W penthousie hotelu
„Bałtyk” gościł nie tylko Piotr Duda, ale też jego żona, córka i rodzina
zięcia. Przy ich obsłudze pracowali ludzie na umowach śmieciowych. Ujawniamy
nowe fakty o ekstrazarobkach szefa Solidarności.
MICHAŁ KRZYMOWSKI, WOJCIECH CIEŚLA
Ochroniarz: 4,5
złotego na godzinę, dwudziestoczterogodzinne dyżury.
Kelnerka: 980 złotych na rękę po
20 latach pracy.
Pracownik fizyczny: 9,5 złotego za
godzinę, po zmuszeniu do przejścia na śmieciówkę - już tylko 5,5 zł.
Magazynierka: działaczka Solidarności,
przez 16 lat społeczny inspektor pracy, zwolniona bez powiadomienia związku
zawodowego.
To pracownicy należącej do NSZZ Solidarność
spółki Dekom. Członkiem rady nadzorczej Dekomu jest przewodniczący związku
Piotr Duda.
Tydzień temu w tekście „Hotel
robotniczy” opowiedzieliśmy, jak przewodniczący odpoczywa od zmagań z biedą
i wyzyskiem pracowników. Opisaliśmy jego wczasy w
luksusowym apartamencie kołobrzeskiego hotelu „Bałtyk” kosztującym 1300 złotych za noc, wyszywane ręczniki
dla psa, jedzenie i alkohol na koszt spółki, kartony z wędzonymi rybami w bagażniku
przy wyjeździe, darmowe zabiegi odnowy biologicznej.
Oto dalsza część tej historii. O
Dudzie opowiadają związkowcy, kelnerzy, pracownicy fizyczni ośrodka, o którym
szef Solidarności powiedział na swej konferencji prasowej: „moja własność”.
Teściowa spod windy
Gdańsk, 8 września, dzień po
publikacji tekstu „Hotel robotniczy”. W siedzibie Komisji Krajowej
Solidarności Piotr Duda krzyczy do kamer zza długiego stołu: - Moja teściowa
nie żyje od ponad 20 lat, a teść nigdy nie był w Kołobrzegu, ale cieszę się,
że przynajmniej moja świętej pamięci teściowa mogła za pośrednictwem
„Newsweeka” zobaczyć Kołobrzeg.
O co chodzi?
Jeden z naszych rozmówców, były dyrektor
hotelu Marcin Zdunek (rozmawiając z nami do poprzedniego tekstu, chciał
zachować anonimowość, teraz zgodził się jednak ujawnić swe nazwisko), tak
opowiadał o Dudzie: - Jego majowy pobyt kojarzę bardzo dobrze. Pamiętam, że
spotkaliśmy się przy windzie, przedstawiał mi żonę i teściów.
Ten fragment artykułu był jedynym,
który Duda dementował jednoznacznie i konkretnie - cała reszta to manipulacja i
polemika z kwestiami, których w tekście w ogóle nie było. Po konferencji Dudy
zadzwoniliśmy jeszcze raz do Zdunka. Menedżer z niczego się nie wycofał. Z
jego opowieści wynika, że któregoś dnia natknął się przy hotelowej windzie na
przewodniczącego i jego gości. Ci zostali mu przedstawieni jako „żona i
teściowie”.
Marcin Zdunek rozstał się z
„Bałtykiem” za porozumieniem stron w lipcu tego roku. Autoryzowany wywiad z nim
publikujemy na kolejnych stronach.
Z kim masuje
się przewodniczący
Jeszcze raz przeglądamy
dokumentację z ostatniego pobytu szefa Solidarności w „Bałtyku” 18-22 maja tego
roku. Pokoje na jego przyjazd zostały zarezerwowane z dwumiesięcznym
wyprzedzeniem na prośbę wiceprezesa Dekomu Arkadiusza Koseckiego. Były to dwa
apartamenty: 1708 (najlepszy w hotelu, nazywany przez obsługę „pokojem Dudy”)
oraz - jak to określił wiceprezes - „ten drugi od strony morza”. Ustalamy, kto
w maju był z Dudą w hotelu.
Wskazówkę znajdujemy w archiwum odnowy
biologicznej uzdrowiska „Bałtyk” - to ewidencja zabiegów Dudy i jego znajomego
Romana Juliusza S. (w bazie zabiegowej „Bałtyku” odnotowany został pod swoim
drugim imieniem i nazwiskiem partnerki, Iwony K.). W dokumentacji jest adnotacja:
obaj - wraz z partnerkami (w kartach
zabiegowych jest mowa o żonach) - tego samego dnia korzystali z
identycznych zabiegów: hydrojetu i masażu vitality. Do
gabinetów wchodzili jedni po drugich - państwo K. o 15.20 i 15-40, Dudowie o
15.40 i 16.00.
Iwona K. i Roman Juliusz S.
mieszkają w Gliwicach, rodzinnym mieście Piotra Dudy. Pan S. prowadzi spółkę
produkującą tworzywa sztuczne, Iwona K. jest jej prokurentem.
Nazwisko K. nosi także córka
przewodniczącego Solidarności Sabina, od sierpnia ubiegłego roku żona Piotra
K. Na jej publicznym profilu na Facebooku znajdujemy fotografię ze ślubu:
zaraz za parą młodą stoją starsi państwo - Iwona K, i Roman Juliusz S. Widać
ich też na zdjęciach zrobionych przez fotoreporterkę „Super Expressu” (chcieliśmy je odkupić, jednak szefowie tabloidu, który
zaangażował się w obronę Dudy, odmówili, zabronili też ich autorce kontaktować
się z „Newsweekiem”).
Czy to Roman Juliusz S. i Iwona K.
zostali przedstawieni Zdunkowi jako teściowie? Czy byli w maju w „Bałtyku”?
Zdunek po obejrzeniu zdjęć: - Nie mam pamięci do twarzy, ale raczej oni.
Pokazujemy zdjęcie z Facebooka pracownikom „Bałtyku”. Mów kobieta z bazy
zabiegowej: - Byli u nas w maju.
Kelnerka: - Do jadalni zawsze
przychodzili w towarzystwie Dudów. Zajmowali czteroosobowy stolik nr 14, u
szczytu sali, z widokiem na morze.
Pracownik recepcji: - Gdy
przyjechali, dostaliśmy informację od kierownictwa, że to VIP-y od
przewodniczącego. Podobnie jak on dostawali wstawki, czyli darmowe kolacje z
alkoholem do pokoju. Mieszkali w apartamencie 1706. Co to za pokój? Siódme
piętro, to ten drugi od strony morza.
Spytaliśmy Iwonę K. i Romana
Juliusza S. o wizytę w Kołobrzegu. Żadne z nich nie zdecydowało się na rozmowę,
nie odpowiedzieli też na pytania przesłane e-mailem.
Sabina wrzuca fotkę z
Kołobrzegu
Ciąg dalszy konferencji w Gdańsku,
Piotr Duda czyta z kartki: - „Newsweek” podaje, że w terminie od 30 kwietnia
do 8 maja 2014 roku szef Solidarności był w Kołobrzegu. Kłamie! Piotr Duda był
w Gdańsku, gdzie inaugurował kampanię pod hasłem: „Sprawdzam polityka”.
To manipulacja. Pisaliśmy, że w bazie
meldunkowej „Bałtyku” znajduje się informacja
o ośmiodniowym pobycie w apartamencie 1708 na nazwisko przewodniczącego. To
okres między dwoma weekendami na przełomie kwietnia i maja ubiegłego roku. Duda
twierdzi, że był w tym czasie w Gdańsku, w służbowym mieszkaniu, ale na
potwierdzenie wskazuje tylko jedno wydarzenie: rozpoczęcie kampanii „Sprawdzam
polityka”.
Sprawdzamy: inauguracja ma miejsce
5 maja, w poniedziałek, tuż po długim majowym weekendzie. Jeden dowód, jedno
wydarzenie, według świadków trwające trzy godziny. Pytamy o ten termin ludzi z
„Bałtyku”. Dyrektor Zdunek twierdzi, że przewodniczący był w tym czasie w
Kołobrzegu. I, jak zaznacza, był to pobyt prywatny. Pracownica recepcji pamięta
z kolei, że przewodniczący Solidarności na jeden dzień wyjeżdżał.
Czy ktoś mu wtedy towarzyszył?
Ponownie zaglądamy na publiczny profil jego córki, Pani Sabina chwali się na
nim zdjęciem z Kołobrzegu. W pełnym słońcu pozuje przy balustradzie deptaku, 200 metrów od „Bałtyku”.
Fotografia zostaje zamieszczona 13 maja koło południa, czyli pięć dni po wymeldowaniu
gości posługujących się w recepcji nazwiskiem Dudy (nie publikujemy zdjęcia,
żeby nie naruszać prywatności córki szefa Solidarności).
Z kolei datę 30 kwietnia, czyli
dzień meldunku w ośrodku, nosi faktura za grawerowanie psich misek. Panie z
obsługi przypominają sobie, że „Bałtyk” zamawiał je na przyjazd
przewodniczącego. Miało na nich widnieć imię Kacperka, yorka należącego do
Piotra Dudy. I jeszcze jedna poszlaka - na Facebooku przewodniczącego brak
wpisów między 24 kwietnia a 4 maja.
Dostawka za 90 zł
Na konferencji w Gdańsku Duda
zachwala standardy pracy panujące w „Bałtyku”: - Nikt nie jest zatrudniony na
śmieciówce, wszyscy mają umowy o pracę, obowiązuje układ zbiorowy pracy i
działa organizacja związku zawodowego. Warto dodać, że średnie wynagrodzenie
bez członków zarządu wynosi 3308,15 zł.
Pisząc tekst „Hotel robotniczy”,
dotarliśmy do dziesięciorga świadków wizyt przewodniczącego w „Bałtyku”.
Potwierdzili informacje o kulisach rozliczeń za luksusowe wczasy szefa
Solidarności. Teraz odnajdujemy kilka kolejnych osób, które pracują lub
pracowały w „Bałtyku” i gdańskim hotelu „Dal” - drugim ośrodku prowadzonym
przez solidarnościową spółkę. Wszyscy oglądali konferencję prasową Dudy.
Mówi Aneta, była pracownica hotelu
„Dal” (imiona zostały zmienione):
- Pracowałam w Dekomie 12 lat. Jestem
w Solidarności, jak tata. W latach 80. strajkował, potem stawiał pomnik Trzech
Krzyży przed stocznią. Rodzinna tradycja. Przyjęłam się w 2002 roku. Przez
kilkanaście lat nie widziałam złotówki podwyżki, choć miałam wysługę lat. Na
rękę dostawałam 980 złotych. Widziałam, jak w spółce Solidarności traktuje
się pracowników. Na moich oczach z siedmiu etatów zrobiły się dwa. Dziewczyny,
które pracował po 20 lat, zostały zwolnione. Od jakichś czterech lat hotel
sprząta firma zewnętrzna. Zatrudnia dziewczyny na śmieciówkach.
Mam dwoje dzieci, Zosię i Tadzia.
Pomyślałam, że dobrze nam zrobi wyjazd do „Bałtyku”. Poprosiłam o turnus
rehabilitacyjny, tam przecież mają bazę do rehabilitacji, a Tadzio ma zespół
Downa. Odmówili. Mogłam się wybrać tylko na zwykły wyjazd, pracowniczy.
Spytałam: komu przysługuje „Bałtyk”? Oni: to wyjazd raz w roku dla pracownika
i jednej osoby towarzyszącej poza sezonem, kilkadziesiąt złotych za dobę. Pojechaliśmy.
We trójkę. Była zima.
Pierwszą noc spaliśmy za darmo -
przyjechałam z Gdańska, więc wydawało im się, że jestem którąś z tych grubych
ryb, z Komisji Krajowej może albo z zarządu? Następnego dnia się połapali i
kazali płacić. Usłyszałam: - Myśleliśmy, że pani pracuje w biurze.
Pomyślałam: czym ja się różnię od
tych z biura? Zapłaciłam. Spałam z dziećmi w dwuosobowym pokoju, one na jednym
łóżku, ja na drugim. Kiedy się zorientowali, że jesteśmy we trójkę, skasowali
nas dodatkowo 90 złotych za dostawkę.
Zabiegi dla Tadzia? Nie było mowy.
Płaciłam za każde wejście na basen. Apartament? Niech pan nie żartuje. Nie
wchodzi w rachubę. Dla zwykłych związkowców to nieosiągalne.
Pozbyli się nas jak śmieci
Piotr Duda w wywiadzie dla „Gazety
Wyborczej” w 2013 r.: - Wszystkim pomóc nic mogę. Przez okno patrzę i widzę,
że ludzie sobie węgla po 500 kilogramów kupują. Na więcej naraz ich nie
stać. Zima była długa, czułem, czym oni w kominach palili. Byle ciepło było.
Później jadę do Warszawy i słyszę, że minimalne wynagrodzenie 1600 złotych
brutto to jest za dużo. Szlag mnie wtedy trafia. Mówią to ludzie oderwani od
rzeczywistości.
Adam był ochroniarzem „Bałtyku” na
przełomie lat 2013-2014. Pracował tylko dwa miesiące, ale pamięta, jak w sanatorium
gościł szef Solidarności: - Jak mógłbym zapomnieć? Dyrektor wezwał mnie do
gabinetu, powiedział, że przewodniczący właśnie wyjeżdża i trzeba mu zapakować
jedzenie na pożegnanie. Wziąłem z kuchni wózek, zapakowałem ryby, razem było
tego z 7-8 kilogramów,
i zawiozłem do samochodu. Gdy na horyzoncie pojawił się przewodniczący,
dyrektor kazał mi odejść i sam załadował paczki do bagażnika.
Adam, tak jak wszyscy ochroniarze,
pracował na śmieciówce. Umowę podpisała z nim
gdańska firma Gryf! Jej pracowników do dziś można spotkać w budce wartowniczej
i przy szlabanie w „Bałtyku”. - Odszedłem przez warunki pracy. 4,5 zł za
godzinę i 24-godzinne dyżury - wspomina. Pokazuje PIT z „Bałtyku”, w dwa miesiące zarobił 2250 zł.
Kamil, były pracownik „Bałtyku”: -
Duda kłamie, mówiąc, że uzdrowisko nic podpisywało śmieciówek. Miałem z nimi
umowę-zlecenie, dostawałem 9,5 zł za godzinę.
Na dowód przesyła nam swoją umowę
z 2011 r. Wszystko się zgadza - drugą stroną umowy jest Dekom,
spółka prowadząca „Bałtyk”.
Kamil: - Po roku mnie i kilku innym osobom zaproponowano przejście do zewnętrznej firmy, też
na śmieciówkę, tyle że już za 5,5 zł.
To było już poniżej granicy
przeżycia, musiałem zrezygnować. Czy próbowali mnie zatrzymać? Bez żartów. Tę
propozycję złożono nam właśnie po to, żebyśmy odeszli. W sanatorium zaczynał
się remont, kierownictwo chciało się pozbyć części personelu. Pozbyli się nas
jak śmieci.
Nieścisłości, a dorsz
w bagażniku
Piotr Duda chętnie ujmuje się za
pracownikami przenoszonymi do firm zewnętrznych. Rok temu bronił na Twitterze
pracowników TVP, którzy - jak pisał - „są wyrzucani do firm zewnętrznych jak
śmici”. W sprawie Kamila i jego kolegów nie zrobił nic.
A mógł. Przypomnijmy - jest szefem
rady nadzorczej Dekomu.
Krystyna przepracowała w „Bałtyku”
31 lat jako kelnerka, starsza kelnerka i magazynierka. Należy do związku, przez
16 lat była w hotelu społecznym inspektorem pracy. Według niej w sanatorium
cały czas pracują osoby na umowach śmieciowych: - W samym żywieniu jest ich kilka.
Została zwolniona kilka miesięcy
temu. Powód? „Nieścisłości w stanach magazynowych”. - Mojego wyrzucenia
zażądało szefostwo, chciano zrobić ze mnie złodziejkę - opowiada. - A braki w
magazynach wynikały z tego, że co święta kazano nam szykować paczki i wozić je
do domów prezesów. Każdy pakunek był oznaczony inicjałami adresata i wyjeżdżał
z „Bałtyku” specjalnym busem. Dla przewodniczącego Dudy też szykowałam wałówkę
na polecenie kierowniczki żywienia. Ryby, wędzony i świeży dorsz. Moje zwolnienie
było bezprawne, bo dokonano go bez powiadomienia związku zawodowego. To
kuriozum, bo przecież „Bałtyk”jest ośrodkiem Solidarności. Skierowałam sprawę
do sądu pracy, proces trwa.
Czy Piotr Duda mógł nic nie
wiedzieć - śmieciówkach w, „Bałtyku”? O
paczkach szykowanych dla prezesów?
Na przełomie sierpnia i września o
obie sprawy dopytywał Jarosław Banaś, dziennikarz Radia Kołobrzeg. - Skontaktowałem
się w tej sprawie telefonicznie z asystentem przewodniczącego Dudy - z członkiem rady nadzorczej Jarosławem Krauzem.
Potraktowano mnie z buta. Usłyszałem, że rada nadzorcza włącznie z panem Dudą o
wszystkim wie i wszystko akceptuje - opowiada dziennikarz.
Udzielam sobie absolutorium
Gdańsk, 8 września. Trwa
wystąpienie przewodniczącego. Piotr Duda pokazuje na slajdach pasek ze
związkową wypłatą - ponad 11 tys. zł brutto. Związkowcy na sali kiwają głowami
z aprobatą. Nie wiedzą, że to tylko część zarobków ich szefa. Solidarność ma przecież spółkę
Dekom - wehikuł do zarządzania majątkiem odziedziczonym
pod koniec lat 90. po OPZZ. Oprócz hotelu „Bałtyk” Dekom ma budynki i hotele w
Gdańsku, Kielcach i Białymstoku. Zyski Dekomu w najlepszych latach sięgają 5 mln
zł. Z bilansów widać, że „Bałtyk” generuje aż 70 proc. przychodów.
Rada nadzorcza Dekomu liczy od
pięciu do ośmiu osób, w zależności od roku. To związkowa synekura, członkostwo
w radzie jest płatne. Kto może liczyć na taki zarobek? Najwyżsi rangą
działacze, urzędnicy Z Komisji Krajowej. 1 szef związku - Piotr Duda.
Opowiada pracownik Dekomu: - Zgromadzenie wspólników odbywa
się w biurze w Gdańsku. Prezes ogłasza, że reprezentowany jest jedyny wspólnik,
czyli Solidarność; czyli Duda i kilku działaczy. Następnie zgromadzenie
wspólników - czyli znów Duda - udziela absolutorium Dudzie z wykonywania
obowiązków w radzie nadzorczej.
Jeszcze w 2002 r. związkowcy z
rady nadzorczej dostawali po ok. 3-4 tys. zł rocznie. Od kiedy w radzie jest
Duda, wynagrodzenie jej szybko rośnie. Podobnie zresztą jak zarządu spółki -
jej prezes i wiceprezes zarabiają dziś łącznie 445 tys. zł rocznie.
Sześcioosobowa rada dostaje 140 tys. zł - nawet
gdyby wszyscy jej członkowie dostawali tyle samo, oznaczałoby to, że Duda w
ciągu roku ma ze związkowej spółki pond 24 tys. zł. Tej kwoty nie pokazuje na
pasku z wypłatą. Podobnie jak nie zdradzał tego, że do 2013 r. dostawał ok. 30
tys. zł ryczałtu rocznie za zasiadanie w Komisji Trójstronnej.
Mówi był pracownik Komisji
Krajowej:
- Jest związkowym przywódcą ze
słabością do luksusu. Żyje z
moich składek, niedawno obnosił się z zegarkiem za trzy tysiące. Dwa lata temu
podjechał pod Komisję mercedesem C klasy na śląskich blachach. Ludzie aż
stawali w oknach, żeby zobaczyć, jak się wozi. Ładny obrazek - ten merc na parkingu a w tle, za rogiem, zaorana
stocznia.
Przykro
Znów Gdańsk,
konferencja. Przewodniczący Solidarności krzyczy: - Jak Piotr Duda przyjeżdża,
to co?! Ma spać na sofie, w recepcji?! Przecież przyjeżdża do swojej własności!
Duda się myli.
„Bałtyk” nie jest jego prywatną własnością - jest spółką prawa handlowego. Ani
Duda, ani jego rodzina nie mają prawa do darmowych wczasów w penthouse’ach na dachu nadmorskiego hotelu. Spółka praw7a
handlowego podlega kodeksom: handlowemu i karnemu. Nie można działać na
niekorzyść spółki, nic można też dowolnie korzystać z jej mienia, aktywów.
Czy Piotr Duda,
nie płacąc za apartament i przyjmując prezenty od hotelu, działał na
niekorzyść spółki? Czy hotel, kupując mu prezenty i fundując wczasy, pomniejszał
swój dochód? Jeśli tak, to szef Solidarności byłby uczestnikiem przestępstwa
przeciwko mieniu spółki, w której jest przewodniczącym rady nadzorczej (dorsze
w bagażniku i darmowe wczasy trudno podciągnąć pod reprezentację spółki).
Wrzucanie w koszty działania firmy prywatnych wydatków jest niezgodne z
prawem.
Pytamy eksperta o
teoretyczną sytuację, bez odniesienia do sprawy Piotra Dudy: czy człowiek
korzystający nieodpłatnie z luksusowego pokoju powinien taki pobyt zadeklarować
w urzędzie skarbowym? Andrzej Łukiańczuk, doradca podatkowy z Instytutu
Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy, nie ma wątpliwości: - Jeśli pobyty
odbywały się nieodpłatnie lub na preferencyjnych warunkach, to podmiot
prowadzący sanatorium powinien wystawić swoim gościom PIT-8C. Dotyczy to zarówno osób
niezwiązanych z tym podmiotem, jak i ewentualnych członków jego rady
nadzorczej. Gość z kolei musi zadeklarować te noclegi w swoim zeznaniu. Co
więcej, podatnik ma obowiązek zgłosić ten przychód nawet wtedy, gdyby ośrodek
nic przesłał mu PIT.
Po południu,
kilka godzin po konferencji Dudy, spotykamy się z Anetą. Rozmawiamy w jednej z
gdańskich kawiarni: - Przeczytałam w internccie o tym wypasionym apartamencie,
o darmowych zabiegach. Pomyślałam, że Duda kilkanaście lat temu musiał być
zwykłym związkowcem, takim jak ja i tata. Stał tam, gdzie my. Ojciec ma medale
za tamtą, prawdziwą Solidarność. Czyta teraz, jak ci goszczą się i jedzą za darmo.
Co sobie myśli? Jak to na bezrobociu - pewnie jest mu przykro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz