piątek, 23 marca 2018

Administracja zbiorowej pamięci





Zdjęcie z broszury Polskiej Fundacji Narodowej, informującej mieszkańców Warszawy o nowych patronach zdekomunizowanych ulic. W ramach akcji ulica 17 stycznia (1945 r. - data wkroczenia wojsk radzieckich do Warszawy) otrzymała nazwę ul. Komitetu Obrony Robotników. Fotografię z 1979 r., zrobioną w trakcie głodówki działaczy KOR w kościele Świętego Krzyża, zaopatrzono stemplem, aby zakryć twarz Adama Michnika. Powyżej - plakat wydany przez PFN




Jedni uważają za bohatera Kuronia, inni „Burego”. Tak jest i już. Należy tylko zadbać, żeby nie brali się za łby na ulicach i żeby nie lała się krew w imię rywalizacji pamięci

Rozmawia Paweł Reszka

NEWSWEEK: Mam książkę Orlando Figesa „Szepty” o życiu codziennym w stalinowskiej Rosji. Na okładce fotografia rodzinna z zamazaną twarzą. To chłopak, który okazał się wrogiem ludu.
PIOTR OSĘKA: W czasie stalinowskiej Wielkiej Czystki w du­żym tempie usuwano postaci z Biura Politycznego. Dochodziło do przeoczeń. Uważni obserwatorzy zauważali na przykład, że na zdjęciach jest więcej nóg, niż wskazywałaby liczba osób sie­dzących przy stole. Na fotografiach Lenin musiał być dostojny, a Trocki nieobecny.
Ministerstwo Obrony Narodowej zrobiło film z okazji rocznicy wstąpienia Polski do NATO. Są prezydent Duda i minister Błaszczak, za to brakuje profesora Geremka i prezydenta Kwaśniewskiego. Internet pęka ze śmiechu!
- Nic tak nie cieszy jak przyłapanie przeciwnika na kłamstwie. W dzisiejszej Polsce operacji pod hasłem: „To Kaczyński był przywódcą strajku w Stoczni Gdańskiej, a nie Wałęsa” - nie da się przeprowadzić.
Ale gdybyśmy powiedzieli: „Jarosław Kaczyński nie był internowany i był ważnym negocjatorem przy Okrągłym Stole, za to Bronisław Komorowski wiele miesięcy spędził internowany i kontestował Okrągły Stół”, to wiele osób powie: „Niemożliwe!”.
- Bo to jest efekt innego rodzaju opowieści. Ona jest bardziej rozmyta, oparta na generowaniu emocji. Na przykład zdanie: „Transformacja ustrojowa się nie powiodła, bo rozbiła ją sitwa es- beków zblatowana z lewakami z KOR i agentami”. Zarzut nieostry, a chwytliwy. Można go popierać strzępami wiadomości, które go uprawdopodobnią. Innymi słowy - nie da się wygumkować Wałę­sy, ale można powiedzieć: „On był przez cały czas agentem; wszyst­ko, co robił, było ukartowane przez komunistów”. Można też grać na nucie nacjonalistycznej, czyli bronić mitu heroicznego narodu.
PRL wyrzucił do kosza II RP, III RP wywaliła do kosza PRL, a IV RP niesie na śmietnik III RP i przydeptuje leżący tam PRL. Historia się powtarza, może tylko z różnym natężeniem.
- Władza radykalna i populistyczna chęt­nie sięga po proste interpretacje historii.
Ale nawet PRL nie wyrzucał całej II RP. Był tam przecież „słuszny” ruch robotniczy, byli komuniści, zdrowe jądro. A reszta była zła; sanacyjno-faszystowska. Za to III RP w sto­sunku do PRL była bardziej zniuansowana.
A teraz nasza historia jest przedstawiana jako starcie ciemiężonego narodu z komunistycz­nym oprawcą. Raz zwyciężają komuniści i wtedy naród cierpi. Ale kiedy indziej ko­muniści dostają łomot od narodu. Nie ma nic pośrodku, światy się nie przenikają. Stąd sło­wa premiera Morawieckiego, że w 1968 r. nie było Polski, tylko komunistyczna okupacja.
Bada pan Marzec ’68. Trudno opowiadać o tamtym czasie jako o walce frakcji w PZPR, a pomijać zwykłych ludzi, którzy klaskali, gdy „syjoniści” odjeżdżali do „Syjamu”.
- Tak - wielu klaskało. Ilu? Nie wiemy. Ale gdy zaczyna się robić badania lokalne, rekon­struować to, co się działo w małych miastecz­kach, włos się jeży na głowie. Donosy płynęły szeroką falą: „ten Żyd i tamten też Żyd i ten na pewno też, bo ma samochód”.
Zacytuję coś: „Ta instytucja szczególnie w świetle sporu polsko-izraelskiego stała się narzędziem antypolskiej propagandy i reprezentuje obce interesy”. To rok 1968 czy 2018?
- „Spór polsko-izraelski” to sformułowanie współczesne. Więc to 2018 r., ale pachnący 1968. Ja mam cytaty absolutnie nie do odróżnienia. Mamy powtórzenie tamtego języka - aż zdumiewa­jące, że w skali 1:1. Przecież piszą to stosunkowo młodzi ludzie. Założę się, że nie czytali tamtej propagandy. Ale jest tradycja, którą w latach 60. podgrzał Władysław Gomułka - potrzeby udowadniania sobie i światu, że cierpieliśmy nie mniej niż Ży­dzi. Na głosy opinii światowej czy głosy ocalonych Żydów, którzy mieli inną optykę, władza reagowała ze złością.
Jakie głosy?
- Żydzi mówili: „Nie tylko Niemcy byli wrogami. Baliśmy się też naszych polskich sąsiadów”.
A reakcja władzy?
- Gazety w PRL w latach 60. pisały o fali antypolonizmu rozle­wającej się po świecie. Władza robi wtedy wszystko, żeby poka­zać naszą pamięć jako jedyną prawdziwą. „Niemcy kupili Żydów, a Żydzi mają już taką naturę, że dadzą się kupić i za pieniądze oplują dobroczyńcę”. W prasie zalew tekstów o Polakach ratu­jących Żydów i o niewdzięcznych Żydach, którzy nie dziękują. Był też wyjątkowo paskudny tekst Ryszarda Gontarza „Samotni wśród współbraci” o żydowskich kolaborantach.
Jest podobieństwo?
- Trudno go nie dostrzec. To niemal kropka w kropkę to, co teraz czytamy w prawicowych pismach: „Musimy przypomnieć o ży­dowskim współudziale w Holokauście”. To dotyczy też polityków. Ich usta mimowolnie wypowiadają słowa sprzed 50 lat.
Jakiś przykład?
- Komisja partyjna w 1968 r. rozlicza błę­dy „Wielkiej encyklopedii powszechnej”. Krytykę wywołuje szczególnie hasło „obo­zy koncentracyjne”. Napisano bowiem, że ginęli tam głównie Żydzi: „A gdzie jest o Polakach? A nasza martyrologia? Polska encyklopedia, wydana za polskie pieniądze, musi bronić polskiej racji stanu!”. Tak samo pacyfikowano teraz Muzeum II Wojny Świa­towej. Władzy chodziło o to, żeby za wszel­ką cenę bronić naszej polskiej martyrologii.
Przez Sejm przeszła ustawa degradująca generała Wojciecha Jaruzelskiego. A według badań 41 procent Polaków ciągle mówi dobrze o stanie wojennym. Martyrologia sobie, życie sobie?
- Ciekaw jestem, czy PiS uda się „operacja Jaruzelski”. Społeczeństwo może na to pa­trzeć niejednoznacznie. To człowiek w mun­durze, musiał podejmować dramatyczne decyzje. Nie ma aż tak wielu takich, którym zadał osobiste cierpienie, za to wielu uwa­ża, że sytuacja była szczególna i musiał coś zrobić, żeby ratować ojczyznę. Ludzie mogą też uznać, że karanie generała, który nie
żyje, jest po prostu małostkowe.
Po co w ogóle są mity? Historia powinna być nauczycielką życia, prawda?
- Jakąś wersją historii żyjemy, jakaś wersja uczona jest w szkole. Nie są to akademickie rozważania, ale spójna opowieść. Ważniej­sze jest pytanie, jaką rolę mit czy pamięć historyczna zajmu­ją w strategii państwa. Obecny rząd administrowanie pamięcią traktuje absolutnie priorytetowo. Władza chce, by pamięć była jedna. No, bo co to znaczy, że jedni mówią: „ale w PRL było faj­nie”, a drudzy: „niepodległość odzyskaliśmy w 1989 roku”? Wszyscy powinniśmy pamiętać tak samo!
Po co?
- Jak to po co? Pamięć historyczna tworzy wspólnotę narodową.
Tylko dlaczego do budowania wspólnoty władza wybiera mit NSZ? Mamy AK, mamy tradycję państwa podziemnego. A premier składa kwiaty akurat przy pomniku formacji, którą można oskarżyć o kolaborację!
- W ogóle NSZ nie bardzo pasuje do opowieści: „nie wolno Pola­kom przypisywać współudziału w Holokauście!”. Narodowe Siły Zbrojne mają na rękach żydowską krew. Zachowały się ich pis­ma polityczne, ulotki, gazetki. Tam piszą wprost, że dobra strona okupacji niemieckiej to wymordowanie Żydów.
Tym bardziej - po co władzy mit NSZ?
- Bo mówimy tak naprawdę o współczesnym konflikcie politycz­nym. Rzecz w tym, że po stronie przeciwników PiS jest więcej naturalnych spadkobierców AK. Tak samo jak w opozycji więcej jest Frasyniuków, Borusewiczów i Komorowskich niż Maciere­wiczów i Kaczyńskich po stronie rządu. Nawet jeśli uznamy, że rola Kaczyńskiego w opozycji była pierwszoplanowa.
A jaka była?
- On robi miny, stosuje niedopowiedzenia, które mają suge­rować, że był Bóg wie kim. Nie był! Był w opozycji, ale nie był działaczem pierwszoplanowym.
Rozumiem, że PiS uznało: skoro AK ma już swoich adherentów, to trzeba szukać gdzie indziej?
- Władza stawia na żołnierzy wyklętych i mówi: „Oni w ogó­le z komuną nie gadali, tylko strzelali! A Kuroń nie strzelał i był w czerwonym harcerstwie. A Michnik niech za brata przepro­si!”. To kontestacja całego opozycyjnego ruchu non violence, który musiał zakładać jakąś formę konsensusu. Ta filozofia do­prowadziła do Okrągłego Stołu, który był jednym wielkim niestrzelaniem do siebie. Czyli - jak gadasz z komuchami, to się i tak skomuszysz.
A wzorem są wyklęci - jak „Bury” i „Ogień”. Oni mordowali ko­muchów, ile wlezie, może czasem zabili jakiegoś cywila, „ale cóż, była wojna”.
Niezłomnych chyba nie wystarcza, skoro poseł PiS, major Ludowego Wojska Polskiego Michał Jach zostaje sprawozdawcą ustawy degradującej Wojciecha Jaruzelskiego.
- Wyklęci nie żyją albo są staruszkami. Ale społeczeństwo - w narracji PiS - dzieli się na potomków zdrajców i potomków bohaterów. W lesie o Polskę walczyli dziadkowie, a dziś ich wnu­ki popierają PiS. Za to w katowniach UB pracowali dziadkowie, a ich wnuki są w totalnej opozycji. Walczy więc trzecie pokole­nie patriotów z trzecim pokoleniem UB. To teza chwytliwa, ale fałszywa, bo pokolenia się ze sobą krzyżują, mieszają...
Wśród antykomunistycznych publicystów są byli przewodniczący POP. Grupa niezłomnych jest więc grupą otwartą.
- No tak: „Ktoś z rodziny był komuchem albo i ty sam? Nie szko­dzi, to znaczy, że przekroczyłeś ograniczenia osobistej przeszło­ści. Skoro stoisz z nami, to możesz z nami stać. A my stoimy tam, gdzie żołnierze wyklęci, a oni tam, gdzie Sierow z Radkiewiczem”.
Z sondaży wynika, że to działa na rynku wewnętrznym.
- To jest prężenie muskułów przed własnym elektoratem: „Obiecaliśmy walczyć z oszczerstwami, to walczymy. Bro­nimy dobrego imienia. I to my mamy rację, bo nasza pamięć historyczna jest prawdziwa”.
A inni, na zewnątrz, akurat w to uwierzą?
- To tak jakby po podwórku chodził facet, łapał każdego za gu­zik i mówił: „Widział pan moją żonę? Jest najładniejsza! Musi pan to przyznać!”. Ale dlaczego komuś ma się podobać cudza żona? Po pierwsze, z gustami bywa różnie. Po drugie, jak ktoś się tak zachowuje, to budzi podejrzliwość. Jest cała dyscyplina: memory studies. Wynika z niej, że próba narzucenia swojej pa­mięci historycznej innym narodom jest prostą drogą do kata­strofy. Ale obecna władza tego nie rozumie. Tak zepsuliśmy sobie stosunki z Ukrainą.
Kijów, mimo naszego gniewu, jakoś nie demontuje pomników Stepana Bandery i nie zmienia ulic nazwanych ku czci Romana Szuchewycza.
- Ukraina ma swoją pamięć i naszej nigdy nie przyjmie. Dyploma­tyczne talenty polegają na przerzucaniu mostów ponad podziała­mi historycznymi; na prowadzeniu dialogu pomimo różnic zdań. A my mówimy: „Żadnych dyskusji. Najpierw stańcie w praw­dzie”. Podobnie jest z Izraelem. Nie da się zaprzeczyć pamięci, która zachowała się w rodzinach ocalałych, a w której powtarza się fraza: „Polacy byli dla nas straszni”. No, co możemy zrobić z tą pamięcią? Nic. Choćbyśmy zbudowali na Zachodzie tysiąc mu­zeów o Polakach ratujących Żydów. Co więcej, neurotyczna pró­ba łapania każdego za guzik: „Pan przecież wie, że moja żona jest najładniejsza...”, powoduje zdziwienie: „O co właściwie chodzi?”.
Świat niespecjalnie interesował się historią Polski, prawda?
- Prawda. A teraz interesuje się, ale tylko jednym wycinkiem. I wszyscy zaczęli się zastanawiać: co za łajdactwa oni wyczynia­li tym Żydom, dlaczego tak histerycznie zabraniają o tym mó­wić? Kiedyś Barbra Streisand zakazała fotografować swoją willę. Natychmiast wszyscy chcieli zobaczyć na zdjęciu, jak mieszka.
Dookoła mamy podobny modus operandi. Ukraińcy mają swoją wersję, Rosjanie swoją. Tylko Niemcy przepracowali własną historię - fakt, że pod okiem wojsk okupacyjnych.
- Nie zapominajmy, że najpoważniejsze rozliczenie się z histo­rią nastąpiło później, gdy wojsk okupacyjnych nie było. W czasie buntu ’68 roku młodzi Niemcy zaczęli pytać ojców: „Co robiłeś w czasie wojny?”. I domagać się: „Pokaż, co masz wytatuowane pod pachą”. Były zaskakujące odkrycia - szacowny burmistrz i pół rady miasta to weterani SS.
A co do Rosji - wiemy, jaka jest polityka historyczna Władimira Putina. Pytanie, czy chcemy akurat do niego równać? Czy to ma być dla nas wzór? On jest skuteczny w promowaniu oficjalnej wer­sji pamięci historycznej, ale tylko na użytek wewnętrzny. A prze­de wszystkim jest skuteczny we wsadzaniu opozycji do więzienia.
Wróćmy do Polski. Po 1989 r. była duża liczba opozycjonistów, których nie słuchano, którzy byli zepchnięci na margines. Świętej pamięci Anna Walentynowicz czy Kornel Morawiecki tradycyjnie robili za wariatów, oszołomów. Czy obecna polityka pamięci nie jest reakcją na odrzucenie?
- PiS mówi: „Wygraliśmy, przywracając Polakom godność, po­zwoliliśmy czcić bohaterów”. Ale jest pan pewny, że dlatego partia Kaczyńskiego wygrała? Przecież to był skomplikowany proces - PO popełniła serię błędów. Był problem uchodźców, wiek emerytalny, pojawił się Kukiz’15 itd. Może PiS tylko trafi­ło strzałą w drzewo, a teraz wokół niej narysowało piękną tarczę z napisem: „Pamięć historyczna, godność Polaków”?
Czy ja wiem? Wyjrzymy przez okno i zobaczymy wielu młodych ludzi w koszulkach sławiących żołnierzy wyklętych. W bluzach z rysunkiem opaski powstańczej.
- Pamięć historyczna i jej celebrowanie zostały przejęte przez te warstwy społeczeństwa, które się wcześniej historią nie intereso­wały. Na przykład kult żołnierzy wyklętych przejęli kibice. Zresz­tą mam wrażenie, że rząd chciałby tak właśnie przedstawiać nasz konflikt o tzw. prawdę historyczną z Izraelem czy Ukrainą. Oni chcą strzelić nam gola, to my im też. Kto nie kibicuje polskiej reprezentacji?
III RP nie była zainteresowana historią, jakby się jej wstydziła. Nikt nie chodził na marsze 11 Listopada, to w końcu ktoś zaczął.
- Oglądałem ostatnio filmy z 11 Listopada. Patrzyłem, jak oni idą. I to nieprawda, że większość manifestantów to rodziny z dziećmi. Większość to faceci młodzi, napakowani, wściekli.
Mówi pan: „oni szli”. Chyba trzeba powiedzieć: „my szliśmy”. Po prostu jedni szli, a inni nie szli. Ale nie można chyba oddzielić jednych od drugich? Bo jak?
- Tak, razem jesteśmy Polakami. Tyle że z różnymi pamięciami historycznymi. W II RP na 3 Maja było siedem pochodów i jesz­cze te pochody się biły. Nie jest to dobry wzór. Ale trudno ocze­kiwać, że nagle w Polsce uda się uzyskać jakąś wspólnotę. Jedni uważają za bohatera Kuronia, inni „Burego”. Tak jest i już. Należy zadbać, żeby nie brali się za łby na ulicach i żeby nie lała się krew w imię rywalizacji pamięci.
Może dobrym pomysłem byłby wspólny marsz na 100-lecie niepodległości?
- Próba przedstawienia 100. rocznicy niepodległości jako tego, co ma przyćmić spór polityczny, jest bez sensu. Bo jak? „Podajmy sobie rękę na zgodę, świętujmy razem. Tylko nie mówmy o kon­stytucji, sądach”? Sztuczna próba budowania narodowej zgody w imię tego, że jesteśmy Polakami? Komuniści byli specjalistami od tego, że Polak z Polakiem się zawsze dogada. Nazywało się to Front Jedności Narodu.
W Polsce co jakiś czas zrzuca się pomniki. Taką mamy tradycję: carskie, sanacyjne, komunistyczne. Co robić z tymi, które teraz powstają? Zdemontować? Czy w imię zgody zachować?
- Czułbym niesmak, gdybym miał obalać pomniki Lecha Kaczyń­skiego. Nie uważam, by był dobrym prezydentem, ale był szla­chetnym człowiekiem. Obecnie składane mu uznanie uważam za przesadne, ale skoro już zostało złożone, to musi tak zostać. Sprzątanie po poprzednikach może wyzwolić tylko złe emocje. Pomniki muszą zostać, szkoda tylko, że są takie brzydkie. To ta­kie monidła, które czasem nawet nie przypominają Lecha Ka­czyńskiego. Może trzeba będzie się zrzucić na jakiś ładny pomnik byłego prezydenta?
Dr hab. Piotr Osęka jest pracownikiem Zakładu Najnowszej Historii Politycznej Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jego najnowsza książka to „My, ludzie z Marca. Autoportret pokolenia ’68”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz