Jarosław Kaczyński
powinien ustąpić - mówią jedni. To niedźwiedź, który jeszcze całkiem rześko
bryka - twierdzą inni, A prezes PiS szykuje się do gry o wszystko.
Aleksandra Pawlicka
Inauguracja
kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy była najdroższą imprezą w historii PiS.
Parę godzin w nowoczesnych studiach telewizyjnych kosztowało partię 700 tys.
Zł - zdradza osoba współpracująca z prezesem
Kaczyńskim. Jak przekonuje mój rozmówca, fakt, że prezes stawia tak duże
pieniądze na Dudę, świadczy, że jest zdesperowany i traktuje tę rozgrywkę jako
swoje być albo nie być.
Żyletka i
słodka herbatka
- Gdyby Duda miał być tylko
dublerem Kaczyńskiego w potyczce z Komorowskim i jego zadanie sprowadzało się
do wzięcia na klatę porażki wyborczej, nie robiono by kampanii z takim
rozmachem - tłumaczy polityk PiS. Dla partii ważniejsze są przecież wybory
parlamentarne i pokonanie PO, dlatego pieniądze trzeba oszczędzać na jesienną
kampanię. Skąd więc decyzja, aby inwestować w Dudę?
- Chodzi o to, aby wszedł do
drugiej tury. Druga tura to debata prezydencka z Komorowskim. Dla Dudy, do
niedawna polityka drugiego szeregu, byłby to awans do pierwszej ligi. Napompuje
gościa niewyobrażalnie, a biorąc pod uwagę, że jest na fali wznoszącej, a
Bronisław Komorowski na prezydenckiej flaucie, mógłby wziąć ponad 40 procent w
drugiej turze. A im lepszy wynik Dudy, tym większe szanse PiS w wyborach
parlamentarnych - tłumaczy polityk PiS. I jest
to scenariusz logiczny, tyle że przy okazji rosnąć będą notowania, a pewnie i
ambicje Dudy. Jak mówi „Newsweekowi” były polityk PiS Tadeusz Cymański: - Już
namaszczenie go na kandydata uczyniło Dudę numerem dwa w PiS, a każdy dodatkowy
sukces będzie czynić go potencjalnym sukcesorem po Jarosławie Kaczyńskim.
Czy o to właśnie chodzi? Czy
prezes rzeczywiście szuka następcy? Ostatnio głośno było o apelu prof. Andrzeja Nowaka, który namawiał Kaczyńskiego do
przekazania pałeczki młodszemu pokoleniu. Prof. Nowak to
postać dla PiS ważna - członek honorowy
komitetów wyborczych Lecha i Jarosława Kaczyńskich, był nawet wymieniany jako
potencjalny kandydat tej partii na prezydenta. Dziś prof. Nowak przypomina Kaczyńskiemu cytat z „Króla Leara”: „Gotowość do
odejścia jest miarą dojrzałości”.
- Nowak powiedział głośno to, o
czym w PiS po cichu wiele osób mówi od dawna: że prezes jest już stary, że w
tym wieku Piłsudski szykował się na tamten świat, a Dmowski był politycznym
emerytem - mówi polityk PiS i dodaje: - Owszem, prezes ma umysł ostry jak
żyletka, ale fizycznie niedomaga coraz częściej.
Tajemnicą poliszynela jest w
partii to, że zasłabł podczas niedawnego spotkania z wyborcami. Ze odchorowuje
każdy stres i wysiłek związany z aktywnością polityczną. Ze nie uczestniczył w
ubiegłorocznych obchodach 25-lecia polskiej transformacji, bo trafił do
szpitala. Przekazywane pocztą pantoflową plotki mówią o cukrzycy prezesa,
który pije herbatę z olbrzymią ilością cukru i coraz częściej zdarza mu się
przysypiać na spotkaniach.
O kondycję Kaczyńskiego pytam wiceszefa
partii Adama Lipińskiego. - Kondycja prezesa? Znakomita. To on nas goni do
roboty - zapewnia i dodaje, że w partii „może ustąpić każdy, ale nie prezes.
Jego odejście doprowadziłoby do fermentu”.
- To byłby koniec PiS - przyznaje
Beata Kempa, która odeszła z PiS w czasie rokoszu Zbigniewa Ziobry. Jej były
partyjny kolega z Solidarnej Polski, Jacek Kurski, deklaruje, że znów jest
gotowy „odcinać każdą rękę, która podniesie się na prezesa”, bo jak przyznaje
„Newsweekowi”:
- Przywództwo młodzieży na prawicy
testowałem przez ostatnie trzy lata i bardzo już za nie dziękuję.
Jeśli więc Kaczyński nie zamierza
wykonywać w stronę Dudy żadnych gestów, to czy prowadzona z nim gra jest tylko
grą pozorów?
Demiurg na
tylnym siedzeniu
Duda - jak twierdzi prof. Nowak - nie zdoła się uwolnić od łatki „marionetki w rękach
straszliwego demiurga”, której zadaniem jest
tylko utorowanie demiurgowi drogi do kancelarii premiera. Wszyscy zdają sobie
bowiem sprawę, że na prawicy nie ma równie charyzmatycznego przywódcy co
Kaczyński, potrafiącego budzić respekt w szeregach własnych i przeciwnika. Kaczyński skutecznie wyciął w ostatnich
latach wszystkich rywali z partyjnych szeregów. Tyle że jego przywództwo jest
równocześnie największym obciążeniem dla partii. Bo strach przed Kaczyńskim
paraliżuje miękki elektorat prawicy, tych, którzy głosowali na PJN, na
Solidarną Polskę, na partię Gowina, sieroty po POPiS i rozczarowanych PO. A
właśnie pozyskanie ich głosów mogłoby dać PiS upragnioną wygraną z Platformą
Obywatelską.
Dlatego coraz więcej osób uważa,
że jeżeli Kaczyński postawił już na Dudę, to należy iść za ciosem. Prof. Andrzej Zybertowicz mówi: - Konwencja Andrzeja Dudy
pokazała, że Kaczyński postawił na dobrego konia. Okazało się, że przy
wszystkich słabościach PiS wokół Dudy jest już sprawna maszyna organizacyjna.
Politolog Jarosław Flis dodaje: -
Jeśli Duda w drugiej turze zrobi dobry wynik, to stanie się naturalnym
kandydatem na premiera.
Pytanie tylko, czy Jarosław Kaczyński
jest do takiej decyzji gotowy? Już raz (w 2005 r.) deklarował, że jeśli wygra
PiS, to on nie zostanie premierem i szybko okazało się to nieprawdą. Czy warto
wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?
Prezes nie ma nic do stracenia -
przekonuje polityk PiS. - Jeśli deklaracja, że Duda zostanie premierem,
miałaby być ceną za pokonanie Platformy i rozliczenie katastrofy smoleńskiej
na własnych warunkach, to warto ją zapłacić. Wicepremierami będą przecież jego
ludzie: Brudziński, Błaszczak, a sam Kaczyński będzie mógł rządzić, nie
ruszając się z Nowogrodzkiej, z tylnego siedzenia.
Recepta na traumę
W tej układance jest jeszcze jeden
ważny element. Dla Jarosława Kaczyńskiego ważniejsze niż bycie premierem jest
utrzymanie się na stanowisku szefa partii. Przetrwał wprawdzie niejedną próbę
wewnątrzpartyjnego zamachu stanu - od
Kamińskiego z Bielanem, Ziobry z Kurskim, Hofmana z Girzyńskim po niepokornych
lansujących na wodza twórcę SKOK-ów Grzegorza Biereckiego - lecz dziś jego
pozycja jest gorsza niż w minionych latach. Kolejna wyborcza przegrana uczyni
go łatwym celem dla partyjnych rywali.
Marek Suski, towarzyszący Kaczyńskiemu
od czasów PC, przyznaje, że jedną z najbardziej dotkliwych traum politycznych
prezesa był rok 1993, gdy jego partia nie przekroczyła progu wyborczego i
znalazła się poza Sejmem. Ludwik Dorn w książce „O jednym takim... Biografia
Jarosława Kaczyńskiego” wspominał ten okres tak: „Było bardzo niedobrze.
Spływały jakieś resztki pieniędzy, naprawdę groszowe kwoty na opłacenie mediów
i niewielkie pensje dla dwóch lub trzech osób”.
W kolejnych wyborach Kaczyński ponownie
przeżył upokorzenie. Tym razem za sprawą Mariana Krzaklewskiego, który nie dał
mu pierwszego miejsca na liście wyborczej, choć PC współtworzyło koalicję
wyborczą AWS. Kaczyński, nie chcąc ryzykować przegranej, wystartował z list ROP
Jana Olszewskiego. Desperacja była tak wielka, że zarządził organizowanie grup
wsparcia. - Ludzie brali zaświadczenia do głosowania i przyjeżdżali do Warszawy,
aby głosować na Jarka. Sam też tak zrobiłem - opowiadał Suski.
Dziś Kaczyński jest trochę w
podobnej sytuacji. Wejście do Sejmu ma wprawdzie zapewnione, ale na koncie
siedem lat chudych bez władzy i siedem przegranych kampanii wyborczych, co
sprawia, że kolejna porażka może oznaczać podanie w wątpliwość jego
przywództwa na prawicy.
- I choćby z tego powodu namaszczenie
Dudy na premiera jest dla prezesa wygodne - przekonuje polityk PiS.
- W razie przegranej Kaczyński
będzie mógł wyjść i powiedzieć: „Twierdziliście, że to ja się skończyłem, że
jestem za stary, chcieliście młodego. Wystawiłem Dudę i co”?
Zdaniem moich rozmówców to najbezpieczniejszy
i najpewniejszy dla Kaczyńskiego sposób zapewnienia sobie - w razie wyborczej porażki - przywództwa w partii na
kolejne cztery lata.
Otorbiony
lizusek
Z dołka lat 90. wyciągnął
Jarosława jego brat Lech, który dostał propozycję wejścia do rządu Jerzego
Buzka. Objęcie teki ministra sprawiedliwości stało się kapitałem
założycielskim nowej partii - PiS. Dziś nie ma już brata, ale jest jego wychowanek,
Andrzej Duda nie bez powodu jest kreowany na spadkobiercę spuścizny Lecha
Kaczyńskiego, choć w rzeczywistości w prezydenckiej kancelarii był urzędnikiem
mającym dość ograniczony kontakt ze swoim szefem.
Duda nie tylko powołuje się w co
drugim zdaniu na Lecha Kaczyńskiego i obiecuje kontynuację jego prezydentury,
ale jest równie jak były prezydent ugodowy i podporządkowany Jarosławowi. „Otorbiony”
„lizusek prezesa” - mówią o nim w PiS. I, co może najważniejsze, nie ma w
partii własnej frakcji. Zanim zabłysnął na konwencji, lokalny aktyw nie palii
się do spotykania z nim. Interweniować musiał sam prezes, wysyłając list
motywujący lokalne struktury do pracy na rzecz kandydata partii na prezydenta.
Dla Jarosława Kaczyńskiego to jednak jasny sygnał, że Duda nawet w razie
wzmocnienia swej pozycji w wyniku wyborów prezydenckich nie zbierze przeciwko
niemu armii partyjnych rebeliantów. Że jest bezpiecznym narzędziem w rękach
prezesa.
- Lansowanie Dudy na nową twarz
PiS to pomysł z cyklu: wykreujemy sobie własnego Tony’ego Blaira.
Dajmy spróchniałej partii sympatyczną twarz jelonka, tyle że w odróżnieniu od
brytyjskiej Partii
Pracy nie pójdzie za tym reforma
formacji. Nowa twarz będzie legitymować stare PiS ze starym prezesem, starymi
metodami działania i starymi obsesjami - mówi były polityk tej partii,
przyznający jednak, że z punktu widzenia skuteczności wyborczej taki
scenariusz byłby dla PiS i dla samego Kaczyńskiego bardzo korzystny.
Kaczyński wprawdzie już parę razy
deklarował odejście w razie przegranej, ale nikt nie traktował tego poważnie.
Po przegranych wyborach 2007 r. mówił: „Jeżeli w 2011 r. wyborów nie wygramy,
to pozostawię miejsce innym, pewnie młodszym i oni dalej będą to prowadzili”.
Tak się rzecz jasna nie stało. Ostatnio również zapowiedział na komitecie politycznym:
„Jeśli PiS przegra wybory parlamentarne, to ustąpię z funkcji prezesa”, ale w
partii zostało to odebrane niejako obietnica, lecz jako groźba: jeśli nie weźmiecie
się do roboty, to ja odejdę.
Procent
przetrwania
Scenariusz z wejściem Dudy do
drugiej tury może okazać się jednak pompowanym na wyrost balonem. Co będzie,
jeśli Bronisław Komorowski wygra w pierwszej turze? Wtedy - jak słyszę w PiS -
uruchomiony zostanie plan B, czyli obrona tego, eo zostało do uratowania.
Zamiast Dudy na premiera i otwartych list wyborczych, na które liczy szeroko
rozumiana prawica (czyli z miejscami dla ludzi Gowina, Ziobry, Rydzyka),
będzie prezes i myślenie wyłącznie o swoich - zapewnienie miejsc w poselskich
ławach dla najwierniejszych z wiernych. Niektórzy nazywają to „budowaniem
arki”, inni „procentami przetrwania”. Dla starych kompanów Jarosława
Kaczyńskiego, którzy przeszli z nim cały szlak bojowy, to może nawet
ważniejsze niż gorące stołki rządowe. Tekę ministra łatwo stracić w wyniku
koalicyjnych przepychanek, a mandat posła to spokojne cztery lata.
- Jarosław Kaczyński to wytrawny
gracz, przećwiczony w politycznych bojach, więc wybierze w zależności od sytuacji
wariant najlepszy dla siebie i swojej partii. Przestrzegam przed dzieleniem
skóry na niedźwiedziu - mówi Tadeusz Cymański. - Ten niedźwiedź jeszcze całkiem
rześko bryka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz