Moja hipoteza jest
taka, że PiS przejmie władzę, a potem przestanie istnieć, zostanie wykoszony
przez społeczeństwo. Triumf i katastrofa partii Kaczyńskiego są szansą na
narodowe ozdrowienie - wieszczy reżyser i senator Kazimierz Kutz.
Rozmawia ALEKSANDRA PAWLICKA
NEWSWEEK: Wierzy pan Andrzejowi
Dudzie, gdy deklaruje, że będzie prezydentem dialogu, porozumienia i wspólnoty
Polaków?
KAZIMIERZ KUTZ: To banały. Ja nawet rozumiem, że on musi w chwili wyświęcania
na prezydenta takie banały głosić, ale w tym przypadku za gładko brzmiącymi
frazesami kryje się groźna polityka PiS. Jego przemówienie w Sejmie to
kompletna pustka, ale gdy Andrzej Duda zapowiada wizytę u prezydent Warszawy
Hanny Gronkiewicz-Waltz
w sprawie pomnika smoleńskiego na Krakowskim
Przedmieściu albo deklaruje prowadzenie mocarstwowej polityki opartej na idei
Piłsudskiego, zza jego pleców wyłania się prezes PiS. Ten prezydent będzie jak
nowy but uszyty na miarę prawej nogi Kaczyńskiego. A to dopiero początek.
Początek czego?
- Zmian. Datą decydującą będą wybory
do parlamentu. Jeśli dadzą PiS zwycięstwo pozwalające grzebać w konstytucji,
to wkroczymy na najprostszą drogę do państwa wyznaniowego. Nowy prezydent już
ogłosił w kampanii, że jego głównym autorytetem jest Kościół i jako prezydent
będzie robił wszystko, co uchwali episkopat. Nie mam wątpliwości, że mówił
prawdę. Andrzej Duda jest jak zapobiegliwy i pracowity wikary wykonujący zlecenia
proboszcza. Tyle że za chwilę możemy mieć dwóch proboszczów. Kościół i Kaczyńskiego,
obu mających wielkie ambicje i równie wielki ciąg na władzę. Kościół
w Polsce jest całkowicie
zwichnięty, jeśli chodzi o swoją misję. Bardziej interesuje go władza i
pieniądze niż nauka Chrystusowa i dlatego prezes PiS znajduje w biskupach
idealnego partnera.
Koalicjanta?
- Nieformalnego, ale bardzo
wpływowego. Nietrudno sobie wyobrazić, że szef episkopatu będzie zapraszany na
posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Przed wojną biskupi zasiadali w
Senacie. Teraz to niemożliwe, ale cóż to za problem zacząć upychać księży w różnych
strukturach państwa? Sprawić, aby stali się nieformalnymi urzędnikami państwa
Kaczyńskiego.
Premierem ma być Beata Szydło.
- Akurat. Kaczyński sprytnie to
wymyślił. Zamienił swoją pierwszoplanową rolę aktorską na stanowisko reżysera.
W przedstawieniu występują inni aktorzy, ale nikt nie ma wątpliwości, że
mózgiem zawiadującym całym tym prawicowym cyrkiem jest Kaczyński. Dzięki temu
może spokojnie szykować się do wprowadzenia terroru państwa wyznaniowego, a
safandułowata Platforma nawet nie ruszy palcem, aby zdemaskować działania
przeciwnika.
Po co Kaczyńskiemu państwo
wyznaniowe?
- Cała historia PiS to pełzająca
mątwa, która zmierza do władzy absolutnej. Jeśli Kaczyński wygra wybory, to
mamy jak w banku 1926 rok. Przewrót. Prezes PiS nie ukrywa, że jest
autentycznym płodem myśli narodowej Piłsudskiego i Dmowskiego. Tyle że wtedy
duch odzyskiwania kraju był uzasadniony historią. Polska była świeżo po
doświadczeniach rozbiorów. Polaków łatwo było dzielić na tych, którzy walczyli
o niepodległość, i tych, którzy kolaborowali. Wróg był konkretny. A dziś? Dziś
serwuje się atrapę tamtej konstrukcji i na siłę szuka wroga.
Znaleźć go nietrudno. Jest nim
każdy, kto nie podziela narodowokatolickiej wizji Polski.
- I tego PiS wybaczyć nie mogę.
Splugawienia języka. Wypaczenia takich pojęć jak ojczyzna czy patriotyzm.
Przecież patriotyzm to coś bardzo wrażliwego i intymnego. Coś, co każdy ma na
własność, co wiąże się z tym, gdzie się urodził, dorastał, gdzie chce spędzić
stare lata. Patriotyzm to elementarna część ludzkiego życia, myślenia, emocji,
wzruszeń. Dla mnie to także tworzenie wspólnego dobra, praca dla siebie i
swoich sąsiadów, coś, z czego wszyscy możemy być dumni. W patriotyzmie jest
coś plemiennego, poczucie wspólnoty, wzajemny szacunek, empatia. A nie jak u
PiS - wykluczenie.
Czuje się pan wykluczony?
Okradziony. Patriotyzm w wykonaniu
PiS i podległej tej partii prawicy stał się orężem wojennym. Językiem
konfrontacji. Obrzydliwością jest słuchanie tego ciągłego międlenia: Polska,
polskość, prawdziwy Polak, Polska dla Polaków... Te słowa straciły swą
pierwotną moc i stały się straszakami, narzędziem szantażu wobec tych, którzy
myślą inaczej niż PiS. Przy ich użyciu
oskarża się takich jak ja o brak patriotyzmu, odmawia im się prawa miłości do
ojczyzny. Krzysztof Kąkolewski, wybitny publicysta, który niedawno zmarł w
całkowitym zapomnieniu i nędzy, powiedział, że mamy w Polsce do czynienia z
morderstwem słów z najszlachetniejszego repertuaru. Patriotyzm, polskość,
ojczyzna są dziś martwe. Zostały do cna strywializowane, partyjnie przeżute i
wyplute. PiS używa ich jak ostrzału artyleryjskiego wykorzystanego w
przygotowaniu przewrotu, który nastąpi 25 października.
Jest pan przekonany, że do
niego dojdzie?
- A co miałoby nas przed tym
uchronić? Platforma? Przecież to, co robi ta partia, jest żałosne. Układanie
list wyborczych, które dla partii rządzącej powinno być dziecinną zabawą,
rozwala ją od środka. PO utraciła życiowe soki. Może wegetować, ale nie zdoła
odbudować swojej pozycji. Lewica? Tej to już w ogóle nie ma. Pękałem ostatnio
ze śmiechu, oglądając, jak zjednoczona lewica poświęca kropidłem trzy busiki
ruszające w objazd po Polsce. Tymczasem PiS jest uparty i metodyczny. I dostał
ostatnio w prezencie od Kukiza, który odegrał rolę dopalacza w walce prawicy o
odzyskiwanie Polski.
Dlaczego PO nie zdołała obronić
patriotyzmu przed zawłaszczeniem go przez PiS?
- To wynika z grzechu zaniechania,
który ciągnie się od czasu Solidarności. Postsolidarnościowe formacje zajęte
Polską, zajęte sobą, zauroczone tym, że tak łatwo poszło, bo sukces
Solidarności był niespodzianką dla nich samych, utraciły instynkt
przetrwania. Bojownicy o wolność i demokrację zamiast zabezpieczyć dorobek Solidarności,
stworzyć własne centrum propagandy, oddali pole tym, którzy z grona
politycznych beneficjentów III RP poczuli się wykluczeni.
Jarosławowi Kaczyńskiemu?
- Zaczęło się od Okrągłego Stołu,
gdzie zdarzyła się ta największa niespodzianka naszej najnowszej historii.
Ludzie Solidarności zasiadali do negocjacji w Magdalence z obawą wpuszczenia
ich w pułapkę, a tymczasem generałowie asekuracyjnie przystali na zmiany.
Wypracowano łagodny tryb zmian, który - jak się później okazało - prawica
Jarosława Kaczyńskiego uznała za zdradę. Dziś obserwujemy grande finale tego procesu, zapoczątkowane wyborem Andrzeja Dudy
na prezydenta i czekające na domknięcie 25 października wygraną PiS. Wtedy ma
się załamać porządek wypracowany przy Okrągłym Stole. Kaczyński ma dać
ostateczny odpór Polsce Michników, Geremków i Mazowieckich, w podtekście
czytaj: Żydów, bo antysemityzm to nuta, na której nacjonalizm gra wyjątkowo
chętnie. Solidarność i Żyd to łatwi wrogowie.
Ale Żydów nie ma w Polsce od
czasów wojny.
- Za to jest antysemityzm - mentalne dziedzictwo Polaka
katolika. Kaczyński już wie, że nadchodzi czas właściwych żniw. Wcześniejsze
dwuletnie rządy były tylko treningiem. Dziś jest o wiele lepiej przygotowany.
W jakim sensie?
- Jeśli wtedy w ciągu jednej nocy
jego formacja potrafiła przejąć media publiczne, to teraz zrobi to na wielu
frontach. Nowa władza będzie czyścić szybko i radykalnie: media, służby
wewnętrzne, wymiar sprawiedliwości... Dziś są silniejsi, mają własne
tygodniki, portale internetowe, telewizję, która z niszowej wkrótce stanie się
mainstreamem. Dobrym mainstream,
który zastąpi ten dzisiejszy - zły. Nadchodzi
czas zemsty. Także zemsty za Smoleńsk. Polska, która właśnie się nam wyłania, będzie
się w dużej mierze opierała na osobistej potrzebie odwetu Jarosława
Kaczyńskiego za zabójstwo brata. To jest największa, najgłębiej skrywana
potrzeba prezesa PiS.
Uprawdopodobnienie spiskowej
teorii zamachu?
- Pod Smoleńskiem stała się rzecz
straszna, ale tylko jednej partii dała napalm do wypalenia sceny politycznej.
Pozostanie na niej tylko PiS?
- Moja hipoteza jest taka, że PiS
przejmie władzę, a potem sam przestanie istnieć i otworzy się nowy rozdział
naszej demokracji. Przeżywamy brutalną agonię postsolidarnościowego podziału
powstałego przy Okrągłym Stole. PiS wykosi dotychczasowych rywali, a potem sam
zostanie wykoszony przez społeczeństwo. Bo Polacy nie będą chcieli żyć w
państwie wyznaniowym, w państwie autorytarnym, a może nawet faszyzującym.
Przez ostatnie 25 lat wyrosły nam pokolenia totalnie zainfekowane wolnością. I
za nic w świecie nie pozwolą sobie tej wolności odebrać. Dlatego rychły tryumf
PiS uznaję za równoczesną zapowiedź jego klęski.
Proszę nie zapominać, że wielu
młodych - jak pan mówi - zainfekowanych
wolnością popiera dziś prawicę.
- To normalne. Autorytaryzm daje
poczucie siły. Szansę na odkucie się. Ci, którzy stają się ślepymi
wyznawcami, dostają możliwość bezkarnego poniżania tych, przez których
wcześniej czuli się poniżeni. Autorytaryzm to łatwa recepta na skanalizowanie
niskich instynktów. I musimy przez to przejść. Musi zaboleć. Trzeba zapłacić
niejeden słony rachunek za rządy PiS. To będzie okres trudny, poniżanie stanie
się urzędową modą, może pojawić się fala emigracji ludzi zmęczonych życiem w
zaduchu, ale im szybciej i brutalniej PiS wejdzie w nową rolę, tym szybciej
Polska stanie się normalnym krajem. Każda zła rzecz ma w sobie zarodek czegoś
dobrego.
Jest pan idealistą.
- Jestem realistą. Polakom nie
można już odebrać wolnych granic, wolnego handlu, możliwości pracy w całej
Europie, mieszkania w dowolnym kraju, podróżowania. To weszło nam w krew.
Stało się niezbywalnym prawem. Proces, o którym mówię, może potrwać kilka,
może nawet kilkanaście lat, ale ideologia oparta na trumnach, na pamięci klęsk,
nieszczęść i nieustannego rozliczania musi w końcu sama zdechnąć. Jesteśmy w
wyjątkowym momencie zrzucania starej skóry i przewartościowania naszej
historii.
Czy to oznacza, że zaczniemy
inaczej oceniać takie wydarzenia jak Powstanie Warszawskie?
- Na razie wciąż jest ono
zbiornikiem atramentu do opisywania polskiej martyrologii. Czcimy pamięć
powstańców, którzy zostali wpuszczeni w 63 dni rzezi z woli
nieodpowiedzialnych dowódców, a milczymy na temat dramatu tysięcy mimowolnych
ofiar ludności cywilnej. Bez odarcia z państwowo-partyjnego lamentu rozliczenie
Powstania Warszawskiego nie będzie możliwe. To się może udać dopiero wtedy, gdy
dojrzejemy do przyznania, że powstanie było wielkim patriotycznym wzlotem, do
którego zdolni są tylko Polacy, a jednocześnie wielkim błędem, za który
przyszło zapłacić absurdalnie wysoką cenę zamordowania miasta i jego
mieszkańców. Musimy zacząć czcić pamięć anonimowych ofiar, a nie heroizmu,
który dla polityków jest towarem na wynos.
Łatwo handluje się emocjami
patriotycznymi?
- Ideologiczne zacietrzewienie,
którego jesteśmy świadkami, zawsze prowadzi do wypaczeń. Dramat łatwo zamienić
wówczas w komedię. Rozdęte, narodowe ego staje się żałosne i śmieszne, a
banały głoszone jak prawdy objawione brzmią humorystycznie i stają się powodem
kpin.
Sądzi pan, że będzie bardziej
śmieszno niż straszno?
- Co jak co, ale poczucie humoru
Polacy wciąż mają. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest ono silniejsze niż
deklarowana wiara katolicka. Dlatego uważam, że trzeba pozwolić PiS na
wzmożenie narodowe. Niech czereda wojowników uwiedzionych przez Kościół
prowadzi swoją wojnę, a przepaść pomiędzy nimi i społeczeństwem pragnącym żyć
w normalnym kraju będzie się powiększać.
Czuje się pan po zaprzysiężeniu
nowego prezydenta podniesiony z kolan?
- Pani żartuje?
Prawica twierdzi, że nowy
prezydent podniesie Polskę z kolan i przywróci Polakom godność.
- To idiotyzm. Mam w dupie taki
język. Z kolan to ja się podnosiłem przed dziewczynami w młodości. A dzisiaj
trzeba dumnie podnosić głowę. Na całym świecie kraje przeżywają poważne kłopoty
ekonomiczne. Polska żyje na ich tle w luksusie. Zamiast się z tego cieszyć,
zatruwa się nas chorymi mitami z przeszłości, wyniszczający Polaków jako
naród. Tracimy energię na grzebanie w starych szafach, zamiast budować silne,
nowoczesne i liczące się w Europie państwo. To jest chore. Z tej choroby pora
się wyleczyć. Triumf, a następnie katastrofa PiS są szansą na narodowe
ozdrowienie.
co to za jezyk ? ...tu posel , tam niby rezyseryna a tak po prawdzie to kwa kwa rakwa
OdpowiedzUsuńWernyhora p.....lony