Na prawicy Andrzeja
Dudę zaczyna otaczać parareligijny kult. Dla PiS to bardzo pomocne w kampanii
parlamentarnej, a dla samego Dudy to pewnie przyjemne, może trochę krępujące,
ale na pewno politycznie niebezpieczne.
Atmosfera
podczas lokalnych spotkań z prezydentem Dudą przypomina tę towarzyszącą
adoracjom cudownego obrazu. Uniesienie, wzruszenie, bezgraniczna nadzieja. Ludzie
wierzą, że „młody prezydent” sprawi, że będzie żyło się lepiej - „nam”. Bo złej
sytuacji winni są „oni” - czyli „te łajzy i złodzieje” oraz wszyscy ci, którzy
ich wspierają: manipulują i pokazują, że w Polsce nie jest najgorzej. No, bo
„zwykły człowiek ma źle”. Nędznie zarabia, musi pracować „do śmierci" i
jeszcze „państwo go okrada”. Przychodzi więc na spotkania z prezydentem nie
tylko z ciekawością, ale też z litanią postulatów. I ufa, że „Andrzej Duda
odmieni Polskę". Żaden z wcześniejszych prezydentów nie doznawał takiego
wyniesienia.
Znana dotychczas głównie z
maryjnego repertuaru polonijna pieśniarka Emilia Gołaszewska jeszcze w czasie
kampanii prezydenckiej śpiewała: „Pośród waśni, zamętu i zła/idzie nowych
ludzi plemię/ono z posad swych ruszy świat (...) Andrzej Duda nam się
udał/razem z nim dźwigniemy kraj/Przecież wiara czyni cuda/ więc nadziei wiarę
daj ”. Internautom pean na cześć Dudy skojarzył się z utworami sławiącymi
Stalina, niektórzy drwili też, że kiedyś stanie się nowym hymnem Polski. Ale
Gołaszewskiej to nie zraziło. Powstały kolejne przeboje, w tym ten poświęcony
zaprzysiężeniu prezydenta: „Cała Polska dzisiaj śpiewa/gdy Zygmunta bije
dzwon/ głosząc, że zaprzysiężony/Andrzej Duda objął tron/ W wielkie święto
Przemienienia polskich serc i polskich dusz”.
Niezwykle wzruszony był też autor
zaangażowanego tygodnika „wSieci” Marcin Wikło, który opisywał wizytę
prezydenta: „Kiedy podjeżdża kolumna czarnych samochodów i prezydent wysiada z
limuzyny, rozlegają się brawa. Andrzej Duda, to się uda! - krzyczy młoda
kobieta. Tuż się udało - strofuje ją stojący obok rówieśnik. Są nieco onieśmieleni
(...) Bardzo mi się podoba jako człowiek - ukrywa pani Teresa. - Pierwsze dni
prezydentury, a on odwiedza Polskę powiatową. Odwiedza, bo tak nam obiecał -
dodaje”.
Podczas spotkań z Andrzejem Dudą
wątki polityczne mieszają się z religijnymi. Mowa jest o symbolach i znakach,
„wybawieniu Polski”, „duchu odnowy”, „podniesionej hostii” i karze, jaka spotka
tych, którzy ciemiężą naród. Samo odbicie Pałacu Prezydenckiego jest jednak
dopiero wstępem do realizacji dziejowej misji: zwrócenia Polakom „Ojczyzny
wolnej”. I tak aktywność prezydenta współgra z aktywnością „pani premier"
Beaty Szydło. Bo wiceprezes PiS już zaczęła być traktowana przez sympatyków
partii jak jedyna prawdziwa szefowa rządu. To złudzenie jest starannie
reżyserowane.
Misjonarze Widać
to było chociażby podczas uroczystości związanych z 35. rocznicą podpisania
Porozumień Sierpniowych, w których prezydentowi Dudzie towarzyszyła nie urzędująca
premier, ale właśnie pretendentka z PiS. To ona stała obok prezydenta w
Szczecinie i w Gdańsku - najpierw na mszy w bazylice św. Brygidy, potem pod
bramą Stoczni i w słynnej Sali BHP Ewa Kopacz, choć też obecna 31 sierpnia w
Gdańsku, rocznicę obchodziła osobno. Solidarność, której władze już nawet nie
silą się na udawanie niezależności od PiS, szefowej rządu nie zaprosiła.
Działacze związkowi z nieukrywaną satysfakcją drwili z Kopacz, że „Platforma
nawet młodzieżówki dla niej nie ściągnęła” i kwiaty pod pomnikiem Poległych
Stoczniowców składała z borowcami. Tymczasem na uroczystościach sygnowanych przez
dwóch panów Dudów - prezydenta oraz szefa „S” - tłumy. Od związkowców,
członków PiS i zwykłych gapiów po walczących o intronizację Jezusa na króla
Polski Rycerzy Chrystusa.
Pod bazyliką św. Brygidy, w której
nie mogli się wszyscy pomieścić, manifestowali swoje poglądy. W pobliżu
jeździł też samochód ciągnący baner: „Wyślij Ewę na emeryturę. Bo #kolej-naEwę”.
A na transparentach można było przeczytać, że „Polska z nadzieją patrzy w
przyszłość z prezydentem Andrzejem Dudą”. Tę nadzieję słychać było w rozmowach
przed kościołem. – Oni Więcej zrobią
dla ludzi - przekonywał pan Piotr,
budowlaniec z Gdańska. - Bo Platforma może i robiła, ale nie dla tych, co
trzeba. Najbardziej zależy mu na niższym wieku emerytalnym. Głosował na
Dudę, teraz zagłosuje na PiS. - Najważniejsza rzecz to te pięć stów dla
każdego dziecka, bo to obiecał - podkreślał z kolei działacz Ligi Obrony
Suwerenności. Ale prezydent na pewno przychyli się też do naszych
postulatów, inaczej byłby człowiekiem niepoważnym. I tłumaczył: - Walczymy
o dekomunizację przestrzeni publicznej, bo wszystko jest tak jak kiedyś, czyli
prominenci i ich dzieci są przy władzy. A trzeba dać szansę zwykłym ludziom i
całą tę bandę wsadzić do więzienia. Dla zwykłych ludzi nie ma różnicy między
komuną a kapitalizmem, nic się nie zmieniło i wciąż jest ta sama pogarda. Z
jednej strony są patrioci, z drugiej złodzieje.
Intronizacja Na rozrachunek po
październikowych wyborach liczą też związkowcy. - Zapraszamy 25
października na piękny koncert na Dudy i bas. To będą dożynki. Dorżniemy
do końca! Trochę będzie bolało, ale musimy to zrobić - twierdzi Stanisław
Fudakowski, działacz opozycji w czasach PRL. Narzeka na nierówności społeczne
i na to, że legendę Solidarności buduje się głównie na nazwiskach Lecha Wałęsy,
Henryki Krzywonos i Jerzego Borowczaka. Ale na rocznicowym spotkaniu w Sali BHP
byli już prawie wyłącznie ludzie PiS. I choć pojawili się też Jerzy Buzek,
Waldemar Pawlak i Marian Krzaklewski, buczeniem, złośliwymi uwagami i gwizdami
dano im odczuć, że nie są tu mile widziani. Za to prezydenta Dudę witały gorące
oklaski. Podobnie jak wcześniej w kościele, skandowano jego imię, śpiewano mu
„100 lat” i próbowano go uchwycić na zdjęciu, zwłaszcza kiedy przy powitaniu
wziął na ręce małą dziewczynkę machającą biało-czerwoną flagą. - Może
przetrwamy jakoś do października - wzdychał Karol Guzikiewicz z „S”.
Adoracja Prezydent-trudno
powiedzieć, świadomie czynie - podchwytuje te
emocje i wzruszenie zwolenników. Mówi często o sobie w trzeciej osobie, z
intonacją zbliżoną do tej, z jaką wygłasza się kazania. W namaszczony sposób
wygłasza dość banalne kwestie o niesprawiedliwości, naprawie, godności, bez
szczegółów, ale za to z patosem. Powtarza, że jest zdeterminowany, niezłomny,
że nie zabraknie mu odwagi. Widać zresztą jakieś przekonanie o własnej
szczęśliwej gwieździe, że wszystko musi się mu udać. W pewien sposób to
zrozumiałe - startował niemal od zera, a dzisiaj ledwie po paru miesiącach
mieszka w Pałacu, jest Kawalerem Orderu Orła Białego i może nawet zadzwonić do
Baracka Obamy. W sensie psychologicznym nietrudno zrozumieć, że prezydent Duda
wciąż unosi się kilka centymetrów nad ziemią, co widać, słychać i czuć niemal w
każdym jego publicznym wystąpieniu, które jest także swoistą autocelebracją.
Prezydent, co widać podczas
spotkań w terenie, jest ulubieńcem szczególnie starszych kobiet. Są przejęte,
za wszelką cenę chcą go zobaczyć, może nawet dotknąć. Ale młodszym ta atmosfera
też się udziela. Tak było np. w Jastarni, gdzie prezydent inaugurował rok
szkolny. Nawet lokalne dziennikarki próbowały uprosić funkcjonariuszkę BOR,
aby pozwoliła im „tylko uścisnąć dłoń panu prezydentowi”. Przed szkołą oprócz
rodziców z dziećmi czekał także tłum gapiów: mieszkańcy okolicznych
miejscowości i turyści. - Głosowaliśmy na prezydenta z nadzieją. Na
weselszą Polskę, na młodszą, sympatyczną, bez problemów i bez arogancji -
deklarowała grupa wczasowiczów z Olsztyna.
Hagiografowie Andrzejowi Dudzie
do poziomu zaufania, jakie miał Bronisław Komorowski, jeszcze daleko, jego sondaże
są na razie niższe o kilkanaście punktów procentowych. Nowy prezydent, jak
pokazują badania opinii, ma wręcz najgorsze wyniki ze wszystkich
dotychczasowych głów państwa w pierwszej fazie sprawowania urzędu. Ale w prasie
prawicowej, nazywającej się niepokorną, od wyborów trwa prawdziwa euforia,
przybierająca formy z czasów głębokiego PRL. Bez końca można cytować apetyczne
kawałki z „Gazety Polskiej”, „Do Rzeczy”, „wSieci” - o prawicowych
portalach nie wspominając. To „wSieci” witało wybór Andrzeja Dudy okładką:
„Prezydentura znów w godnych rękach". I dodawało: „Zwycięstwo Andrzeja
Dudy jest przerwaniem tamy kłamstwa i bezsilności”.
Czytamy: „Młody, ale nie za
bardzo. Doświadczony, ale nie zmęczony. Zdeterminowany, ale nie radykalny. Za
tak trafny wybór należy się premia. I jest”. „Zwyciężył dzięki swojemu
wielkiemu zaangażowaniu i trudowi. (...) Wygrał swoim uśmiechem i kulturą. Dał
nam powód do radości”. „Andrzej Duda to żywy dowód na słuszność maksymy: warto
być przyzwoitym. Tam gdzie niejeden będzie się doszukiwał gry, hipokryzji, była
najczęściej (...) prostolinijność i wierność wartościom”. „Prezydent Duda we
wzajemnym szacunku Polaków zobaczył ogromny, narodowy, społeczny i państwowy
kapitał, budulec dla polskiej wspólnoty”. „Umiał wystąpić w roli apostoła nowej
epoki w relacjach między politykami”.
I dalej: „Podniesienie przez
prezydenta Dudę hostii z ziemi miało wymiar metafizyczny, a nie propagandowy.
To był znak. Symbol. Bo tak właśnie, z ziemi, podnieść trzeba to wszystko, co
najświętsze, a co upadło”. „I właśnie tam, w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów
nasz Pan rozpoczął dzieło wskrzeszenia. Pierwszym efektem był cud, którego
doświadczyliśmy w dniu Zesłania Ducha Świętego. Ten, który ulepił ciało, wyjął
z jego wnętrza trochę gliny i przywrócił nam głowę państwa. Nowy prezydent może
nie do końca zdawać sobie z tego sprawę, ale według wszelkich znaków na niebie
i ziemi został powołany nie tylko do pełnienia służby publicznej, lecz i do
realizacji Bożego planu wobec Polski”. „Gdy w święto Przemienienia Pańskiego
wychowanek śp. Lecha Kaczyńskiego przysięgał przed Zgromadzeniem Narodowym, że
będzie strzegł niezłomnie godności narodu, mocniej zabiły serca żywych i
umarłych”.
Protektorzy Ale też na
prezydenta Dudę - i to jest najnowsza fala gazetowej hagiografii - czyhają
złowrogie siły: „Mimo zasłużonej radości obóz głowy państwa musi działać
bardzo ostrożnie, z ograniczonym kredytem zaufania wobec ośrodków zewnętrznych.
Ze świadomością, że tuż po Smoleńsku z zimną krwią zamordowano w Łodzi
działacza PiS, a ten sam morderca biegał po Krakowskim Przedmieściu w Warszawie,
poszukując w zbrodniczym celu Jarosława Kaczyńskiego. Pamiętajmy, że mało kto
wierzył, iż coś takiego jak Smoleńsk w ogóle może się wydarzyć”. Odzywają się
też obywatele zorganizowani, jak Akademickie Kluby Obywatelskie im. Lecha
Kaczyńskiego, w których oświadczeniu można przeczytać: „w części mediów misja
Prezydenta stała się obiektem stronniczej kampanii propagandowej, która jakże
często przybiera formy nienawistnej, personalnej nagonki, określanej nazwą
»przemysłu pogardy«”.
Do tego politycznego kultu
publicznie dołączają inni. Aktorka Bożena Dykiel: „on ma wiarę w głosie, nie
jest śpiącym borsukiem. Jest człowiekiem z energią, z chęcią zrobienia czegoś
dobrego". Krytyk operowy Bogusław Kaczyński zwrócił uwagę na dobrze
postawiony głos nowego prezydenta i jego „urok", a pewna pani profesor
wyższej uczelni zauważyła, że Duda ma ładne, proporcjonalne ciało...
Ojciec i syn Jarosław Kaczyński
długo spełniał na prawicy rolę jedynego idola, przywódcy, którego władza
wykraczała poza organizacyjne ramy, zyskując metafizyczny wymiar, zwłaszcza po
śmierci brata - prezydenta. Ale z czasem dało się zauważyć w elektoracie PiS
pewne zwątpienie, także w wyniku kolejnych wyborczych porażek. Zmieniły się
czasy, również medialne realia, dorosło nowe
pokolenie, nie tylko kukizowe, ale też czysto prawicowe, zanurzone już w nowej
kulturowej i technologicznej rzeczywistości. I w te nowe oczekiwania wkroczył
Duda; został przyjęty, bo był na prawicy bardzo potrzebny i wyczekiwany, on
zapewnił pierwsze po wielu latach prawdziwe zwycięstwo.
Jak zauważają politolodzy, Duda ze
względu na wiek mógł objąć znacznie więcej ról w społecznych imaginacjach, niż
mógł to zrobić Kaczyński: idealnego męża, zięcia, syna czy starszego brata.
Stał się dla swoich sympatyków łącznikiem pomiędzy ich tradycyjnym,
konserwatywnym światem a współczesnymi wymogami atrakcyjności. Ktoś taki
wydawał się w tym środowisku niemożliwy, dlatego kiedy się objawił, traktowany
jest z taką atencją, jako rodzaj cudu, nagrody za wytrwałość. Obecny na
Twitterze, z elegancką żoną i miłą córką, jawi się prawicy jako zrządzenie
losu, wymarzona broń przeciwko tym, którzy chcieli mieć monopol na
nowoczesność. Zarazem Duda, przy całej swojej „wyjątkowości", wciąż jest
tylko środkiem do celu, czyli wypełnienia misji PiS. Jest „święty”, lecz
niejako samoistny byt, ale instrument w planie zbawienia kraju.
Sam prezydent Duda, dopytywany
choćby o ton niektórych prawicowych komentarzy, w których autorzy próbują
doszukiwać się nadprzyrodzonych znaków związanych z jego elekcją, odpowiada: -
Jestem skromnym, zwykłym człowiekiem. Patrzę na to z uśmiechem, wiem, co mam
do zrobienia, i będę chciał to zrealizować. Mam nadzieję, że będę miał w tym
wsparcie przede wszystkim ze strony rządu i parlamentu, w którym musi być
większość, która poprze idee prezydenta i jego projekty. I bardzo bym chciał,
żeby taka większość była.
W tym wszystkim Kaczyński nie
został porzucony, ale zaczął pełnić funkcję szacownego nestora, ojca
założyciela, wielkiego oddalonego od zwykłych spraw sternika, a na co dzień
jest Duda, bo to z nim nowe pokolenie prawicy ma mentalną łączność. Ponadto,
kiedy młody człowiek osiąga bardzo wysoką funkcję z wyboru, jakoś go to
uszlachetnia, także poza jego politycznym środowiskiem, bo ludzie podatni na
uniesienie zaczynają wierzyć, że coś w tym - i w nim - musi być
nadzwyczajnego/nadprzyrodzonego.
Ta sytuacja niesie dla nowego
prezydenta spore niebezpieczeństwo. Wobec Dudy, jak się wydaje, po początkowym
ciepłym przyjęciu powoli narasta niechęć tych, którzy na niego nie głosowali,
ale byli skłonni „dać mu szansę”. Jest wysoce prawdopodobne, że rodzący się na
prawicy kult Dudy, podbity mesjanistycznymi wątkami, wzbudzi reakcję w postaci
antykultu. Tym mocniej, im chętniej prezydent Duda będzie się swoim wyznawcom
odwdzięczał, uczestniczył w kampanii PiS i podpisywał się pod wszystkimi
pomysłami, emocjami i obsesjami swojego - formalnie byłego - środowiska. Już powracają
na forach używane w kampanii, a zarzucone po wyborach określenia typu
„Maliniak”, coraz więcej niechęci, ironii, a nawet szyderstwa, które jeszcze
niedawno adresowane były głównie do Komorowskiego i PO. Podejmowana przez
prawicę próba wyjęcia Dudy spod jakiejkolwiek krytyki i traktowanie wszelkich
jej przejawów jako powrotu do ścieżki smoleńskiej wzbudza zażenowanie i
irytację. Nie wiadomo też jak na kult Dudy zareaguje Kaczyński (to on do tej
pory był adresatem wezwań „Jarosław - Polskę zbaw!").
Wydaje się zatem, że dzisiaj
największym zagrożeniem dla prezydenta Dudy są nie tyle jego polityczni
adwersarze, którzy wciąż zachowują powściągliwość, ile wyznawcy, widzący w nim
kogoś, kto wypleni całe zło tego świata, a na początek Platformę Obywatelską.
Chcąc pozostać w ich oczach rycerzem bez skazy, nie zawieść, sprostać
uwielbieniu, nie może być prezydentem wszystkich obywateli, co wielokrotnie
deklarował. Pytanie brzmi: czy nawet jeśli Andrzej Duda sam nie podsyca
prawicowego kultu wokół siebie, nie stanie się jego zakładnikiem i ofiarą?
Malwina Dziedzic,
Mariusz Janicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz