czwartek, 8 marca 2018

Wolny Polak



Senator Waldemar Bonkowski to taka esencja PiS. Ale nierozcieńczony przestał być strawny nawet dla Jarosława Kaczyńskiego, który całe lata tolerował bulwersujące wypowiedzi wiernego działacza.

Mówi o sobie, że jest żołnie­rzem frontowym PiS, wol­nym Polakiem, nieogłupionym i niepokornym.
Za Dmowskim - „drugim po Józefie Piłsudskim wielkim Polaku” - lubi powtarzać: „Jestem Polakiem - więc mam obowiązki polskie”. Te obowiązki widzi zaś w walce z: „grabarzami Polski”, „czerwoną zarazą”, „konfidentami”, „try­umfującą tęczową gangreną”... Chętnie wypisuje tego typu hasła na transparen­tach. Bywalcom demonstracji PiS są do­brze znane: bijące po oczach napisy, nie­kiedy uzupełnione fotomontażami, zwykle na żółtawym tle; obraźliwe lub przestrze­gające rodaków - to znak rozpoznawczy Bonkowskiego. Takich banerów natworzył już koło setki; jeździ z nimi po kraju, a zdarza się, że i poza granicami - jak rok temu, kiedy po słynnej brukselskiej poraż­ce rządu PiS (1:27) maszerował po Buda­peszcie z tabliczką: „Mr. Orban. You hurt your polish brothers. Why?!” (Panie Orban, dlaczego rani pan polskich braci?). Rozcza­rowany tym, że prezydent Węgier poparł jednego z jego największych wrogów, czyli Donalda Tuska.
   Właśnie z takiej działalności był dotych­czas znany, nawet we własnej partii, choć przy Jarosławie Kaczyńskim jest od blisko 30 lat - zakładał PC w Kościerzynie, a póź­niej był jednym z pierwszych członków PiS. Szerszej publiczności dał się poznać dopiero w lipcu 2017 r., kiedy obrońców demokracji i niezależności władzy sądow­niczej wyzywał w Senacie od upiorów bol­szewickich, ubeckich wdów, oczadzonych, pożytecznych idiotów. Wówczas PiS nie zareagował. Zresztą, nie było jak - partia musiałaby przecież zacząć od upomnienia samego prezesa, który kilka dni wcześniej wykrzykiwał w Sejmie do posłów opozycji, że są kanaliami i mają zdradzieckie mordy.
 
Teraz o Bonkowskim znów jest głośno i to w najmniej dla partii odpowiednim momencie. Wszystko za sprawą filmu „Jak Żyd Żyda gonił na śmierć...”, który udostęp­nił na swoim Facebooku. Film zmontowa­no z nazistowskich materiałów propagan­dowych przygotowanych w warszawskim getcie, które miały kompromitować Żydów - widać na nim, jak żydowscy policjanci biją mieszkańców getta. Senator PiS opubliko­wał go w samym środku konfliktu z Izra­elem o nowelizację ustawy o IPN.
   - Tu nawet nie można powiedzieć, że to była kropla, która przelała czarę, bo to było po prostu wiadro - komentuje Karol Karski, rzecznik dyscyplinarny PiS. Kiedy tylko sprawę nagłośniły media, pre­zes PiS, żeby nie zaogniać jeszcze bardziej sytuacji, zawiesił Bonkowskiego. Na tyle pozwala mu statut. Dalej jest Komitet
Polityczny, który „jak się zbierze, to się zbierze”, ale - jak podkreśla Karski - decy­zja już zapadła: - Sprawa jest przesądzona. Jego już praktycznie nie ma w PiS.
   Nie dla wszystkich w PiS jest to jednak tak oczywiste. Jak tłumaczy jeden z posłów:
- Waldek jest wielką mozaiką różnych od­lotów, nawiedzenia. Ale wbrew pozorom jest w tym coś racjonalnego, bo prezentuje sposób myślenia wielu ludzi. Poseł opo­wiada, że widać to szczególnie w terenie, na tzw. wschodniej ścianie, gdzie ludzie dalej pytają o różne „żydowskie spiski”.
   Sam senator wciąż nie widzi nic na­gannego w powielaniu tego typu filmi­ków: - Wstyd? Ale za co? Wystarczyło ten film obejrzeć - z mojej strony tam nie ma żadnego antysemityzmu. Ten film jest na wszystkich stronach, także w instytucie Yad Vashem. To materiał historyczny, który pokazuje, jak współbracia robili krzywdę swoim rodakom. Tego typu filmy były pre­zentowane w Norymberdze, na ich podsta­wie skazywano oprawców. Zamieściłem go bez komentarza, żeby każdy mógł spraw­dzić źródło i sam ocenić materiał. A uwagę, że to materiał przygotowany przez propa­gandę III Rzeszy, zbywa: - A jaki miał być? Przecież nikt inny wtedy filmów nie krę­cił! A czy w Polsce wszystkie filmy kręcone w PRL też są komunistyczną propagandą?
   Na swoim fejsbukowym profilu już wcześniej udostępniał podobne w wymo­wie treści - próbujące wybielić niechlubne fragmenty polskiej historii, udowodnić ko­laborację Żydów z Niemcami albo sugero­wać, że za wszystkim stoi chęć wyciągnię­cia od Polaków pieniędzy za drugą wojnę. Przekaz trafiał na podatny grunt - w inter­necie szowinizm i antysemityzm objawia­ją się już z imienia i nazwiska, mają twarz uśmiechniętej starszej pani albo dumnego ojca, widać, skąd pochodzą, gdzie pracują lub się uczą. Bonkowski może więc liczyć na wsparcie. W komentarzach piszą o tym, że „PiS okazało się żydowską partią”, że ka­ranie senatora to wstyd i hańba. Zostawiają też deklaracje: „Trwaj Panie Senatorze lud jest z Panem”.
   Partyjni koledzy starają się być wyrozu­miali - przynajmniej w oficjalnych rozmowach. Wypowiedzi i zachowania Bonkow­skiego próbują tłumaczyć „wyrazistością”, stylem bycia. - Pan senator jest wyrazisty i tyle. Znam go od lat, może pewne rzeczy powinien czasem bardziej miarkować, ale trudno go w jakikolwiek sposób skrajnie potępiać - mówi jeden z członków władz klubu PiS. - On zawsze miał taki swoisty sposób bycia i manifestowania swoich po­glądów. Jest ekspresyjny, mówi, co myśli, a myśli czasami niepoprawnie politycz­nie. Ale kiedy przekroczył granicę, wszczę­to stosowne postępowanie - zapewnia Marek Ast. Stanisław Piotrowicz dodaje:
- Politycy muszą być bardziej powściągli­wi. To, co może przeciętny obywatel, tego nie może polityk.

W Senacie Bonkowski nie ma dobrej opinii. Jakby nie odnalazł się w este­tyce obecnego ugrupowania Kaczyń­skiego i zatrzymał się na etapie Porozu­mienia Centrum - poetyce ówczesnych haseł i formie ich prezentowania. Obóz PiS jest karny, otwarcie nie pozwala sobie na krytykę działań partii, a szczególnie inicjatyw prezesa. Tymczasem Bonkowski nie boi się atakować nawet własnego środo­wiska, jeśli akurat coś mu nie pasuje - tak było choćby w przypadku noweli ustawy o ochronie zwierząt. Do jednego worka włożył tu wszystkie nośne na prawicy ha­sła: aborcję, eugenikę i eutanazję - do walki z którymi ponoć jego partii brakuje deter­minacji - i przeciwstawił je: patriotyzmo­wi, nauce Kościoła oraz „konserwatywnej tradycji polskiej”, z którą prawa zwierząt „stoją w rażącej sprzeczności”.
   - No wstyd za niego... To bardzo prosty człowiek, mówi to, co myśli, a takie ma po­glądy - przyznaje polityk PiS. Zaś senator z PO uzupełnia: - Marszałek Karczewski niekiedy udaje, że nie widzi, jak Bonkowski zgłasza się z pytaniem. Bywa, że przepra­szają za niego, bo jest wulgarny, obraża nas. To taki ubogi intelektualnie człowiek.
   Bonkowski odpiera te zarzuty: - Ja jesz­cze nigdy nie wyraziłem się wulgarnie. Używając takiego slangu młodzieżowego: jadę po bandzie. Ale nikogo nie obrażam, bo do ludzi mam szacunek. Jeśli coś ataku­ję, to zjawisko, złe rzeczy. Używając przy­kładu z baneru Bonkowskiego wygląda to mniej więcej tak: „Dziś lesby-geje, jutro zoofile, kto pojutrze? To nie demokracja - to syfilizacja”. A z Senatu: „Powiem nawet kolokwialnie: syf, kiła i mogiła. Tych ludzi się nie da ucywilizować” - to o uchodźcach. A wszystko obok egzaltowanej pobożności i patriotyzmu; jakoś mu się to nie wyklucza.
   Długo był trzymany z dala od politycz­nego świecznika - dostawał, co prawda, miejsca na kolejnych listach do Sejmu, ale te niebiorące. Dopiero w 2015 r. uda­ło mu się wejść do parlamentu - i to pro­sto do Senatu: izby wyższej, izby refleksji, w której na 100 senatorów 96 ma obecnie wyższe wykształcenie. A on jako jedyny ledwie po zawodówce, wyuczony na sto­larza tapicera. Choć zarazem jeden z najbogatszych polityków w woj. Pomorskim - właściciel dużego gospodarstwa rolnego, wartego 7,5 mln zł, ze sporymi oszczędno­ściami na koncie, kilkoma samochodami i 7-hektarowym ranczem w Jednówce pod Kościerzyną.
   Kaszub od urodzenia (1959 r.), naj­młodszy z piątki rodzeństwa, z domu, w którym się nie przelewało. W trakcie rozwodu. Jego żona Hanna kilka miesię­cy temu opowiedziała dziennikarce „GW” o dramacie, jaki jej zafundował: o przemo­cy, groźbach pistoletem i kochance, którą miał poznać podczas prawicowej eskapady na Węgry. I o tym, że próbuje z niej zrobić osobę chorą psychicznie. - To moja oso­bista sprawa. Moja małżonka jest osobą emocjonalnie niezrównoważoną. Nigdy nie stosowałem przemocy wobec niej - uci­na Bonkowski.
   Senatorowie PiS tłumaczą, że znalazł się w parlamencie przypadkiem - „wychodził sobie” miejsce na liście, ale trochę na od- czepnego, w okręgu, w którym „nie miał szans”. Bo startował tam - jak się wydawa­ło - mocny kandydat PO: były wojewoda pomorski i ówczesny senator Roman Za­borowski. Wystawienie Bonkowskiego po­noć uśpiło jego czujność; nie przyłożył się do kampanii, trochę głosów podebrał mu kandydat lewicy i tym sposobem przegrał. Bonkowski z wynikiem lepszym o 3 tys. głosów dostał mandat. Ot, uroki JOW.
   Waldemar Bonkowski widzi to trochę inaczej: - Nie przez przypadek, bo w matecz­niku Platformy. Ponad 60 tys. ludzi mnie wybrało, a nie byłem wcześniej parlamen­tarzystą. Ludzie mnie na Kaszubach znają i tak jak ja myśli większość Polaków, nie jestem w tym odosobniony. Kolokwialnie mówiąc: sroce spod ogona nie wypadłem.

To taki typ polityka wiecowego. Po­trzebny w każdej partii, choć niekoniecz­nie na eksponowanym stanowisku. Taki, który wmiesza się w tłum, będzie podgrze­wał emocje, zaintonuje pieśń lub zachęci do skandowania. Zorganizuje ludzi i trans­parenty - niby oddolnie, bez partyjnych emblematów, z hasłami, pod którymi nie wypada zamieścić oficjalnego logo. - Ale do izby refleksji, gdzie jest więcej profeso­rów, Waldek pasuje już trochę mniej, żeby nie powiedzieć wcale - mówi jeden z poli­tyków obozu rządzącego. Podobno prezes miał tego świadomość.
   Jako wiernego żołnierza, który znał się z Lechem Kaczyńskim (gościł go nawet u siebie), nagradzano go w inny sposób - za pierwszego rządu PiS został prezesem podległej Enerdze spółki Bielnik (później skazano go na karę grzywny za nakłanianie do fałszowania dokumentów); był radnym sejmiku pomorskiego; na wniosek Jarosła­wa Kaczyńskiego dokooptowano go nawet do Rady Politycznej PiS. Ale - jak twierdzi żona - Bonkowski uwielbia być popularny. Senat dał mu ku temu okazję.
   I może to dobrze. Bo szczerość i prosto­linijność senatora Bonkowskiego jest odtrutką na wygładzony propagandowo obraz PiS. W końcu senator PiS sroce spod ogona nie wypadł.
Malwina Dziedzic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz