niedziela, 23 sierpnia 2015

Duch wspólnoty



Tak nam się z piątku na sobo­tę poprawiło, że aż prezydent Duda przyznał to publicznie z mównicy w Alejach Ujazdowskich.
Jeszcze 14 sierpnia przez popęka­ne mury III RP lało się na nas zardzewiałe błocko, a my wszyscy błąkając się po wertepach, szukaliśmy jakiejś drogi wyjścia z beznadziei. Aż tu nagle 15 sierpnia cała Polska niczym z folderu wycięta. Piękna i coraz silniej­sza. I żadne tam podnoszenie z ruin nas nie dotyczy, tylko po prostu to i owo trzeba naprawić - uspokajał prezydent do mikrofonów.
Jednak gdy komuś ręce się trzęsą do roboty, to trudno takiego zatrzymać. Jeszcze samochód głowy państwa nie zdążył odjechać po uroczystościach, a już z tłumu młody człowiek wbiegł na pustą mównicę. Silnymi dłońmi wy­rwał oba mikrofony ze statywów, wcisnął je do kieszeni spodenek i wmieszał się w tłum. - To złodziej - krzyknął ktoś do policjantów pilnujących uroczystości. Ci jednak się nie spieszyli. Obejrzeli mównicę ze wszystkich stron i tyle. Uznali zapewne, że chłopak uległ sile słów prezy­denta Dudy i zabrał oba mikrofony do naprawy. Do na­prawy III RP, oczywiście.
Ależ pędzi ten pociąg historii. Aż łby urywa. I to wszyst­ko na naszych oczach się dzieje. Jeszcze kilka dni temu dykta i zgliszcza, a dziś wystarczy tylko renowacja pięknej Polski. Czy ktoś może przewidzieć, co będzie pojutrze? Może po wyborach dowiemy się, że jest tak świetnie, że tylko leżeć w hamakach i wąchać rezedę, a nie zajmo­wać się jakimś państwem? Episkopat się nim zajmie w ra­mach nowej formuły złączenia Kościoła z całym narodem. I to zapewne będzie ostatni cud nad Wisłą.
W swoim przemówieniu w Radzyminie, na uroczysto­ściach 95. rocznicy Bitwy Warszawskiej 1920 r., prezydent Duda postawił nam za wzór dwóch wielkich politycz­nych przeciwników tamtego czasu - marszałka Piłsudskiego i premiera Witosa. Potrafili oni wtedy dla dobra kraju stanąć obok siebie, by razem pokonać bolszewicką armię zagraża­jącą Polsce i całej Europie. „To było narodzenie ducha, który odbudo­wał wspólnotę” - powiedział prezy­dent. To historyczne przypomnie­nie Duda traktuje jako przykład do naśladowania dziś.
Skoro on obiecał w kampanii 500 zł na dziecko, teraz nadeszła pora realizacji obietnicy, bo „szlag go trafia, jak łatwo politycy coś obiecują, by potem o wszystkim zapomnieć!”. Zwrócił się więc do premier Kopacz, swej politycznej przeciwniczki, aby rząd sam sobie napisał sto­sowną ustawę w tej sprawie, a potem znalazł w budżecie 30 mld zł, bo tyle to będzie kosztowało.
Nierozumiejąca ducha wspólnoty Kopacz odmówiła. Więcej - nie doceniła swojej wielkiej historycznej szansy, że dzięki miłosiernemu prezydentowi będzie mogła się wreszcie wykazać. Dopiero poseł PiS Czarnecki zwrócił jej na to uwagę. I tak to się u nas dzisiaj kończy. Piłsudski przychodzi do pani premier z propozycją wspólnej budo­wy Polski, a ona mu figę pokazuje.
To zresztą dopiero początek. Przez parę miesięcy zapi­sałem już 20 zeszytów kolejnymi bujdami polityków. Dziś wybrałem bujdybohatera tego felietonu: przywróci się dawny wiek emerytalny, obniży się VAT, podwyższy pensje, przewalutuje frankowe kredyty, odbuduje prze­mysł ze stoczniowym włącznie. Polska wycofa się z pa­kietu klimatycznego, żaden górnik nie zostanie zwolnio­ny, na nowe inwestycje uruchomi się minimum bilion złotych, zlikwiduje się NFZ, a wraz z nim kolejki (oraz wszystkich pacjentów-przyp. mój). Mój Boże, to jest za­ledwie 5 proc. obietnic, a ja już miejsca nie mam na tanie budownictwo mieszkaniowe, armię, naukę, kulturę, repolonizację banków... Dobra, stop.
Stanisław Tym

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz