Broń, jazda po
pijaku, piżama i znikające spinki od koszuli. Pies Cywil, czyli były
wiceminister, który odpowiadał za nasze bezpieczeństwo, odegrał rolę życia.
IZABELA SMOLIŃSKA MICHAŁ MAJEWSKI
Atak
hakerski zaczął się w południe. Komputer wiceministra padł. Potem zaatakowany
został system alarmowy. Następnie w domu wiceministra zawitał kolega. -
Wypiliśmy po dwa drinki. Były mocne - przyznaje Zbigniew R., wiceszef resortu
spraw wewnętrznych w rządzie PiS.
- Coś pan zażywał tego dnia?
- Leki nasercowe i silne środki
przeciwbólowe.
Po wyjściu druha R. pamięta już
tylko kadry, porwane sceny. Na jednej z nich do domu wchodzi dwóch mężczyzn i
kobieta. R. idzie na górę. W portfelu nie ma pieniędzy, wyparowują też spinki
od koszuli. Polityk nie odpuszcza złoczyńcom. - Sięgnąłem po broń. Zawołałem:
„Policja! Stój, bo strzelam! ”. Wie pan, takie przyzwyczajenie. Jednak przez
kilkanaście lat byłem policjantem - ożywia się R. Opowieść trochę się rwie.
Okazuje się, że pod domem czatują inni ludzie. Są w aucie. R. w piżamie,
laczkach, z pistoletem w ręku odpala swoje bmw i zaczyna pościg za bandziorami,
których widział w porwanych kadrach.
ZA FOKUSEM W KAPCIACH
Opowiada 19-letni uczeń technikum.
- Jechaliśmy w pięć osób drogą Nowy Tomyśl - Poznań. Chcieliśmy zawieźć kolegę
do szkoły w Poznaniu. Za Jastrzębskiem zajechało nam drogę ciemne bmw. Auto
nas wyprzedziło i zaczęło hamować, po czym zatrzymało się na drodze. Nie
wiedzieliśmy, o co chodzi. Chwilę za nim
postaliśmy, bo myśleliśmy, że ktoś wyjdzie z samochodu. Nikt nie wyszedł, więc
wyprzedziliśmy samochód i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wtedy znowu nas
wyprzedził. Zaczął jechać slalomem, żebyśmy nie mogli go ponownie wyprzedzić.
Stanął na środku drogi, otworzył okno od strony pasażera i zaczął strzelać w
stronę pola. Wystraszyliśmy się i zaczęliśmy
uciekać, tym razem w przeciwnym kierunku. W tylnej szybie widziałem jeszcze,
że za nami zawraca, ale już nas nie dogonił. Nawet nie widzieliśmy, skąd ten
samochód wziął się za nami na drodze, czy wyjechał z bocznej uliczki, czy nas
dogonił. Byliśmy w takim szoku, że nie wiedzieliśmy, co mamy z sobą zrobić. Na
policję zgłosiliśmy się dopiero rano. Już wtedy wiedziałem, że chodzi o byłego
wiceministra i że został zatrzymany. Nawet nie zauważyliśmy, że napastnik był
ubrany w piżamę i kapcie. Było ciemno, nie zwracaliśmy na to uwagi.
Nie wiemy, o co mu chodziło, nic
do nas nie mówił, nie krzyczał, nie wiemy, co mogło być motywem. Początkowo
myślałem, że to napad i że ktoś po prostu chce nam ukraść samochód. Zamierzamy
złożyć pozew przeciwko Zbigniewowi R.
TATO, JA CHCĘ ŻYĆ!
Na pościgu za chłopakami się nie
kończy. Chwilę później na tym samym odcinku drogi pojawia się rodzina w jasnym volkswagenie golfie. On pracownik Ikei, ona pracująca w położonym niedaleko
zajeździe. W aucie był też ich siedmioletni syn. Opowiada mąż: - Rozwoziliśmy
zaproszenia na komunię syna. Żona kierowała. Powiedziała mi, że ktoś ją
oślepia światłami. Po chwili sam zobaczyłem, że rzeczywiście ktoś za nami
jedzie, mruga światłami i się zbliża. Potem ten samochód nas wyprzedził i
zaczął zajeżdżać nam drogę, próbując nas zatrzymać. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem
na policję. W tym momencie mężczyzna zatrzymał samochód, wysiadł i zaczął
strzelać w powietrze. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, nic do nas nie mówił,
przynajmniej nic nie słyszeliśmy. Żona wrzuciła wsteczny, następnie zawróciła i
zaczęła uciekać w stronę Nowego Tomyśla. Widząc to, napastnik wsiadł do
samochodu i zaczął nas gonić. Jechaliśmy z prędkością ok. 170 km/h, dwa razy
przejechaliśmy na czerwonym świetle. Cały czas byliśmy na linii z oficerem
dyżurnym, który mówił nam, gdzie mamy się kierować. Widzieliśmy jadący w
przeciwnym kierunku patrol, który zawrócił, i drugi radiowóz, który wyjechał z
boku. Policjantom udało się zatrzymać naszego napastnika, co się działo dalej,
nie wiem, bo jechałem już do komendy w Nowym Tomyślu. Dziecko płakało,
krzyczało: „Tata, ja chcę żyć”. To było
dramatyczne. Emocje nie opadły do dziś. Z synem byliśmy u psychologa od razu w
poniedziałek, obserwujemy go, pod koniec tygodnia mamy kolejną wizytę.
OBCIĄŻONA WĄTROBA
Zbigniew R. został zatrzymany 12
minut po zawiadomieniu policji przez napadniętego mężczyznę. Policjant: - Scena
jest zarejestrowana na wideorejestratorze.
Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka
Prokuratury Okręgowej w Poznaniu: - Zaprzeczam, jakoby policjanci mówili, że
przy zatrzymaniu Zbigniew R. chciał ich zwolnić z pracy. Informacje takie są
kompletnie nieprawdzie. Gdyby tak było, znalazłoby to odzwierciedlenie w
zarzutach.
Policjant: - Facet trafił na
dołek. Jak trochę odsapnął, poprosił o kartkę i długopis. Zaczął pisać
zażalenie na zatrzymanie.
Zostało one uznane za bezzasadne i
sąd je oddalił. R. miał półtora promila alkoholu we krwi. - Niepotrzebnie
wyjechałem z szutrowej drogi i wdałem się w pościg, ale nie strzelałem do
ludzi, tylko w pole! Mam nadzieję, że ludzie zrozumieją. Działałem w stanie
wyższej konieczności.
- O czym pan mówi?
- W ostatnim czasie było włamanie
do poznańskiego mieszkania, które należy do mnie. Była też próba włamania do
mojego samochodu. Po tej sytuacji zorganizowałem odprawę w Komendzie
Wojewódzkiej Policji w Poznaniu...
- Jaką odprawę pan zorganizował w
komendzie wojewódzkiej? Przecież jest pan osobą prywatną ?!
-Źle się wyraziłem. Nieprecyzyjnie.
Przepraszam, ale czuję ból. Miałem groźby. Jestem jednym z twórców projektu
ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych służb, krytykowałem to, co
dzieje się z programem świadków koronnych. Grożono mi, żebym trzymał się od
tego z daleka, bo mnie odpierdolą i zajebią!
- Rozumiem. Zapytam wprost, czy
pan w ostatnich miesiącach nie przesadzał z alkoholem?
- Niestety tak. Były nerwy, była
praca trochę za dużo piłem. Ale ja to wszystko tej rodzinie, za którą jechałem,
wynagrodzę. Już podjąłem pierwsze działania.
Pracownik MSW: - Dziennikarze
sygnalizowali, że trzeba było rezygnować z zapraszania R. do komentarzy w radiu
czy telewizji, bo był niedysponowany.
Polityk i znajomy wiceministra: -
Rozmawialiśmy z kolegami, próbując dojść, co się stało. Okazywało się, że
Zbyszek ostatnio nie oszczędzał wątroby na imprezach. I na dodatek brał silne
leki nasenne. Taki miks sprawia, że człowiek może przestać nad sobą panować.
Po swych drogowych występach R.
położył się do szpitala (kilka lat temu przeszedł operację kardiologiczną). Po
kilku dniach został jednak ze szpitala wypisany. Stanisław Rusek, rzecznik
kliniki im. J. Strusia w Poznaniu, potwierdza, że w czwartek koło południa
opuścił szpital. - Stan jego zdrowia jest całkiem niezły. Nie było dalszej
potrzeby hospitalizacji pacjenta. O stanie zdrowia Zbigniewa R. świadczyć może
to, że jego pobyt w szpitalu był relatywnie krótki - wyjaśnia. Polityk usłyszał prokuratorskie zarzuty za jazdę
po pijaku i groźby karalne.
KOLEGA GENERAŁÓW
Wysoki, niespełna 40 -letni
blondyn o chłopięcej urodzie. Kawaler. Na konferencjach - bezpieczeństwie wewnętrznym prawie zawsze przy
prezydialnych stołach. Obok szefowie tajnych służb, policjanci, emerytowani
generałowie, prokuratorzy, sędziowie. Siedem lat temu R. jako 33-latek został
wiceszefem resortu spraw wewnętrznych - odpowiadał
za policję. Po odejściu z ministerstwa R. poszedł na policyjną emeryturę
po 15 latach pracy. Dlatego w środowisku policyjnym
mówią o nim Pies Cywil.
R. zaangażował się w działalność
Polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To poznańska instytucja, która
uczestniczy w projektach naukowych i badawczych na rzecz policji i służb
specjalnych. Platforma chwali się poparciem i aprobatą władz państwowych, w tym
ministerstw: spraw wewnętrznych oraz nauki i szkolnictwa wyższego. Platformę
współtworzą Komenda Główna Policji, Ministerstwo Sprawiedliwości, ośrodki
akademickie, politechniki. Współpracują z nią CBA, Wyższa Szkoła Policji w
Szczytnie, Sąd Najwyższy, prokuratury, nawet 25. Brygada Kawalerii
Powietrznej.
Platforma ma duży rozmach. W połowie
2013 r. wraz z Biurem Bezpieczeństwa Wewnętrznego Komendy Głównej Policji
zorganizowała dwudniową konferencję na temat korupcji w służbach mundurowych.
Wśród honorowych gości przechadzali się szef CBA Paweł Wojtunik i komendant
główny policji Marek Działoszyński.
R. jest specjalistą w
organizowaniu takich spotkań. Sam chętnie występuje w roli prelegenta,
zaprasza, wita. Ma wpływowych znajomych. W Radzie Konsultacyjnej przy ABW
poznał byłych szefów służb: Krzysztofa Kozłowskiego, Andrzeja Barcikowskiego
oraz Bartłomieja Sienkiewicza, obecnego szefa MSW. Lubi media, w których
występuje jako ekspert od wszelkich dziedzin związanych z bezpieczeństwem
publicznym: od terroryzmu, poprzez inwigilację obywateli, po problematykę
ochrony elektrowni jądrowych.
Część dziennikarzy zajmujących się
„działką policyjną” i sprawami bezpieczeństwa chętnie pompowała jego pozycję,
zapraszając go do komentowania różnych wydarzeń.
Policjant: - R. organizował w
wielkopolskim Będlewie konferencje na temat bezpieczeństwa. Zjeżdżali na nie
prokuratorzy, policjanci, ludzie służb i wyselekcjonowani dziennikarze. Takie
wyjazdowe seminaria, gdzie sobie można porozmawiać również w luźniejszej
atmosferze.
NA TYSIĄC NETTO MOŻEMY SIĘ UMÓWIĆ
Problem polega na tym, że wokół
Platformy powstał mało transparentny układ powiązań. Pod tą samą nazwą działa
bowiem: sieć instytucji naukowych, stowarzyszenie w Poznaniu oraz spółka z
ograniczoną odpowiedzialnością zarejestrowana w Białymstoku. Dla przykładu,
Polska Platforma Bezpieczeństwa Wewnętrznego (sieć
naukowa) chwali się na swojej stronie internetowej publikacją naukową o nowoczesnych
systemach łączności pod redakcją m.in. Zbigniewa R. W opisie tej publikacji
znajduje się informacja, że praca jest efektem projektu finansowanego ze
środków Ministerstwa Nauki, który realizowała m.in. Akademia Hutniczo- Górnicza
w Krakowie i... PPBW (spółka z o.o.).
Po kliknięciu w adres internetowy
spółki otwiera się jednak witryna Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa
Wewnętrznego, który powstał na początku 2014 r. Poprosiliśmy R., żeby wyjaśnił
nam tę gmatwaninę powiązań.
- Publiczne pieniądze na jakiś projekt
dostaje na przykład uniwersytet w Białymstoku. W jaki sposób trafiają one do
spółki Polska Platforma Bezpieczeństwa Wewnętrznego? - pytamy R.
- Uniwersytet może zlecać jakieś
działania spółce. Wynajęcie sali, autokaru, zorganizowanie konferencji...
- ...opłacenie analizy, wykładu
napisanego przez dziennikarza...
- Tak nie robimy, staramy się,
żeby takie zlecenia przechodziły przez uniwersytet.
- dziennikarze dostają za to
pieniądze?
- No tak.
- Polska Platforma Bezpieczeństwa
Wewnętrznego jest zaangażowana w finansowany z publicznych pieniędzy projekt
automatycznego rozpoznawania głosu. Państwo przekazują laptopy wraz z tym programem
policjantom. Czy funkcjonariusze dostają za to pieniądze ?
- Tak, za testowanie systemu. Od
500 zł do 4,5 tys. Na to musi być zgoda komendanta wojewódzkiego lub głównego
policji. System do testowania mogą otrzymywać też sędziowie.
- A dziennikarze?
- Też. Kilku pana kolegów dostało
laptopy z tym programem.
- I kasę?
- Jak napiszą opinie o programie,
to tak.
- Ile można dostać?
- Tysiąc złotych brutto za opinię
na osiem stron.
- A dlaczego ja nie dostałem
takiej propozycji?
- No to proszę zadzwonić do
naszego sekretarza, załatwi pan z nim sprawę.
- A taką analizę gdybym napisał na
osiem stron, to ile pan zapłaci?
- Na tysiąc netto możemy się
umówić.
Współpraca: Cezary Bielakowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz