poniedziałek, 22 stycznia 2018

Matka Boska Kibolska



Zmierzchało, gdy w tłumie u stóp klasztoru jasnogórskiego rozwinęły transparenty potępiające nienawiść. Na chwilę zapadła cisza. Stały naprzeciw kilku tysięcy kibiców. Każdy, kto choć raz otarł się o stadionową zadymę, wie, że taki numer wymaga odwagi

Paweł Reszka

Po chwili znów zrobiło się głośno. Transparenty spło­nęły (pierwszy ten z napi­sem „Chrześcijaństwo to nie nienawiść”). Zaś pikieta została zbluzgana i wyprowadzona.
   I tylko to z całej pielgrzymki przebiło się do mediów. Szkoda, bo wizyty kibiców na Jasnej Górze to coś znacznie więcej niż pojedyncza zadyma. Mówią wiele nie tyl­ko o kibicach, ale o pokłóconych Polakach.
   Ojciec Sebastian Matecki, rzecznik Jasnej Góry (w e-mailu): „Jasnogór­skie Sanktuarium w 2017 r. nawiedzi­ło 7 325 grup pielgrzymkowych z całego kraju. Miały one bardzo zróżnicowany charakter: ogólnopolskie, regionalne, diecezjalne, parafialne, stanowe, zawo­dowe, środowiskowe itd. W zależności też od środków lokomocji czy sposo­bu pokonywania drogi można wyróżnić pielgrzymki piesze, biegowe, rowerowe, rolkowe, autokarowe, kolejowe i jed­na konna. Wszystkie pielgrzymki mają charakter duszpasterski, modlitewny, formacyjny”.
   - Jak to jest? - pytam znajomą miesz­kankę Częstochowy.
   - Najtrudniejsze jest kilkanaście dni w lecie. Kiedy do miasta przybywają piel­grzymki piesze.
   - Co jest złego w pielgrzymkach pieszych?
   - Oni są na ostatnim etapie długiej po­dróży na Jasną Górę. Idą na spotkanie z Bogiem. Niosą Czarnej Madonnie swo­je prośby. Śpiewają natchnione pieśni. A my? My tu żyjemy i pracujemy. A nie da się normalnie pracować, gdy słyszysz cią­gle natchnione pieśni. Zamykamy więc okno. Oni przeżywają podniosłe chwile. My zbieramy po nich śmieci, patrzymy na wydeptaną trawę w naszych parkach.

KSIĄDZ
Pielgrzymka kibolska dotarła na Jasną Górę 13 stycznia 2018 r. już po raz 10. W pierwszej wzięło udział zaledwie kilkuset kibiców. Zebrał ich salezjanin ks. Jarosław Wąsowicz, kibic Lechii Gdańsk - doktor historii, zwolennik upamiętnia­nia żołnierzy wyklętych. Znany z kon­trowersyjnych wypowiedzi. W 2016 roku „drogim kibicom i czytelnikom Gazety Polskiej Codziennie” życzył z okazji Wiel­kiej Nocy: „Zmartwychwstania naszej ukochanej Ojczyzny, bez KOD-ów, fałszy­wych autorytetów, płatnych zdrajców”.
   Kibic Legii, znany prawnik, uczestnik pielgrzymek. Spotykamy się w elegan­ckiej kancelarii: - Kibice byli środowi­skiem dość antyklerykalnym. Księdzu Jarosławowi chodziło o to, by wpoić w nich religijność, patriotyzm, kult żoł­nierzy wyklętych. Chodziło też o to, żeby środowisko się zjednoczyło. On potrafił rozmawiać z kibicami językiem kibiców.
   - To znaczy?
   - Jak trzeba, to i zbluzgał. Salezjanie, warto pamiętać, mają w regule pracę z trudną młodzieżą.
   Nagle przed ołtarzem stanęli obok sie­bie kibice Lechii Gdańsk i Arki Gdynia, Wisły i Cracovii... wszyscy, którzy się nie­nawidzą.
   Prawnik: - Początki nie były łatwe. W 2012 roku kibic Legii znany jako „Kel­ner” dosłownie wywlókł z kościoła trzech kibiców Polonii Warszawa. Wszyscy byli oburzeni tym postępkiem. Po mszy pod­szedł do nas kibic Lechii - ponad 190 cm, wytatuowana pajęczyna na głowie - z pre­tensjami: „Nie taka była umowa!”. „Kel­ner” odpowiadał: „Polonia nie ma prawa tu być. Oni denuncjowali nas na policję”. Wyjaśnianie trwało około 20 minut, ale rozeszło się po kościach.
   Sam „Kelner” został potem skazany za organizowanie ataków na kibiców rosyj­skich podczas Euro 2012.

PIELGRZYMKA
Sytuacja opisana przez prawnika na­leży do wyjątków. Zazwyczaj pielgrzymki kibiców przebiegają bez incydentów.
   Scenariusz zawsze podobny. Msza i święcenie szalików. Wykłady o historii.
A na koniec „racowisko” na przyklasztor­nych błoniach: transparenty na murach klasztoru, szaliki w górę, odpalanie rac!
   Kuba Olkiewicz (redaktor serwisu sportowego weszlo.com, kibicuje ŁKS, w tym roku na pielgrzymce był po raz czwarty): - Pielgrzymka to spore wyda­rzenie w życiu kibica, który wierzy: po­łączenie dwóch istotnych sfer życia. Na trybunach spędza wiele czasu, często w weekendy, kiedy nie ma czasu odwie­dzić kościoła. Dlatego fajnie, że moż­na przeżyć taki duchowy renesans raz w roku, dla niektórych to inspiracja, by znów aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła. Liczy się też aspekt wspólnoto­wy; lubimy spędzać ze sobą czas, czujemy się dumni z grupy, wszyscy na nas patrzą - to przyjemne uczucie.
   Ale pielgrzymki mają też gorących krytyków.
   Rozmawiam o tym z prezydentem Częstochowy Krzysztofem Matyjaszczykiem. Mówi, że jego samorządowa władza do klasztoru nie sięga, jednak „trudno się godzić bez protestu na niena­wiść i ksenofobię”.
   Jeszcze w 2016 roku Matyjaszczyk tak mówił o pielgrzymkach kibiców „Gazecie Wyborczej”: „Kiedy szli alejami w stronę klasztoru, wrzeszczeli »Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!« i inne głod­ne kawałki o wiszących na drzewach ko­munistach. Kiedy schodzili z Jasnej Góry, wrzeszczeli to samo. Jeszcze bar­dziej zdopingowani i podkręceni, no bo przecież to oni są prawdziwymi polskimi patriotami. Mieszkańcy traktują ich prze­marsze jak folklor, ale mnie szlag trafia, że ktoś tych młodych ludzi wykorzystuje do własnych politycznych potrzeb, robiąc im wodę z mózgu i dziurawiąc młode umy­sły ideologią nienawiści. Czym takie za­chowanie polityków różni się od czasów, kiedy Hitler dochodził do władzy?”.
   To były bardzo mocne słowa. Czy ciągle myśli tak samo?
   - Taką miałem wtedy opinię i taką mam obecnie - potwierdza Matyjaszczyk.
   Jednak największą przeciwniczką pielgrzymowania kibiców jest prezeska stowarzyszenia Demokratyczna RP Jo­lanta Urbańska - częstochowska radna PO, pracownik naukowy. To ona z grupką przyjaciół odważyła się na protest w sa­mym środku „racowiska”: - Obserwuję pielgrzymki kibiców od kilku lat. Jest w nich coraz więcej agresji i nienawiści.
One jednoczą kibiców, uczą ich podziału świata: „My, dobrzy patrioci. A po drugiej stronie są oni: esbecy, lewacy, konfiden­ci”. Z roku na rok jest coraz gorzej. Dlate­go protestowaliśmy.
   Szczupła, wysoka, w eleganckim kape­luszu. Siedzimy w kawiarni. Ona odpala papierosa od papierosa.
   - Pójdzie tam pani ze mną, żeby poka­zać, gdzie wam palili transparenty?
   - Naprawdę chce pan tam iść?
   - Chcę, a co?
   - Bo jeszcze mnie trzęsie na samo wspomnienie.

PIKIETA
Spaceruję z Jolantą Urbańską. Aleją Najświętszej Maryi Panny, w stronę Hen­ryka Sienkiewicza i dalej ku klasztornym błoniom: - Zgłosiliśmy pikietę na rogu Sienkiewicza. Jednak doszliśmy do wnio­sku, że to za daleko. Postanowiliśmy nie robić więc swojego wydarzenia, tylko mo­nitorować zachowania na pielgrzymce. Polegało to na chodzeniu między pielgrzy­mującymi, by sprawdzić, czy ich okrzyki i transparenty nie łamią prawa.
   Tak to grupa około 20 osób członków dwóch stowarzyszeń - Demokratyczna
RP i Obywatele RP - ruszyła w kierunku klasztoru.
   Najpierw „obywatele i demokraci” za­trzymali się przy namiocie ONR, który rozdawał kibicom organizacyjne ulotki i ciepłą herbatę.
   Urbańska: - Robiliśmy nawet zdję­cia tego, co tam mieli. Nalepka „zakaz pedałowania” i różne nacjonalistyczne obrzydlistwa.
   Konrad Kątny, student ekonomii, za­stępca koordynatora Brygady Górno­śląskiej ONR. Czarna bluza ze znakiem falangi, obandażowany palec: „Bliski kontakt z krajalnicą, dorabiam w gastro­nomii”. Siedzimy w pubie w centrum Ka­towic. Pytam, jak wspomina spotkanie z „demokratami”:
   - Do naszego namiotu podeszli około 12. Moim zdaniem szukali okazji do pro­wokacji.
   - Jak pan ich rozpoznał?
   - O, my znamy panią Jolantę! Do­maga się przecież delegalizacji ONR. I A inni mieli wpięte w widocznym miejscu znaczki organizacyjne. 
   Urbańska z innymi dotarła na mszę dla kibiców przed obrazem Czarnej i Madonny.
   Wymienili się ze mną znakiem poko­ju. Uścisnęli dłonie. Przyznam, że byłam tym zbudowana.

ZADYMA
Do tej pory obeszło się bez incyden­tów. Jednak „demokraci” postanowili pójść jeszcze na ostatni punkt pielgrzym­ki, czyli „racowisko”. Urbańska przyznaje, że gdy znów wchodziła na tereny klasztor­ne, to otaczały ją pustka i podejrzliwość.
   - Czułam się jak trędowata.
   - Może przez to, że widzieli wasze znaczki organizacyjne.
   - Z pewnością. W każdym razie myśmy tam poszli spontanicznie.
   Konrad Kątny (ONR): - Szli ze zwinię­tymi transparentami. Poszliśmy za nimi, żeby zobaczyć, co zrobią. Wyglądało, że szukają miejsca, żeby je rozwinąć. Zna­leźli transparent Unii Tarnów, która ma biało-niebieskie barwy. Był tam napis: „White United”.
   Jolanta Urbańska: - Transparent o białej rasie z krzyżem celtyckim przykuł naszą uwagę. Naszym zdaniem łamał prawo, więc postanowiliśmy się przed i nim ustawić i sfotografować z naszymi  hasłami: „Moją ojczyzną jest człowie­czeństwo” i „Tu są granice przyzwoitości” oraz „Nienawiść to nie chrześcijaństwo”.
   Konrad Kątny: - Nie przypuszczałem, że to zrobią. Pomyślałem, że mają tupet. Zrobiła się cisza.
   Urbańska: - Tłum zaczął gęstnieć. Za­częli krzyczeć: „Czerwone kurwy!”, „Le­wackie szmaty!”, „Ubeckie ścierwa!”, „Po chuj żeście przyszli!”, „Wypierdalać!”. Myśmy milczeli, żeby nie prowokować.
   Kątny: - Fakt. Zwracano się do nich dość wulgarnie.
   Urbańska: - Agresja narastała. Niektó­rzy byli 10 centymetrów od nas, twarz w twarz. Czułam oddech. Nagle ktoś wpadł na pomysł, by racą podpalić nasze transparenty.
   Kątny: - Kilku kibiców zaczęło po­wstrzymywać innych: „Nie ruszać!”. Wiem, że kibic Chrobrego Głogów był w telefonicznym kontakcie z księdzem Wąsowiczem. Ksiądz przykazał, żeby prowokację zignorować.
   Urbańska: - Podszedł do mnie osiłek. „Wypierdalać!” „Ale jak?!” - pytam. „Do­bra, idźcie za mną”. Wyprowadził nas wzdłuż muru. Krzyczał do innych, żeby zostawić nas w spokoju. Dalej szliśmy już sami. W alei Sienkiewicza rzucali w nas petardami. Nigdzie nie było policji. Nikt nas nie bronił.
   Efekt? Spalone transparenty. Kilku uczestników demonstracji zostało po­szarpanych.
   Uczestnicy pielgrzymki uważają, że pikiecie działaczek i działaczy Demokra­tycznej RP, wspieranych przez Obywa­teli RP, chodziło tylko o sprowokowanie burdy.
   Żeby strywializować sens religijnego spotkania, żeby puścić w eter „mainstreamowych” mediów przekaz nie z modli­twy, ale z kibolskiej zadymy.
   Tak na przykład sądzi Jerzy Dudała, doktor socjologii, autor książki „Fani-chuligani. Rzecz o polskich kibolach”, od lat uczestnik pielgrzymek: - Podnio­sła, uroczysta atmosfera na błoniach jasnogórskich. I nagle pojawiają się ci lu­dzie. Po co przyszli? Po co brużdżą? Jaw­na prowokacja. Wyjątkowo obrzydliwe, budzące niesmak zachowanie.
   Ojciec Sebastian Matecki, rzecznik Jas­nej Góry: „Podczas tegorocznej X Piel­grzymki Kibiców nie doszło wcześniej do żadnych incydentów zakłócających modlitewny i formacyjny charakter piel­grzymki. Zaistniały incydent trudno komentować. Trzeba pamiętać i o tym, że często przy budowanym dobru waru­je zło, które chce przeszkadzać, niszczyć”.
   Demokraci uważają, że mieli prawo stać tam, gdzie stali. Bo Jasna Góra jest także ich.
   Mocno wsparł ich na łamach „Tygo­dnika Powszechnego” ojciec Ludwik Wiśniewski, dominikanin, wieloletni duszpasterz środowisk akademickich, działacz opozycji antykomunistycznej: „Organizatorzy kibicowskich uroczy­stości na Jasnej Górze mogą nie zdawać sobie sprawy, że uczestnictwa w Eucha­rystii nie można pogodzić z agresyw­nym i nienawistnym zachowaniem, ale teologicznie wykształceni ojcowie pau­lini mają obowiązek ich o tym pouczyć, a nawet zażądać wykluczenia takich za­chowań”.

STRACH
Stoję na błoniach z Urbańską.
   - Bała się pani?
   - Pierwszy raz w życiu miałam takie poczucie bezradności. I lęk, bo odpowia­dałam za ludzi.
   Rozmawiamy o Jasnej Górze. Radna Urbańska najbardziej ceni tam kaplicę, w której można modlić się w zupełnej ciszy. A czego nie lubi?
   - Wiary pozbawionej głębszej refleksji, demonstracyjnej, głośnej. Kibice najpierw w kościele, a potem w Żabce, z której wy­noszą reklamówki pełne wódy. Wie pan, że byłam w klasztorze, żeby zamówić mszę za „Polskę wolną od faszyzmu”?
   - Przyjęli intencję?
   - Nie.
   - Powód?
   - Bez podania powodu. To oburzają­ce. Bo to tak, jakby Jasna Góra była ich, a moja już nie.
Jolanta Urbańska nie lubi też jasno­górskiej komercji - tych wszystkich wpinek, gadżetów, świecących Jezusów, Matki Boskiej z odkręcaną główką.
   Kiedyś stragany stały przed głównym wejściem do klasztoru. Teraz handel pa­miątkami z Jasnej Góry ojcowie paulini przenieśli od strony ulicy świętej Barbary. Większość kramów należy do Claromontany (włoska nazwa Jasnej Góry, marka paulinów). Można tu nabyć fluorescencyj­ny medalik z modlitwą św. Krzysztofa - do samochodu. Matkę Boską na przylepiec - do motoru. Obrazki z Jasną Górą i Czar­ną Madonną. Suweniry na każdą kieszeń.
   Na terenach klasztornych są księgar­nia, bar, kawiarnie, herbaciarnia, punkt medyczny, punkt foto. Dom Pielgrzyma (dla bogatszych) i czynne w sezonie hale noclegowe (blisko 500 miejsc do spania, w pokojach wieloosobowych, w cenach demokratycznych do 30 zł).

HOMILIA
Wszyscy kibice, z którymi rozma­wiam, każą mi wysłuchać homilii, jaką wygłosił na pielgrzymkowej mszy ksiądz Wąsowicz: - Bez tego nie zrozumiesz.
   Słucham. Najpierw słów ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który mówi o po­mniku ofiar ludobójstwa na Wołyniu.
   Wystąpienia prawicowego historyka Leszka Żebrowskiego: „Ci którzy chcie­li nam dać świat bez wartości, są dziś na marginesie. Biją się, kłócą między sobą jak o jakąś kość”.
   I przemówienia Tadeusza Płużańskiego, szefa publicystyki TVP Info, który intonował okrzyki: „Precz z komuną!”, „Raz sierpem, raz młotem...!” oraz „Bóg, honor, ojczyzna!”.
   Jednak homilia księdza Wąsowicza była rzeczywiście kluczowa. „Jezus po­wiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszed­łem powołać sprawiedliwych, ale grzesz­ników. Drodzy, jesteśmy jak celnicy i grzesznicy. Pragniemy światła, uzdro­wienia, bożej miłości. Dlatego tu jeste­śmy”. Na pożegnanie dodał: „Myśmy przyszli tu jako grzesznicy, nędznicy, nie­raz z bardzo zakręconym życiem, ale z Pa­nem Jezusem wszystko możemy w życiu zmienić! Pilnujcie Polski!”.
   Taka homilia to i kubeł zimnej wody, i wyciągnięta ręka do tej „szalikowej”, „gorszej” części Polski. Proste przesłania: „Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu - możesz! Bóg da ci szansę”, „Nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś gorszy. Jest od­wrotnie - Jezus kochał lud, a przestrzegał przed uczonymi w piśmie i faryzeuszami”, „To my jesteśmy strażnikami wartości”.
   Kuba Olkiewicz, który uczestni­czył w mszy, opowiada to tak: - Celnicy w Biblii przedstawieni są w jednoznaczny sposób. Dość jawnie ksiądz atakuje więc nasze środowisko [śmiech]. I dobrze, bo dzięki temu pamiętamy, że gdzieś w tych naszych kibicowskich animozjach chodzi o to, żeby zachowywać się fair play, zgod­nie z katolickimi wartościami.
   Pytany o atmosferę na Jasnej Górze mówi: - Nigdy nie spotkałem się tu z kry­tyką. Wszyscy są raczej rozczuleni, kiedy byczek 130 kilo, dwa metry, bardzo niepo­radnie klęka przed ołtarzem. Kościół jest trochę w odwrocie, więc tym bardziej go­spodarze się cieszą, że są ludzie, którzy poświęcają cały dzień na podróż, by się pomodlić i pobyć na Jasnej Górze. Świa­topoglądowo, w kwestii np. obrony życia, Kościół ma w kibicach wartościowego so­jusznika. Ale najlepiej odnoszą się do nas zakonnice, które są zachwycone, że jest tu „tylu fajnych chłopaków” [śmiech].

***

   Znów kancelaria prawnicza Warszawa. Kończę kawę z mecenasem kibicem Legii.
   - Wie pan, te pielgrzymki sporo zmie­niły. Dzięki nim kibice to już nie są chłopcy ganiający po mieście za innymi chłopcami, żeby im spalić szalik. Ksiądz Wąsowicz dał im misję.
   - Jaką?
   - Poczuli się patriotami, obrońca­mi. Myślą tak: „Jak tu wejdzie jakiś Rusek albo Niemiec, to my staniemy. Będziemy bronić wszystkich, także tych KOD-owskich pierdół”.
To dobrze, że mamy takich obrońców?
współpraca Marta Tomaszkiewicz, Wojciech Cieśla

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz