Pod nową władzą
prawicowi radni prześcigają się w pomysłach w duchu narodowym, tradycyjnym i
katolickim. Sięgając przy tym szczytów absurdu.
Na
realizację projektu 18-metrowej wieży widokowej ze stali, zwieńczonej tarasem
i figurą Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w tegorocznym budżecie miasta
przeznaczono 1,1 mln zł. Ogłoszono przetarg na wykonanie dokumentacji
technicznej i wydawało się już, że mielecka Górka Cyranowska, zwieńczona
Patronką Mielca Matką Boską, zacznie robić konkurencję Świebodzinowi z
gigantycznym Jezusem, gdy nieoczekiwanie radni PiS wycofali się z własnego,
forsowanego od sześciu lat pomysłu. W piśmie złożonym 10 marca do prezydenta
miasta napisali: „Klub Prawa i Sprawiedliwości nie może pozwolić na dalsze
wykorzystywanie wizerunku i świętości Matki Bożej do walki z budową wieży
widokowej”.
Protesty mieszkańców Mielca przybrały na sile właśnie z powodu pomysłu
wydawania pieniędzy miejskich ma Maryję. I nie pomagały zapewnienia radnego
Józefa Stali, głównego animatora pomysłu, że figura Matki Bożej stanie na
tarasie widokowym tylko, jeżeli znajdą się prywatni darczyńcy. Nie przysłużył
się zapewne idei sam radny Stala, któremu mielczanie wypominają pezetpeerowską
przeszłość i złośliwie wypominają grzechy, jakie chce odkupić, stawiając
monumentalną figurę Matki Boskiej.
Komin narodowy
Ale nie wszystko stracone. Te same mieleckie organizacje katolickie,
które apelowały do radnych PiS o zaniechanie projektu, by położyć kres
„brutalnym atakom mielczan na Matkę Boską” (m.in. Rycerstwo Niepokalanej,
Rodzina Radia Maryja, Akcja Katolicka, Róże Różańcowe Żeńskie i Róże Różańcowe
Męskie, Straż Honorowa Najświętszego Serca Pana Jezusa, Klub Inteligencji
Katolickiej, Rada Duszpasterska, Apostolstwo Dobrej Śmierci), jednocześnie
wystąpiły do prezydenta miasta o wyrażenie zgody na ustawienie na Górce
Cyranowskiej „kolumny o wysokości wyższej niż
rosnące drzewa, uwieńczonej figurą Matki Bożej Nieustającej Pomocy”. Nie
chcieli obywatele wieży widokowej z Matką Boską, to będą mieć kolumnę.
Trwa sezon nie tylko na przytup w manifestowaniu wiary katolickiej, ale
i patriotycznych poglądów. Szczeciński radny osiedlowy Andrzej Grodecki ogłosił
właśnie, że depcząc po pasach, możemy znieważać flagę narodową. Radny
wystosował w tej sprawie interpelację do przewodniczącego Rady Miasta.
- Ja się nie domagam
przemalowania pasów - zapewnia radny.
- Ja się tylko pytam, czy
przypadkiem nie naruszamy ustawy i zapisów konstytucji.
Z wykształcenia prawnik, z zawodu księgarz, z zamiłowania literat,
startował w wyborach do Rady Miasta z list Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy po
raz pierwszy w życiu zapisał się do partii - Solidarnej
Polski Zbigniewa Ziobry. Ale kiedy zaczął pytać, jakie są kryteria przyznawania
miejsc na listach wyborczych, najpierw przewodniczącego, a potem partyjny sąd,
szybko go wyrzucili. W wyborach przepadł. Później kandydował na własną rękę do
rad osiedlowych na swoim osiedlu Pomorzany. - Jestem takim Kubusiem
Puchatkiem, misiem o małym rozumku, więc jak mam wątpliwości, to się pytam
mądrzejszych ode mnie Krzysiów - mówi. Teraz go naszły, bo niedługo będzie
dzień flagi, poczty sztandarowe będą maszerować po tych biało-czerwonych
przejściach i - jakby na to nie patrzeć - deptać flagę. Nie przeszkadzają mu
biało-czerwone pasy na słupkach drogowych czy na kominach, bo nikt po tym nie
chodzi. - To jest tak jak ze znakiem Polski Walczącej - tłumaczy. - Może
być na samochodzie i na kubku do herbaty, ale na kijach bejsbolowych już nie.
Tak orzekł sąd.
Flaga narodowa może, a nawet powinna, dumnie powiewać na maszcie.
Dlatego lubelski radny PiS Zbigniew Ławniczak (ten sam, który tydzień po
otwarciu Areny Lublin domagał się od prezydenta miasta wyjaśnień, dlaczego
jeszcze nie poświęcono stadionu), postanowił na placu Litewskim ustawić maszt
pod flagę.
Na miejscu wyciętego właśnie
Baobabu, czyli wiekowej czarnej topoli, pamiętającej podobno powstanie
styczniowe. Baobab nie padł ofiarą lex Szyszko, tylko choroby grzybowej,
która toczyła go od środka. Radny zaproponował w to miejsce maszt flagowy, nie
bacząc na to, że na placu Litewskim są już trzy maszty.
- W Lublinie stacjonuje międzynarodowy
wojskowy korpus polsko-ukraińsko-litewski -
argumentuje radny, który w tej sprawie konsultował się z dowódcą korpusu. - I
oni potrzebują trzech masztów na trzy flagi. A co zrobimy, jak przyjadą
Amerykanie? Umieszczenia na stałe polskiej flagi na ratuszu Wrocławia domagał
się tamtejszy radny PiS Tomasz Małek, pisząc, że „to symbol naszej władzy nad
tą dzielnicą”, i dodając, że niemieccy turyści mają sporo satysfakcji z powodu
jej braku, na co z racji rachunku wojennych krzywd i strat nie można się
godzić. W odpowiedzi miasto przywołało jednak ustawę, zgodnie z którą polską
flagę wywiesza się jedynie w określone dni, „w celu podkreślenia znaczenia
uroczystości i świąt państwowych lub innych wydarzeń historycznych, w tym
podczas Sesji Rady Miejskiej”. Pomysłu radnego na razie nie udało się
przeforsować.
Pół ulicy Kaczyńskiej
Szerokie pole do popisu dała radnym obowiązująca już od niemal roku
ustawa dekomunizacyjna, obligująca samorządy do usunięcia z przestrzeni
publicznej nazw upamiętniających osoby, organizacje, wydarzenia i daty
symbolizujące i propagujące komunizm. Przez ostatnie miesiące toczyły się
prawdziwe boje o nazwy ulic. W Tarnowie radni PiS, mimo protestów mieszkańców,
chcą połączyć trzy ulice w jedną aleję im. Lecha Kaczyńskiego.
Kompromisowe, ale dość niestandardowe rozwiązanie przyjęto w
Starachowicach. Przy okazji zmiany nazw dwunastu ulic lokalny PiS postanowił
uhonorować zmarłą cztery lata temu matkę braci Kaczyńskich Jadwigę, która
pochodziła ze Starachowic. Jak postanowiono, tak zrobiono, ale w efekcie wyszło
słabo, bo matka bliźniaków dostała tylko pół ulicy. - Nie umiem wyjaśnić,
skąd taka decyzja, by jeden odcinek dawnej ul. Józefa Krzosa nazwać ul.
Bankową, a drugi ul. Jadwigi Kaczyńskiej - mówi przewodniczący Rady Miasta
Starachowice Włodzimierz Orkisz z PiS.
I odsyła do szefa klubu radnych
PiS Tomasza Andrzejewskiego (przebywa w sanatorium), który tę propozycję
zgłosił w ostatniej chwili podczas obrad Rady Miejskiej. Inne były wcześniej
konsultowane z mieszkańcami - i w trakcie tych konsultacji dla ulicy Krzosa
podano tylko jedną nową nazwę: Bankowa.
Być może radni PiS obawiali się reakcji mieszkańców. Komentarze pod
artykułami o decyzjach radnych jasno pokazują, że pomysł podziału jednej ulicy
na dwie wydaje się starachowiczanom co najmniej tak dziwaczny, jak honorowanie
matki prezydenta i prezesa. Czy sam prezes nie poczuł się urażony, że jego mama
dostała tylko połowę ulicy? Na uroczyste odsłonięcie tablicy, dzień przed
czwartą rocznicą śmierci Jadwigi Kaczyńskiej, prezes przyjechał.
Równie duże emocje wzbudziła w Starachowicach dawna ulica 9 Maja (dzień
zwycięstwa Armii Czerwonej w drugiej wojnie światowej). Mieszkańcy chcieli ją
przemianować na 8 Maja (data dnia zwycięstwa, obchodzona na Zachodzie), radni
przegłosowali nazwę Młyny. Ugięli się jednak pod petycją prawie 500
mieszkańców i zagłosowali jeszcze raz, przyjmując ostatecznie nazwę 8 Maja.
Ulice 9 Maja były chyba w każdym mieście. Andrzej Grodecki ze Szczecina, ten od
biało-czerwonych pasów na jezdniach, ma genialny w swej prostocie pomysł na
dekomunizację tej nazwy bez jej zmiany. - Wystarczy zmienić konotację -
mówi. - Zaznaczyć, że to 9 maja od święta Unii Europejskiej, a nie od
dawanego Dnia Zwycięstwa. Interpelację w tej sprawie złożył jednak razem z
pytaniem o profanację flagi na przejściach dla pieszych, i to pomysł zgubiło.
Podobny chwyt udał się radnym w Kruklankach na Mazurach, gdzie dekomunizowaną
ulicę 22-Lipca, od Manifestu Lipcowego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 1944 r., zamieniono na 22 Lipca, od obchodzonego w Kościele
katolickim wspomnienia św. Marii Magdaleny. W Wierzbicy pod Radomiem Janka
Krasickiego miał zastąpić Ignacy.
Najchętniej upamiętnianym patronem w Polsce jest obecnie prof. Lech Kaczyński. Ulice, skwery i place otwiera się w wielu
miejscach. Zwykle idzie gładko, ale nie zawsze. W Bydgoszczy trwa walka o most.
To nowa przeprawa, wiosną 2010 r. była w trakcie budowy. Po katastrofie w
Smoleńsku radni przegłosowali, że most będzie nosił imię Prezydenta RP Lecha
Kaczyńskiego. Gdy most ukończono, nowa rada zdecydowała, że most będzie się
nazywał Uniwersytecki. Legenda bydgoskiej opozycji solidarnościowej prawnik
Jarosław Edward Wenderlich i współpracownik Lecha Kaczyńskiego zaproponował
kompromisową nazwę: most Uniwersytecki im. prof. Lecha
Kaczyńskiego. Po śmierci ojca propozycję forsuje (na razie bezskutecznie) jego
syn, także radca prawny, radny PiS, Jarosław Wenderlich. Ten sam, który postuluje,
by parafie i związki wyznaniowe, zajmujące się działalnością charytatywną,
zwolnić od podatku od deszczówki.
Nie dla multi-kulti
Narodowy trend w samorządach objawia się także czyszczeniem lokalnej
historii z obywateli nieprawomyślnego pochodzenia. Prawicowa większość w
radzie miejskiej Białegostoku najpierw zlikwidowała Centrum im. Ludwika
Zamenhofa (przez włączenie do Białostockiego Ośrodka Kultury), a potem
zablokowała pomysł prezydenta miasta Tadeusza Truskolaskiego, by 2017 r.
ustanowić rokiem Ludwika Zamenhofa. Mimo że właśnie przypada setna rocznica
śmierci twórcy uniwersalnego języka esperanto i propagatora dialogu
międzykulturowego, obchodzona pod patronatem UNESCO, a słynny w świecie lekarz
urodził się w Białymstoku. Radni PiS wybrali jednak na patrona roku 2017
marszałka Piłsudskiego. Popierający ich radny Dariusz Wasilewski (z klubu
prezydenta Truskolaskiego) przekonywał, że ideologia stworzona przez Zamenhofa,
najsłynniejszego białostocczanina, „może wydawać się poczciwą utopią, ale tak
naprawdę może być niebezpieczna. Obca naszej kulturze i chrześcijaństwu”.
Zamenhofa z radością przejął Słupsk i uroczyście obchodzi rok esperantysty.
W Sopocie pozostający w opozycji radni PiS protestują przeciwko budowie
pomnika Władysława Bartoszewskiego, twierdząc, że profesor był „postacią zbyt
kontrowersyjną, wciągniętą pod koniec swego życia do bieżących rozgrywek
politycznych”, a w całej inicjatywie chodzi nie o upamiętnienie, ale wywołanie
kolejnej awantury politycznej. W Gdańsku ich partyjni koledzy sprzeciwiali się
bezskutecznie nadaniu rondu we Wrzeszczu imienia Guntera Grassa. Nie dość, że
noblista jest według pisowskich radnych osobą kontrowersyjną, ponieważ w
młodości należał do SS, to jeszcze nie jest Polakiem. A, jak zauważyła w
dyskusji na sesji radna PiS Anna Kołakowska: „To tak, jakbyśmy nie do ceniali
Polaków. Nie spotkałam w niemieckich miastach ulic z imieniem polskich
pisarzy, a na pewno nie na taką skalę, jak to się dzieje w Gdańsku”.
W Poznaniu trwa dyskusja nad hasłem promocyjnym dla miasta. Radny PiS
Michał Boruczkowski (ten sam, który metodę in vitro nazwał
ludobójstwem) ostro sprzeciwia się hasłom Poznań - miasto otwarte i Wolne
miasto Poznań, wskazując, że „budzą skojarzenia liberalno-lewicowe (otwartość
światopoglądowa na nowe doznania), a nawet separatystyczne (»wolne« względem
władzy centralnej), co prowadzi do podziału
społeczeństwa i wywoływania konfliktów”. Niektórzy komentują, że Boruczkowski
manifestowaną pryncypialnością ideową usiłuje odkupić swoje winy. Rok temu
zaproponował bowiem w oficjalnym piśmie do prezydenta, by komin wznoszący się
nad Starą Gazownią w centrum Poznania przekształcić w minaret, a część budynku
oddać społeczności arabskiej (muzułmanie zwrócili się do urzędu miasta o pomoc
w znalezieniu lokalu na potrzeby wspólnoty). Jego pomysłu nie doceniono. Klub
zawiesił go na pół roku. Dziś, już przywrócony na łono, tłumaczy: - To nie
miał być prawdziwy minaret, tylko elewacja przypominająca minaret. Zresztą
pomysł nie był mój, a znanej artystki Joanny Rajkowskiej, ja go po prostu
zaadaptowałem na inny komin.
Lamparty Putina
Samorządowcy wszystkich opcji chętnie nawiązują do głównego nurtu
polityki. Radni w wielu miastach starają się teraz poprawiać i doskonalić
koncepcje rządowe. W Częstochowie rajcowie z PiS wpadli na pomysł, by miasto
wypłacało rodzicom po 400 zł na drugie i kolejne dziecko, niezależnie od
rządowego 500+. - Rządowy program dał wspaniały efekt w całej Polsce, ale
nie w czerwonej Częstochowie - mówi radny PiS Piotr Wrona.
- U nas wciąż jest silna
depopulacja, z miasta ubywa 11 osób dziennie. Projekt 400+ przepadł, Wrona szykuje zatem nowy: 1 tys. zł przy
porodach mnogich. Może przejdzie, bo to żadne obciążenie dla budżetu. W
ubiegłym roku w Częstochowie było zaledwie 28 porodów bliźniaczych, żadnych
trojaczków.
Łódzcy radni PiS chcieli wprowadzenia programu Bilet Senior 65+, imienne
roczne bilety za 50 zł, co oznaczałoby blisko ośmiokrotną obniżkę ceny za
przejazdy dla emerytów. Rządząca miastem większość z PO odrzuciła pomysł jako
nierealny (bo miasta na to nie stać) i populistyczny (bo wpływy z biletów to
tylko jedna trzecia wydatków na komunikację miejską, reszta idzie z kieszeni
podatników i to oni płaciliby ze seniorskie bilety).
Poznański radny PiS Michał Grześ poszedł w poprzek głównego nurtu i
zainteresował się losem drzew. A konkretnie tymi egzemplarzami, które są wycinane
w nowym poznańskim ogrodzie zoologicznym, gdzie trwają prace nad budową nowych
wybiegów. Wybiegi trzeba ogrodzić i w linii ogrodzenia drzewa muszą być
wycięte. Nowe zoo leży poza miastem, na olbrzymim terenie 120 ha, w większości jest to
las. Jednak radnego martwi każde drzewo. Już dwa razy zwracał się do władz
miasta o przedstawienie szczegółowej specyfikacji, ile czego wycięto. - Teraz
wszyscy są wyczuleni na wycinkę drzew - przyznaje.
Nie po raz pierwszy ten radny walczy z poznańskim ogrodem zoologicznym.
Kilka miesięcy temu twierdził, że zoo wspiera propagandę Putina. Poszło o lamparty perskie. Pojawią się wkrótce w poznańskim
ogrodzie, to m.in. dla nich szykowany jest wybieg. W ramach programu ochrony
zwierząt zagrożonych wyginięciem mają, pod okiem naukowców, rozmnożyć się i
odchować potomstwo, które później zostanie wypuszczone na wolność. Jednak, jak
podkreślił radny Grześ, hodowla lampartów perskich to hobby Władimira Putina i chwyt propagandowy, który miał przekonać opinię publiczną
przed olimpiadą w Soczi, że Rosja dba o Kaukaz. Dlatego radny poczuł się w
obowiązku wystąpić do prezydenta miasta z interpelacją. - Akurat
przeczytałem artykuł w „National Geographic" - wyjaśnia dziś. - I stąd moja wiedza o tym, jak drogo to
kosztuje i że właściwie jest to fikcja, bo w związku z zabudową Kaukazu po
prostu nie będzie gdzie wypuścić tych zwierząt. A te, które są w parku
narodowym Soczi, dobrze się mnożą. Radny przyznaje, że chyba powinien był w
swojej interpelacji powołać się na źródło. Ale czy pomysł nie wydaje mu się
przesadzony? Skądże znowu. Rolą radnych jest kształtować przekonania, opinie
i historię. We właściwy sposób.
Agnieszka Sowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz