Jesienne wybory to
być albo nie być i dla Grzegorza Biereckiego, i dla SKOK-ów. Jeśli PiS wygra,
kasy zostaną uratowane. Jeśli przegra - zawalą się, a wraz z nimi cale imperium
finansowe ich twórcy.
Michał Krzymowski
Gdy w
marcu nadzór finansowy podał, że twórca SKOK-ów wyprowadzi) kilkadziesiąt
milionów złotych do swojej spółki, jego polityczna kariera zawisła na włosku.
Został zawieszony w PiS, współpracownicy zaczęli się wykruszać, osłabły jego
relacje z prezesem. Z dnia na dzień stal się trędowaty.
Minęło jednak pięć miesięcy i
Grzegorz Bierecki wrócił do gry. Dziś przygotowuje się do jesiennych wyborów. -
Stawka jest gigantyczna. Jeśli PiS wygra, to klimat wokół SKOK-ów się poprawi.
Jeśli przegra, Platforma nas wykończy. Powoła komisję śledczą, rozpocznie się
run na kasy, ludzie zaczną wycofywać depozyty i system się zawali. Te dwa
miesiące to dla nas walka o życie - przyznaje człowiek związany z kasami.
I obrazowo wyjaśnia: przeciętny
klient SKOK-ów pochodzi z małego miasteczka i nie ma dużych oszczędności. Jego
depozyt wynosi kilka tysięcy złotych, a rachunek w lokalnej kasie prowadzi mu
kobieta z sąsiedztwa. Powiedzmy - pani Irenka. Pani Irenka zna jego żonę i przy
każdej okazji pyta, jak chowają się dzieci. Budzi zaufanie. Do tej pory
ekonomiści mogli straszyć w mediach, że SKOK-i się walą, ale jak pani Irenka
mówiła, że pieniądze są bezpieczne, to klient jej wierzył. Tak było do teraz,
ale każda cierpliwość kiedyś się kończy Jak pokazuje ostatni raport Komisji
Nadzoru Finansowego, właśnie zbliża się do granic: w pierwszym kwartale
2015 roku wartość depozytów ulokowanych przez
klientów w SKOK-ach stopniała o 6,6 proc. Jeśli ten trend się utrzyma, to
imperium senatora Biereckiego pod koniec roku zachwieje się w posadach.
Na Giertycha
Współpracownik Biereckiego: - Czy
senator ma dziś kontakt z prezesem PiS? Oczywiście. Co jakiś czas się
spotykają.
Człowiek z Nowogrodzkiej: -
Jarosław nigdy nie powie tego publicznie, ale na zamkniętych spotkaniach
przyznaje, że sprawa SKOK-ów nie jest czysta. Jedną z osób, które przestrzegały
go w tej sprawie, jest Beata Szydło. Prezesa niepokoją transfery do
Luksemburga i wyprowadzenie pieniędzy do prywatnej spółki. No i te wynagrodzenia!
Samo to, że Bierecki zarabia 8 min zł rocznie, było dla szefa szokujące.
Jarosław Kaczyński oczywiście nie
byłby sobą, gdyby nie wykorzystał problemów SKOK-ów do osłabienia pozycji
Biereckiego. Ale na wycięcie go z partii się nie odważył, bo za senatorem stoi
biznesowo-medialne imperium, wokół którego zgromadzili się prawicowi politycy
i publicyści. A skoro go nie wyciął, to Bierecki przystąpił do kontrofensywy:
cichej, metodycznej i skutecznej.
- Bardzo się cieszę, że senator
Bierecki będzie startować - mówi „Newsweekowi” poseł Janusz Śniadek.
- Wycofanie się oznaczałoby
przyznanie się do winy. Czy PiS go poprze? Z tego, co wiem, to wymyślono inną,
równie elegancką formułę.
Jak mówią na Nowogrodzkiej - Bierecki
wystartuje „na Giertycha”. Innymi słowy, zawarł ze swą partią taki sam układ
jak były lider LPR z Platformą. Formalnie będzie kandydować do Senatu jako
niezależny, ale PiS nie wystawi mu kontrkandydata; więc w praktyce utoruje mu
drogę do reelekcji. Bierecki czuje się na tyle pewnie, że walczy nie tylko o
siebie, lecz także o swych współpracowników. Z naszych informacji wynika, że w
Białej Podlaskiej, czyli w jego okręgu, ma startować do Sejmu główny ekonomista
SKOK-ów Janusz Szewczak. Jego nazwisko na razie znalazło się na liście
rekomendowanej przez lokalną strukturę PiS. - Ostateczna decyzja w sprawie mojego
startu należy do władz partii, ale rzeczywiście dostałem propozycję -
przyznaje w rozmowie z nami Szewczak.
Szansę na start wciąż ma lubelski
senator Henryk Cioch, profesor prawa i ekspert kas. Bierecki liczył też, że do
parlamentu jesienią wkroczy w towarzystwie swojego brata Jarosława (to członek
dziewięciu rad nadzorczych spółek związanych ze SKOK-ami; według oświadczenia
majątkowego ma 13 min zł majątku i 3 min dochodów). W sprawie Jarosława na
Nowogrodzkiej lobbowali Janusz Śniadek i nowy szef doradców prezydenta Dudy
Maciej Łopiński, ale na jego start nie zgodził się Kaczyński. - Gdy atmosfera
wokół kas się zagęściła, prezes uznał, że dwóch Biereckich w parlamencie to za
dużo - twierdzi nasze źródło.
Jednak nawet bez brata mapa
politycznych wpływów twórcy SKOK-ów układa się w gęstą sieć.
Najwięcej ludzi sympatyzujących z
Biereckim jest na Pomorzu. Strukturami PiS w Gdańsku i Gdyni kieruje Snia-
dek. Z Trójmiasta pochodzą też Łopiński (w przeszłości był doradcą SKOK-ów; ma w
kasie kredyt, na zakup mieszkania) i posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk
(odziedziczyła po zmarłym mężu 5 min zł długu wobec SKOK-ów). W sejmowej
podkomisji zajmującej się kasami dodatkowo zasiadał poseł Jerzy Szmit (przez
lata pracujący w SKOK-ach). Frakcję Biereckiego uzupełniają senatorowie Cioch
i Grzegorz Czelej, eurodeputowani Beata Gosiewska, Kosma Złotowski i Ryszard
Czarnecki. Ten ostatni jest współzałożycielem Polskiej Unii Kredytowej, brytyjskiej
„odnogi” SKOK-ów (to niezależna spółka działająca pod brytyjskim nadzorem).
Jesienią ubiegłego roku, gdy Bierecki naraził się prezesowi PiS chęcią startu w
prawyborach prezydenckich, Czarnecki ogłosił, że rezygnuje z nieodpłatnego
stanowiska we władzach PUK. Jednak w rejestrze brytyjskiego nadzoru Financial Conduct Authority, z którym skontaktował się „Newsweek”, deputowany PiS nadal figuruje jako „aktywny
dyrektor” Unii.
Spółka w spółce
Pytani o Biereckiego politycy PiS
używają dwóch słów kluczy: nagonka i pseudoafera. Liczby są jednak bezlitosne.
Z danych KNF i sejmowej podkomisji do spraw SKOK-ów wynika, że w 40 spośród 52
działających w Polsce kas toczyły się postępowania naprawcze. Dwie kasy upadły,
a dwie zostały przejęte przez banki. Bankowy Fundusz Gwarancyjny w ciągu roku
wypłacił ponad 3 mld zł rekompensat dla kas i ich klientów. To czterokrotnie
więcej niż w ciągu 20 lat istnienia BFG wypłacono bankom, które wpadły w
tarapaty.
Sieć powiązań, która przez lata
narosła wokół SKOK-ów, przypomina labirynt nakreślony ręką szaleńca. KNF w
zeszłym roku pokusiła się o jego odtworzenie. Próby wytropienia w nim
przepływów finansowych graniczą z cudem, ale dwie kwestie są bezdyskusyjne.
Pierwsza to gigantyczne zarobki członków władz: według komisji w jednym tylko
roku w 12 podmiotach wypłacono zarządom i radom nadzorczym 17 min zł
wynagrodzeń. Druga to kierunek transferów: pieniądze ze SKOK-ów za rozmaite usługi trafiają do luksemburskiej spółki SKOK
Holding. Do Polski już nie wracają.
SKOK Holding w gąszczu spółek zajmuje
miejsce centralne, ale wyjaśnienie sensu jej istnienia przysporzyło trudności
nawet wiceszefowi KNF Wojciechowi Kwaśniakowi, który dwa miesiące temu
występował w Sejmie. Luksemburska spółka, mówił Kwaśniak, należy do krajowej
spółki, która jest kontrolowana przez jeszcze inną spółkę, która z kolei należy
do jeszcze innej luksemburskiej spółki...
Jasne było tylko jedno: z kasy w
ciągu dwóch lat wyprowadzono do SKOK Holding ponad 140 min zł.
Kasy bez
więzi
Kwaśniak przemawiał na posiedzeniu
nadzwyczajnej podkomisji finansów publicznych, która miała zbadać sytuację w
SKOK-ach. Powołano ją w marcu, już po dwóch głośnych bankructwach (gdański
SKOK Wspólnota i SKOK Wołomin), a także po doniesieniach mediów o tym, że
bracia Biereccy i ich wierny druh Adam Jedliński (prawnik, autor ustawy o SKOK
i przyjaciel prezydenta Lecha Kaczyńskiego) uwłaszczyli się na majątku
Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych.
Ze słów szefa KNF, prokuratora
generalnego i wprowadzonych do kas zarządców komisarycznych wylania się obraz
wstrząsający. Idea działania kas polega na zaufaniu: ponieważ jesteśmy z
jednego zakładu czy parafii, więc wierzymy, że pożyczający odda pieniądze, bo
inaczej naraziłby się na środowiskowy ostracyzm.
Tak rzeczywiście było na początku,
ale ustawa z 1995 r. - przygotowana zresztą przez ekipę Biereckiego -
rozluźniła te więzy. System SKOK-ów całkowicie oderwał się od korzeni. Aby
zostać członkiem kasy, wystarczyło podpisać
papierek. Ludzi w SKOK-ach zaczęło szybko przybywać: z danych European Network of Credit Unions wynika, że polskie kasy mają ok.
2,1 min członków. Średnio 43 tys. osób na kasę. Największe SKOK-i liczą grubo
ponad 100 tys. członków. W Irlandii do związków kredytowych należy aż 3,3 min
osób, ale tych instytucji jest tam 469. Wypada średnio 7 tys. osób na kasę.
Paweł Pawłowski, zarządca
komisaryczny SKOK Kopernik, przyznał na posiedzeniu sejmowej komisji: - SKOK
Kopernik nie był oparty na więzi członkowskiej. To była firma zbudowana na wzór
relatywnie dobrze funkcjonującego przedsiębiorstwa komercyjnego.
Rzeka
pieniędzy
Zarządcy mówią o tym, że kasy były
drenowane przez Kasę Krajową i powiązane z nią spółki. Oprócz samych składek
do krajówki musiały jeszcze płacić za wiele innych rzeczy: korzystanie z systemu
informatycznego, płatniczego, często wynajem nieruchomości itd. Małgorzata
Żymierska, zarządca komisaryczny w SKOK Wspólnota: - Po niecałym tygodniu ze
zdumieniem stwierdziłam, że jestem zarządcą w wydmuszce. Cała działalność
operacyjna została wyprowadzona do zewnętrznych firm.
Choć Kasa Krajowa wpompowała we
Wspólnotę 160 min zł, wyniki się nie poprawiały. - Ze SKOK Wspólnota szeroką
rzeką wypływały pieniądze, które wkładali deponenci - mówiła Żymierska. Według
niej Wspólnotę oplotło około 50 firm. Nawet dokumentacja kasy była przechowywana
w zewnętrznej spółce!
Do tego dochodziło jeszcze fatalne
zarządzanie. SKOK Św. Jana z Kęt (18 tys. członków) przynosił straty od...
2008 roku! Jak mówi jego zarządca komisaryczny Teresa Stankiewicz-Haupa, ponad
połowa pożyczek była przeterminowana, a w kasie rządzili... były kierowca i
jego syn. Wiarygodności kredytobiorców praktycznie nie sprawdzano. Klienci tej
kasy mieli szczęście: przejął ich Alior Bank, który zagwarantował ich depozyty.
W SKOK Wołomin dochodziło do regularnego
wyprowadzania pieniędzy za pomocą kredytów na tzw. słupy. Efekt? Bankowy
Fundusz Gwarancyjny musiał wyłożyć 2,2 mld zł, by pokryć straty po jego
bankructwie. Wcześniejszy upadek SKOK
Wspólnota kosztował BFG „tylko” 817 min zł.
Paweł Pawłowski, zarządca
komisaryczny SKOK Kopernik: - Stosowano nazbyt liberalne zasady dotyczące
oceny ryzyka kredytowego.
Ale nie wszystko działało źle.
Pawłowski był pod wrażeniem działu windykacji w SKOK Kopernik: - Był zespół
ludzi o nazwie „grupa zgonowa”. Ścigali spadkobierców: dzieci, wnuków po
zmarłych członkach.
SKOK Kopernik nie był w stanie
przetrwać samodzielnie, został przejęty w grudniu 2014 r. przez Bank Pekao SA.
Najbardziej zdumiewającą rzecz
powiedział szef KNF Andrzej Jakubiak: - Połowa składu rady nadzorczej Kasy
Krajowej to osoby, co do których zarządcy komisaryczni złożyli doniesienie do
prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tb osoby podejmują decyzje
dotyczące całego systemu SKOK.
Akcja-ewakuacja
Podkomisja nie uzyskała odpowiedzi
na wiele pytań - między innymi dlatego, że nie stawili się przed nią ci, którzy
mogliby na nie odpowiedzieć. Grzegorz Bierecki, mimo dwukrotnego
zawiadomienia, nie pojawił się na obradach. Nie stawił się również Andrzej
Duda, niegdyś minister w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Komisja
nie dowiedziała się więc, o czym rozmawiali Bierecki i Jedliński, kiedy w
listopadzie 2009 r. odwiedzali prezydencką kancelarię. Na decyzję prezydenta
Kaczyńskiego czekała wtedy uchwalona przez Sejm ustawa o wprowadzeniu nadzoru
KNF nad systemem SKOK-ów. Posłowie nie dowiedzieli się też, dlaczego minister
Duda dostarczył do prezydenckiego Biura Prawa i Ustroju tylko ekspertyzy
zamówione przez Kasę Krajową SKOK.
Prezydent Lech Kaczyński ustawę
wprowadzającą nadzór zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego. Zapewnił w ten
sposób Biereckiemu i spółce prawie trzy lata swobody na wprowadzenie w imperium
wygodnych dla nich reguł.
Jeszcze w 2007 r. (już po
przegranych przez PiS wyborach) Bierecki zakłada luksemburski SKOK Holding.
Przejął on od Kasy Krajowej SKOK udziały w sieci powiązanych z nią spółek (od
towarzystw ubezpieczeniowych po biuro podróży Ecco Holiday). Tę
sieć powiązań KNF próbowała z dużym trudem
odtworzyć. We władzach tej sieci spółek, fundacji i spółdzielni powtarza się
kilka nazwisk: Grzegorz Bierecki, jego brat Jarosław, Grzegorz Buczkowski,
Andrzej Sosnowski oraz Adam Jedliński. KNF zaznacza, że nie ma uprawnień, by
kontrolować większość tych podmiotów. Po katastrofie smoleńskiej nowy prezydent
Bronisław Komorowski wycofuje z trybunału większość zaskarżonych przepisów o
nadzorze.
Natomiast bracia Biereccy i Adam
Jedliński zakładają w grudniu 2010 w Sopocie spółdzielnię pracy pod nazwą
Spółdzielczy Instytut Naukowy (SIN). Ledwie tydzień później Grzegorz Bierecki
- wówczas sekretarz Światowej Unii Związków Kredytowych (WOCCU) - dostaje z
tejże instytucji pismo, że SIN ma przejąć wart ok. 65 min zł majątek Fundacji
na rzecz Polskich Związków Kredytowych - której skądinąd jest przewodniczącym.
Pod listem widnieje podpis przewodniczącego WOCCU Pete’a Creara. Pół roku później Crear odchodzi na emeryturę.
Bierecki zostaje wiceprzewodniczącym WOCCU, a dwa lata później - jej szefem.
W sierpniu 2011 r. - dzięki
wprowadzonej zaledwie miesiąc wcześniej zmianie przepisów - SIN przekształca
się ze spółdzielni w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Może więc
zacząć wypłacać dywidendy swoim udziałowcom. Ale jednocześnie może nadal kontrolować
Kasę Krajową SKOK, dzięki przejętym po fundacji 75 proc. głosów. To właśnie
przez sprawę SIN i przejęcia majątku fundacji Bierecki na początku marca tego
roku został zawieszony w klubie PiS. 13 kwietnia śledztwo w tej sprawie
wszczęła prokuratura.
Na jaw wychodzą ostatnio kolejne
informacje: 3 sierpnia „Gazeta Wyborcza” opisała, jak senator Bierecki i jego
koledzy przejęli kolejną spółkę z systemu SKOK-ów - Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych
SKOK (TUW SKOK), które miało gwarantować ubezpieczenie depozytów w kasach.
Spółka zebrała ponad 400 min zł składek od SKOK-ów, ale we wrześniu 2012 r.
jej mniejszościowi udziałowcy (SIN i Fundacja Wspierania Ubezpieczeń
Wzajemnych) przejęli jej majątek.
Miesiąc później weszła w życie
ustawa o nadzorze Komisji Nadzoru Finansowego nad SKOK-ami. W czasie
gdyurzędnicy komisji poznawali rzeczywisty stan kas, przejęte przez grupę
Biereckiego TUW SKOK uciekało przed błyskawicznie nadciągającą katastrofą. W
2012 i 2013 roku wypowiedziało wszystkim kasom umowy o zabezpieczeniu
depozytów. - Przez kilka miesięcy wkłady w SKOK-ach nie były w żaden sposób
zabezpieczone - irytuje się poseł Marcin Święcicki, przewodniczący nadzwyczajnej
podkomisji. Na szczęście od końca listopada 2013 r. depozyty w SKOK-ach
zostały objęte gwarancjami BFG. Inaczej klienci SKOK-ów nie zobaczyliby ani złotówki
z tego, co do nich wpłacili.
Front obrony Częstochowy
Na posiedzeniach sejmowej podkomisji
imperium stworzonego przez Grzegorza Biereckiego bronił jak lew poseł Jerzy
Szmit z PiS, przez lata dyrektor regionalnej kasy w Olsztynie. Próbował
blokować obrady podkomisji wnioskami formalnymi, aż posłanka Joanna Mucha z PO
złożyła wniosek, by wyłączyć go z obrad z uwagi na możliwy konflikt interesów.
Szmit zapewnił, że wraz z objęciem mandatu posła rozwiązał wszystkie umowy
wiążące go ze SKOK-ami. To ciekawe. Bo sam w swych poselskich oświadczeniach majątkowych
do 2013 r. wykazywał zarobki w kasie w Szczytnie, SKOK Stefczyka i Towarzystwie
Zarządzającym SKOK Gdynia: ponad 62 tys, zł za 2011 r., 76,5 tys. zł za 2012
r. i 300 zł w 2013 r.
Przede wszystkim jednak systemu
stworzonego przez Biereckiego i jego współpracowników bronią „Gazeta Polska”,
portal Niezależna.pl, radio Wnet (korzystają z reklam SKOK-ów), portal wPolityce.pl czy wydawane przez spółkę Fratria pisma „W sieci” i „Gazeta
Bankowa”. Fratria to wspólne przedsięwzięcie braci Michała i Jacka
Karnowskich oraz spółki reklamowo-marketingowej Apella należącej do SKOK-ów.
Mając tak licznych i wpływowych
sprzymierzeńców, senator Bierecki nie traci dobrego samopoczucia.
- Liczę na panów głosy -
odpowiada, gdy pytamy go o nadchodzące wybory.
- Ale my głosujemy w Warszawie.
- Zapraszam do Białej. Da się
oddać głos poza miejscem zameldowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz