Wczasy w luksusowym
apartamencie. Wyszywane ręczniki dla psa. Jedzenie i alkohol na koszt hotelu, a
przy wyjeździe kartony z wędzonymi rybami w bagażniku. Darmowe zabiegi odnowy
biologicznej. Tak wypoczywa Piotr Duda, szef Solidarności.
WOJCIECH CIEŚLA, MICHAŁ KRZYMOWSKI
Szef
Solidarności często podkreśla, że jest dumny z dziedzictwa związku, powołanego
robotniczym protestem 1980 roku. - Nie ma nic wspanialszego niż pomaganie
polskim pracownikom - deklaruje.
Kilka dni temu w Szczecinie,
podczas obchodów rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, Piotr Duda dużo
mówił o biedzie, umowach śmieciowych, pracy na czarno, przedmiotowym
traktowaniu pracowników i bezrobociu: - To wszystko boli, g bo to nie tak miało
wyglądać.
„Newsweek” dowiedział się, jak
przewodniczący Duda odpoczywa od zmagań z biedą i wyzyskiem pracowników:
relaksuje się w Kołobrzegu w luksusowym apartamencie uzdrowiska „Bałtyk”, w
którym noc kosztuje blisko 1300 zł. Według
pracowników „Bałtyku” Duda korzysta z apartamentu za darmo albo płaci 85
złotych - czyli tyle, ile za nocleg służbowy. Nie płaci za ekstra potrawy i
alkohol, tak zwane wstawki, które obsługa przywozi mu do pokoju. Nie płaci
też za zabiegi odnowy biologicznej. Obsługa „Bałtyku” twierdzi, że gdy przewodniczący
wyrusza do domu, pracownicy pakują mu do bagażnika kilka kilogramów świeżych
ryb. Za nie też nie płaci.
Dotarliśmy do dziesięciorga
świadków wizyt przewodniczącego w „Bałtyku”. Nasi rozmówcy - związkowcy,
pracownicy fizyczni, kierownicy, kelnerzy, niższy personel, pracownicy kuchni
uzdrowiska - potwierdzili informacje o kulisach rozliczeń za luksusowe wczasy
szefa Solidarności. Dysponujemy ich pisemnymi oświadczeniami: w razie procesu
powtórzą w sądzie to, o czym nam opowiedzieli.
Klienci z NFZ patrzą na penthouse
Gmach „Bałtyku” góruje nad plażą -
to największy, najbardziej okazały budynek w okolicach kołobrzeskiego deptaku i
molo. Moloch na 650 miejsc noclegowych. Za turnusy gości płaci NFZ, pokoje
wynajmowane są też komercyjnie („Bałtyk” upodobali sobie emeryci z Niemiec).
Goście mają do dyspozycji gabinety rehabilitacji, spa i duży basen.
Od kilkunastu lat „Bałtykiem”
zarządza gdańska spółka Dekom, należąca do NSZZ Solidarność. - Wcześniej hotel
należał do OPZZ - opowiada jeden z pracowników z
długim stażem. - Potem, w zamian za mienie odebrane Solidarności w stanie wojennym,
NSZZ przejął majątek po OPZZ; dostali „Bałtyk”, budynek w Gdańsku, budynki w
Kielcach i Białymstoku. A że związek nie mógł prowadzić działalności
gospodarczej, więc powołał spółkę Dekom. To firma, w której karty rozdaje
zarząd Solidarności. Nazwa spółki pochodzi od słowa „dekomunizacja”.
Jeszcze dwa lata temu „Bałtyk”
miał sześć pięter. Mieszkańcy 46-tysięcznego
Kołobrzegu pamiętają, że na dachu szóstego piętra, na starym tarasie, odbywały
się przedstawienia teatralne. W2013
r. w miejscu tarasu wyrosło kolejne, siódme piętro. Nie można się tu dostać
zwykłymi windami - trzeba wjechać windą umieszczoną w osobnej klatce
schodowej. Standard dziesięciu apartamentów odbiega od standardu pozostałych
pokojów.
Mówi X, jeden z menedżerów w
„Bałtyku”: - Obsługujemy klientów z NFZ, ekonomicznie budowa luksusowej
enklawy nie miała sensu. Na pozostałych piętrach jest po 35 pokoi, ceny od 170
do 400, 500 zł w lecie. Tymczasem nad nimi wyrosło nagle dziesięć
superluksusowych penthouse’ow.
Tylko jedna noc w apartamencie na rogu, z widokiem na morze,
kosztuje 1300 złotych.
- To niewiele mniej od pensji
minimalnej - śmieje się nasz rozmówca. - Czy penthouse’y się
sprzedają? W maju zajęte były tylko w jednej trzeciej. Cała reszta hotelu była
niemal całkowicie zajęta.
Y, pracownik hotelu: - Od czasu do
czasu zdarzają się imprezy związkowe. Pamiętam dwie, trzy duże. Wtedy Komisja
Krajowa za to płaci, jakieś 100 osób mieszka tu przez trzy dni. Siódme piętro
jest w całości zajęte.
Zdjęcia najbardziej luksusowego
apartamentu, z najlepszym widokiem na morze, zdobią foldery reklamowe
„Bałtyku”. To chluba uzdrowiska, pokój numer 1708. Obsługa mówi o nim:
„apartament Dudy”.
Na sofie za dziesięć tysięcy
Przewodniczący NSZZ Solidarność
jest członkiem rady nadzorczej Dekomu.
W „Bałtyku” bywa regularnie - na
służbowych zjazdach Komisji Krajowej Solidarności, szkoleniach i prywatnie.
Od dwóch lat zatrzymuje się właśnie na siódmym piętrze.
- 1708? Pokój Dudy - potwierdza X,
menedżer z „Bałtyku”. - W innym nie wolno nam go zameldować. Jeżeli przez przypadek
1708 jest zajęty, dostaje inny, równie luksusowy apartament na tym samym
piętrze. Siódme piętro jest najlepsze, penthouse’y mają
od 80 do 150 metrów.
Standard pokojów z niższych pięter to przeciętnie
trzy gwiazdki, może trzy plus. Siódme piętro ma ich pięć.
Według świadków, z którymi
rozmawialiśmy, w ciągu ostatnich dwóch lat Piotr Duda cztery, pięć razy
przyjeżdżał do „Bałtyku” prywatnie, także z żoną. Zostawał na kilka dni. I on,
i jego bliscy korzystali z zabiegów. Według naszych rozmówców szef
Solidarności nie płacił za noclegi i odnowę biologiczną. Potwierdza to karta
zabiegowa z maja tego roku, którą pokazują nam pracownicy. Wynika z niej, że
za kuracje dla siebie i żony Duda zapłacił „0,00 złotych”.
Mówi X: - Zwykły związkowiec z
Gliwic czy Radomia tu nie przyjedzie. Musiałby zapłacić 100 procent, więc go
zwyczajnie nie stać.
Apartament 1708 jest luksusowy.
Widać dbałość o drogie, designerskie materiały. W olbrzymiej łazience do wanny
schodzi się poniżej poziomu podłogi, po kąpieli wypocząć można na wygodnej
kanapie. Sauna, dwie sypialnie, widok z dwóch stron na morze, olbrzymi balkon.
W jednej sypialni - szklany sufit, przez który
można w nocy patrzeć na gwiazdy. Telewizor na pół ściany i konsola do gier.
Ekskluzywne lampy, dywany i meble - 150 metrów kwadratowych
luksusu. Na balkonie plastikowa, odporna na deszcz i podświetlana sofa; jak
wynika z faktur, które zdobył „Newsweek” kosztowała 10 tys. zł.
X: - Żeby tu zamieszkać na
preferencyjnych warunkach, wystarczy być znajomym ludzi z zarządu Dekomu albo
pana Dudy. Albo kogoś z władz Solidarności. W komputerowym systemie w recepcji
jest dużo wpisów na nazwisko Dudy. O jego znajomych wśród pracowników mówiło
się „VIP od Dudy”, „VIP od prezesa”. Przy obiekcie na 650 osób to ważna
informacja.
W wydruku z systemu rezerwacji
„Bałtyku” nazwisko Dudy pojawia się 27 razy. Przy jednej z rezerwacji (z
ostatniego pobytu, między 18 a
22 maja) widnieje adnotacja: „Jeśli Pan będzie pytał o opłatę - pobyt
służbowy, 85 zł/doba za osobę”. Nad nią informacja: „C. brutto pok.: 0”, czyli cena brutto pokoju: 0.
Co to znaczy?
X: - Adnotacja jest skierowana do
pracownika recepcji. Jeśli pan Duda spyta o cenę apartamentu, to należy mu
powiedzieć - 85 zł. Kto wymyślił tę stawkę? Zarząd. Ale to nie jest
sformalizowane. Odbywa się na słowo. Formalnie pracownik Dekomu może
przyjechać tu ze skierowaniem, z rodziną za te 85 złotych. Ale poza sezonem,
bez wyżywienia albo tylko z kolacją. Duda przyjeżdża w sezonie.
- Co, jeśli przewodniczący nie
spyta o opłatę za pokój ?
- To nie płaci. A Duda nie pytał.
Jego majowy pobyt kojarzę bardzo dobrze. Pamiętam, że spotkaliśmy się przy
windzie, przedstawiał mi swoją żonę i teściów.
Czytamy e-mail, który zarząd
Dekomu wysyła do „Bałtyku” w maju tego roku. Dotyczy zmiany terminu pobytu
Dudy. Jest w nim też prośba o zamówienie kutra. X: - Kuter kosztuje dwa, dwa i
pół tysiąca.
Czy Dudę stać na luksusy w „Bałtyku”?
Jako szef związku zarabia prawie 12 tys. zł brutto, z tego utrzymuje siebie i
niepracującą żonę. Przysługuje mu fundusz reprezentacyjny. Korzysta ze
służbowego mieszkania w Gdańsku, ma kierowcę i
służbowego passata.
Jest właścicielem, to nie pytam
Co to są pobyty służbowe?
Pracownicy wiedzą tylko, że to specjalna stawka, ustalana przez zarząd Dekomu
dla związkowców - na czas szkoleń i kursów.
Chcemy się dowiedzieć, komu przysługuje.
Członkom Komisji Krajowej czy również szeregowym działaczom? Na jakich
szkoleniach bywa w „Bałtyku” Piotr Duda?
NSZZ Solidarność nasz e-mail w tej
sprawie zbywa milczeniem. Spotykamy się z wiceprezesem Dekomu Arkadiuszem
Koseckim. Wąsaty, potężny mężczyzna koło pięćdziesiątki, odpowiada półsłówkami.
- Jak są rozliczane wizyty pana
Piotra Dudy? - pytamy.
- Jak pobyty służbowe.
- Skąd wiadomo, kiedy przyjazd
pana Dudy jest służbowy, a kiedy nie?
- Trudno, żebym pytał właściciela
firmy o charakter przyjazdu.
- Pan Duda jest tu traktowany jak
właściciel?
- No tak.
- Sprawdzi pan, ile było tych
pobytów?
- Raczej nie. To sprawa relacji
spółka - właściciel.
- Czasem przewodniczący przyjeżdża
z rodziną. Płaci wtedy pełną stawkę? 1300 zł za apartament?
Kosecki potwierdza, ale nie chce
pokazać żadnych dowodów. Według niego to dokumenty wewnętrzne firmy. Próbujemy
jeszcze raz: - Czy może pan pokazać dowody zapłaty za pobyty pana Dudy?
- Musiałbym to skonsultować z
szefem.
Umawiamy się z wiceprezesem, że zadamy
mu pytania e-mailem. Wysyłamy mu też część dokumentów, które potwierdzają
relację pracowników.
Kosecki przysyła oświadczenie:
zapowiada, że Dekom znajdzie tych, którzy przekazali nam dokumenty. Straszy
odpowiedzialnością karną za ujawnianie danych osobowych. „Co do osoby mojej
małżonki [piszemy o tym dalej - przyp. red.], jak i Pana Piotra Dudy,
stanowczo oświadczam, że osoby te zapłaciły za wszystkie usługi i zabiegi,
które wskazane zostały w pytaniach Redakcji Newsweeka” - pisze. Daty pobytów?
Tajemnica. Umowy między Dekomem a Solidarnością? Tajemnica.
Pokazujemy X pismo od wiceprezesa.
X podtrzymuje to, co nam powiedział:
- Rodzina Dudy? Nic nie płacili. I
jest na to niezbity dowód. Gdyby Dudowie płacili, to „Bałtyk” musiałby wpłacić za nich opłatę uzdrowiskową do
kasy urzędu miasta. A nic takiego nie miało miejsca.
Mówi jedna z kucharek: - Duda? Miły,
sympatyczny, nie wywyższał się. Kiedy wyjeżdżał, szykowaliśmy w kuchni paczki.
Wędzona ryba, głównie węgorz. Po sześć, osiem kilogramów. Kierownik techniczny
wkładał te ryby do bagażnika samochodu Dudy. Za ryby płacił „Bałtyk”. Tak samo
jak za paczki na święta do domów członków zarządu.
Pracownicy pokazują nam fakturę z
22 maja (według wydruku z bazy danych „Bałtyku” to dzień wymeldowania
przewodniczącego) na 473 zł za prawie 5 kilogramów wędzonego łososia, kilogram
wędzonego węgorza, halibuta i polędwicy z wędzonego tuńczyka. Twierdzą, że to
faktura za ryby dla Dudy. Za fakturę zapłacił Dekom.
Wstawka z wódką
- Słyszeli panowie o psie, z
którym do „Bałtyku” przyjeżdżał przewodniczący? – pyta jeden z kierowników
sanatorium. - Był tak mały, że baliśmy się, żeby nie porwały go mewy.
Musieliśmy traktować go jak pełnoprawnego gościa. Specjalnie dla
niego hotel zamówił legowisko, karmę,
ręczniczki z wyhaftowanym imieniem zwierzęcia.
Chyba Kacper lub Kacperek.
Wszystko na prośbę zarządu.
Docieramy do pracownicy, która zlecała
haftowanie ręczników dla psa Dudy:
- To było w 2014 roku. Napisy
miały być na miskach, w złotym kolorze. I ręczniki haftowane. I kojec dla psa.
Pamiętam też specjalną karmę dla psa. Wiem, że specjalną, bo sama ją
kupowałam; eukanubę, specjalną dla yorków. To jedzenie zostało wyeksponowane
w apartamencie. Stało przy czarnych sofach po prawej stronie. Zapakowane w
pięknym koszu, upominkowym. Z ręcznikami specjalnie pojechałam pod Kołobrzeg
do człowieka, który wyszywa różne rzeczy dla hotelu. Wyszył to na miejscu.
Pracownica daje nam pisemne oświadczenie,
że w razie konieczności potwierdzi tę historię w sądzie.
Mówi X: - Pamiętam tę akcję. Mogę
gościowi dać do pokoju kwiaty, alkohol lub zamówić dziewczynę, jak mnie ktoś
poprosi, to się w hotelu zdarza. Dla psa robiłem coś pierwszy raz w życiu.
Odnajdujemy dwie kobiety zatrudnione
w hotelowej gastronomii. - Cała kuchnia się śmiała, że jak przyjeżdża Duda, to
nawet pies jest na all-inclusive
- opowiada jedna z nich.
Gdy pytamy o yorka, wiceprezes
Kosecki lekko się ożywia.
- Pamięta go pan?
- Aha.
- Podobno zamówiono dla niego
prezent z wyhaftowanym imieniem na prośbę zarządu. To prawda?
Kosecki uśmiecha się pod wąsem: -
Na prośbę zarządu? A była uchwała w tej sprawie? Bo sobie nie przypominam.
Pracownicy „Bałtyku” twierdzą, że
na przyjazdy przewodniczącego szykowali kosze upominkowe: owoce, słodycze, alkohole.
Mówi X: - Wieczorami obsługa dostarcza do pokoju 1708 jeszcze „wstawki”,
kolacje przywożone na wózkach. Zazwyczaj owoce morza i ryby, flaki z kalmarów,
krewetki, roladki z łososia. I alkohole: Metaxa, czarny
Smirnoff, francuska Grey
Goose, jedna z najlepszych wódek na świecie,
ponad 200 złotych za butelkę. „Wstawki” według mnie były warte około 500-600
zł. Był sygnał od szefostwa do kuchni, wydrukowane menu i wiadomość, dla kogo
robimy wstawkę.
W wywiadzie dla „Gazety Polskiej”
z maja tego roku Piotr Duda tak komentuje aferę taśmową i teksty minister z
PO, że w Polsce za 6 tys. zł może pracować tylko złodziej bądź idiota: „Zupełne oderwanie od rzeczywistości. Ta władza
jest zepsuta do szpiku kości. (...) Dzisiaj najniższa krajowa to 1280 zł na
rękę. Za takie pieniądze nie da się godnie żyć. Te słowa wicepremier to pogarda
dla ludzi pracy i większej części społeczeństwa”.
U związkowców na śmieciówce
W 2013 r. wybucha skandal, gdy
jedna z gazet pisze, że w związkowym „Bałtyku” ludzie pracują na śmieciówkach.
Piotr Duda nie kryje oburzenia. - Sprawdzę, czy w NSZZ Solidarność zdarzają się
przypadki zatrudniania pracowników na umowy śmieciowe. Jeśli tak, to naganne i
będę to piętnował - mówi w radiu RMF FM. I odbija piłeczkę: - Porządki należy
zaczynać od siebie. Ja jako pracodawca zacznę od siebie, ale apeluję do
ministrów z rządu Donalda Tuska o podobną kontrolę w instytucjach im
podległych. Zobaczymy, w ilu instytucjach są zatrudnieni pracownicy na umowy
śmieciowe.
Mówi X: - Po aferze z 2013 r.
Dekom formalnie nie ma problemu. Wyprowadził dziewczyny z umowami śmieciowymi
do zewnętrznej firmy. Dziś część kelnerek ma umowy o pracę z Dekomem, a część
śmieciówki w firmie zewnętrznej. Wszystkie obsługują gości „Bałtyku”.
Jedna z naszych rozmówczyń
pokazuje nam grafik dyżurów: dwie tabelki, w jednej nazwiska kelnerek
zatrudnionych na umowę o pracę, w drugiej - na umowę-zlecenie. Tych pierwszych
jest 20, drugich - 10.
- Może te śmieciówki mają związek
ze specyfiką biznesu? „Bałtykowi” pewnie nie opłaca się utrzymywać załogi na
umowach o pracę cały rok, bo goście przyjeżdżają głównie latem - pytamy.
- „Bałtyk” to sanatorium, obłożone
na 97 proc. przez cały rok - odpowiada. - Goście są tu i latem, i zimą. A
sytuacja ze śmieciówkami jest patologiczna. Jedna z dziewczyn pracuje na
umowie-zlecenie już piąty rok. W tym czasie kelnerki ani razu nie dostały
premii czy nagrody. Podwyżka była jedna, w zeszłym roku. W zależności od
liczby przepracowanych lat dostawało się od 20 do 70 zł. Wiecie, co mi zgrzyta?
Szef związku pławi się w luksusie, a obsługę kuchni przy wyjściu rewidują
ochroniarze, czy ktoś nie wynosi jedzenia.
W lipcu Duda w Radiu Gdańsk mówi,
że śmieciówki niszczą pokolenie młodych łudzi: - Politycy, którzy mówili, że
umowy śmieciowe są dobre, zniszczyli jedno pokolenie młodych ludzi. To nie
jest tylko kwestia opłacenia składek emerytalno-rentowych, ale prawa do
urlopu, prawa do płatnego L4, prawa do świadczeń socjalnych, do urlopu
macierzyńskiego. Ci ludzie są tego kompletnie pozbawieni.
Dzwonimy do przewodniczącego, chcemy
porozmawiać o jego wczasach na siódmym piętrze i o śmieciówkach. Piotr Duda
jest nieprzyjemny: - Dlaczego zajmujecie się prywatną firmą?! Jak napiszecie,
że w „Bałtyku” pracują ludzie na śmieciówkach, to spotkamy się w sądzie i
zedrę z was skórę. Zajmijcie się lepiej śmieciówkami w „Newsweeku”!
- Kto płacił za pobyt pana i
pańskiej rodziny w „Bałtyku”?
- Ja nie będę z wami rozmawiać.
Zarząd odpowie na wasze pytania. A o mnie możecie nawet napisać, że byłem
ostatnio z wycieczką na Księżycu.
Mówi Y: - Czy to możliwe, że Duda
nie wie, co się dzieje w „Bałtyku”? Kontroluje ich jako członek rady
nadzorczej, wie o wszystkim.
To prawda. Dysponujemy korespondencją
z 29 lipca tego roku, w której asystent przewodniczącego Solidarności potwierdza:
„O wszystkich działaniach spółki Dekom (...) rada nadzorcza jest informowana
na bieżąco, a decyzje podejmowane są po wcześniejszej konsultacji”.
Piotr Duda nie odpowiada na
pytania. Przez rzecznika Solidarności przekazuje:
- Dostaliście wszystko z Dekomu.
Do sprawy odniesiemy się publicznie.
Dotknięci luksusem
Przeglądamy dokumentację centrum
odnowy biologicznej i salonu urody w „Bałtyku”. W obu zbiorach co chwila
pojawia się nazwisko Marii Koseckiej, żony wiceprezesa Dekomu i zarazem
miejskiej radnej z Elbląga, wybranej z list Platformy Obywatelskiej.
Informator Y: - Pani Kosecka to
stały rezydent „Bałtyku”. Nie pamiętam, żeby płaciła za zabiegi.
Odnajdujemy 30 kart zabiegowych wystawionych
na nazwisko prezesowej, na każdej po kilka, kilkanaście zabiegów: krioterapia,
masaż boa, kąpiel ozonowa, laser, solanka, hydromasaż, zawiesina borowinowa.
Razem kilkaset zabiegów. Wszystkie karty noszą identyczne dopiski: „do zapłaty
0,00 zł”.
- Kto za to płacił? - pytamy.
- Nikt - odpowiada człowiek
zajmujący się odnową. - „Bałtyk” zgłaszał nam, że pani Kosecka przebywa w
sanatorium służbowo, i z tego tytułu domagał się dla niej darmowych zabiegów.
Była to oczywiście fikcja, bo z jakiego tytułu żona wiceprezesa miałaby
przyjeżdżać do uzdrowiska służbowo? Ale skoro formalnie tak ją kwalifikowano,
to odnowa należała jej się za darmo.
- Liczył pan, ile były warte jej
zabiegi?
- W ciągu ostatnich kilku lat
uzbierało się tego w sumie na jakieś 30
tys. zł.
Salon spa w „Bałtyku” nazywa się „Clara May Dotyk Luksusu”, prowadzi go zewnętrzna firma. W jego
dokumentacji znajdujemy karty wystawione na nazwisko Koseckiej oraz żony szefa
Dekomu. W czasie sylwestra obie prezesowe skorzystały z kuracji za ok. 1500
zł. - Płacił Dekom - odpowiada pracownik
sanatorium. - Panie przychodziły, korzystały z zabiegów, a salon wystawiał
faktury na spółkę prowadzącą „Bałtyk”.
Jak to możliwe, że prezesowe
korzystały z sanatoryjnych luksusów służbowo? Pokazujemy wiceprezesowi
nieopłacone karty zabiegowe jego żony z uzdrowiska i z salonu piękności.
Kosecki: - To słowo przeciwko słowu.
- Ten dokument jest sfabrykowany?
- Trudno mi się odnieść. Wszystko
było opłacane. Jeśli ktoś mówi, że moja żona korzystała z zabiegów za darmo,
to są to pomówienia. Dysponuję rachunkami.
- Może je pan pokazać?
- Nie ma takiej potrzeby.
Kto poniósł
koszt
Mówi X: - Na zdrowy rozum:
fundując wczasy w luksusowym apartamencie, jedzenie, rybki i spa, „Bałtyk”
poniósł koszt. To znaczy, że ktoś przyjął korzyść. Przecież te pobyty, alkohole
można było sprzedać po normalnej stawce na rynku. Nie robiliśmy tego, bo był u
nas Duda.
Spotykamy się z jedną z osób, które
w „Bałtyku” obsługiwały Piotra Dudę. Jest związkowcem, tak jak wszyscy nasi
rozmówcy chce zachować anonimowość. Rozmawiamy o ludziach zatrudnionych na
śmieciówkach i o wizytach Dudy: - Wczoraj oglądałem telewizję. Widziałem, jak
przemawiał w Szczecinie, że będzie nas bronił. Bardzo to było przekonujące. A
wie pan co? Patrzę na niego i wciąż mam w pamięci obrazek, jak kelnerka pcha z
windy wózek z flaszkami i jedzeniem do tego penthouse’u.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz