poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Nie ma mocnych na samych swoich



Jesienne wybory to być albo nie być i dla Grzegorza Biereckiego, i dla SKOK-ów. Jeśli PiS wygra, kasy zostaną uratowane. Jeśli przegra - zawalą się, a wraz z nimi cale imperium finansowe ich twórcy.

Michał Krzymowski
Gdy w marcu nadzór finansowy podał, że twórca SKOK-ów wy­prowadzi) kilkadziesiąt milionów złotych do swojej spółki, jego polityczna ka­riera zawisła na włosku. Został zawieszony w PiS, współpracownicy zaczęli się wykru­szać, osłabły jego relacje z prezesem. Z dnia na dzień stal się trędowaty.
Minęło jednak pięć miesięcy i Grzegorz Bierecki wrócił do gry. Dziś przygotowuje się do jesiennych wyborów. - Stawka jest gigantyczna. Jeśli PiS wygra, to klimat wo­kół SKOK-ów się poprawi. Jeśli przegra, Platforma nas wykończy. Powoła komisję śledczą, rozpocznie się run na kasy, ludzie zaczną wycofywać depozyty i system się za­wali. Te dwa miesiące to dla nas walka o ży­cie - przyznaje człowiek związany z kasami.
I obrazowo wyjaśnia: przeciętny klient SKOK-ów pochodzi z małego miasteczka i nie ma dużych oszczędności. Jego depo­zyt wynosi kilka tysięcy złotych, a rachu­nek w lokalnej kasie prowadzi mu kobieta z sąsiedztwa. Powiedzmy - pani Irenka. Pani Irenka zna jego żonę i przy każdej okazji pyta, jak chowają się dzieci. Budzi zaufanie. Do tej pory ekonomiści mogli straszyć w mediach, że SKOK-i się walą, ale jak pani Irenka mówiła, że pieniądze są bezpieczne, to klient jej wierzył. Tak było do teraz, ale każda cierpliwość kiedyś się kończy Jak pokazuje ostatni raport Komi­sji Nadzoru Finansowego, właśnie zbli­ża się do granic: w pierwszym kwartale 2015 roku wartość depozytów ulokowa­nych przez klientów w SKOK-ach stopnia­ła o 6,6 proc. Jeśli ten trend się utrzyma, to imperium senatora Biereckiego pod ko­niec roku zachwieje się w posadach.

Na Giertycha
Współpracownik Biereckiego: - Czy sena­tor ma dziś kontakt z prezesem PiS? Oczy­wiście. Co jakiś czas się spotykają.
Człowiek z Nowogrodzkiej: - Jarosław nigdy nie powie tego publicznie, ale na zamkniętych spotkaniach przyznaje, że sprawa SKOK-ów nie jest czysta. Jedną z osób, które przestrzegały go w tej spra­wie, jest Beata Szydło. Prezesa niepokoją transfery do Luksemburga i wyprowadze­nie pieniędzy do prywatnej spółki. No i te wynagrodzenia! Samo to, że Bierecki zarabia 8 min zł rocznie, było dla szefa szokujące.
Jarosław Kaczyński oczywiście nie był­by sobą, gdyby nie wykorzystał proble­mów SKOK-ów do osłabienia pozycji Biereckiego. Ale na wycięcie go z partii się nie odważył, bo za senatorem stoi biznesowo-medialne imperium, wokół które­go zgromadzili się prawicowi politycy i publicyści. A skoro go nie wyciął, to Bierecki przy­stąpił do kontrofensywy: ci­chej, metodycznej i skutecznej.
- Bardzo się cieszę, że se­nator Bierecki będzie startować - mówi „Newsweekowi” poseł Janusz Śniadek.
- Wycofanie się oznaczałoby przyznanie się do winy. Czy PiS go poprze? Z tego, co wiem, to wymyślono inną, równie elegan­cką formułę.
Jak mówią na Nowogrodzkiej - Biere­cki wystartuje „na Giertycha”. Innymi sło­wy, zawarł ze swą partią taki sam układ jak były lider LPR z Platformą. Formalnie bę­dzie kandydować do Senatu jako niezależ­ny, ale PiS nie wystawi mu kontrkandydata; więc w praktyce utoruje mu drogę do reelekcji. Bierecki czuje się na tyle pewnie, że walczy nie tylko o siebie, lecz także o swych współpracowników. Z naszych informacji wynika, że w Białej Podlaskiej, czyli w jego okręgu, ma startować do Sejmu główny ekonomista SKOK-ów Janusz Szewczak. Jego nazwisko na razie znalazło się na liście rekomendowanej przez lokalną strukturę PiS. - Ostateczna decyzja w sprawie mo­jego startu należy do władz partii, ale rze­czywiście dostałem propozycję - przyznaje w rozmowie z nami Szewczak.
Szansę na start wciąż ma lubelski se­nator Henryk Cioch, profesor prawa i ekspert kas. Bierecki liczył też, że do parlamentu jesienią wkroczy w towarzy­stwie swojego brata Jarosława (to członek dziewięciu rad nadzorczych spółek zwią­zanych ze SKOK-ami; według oświadcze­nia majątkowego ma 13 min zł majątku i 3 min dochodów). W sprawie Jarosła­wa na Nowogrodzkiej lobbowali Janusz Śniadek i nowy szef doradców prezyden­ta Dudy Maciej Łopiński, ale na jego start nie zgodził się Kaczyński. - Gdy atmosfe­ra wokół kas się zagęściła, prezes uznał, że dwóch Biereckich w parlamencie to za dużo - twierdzi nasze źródło.
Jednak nawet bez brata mapa politycz­nych wpływów twórcy SKOK-ów układa się w gęstą sieć.
Najwięcej ludzi sympatyzujących z Biereckim jest na Pomorzu. Struktura­mi PiS w Gdańsku i Gdyni kieruje Snia- dek. Z Trójmiasta pochodzą też Łopiński (w przeszłości był doradcą SKOK-ów; ma w kasie kredyt, na zakup mieszkania) i po­słanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk (odziedziczyła po zmarłym mężu 5 min zł długu wobec SKOK-ów). W sejmowej podkomisji zajmującej się kasami dodat­kowo zasiadał poseł Jerzy Szmit (przez lata pracujący w SKOK-ach). Frakcję Bie­reckiego uzupełniają senatorowie Cioch i Grzegorz Czelej, eurodeputowani Bea­ta Gosiewska, Kosma Złotowski i Ryszard Czarnecki. Ten ostatni jest współzałoży­cielem Polskiej Unii Kredytowej, brytyj­skiej „odnogi” SKOK-ów (to niezależna spółka działająca pod brytyjskim nadzo­rem). Jesienią ubiegłego roku, gdy Bierecki naraził się prezesowi PiS chęcią startu w prawyborach prezydenckich, Czarne­cki ogłosił, że rezygnuje z nieodpłatne­go stanowiska we władzach PUK. Jednak w rejestrze brytyjskiego nadzoru Finan­cial Conduct Authority, z którym skon­taktował się „Newsweek”, deputowany PiS nadal figuruje jako „aktywny dyrek­tor” Unii.

Spółka w spółce
Pytani o Biereckiego politycy PiS używa­ją dwóch słów kluczy: nagonka i pseudoafera. Liczby są jednak bezlitosne. Z danych KNF i sejmowej podkomisji do spraw SKOK-ów wynika, że w 40 spośród 52 działających w Polsce kas toczyły się postępowania naprawcze. Dwie kasy upadły, a dwie zostały przejęte przez banki. Bankowy Fundusz Gwarancyj­ny w ciągu roku wypłacił ponad 3 mld zł rekompensat dla kas i ich klientów. To czterokrotnie więcej niż w ciągu 20 lat istnienia BFG wypłacono bankom, które wpadły w tarapaty.
Sieć powiązań, która przez lata naro­sła wokół SKOK-ów, przypomina labirynt nakreślony ręką szaleńca. KNF w zeszłym roku pokusiła się o jego odtworzenie. Pró­by wytropienia w nim przepływów finan­sowych graniczą z cudem, ale dwie kwestie są bezdyskusyjne. Pierwsza to gigantycz­ne zarobki członków władz: według komi­sji w jednym tylko roku w 12 podmiotach wypłacono zarządom i radom nadzorczym 17 min zł wynagrodzeń. Druga to kieru­nek transferów: pieniądze ze SKOK-ów za rozmaite usługi trafiają do luksemburskiej spółki SKOK Holding. Do Polski już nie wracają.
SKOK Holding w gąszczu spółek zaj­muje miejsce centralne, ale wyjaśnienie sensu jej istnienia przysporzyło trudno­ści nawet wiceszefowi KNF Wojciecho­wi Kwaśniakowi, który dwa miesiące temu występował w Sejmie. Luksembur­ska spółka, mówił Kwaśniak, należy do krajowej spółki, która jest kontrolowana przez jeszcze inną spółkę, która z kolei należy do jeszcze innej luksemburskiej spółki...
Jasne było tylko jedno: z kasy w ciągu dwóch lat wyprowadzono do SKOK Hol­ding ponad 140 min zł.

Kasy bez więzi
Kwaśniak przemawiał na posiedzeniu nadzwyczajnej podkomisji finansów pub­licznych, która miała zbadać sytuację w SKOK-ach. Powołano ją w marcu, już po dwóch głośnych bankructwach (gdań­ski SKOK Wspólnota i SKOK Wołomin), a także po doniesieniach mediów o tym, że bracia Biereccy i ich wierny druh Adam Jedliński (prawnik, autor ustawy o SKOK i przyjaciel prezydenta Lecha Kaczyńskie­go) uwłaszczyli się na majątku Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych.
Ze słów szefa KNF, prokuratora gene­ralnego i wprowadzonych do kas zarząd­ców komisarycznych wylania się obraz wstrząsający. Idea działania kas polega na zaufaniu: ponieważ jesteśmy z jednego zakładu czy parafii, więc wierzymy, że po­życzający odda pieniądze, bo inaczej nara­ziłby się na środowiskowy ostracyzm.
Tak rzeczywiście było na początku, ale ustawa z 1995 r. - przygotowana zresz­tą przez ekipę Biereckiego - rozluźniła te więzy. System SKOK-ów całkowicie ode­rwał się od korzeni. Aby zostać członkiem kasy, wystarczyło podpisać papierek. Lu­dzi w SKOK-ach zaczęło szybko przy­bywać: z danych European Network of Credit Unions wynika, że polskie kasy mają ok. 2,1 min członków. Średnio 43 tys. osób na kasę. Największe SKOK-i li­czą grubo ponad 100 tys. członków. W Ir­landii do związków kredytowych należy aż 3,3 min osób, ale tych instytucji jest tam 469. Wypada średnio 7 tys. osób na kasę.
Paweł Pawłowski, zarządca komisarycz­ny SKOK Kopernik, przyznał na posiedze­niu sejmowej komisji: - SKOK Kopernik nie był oparty na więzi członkowskiej. To była firma zbudowana na wzór relatywnie dobrze funkcjonującego przedsiębiorstwa komercyjnego.

Rzeka pieniędzy
Zarządcy mówią o tym, że kasy były dre­nowane przez Kasę Krajową i powiąza­ne z nią spółki. Oprócz samych składek do krajówki musiały jeszcze płacić za wiele innych rzeczy: korzystanie z syste­mu informatycznego, płatniczego, często wynajem nieruchomości itd. Małgorza­ta Żymierska, zarządca komisaryczny w SKOK Wspólnota: - Po niecałym ty­godniu ze zdumieniem stwierdziłam, że jestem zarządcą w wydmuszce. Cała dzia­łalność operacyjna została wyprowadzona do zewnętrznych firm.
Choć Kasa Krajowa wpompowała we Wspólnotę 160 min zł, wyniki się nie po­prawiały. - Ze SKOK Wspólnota szeroką rzeką wypływały pieniądze, które wkłada­li deponenci - mówiła Żymierska. Według niej Wspólnotę oplotło około 50 firm. Na­wet dokumentacja kasy była przechowy­wana w zewnętrznej spółce!
Do tego dochodziło jeszcze fatalne za­rządzanie. SKOK Św. Jana z Kęt (18 tys. członków) przynosił straty od... 2008 roku! Jak mówi jego zarządca komisa­ryczny Teresa Stankiewicz-Haupa, ponad połowa pożyczek była przeterminowana, a w kasie rządzili... były kierowca i jego syn. Wiarygodności kredytobiorców praktycznie nie sprawdzano. Klienci tej kasy mieli szczęście: przejął ich Alior Bank, który zagwarantował ich depozyty.
W SKOK Wołomin dochodziło do re­gularnego wyprowadzania pieniędzy za pomocą kredytów na tzw. słupy. Efekt? Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wyłożyć 2,2 mld zł, by pokryć straty po jego bankructwie. Wcześniejszy upadek SKOK Wspólnota kosztował BFG „tylko” 817 min zł.
Paweł Pawłowski, zarządca komisarycz­ny SKOK Kopernik: - Stosowano nazbyt liberalne zasady dotyczące oceny ryzyka kredytowego.
Ale nie wszystko działało źle. Pawłow­ski był pod wrażeniem działu windyka­cji w SKOK Kopernik: - Był zespół ludzi o nazwie „grupa zgonowa”. Ścigali spad­kobierców: dzieci, wnuków po zmarłych członkach.
SKOK Kopernik nie był w stanie prze­trwać samodzielnie, został przejęty w grudniu 2014 r. przez Bank Pekao SA.
Najbardziej zdumiewającą rzecz powie­dział szef KNF Andrzej Jakubiak: - Poło­wa składu rady nadzorczej Kasy Krajowej to osoby, co do których zarządcy komisa­ryczni złożyli doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tb osoby podejmują decyzje dotyczące ca­łego systemu SKOK.

Akcja-ewakuacja
Podkomisja nie uzyskała odpowiedzi na wiele pytań - między innymi dlatego, że nie stawili się przed nią ci, którzy mogli­by na nie odpowiedzieć. Grzegorz Bierecki, mimo dwukrotnego zawiadomienia, nie pojawił się na obradach. Nie stawił się również Andrzej Duda, niegdyś mi­nister w kancelarii prezydenta Lecha Ka­czyńskiego. Komisja nie dowiedziała się więc, o czym rozmawiali Bierecki i Jedliń­ski, kiedy w listopadzie 2009 r. odwiedzali prezydencką kancelarię. Na decyzję prezy­denta Kaczyńskiego czekała wtedy uchwa­lona przez Sejm ustawa o wprowadzeniu nadzoru KNF nad systemem SKOK-ów. Posłowie nie dowiedzieli się też, dlaczego minister Duda dostarczył do prezydenckie­go Biura Prawa i Ustroju tylko ekspertyzy zamówione przez Kasę Krajową SKOK.
Prezydent Lech Kaczyński ustawę wprowadzającą nadzór zaskarżył do Try­bunału Konstytucyjnego. Zapewnił w ten sposób Biereckiemu i spółce prawie trzy lata swobody na wprowadzenie w impe­rium wygodnych dla nich reguł.
Jeszcze w 2007 r. (już po przegranych przez PiS wyborach) Bierecki zakłada luksemburski SKOK Holding. Przejął on od Kasy Krajowej SKOK udziały w sieci powiązanych z nią spółek (od towarzystw ubezpieczeniowych po biuro podróży Ecco Holiday). Tę sieć powiązań KNF próbowała z dużym trudem odtwo­rzyć. We władzach tej sieci spółek, fun­dacji i spółdzielni powtarza się kilka nazwisk: Grzegorz Bierecki, jego brat Ja­rosław, Grzegorz Buczkowski, Andrzej Sosnowski oraz Adam Jedliński. KNF zaznacza, że nie ma uprawnień, by kon­trolować większość tych podmiotów. Po katastrofie smoleńskiej nowy prezydent Bronisław Komorowski wycofuje z trybu­nału większość zaskarżonych przepisów o nadzorze.
Natomiast bracia Biereccy i Adam Jed­liński zakładają w grudniu 2010 w Sopocie spółdzielnię pracy pod nazwą Spółdziel­czy Instytut Naukowy (SIN). Ledwie tydzień później Grzegorz Bierecki - wów­czas sekretarz Światowej Unii Związków Kredytowych (WOCCU) - dostaje z tejże instytucji pismo, że SIN ma przejąć wart ok. 65 min zł majątek Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych - której skądinąd jest przewodniczącym. Pod li­stem widnieje podpis przewodniczącego WOCCU Pete’a Creara. Pół roku później Crear odchodzi na emeryturę. Bierecki zostaje wiceprzewodniczącym WOCCU, a dwa lata później - jej szefem.
W sierpniu 2011 r. - dzięki wprowadzo­nej zaledwie miesiąc wcześniej zmianie przepisów - SIN przekształca się ze spół­dzielni w spółkę z ograniczoną odpowie­dzialnością. Może więc zacząć wypłacać dywidendy swoim udziałowcom. Ale jed­nocześnie może nadal kontrolować Kasę Krajową SKOK, dzięki przejętym po fun­dacji 75 proc. głosów. To właśnie przez sprawę SIN i przejęcia majątku funda­cji Bierecki na początku marca tego roku został zawieszony w klubie PiS. 13 kwiet­nia śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura.
Na jaw wychodzą ostatnio kolejne infor­macje: 3 sierpnia „Gazeta Wyborcza” opi­sała, jak senator Bierecki i jego koledzy przejęli kolejną spółkę z systemu SKOK-ów - Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajem­nych SKOK (TUW SKOK), które miało gwarantować ubezpieczenie depozytów w kasach. Spółka zebrała ponad 400 min zł składek od SKOK-ów, ale we wrześ­niu 2012 r. jej mniejszościowi udziałowcy (SIN i Fundacja Wspierania Ubezpieczeń Wzajemnych) przejęli jej majątek.
Miesiąc później weszła w życie ustawa o nadzorze Komisji Nadzoru Finansowego nad SKOK-ami. W czasie gdyurzędnicy ko­misji poznawali rzeczywisty stan kas, prze­jęte przez grupę Biereckiego TUW SKOK uciekało przed błyskawicznie nadciągającą katastrofą. W 2012 i 2013 roku wypowie­działo wszystkim kasom umowy o zabez­pieczeniu depozytów. - Przez kilka miesięcy wkłady w SKOK-ach nie były w żaden spo­sób zabezpieczone - irytuje się poseł Marcin Święcicki, przewodniczący nadzwyczaj­nej podkomisji. Na szczęście od końca li­stopada 2013 r. depozyty w SKOK-ach zostały objęte gwarancjami BFG. Inaczej klienci SKOK-ów nie zobaczyliby ani zło­tówki z tego, co do nich wpłacili.

Front obrony Częstochowy
Na posiedzeniach sejmowej podkomi­sji imperium stworzonego przez Grzego­rza Biereckiego bronił jak lew poseł Jerzy Szmit z PiS, przez lata dyrektor regional­nej kasy w Olsztynie. Próbował blokować obrady podkomisji wnioskami formalny­mi, aż posłanka Joanna Mucha z PO złoży­ła wniosek, by wyłączyć go z obrad z uwagi na możliwy konflikt interesów. Szmit za­pewnił, że wraz z objęciem mandatu po­sła rozwiązał wszystkie umowy wiążące go ze SKOK-ami. To ciekawe. Bo sam w swych poselskich oświadczeniach ma­jątkowych do 2013 r. wykazywał zarobki w kasie w Szczytnie, SKOK Stefczyka i To­warzystwie Zarządzającym SKOK Gdy­nia: ponad 62 tys, zł za 2011 r., 76,5 tys. zł za 2012 r. i 300 zł w 2013 r.
Przede wszystkim jednak systemu stwo­rzonego przez Biereckiego i jego współ­pracowników bronią „Gazeta Polska”, portal Niezależna.pl, radio Wnet (korzy­stają z reklam SKOK-ów), portal wPolityce.pl czy wydawane przez spółkę Fratria pisma „W sieci” i „Gazeta Bankowa”. Fra­tria to wspólne przedsięwzięcie braci Mi­chała i Jacka Karnowskich oraz spółki reklamowo-marketingowej Apella należą­cej do SKOK-ów.
Mając tak licznych i wpływowych sprzy­mierzeńców, senator Bierecki nie traci do­brego samopoczucia.
- Liczę na panów głosy - odpowiada, gdy pytamy go o nadchodzące wybory.
- Ale my głosujemy w Warszawie.
- Zapraszam do Białej. Da się oddać głos poza miejscem zameldowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz