poniedziałek, 14 września 2015

Bałtyk moja własność



W penthousie hotelu „Bałtyk” gościł nie tylko Piotr Duda, ale też jego żona, córka i rodzina zięcia. Przy ich obsłudze pracowali ludzie na umowach śmieciowych. Ujawniamy nowe fakty o ekstrazarobkach szefa Solidarności.

MICHAŁ KRZYMOWSKI, WOJCIECH CIEŚLA

Ochroniarz: 4,5 złotego na godzi­nę, dwudziestoczterogodzinne dyżury.
Kelnerka: 980 złotych na rękę po 20 la­tach pracy.
Pracownik fizyczny: 9,5 złotego za godzi­nę, po zmuszeniu do przejścia na śmieciówkę - już tylko 5,5 zł.
Magazynierka: działaczka Solidarno­ści, przez 16 lat społeczny inspektor pra­cy, zwolniona bez powiadomienia związku zawodowego.
To pracownicy należącej do NSZZ So­lidarność spółki Dekom. Członkiem rady nadzorczej Dekomu jest przewodniczący związku Piotr Duda.
Tydzień temu w tekście „Hotel robot­niczy” opowiedzieliśmy, jak przewod­niczący odpoczywa od zmagań z biedą i wyzyskiem pracowników. Opisaliśmy jego wczasy w luksusowym apartamencie kołobrzeskiego hotelu „Bałtyk” kosztują­cym 1300 złotych za noc, wyszywane ręcz­niki dla psa, jedzenie i alkohol na koszt spółki, kartony z wędzonymi rybami w ba­gażniku przy wyjeździe, darmowe zabiegi odnowy biologicznej.
Oto dalsza część tej historii. O Dudzie opowiadają związkowcy, kelnerzy, pracow­nicy fizyczni ośrodka, o którym szef Soli­darności powiedział na swej konferencji prasowej: „moja własność”.


Teściowa spod windy
Gdańsk, 8 września, dzień po publikacji tekstu „Hotel robotniczy”. W siedzibie Ko­misji Krajowej Solidarności Piotr Duda krzyczy do kamer zza długiego stołu: - Moja teściowa nie żyje od ponad 20 lat, a teść ni­gdy nie był w Kołobrzegu, ale cieszę się, że przynajmniej moja świętej pamięci teścio­wa mogła za pośrednictwem „Newsweeka” zobaczyć Kołobrzeg.
O co chodzi?
Jeden z naszych rozmówców, były dy­rektor hotelu Marcin Zdunek (rozmawia­jąc z nami do poprzedniego tekstu, chciał zachować anonimowość, teraz zgodził się jednak ujawnić swe nazwisko), tak opowiadał o Dudzie: - Jego majowy po­byt kojarzę bardzo dobrze. Pamiętam, że spotkaliśmy się przy windzie, przedsta­wiał mi żonę i teściów.
Ten fragment artykułu był jedynym, który Duda dementował jednoznacznie i konkretnie - cała reszta to manipulacja i polemika z kwestiami, których w tekście w ogóle nie było. Po konferencji Dudy za­dzwoniliśmy jeszcze raz do Zdunka. Me­nedżer z niczego się nie wycofał. Z jego opowieści wynika, że któregoś dnia na­tknął się przy hotelowej windzie na prze­wodniczącego i jego gości. Ci zostali mu przedstawieni jako „żona i teściowie”.
Marcin Zdunek rozstał się z „Bałtykiem” za porozumieniem stron w lipcu tego roku. Autoryzowany wywiad z nim publikujemy na kolejnych stronach.

Z kim masuje się przewodniczący
Jeszcze raz przeglądamy dokumentację z ostatniego pobytu szefa Solidarności w „Bałtyku” 18-22 maja tego roku. Poko­je na jego przyjazd zostały zarezerwowa­ne z dwumiesięcznym wyprzedzeniem na prośbę wiceprezesa Dekomu Arkadiu­sza Koseckiego. Były to dwa apartamenty: 1708 (najlepszy w hotelu, nazywany przez obsługę „pokojem Dudy”) oraz - jak to określił wiceprezes - „ten drugi od strony morza”. Ustalamy, kto w maju był z Dudą w hotelu.
Wskazówkę znajdujemy w archiwum od­nowy biologicznej uzdrowiska „Bałtyk” - to ewidencja zabiegów Dudy i jego znajome­go Romana Juliusza S. (w bazie zabiegowej „Bałtyku” odnotowany został pod swoim drugim imieniem i nazwiskiem partner­ki, Iwony K.). W dokumentacji jest adno­tacja: obaj - wraz z partnerkami (w kartach  zabiegowych jest mowa o żonach) - tego samego dnia korzystali z identycznych za­biegów: hydrojetu i masażu vitality. Do gabinetów wchodzili jedni po drugich - państwo K. o 15.20 i 15-40, Dudowie o 15.40 i 16.00.
Iwona K. i Roman Juliusz S. mieszka­ją w Gliwicach, rodzinnym mieście Piotra Dudy. Pan S. prowadzi spółkę produku­jącą tworzywa sztuczne, Iwona K. jest jej prokurentem.
Nazwisko K. nosi także córka przewod­niczącego Solidarności Sabina, od sierp­nia ubiegłego roku żona Piotra K. Na jej publicznym profilu na Facebooku znajdu­jemy fotografię ze ślubu: zaraz za parą mło­dą stoją starsi państwo - Iwona K, i Roman Juliusz S. Widać ich też na zdjęciach zrobio­nych przez fotoreporterkę „Super Expressu” (chcieliśmy je odkupić, jednak szefowie tabloidu, który zaangażował się w obronę Dudy, odmówili, zabronili też ich autorce kontaktować się z „Newsweekiem”).
Czy to Roman Juliusz S. i Iwona K. zo­stali przedstawieni Zdunkowi jako teścio­wie? Czy byli w maju w „Bałtyku”? Zdunek po obejrzeniu zdjęć: - Nie mam pamię­ci do twarzy, ale raczej oni. Pokazujemy zdjęcie z Facebooka pracownikom „Bałty­ku”. Mów kobieta z bazy zabiegowej: - Byli u nas w maju.
Kelnerka: - Do jadalni zawsze przycho­dzili w towarzystwie Dudów. Zajmowali czteroosobowy stolik nr 14, u szczytu sali, z widokiem na morze.
Pracownik recepcji: - Gdy przyjechali, dostaliśmy informację od kierownictwa, że to VIP-y od przewodniczącego. Podobnie jak on dostawali wstawki, czyli darmowe kolacje z alkoholem do pokoju. Mieszkali w apartamencie 1706. Co to za pokój? Siód­me piętro, to ten drugi od strony morza.
Spytaliśmy Iwonę K. i Romana Juliusza S. o wizytę w Kołobrzegu. Żadne z nich nie zdecydowało się na rozmowę, nie odpowie­dzieli też na pytania przesłane e-mailem.

Sabina wrzuca fotkę z Kołobrzegu
Ciąg dalszy konferencji w Gdańsku, Piotr Duda czyta z kartki: - „Newsweek” poda­je, że w terminie od 30 kwietnia do 8 maja 2014 roku szef Solidarności był w Kołobrze­gu. Kłamie! Piotr Duda był w Gdańsku, gdzie inaugurował kampanię pod hasłem: „Sprawdzam polityka”.
To manipulacja. Pisaliśmy, że w ba­zie meldunkowej „Bałtyku” znajduje się informacja o ośmiodniowym pobycie w apartamencie 1708 na nazwisko prze­wodniczącego. To okres między dwoma weekendami na przełomie kwietnia i maja ubiegłego roku. Duda twierdzi, że był w tym czasie w Gdańsku, w służbowym mieszkaniu, ale na potwierdzenie wska­zuje tylko jedno wydarzenie: rozpoczęcie kampanii „Sprawdzam polityka”.
Sprawdzamy: inauguracja ma miejsce 5 maja, w poniedziałek, tuż po długim majowym weekendzie. Jeden dowód, jed­no wydarzenie, według świadków trwa­jące trzy godziny. Pytamy o ten termin ludzi z „Bałtyku”. Dyrektor Zdunek twier­dzi, że przewodniczący był w tym czasie w Kołobrzegu. I, jak zaznacza, był to po­byt prywatny. Pracownica recepcji pamię­ta z kolei, że przewodniczący Solidarności na jeden dzień wyjeżdżał.
Czy ktoś mu wtedy towarzyszył? Ponow­nie zaglądamy na publiczny profil jego cór­ki, Pani Sabina chwali się na nim zdjęciem z Kołobrzegu. W pełnym słońcu pozuje przy balustradzie deptaku, 200 metrów od „Bałtyku”. Fotografia zostaje zamieszczona 13 maja koło południa, czyli pięć dni po wy­meldowaniu gości posługujących się w re­cepcji nazwiskiem Dudy (nie publikujemy zdjęcia, żeby nie naruszać prywatności cór­ki szefa Solidarności).
Z kolei datę 30 kwietnia, czyli dzień mel­dunku w ośrodku, nosi faktura za gra­werowanie psich misek. Panie z obsługi przypominają sobie, że „Bałtyk” zamawiał je na przyjazd przewodniczącego. Miało na nich widnieć imię Kacperka, yorka należą­cego do Piotra Dudy. I jeszcze jedna poszla­ka - na Facebooku przewodniczącego brak wpisów między 24 kwietnia a 4 maja.

Dostawka za 90 zł
Na konferencji w Gdańsku Duda zachwa­la standardy pracy panujące w „Bałtyku”: - Nikt nie jest zatrudniony na śmieciówce, wszyscy mają umowy o pracę, obowiązu­je układ zbiorowy pracy i działa organiza­cja związku zawodowego. Warto dodać, że średnie wynagrodzenie bez członków za­rządu wynosi 3308,15 zł.
Pisząc tekst „Hotel robotniczy”, dotarli­śmy do dziesięciorga świadków wizyt prze­wodniczącego w „Bałtyku”. Potwierdzili informacje o kulisach rozliczeń za luksuso­we wczasy szefa Solidarności. Teraz odnaj­dujemy kilka kolejnych osób, które pracują lub pracowały w „Bałtyku” i gdańskim ho­telu „Dal” - drugim ośrodku prowadzonym przez solidarnościową spółkę. Wszyscy oglądali konferencję prasową Dudy.
Mówi Aneta, była pracownica hotelu „Dal” (imiona zostały zmienione):
- Pracowałam w Dekomie 12 lat. Je­stem w Solidarności, jak tata. W latach 80. strajkował, potem stawiał pomnik Trzech Krzyży przed stocznią. Rodzinna tradycja. Przyjęłam się w 2002 roku. Przez kilkana­ście lat nie widziałam złotówki podwyżki, choć miałam wysługę lat. Na rękę dosta­wałam 980 złotych. Widziałam, jak w spół­ce Solidarności traktuje się pracowników. Na moich oczach z siedmiu etatów zrobi­ły się dwa. Dziewczyny, które pracował po 20 lat, zostały zwolnione. Od jakichś czte­rech lat hotel sprząta firma zewnętrzna. Za­trudnia dziewczyny na śmieciówkach.
Mam dwoje dzieci, Zosię i Tadzia. Po­myślałam, że dobrze nam zrobi wyjazd do „Bałtyku”. Poprosiłam o turnus rehabilita­cyjny, tam przecież mają bazę do rehabilita­cji, a Tadzio ma zespół Downa. Odmówili. Mogłam się wybrać tylko na zwykły wyjazd, pracowniczy. Spytałam: komu przysługuje „Bałtyk”? Oni: to wyjazd raz w roku dla pra­cownika i jednej osoby towarzyszącej poza sezonem, kilkadziesiąt złotych za dobę. Po­jechaliśmy. We trójkę. Była zima.
Pierwszą noc spaliśmy za darmo - przy­jechałam z Gdańska, więc wydawało im się, że jestem którąś z tych grubych ryb, z Ko­misji Krajowej może albo z zarządu? Na­stępnego dnia się połapali i kazali płacić. Usłyszałam: - Myśleliśmy, że pani pracuje w biurze.
Pomyślałam: czym ja się różnię od tych z biura? Zapłaciłam. Spałam z dziećmi w dwuosobowym pokoju, one na jednym łóżku, ja na drugim. Kiedy się zorientowali, że jesteśmy we trójkę, skasowali nas dodat­kowo 90 złotych za dostawkę.
Zabiegi dla Tadzia? Nie było mowy. Pła­ciłam za każde wejście na basen. Aparta­ment? Niech pan nie żartuje. Nie wchodzi w rachubę. Dla zwykłych związkowców to nieosiągalne.

Pozbyli się nas jak śmieci
Piotr Duda w wywiadzie dla „Gazety Wy­borczej” w 2013 r.: - Wszystkim pomóc nic mogę. Przez okno patrzę i widzę, że lu­dzie sobie węgla po 500 kilogramów kupu­ją. Na więcej naraz ich nie stać. Zima była długa, czułem, czym oni w kominach palili. Byle ciepło było. Później jadę do Warszawy i słyszę, że minimalne wynagrodzenie 1600 złotych brutto to jest za dużo. Szlag mnie wtedy trafia. Mówią to ludzie oderwani od rzeczywistości.
Adam był ochroniarzem „Bałtyku” na przełomie lat 2013-2014. Pracował tylko dwa miesiące, ale pamięta, jak w sanato­rium gościł szef Solidarności: - Jak mógł­bym zapomnieć? Dyrektor wezwał mnie do gabinetu, powiedział, że przewodniczą­cy właśnie wyjeżdża i trzeba mu zapakować jedzenie na pożegnanie. Wziąłem z kuchni wózek, zapakowałem ryby, razem było tego z 7-8 kilogramów, i zawiozłem do samo­chodu. Gdy na horyzoncie pojawił się prze­wodniczący, dyrektor kazał mi odejść i sam załadował paczki do bagażnika.
Adam, tak jak wszyscy ochroniarze, pra­cował na śmieciówce. Umowę podpisała z nim gdańska firma Gryf! Jej pracowników do dziś można spotkać w budce wartowni­czej i przy szlabanie w „Bałtyku”. - Odszed­łem przez warunki pracy. 4,5 zł za godzinę i 24-godzinne dyżury - wspomina. Pokazu­je PIT z „Bałtyku”, w dwa miesiące zarobił 2250 zł.
Kamil, były pracownik „Bałtyku”: - Duda kłamie, mówiąc, że uzdrowisko nic podpi­sywało śmieciówek. Miałem z nimi umowę-zlecenie, dostawałem 9,5 zł za godzinę.
Na dowód przesyła nam swoją umowę z 2011 r. Wszystko się zgadza - drugą stro­ną umowy jest Dekom, spółka prowadząca „Bałtyk”.
Kamil: - Po roku mnie i kilku innym osobom zaproponowano przejście do ze­wnętrznej firmy, też na śmieciówkę, tyle że już za 5,5 zł.
To było już poniżej grani­cy przeżycia, musiałem zrezygnować. Czy próbowali mnie zatrzymać? Bez żartów. Tę propozycję złożono nam właśnie po to, żebyśmy odeszli. W sanatorium zaczynał się remont, kierownictwo chciało się po­zbyć części personelu. Pozbyli się nas jak śmieci.

Nieścisłości, a dorsz w bagażniku
Piotr Duda chętnie ujmuje się za pracowni­kami przenoszonymi do firm zewnętrznych. Rok temu bronił na Twitterze pracowni­ków TVP, którzy - jak pisał - „są wyrzucani do firm zewnętrznych jak śmici”. W spra­wie Kamila i jego kolegów nie zrobił nic.
A mógł. Przypomnijmy - jest szefem rady nadzorczej Dekomu.
Krystyna przepracowała w „Bałtyku” 31 lat jako kelnerka, starsza kelnerka i magazynierka. Należy do związku, przez 16 lat była w hotelu społecznym inspektorem pracy. Według niej w sanatorium cały czas pracują osoby na umowach śmieciowych: - W samym żywieniu jest ich kilka.
Została zwolniona kilka miesięcy temu. Powód? „Nieścisłości w stanach magazy­nowych”. - Mojego wyrzucenia zażądało szefostwo, chciano zrobić ze mnie zło­dziejkę - opowiada. - A braki w magazy­nach wynikały z tego, że co święta kazano nam szykować paczki i wozić je do domów prezesów. Każdy pakunek był oznaczony inicjałami adresata i wyjeżdżał z „Bałtyku” specjalnym busem. Dla przewodniczą­cego Dudy też szykowałam wałówkę na polecenie kierowniczki żywienia. Ryby, wędzony i świeży dorsz. Moje zwolnie­nie było bezprawne, bo dokonano go bez powiadomienia związku zawodowego. To kuriozum, bo przecież „Bałtyk”jest ośrod­kiem Solidarności. Skierowałam sprawę do sądu pracy, proces trwa.
Czy Piotr Duda mógł nic nie wiedzieć - śmieciówkach w, Bałtyku”? O paczkach szykowanych dla prezesów?
Na przełomie sierpnia i września o obie sprawy dopytywał Jarosław Banaś, dzien­nikarz Radia Kołobrzeg. - Skontakto­wałem się w tej sprawie telefonicznie z asystentem przewodniczącego Dudy - z członkiem rady nadzorczej Jarosławem Krauzem. Potraktowano mnie z buta. Usłyszałem, że rada nadzorcza włącznie z panem Dudą o wszystkim wie i wszystko akceptuje - opowiada dziennikarz.

Udzielam sobie absolutorium
Gdańsk, 8 września. Trwa wystąpienie przewodniczącego. Piotr Duda pokazu­je na slajdach pasek ze związkową wypła­tą - ponad 11 tys. zł brutto. Związkowcy na sali kiwają głowami z aprobatą. Nie wiedzą, że to tylko część zarobków ich szefa. Solidarność ma przecież spółkę Dekom - wehikuł do zarządzania majątkiem odzie­dziczonym pod koniec lat 90. po OPZZ. Oprócz hotelu „Bałtyk” Dekom ma budyn­ki i hotele w Gdańsku, Kielcach i Białym­stoku. Zyski Dekomu w najlepszych latach sięgają 5 mln zł. Z bilansów widać, że „Bał­tyk” generuje aż 70 proc. przychodów.
Rada nadzorcza Dekomu liczy od pięciu do ośmiu osób, w zależności od roku. To związkowa synekura, członkostwo w ra­dzie jest płatne. Kto może liczyć na taki zarobek? Najwyżsi rangą działacze, urzęd­nicy Z Komisji Krajowej. 1 szef związku - Piotr Duda.
Opowiada pracownik Dekomu: - Zgromadzenie wspólników odbywa się w biurze w Gdańsku. Prezes ogłasza, że reprezentowany jest jedyny wspólnik, czy­li Solidarność; czyli Duda i kilku działa­czy. Następnie zgromadzenie wspólników - czyli znów Duda - udziela absolutorium Dudzie z wykonywania obowiązków w ra­dzie nadzorczej.
Jeszcze w 2002 r. związkowcy z rady nadzorczej dostawali po ok. 3-4 tys. zł rocznie. Od kiedy w radzie jest Duda, wynagrodze­nie jej szybko rośnie. Podobnie zresztą jak zarządu spółki - jej prezes i wiceprezes za­rabiają dziś łącznie 445 tys. zł rocznie. Sześcioosobowa rada dostaje 140 tys. zł - nawet gdyby wszyscy jej członkowie do­stawali tyle samo, oznaczałoby to, że Duda w ciągu roku ma ze związkowej spółki pond 24 tys. zł. Tej kwoty nie pokazuje na pasku z wypłatą. Podobnie jak nie zdradzał tego, że do 2013 r. dostawał ok. 30 tys. zł ryczałtu rocznie za zasiadanie w Komisji Trójstronnej.
Mówi był pracownik Komisji Krajowej:
- Jest związkowym przywódcą ze słabością do luksusu. Żyje z moich składek, niedawno obnosił się z zegarkiem za trzy tysiące. Dwa lata temu podjechał pod Komisję mercede­sem C klasy na śląskich blachach. Ludzie aż stawali w oknach, żeby zobaczyć, jak się wozi. Ładny obrazek - ten merc na parkingu a w tle, za rogiem, zaorana stocznia.

Przykro
Znów Gdańsk, konferencja. Przewodni­czący Solidarności krzyczy: - Jak Piotr Duda przyjeżdża, to co?! Ma spać na sofie, w recepcji?! Przecież przyjeżdża do swojej własności!
Duda się myli. „Bałtyk” nie jest jego prywatną własnością - jest spółką prawa handlowego. Ani Duda, ani jego rodzina nie mają prawa do darmowych wczasów w penthouse’ach na dachu nadmorskiego hotelu. Spółka praw7a handlowego podle­ga kodeksom: handlowemu i karnemu. Nie można działać na niekorzyść spółki, nic można też dowolnie korzystać z jej mienia, aktywów.
Czy Piotr Duda, nie płacąc za aparta­ment i przyjmując prezenty od hotelu, działał na niekorzyść spółki? Czy hotel, ku­pując mu prezenty i fundując wczasy, po­mniejszał swój dochód? Jeśli tak, to szef Solidarności byłby uczestnikiem prze­stępstwa przeciwko mieniu spółki, w któ­rej jest przewodniczącym rady nadzorczej (dorsze w bagażniku i darmowe wcza­sy trudno podciągnąć pod reprezentację spółki). Wrzucanie w koszty działania fir­my prywatnych wydatków jest niezgodne z prawem.
Pytamy eksperta o teoretyczną sytuację, bez odniesienia do sprawy Piotra Dudy: czy człowiek korzystający nieodpłatnie z luksu­sowego pokoju powinien taki pobyt zade­klarować w urzędzie skarbowym? Andrzej Łukiańczuk, doradca podatkowy z Insty­tutu Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy, nie ma wątpliwości: - Jeśli pobyty odbywały się nieodpłatnie lub na preferencyjnych warunkach, to podmiot prowadzący sanatorium powinien wysta­wić swoim gościom PIT-8C. Dotyczy to zarówno osób niezwiązanych z tym pod­miotem, jak i ewentualnych członków jego rady nadzorczej. Gość z kolei musi zade­klarować te noclegi w swoim zeznaniu. Co więcej, podatnik ma obowiązek zgłosić ten przychód nawet wtedy, gdyby ośrodek nic przesłał mu PIT.
Po południu, kilka godzin po konferencji Dudy, spotykamy się z Anetą. Rozmawia­my w jednej z gdańskich kawiarni: - Prze­czytałam w internccie o tym wypasionym apartamencie, o darmowych zabiegach. Pomyślałam, że Duda kilkanaście lat temu musiał być zwykłym związkowcem, takim jak ja i tata. Stał tam, gdzie my. Ojciec ma medale za tamtą, prawdziwą Solidarność. Czyta teraz, jak ci goszczą się i jedzą za dar­mo. Co sobie myśli? Jak to na bezrobociu - pewnie jest mu przykro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz