W łańcuchu pokarmowym
partii Jarosława Kaczyńskiego panuje niezmienna symbioza. Najlepiej wiedzie się
w nim ekspertom i złotym dzieciom z Nowogrodzkiej.
ANNA GIELEWSKA
Prawie
trzy miliony złotych z kasy PiS trafiło w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy
do spółki MTML - wynika z informacji uzyskanych przez „Wprost”. To dużo więcej,
niż PiS wydało na ochronę prezesa: w 2013 r. - podobnie jak w poprzednich
latach - partia przeznaczyła na ten cel ponad 1,7 min zł.
Prezesem firmy MTML jest Tomasz
Pierzchalski, którego biznesowa kariera rozkwitła, gdy kilka lat temu pojawił
się na Nowogrodzkiej, w siedzibie PiS.
Pierzchalski (rocznik 1978)
zaczynał jako współpracownik Adama Lipińskiego.
- Kiedyś nawet woził Lipińskiego
swoim prywatnym samochodem, leciwym czerwonym fordem - wspomina jeden z
naszych rozmówców z PiS. Tak Pierzchalski trafił do biura PiS, gdzie od lat
niepodzielnie rządzi Barbara Skrzypek. Pracował razem z nią w pokoiku obok
prezesa Jarosława Kaczyńskiego i uchodził za jednego z najbardziej zaufanych
ludzi na Nowogrodzkiej.
To była już prosta droga do
kariery, choć wcale nie politycznej. Pierzchalski szybko zamienił starego forda
na nowiutkie motocykle, które są jego pasją.
Polityk PiS: - Nagle stał się
potentatem na obsługę medialną partii, a jego firemka zarabia dziś na tym
wielkie pieniądze.
- Tylko w tym roku wypożyczaliśmy
sprzęt, robiliśmy projekty czy wynajmowaliśmy powierzchnię dla ok. 40 firm. Dla
PiS trzy-cztery razy - mówi. Czy zawdzięcza te zlecenia wcześniejszej pracy w
partii?
W PiS przestałem pracować w 2009
r. Wydarzenia polityczne mają swoją specyfikę i są zdecydowanie bardziej
skomplikowane niż komercyjne. Na pewno znajomość branży jest atutem -
stwierdza.
Pierzchalski odpowiadał też za
badania opinii publicznej robione na wewnętrzny użytek PiS. - Zgłosił się
kiedyś, że będzie codziennie przeprowadzał sondaże telefoniczne, tzw. tracking polls. Na początku prawie za darmo, dzwonili harcerze. Jednak z
czasem studio rosło i koszty szybowały w górę
- wspomina jeden z naszych rozmówców. Badania Pierzchalskiego aż do ostatnich
dni kampanii 2011 r. pokazywały, że PiS wygrywa wybory. A w 2010 r., tydzień
przed wyborami prezydenckimi Kaczyński miał zgodnie z nimi... wygrać już w
pierwszej turze.
Na Nowogrodzkiej Pierzchalski
poznał się z Bartłomiejem Rajchertem. - Tomasz mi kiedyś oświadczył, że na
Nowogrodzkiej jest frakcja Lipińskiego, frakcja Brudzińskiego i frakcja
Pierzchalskiego i Rajcherta. I oni naprawdę sami siebie tak postrzegali -
opowiada jeden z byłych bywalców siedziby PiS.
Jednak w tej ocenie nie było wiele
przesady. Przez kilka lat Rajchert pracował jako dyrektor biura. - Gadżeciarz
o wyjątkowym ego, do najważniejszych polityków PiS zwracał się jak do swoich
podwładnych - kwituje jeden z byłych polityków PiS.
Swoją pozycję Rajchert zawdzięczał
silnemu protektoratowi Stanisława Kostrzewskiego, wieloletniego skarbnika PiS i
jednego z najbliższych współpracowników prezesa. - Kostrzewski zawsze mówił
o Rajchercie „mój człowiek”. A on robił sobie, co
chciał, rządził Nowogrodzką, kampaniami wyborczymi - opowiada nasz rozmówca.
Jeden z byłych sztabowców: -
Kampania 2010. On porobił jakieś zlecenia bez uzgodnienia ze sztabem i
Kluzik-Rostkowska miała ogromne pretensje. A on do niej na to z kompletnym
lekceważeniem, że w ogóle go to nie interesuje, bo Kostrzewski mu nic nie mówił.
W końcu pretensji do poczynań Rajcherta
było tak dużo, że władze partii zarządziły audyt. Przepływy finansowe badał
Mariusz Kamiński, były szef CBA. Wykrył nieprawidłowości i z raportem poszedł
do prezesa. - Tam było czarno na białym pokazane, jakie biznesy chłopcy robili
na kampaniach. No i prezes kazał Rajcherta zwolnić - twierdzi polityk PiS.
- Jednak Kostrzewski się
sprzeciwiał i ociągał, jak mógł - usłyszeliśmy od kilku zorientowanych
polityków. - Wtedy zaczęła się próba sił między nim i Kamińskim, ale Staszek
jest nie do ruszenia - mówi nam jeden z polityków. Pożegnanie z Rajchertem
miało więc trwać miesiącami.
Odszedł ze stanowiska dyrektora
biura na Nowogrodzkiej, gdy „Newsweek” opisał wątpliwości związane z
finansowaniem fundacji i spółek na zapleczu PiS. - A partia wypłaciła mu
jeszcze wtedy wysoką odprawę - twierdzą nasze źródła w PiS.
Rajchert otrzymywał wcześniej
także zadania specjalne. Po katastrofie smoleńskiej razem z Pierzchalskim
mieli się np. zajmować drukowaniem fikcyjnych gazet dla matki prezesa PiS
przebywającej w szpitalu. Przez długie miesiące Jarosław Kaczyński nie mówił
jej o katastrofie samolotu.
Dziś Pierzchalski i Rajchert wciąż
są we władzach fundacji Nowy Kierunek. Rajchert jest jej prezesem, a
Pierzchalski - członkiem rady nadzorczej.
Przez cały poprzedni rok fundacja, która mieści się pod tym samym adresem co
PiS, otrzymywała co miesiąc 20,9 tys. zł z partyjnej kasy. Organizacja zajmuje
się utrwalaniem pamięci o prezydencie Lechu Kaczyńskim. Czym konkretnie? -
Wystawy, serwisy internetowe, publikacje - odpisuje mi Rajchert. W fundacji
zasiada także Michał Lewandowski (rocznik 1987). Był on właścicielem firmy
H20, która w minionym roku zarobiła na PiS 56 tys. zł. Następnie, po kilku
latach działalności na zapleczu Nowogrodzkiej, przestała istnieć.
SWOJE BADANIA, SWOJE FUNDACJE
Regularne przelewy płyną też od
kilku lat do innej firmy. To niewielka agencja na Modlińskiej w Warszawie: One Million Solutions. Jej wspólnikami są Michał Wiórkiewicz i Artur
Pietryszyn. Na konto ich firmy PiS przelewało przez cały ubiegły rok 24,1 tys.
zł co miesiąc. Na co? Wiórkiewicz obiecał odpisać na pytania e-mailem, ale
odpowiedzi nie wysłał. To oczywiście również postać nieprzypadkowa. Były
asystent premiera Kazimierza Marcinkiewicza jest dziś jednym z najbliższych
współpracowników Adama Hofmana, rzecznika partii. Regularnie odwiedza Hofmana
w Sejmie.
- Był uchem Nowogrodzkiej,
zwłaszcza Lipińskiego, w kancelarii premiera Marcinkiewicza - słyszymy od
kilku polityków PiS. A kiedy PiS straciło władzę, działał na zapleczu partii. A
to tworząc fundacje, a to firmę doradczą. Wiórkiewicz kilka lat temu zakładał think tank dla partii Kaczyńskiego. Fundacja o nazwie Instytut
Studiów i Analiz miała być odpowiedzią na Instytut Obywatelski - think tank Platformy. - Ale zajmowała się głównie obsługą Hofmana
- twierdzi polityk PiS. W siedzibie tej fundacji miało się odbyć w 2010 r.
tajne spotkanie z udziałem Hofmana, Pawła Poncyljusza, Jacka Kurskiego i
Zbigniewa Ziobry w sprawie kandydowania tego ostatniego na prezydenta po
katastrofie smoleńskiej.
W łańcuchu pokarmowym PiS pojawia
się także firma QLCO.
To kolejna spółka sąsiadująca z siedzibą
partii. Jej właścicielem jest Robert Stachowicz. Od wielu lat miał kanciapę na
Nowogrodzkiej, obok partii. Zapewniał jej obsługę graficzną, skład, wydruki. -
Pracował dla Lipińskiego jeszcze w „Nowym Państwie” Po jakimś czasie wszedł w
kontakty z Pierzchalskim i firma nabrała rozpędu. A Stachowicz ufarbował sobie
włosy na krwistą czerwień. Pod firmą stoją coraz droższe samochody - mówi stały
bywalec na Nowogrodzkiej. W ubiegłym roku do QLCO trafiło
ok.30 tys. zł z kasy partii.
Więcej zarobiła spółka Screen Media - prawie 160 tys. zł
w 2013 r. Jej współwłaścicielem jest Tomasz Fabiszewski, pracownik klubu PiS.
Fabiszewski jest także prezesem fundacji Polska-Europa. W radzie tej fundacji
zasiadają też posłowie kojarzeni z tzw. grupą Hofmana - Adam Rogacki i Mariusz
Kamiński. Administruje ona portalem Mypis.pl (pisał o tym portal Natemat
.pl). Ta fundacja otrzymała w ubiegłym roku kilkadziesiąt tysięcy złotych od
partii. Jeden z przelewów opiewał na sumę 52 tys. zł.
PiS dofinansowuje także Fundację
Stoczni Gdańskiej, choć już znacznie niższymi kwotami. W ubiegłym roku partia
dokonała kilku wpłat na jej konto, na łączną sumę ok. 40 tys. zł. Prezesem
zarządu jest poseł PiS Andrzej Jaworski kojarzony z Radiem Maryja, w radzie
fundacji zasiada zaś m.in. wspierający PiS Karol Guzikiewicz. Z kolei do
fundacji Lux
Veritatis poszło ok. 68 tys. zł.
Sporo - ponad 170 tys. zł -
zarobiła w ubiegłym roku na PiS także wrocławska firma Webber & Saar. Jej
współwłaścicielem jest grupa Trinity (spółka ta jest też
współwłaścicielem Mennicy Wrocławskiej, w której, o czym pisaliśmy kilka
miesięcy temu, pracuje żona Hofmana).
Pytamy o te wszystkie biznesy
ważnego polityka PiS, który natychmiast zastrzega anonimowość. Podobnie jak
większość naszych rozmówców pytanych o finanse natychmiast ścisza głos i
tłumaczy, że od wie - lu lat to „w partii temat tabu” - To jest taki łańcuch
pokarmowy, który karmi swoich. Zresztą wpisuje się to w filozofię Nowogrodzkiej,
by mieć „swoje” media, „swój” instytut badawczy, „swojego” grafika, „swoje” wydawnictwa...
- przyznaje polityk PiS.
NA LIŚCIE PŁAC PIS z końca
ubiegłego roku figuruje też Katarzyna Sztylc, partnerka ówczesnego posła PiS
Tomasza Kaczmarka. To jej czarne porsche rozbił Kaczmarek. Gdy opisaliśmy groźby
agenta Tomka wobec byłego męża Sztylc, a także powiązania ze światem agencji
towarzyskich, Kaczmarek odszedł z klubu PiS. Swoją narzeczoną pokazywał światu
jako bizneswoman z Olsztyna i działaczkę charytatywną, prezes fundacji
zajmującej się chorymi na alzheimera. Katarzyna Sztylc między październikiem a
grudniem 2013 (kiedy to Kaczmarek miał stłuczkę jej porsche) zarobiła ponad 23
tys. zł w PiS.
SWOI EKSPERCI
I „swoich” ekspertów. Partia dba o
zaplecze intelektualne i hojnie wynagradza ekspertów współpracujących z
Nowogrodzką. W ubiegłym roku najwięcej zarobili na tym Instytut Sobieskiego,
Instytut Studiów Podatkowych i dr Sergiusz
Trzeciak. Dr Trzeciak, ekspert od marketingu politycznego i wizerunku, także
zarabia na zleceniach z PiS od kilku lat. W ostatnim roku ok. 127 tys. zł. O
szczegółach tej współpracy rozmawiać nie chce, bo - jak tłumaczy - obowiązują
go klauzule umów.
- Funkcjonuję jako konsultant i
współpracuję z różnymi partiami - zaznacza.
Ostatnio, jak mówią mi politycy
PiS, prowadził szkolenia dla całego klubu. Uczył posłów m.in. posługiwania się
Facebookiem i Twitterem, wszyscy dostali do indywidualnej nauki jego książkę.
Trzeciak przygotowuje też nową stronę internetową partii na kampanię.
Kilka umów na dużo mniejsze kwoty
PiS zawarło też z profesorami, których dziś można znaleźć na listach do
europarlamentu. Np. z prof. Waldemarem Paruchem (jedynka z
Lublina) czy Andrzejem Zybertowiczem (z Torunia).
Instytut Sobieskiego ma z PiS
stałą umowę. Zgodnie z nią otrzymuje co miesiąc ok. 22 tys. zł. Za dodatkowe
zlecenia partia wypłaciła mu w ubiegłym roku jeszcze po - nad 0,5 min zł.
Eksperci instytutu wchodzą do rady ekspertów prof. Piotra
Glińskiego, piszą też dla PiS analizy, ustawy i elementy programu partii.
Niecałe 200 tys. zł zarobił też na
podobnej działalności Instytut Studiów Podatkowych prof. Witolda Modzelewskiego. Jego współpracę z PiS i Ruchem
Palikota opisaliśmy w ubiegłym roku. Wtedy w partii podniosły się głosy
sprzeciwu, ale wszyscy szybko o nich zapomnieli.
Podobnie jak o dyskusji wokół
finansowania partii z budżetu, która jeszcze kilka miesięcy temu rozgrzewała
opinię publiczną. Partie prześcigały się w deklaracjach. Na razie nie zmieniło
się nic, a na partyjnych kontach wciąż nie sposób oddzielić pieniędzy
publicznych z subwencji budżetowej od środków własnych członków. Choć te
ostatnie to zwykle niewielki odsetek wpłat. Ten i kolejny rok to zaś czas
wielkich kampanii wyborczych, a to oznacza kolejne dziesiątki milionów złotych
do wydania.
Dla „swoich” - we wszystkich
partiach - zaczyna się czas żniw. Choć - jak
ironizuje polityk PiS - na Nowogrodzkiej jaskółka zmian. Jedna z niedawnych
narad w wąskim gronie. Rozmowa dotyczy znaczków wpinanych w klapę z logo PiS.
Kostrzewski opowiada, że tym razem partia zaoszczędzi na zamówieniu, bo „zrobił
miniprzetarg”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz