Mówią o nim, że jest
biznesową lokatą posła PiS Jacka Sasina. Czy dlatego, że ratował go pożyczkami
i płacił na kampanię jego partii? Tropiło go CBA, dwóm biznesom przygląda się
prokuratura, ale trafił do władz polskiej siatkówki. Teraz sięga po komitet
olimpijski
Wojciech Cieśla, Michał Krzymowski
Biznesowe przyjęcie w Warszawie, ludzie z
Polskiego Związku Piłki Siatkowej (PZPS) stoją w niedużej grupie. Jeden z nich
odbiera telefon. Po chwili rzuca: - Dzwoni! Radek, wszystko idzie po naszej myśli,
właśnie się wbija do Kancelarii Premiera.
Radosław
Piesiewicz, nowy członek zarządu Związku, dla siatkówki ma być tym, kim dla
piłki ręcznej był dawny rzecznik PiS Adam Hofman: mężem opatrznościowym, który
przyciągnie ważnych ludzi i pieniądze od spółek skarbu. Jest młody, prężny i
przyjaźni się z ważnym posłem PiS Jackiem Sasinem.
Po minucie dzwoni
telefon kolejnego działacza. Ten krztusi się ze śmiechu: - Dzwonił Radek.
Mówi, że jest u... ministra sportu! I że wszystko idzie po naszej myśli!
Znany trener
siatkówki: - Przed przyjściem do Związku Radek znał piłkę głównie z widzenia.
Jego jedyną rekomendacją są bliskie kontakty z posłem. Okazało się, że to po
prostu Dyzma - z pensją większą od pensji ministra. Tyle działacze siatkarscy.
Działacze PiS o Piesiewiczu wiedzą tyle, że podsłuchiwało go CBA i że pożyczał
na schody posłowi.
PISOWIEC Z
PEGEEROWCEM
Radosław Piesiewicz nie pamięta swoich wpłat z
kampanii: - Wpłaciłem na PiS, ale ile? I czy jest w tym coś złego?
Ustalamy, że w 2014
r. wpłacił 25 tys. zł, a w 2015 r. 5 tys. zł na fundusz wyborczy Prawa i
Sprawiedliwości.
- Jak pan idzie do
bankomatu, to pan pamięta, ile pan wypłaca? - dziwi się Piesiewicz.
- Gdybym wypłacił
10 tysięcy, tobym pamiętał.
- No, widzi pan, a
ja nie pamiętam.
Historia przyjaźni
wpływowego posła i jego protegowanego przez lata była znana wąskiemu kręgowi
działaczy PiS, głównie z Wołomina. Dziś o tandemie Sasin - Piesiewicz wiedzą
wszyscy w PiS. Prezes jednej z największych spółek skarbu odpowiada
automatycznie: - Piesiewicz? Wiem, człowiek Sasina w siatkówce.
Różnią ich
życiorysy i temperamenty: Sasin, z wykształcenia historyk, całe życie spędził
na etatach - w urzędach albo w samorządzie. Skromny, bez ciągotek do
nadużywania władzy. Bez związków ze sportem. Od zawsze związany z podwarszawskim
Wołominem. Tu, między Ząbkami a Radzyminem, jest jego królestwo.
O 13 lat młodszy
Piesiewicz, absolwent prawa, prawdziwego życia uczy się w PGR Bródno, gdzie
mieszkańcy wielkiego warszawskiego osiedla zaopatrują się w sałatę. - Szybko
załapał się do dwóch firm prowadzonych przez bogatych ludzi opowiada były
współpracownik Piesiewicza. - Takich, co to grają w golfa i zajmują się końmi
arabskimi. Miał siłę przebicia. A to został sekretarzem w fundacji, a to
szefem działu. Umie zjednywać sobie ludzi. Sport? Bez żartów!
W 2011 r.
Piesiewicz jest na fali. Działa w spółce Dobra Nasza, startuje w wyborach -
opowiada, że jest krewnym senatora Krzysztofa Piesiewicza (ten twierdzi. że go
nie zna). W wyborach przegrywa, ale wkrótce przejmuje spółkę Dobra Nasza.
która żyje z eventów: koncerty pieśni patriotycznej, konkursy miast...
Sześć lat temu
Sasin i Piesiewicz zakładają organizację turystyczną Szlak Grunwaldzki. Rok
później Sasin jest na aucie. Mimo chwytliwego hasła „Kandyduję, żeby rozgonić
mgłę niekompetencji i arogancji” nie wchodzi do Sejmu. Zostaje doradcą
obsadzonego przez ludzi PiS urzędu miejskiego w Wołominie. Miesięcznie zarabia
niemal 8 tys. zł brutto.
Wkrótce potem w
Wołominie pojawia się 30-letni Piesiewicz. Ursynowski działacz PiS opowiada: -
Dla Jacka Radek był kimś w rodzaju Misiewicza. Ten związek też jest dziwny,
trochę na przekór światu, dla Jacka na przekór instynktowi samozachowawczemu.
Działacz
samorządowy z Wołomina: - Wiedzieliśmy, że to dla Jacka ważna osoba. Że są jak
rodzina.
SYLWEK, KRZYSIEK,
ALFA
W tym czasie pisowski burmistrz Wołomina ma aż
sześciu doradców. Rekordzista, były weryfikator WSI Józef Wierzbowski, zarobi
na doradzaniu niemal pół miliona. Jednym z doradców (obok Sasina) zostaje
Piesiewicz. - Sasin kazał mu dać etat, więc dostał - wspomina nasz rozmówca z
urzędu. - Żartowaliśmy, że to rodzaj biznesowej lokaty pana Jacka. Jaki był
Piesiewicz? Miglanc.
Sasin potwierdza -
to on poznał kolegę z burmistrzem Wołomina. Nie potwierdza protekcji.
Między 2012 a 2014 r. Piesiewicz
zarobi w urzędzie 170 tys. zł, oficjalnie koordynując zakupy grupowe energii.
- Rzadko bywał w pracy - mówi działacz samorządu. Sylwester Jagodziński,
zastępca burmistrza Wołomina: - Spotykałem go czasami, ale nic więcej nie
mogę powiedzieć.
Piesiewicz przysyła
nam e-mail, w którym twierdzi, że „wykonywał pracę zgodnie z umową”. Czy
podpisywał listę obecności? Nie pamięta. Piesiewicz zostaje też doradcą pisowskiego
starosty. Tu również wyciąga kilka tysięcy miesięcznie. W tym czasie jest też
prezesem giełdowej spółki notowanej na NewConnect. Jednak firma ledwo
przędzie.
Koło 2012 roku w
życiu Sasina i Piesiewicza pojawia się Sylwester Strzylak z Radomia. Krezus, ma
duże biuro podróży Alfa Star. Jest też działaczem PZPS. Sylwester Strzylak (dla
znajomych: Krzysiek) działa w komisji rewizyjnej. „Sędziowałem kilka lat temu
jakiś mecz i tam nas zapoznano” - odpisuje pytany, jak poznał Sasina i
Piesiewicza.
- Sylwester chciał
wejść na giełdę, a Radek już na tej giełdzie był - opowiada działacz PZPS. -
Umówili się, że firma Radka połączy się z firmą Krzyśka i tak podbiją rynek.
Sasin wyświetlił się w tym biznesie już po wejściu na giełdę.
TAJEMNICZE ZGONY
Radosław Piesiewicz ma kilka CV. W zależności od
sytuacji chwali się albo pracą w PGR. albo doradzaniem spółkom. W jednym z jego
życiorysów znajdujemy informację, że był doradcą Alfa Star. Ale Strzylak
zaprzecza: - Jedynie łączył spółki. Wprowadził nas na giełdę.
Dobra Nasza nie ma
w tym czasie przychodów, jest klasyczną giełdową wydmuszką, mimo to operacja
się udaje.
W 2014 r. poseł
Jacek Sasin ujawnia w oświadczeniu majątkowym, że ma 50 tys. akcji Alfa Star
SA. Jest na tyle dużym akcjonariuszem, że jego nazwisko trafia do raportu
finansowego spółki. Piesiewicz w tym czasie doradza dwóm samorządom,
wprowadza spółkę na giełdę i jeszcze zostaje doradcą prezesa w deweloperskiej
spółce Włodarzewska SA. Prezes i większościowy akcjonariusz Włodarzewskiej
Jerzy Szymański to działacz Polskiego Związku Golfa. Dobrze ubrany i opalony.
Prowadzi jedno z większych podwarszawskich pól golfowych.
- Sasin był tam widywany z Piesiewiczem - mówi nam jeden z
rozmówców.
- Poseł PiS i golf?
Nikt w PiS nie gra w golfa!
- Nie tylko panowie
się zdziwili.
Pytamy Sasina o
Włodarzewską i golfa.
Odpisuje: „Z panami Strzylakiem i Szymańskim nie łączą mnie
relacje prywatne. Widziałem się z nimi może 2-3 razy”. Piesiewicz zapewnia, że
na golfie był „z panem Jackiem może raz”.
W 2015 r. biznesy,
w których działa Piesiewicz, zaczynają padać. Do dziś zgony tych firm badają
dwie prokuratury.
Sierpień 2015 r.,
środek wakacji. Pada Alfa Star. Na lodzie zostaje 1600 turystów
głównie w Egipcie. Nie mają jak wrócić do domu, szarpią się
z właścicielami hoteli. Dziwnym zbiegiem okoliczności na miesiąc przed
ogłoszeniem niewypłacalności Alfa Star pan Strzylak wraz z siostrą sprzedają
swe udziały w spółce warte 15 milionów złotych. Pytany o tę historię odpisuje:
„Sprzedaż ta to wrogie przejęcie przez obcy kapitał”. I tyle.
Sprawdzamy:
prokuratura z Radomia właśnie przedłużyła śledztwo w sprawie upadku Alfa Star.
Przesłuchuje świadków.
Lipiec 2015 r. Już
wiadomo, że Włodarzewska to wydmuszka. Wniosek o upadłość szykują
podwykonawcy. Na lodzie zostaje 200 rodzin - planowany dom na Ursynowie okazuje
się fikcją. Mówi jeden z niedoszłych lokatorów: - Włodarzewrska uciekła z
majątkiem. Kilka tygodni przed bankructwem jedna z jej atrakcyjnych działek
powędrowała do spółki,
w której znaczącym udziałowcem był pan Piesiewicz.
Ciekawostka: już
gdy Włodarzewska jest w kłopotach, mieszkanie kupuje od niej Jakub Opara,
znajomy Piesiewicza, były urzędnik Lecha Kaczyńskiego (dziś uchodzi za „człowieka
Sasina”). Od niedawna kieruje Stadionem Narodowym.
W prokuraturze w Warszawie leżą już dwa zawiadomienia w
sprawie nieprawidłowości we Włodarzewskiej.
OPERACJA „WCISNĄĆ
PIESIEWICZA"
W 2014 r. za Piesiewicza bierze się CBA. Agenci
sprawdzają, czy w urzędach pomagał za pieniądze załatwiać deweloperom
pozwolenia na budowę (o sprawie pisało OKO Press). Mówi jedno z naszych
źródeł: - Radek lubi się powołać na ludzi w PiS. Na europosłankę Jadwigę
Wiśniewską, na posła PiS Grzegorza Matusiaka i na wiceministra sportu Jarosława
Stawiarskiego, dobrego kolegę Sasina.
CBA prowadzi tajną
operację: podsłuchuje rozmowy Piesiewicza, ściąga monitoring z kamer na
stacji Orlenu, na której spotykał się z pracownikiem urzędu wojewódzkiego.
Przed prokuratorem defiluje galeria świadków, deweloperów i
urzędników. Opowiadają, że Piesiewicz chciał sprawiać wrażenie człowieka,
który wszystko może. Za pomoc w załatwieniu sprawy dewelopera oczekiwał od
niego pensji. Z zeznań świadków wynika, że w 2014 r. Sasin próbował wcisnąć go
na doradcę pisowskiego urzędu w Piasecznie. Nic wyszło. Z e-maila Sasina: „W
trakcie rozmowy z nowo wybranym starostą piaseczyńskim podzieliłem się wiedzą
na temat jego wysokich kwalifikacji, pozostawiając decyzję o ewentualnym
zatrudnieniu staroście”.
Na początku
sierpnia zeszłego roku prokuratura umarza sprawę. Jednak Piesiewicz
potwierdził w prokuraturze, że Sasin to jego przyjaciel. I że pożyczał mu
pieniądze.
Mówi jeden z
naszych rozmówców: - Mariusz Kamiński, szef CBA. nie cierpi Sasina. W sierpniu chłopaki
z Biura jeszcze raz dokładnie przeczytali dokumenty. Wyszło im. że Sasin nie
ujawnił pożyczek, jakie miał brać na budowę schodów w domu, od Piesiewicza i
innych ludzi.
Prokuratura do
dzisiaj bada ten wątek. Jesienią 2016 r. poseł Sasin nie wie jeszcze o
śledztwie w sprawie swej pożyczki od Piesiewicza. Jego protegowany trafia w tym
czasie do siatkówki.
- To było spotkanie
w gronie Artur Popko [oskarżony w procesie o korupcję działacz PZPS - red.
Strzylak i Piesiewicz - mówi nasz rozmówca. - Strzylak zaproponował, że Radek
weźmie posadę w zarządzie, bo świetnie zna polityków.
Inny działacz: -
Radek miał być rzutki i efektywny. Miał rozmach w sferze werbalnej. Tę
kandydaturę wzmocnił pan Sasin. I jeszcze minister sportu Stawiarski [Stawiarski
przyznaje, że zna Piesiewicza, ale nic wspierał jego kandydatury - red.J. I
już styczniu Radek wszedł do prezydium. Ma ambicję, żeby zostać zastępcą
prezesa, Strzylak miał w tym rozdaniu być sekretarzem generalnym.
- Po co im PZPS? -
pytamy.
- Przewrócili jakiś
biznes i szukają miejsca, by się odbić. Sasin zaprzecza, że miał wpływ na
kandydatury osób powoływanych do zarządu PZPS: „Tego typu twierdzenia są
niedorzecznością”.
Sprawdzamy: firma
Strzylaka ma w PZPS długi za nieopłacone reklamy. W lidze siatkarskiej - też
potężne długi. Za prawie 16 mln zł działacza ściga syndyk Eurolotu.
Pytamy naszego
rozmówcę o skuteczność Piesiewicza. - Jeździ na Jasną Górę. Wraca i rzuca
nazwiskami ludzi, z którymi rozmawiał. Jakby czekał, aż wszyscy pobledną ze
zdziwienia.
Na początku lutego
poprosiliśmy Jacka Sasina o nazwiska ludzi, którzy pożyczali mu pieniądze.
Odmówił. Powtarzamy prośbę przed oddaniem „Newsweeka” do druku. Odpisuje: „Są
to osoby prywatne, z którymi wiążą mnie relacje przyjacielskie, nie czuję się
upoważniony do upubliczniania ich danych”.
Chcieliśmy się
spotkać z Piesicwiczem. Poprosił o pytania e-mailem - odpisał, że nie korzystał
z rekomendacji Sasina i nie powoływał się na polityków. Nie pamięta, komu poza
Sasinem udzielał pożyczek. Nie pamięta też, kto rekomendował go do PZPS. Gdy
pytamy, ile kontraktów zdobył dla siatkarzy, odpisuje: „Jest złożonych wiele
ofert, rozmowy w trakcie”.
Działacz PZPS: -
Ostatnio próbował zostać delegatem na zjazd Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
On. człowiek znikąd. Został wyśmiany. I co? Nie dość. że został delegatem, to
ma kandydować do zarządu.
- Ale przecież PZPS
go nie rekomendował - dziwimy się.
- To jest Radek,
panowie! Dostał rekomendację z Polskiego Związku Koszykówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz