W propagandzie chodzi
o to, aby zacierać granice. Aby wyraźne stało się niewyraźne. PiS stosuje tę
metodę w sprawie tragedii smoleńskiej - mówi prof. Eugeniusz Cezary Król,
historyk i politolog.
ALEKSANDRA PAWLICKA
Profesor
Eugeniusz Cezary Król dokonał wyboru i przetłumaczył na polski obszerne
fragmenty z liczących 35 tysięcy stron dzienników Josepha Goebbelsa. Właśnie
ukazał się trzeci tom. W rozmowie z „Newsweekiem” analizuje, jak mechanizmy
propagandy stosowane przez nazistów działają w polityce także dziś.
NEWSWEEK: Politycy mówią dziś o
PR, nie o propagandzie.
PROF.
EUGENIUSZ CEZARY KRÓL: Bo słowo „propaganda” od czasów II wojny światowej źle się
kojarzy. Od kiedy Joseph Goebbels uczynił z propagandy koło zamachowe zagłady,
nabrało ono negatywnego znaczenia. Proszę jednak zauważyć, że na przykład w
czasie ostatniego kryzysu ukraińsko-rosyjskiego to słowo wróciło. Oni - czyli
Rosjanie - robią propagandę. My uprawiamy PR, marketing polityczny.
Czy jest różnica między PR a propagandą?
- W sensie sposobów oddziaływania
i mechanizmów - nie. PR jest propagandą. Nazwy się zmieniły, metody są
podobne. Różnica polega tylko na tym, że w PR chodzi o sprzedanie pewnego
dobra politycznego czy lidera partyjnego w sensie pozytywnym, a jeśli chodzi o
tzw. czarny PR, to o jego zniesławienie i zdezawuowanie. Tymczasem propaganda
ma dodatkowo podtekst ideologiczny i działa zwykle w dłuższym odcinku czasu.
Wszystko musi się gotować w sosie ideologii. Inaczej mówiąc, politycy nie
chcą edukować politycznie swoich odbiorców,
ale nasycać ich ideologicznie.
Komu w Polsce to najlepiej
wychodzi?
- Najlepiej działanie mechanizmów
propagandy widać w sprawie smoleńskiej. Została źle rozegrana przez
rządzących, dzięki czemu opozycja może w nich bić jak w bęben. Przez cztery
długie lata, mimo powoływania różnych zespołów eksperckich, nie udało się w
przekonujący sposób odpowiedzieć na podstawowe pytania. Nie zdołano wydobyć
wraku samolotu z Rosji, oryginałów czarnych skrzynek. To idealna pożywka do
sączenia przez opozycję własnej wersji wydarzeń. Nieudolność rządzących
pozwoliła na skuteczne uprawianie propagandy smoleńskiej.
Antoni Macierewicz...
- Jest przykładem osoby, która
jeśli ma jakąś ideę, to będzie się jej trzymać.
To modelowy przykład propagandy?
- Dokładnie tak.
Jedna z podstawowych zasad
stosowanych przez Josepha Goebbelsa brzmiała: upraszczać przekaz i go
powtarzać, upraszczać i powtarzać. Upraszczać i powtarzać, aż skutecznie
przeniknie do świadomości mas.
- Albo przynajmniej powstanie u
odbiorców wrażenie, że coś jednak było na rzeczy. Nie ma twardych danych,
niepodważalnych dowodów, więc skoro ich nie ma, to warianty przebiegu
wydarzeń mogą być rozmaite. Świadome zacieranie granic między prawdą a fałszem
jest jednym z istotnych narzędzi propagandy. Naziści stosując je, doprowadzili
wielu członków własnego społeczeństwa do absurdalnego przekonania, że zamordowanie
Żyda nie jest zbrodnią, lecz koniecznością życiową z punktu widzenia zdrowego
rozwoju Niemiec.
PiS twierdzi, że byt zamach,
dowodząc, że nie ma dowodów, iż go nie byto.
- W propagandzie chodzi o to, aby
zacierać granice. Aby to, co było wyraźne, stało się niewyraźne. To, co
sprawiedliwe, mogło być uznane za niesprawiedliwe. Wtedy łatwiej manipulować.
W nazistowskich Niemczech przekonano dzięki temu ludzi, że ich wartość zależy
od przynależności rasowej. Ze jedni są z tego powodu nad-, a drudzy podludźmi.
Wtedy mieliśmy jednak do czynienia z propagandą totalną.
Różni się od smoleńskiej?
- Propaganda totalna ma charakter
zamknięty i ściśle scentralizowany, nie ma dla niej alternatywy - tak jak w
przypadku Trzeciej Rzeszy. Gdy wybuchła wojna, jednym z pierwszych
rozporządzeń ministra oświecenia narodowego i propagandy Niemiec, Josepha
Goebbelsa, był zakaz słuchania obcych radiostacji, za co groziły wysokie
kary, z karą śmierci włącznie. I ta kara została w kilku przypadkach wykonana.
Dostrzega pan tęsknotę za taką
propagandą totalną w polskiej polityce? Nie chodzi o to, by wymierzać karę śmierci, ale nałożyć totalną
czapę informacyjno-perswazyjną całemu społeczeństwu?
- Oczywiście, że istnieje taka
pokusa - duch Goebbelsa krąży po różnych redakcjach i partiach. Na szczęście z
wyjątkiem państw, takich jak Iran, Korea Północna czy Chiny, w tym kierunku
zmierza także Rosja i Białoruś, mamy do czynienia z propagandą demokratyczną,
dopuszczającą konkurencję różnych ośrodków propagandy politycznej.
Jeśli zjawisko propagandy
politycznej jest powszechne, w czym tkwi zagrożenie?
- Propaganda jest z zasady
działaniem skierowanym na masy, a mas nie przekonuje się argumentami
intelektualnymi, lecz emocjonalnymi. Jeśli przyjrzeć się polskiej polityce, to
łatwo można dostrzec, że partie ulegają pokusie pomijania aspektu intelektualnego.
Intelektualiści się nie liczą. Powiem więcej, są w pohańbieniu. Książka stała
się produktem, który należy sprzedać. A żeby sprzedać, trzeba uprościć. Upraszczanie
zaś często prowadzi do ogłupiania. Ogłupiałym społeczeństwem łatwiej zawładnąć.
Zwłaszcza gdy jednocześnie podgrzewa się emocje. Taka strategia oparta na
dynamicznej agitacji przynosi szybkie efekty. Krótkotrwałe, ale wyborczo atrakcyjne.
I tylko to się liczy. W tym właśnie tkwi zagrożenie: partie działają na zasadzie
catch-all (złapać wszystkich) i propaganda demokratyczna staje się masowa, a
więc niebezpiecznie zbliżająca się do zasad propagandy totalnej.
Zaczyna Liczyć się tłum, nie
jednostka.
- Właśnie tak. Kategoria tłumu
jest w propagandzie bardzo ważna. Jednym z elementarzy Adolfa Hitlera była
książka Gustave’a Le Bona „Psychologia tłumu”. Le Bon pisał, że tłum kieruje
się emocjami i ma krótką pamięć. Hitler, siedząc w więzieniu w Landsbergu za
udział w puczu monachijskim, dobrze te słowa przemyślał i dokładnie powtórzył w
„Mein Kampf”. A następnie wraz z Josephem Goebbelsem wcielił w życie.
W tłum łatwiej wsączyć
nienawiść.
- Nienawiść do wroga. Jedną z
podstawkowych cech propagandy totalnej jest operowanie obrazem wroga. Wróg
jest ważniejszy od przyjaciela, w związku z czym poświęca się mu znacznie
więcej uwagi. Z wrogiem się nie rozmawia, nie negocjuje, nie spotyka.
Coś mi to przypomina. Lider
jednej z partii nie podaje politykom innych ugrupowań ręki, nie przyjmuje
zaproszeń od premiera ani od prezydenta...
- W metodyce Goebbelsa rzecz
została zdefiniowana jednoznacznie: do wroga, uznawanego za wroga absolutnego,
trzeba strzelać albo rozdeptać go niczym insekta.
Do tego służył cały sztafaż
propagandowy - pokazywanie wroga w możliwie
najgorszy sposób, by wywołać niechęć i odrazę. Poza tym wróg musiał być
zuniwersalizowany, nie można było wrogów mnożyć, żeby odbiorcy się nie
pomyliło. Musiał jasno wiedzieć, kim jest wróg.
Politycy PiS na okrągło
powtarzają: „wina Tuska”, „winny jest rząd Donalda Tuska”, wtrącają te frazy do
każdej wypowiedzi. Czy tak właśnie działa ten mechanizm?
- Odbiorca nie może mieć cienia
wątpliwości, kto jest wrogiem. Musi mieć to wdrukowane w głowę. Bardzo istotną
techniką propagandy jest też eufemizacja języka. W Trzeciej Rzeszy nie mówiono
o wymordowaniu Żydów, ale o ostatecznym rozwiązaniu. Goebbels pisał o wyeliminowaniu
Żydów, o ewakuowaniu ich na wschód. Sięgnijmy do mniej drastycznego przykładu
eufemizacji: w propagandzie PRL mówiono nie o podwyżkach, ale o regulacji cen.
Wracając do pani pytania o obraz wroga w polskiej polityce, trzeba wpierw
odpowiedzieć na inne pytanie: czy politycy przekroczyli już granicę dzielącą
przeciwnika politycznego od wroga?
Leszek Miller inaczej mówił o
Jerzym Buzku niż Jarosław Kaczyński o
Donaldzie Tusku.
- Jestem skłonny się z panią
zgodzić. Wobec przeciwników obowiązują pewne reguły, wobec wroga tylko
konfrontacja nastawiona na zwycięstwo. Weszliśmy w fazę, w której z punku
widzenia szans wyborczych i własnego etosu politycznego lepiej wskazywać wrogów.
Od dawna mówi się o wojnie
polsko-polskiej.
- Kolejne narzędzie propagandy to
militaryzacja języka. Politycy używają takich sformułowań jak tworzenie
frontu, rozpętywanie ofensywy. Bojowy język ma świadczyć o dynamice działań, a
poza tym ten, kto go używa, sprawia wrażenie, że ma siły i środki, aby
zwyciężyć. Można mu zawierzyć, bo jest skuteczny, potrafi nas obronić.
Inni mają się bać. Strach to
również narzędzie propagandy politycznej?
- Od strachu lepszy jest lęk. Lęk
obezwładnia, paraliżuje, zniewala. Strach może wywołać desperację, a
zdesperowany człowiek może zrobić coś, co uczyni go bohaterem. A to już efekt
niepożądany.
Lękiem od lat posługuje się PO.
Wygrywa wybory nie dlatego, że ludzie popierają
rząd Tuska, ale dlatego, że
boją się powrotu do władzy Kaczyńskiego.
- Skoro jest to oręż skuteczny, to
dlaczego go nie używać? Tworzenie lęku społecznego jest oczywiście
aintelektualne, bo na zdrowy rozum nie da się udowodnić, że jeśli PiS znowu
dojdzie do władzy, to będzie popełniać te same błędy. Jednak dwa lata rządów
tej partii odcisnęły tak silne piętno, że Platforma może się do niego
odwoływać. W podsycaniu stanów lękowych można odnosić się do przeszłości albo
antycypować przyszłość. A to z kolei robią z powodzeniem wszystkie partie
opozycyjne, przestrzegając przed kolejną kadencją PO.
Jakie jeszcze mechanizmy
używane przez Josepha Goebbelsa sprawdzają się dziś w polityce?
- W Niemczech nazywało się to przeświadczeniem
o absolutnym zwycięstwie i polegało na wytworzeniu w odbiorcach niepodważalnej
pewności o słuszności podejmowanych działań, o tym, że to właśnie my
powinniśmy, a właściwie musimy dojść do władzy. Mechanizm ten doskonale się
wówczas sprawdził i sprawdza nawet dziś w propagandach demokratycznych: tylko
my mamy rację, tylko nam warto wierzyć, tylko my zwyciężymy, naprawimy. Tylko
dajcie nam władzę.
Dla Goebbelsa władza była
metodą leczenia kompleksów. Z powodu krótszej nogi nie przyjęto go do wojska w
czasie I wojny światowej. Potem konsekwentnie budował własny mit weterana
wojennego.
- Dzienniki Goebbelsa to studium
człowieka zakompleksionego, który leczył te swoje kompleksy przez całe życie,
rozbudowując coraz bardziej kompleks wyższości czy też pogrążając się w manii
wielkości swojej osoby. 165 centymetrów wzrostu, mało przypominający Aryjczyka,
powłóczący nogą zdeformowaną przez przebytą w dzieciństwie chorobę szpiku
kostnego, właściwie bez szans u kobiet. W szkole obiekt drwin kolegów. Dopiero
gdy postawił na to, w czym mógł być lepszy - na błyskotliwą erudycję,
wszechstronną edukację - zaczął powoli wyrabiać sobie pozycję samotnego lidera.
Hitlera nie od razu uznał za
wodza.
- Początkowo nawet się z nim
ideologicznie nie identyfikował, ale całe życie szukał psychologicznego ojca
i odnalazł go w Fiihrerze
jako ojcu narodu. U boku Hitlera Goebbels
dostrzegł szansę na umocnienie własnej pozycji. W zamian zapewnił wodzowi
wykreowanie go na herosa, swoistego nadczłowieka. Politolodzy nazywają to
sakralizacją, a w skrajnych przypadkach deifikacją polityczną.
W jaki sposób się to odbywało?
- Imprezy propagandowe nazistów
przypominały nabożeństwa, podczas których Adolf Hitler odgrywał rolę kapłana.
Namaszczał na przykład sztandary nowych oddziałów, stykając je ze sztandarem
relikwią, która była rzekomo nasączona krwią poległych i rannych w puczu monachijskim
z 1923 r. Ten gest miał charakter inicjacji parareligijnej. Tworzył się nowy
rodzaj wspólnoty, przeżywanie sacrum. Pochody ze sztandarami i pochodniami
naziści przejęli od komunistów, a ci z procesji w kościołach katolickich.
Gdy widzi pan na Krakowskim
Przedmieściu pochody smoleńskie, czy zapala się panu w głowie czerwona lampka?
- Oczywiście, że się zapala, ale
pocieszam się, że 10 kwietnia mamy raz w rok
a coroczna liczba uczestników jest
mniej więcej stała, nie przyrasta.
Czy ofiara smoleńska jest
potrzebna PiS do sakralizacji i namaszczenia swego wodza na ojca narodu?
- Tragedia smoleńska ma dla tej
partii znaczenie charyzmatyczne i stała się rodzajem jej mitu fundamentalnego.
Charyzma, a z drugiej strony hasła wyborcze, które w sposób emocjonalny mają
przekonać coraz większe rzesze ludzi. Przekształcić ich w wyznawców, bo dla
partii nie ma nic lepszego jak ślepo wierzący w nią ludzie. Jarosław
Kaczyński, naciskający smoleński klawisz, jest nieprzewidywalny i w kategoriach
politycznych trzeba się go obawiać. Mam jednak nadzieję, że w Polsce znajdą
się politycy, którzy będą używać argumentów natury intelektualnej, a przynajmniej
racjonalnej. I to postawi skuteczną zaporę dla nieodpowiedzialnych i
nieprzewidywalnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz