czwartek, 15 marca 2018

Między prawdą a Dziębą



Miały być poważne zarzuty pod adresem kandydata PO na prezydenta Warszawy, wyszła kilkudniowa zadyma medialna, w wyniku której najbardziej skompromitował się sam oskarżający. Dawni znajomi mówią o jego taktyce: „Ziarnko prawdy i galaktyka zmyśleń”. Z„ nawróconego” rycerza, który ujawnia brudy dawnej władzy, pozostał tylko szantażysta. Im więcej wiemy o Michale Dziębie, „złotym chłopcu Platformy”, tym bardziej groteskową jawi się on postacią

 Marek Pyza Marcin wikło

Kokaina, sex party, romans z pracownicą biura, przyję­cie „pod stołem” 150 tys. zł na kampanię wyborczą w 2009 r. - takie zarzuty Michał Dzięba ni stąd, ni zo­wąd sformułował pod adresem Rafała Trzaskowskiego 21 lutego. Jego wpis na Facebooku podjęły wszystkie media. Wyglądało to na mocny cios wymie­rzony w kandydata PO na prezydenta Warszawy. Tym mocniejszy, że z Dziębą dobrze się znają. Przez rok pracowali w brukselskim biurze, gdy Trzaskow­ski był europosłem, a Dzięba załatwia- czem przeróżnych spraw w otoczeniu najważniejszych polityków Platformy.
Nazywano go nawet „pierwszym ka­drowym skarbu” - bo działał zwłaszcza w obszarze państwowych spółek, które nadzorował jego pryncypał.

FANTASTA Z SiECI
Gdy przed dwoma tygodniami rozpo­czął atak na Trzaskowskiego, polityk PO natychmiast stwierdził, że to wszystko bzdury, a Dziębę czeka proces. Mijały dni, były minister cyfryzacji pozwu nie składał. Do prokuratury poszedł za to (5 marca) Dzięba. Na briefingu bez ogródek oświadczył dziennikarzom, że jego celem jest wyeliminowanie Trzaskowskiego z życia politycznego. Zaczyna się więc głębsze prześwietlanie oskarżającego. Dopiero wtedy się oka­zuje, że jego wiarygodność jest krucha.
   Ale najpierw cofnijmy się o kilka tygodni.
   Pod koniec ub.r. Michał Dzięba nagle uaktywnił się w mediach społecznościowych, jego wpisy stały się publiczne. Spójrzmy na najciekawsze. Ocenia, że sekretarz generalny PO zwariował, za Grzegorza Schetynę jest mu wstyd, a rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz powinna zwrócić pieniądze za Noakowskiego 16. Uderza przede wszystkim w dawnych politycznych kolegów.
   11 stycznia publikuje... spis treści sta­tutu ruchu społecznego „Obywatele dla Polski”. Skrót tej nazwy znajdu­jemy w wielu jego wpisach. Wreszcie Dzięba pojawia się w koszulce z logo organizacji, która. nie istnieje. Pod tą nazwą działa na Facebooku jakaś grupa z Kłodzka (wspierająca „Kluby Obywatelskie” Platformy) i kolejna - nieaktywna od listopada. Dzięba nie ma z nimi nic wspólnego.
   12 stycznia nasz bohater ogłasza światu, że odbył „bardzo dobre, przy­padkowe spotkanie w garażu hotelu Hilton” z szefem CBA. Ernest Bejda miał mu obiecać, że „inteligentny pracownik CBA wysłucha historii korupcji profe­sora Gawlika przez prezesa KGHM Herberta Wirtha”. Jak wynika z naszych informacji, o swojej „rozmowie” z Bejdą Dzięba poinformował nawet... samego premiera, wysyłając mu wiadomość za pomocą jednej z aplikacji mobilnych.
   Są powody, by podejrzewać, że mamy do czynienia z fantastą i internetowym trollem. Ale idźmy dalej.
   13 stycznia Dzięba publikuje zdjęcie sugerujące, że to okładka planowanej książki. Tytuł: „Moja Platforma. Historia jednej partii”. Poniżej autorzy: Michał Dzięba, Marcin Rosół, Piotr Nisztor, Warszawa 2019. W komentarzach od­zywa się Marcin Rosół (b. szef gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, skompromitowanego w aferze hazardowej). Stanowczo prosi, by usunąć jego nazwisko, choć nazywa Dziębę swoim przyjacielem. Nisztor (dziennikarz „Gazety Polskiej” i TV Re­publika) nie reaguje. Oficjalnie w spra­wie Dzięba vs Trzaskowski pojawi się dopiero za miesiąc.
   W międzyczasie Dzięba objawi nam się jeszcze jako zwolennik Zbigniewa Ziobry, Jarosława Kaczyńskiego i słu­chacz Radia Maryja. Dwa dni później opowie o rzekomych perwersjach Ra­fała Ziemkiewicza.
   Pod jego wpisami coraz częściej na­potykamy komentarze od dawnych znajomych w stylu: „Jakbyś potrzebo­wał porady lekarskiej, daj znać. Masz ogromne problemy sam ze sobą”.

LEKI I DOZÓR POLICYJNY
Gdy przed budynkiem prokuratury Dzięba był dopytywany, dlaczego ze złożeniem zawiadomienia czekał dziewięć lat, nie znalazł przekonującej odpowie­dzi. W licznych tego dnia wywiadach nie potrafił też wytłumaczyć swojego stanu zdrowia. Wątpliwości zasiewa to, że przez kilka tygodni przebywał na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach. Zarzeka się, że nigdy nie przyjmował żadnych leków na dole­gliwości psychiczne. Gdy dziennikarz Onetu zapytał o kilka konkretnych farmaceutyków, Dzięba obruszył się, że jego rozmówca bezprawnie wszedł w posiadanie jego dokumentacji me­dycznej. Czyli leki były. Niezadowo­lony z programu złożył na dziennikarza doniesienie do prokuratury.
   W tej samej rozmowie okazało się, że Dzięba objęty jest dozorem policyjnym i zakazem zbliżania się do byłej part­nerki. Wiarygodność topnieje w oczach.
   Docieramy do jego dawnych zna­jomych. Nikt nie chce mówić pod nazwiskiem. Obawiają się kłopotów - stalkingu, szantażu, fałszywych oskar­żeń o wszystkie grzechy świata. - Nie poznaję człowieka. To jakby nie on. Kiedyś był bystrym facetem. Dziś jego wypowiedzi przypominają chaotyczny strumień świadomości - słyszymy.
   Kolejna osoba: - W tym, co Michał mówi, zawsze jest ziarnko prawdy i ga­laktyka zmyśleń. Weźmy np. ten romans w Brukseli. Owszem, był, ale nie z udzia­łem Rafała, lecz innego człowieka. Albo te kolejne zarzuty o łapówki przy prze­różnych sprawach, którymi sypie teraz jak z rękawa. Na żadną nie ma dowodów. Ale część z nich pewnie będzie pasować do łatki platformersów-aferałów, więc media mogą to podchwycić.

SZANTAŻYSTA
Najpoważniejszym (politycznie i biznesowo) zarzutem, jaki Trzaskowskiemu stawia Dzięba, jest przyjęcie 150 tys. zł od Marcina Cioka na kampanię wybor­czą. Zanim Dzięba opowiedział o tym publicznie, miesiąc wcześniej wysłał Ciokowi (dawnemu koledze, z którym próbował robić interesy) wiadomość: „Jeśli chcesz zamknąć papierową umową rozliczeniową swoje zobowią­zania z tytułu projektu EC Ursus, to rachunek jest dosyć prosty: 1,8 mln pln plus odsetki od 04/06/2012. Proponuję czas do namysłu: 24 h”. Dalej m.in. stra­szy swoją „cenną wiedzą”, którą „potrafi wymieniać na inne rzeczy”. Kolejnego dnia: „We wtorek wracam z Nicei i or­ganizuję Ci piekło: Ujazdowskiego 9, wejście od Szucha”. To adres CBA, a cała korespondencja - klasyczny szantaż.
   Ciok stanowczo stwierdza, że Dzięba buja w obłokach. Składa do prokura­tury doniesienie w sprawie szantażu. Tego samego dnia jego kolega dostaje wiadomość od Dzięby; na zdjęciu obok numeru telefonu do dyrektora Depar­tamentu Operacyjno-Śledczego CBA przekaz: „Ja dziś jestem nie do ruszenia”.
   - Marcin pociął się z Michałem już w 2012 r. - mówi nam ich wspólny zna­jomy. - Mało brakowało, a by się pobili. Od pewnego momentu rozmawiali tylko przez prawników. Dzięba domagał się od Cioka jakichś nienależnych pie­niędzy. Z tego, co wiem, to teraz próbuje wyciągać kasę nie tylko od Marcina, lecz i od innych dawnych znajomych. Stra­szy „obyczajówką” - dodaje.
   Nasz rozmówca pokazuje wiado­mość, którą rozsyłał Dzięba. Na zdję­ciu kobieta w bieliźnie, rzekomo pro­stytutka, która ma mieć dużą wiedzę o seksimprezach polityków i biznes­menów. Następnie pokazuje twitterowe konto Nisztora. A tam to samo zdjęcie (z zamazaną twarzą) i słowa: „To jedna z tych pań, które wiedzą sporo o ostrych imprezach z udziałem wpływowych i bardzo wpływowych”. Poniżej kolejny tweet: „Jeśli prawdą jest, że kilka eks­kluzywnych warszawskich panienek notarialnie poświadczyło szczegóły imprez, w których uczestniczyły, to w najbliższej przyszłości będzie mega turbo grubo. I to kto wciągał, będzie najmniejszym problemem”.
   To Nisztor najmocniej promuje Dziębę w mediach, aż dwukrotnie w ostatnich dniach przeprowadził z nim duże wywiady (w TV Republika oraz Polskim Radiu 24). Jak mówią nasi informatorzy, nie ma w tym przypadku. Ani w tym, że Dzięba zamieścił nazwi­sko Nisztora na rzekomo planowanej książce o PO. Obaj panowie mają się znać co najmniej od 2012 r.
   Warto więc zapytać: co łączy pra­wicowego dziennikarza śledczego ze „złotym chłopcem Platformy”? Dość powiedzieć, że mają wspólnych wro­gów, i to nie tylko wśród polityków PO. Ale to temat na inną opowieść.
   Nie ulega wątpliwości, że Michał Dzięba ma potężną wiedzę o zakuli­sowych rozgrywkach w Platformie, układach i układzikach w spółkach skarbu państwa w czasie rządów Do­nalda Tuska, a może i niewyświetlonych jeszcze przekrętach, którymi powinien się zająć prokurator. Dużo też pewnie wie o sprawach prywatnych, których ujawnienia dawni zamożni znajomi mogą się obawiać. Trudno jednak przypuszczać, by po szarży tego pana wymierzonej w Rafała Trzaskowskiego, nadaktywności w internecie i zarzutach bez pokrycia ktokolwiek rozsądny mógł w przyszłości jego rewelacje potraktować poważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz