środa, 30 kwietnia 2014

Apokalipsa według Janusza



Ulubionym słowem głównego ekonomisty SKOK Janusza Szewczaka jest „katastrofa”. Zapowiadają od ponad 20 lat. I nic.

CEZARY ŁAZAREWICZ

Polska stoi na skraju bankructwa - pewnym głosem mówi ekspert ekonomiczny Janusz Szewczak. - Ta polityka gospodarcza musi doprowadzić do katastrofy, która jest odkładana na raty, ale tego społeczeństwu się nie ujawnia - dodaje i radzi, by słuchacze rozejrzeli się wokół. - Katastrofa objęła przemysł, a teraz obejmuje sektor finansowy i zapowiada się krach bankowości - tłumaczy spokojnie. -1 będzie tu republika bananowa.
Janusz Szewczak jest bardzo przekonu­jący i niełatwo zbić go z tropu. Nie wierzy w twierdzenia ministra finansów o wzroście gospodarczym. - Według moich obliczeń nie ma żadnego wzrostu - ujawnia. - Mnie to gadanie, że za dziesięć lat będziemy mieli dochód narodowy dwa razy większy niż dzisiaj, przypomina opowieści Chruszczowa, który twierdził, że Związek Radziecki wkrótce przegoni USA w poziomie życia - śmieje się.
To jedna z setek zapowiedzi katastrofy, które ekspert Janusz Szewczak ogłaszał w cią­gu ostatniego ćwierćwiecza. Tę akurat czarną wizję przyszłości dość łatwo sprawdzić, bo ogłosił ją w roku 1993 w radiu, gdy ubiegał się o mandat senatora z list KPN. Wtedy dochód narodowy według Banku Światowego wynosił w Polsce 94 mld dolarów, a 10 lat później już 217 mld dolarów. Nikt nie sprawdza przecież, co kto wygadywał przed laty. I dzięki temu Janusz Szewczak wciąż może straszyć wizją gospodarczej apokalipsy. A że ma w tym wieloletnie doświadczenie i mówi sugestywie, słucha się go z dużą przyjemnością.
- Wszyscy zdają sobie sprawę z dra­matycznej sytuacji polskich finansów pu­blicznych, z totalnego załamania dochodów podatkowych i z realnej groźby bankructwa - ogłosił, gdy w listopadzie zeszłego roku nastąpiła zmiana na stanowisku ministra finansów. - Widać, że ten „Titanic” musi tonąć.
A oznaki ożywienia gospodarczego?
- Niestety oznaki ożywienia widać, także gdy hieny i sępy zlatują się do rozkładającej się padliny - odpiera ataki.


Z UOP DO KPN
W polityce Janusz Szewczak pojawił się nie­spodziewanie w 1991 r. jako doradca Hanny Gronkiewicz-Waltz, gdy walczyła o stano­wisko prezesa NBP. Znał ją z wydziału prawa UW, gdzie wspólnie zakładali „Solidarność”, więc pomagał jej zebrać głosy w Sejmie. Miał poważny atut - doradzał 50-osobowemu klubowi poselskiemu Konfederacji Polski Niepodległej i załatwił tam brakujące głosy. Dżentelmeńska umowa przewidywała, że po zwycięstwie Gronłdewicz-Waltz odwdzięczy się Szewczakowi stanowiskiem w Narodo­wym Banku Polskim.
- Gdy odwiedziłem ją w jej pięknym ga­binecie, by skonsumować daną mi obietnicę, dowiedziałem się, że musi się z niej wycofać - opowiadał Janusz Szewczak „Gazecie Wyborczej” Gronkiewicz-Waltz powiedziała mu wtedy, że na jego kandydaturę nie godzą się ani Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ani politycy Unii Demokratycznej, którzy wówczas rządzili wraz z Kongresem Libe­ralno - Demokratycznym.
- Stała się marionetką w cudzych rę­kach - skarżył się dziennikarzom. - Szybko zapomniała o naszej przyjaźni.
Szewczak był już wtedy znany jako nieustraszony pogromca liberałów. Głosił hasło „człowiek ponad kapitał”, zgodne z ówczesnym programem gospodarczym KPN, którego był współtwórcą.
W odróżnieniu od Balcerowiczowskiej polityki zaciskania pasa doradcy KPN, w tym Szewczak, proponowali pełne rozpasanie. Zamiast podwyżki podatków - ich znaczną obniżkę, i to przy jednoczesnym radykalnym podwyższeniu wszystkich płac, rent i eme­rytur. A do tego cały system ulg, które miały pobudzać gospodarkę.
Że wszystko to jest możliwe, Janusz Szewczak zapewniał często w programach Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”, gdzie szybko stał się gwiazdą ekspertem. Był cennym nabytkiem, bo potrafił demaskować wszelkie patologie, przystępnie wyjaśnić, dlaczego w Polsce jest tak źle, i dać prostą receptę, co robić, by było lepiej. Gdy w 1993 r. ubiegał się z ramienia KPN o mandat senato­ra, złożył taką obietnicę niepełnosprawnym wyborcom: - Obiecuję, że doprowadzę do tego, żeby ludzie na wózkach dostawali mieszkania na parterze.

WERNYHORA Z KPN
Były poseł KPN mówi, że to, co wtedy głosił ich doradca, nie różniło się wiele od tego, co opowiada dzisiaj. Było to skrzyżowanie wizji Wemyhory z przepowiedniami jasno­widza z Człuchowa: zły kapitał powoduje katastrofę finansów, agonię państwa i ko­lejny ekonomiczny rozbiór Polski. Tylko że wówczas Janusz Szewczak zakreślał dość krótkie perspektywy tej agonii. - To się musi skończyć takimi wydarzeniami jak Sierpień 1980 r. - zapowiadał 22 lata temu. Ale tylko raz odważył się precyzyjnie określić datę upadku. - Katastrofa nastąpi w ciągu pół roku - ogłosił w 1993 r.
Szybko się okazało, że była to zbyt opty­mistyczna wizja. - Nasi doradcy zaczęli wtedy mówić coraz dziwniejsze rzeczy, ich pomysły stawały się coraz bardziej szalone - wspomina jeden z posłów KPN. Pamięta wypowiedź któregoś, że tylko złodzieje jeżdżą zachodnimi samochodami. Nawet jak na radykałów z Konfederacji było to za ostre. Eksperci proponowali na przykład, by posłowie mieli takie same uprawnienia jak inspektorzy NIK. Dzięki temu mogliby kontrolować instytucje na swoim terenie.
Szewczak zaczął krytykować nasze otwarcie na Europę Zachodnią. - Od czasu Rzeczypospolitej szlacheckiej to, co nadcho­dziło do nas z Zachodu, było bezkrytycznie przyjmowane i realizowane. Podobnie stało się w roku 1989 - powtarzał. Wtedy też zaczęły docierać do KPN informacje, że Szewczak był wcześniej związany z PZRR, więc ok. 1994 r. ich drogi się rozeszły.
- W zasadzie to trudno mi powiedzieć, jak się znalazł w naszym klubie - przyznaje były konfederata.
Zanim Szewczak trafił do KPN, próbował się zahaczyć w Urzędzie Ochrony Państwa, które powstało po rozwiązaniu SB. Jeden z oficerów pamięta, że protegował go tam Lech Falandysz, późniejszy prawnik prezy­denta Lecha Wałęsy. Szewczak chciał zostać oficjalnym doradcą w UOP, ale nic z tego nie wyszło.

PATRIOTA Z PSL
Po rozstaniu z KPN został doradcą posła PSL Bogdana Pęka, który prowadził wtedy antyliberalną krucjatę w Sejmie. Ekspert KPN nadawał się do tego idealnie, bo od lat walczył z Januszem Lewandowskim, założycielem Kongresu Liberałów i ówczesnym ministrem prywatyzacji. Według Szewczaka Lewandow­ski, czyli obecny komisarz europejski, był Alem Capone procesu prywatyzacji. - Wszy­scy wiedzą, że jest przestępcą, ale wymiar sprawiedliwości nie umie tego udowodnić - przekonywał i składał przeciwko niemu kolejne doniesienia do prokuratury.
- Odważny, mądry, prawy, patriota - tak mówi dziś o swoim ówczesnym doradcy senator PiS Bogdan Pęk.
W latach 90. Janusz Szewczak przelaty­wał jak meteor przez kolejne ugrupowania polityczne: KPN, „Solidarność”, PSL, Ruch Odbudowy Polski, KPN-OP. - Może często zmieniał partie, ale był wierny sobie - mówi jego znajomy Adam Sandauer.
- Wyskakiwał jak diabeł z pudełka - wspomina Barbara Falandysz, która poznała go w latach 80. na wydziale prawa Uniwersy­tetu Warszawskiego. - Miałam wrażenie, że chce zrobić karierę za wszelką cenę, dlatego każdemu mówił to, co ten chciał usłyszeć. A jako człowiek inteligentny był w stanie wszystko udowodnić.
Jej zdaniem był prawdziwym skarbem na czas kampanii wyborczych: - Wyróżniał się w chórze partyjnych klakierów, bo swady i wiedzy nie można mu odmówić. Ale na dłuższą metę ma trudny charakter i niełatwo z nim współpracować. Obraża się, gdy ktoś ma inne zdanie. I jeśli przedstawia swoją wizję, jest to jedyna obowiązująca.

EKSPERT LPR
Być może dlatego w żadnej partii nie za­grzał dłużej miejsca i już w drugiej połowie lat 90. trudno mu było znaleźć zatrudnienie w charakterze doradcy. Wtedy prof. Stefan Kurowski polecił go ówczesnemu szefowi „Solidarności” w Ursusie. - Spotkałem się z nim. Narzekał, że nie ma z czego żyć, więc załatwiłem mu pracę - wspomina Zygmunt Wrzodak. Szewczak został ekspertem do spraw systemu podatkowego, a gdy Wrzodak poszedł w politykę, pociągnął go za sobą do Sejmu. Ekspert KPN został wtedy doradcą klubu Ligi Polskich Rodzin. - Płaciliśmy mu za ekspertyzy, miał stałe zlecenia - wspomina Wrzodak. - Dopiero później dowiedziałem się, że w tym samym czasie pracował też dla PSL i Samoobrony.
Wrzodak ma żal. - Sądziłem, że jest z nami z powodów ideowych, a okazało się, że chodziło o pieniądze. Gdy LPR nie weszła do Sejmu i skończyła się możliwość zleceń, przestał się ze mną kontaktować. I zaczął się kręcić koło Kaczyńskich, co mnie nawet zdziwiło, bo uważał ich za szkodników i nieudaczników. Nie mógł ich ścierpieć - mówi.
Ale zanim zaczął pojawiać się wokół PiS, stanął na czele partyjki Naprzód Polsko, która powstała na ruinach LPR. - Zawsze go ciągnęło do polityki, tylko nie wiedział, jak do niej wejść - twierdzi Adam Sandauer.

NAPRZÓD, LIBERTASIE
Wkrótce Naprzód Polsko wypączkowało w Libertas, wokół którego skupili się wszel­kiej maści narodowcy, liczący na sukces wyborczy w 2009 r. Szewczak czuł się jak ryba w wodzie, bo ich głównym wrogiem byli liberałowie. Ale też ostro atakowali PiS, zarzucając tej partii zdradę i wyprzedaż ma­jątku narodowego. Dlatego duże zdziwienie wywołało, gdy po przegranych wyborach do europarlamentu Janusz Szewczak nagle pojawił się w środowiskach PiS. I znów za­czął głosić proroctwa związane z rychłym końcem Rzeczypospolitej. Tylko że teraz jest już dalej od polityki, bo od czterech lat stał się głównym ekonomistą SKOK i robi to, na czym zna się najlepiej: pisze ekspertyzy, udziela wywiadów i uprawia czarnowidztwo.
- Sądzę, że bankructwo jest nieuniknione - mówi i spokojnie wylicza: - Bilion złotych to zadłużenie wewnętrzne, a drugie tyle zagraniczne. Do tego wyprzedany majątek narodowy i banki, a obcy kapitał wysysa rocznie 70 mld. Nie ma kto pracować, bo ponad dwa miliony Polaków już uciekło, a kolejni szykują się do ucieczki. Sam pan widzi, że to wszystko prowadzi do bankructwa.
- Ale powtarza pan to od 22 lat.
- To cieszmy się, że na razie moje prze­powiednie się nie spełniły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz