobią
lekcję w domu. A wy chcecie mi narzucić, żeby moje dzieci uczyły się rozpusty
w szkole.
Wy za to chcecie odebrać innym
dzieciom możliwość zdobycia wiedzy na temat biologii człowieka.
M.T.: W czwartej klasie szkoły podstawowej na przyrodzie są
lekcje o tym, jak powstaje człowiek.
Rozmawiała już pani z
najstarszą córką o dojrzewaniu?
M.T.: Tak. Tłumaczę, jak się zmienia jej ciało, co ma
obserwować, na co uważać. Czego może się spodziewać. Przygotowałam ją na
pierwszą miesiączkę. Jak nadejdzie pora, zaprowadzę ją do ginekologa.
A kiedy zacznie myśleć o
seksie? Co jej wtedy pani powie?
T.T.: Od zawsze tłumaczymy dzieciom, że współżycie jest
zarezerwowane dla małżeństwa. Na pytanie, kiedy zacząć, odpowiedź jest prosta:
po ślubie.
A jeśli któreś nie posłucha
rodziców?
T.T.: Cokolwiek zrobią, zawsze będziemy je kochać. Ale nasz
przekaz jest prosty: seks dopiero po ślubie. Synów chciałbym też nauczyć
odpowiedzialności: jeśli jesteś ojcem, to nim jesteś. Wyjściem nie jest
zabicie dziecka, tylko wzięcie za nie odpowiedzialności.
Prezerwatywy będą mogły
stosować?
T.T.: Nie mamy wpływu na to, co nasze dzieci zrobią w życiu.
Kiedy pytają, co to jest prezerwatywa, mówimy, że to coś złego.
I że po ślubie nie jest do niczego
potrzebna. I będziemy im mówić jeszcze jedno: czy jak się przytulacie do mamy,
to lubicie być ubrane w gumowy kombinezon? Czy chcielibyście, żebyśmy głaskali
was po twarzy w gumowych rękawiczkach ? Podejrzewam, że nie bardzo. Intymny
akt między kobietą a mężczyzną jest tak piękną sprawą, że wprowadzanie między
nich gumy czy plastiku jest nieestetyczne. Powiemy im też, że jeśli decydują
się na akt seksualny, to muszą wiedzieć, że wyraża dwie piękne prawdy o
naturze ludzkiej. Pierwszą jest wzajemne oddanie się sobie małżonków, okazanie
czułości i bliskości. A drugą: że to jest akt płodności.
Pani kiedyś powiedziała, że
będziecie izolować dzieci od świata.
M.T.: Mnie się podoba teoria, którą słyszałam na jakimś
wykładzie, że dziecko jest jak roślina, którą najpierw chronimy, wkładamy pod
klosz. I kiedy...
T.T.: Staje się na tyle silna, by znieść wiatr, deszcz, słońce,
zdejmujemy folię. Dzieci wychowujemy tek samo, chroniąc je przed rzeczami,
które uważamy za złe. Wiedzą, że jest w świecie zło. Wszystkie z własnej woli
modlą się za dzieci nienarodzone.
Co z tego rozumieją?
T.T.: Wiedzą, że są lekarze i rodzice, którzy wolą zabić swoje
dzieci, niż pozwolić im się narodzić.
Czyli wychowujecie kolejne
pokolenie Terlikowskich, którzy będą żyli w przekonaniu, że seks pozamałżeński
to grzech, a antykoncepcja zło.
T.T.: Wychowujemy nasze dzieci do wartości, które są nam
bliskie.
Pani przecież stosuje
antykoncepcję, tyle że naturalną.
M.T.: Nie ma czegoś takiego jak antykoncepcja naturalna. Poza
tym to dość intymne pytanie. Po prostu chcę znać ciało, wiedzieć, jak ono
funkcjonuje. W tym pomagają metody rozpoznawania płodności.
T.T.: Model Creighton nie jest systemem unikania
poczęcia. Stosuje się go po to, by wiedzieć, kiedy dziecko począć. Tym się
różni mentalność antykoncepcyjna od mentalności otwartej na życie. Dla mnie
każde dziecko, które się pojawi - szóste, siódme czy ósme - będzie
niespodzianką. Nic wpadką, tylko darem.
M .T.: Pani ciągle mówi, że to my narzucamy ludziom naszą wizję
życia. A ja widzę coś innego: kiedy idę po ulicy z moimi dziećmi, to ich
liczba jest często komentowana. Owszem, czasem ktoś życzliwie zapyta: jak sobie
pani radzi? Ale z drugiej strony słyszę pytania, czy wszystkie moje dzieci
były planowane, czy trzeba nam gratulować, czy współczuć? Mówi się o nas:
dziecioroby. Proszę zobaczyć, jak krytykowany jest wybór kobiety, która
decyduje się zostawić pracę zawodową i zostać z dziećmi. Leń, utrzymanka, kura
domowa...
T.T.: A kiedy my mówimy, że matka, która idzie do pracy, też coś
traci, to wtedy jest krzyk, że narzucamy swoją ideologię.
To jest wojna na ideologie?
T.T.: To jest walka światów. To jest wojna pomiędzy cywilizacją
życia a antycywilizacją śmierci.
A wy jesteście katolickimi
fundamentalistami na tej wojnie?
OBOJE: Nie. Jesteśmy konsekwentnymi katolikami.
Z czego żyje ta para?Z internetu?
OdpowiedzUsuń