Grupa polityków i
sympatyków PiS na siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej zamówiła u Wojciecha
Korkucia plakat. Artysta połączył na nim napisy „Katyń" i „Smoleńsk"
hasłem „Prawda jest cierpliwa".
Cierpliwość
to teraz ważne słowo w kontekście Smoleńska, kiwa głową poseł PiS. Partia
rządzi już niemal półtora roku, kontroluje prokuraturę, służby, MSZ, a na tzw.
odcinku smoleńskim sukcesów brak. Nie ma dowodów, nie ma wyroków, nie ma
raportu, nie ma wraku. Jest za to rywalizacja pisowskich klanów, rosnąca
nieufność do Antoniego Macierewicza oraz słabnące zainteresowanie tematem
wśród wyborców i szeregowych polityków ugrupowania.
- Dla wielu posłów PiS Smoleńsk stał się
sprawą drugorzędną, istotną jedynie o tyle, że jest ważna dla Jarosława
Kaczyńskiego. Nawet w rodzinach ofiar związanych z PiS podnoszą się głosy
krytyczne wobec Macierewicza - że nie ma efektów pracy podkomisji, że
dodawanie nazwisk ofiar do apelu poległych było niepotrzebne - opowiada posłanka PiS. - A wyborcy, którzy kiedyś na
każdym spotkaniu dopytywali o katastrofę, dziś interesują się przede wszystkim
walką z sędziami, mediami i tym, jak powstrzymać napływ uchodźców -
dodaje.
Po
pospieszającym go artykule w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy” Macierewicz złożył
zapowiadane od miesięcy doniesienie na Donalda Tuska, zarzucając mu „zdradę
dyplomatyczną” - i tyle.
Zespół
parlamentarny ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy prezydenckiego tupolewa
wprawdzie się na początku kadencji ukonstytuował - parlamentarzyści dostali
mocną sugestię, że mają się zapisać - ale nie podjął prac. - Z miesiąc temu
dostaliśmy esemes, że będzie posiedzenie, ale potem przyszła informacja, że
jednak odwołane - wspomina posłanka PiS. Zespół zbierze się być może z
okazji siódmej rocznicy, ale zasadniczo nie ma racji bytu, bo sprawę wyjaśnia
powołana przez Macierewicza podkomisja. Jej obrady i efekty prac nie są jednak
upubliczniane, w przeciwieństwie do bardzo aktywnego medialnie zespołu w
poprzednich kadencjach.
Na
smoleńskich miesięcznicach - w marcu była już 83. - prezes PiS powtarza:
„Będzie prawda wbrew tym, którzy tutaj krzyczą” (styczeń 2017 r.), „Ta prawda
wyjdzie na jaw wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkiemu zwyciężymy w tej walce”
(luty), „Będzie wolna Polska, będzie prawda o Smoleńsku i będzie klęska tych,
którzy są łotrami” (marzec). Jakaś bezradność pobrzmiewa w tych comiesięcznych
zapowiedziach najpotężniejszego polityka w Polsce.
Katastrofa
na dwóch płaszczyznach
Są z
grubsza dwie płaszczyzny, na których PiS zajmuje się katastrofą smoleńską. Na
płaszczyźnie symboliczno-politycznej celem jest nadanie sensu śmierci Lecha
Kaczyńskiego, przekonanie Polaków, że doszło do zamachu, za którym stał duet
Donald Tusk-Władimir Putin
(zawsze przydaje się w tym kontekście wspólne
zdjęcie obu przywódców z 10 kwietnia, na którym polski premier wygląda, jakby
się uśmiechał) oraz zawłaszczenie pamięci o katastrofie. Z tego punktu widzenia
kompletnie nieistotne są detale, zmieniające się wersje, historie - sztucznej mgle, dwóch wybuchach na pokładzie czy celowo
wywołanej awarii. Istotne są emocje, które można wywołać - które służą budowie mitu.
To jest
sfera smoleńskiej fizyki i smoleńskiej polszczyzny. Nie ma „zmarłych”, są
„zdradzeni o świcie” i „polegli”; liczy się wywołanie atmosfery tajemniczości i
walka z ustaleniami komisji Jerzego Millera z lipca 2011 r. Przypomnijmy, jej
eksperci orzekli, że przyczyną katastrofy było „zejście poniżej minimalnej
wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach
atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione
rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z
przeszkodą terenową [chodzi o brzozę], oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz
z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z
ziemią”. Raport Millera wskazał więc przede wszystkim na błędy załogi, choć
wytknął też błędne komunikaty rosyjskim kontrolerom.
Z kolei
wedle najnowszej wersji Macierewicza piloci tupolewa do ostatnich chwil
próbowali „wyprowadzić polską delegację z zasadzki” ; słowo „zasadzka” jest
zapewne świadomie użyte w takim kontekście, że nie bardzo wiadomo, o co chodzi.
Czy może raczej - wszyscy wiedzą, co minister miał na myśli, ale jak się
wersja zmieni, to będzie można żonglować znaczeniem słowa „zasadzka”.
Historia
dowodzi bowiem, że Macierewicz może o katastrofie mówić dowolne rzeczy i
dowolnie przykrawać teorie do potrzeb chwili czy nastroju audytorium. W
okolicach drugiej rocznicy tragedii na spotkaniu z wyborcami w Krośnie ogłosił,
że katastrofa była „wypowiedzeniem Polsce wojny”. I co? I nic. Ani on nie
wyciągnął z tego konsekwencji, ani wobec niego nie wyciągnięto konsekwencji,
poza wsadzeniem do szafy na czas kampanii wyborczej 2015 r.
Bo (przepraszam za truizm) PiS
potrafi podchodzić do tematu Smoleńska instrumentalnie. Trudno zapomnieć jedne
z pierwszych uroczystości rocznicowych, gdy spiker na wiecu PiS posegregował
ofiary: najpierw wyczytał nazwiska prezydenta i prezydentowej, następnie
zmarłych związanych z partią, a następnie, jakby na doczepkę, całą resztę.
Zauważmy, że ci, którzy obwiniają Tuska za katastrofę, obciążają go tym samym
śmiercią kolegów z własnej partii i własnego rządu.
Ale
jest i druga płaszczyzna badania katastrofy, gdzie metafizyki mniej, a
konkretów więcej. Chodzi o mnożenie wątpliwości, wytykanie błędów poprzedniego
rządu, podkreślanie skandalicznego niedbalstwa przy pochówku ofiar (w tym
mylenia ciał), przypominanie, że śledztwo oddaliśmy Rosjanom, że zabrakło
współpracy z sojusznikami z NATO czy z zachodnimi laboratoriami
kryminalistycznymi. Żaden z tych argumentów nie wspiera bezpośrednio teorii
zamachowej, ale roztacza wokół Tuska i Putina aurę
podejrzeń, sugeruje, że mogło dojść do mataczenia.
A jeśli mataczenie, to musiał być
tego powód itd.
Ten
przekaz na pierwszy rzut oka odgrywa rolę służebną wobec teorii podstawowej,
„zamachowej”, ale można zaryzykować tezę, że jest równie ważny - obsługuje inne
segmenty wyborców, dla których otwarcie stawiana hipoteza zamachu jest wciąż
nie do przyjęcia. Zresztą w tej kwestii politycy PiS też rozpowszechniają
nieprawdziwe informacje. Witold Waszczykowski oskarżył ostatnio poprzedników z
PO o brak starań o zwrot wraku, a potem jego zastępca Jan Dziedziczak w
odpowiedzi na poselską interpelację przyznał, że takie próby były podejmowane.
Prezes
PiS sam płynnie przemieszcza się między obiema wspomnianymi płaszczyznami;
domeną Macierewicza jest sfera „symboliczna”, większość posłów PiS ucieka zaś w
warstwę „konkretną”.
Widać
to także w działaniach organów państwa. Równolegle działa podkomisja powołana
przed rokiem przez Macierewicza (efektów brak, jakieś mają się podobno pojawić
tuż przed rocznicą) i zespół podległych Zbigniewowi Ziobrze prokuratorów,
którzy zarządzili ekshumacje wszystkich ciał ofiar katastrofy i nawiązali
współpracę z kilkoma laboratoriami z krajów Unii. A tydzień przed rocznicą
tragedii prokuratura ogłosiła, że stawia rosyjskim kontrolerom nowe zarzuty -
umyślnego sprowadzenia katastrofy. To oznacza, że są już „winni” i co wygodne
- poza zasięgiem kary.
Kto urósł na Smoleńsku
Poseł
PiS: - Miesięcznice w Warszawie są oparte na jednym schemacie. Msza poranna,
złożenie kwiatów pod Pałacem Prezydenckim, msza wieczorna w archikatedrze, a
po niej marsz pamięci. Między mszą a marszem odbywa się swoisty wyścig,
zwłaszcza posłanek, o to, kto będzie najbliżej prezesa. Tak się utarło, że w
tym momencie można z nim coś załatwić. O tę pozycję rywalizują zwykle Anna
Fotyga, Anna Krupka i Jadwiga Wiśniewska.
Miesięcznice
wywindowały też Anitę Czerwińską, posłankę, która debiutuje w Sejmie, a mimo to
w zeszłorocznym rozdaniu weszła aż do Komitetu Politycznego PiS, czyli ścisłego
kierownictwa partii. To ona od lat organizuje miesięcznice i zawsze przemawia
po Kaczyńskim. Co ciekawe, choć Czerwińska wywodzi się ze środowiska Klubów
Gazety Polskiej, to politycznie dużo bliżej jej do Joachima Brudzińskiego niż
Macierewicza. Czerwińska towarzyszyła ostatnio Brudzińskiemu w kilkudniowej
wizycie w Izraelu, a wcześniej została mianowana pełnomocniczką partii na
wybory samorządowe na Mazowszu.
Najbardziej
na zaangażowaniu w Smoleńsk zyskał jednak Macierewicz. - Ta sprawa
fundamentalnie zmieniła jego pozycję w partii, z polityka będącego na jej
obrzeżach, budzącego nieufność, stał się w oczach wyborców wice-Kaczyńskim
- mówi polityk PiS. - Dla Kaczyńskiego czy Brudzińskiego Smoleńsk jest
przede wszystkim objawem słabości państwa, który należy zwalczyć, mam natomiast
wątpliwości, czy podobnie rozumuje Macierewicz. Na ile robi to ideowo, a na ile
dlatego, że to go niesie? Pamiętam spotkanie z Klubem Gazety Polskiej w
Krakowie. Młodzi ludzie czytali listę ważnych gości, każdy wstawał i dostawał
oklaski. Na koniec niby zmieszani powiedzieli, że pominęli nazwisko
Macierewicza. I to on dostał największe brawa. Niby przypadek, ale potem byłem
świadkiem identycznej sceny. To było wyreżyserowane - dodaje nasz rozmówca z PiS
Kaczyński, jak się wydaje, też nie jest do końca pewny swojego
zastępcy. Warto zauważyć, że Macierewicz nie przemawia w czasie miesięcznic,
choć dla tych 2-3 tys. osób, które na nie chodzą, jest pewnie idolem.
Przepychanki
w PiS na tle Smoleńska najbardziej widoczne są w prawicowych mediach.
Najbardziej krytycznie do Macierewicza podchodzi „Do Rzeczy”. W konflikcie są
bliska Macierewiczowi „Gazeta Polska” i sprzyjające Ziobrze „wSieci”. W
poprzednim „wSieci” obszerny artykuł o śledztwie smoleńskim oparty jest na
dychotomii: skuteczna prokuratura (podlegająca Zbigniewowi Ziobrze), a
naprzeciw - mało przejrzysta podkomisja (powołana przez Macierewicza). „Gazeta
Polska” między wierszami zarzuca zaś konkurencji koniunkturalizm.
Polacy:
katastrofa nie do wyjaśnienia
A co
dziś o katastrofie myślą Polacy (i jak dużo myślą)? Google Trends to narzędzie, które pokazuje skalę zainteresowania jakimś
tematem - można dzięki niemu porównać częstotliwość wyszukiwania danego hasła
w sieci w różnych okresach. Narzędzie nie mówi, ile razy dane hasło było
wyszukiwane, ale pokazuje proporcje między największym a najmniejszym
zainteresowaniem. Wykres za ostatnie pięć lat (nie ma sensu cofać się do 10
kwietnia 2010 r., bo wówczas tragedią
interesowali się wszyscy) dla hasła „katastrofa smoleńska” pokazuje, że internauci
byli nią najbardziej zaciekawieni jesienią 2012 r. Ale bynajmniej nie wtedy,
gdy w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł Cezarego Gmyza o śladach trotylu we
wraku samolotu prezydenckiego. Polacy rzucili się do sieci dwa tygodnie
wcześniej, gdy jeden z rosyjskich portali opublikował zdjęcia ofiar.
Wzrost zainteresowania widać też
przy okazji każdej rocznicy, ale co roku było ono około pięciu razy mniejsze
niż jesienią 2012 r.
Z kolei
hasło „miesięcznica smoleńska” na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy
okazało się kilkadziesiąt razy mniej popularne niż „czarny protest”. Jakimś barometrem
mierzącym zainteresowanie Smoleńskiem jest też sprzedaż tytułów prasowych
lansujących teorię zamachu. „Gazeta Polska” odnotowała w styczniu 2017 r.
30-proc. spadek sprzedaży w porównaniu ze styczniem 2016 r., a co tydzień
znajdowała zaledwie 30 tys. nabywców. Spada także sprzedaż „Gazety Polskiej
Codziennie” (średnio niecałe 20 tys.).
Warto
również zerknąć do badań opinii publicznej. Przeprowadzane regularnie od
pierwszych miesięcy po katastrofie sondaże CBOS pokazują, że jej obraz w
oczach Polaków pozostaje niewykrystalizowany. Dawno już zakończyła działalność
komisja Millera, a mimo to zdecydowana większość ankietowanych uważa, że
przyczyny upadku prezydenckiego tupolewa są wciąż niewyjaśnione lub wyjaśnione
częściowo.
Polacy są podzieleni w kwestii
tego, czy pod Smoleńskiem doszło do zamachu. Większość badanych wciąż odrzuca
teorię zamachu.
A jak
wyglądają szczegóły badań opinii publicznej? Przez kilka ostatnich lat
praktycznie nie zmieniły się poglądy na odpowiedzialność Polaków i Rosjan za
katastrofę - połowa badanych obciąża po równo strony polską i rosyjską, a po
kilkanaście procent sądzi, że w większym stopniu zawiniła któraś ze stron.
Powoli,
a nawet bardzo powoli, popularność zdobywa pogląd, że przyczyny katastrofy
zostały w pełni wyjaśnione. W marcu 2011 r.
uważało tak 13 proc. badanych, w marcu 2016 r., czyli pięć lat po ogłoszeniu
raportu Millera - 29 proc. W tym samym czasie z 50 do 30 proc. ubyło
respondentów twierdzących, że sprawa wymaga dodatkowych badań. Nie kurczy się
zarazem grupa 30 proc. obywateli przekonanych, że w kwestii przyczyn katastrofy
wciąż nic nie wiadomo. CBOS sprawdził,
że opinie na ten temat silnie korelują ze stosunkiem do Macierewicza - osoby
deklarujące zaufanie do tego polityka najczęściej uważają, że nic o
przyczynach katastrofy nie wiemy (50 proc.) lub że wymagają one dalszych badań
(35 proc.). Takie wyniki przyniosło badanie CBOS z wiosny zeszłego roku. Sondaż
z tego roku, który uwzględniałby ocenę prac powołanej przez Macierewicza
podkomisji, nie został jeszcze opublikowany.
Według
Diagnozy Społecznej w 2015 r. w zamach wierzyło 15 proc. Polaków. W CBOS
pytanie było inaczej sformułowane: „Czy uważasz, że Lech Kaczyński mógł zginąć
w zamachu?”. To zagadnienie było w tym ośrodku badane regularnie. W 2015 r.
myśl o zamachu dopuszczało 31 proc. Polaków (wzrost o 6 pkt proc. od 2012 r.), a hipotezę taką wykluczało 51
proc. (spadek o 12 pkt proc.). Te zmiany to bez wątpienia pokłosie wysiłków
Macierewicza, zaniechań Platformy, a zapewne także po części efekt wzrostu
notowań PiS. Co ciekawe, podlegający rządowi CBOS w zeszłym roku po raz
pierwszy nie zadał pytania o to, czy Lech Kaczyński zginął w zamachu.
Nie
oznacza to jednak, że elektorat PiS nie był w tej sprawie podzielony. Wprawdzie
58 proc. zwolenników tej partii dopuszczało hipotezę zamachu, jednak 22 proc.
ją odrzucało. Co piąty wyborca partii Kaczyńskiego - najwięcej ze wszystkich
ugrupowań - uciekał natomiast w odpowiedź
„trudno powiedzieć”, co mogło być objawem niechęci do zdradzenia swej
„niepoprawnej politycznie” (za rządów PO-PSL) opinii.
Gdy powyższym
wynikom przyjrzeć się dokładniej, można wysnuć wniosek, że jakiekolwiek
ustalenia jakiejkolwiek komisji raczej nie będą już miały wpływu na to, co
o Smoleńsku myślą Polacy. A jest to myślenie pełne
sprzeczności i w olbrzymiej mierze uwarunkowane preferencjami partyjnymi.
Część wyborców PiS potrafi łączyć pogląd, że w sprawie przyczyn katastrofy nic
nie wiadomo, z przekonaniem, że Lech Kaczyński zginął w zamachu.
Polacy - już niezależnie od
sympatii partyjnych - nie żywią zarazem specjalnych złudzeń, że eksperci
Macierewicza ustalą jakąś uniwersalną, możliwą do przyjęcia przez wszystkich
prawdę. W momencie powoływania podkomisji ds. wyjaśnienia katastrofy tylko 15
proc. ankietowanych było zdania, że jej działalność pozwoli rozwiać
wątpliwości i ustalić jedną wersję zdarzeń. 71 proc. twierdziło zaś, że
podkomisja niczego nie rozstrzygnie, bo zawsze ktoś będzie podważał jej
ustalenia. Tego rozszczepienia opinii nie zmienią tegoroczne obchody,
traktowane jako państwowe, pod kuratelą Ministerstwa Kultury, z wystąpieniami
prezydenta Dudy i prezesa PiS.
W
sukurs PiS przyszedł ostatnio „nowy” Trybunał Konstytucyjny, który oddalił
skargę prezydenta na ustawę o tzw. zgromadzeniach cyklicznych. Daje ona
przywileje m.in. organizatorom miesięcznic i praktycznie uniemożliwia
organizację kontrdemonstracji. Prezydent nie podpisał jej, co odwlekło jej
wejście w życie i pisowskie obchody zakłócali Obywatele RP, radykalna
organizacja opozycyjna. - Trybunał na szczęście orzekł jak trzeba, ale
prezes nie zapomniał, że to prezydentowi zawdzięcza upokorzenia na dwóch
miesięcznicach, gdy był obrzucany obelgami - zaznacza posłanka PiS.
Tegoroczna
rocznica będzie wyjątkowo ciekawa z uwagi na kontekst. Zbliża się półmetek
kadencji, a PiS po szarży w sprawie Tuska stracił większość przewagi nad
Platformą. Jarosław Gowin podpowiada prezesowi krok wstecz, ale dla
Kaczyńskiego akurat 10 kwietnia to dzień symbolicznego odwetu.
Wojciech Szacki
Polacy od zawsze mają problemy. Od wielu lat problemem dla Polski i Polaków jest pokurcz-uzurpator. Polska ma Pudziana, więc Pudzian (za skrzynkę piwa) niech weźmie pokurcza pod pache i zaniesie do najbliższego weterynarza a ten go humanitarnie uśpi. Problem zniknie. Proste?!
OdpowiedzUsuń