Kilka miesięcy temu
Jarosław Kaczyński spędzi! u niego urlop. Pasowano go na kandydata na
prezydenta i przyszłego lidera prawicy. Ale dziś coraz więcej polityków PiS
zaczyna traktować twórcę SKOK-ów Grzegorza Biereckiego jak trędowatego.
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Oficjalnie
wszystko jest po staremu. Grzegorz Bierecki
pełni mandat senatora, a partia broni go przed atakami Komisji Nadzoru
Finansowego i przed krytyką mediów. To tylko pozory. W rzeczywistości wokół
twórcy SKOK-ów zrobiło się pusto. Osłabły7 jego wpływy w partii.
Prezes boi się ciągnących za nim kłopotów. - Nie możemy go eksponować, bo nas
rozjadą. Mogłaby na tym ucierpieć cała partia - przyznał niedawno Jarosław
Kaczyński na zamkniętej naradzie.
Mówi polityk PiS: - Grzesiek jest
w defensywie, coraz rzadziej widuję go u prezesa. W niełaskę popadł jeszcze
jesienią, gdy okazało się, że chce, wystartować w prawyborach. A teraz doszły
jeszcze kłopoty SKOK-ów. Platforma mu nie popuści.
To, że spin doktorzy PO będą
atakować w kampanii Biereckiego, jest więcej niż pewne. W najbliższym otoczeniu
szefowa Platformy Ewa Kopacz ma Sławomira Nitrasa i Michała Kamińskiego.
Pierwszy jeszcze jako poseł zajmował się SKOK-ami, co skończyło się dla niego
przegranym procesem cywilnym z Biereckim. Drugi od lat uważa, że związki z
kasami to jeden z najczulszych punktów PiS. - Zdziwię się, jeśli tego nic
wykorzystają. To dla nich samograj. Kolejne SKOK-i bankrutują, a transfer
pieniędzy do Luksemburga trwa. Mnie najbardziej uderza w tym postawa Biereckiego,
którego roczne dochody przewyższają pensje większości bankierów - przyznaje
polityk zasiadający we władzach PiS.
Wakacje z
prezesem
To, co w ciągu ostatnich
dziesięciu miesięcy wydarzyło się z Biereckim, układa się w opowieść o nagłym awansie i
równie szybkiej degradacji.
Zaczęło się wiosną, gdy Bierecki
jeszcze nieśmiało zabiegał o miejsce na lubelskiej liście do europarlamentu.
Pomysł był chytry, bo w partii akurat trwało wycinanie kandydatów związanych z
Radiem Maryja. Na listach utrzymał się tylko prof. Mirosław
Piotrowski, któremu Kaczyński po interwencjach o. Rydzyka dał drugie miejsce
na liście lubelskiej. Po cichu liczył, że nie zdoła uzyskać mandatu - tyle że
na jedynce umieścił prof
Waldemara Parucha, kandydata lojalnego, ale
słabego i nieskutecznego. Sam zaangażował się w jego kampanię, PiS
zainwestowało w jego promocję ćwierć miliona złotych, ale do europarlamentu i
tak dostał się Piotrowski. Gdyby na jedynce umieszczono Biereckiego, który’
całe życie kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, Piotrowski musiałby się obejść
smakiem, a partia zaoszczędziłaby kilkaset tysięcy złotych, które twórca
SKOK-ów sam by wpompował w swą kampanię.
Kaczyński rozważał ten wariant,
ale ostatecznie z niego zrezygnował. - Był mocniejszy kandydat niż prof. Paruch, ale nie możemy pozwolić, żeby o wszystkim
decydowały pieniądze - tłumaczył później współpracownikom.
Bierecki nie dał po sobie poznać
rozczarowania. Cierpliwie czekał na swą szansę i konsekwentnie oplatał prezesa. Okazja do kolejnego
zbliżenia nadarzyła się w czerwcu, wraz z zakończeniem Akademii Nowego
Samorządu - cyklu bezpłatnych szkoleń dla okolicznych samorządowców, który sfinansowała
fundacja senatora. Projekt był
przeprowadzony z rozmachem.
Wykłady dla radnych i wójtów prowadzili m.in. poseł Maciej Łopiński,
eurodeputowany Janusz Wojciechowski oraz powiązani z PiS dziennikarze „wSieci”
Witold Gadowski i Michał Karnowski. Ten ostatni zagrzewał gości Biereckiego
opowieściami, jak to mainstreamowe media „nazywają zło dobrem, lansują oszustów
na bohaterów i przedstawiają kradzież jako rozwój”.
Na uroczyste zakończenie Akademii
senator zaprosił samego Kaczyńskiego. Prezes był pod wrażeniem: efektowna
oprawa, na widowni lokalni decydenci, VIP-y, kościelni dostojnicy. Impreza pod
względem rozmachu nie różniła się od PiS-owskich konwencji, a partia nie
dołożyła do niej nawet złotówki. - Warto było przyjechać, by wziąć udział w
takiej uroczystości. Od dawana przekonujemy, że Polska wymaga naprawy i nikt
nie powiedział, że ta naprawa, ten pozytywny impuls nie może wyjść z Białej
Podlaskiej - mówił ze sceny Kaczyński.
Polityk PiS: - Nagle Bierecki
znalazł się w bliskim otoczeniu prezesa. Podczas wakacji szef spędził nawet
krótki urlop u niego w domu, co stanowiło ewenement. Do tej pory unikał podobnych
sytuacji.
Medialny wianuszek
Na Nowogrodzkiej wpływy
Biereckiego po raz pierwszy daty o sobie znać w lipcu. "Władze partii po
jego interwencji cofnęły rekomendację dla posła Adama Abramowicza, który miał wystartować
na prezydenta Białej Podlaskiej. Nominację otrzymał Dariusz Stefaniuk,
człowiek związany ze SKOK-ami i fundacją Biereckiego. Kaczyński powierzył mu
też funkcję szefa lokalnych struktur PiS.
Dwa miesiące później w
kierownictwie partii doszło do niespodziewanej rewolucji.
Z funkcją partyjnego skarbnika
pożegnał się wieloletni współpracownik Kaczyńskiego, Stanisław Kostrzewski. Powodów
rozstania było kilka, ale zadecydowała intryga uknuta przez kuzyna
Kaczyńskiego Jana Marię Tomaszewskiego i związanego z Biereckim senatora PiS
Grzegorza Czeleja, który po odsunięciu Kostrzewski ego wydelegował do partyjnej
księgowości swą zaufaną współpracownicę.
Frakcja twórcy SKOK-ów zdobyła kolejny
przyczółek. I cały czas się rozrastała. Jego bliski współpracownik, poseł
Maciej Łopiński był w bliskim otoczeniu
Kaczyńskiego. Janusz Śniadek i Dorota Arciszewska-Mielewczyk rządzili
partyjnymi strukturami na Pomorzu, a senator Czelej umacniał swą pozycję na
Lubelszczyźnie. W orbicie twórcy SKOK-ów
pojawili się związany z Radiem Maryja wpływowy poseł
Andrzej Jaworski, rzecznik partii Adam Hofman oraz europosel Ryszard Czarnecki,
który przewodniczył wówczas radzie nadzorczej Polskiej Unii Kredytowej, brytyjskiej
odnogi SKOK-ów. Do politycznego debiutu szykował się także Jarosław Bierecki,
starszy brat senatora, również związany z kasami. - W tym rodzinnym duecie
mózgiem zawsze był Grzegorz. Wymyślił, że Jarek najpierw spróbuje swoich sił w
wyborach do sejmiku wojewódzkiego, a po roku wystartuje do
parlamentu - twierdzi polityk z Trójmiasta.
Bierecki planował już kolejne ruchy.
W partii zaczynała krążyć koncepcja prawyborów prezydenckich zgłoszona przez
Czarneckiego. Szef SKOK-ów coraz poważniej myślał o zgłoszeniu swojej
kandydatury. - Grzegorz jest otoczony wianuszkiem dziennikarzy, PR-owców i
polityków, którzy wiedzą o jego ambicjach i pchają go do różnych akcji. Jedni
w nadziei na szybki zarobek, inni chcieli w nim widzieć przyszłego lidera
prawicy, a jeszcze inni myślą o jednym i
drugim - twierdzi poseł PiS znający
Biereckiego. Do udziału w prawyborach namawiali Biereckiego publicyści Michał i
Jacek Karnowscy, kierujący tygodnikiem „wSieci”, pośrednio finansowanym przez
SKOK-i.
- Bracia wychodzą z założenia, że
Kaczyński nie jest wieczny i trzeba myśleć o tym, co będzie po jego odejściu.
Postawienie na Biereckiego było logiczne, bo to skąpiec, niechętnie sięga do
kieszeni. Karnowscy muszą chandryczyć się z nim o pieniądze i taki projekt jak
prawybory z pewnością by ich do niego zbliżył - twierdzi znajomy braci. Grają
więc na dwie strony; obstawiają i Kaczyńskiego, i Biereckiego.
Tymczasem w otoczeniu senatora
zaczęto mówić o nowymi projekcie medialnym: prawicowym tabloidzie, który miał
zadebiutować na wiosnę, czyli w samym środku kampanii prezydenckiej. Zapewne
miał to być wehikuł medialny nie tylko dla PiS, ale także dla samego
Biereckiego.
Czy Kaczyński wiedział o
prezydenckich ambicjach swojego senatora? Nasi rozmówcy twierdzą, że tak,
prawdopodobnie sondował go w tej sprawie sam Bierecki, uznając, że lepiej nie
czekać, aż prezes dowie się o jego planach od innych. Kaczyński musiał
przyjąć tę zapowiedź spokojnie, bo na zamkniętych spotkaniach wymieniał twórcę
SKOK-ów w gronie „trzech-czterech kandydatów na kandydata”, obok prof. Piotra Glińskiego i europosłów Andrzeja Dudy i Ryszarda
Czarneckiego. Chociaż - uważa jeden z
polityków będących blisko Kaczyńskiego - równie dobrze mogła to być gra pozorów
i próba zachęcenia Biereckiego do odkrycia prawdziwych aspiracji.
Transfer do
Luksemburga
Plany senatora pokrzyżował
„Newsweek”. W połowie września napisaliśmy o spisku zawiązanym przez
Biereckiego, Czeleja, Czarneckiego i ówczesnego rzecznika partii Adama
Hofmana. Plan był następujący: do wyścigu o prezydencką nominację stają i
Czarnecki, i Bierecki. Czarnecki na ostatniej prostej wycofuje się i przekazuje
zebrane poparcie senatorowi. W wariancie
optymistycznym Bierecki zostaje kandydatem PiS. W najgorszym wypadku zdobywa
rozgłos, prezentuje się partyjnemu aparatowi i rozpoczyna budowę własnej pozycji
w PiS.
Tekst wywołał przy Nowogrodzkiej
poruszenie. - Dlaczego oni mi to robią? Przecież tyle mi zawdzięczają - żalił
się współpracownikom prezes na jednym z zamkniętych spotkań. Bierecki i jego doradcy
początkowo zbagatelizowali tę reakcję. Karnowski publicznie chwalił pomysł
prawyborów, przyznając, że senator chce w nich wystartować.
Było już jednak za późno.
Kaczyński postanowił, że kandydatem PiS na prezydenta zostanie Duda. Zaczął
też odsuwać od siebie Biereckiego i Czarneckiego. Ten drugi szybko zorientował
się, w jakim kierunku zmierzają sprawy i miesiąc po naszym tekście zrzekł się
funkcji w Polskiej Unii Kredytowej . Jego relacje z Bierecldm ochłodziły się,
ich kontakty dziś są rzadkie i bardziej oficjalne - twierdzi znajomy Czarneckiego.
Mówi, że europoseł w przeciwieństwie do Biereckiego już odzyskał utracone
wpływy: - Wepchnął się na scenę podczas wieczoru wyborczego, wyszedł z prezesem
do krypty na Wawelu, regularnie przychodził na Nowogrodzką. Biereckiemu tych
umiejętności i tupetu zabrakło.
Wraz z degradacją założyciela
SKOK-ów upadł też pomysł stworzenia 11
owej gazety. Projekt podobno okazał się zbyt kosztowny.
W tym czasie pojawiły- się
znacznie poważniejsze kłopoty. Komisja Nadzoru Finansowego opublikowała
raport dotyczący SKOK-ów. Wnioski były druzgocące: kasy w ciągu dwóch lat
wyprowadziły 150 min zł do holdingu zarejestrowanego w Luksemburgu. Holding
nie zatrudnia żadnych pracowników, za to pensję bierze w nim sam senator (jego
roczne dochody przekraczają 8 min zł). Luksemburska spółka pośrednio
kontroluje też wydawnictwo, w którym ukazuje się tygodnik
Karnowskich „wSieci”. Transfer dywidendy za granicę jest tym bardziej
oburzający, że kasy są w fatalnej kondycji i ciągną pieniądze z Bankowego
Funduszu Gwarancyjnego, na który składają się wszystkie banki. Pomoc z BFG dla
SKOK-ów przekroczyła już 3 mld zł, a to zapewne nie koniec. Zdaniem KNF system
jest patologiczny, bo dywidenda powinna iść na ratowanie upadających kas, a nie
być wyprowadzana do Luksemburga.
- W porównaniu z upadkiem SKOK-ów Amber Gold to pestka. Wie pan, dlaczego tam wybuchła afera, a tutaj
nie? - pyta mnie jeden z polityków PO.
- Dlaczego?
- Bo kilka lat temu ktoś w
Platformie wymyślił, że trzeba objąć SKOK-i nadzorem finansowym i gwarancjami
bankowymi. Gdyby nie to, ludzie potraciliby oszczędności. A tak utracone
depozyty zostały zwrócone przez BFG i odpowiedzialność się rozmyła. Wychodzi
więc na to, że to my niechcący uratowaliśmy Biereckiemu skórę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz