piątek, 11 kwietnia 2014

Posmoleńskie dzieci.Poszerzenie pola walki.[cz. 3]



Piotr Głuchowski, Jacek Hołub

Gdy nadchodzi odpływ, widać, kto był bez majtek - to powiedzenie sprawdza się także na rynku mediów. Ci, którzy zainwestowali w jakość - jak bracia Karnowscy - wygrywają. Z innymi gorzej. I może to jest powód zmiany tonu w smoleńskiej orkiestrze?

Po katastrofie smoleńskiej wydawcy o prawicowych sympatiach dostrzegają szansę - w kurczącym się świecie mediów papierowych niespodziewanie eksplodował nowy rynek czytelniczy. Trzeba tylko dużo pisać o Smoleńsku. Jako drugi tygodnik - obok "Gazety Polskiej" - startuje "Uważam Rze". Odnosi sukces, przebijając sprzedażą magiczny pułap 100 tys. Jego właściciel - kontrolujący także "Rzeczpospolitą" Grzegorz Hajdarowicz - wchodzi jednak w konflikt z własnym zespołem i traci go. Autorzy - ekspaci z "Rzepy" i "Uważam Rze" - tworzą kolejne dwa tygodniki: "Do Rzeczy" oraz "wSieci"...

3 kwietnia 2013 r. KRRiT przyznaje koncesję na program "o charakterze publicystyczno-informacyjnym". Rozpowszechniana w internecie, przez satelitę i kablówki TV Republika będzie prawicową odpowiedzią na TVN 24. Pomysł narodził się jesienią 2012 roku. Autorka filmu "Solidarni 2010" i szefowa ruchu społecznego o tej samej nazwie, Ewa Stankiewicz, ogłosiła wówczas zbiórkę na "telewizję Sakiewicza".

- Skoro mu się udało z "Gazetą Polską Codziennie", to czemu nie spróbować z telewizją? - spytała reżyserka. - Można wystartować już z trzema milionami złotych. Jeśli 150 tysięcy ludzi wpłaci po 20 złotych, mamy telewizję.

Do grudnia 2012 r. wpływa od "solidarnych" ledwo 10 tys. zł i 526 dolarów, jednak spółka TV Niezależna powstaje. Zakładają ją Tomasz Sakiewicz, Bronisław Wildstein, Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Terlikowski z Portalu Poświęconego Fronda.pl, Ewa Stankiewicz, Cezary Gmyz, Katarzyna Hejke oraz Piotr Barełkowski - menedżer, a teraz prezes Niezależnej. Ten ostatni zna się na branży telewizyjnej. Jego dzieckiem była TV Biznes, którą sprzedał właścicielowi Polsatu Zygmuntowi Solorzowi-Żakowi.

Kanał rusza - z próbnym programem - w symbolicznym dniu 10 kwietnia 2013 r. Od rana transmituje rocznicowe uroczystości upamiętnienia katastrofy smoleńskiej. Kilka godzin po inauguracji Cezary Gmyz ogłasza na Twitterze: "Transmisja Republika TV zaraz padnie. Ciągniemy na oparach prądu. Wznowimy, jak przyjedzie agregat". Na stronie kanału pojawia się oświadczenie: "Prowokacja? Bez podania przyczyn elektrownia odłączyła prąd w siedzibie naszej stacji! Transmisja trwa dzięki zasilaniu awaryjnemu! Przepraszamy widzów za utrudnienia w odbiorze".

"Na oparach" stacja przekazuje m.in. przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, wywiad z nim, rozmowę z Martą Kaczyńską, transmisję z mszy za ofiary katastrofy, Marsz Pamięci oraz fragmenty filmów dokumentalnych Ewy Stankiewicz i Anity Gargas. Potem na antenie pojawia się plansza "10 IV 2012 - walczymy o prawdę - Telewizja Republika".

Po emisji stacja ogłasza, że jej program oglądało łącznie ok. 200 tys. osób. Siedem miesięcy później - wg badań oglądalności przeprowadzonych przez firmę Atmedia - Republika ma czterokrotnie wyższą oglądalność niż TV Trwam ojca Rydzyka. Po roku ta różnica jeszcze się zwiększy - będzie siedem do jednego na rzecz Republiki. Trudno to przełożyć na liczby bezwzględne, ale wedle udostępnianych przez Krajową Radę danych Nielsen Audience Measurement telewizja z Torunia ma w tym czasie około dwóch tysięcy stałych widzów (wedle serwisu Wirtualne Media - 5 tys.). To oznaczałoby, że Republikę ogląda od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy widzów.

Rydzyk i Sakiewicz - policzymy się w niebie

Rozeźlony podgryzającą go konkurencją zakonnik wydaje oświadczenie, w którym kwestionuje niezależność TV Republika. Wskazuje, że stacja za darmo dostała od Zygmunta Solorza miejsce na satelicie Polsatu. W oczach słuchaczy Radia Maryja to poważny zarzut. Polsat jest uważany za podobne do TVN-u medium "mętnego nurtu" - antypolskie i wrogie Kościołowi.

Adresatem kolejnych oskarżeń z Torunia staje się sam Sakiewicz. Na nic mu się zdało zaangażowanie członków Klubów "Gazety Polskiej" w marsze popierające starania TV Trwam o miejsce na multipleksie. Na nic sygnowanie przez Sakiewicza apelu szefów 40 prawicowych pism do przewodniczącego KRRiT Jana Dworaka w tej samej sprawie. Redemptorysta oficjalnie zakazuje swoim sympatykom współpracy z Klubami "Gazety Polskiej". Powód - a raczej pretekst - na jednym z marszów "ludzie Sakiewicza" mieli rzekomo stwierdzić, że "nie potrzebują TV Trwam, ponieważ mają Republikę".

- Czy to nie jest zagranie na emocjach ludzi, patriotyzmie, na miłości do Ojczyzny? - oburza się na antenie duchowny.

W kolejnych wystąpieniach zarzuca Sakiewiczowi i jego tygodnikowi "publikowanie nieprawdy" o Radiu Maryja oraz "niewyobrażalnie krzywdzące wypowiedzi" na temat zaprzyjaźnionego z toruńską stacją arcybiskupa Stanisława Wielgusa. Chodzi o ujawnienie przez "GP" współpracy hierarchy z komunistyczną bezpieką. Ojciec dyrektor stwierdza, że Sakiewicz nigdy nie przedstawił dowodów winy kapłana, a mimo to ani nie odwołał swoich oskarżeń, ani nie przyznał się do błędu, ani nie przeprosił. A powinien.

Sakiewicz tłumaczy, że Republika miejsce na satelicie Polsatu wykupiła po cenach komercyjnych. A Kościelna Komisja Historyczna potwierdziła dowody na "gotowość świadomej i tajnej współpracy ks. Wielgusa z bezpieką".

"Nie żywię żadnej urazy do ojca Tadeusza. Szczerze życzę mu, żeby otrzymał koncesję na cyfrowy multipleks. Wielokrotnie chciałem mu pokazać dokumenty na temat arcybiskupa Wielgusa. Szkoda, że nie znalazł dla mnie czasu" - pisze redaktor.

Redemptorysta ripostuje na własnej antenie: - Nie dotarła do mnie żadna propozycja jakiejkolwiek rozmowy z panem redaktorem. Ostatnio, tydzień, dwa tygodnie temu, dostałem jakiś faks, w którym pisze: "Ojcze Tadeuszu!". Dla kogo jestem Tadeuszem, to jestem, ale nie dla każdego!

Wojna z Sakiewiczem jest niezrozumiała dla słuchaczy Radia Maryja.

- A jak wygląda sytuacja względem nowej telewizji informacyjnej Republika? - pyta jeden z nich na antenie. - Bo uważam, że jeżeli jest prawicowe, czy nie warto by było się dogadać? - Myślę, że najdoskonalsze spotkanie będzie w niebie - odpowiada ojciec Rydzyk.

Faktycznie jednak obaj z Sakiewiczem spotykają się cały czas - choć zapewne nie osobiście - przy okienku wypłat SKOK. Spółdzielcze Kasy reklamują się zarówno w Rydzykowym "Naszym Dzienniku", jak i w Sakiewiczowskiej "Gazecie Polskiej" i "Polskiej Codziennie". W tym ostatnim piśmie SKOK-i są głównym reklamodawcą, często jedynym. Audycje promujące Kasy emituje także Radio Maryja (które ma status nadawcy społecznego - a więc bez reklam) i Telewizja Trwam.
Kto z kim i przeciw komu?

W odróżnieniu od Sakiewicza bracia Karnowscy żyją z o. Rydzykiem dobrze. W maju 2012 r. dyrektor chwali bliźniaków na antenie Radia Maryja. - Dzielni ludzie - mówi.

Media "dzielnych ludzi" - jako jedyne poza toruńskimi i zaprzyjaźnioną "Niedzielą" - mają wolny dostęp do redemptorysty. W lipcu zeszłego roku kapłan udziela obszernego wywiadu opublikowanego we "wSieci". Kiedy we wrześniu nakładem Agory (wydawcy "Wyborczej") wychodzi biografia szefa Radia Maryja, w "Do Rzeczy" Lisickiego można znaleźć umiarkowanie pozytywną recenzję pióra Terlikowskiego, natomiast portal Karnowskich zamieszcza tekst pt.: "Przemysł pogardy nie odpuszcza. 'Wyborcza' szykuje' kolejny haniebny atak na wspaniałego człowieka, Ojca Tadeusza Rydzyka!".

- Taki napuszony i najeżony emocjonalnymi określeniami tytuł nie mógłby się ukazać w "Do Rzeczy" - mówi nasza informatorka, dziennikarka z Warszawy. - Lisicki, Ziemkiewicz czy Semka to starsze pokolenie, zachowują więcej rozsądku i zimnej krwi. Karnowscy, żeby zawojować rynek, postanowili przebijać wszystkich agresją. To chyba doświadczenie z "Dziennika", gdzie Michał był szefem działu krajowego i zauważył, że chwiejna linia polityczna gazety źle wpływa na sprzedaż. Postanowił więc, że jego własne czasopismo będzie zwarte w radykalizmie. Jedna droga, jedno plemię, a reszta - to wrogowie.

Afirmując "wspaniałego człowieka z Torunia", dwaj "dzielni ludzie" krytykują kapitał, który stoi za konkurencyjnym pismem Lisickiego. A ten, niepowiązany kapitałowo ze SKOK-ami, dystansuje się od braci.

- Pawła różni z Karnowskimi także stosunek do PiS-u - mówi dalej nasza informatorka. - Tygodnik "wSieci" to karzące ramię partii, organ do zadań specjalnych. Tak jak oba pisma Sakiewicza. Natomiast Lisicki jest współczesnym roninem. PiS nie jest partią jego marzeń, a IV RP nie jest jego ojczyzną. On chciałby bardziej cywilizowanej prawicy, czegoś w rodzaju Polska Jest Najważniejsza, podoba mu się też osobiście Jarosław Gowin. Wobec Rydzyka zachowuje dystans.

Ponad tymi podziałami wśród niepokornych lokuje się wspominany Tomasz Terlikowski, naczelny portalu Fronda, który pisze zarówno w "Gazecie Polskiej", jak i w "Do Rzeczy". Podobną, "ponadkonfliktową" pozycję zajmuje jeszcze kilku konserwatywnych publicystów:

* Rafał Ziemkiewicz (drukują go "Gazeta Polska", "Do Rzeczy", TV Republika),
* specjalista od "szarej sieci" prof. Andrzej Zybertowicz ("Polska", "wSieci", Radio Maryja),
* Bronisław Wildstein (obecny niemal wszędzie),
* historyk Sławomir Cenckiewicz (podobnie),
* filmowiec Jan Pospieszalski (też)
* ...oraz paru polityków, np. europoseł PiS Ryszard Czarnecki, którego przyjmują zarówno na portalu wPolityce, jak i w "GP". Czarnecki nie ma jednak wstępu do Radia Maryja - ojcu dyrektorowi nie spodobały się jego liczne polityczne wolty i zmiany partii.

Toruń nie daje szans także Cezaremu Gmyzowi, choć z innych powodów: jeszcze jako reporter "Rzeczpospolitej" krytycznie opisał toruńską uczelnię dyrektora, a później zlustrował biskupa włocławskiego Wiesława Meringa, który należy do grona hierarchów sympatyzujących z Rydzykiem.

Rebelia w internecie

W listopadzie 2013 r. firma Atmedia ogłasza nowe wyniki oglądalności TV Republika. Kanał Sakiewicza i Wildsteina jest czwartą najlepiej oglądaną stacją informacyjną. Republika przegrywa z TVN 24, jest słabsza od Polsat News i TVP Info, ale ma lepsze wyniki niż Superstacja i biznesowa TVN CNBC. Badanie pokazuje również, kto ogląda Republikę. Okazuje się, że kanał przyciąga podobną liczbę mężczyzn i kobiet, głównie w wieku 20-49 lat. Dla porównania: słabsza TV Trwam ma bardziej kobiecą publiczność - i przewagę w segmencie najstarszych widzów.

Poza telewizją Sakiewicza i Wildsteina niepokorni są wciąż obecni w telewizji publicznej, choć już tylko szczątkowo. Najmocniej trzyma się Jan Pospieszalski - prowadzi program publicystyczny "Bliżej" w TVP Info. Ale pozostali odpadli od ekranu, często przechodząc do internetu. W sieci WWW "patriotycznych" blogów i witryn jest coraz więcej. Do popularniejszych należą Niepoprawni.pl (narodowcy, kibice, ONR, wszyscy krytycy Tuska) oraz Smolensk-2010.pl (esencja "ludu", przykładowy tytuł: "Zyski zamachowców oraz geneza i przebieg zamachu").

Nowe portale zakładają młodzi niepokorni, tacy jak Samuel Rodrigo Pereira, autor "Gazety Polskiej" i rzecznik Solidarnych 2010, Dawid Wildstein - syn Bronisława i - Piotr Pałka - naczelny Rebelya.pl, skierowanego do młodej inteligencji antykomunistycznego portalu zajmującego się m.in. Kresowianami, "żołnierzami wyklętymi" i sprawami Kościoła. Ta trójka - wraz z Mateuszem Matyszkowiczem, szefem portalu Teologia Polityczna - zakłada nieformalną grupę Hipster Prawica.

- Cały dowcip polega na tym, żeby pokazać, że możesz mieć białą toyotę, możesz chodzić w rurkach, możesz mieć taką brodę hipsterską jak ja, chodzić do knajp, podrywać dziewczyny i mieć wszędzie znajomych, a jednocześnie być prawicowym i niewykluczanym - tłumaczy Dawid Wildstein w książce "Upadek Rzeczypospolitej".

W połowie zeszłego roku "prawicowi hipsterzy" wchodzą szturmem do kwartalnika "Fronda" Tomasza Terlikowskiego. Matyszkowicz zostaje nowym naczelnym, jego młodzi koledzy wnoszą świeży powiew. Ich grupujący ponad 11 tys. fanów profil na Facebooku pełen jest prześmiewczych memów wymierzonych w ideologów gender, homosiów, lemingów, platformersów, "obciachowego" Wałęsę, który fotografuje się z brzuchem na plaży oraz we wszelkie lewactwo. Czasami też i w starych prawicowców, których szczypie się tutaj delikatnie, lecz jednak. Przykład: na autentycznym zdjęciu z manifestacji "niepokornych" poważny Pospieszalski pochyla się w stronę przemawiającego do mikrofonu - i tłumu - Sakiewicza, prosząc: "PRZYPOMNIJ, ŻE MAM PROGRAM W CZWARTEK".

Ta wesoła młodzież - tak jak i starsi koledzy - również czasem się zwalcza, ale robi to znacznie dowcipniej. Latem zeszłego roku Pereira padł ofiarą krytyki narodowców. Poszło o jego postawę podczas protestu przeciwko Wojciechowi Jaruzelskiemu. Po tradycyjnym skandowaniu: "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę" uczestnicy demonstracji zaintonowali hymn. "Zauważyłem, że jedyną osobą, która hymnu nie śpiewa, był (poza policją) właśnie Samuel Pereira" - relacjonował na blogu młody niepokorny o nicku Ewidentny Oszust. Inny internauta zarzucił Samuelowi, że w czasie hymnu bawił się swoją "wypasioną" komórką.

To musiało zaboleć Pereirę, bo zdemaskował Oszusta, ujawniając jego prawdziwe imię i nazwisko, oraz wytłumaczył, że nadawał relację z antyjaruzelowej demonstracji na Twitterze. Czyli - pracował.

Nadchodzi odpływ... i widać, kto był bez majtasów

Gdy w prawicowym internecie jest coraz weselej, w papierze nadciąga smuta. I - jak to bywa na kurczącym się polu zasobów - wzrasta nerwowość.

20 marca 2014 r. Tomasz Sakiewicz ostentacyjnie rezygnuje z publikowania tekstów w serwisie Salon24.pl. W ostatnim wpisie na Salonie tłumaczy, że serwis usuwa jego teksty o represjach, jakie mają spotykać jego dziennik i tygodnik ze strony spółki Ruch. Jak twierdzi, to kolporter - a nie rynek - zmusił go do zmniejszenia o połowę nakładu "Gazety Polskiej". Powód? Wysokie zwroty tygodnika (także "Gazety Polskiej Codziennie").

Ruch SA odpowiada: "Zaproponowany [niższy] poziom nadziału w zupełności pokryje realne zapotrzebowanie na te tytuły, nie wpływając w żadnym stopniu negatywnie na wielkość ich sprzedaży. Szacujemy, że te zmiany pozwolą również wydawcom obu tytułów na osiągnięcie wysokich oszczędności kosztów".
Mówiąc po ludzku: "panie Sakiewicz, drukuj pan tego mniej, bo i tak dla wszystkich chętnych starczy".

- Tu nie chodzi o pieniądze - ripostuje Sakiewicz w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl. - Represje spotkały nas, gdy zaczynaliśmy kampanię promocyjną (...). Ostatnie przesłane dane mówiły o znacznym wzroście sprzedaży. Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, ale stało się to w momencie, gdy w Polsce zbliżają się wybory, a na Ukrainie trwa konflikt, który nasze media relacjonują w sposób budzący podziw wielu środowisk opiniotwórczych.

Fakty są jednak przykre: według danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy - "Polska Codziennie" w 2013 roku sprzedawała w granicach od 22 do 30 tys. egzemplarzy. W styczniu 2014 (najświeższe "twarde" cyfry) już tylko nieco ponad 20 tys. dziennie. Tygodnik Sakiewicza ma się lepiej w liczbach bezwzględnych, lecz dynamika spadku jest podobna. Rok 2013 to sprzedaż rzędu 50-75 tysięcy. W tym roku styczeń zamknął się wynikiem 45 tys. Apolityczny spec od tzw. promocji papieru, z którym rozmawialiśmy, upatruje przyczyn spadków m.in. w archaicznym layoucie obu tytułów - "GP" i "GPC": - Kiedy były na szczycie swej popularności i przynosiły dochody, wydawca nie zainwestował w dobry papier, nową makietę, poprawę jakości zdjęć czy mądre wzajemne promowanie na łamach. Te gazety ciągle wyglądają tak samo. Podobnie jak "Nasz Dziennik".

Pismo ojca Rydzyka - z grafiką niezmienioną od dekady - także przeżywa kłopoty. Inny z naszych rozmówców, fachowiec od kolportażu, przygotował szacunkowe zestawienie tzw. rozpowszechniania płatnego "NDz":

* 2011 rok - około 40. tys. codziennie * 2012 r. - 36 tys. * 2013 r. - 35 tys.

Zakonnik nigdy nie zdradza konkretnych liczb, ale ostatnio często ubolewa z anteny: - Taki "Nasz Dziennik" powinien w milionach się rozchodzić po Polsce! Ale ilu Polaków to interesuje? Ileś tysięcy. Ale nie miliony! Czytajcie! To są skarby! Skarby tam są! Takie wiadomości, których nie poda wam żadne inne pismo!

Apele dyrektora i codzienne czytanie z anteny początków najciekawszych tekstów z łamów "NDz" nie odnoszą większego skutku. Wiosną 2014 r. gazeta sprzedaje średnio dziennie ok. 33 tysięcy sztuk.

Przykre spadki (dane ZDKP) odnotowują też "Rzeczpospolita" (z 77 tys. w styczniu 2013 do 60 tys. rok później), "Do Rzeczy" (ze 127 tys. do 76 tys. rok do roku) oraz "wSieci". Ostatni tytuł traci jednak stosunkowo najmniej - zalicza zjazd z 90 na 77 tysięcy.

Kłopoty zdaje się przeżywać również telewizja Republika. Jeśli wierzyć Michałowi Krzymowskiemu z "Newsweeka", dziennikarze skarżą się, że brakuje na taksówki dla gości. "Osoby zbliżone do Republiki przebąkują, że jak tak dalej pójdzie, stacja zostanie odsprzedana Solorzowi" - pisze jeszcze w 2013 r. Krzymowski. Odpowiada mu Piotr Barełkowski, prezes spółki-nadawcy.

- Sytuacja TV Republika jest dobra, nie mamy długów, mamy spore rezerwy - mówi portalowi Wirtualne Media.

Ale 31 marca 2014 r. odchodzi "do innego projektu". Obowiązki prezesa TV mają odtąd pełnić Sakiewicz i Wildstein.

A jeśli zamachu nie było?

Duże zwroty z kiosków nie muszą być przyczyną zmian w "smoleńskiej melodii" pism niepokornych, lecz trudno przeoczyć, że coś zaczyna się zmieniać. W grudniu 2013 r. Paweł Lisicki pisze o zamachu, że to "najmniej prawdopodobna hipoteza".

W wywiadzie dla branżowego miesięcznika "Press" wyjaśnia: - Smoleńsk nigdy nie napędzał ani też nie odpędzał nam czytelników. Nie jesteśmy pismem, które ma określoną linię wobec tego tematu lub jakąś swoją teorię w tej sprawie. Być może jest u nas kilku dziennikarzy, którzy wierzą w zamach, jednak w żaden sposób nie przekłada się to na linię redakcyjną całego tygodnika.

Na swoim blogu w Salonie24 dodaje: "Ogólnie rzecz biorąc, zwolennicy teorii zamachowej nie mogą pokonać jednej podstawowej sprzeczności. W ich oczach Polska jest jednocześnie tak potężna, że aby się przed nią obronić, Rosja musi imać się jednej z największych zbrodni w historii, i tak słaba, że Rosja może z nią robić, co jej się żywnie podoba. Polska jednocześnie budzi strach i totalne lekceważenie. Ta swoista dychotomia jest, mniemam, stałą cechą myślenia tych, którzy bronią tezy o zamachu".

Także "Nasz Dziennik" od niedawna oddaje głos przeciwnikom teorii zamachu.

* Tuż po Wigilii 2013 r. na jedynce o. Rydzyka ukazuje się tekst "Wybuch wykluczony". Analiza 300 próbek z wraku nie wykazała obecności śladów materiałów wybuchowych - a zatem przeczy słynnemu tekstowi Gmyza.

* Wydrukowana w lutym 2014 r. czołówka "Co naprawdę widzieli polscy archeolodzy" jest już ewidentną polemiką z "Gazetą Polską". U Sakiewicza można było przeczytać, że stwierdzone przez fachowców rozrzucenie szczątków na dużej powierzchni i ich osmalenie to dowody eksplozji. Pismo redemptorysty twierdzi co innego: fragmenty rozwłóczyli "porządkujący" teren Rosjanie, a osmalenie to efekt przepalenia przez turbiny/wirniki/silniki tupolewa.

* 22 marca br. dziennikarze "NDz" ośmieszają prof. Chrisa Cieszewskiego, jednego z czołowych "ekspertów Macierewicza", który wcześniej dowodził, że słynna smoleńska brzoza była złamana co najmniej pięć dni przed katastrofą. Jego tezę miały potwierdzać zdjęcia satelitarne. Reporter od ojca dyrektora dociera tymczasem do wyników dokładnych pomiarów położenia drzewa, by skonkludować: "mówiąc w skrócie, to, co Chris Cieszewski uznał za brzozę, jest w rzeczywistości stertą desek, pozostałością płotu".

* 31 marca organ redemptorysty zamieszcza tekst pt. "Wybuch znów wykluczony".

Od zamachowych teorii dystansuje się także (jeszcze przed Rydzykiem) niekwestionowany i "ponadkonfliktowy" autorytet prawicy: Rafał Ziemkiewicz. Na łamach "Do Rzeczy" zarzuca braciom Karnowskim cyniczne wykorzystywanie tragedii tupolewa dla własnych, pronakładowych celów. O co chodzi? Otóż tygodnik "wSieci" zrobił - wzorem "GPC" - kolejną "wybuchową" okładkę. Za pretekst posłużyła interpretacja wspomnianego raportu archeologów dokonana "w duchu Sakiewicza".

Nic podobnego - odpowiada Ziemkiewicz i przypomina, że "owo rozproszenie szczątków jest zdaniem samych archeologów skutkiem ich rozwłóczenia przez rosyjskie spychacze i buldożery (...) koledzy z "wSieci" doskonale o tym wiedzieli, ale skupienie na obsługiwaniu emocji twardego elektoratu PiS i byciu anty-Newsweekiem sprawia, że nad dziennikarską rzetelnością musi przeważyć potrzeba stałego grzania nastrojów, tydzień w tydzień. A w określonym, 'pisowskim' targecie nic ich nie grzeje lepiej niż ogłaszanie kolejnych dowodów, że Putin zamordował prezydenta Kaczyńskiego przy co najmniej biernej współpracy Tuska i Komorowskiego (...) Licytacja na emocje, choćby najbardziej szlachetne, prędzej czy później musi się skończyć rozbratem z rozumem. Ile razy trzeba wszystko przegrać, żeby to wreszcie zrozumieć?"

*Dziennikarze Piotr Głuchowski i Jacek Hołub są autorami reporterskiej panoramy mediów o. Rydzyka pt. "Imperator"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz