O
politycznej instrumentalizacji katastrofy samolotu, w którym 10 kwietnia 2010
r. pod Smoleńskiem śmierć poniosło 96 osób, napisano wiele. Połączona zgrozą
i żałobą nasza wspólnota szybko się przemieniła w zwalczające się obozy. Jedni
głosili, że był to zamach (sztuczna mgła, wybuch bomby na pokładzie), inni, że
do katastrofy doprowadziły liczne zaniedbania - ani celowe, ani zbrodnicze. Dla
zwolenników teorii zamachu żadne eksperckie diagnozy nie są dostatecznie
wiarygodne. Mordercą będzie dla nich Donald Tusk albo Władimir Putin, albo obaj razem. Ale druga strona długo lansowała tezę o
wymuszeniu na pilotach przez Lecha Kaczyńskiego lub jego otoczenie decyzji o
lądowaniu mimo niesprzyjających warunków. To też było nieprzyzwoite.
W dziele upamiętniania nie mogło
zabraknąć Kościoła. Kolejne rocznice katastrofy były okazją do wystąpień
duchownych. W pierwszą, w marcu 2011 r., Rada Stała Episkopatu wzywała wiernych
słowami św. Jakuba: „Bracia, nie oczerniajcie jeden drugiego!” (Jk 4, 11).
„Niech ta katastrofa - pisali biskupi - umocni wzajemne więzi w naszej
Ojczyźnie, Europie i świecie. Niech świadomość tej wspólnoty pozwoli nam
zespolić serca, ideały i czyny, by nasz świat stawał się coraz bardziej
ludzki”.
Biskupi nie mówili o ofiarach
katastrofy jako męczennikach, ale podkreślali, że dzięki niej „prawda o
ludobójstwie tysięcy bezbronnych jeńców polskich dotarła do świadomości
świata”.
Nie zabrakło jednak wystąpień w
nieco innym duchu. W katedrze warszawskiej (15 sierpnia 2013 r.) o. Aleksander
Jacyniak SJ mówił o tajemniczej „obfitości zgonów” osób, które związane były z
katastrofą smoleńską, i dowodził, że oficjalne wersje ich śmierci nie są wiarygodne.
Ten wątek oczywiście podchwyciły „Nasz Dziennik” i „Gazeta Polska Codziennie”.
Mszą św. rozpoczynano lub kończono manifestacje, takie jak Marsz Smoleński w
Częstochowie pod hasłem „Żądamy prawdy o Smoleńsku”.
Także niektórzy biskupi
angażowali się w „wojnę smoleńską”. W trzecią rocznicę katastrofy w katedrze
warszawskiej bp Józef Zawitkowski stawiał dramatyczne pytania: „Dowiemy się
kiedyś prawdy o Katyniu, o Smoleńsku? Nie pytajcie bezbożnych, kto zabił Prezydenta.
Specjalnością czarnych aniołów jest kłamstwo i niszczenie miłości”. Tenże
biskup, poświęcając pomnik prezydenta Kaczyńskiego i jego małżonki w Radomiu
(18 czerwca 2013 r.), katastrofę powiązał przyczynowo z wcześniejszymi atakami
na prezydenta: „to nie mgła, to nie nawigacja, to nie brzoza. Wyście wcześniej
nas zabili. »Odstrzelimy ich, kaczorów«, mówiliście, »kartoflane nosy«,
mówiliście na nas. Ziemia smoleńska będzie pamiętać i będzie wyrzutem
sumienia”.
Według sondaży CBOS od czerwca
2010 r. krytyków Kościoła przybyło o 10 pkt. proc., chwalących ubyło także o 10
pkt. proc. Przyczyny tej gwałtownej zmiany ocen Kościoła wybitna socjolożka,
dyrektor CBOS dr hab. Mirosława Grabowska upatrywała w nadmiernym
zaangażowaniu wielu biskupów w kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego oraz w
zachowanie Kościoła w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Jej zdaniem
„zauważalna była, łagodnie mówiąc, dysharmonia, gdy Kościół nie potrafił
przemówić jednym głosem, a różni biskupi mieli różne poglądy na to, co robić”.
Nie muszę dodawać, że promujące
teorię o zamachu Radio Maryja stało po stronie obrońców krzyża na Krakowskim
Przedmieściu.
Mimo wysiłków takich ludzi
Kościoła jak kardynał Kazimierz Nycz, który konsekwentnie stara się pozostawać
poza sporami i o smoleńskiej katastrofie zawsze mówi w perspektywie religijnej,
podział w naszym Kościele istnieje. Nie dotyczy on prawd wiary ani stosunku do
kościelnej dyscypliny, jest podziałem politycznym, między zwolennikami PiS-u i
jego przeciwnikami. A może tylko słuchaczami Radia Maryja i resztą.
KS. Adam Boniecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz