Jan Rokita pozamykał
konta w banku i wymeldował się z mieszkania, bo ma na karku komornika. Ale nie
zdecydował się na współpracę z ekipą PiS, choć mógł być ambasadorem
Renata Grochal
Jan Rokita? Kto to jest? - dziwi się
28-letni Rafał, student kulturoznawstwa, którego spotykam przed pomalowaną na
żółto kamienicą z przeszkloną fasadą na krakowskim Starym Mieście. To tu
mieści się Akademia Ignatianum, prowadzona przez jezuitów, w której Rokita ma
zajęcia ze studentami. Dzisiejsze życie Jana Rokity toczy się między
Akademią, mieszkaniem w kamienicy na Starym Mieście i stowarzyszeniem
Siemacha, w którym działa razem z żoną Nelly - pomagają dzieciom z trudnych
rodzin.
Rafał mówi, że
Rokity nigdy nie widział, nawet w telewizji. Nie ma z nim zajęć, a polityką
się nie interesuje, więc skąd miałby wiedzieć, kim jest Rokita.
ZŁOWIESZCZY UŚMIESZEK
Czerwoną windą wjeżdżam na czwarte piętro do
Instytutu Nauk Polityce i Administracji. Rokita prowadzi tu zajęcia z
interpretacji i krytyki politycznej oraz z przemian ustrojowych Polski po 1989
r. Szef instytutu, dr Konrad Oświęcimski, mówi, że były poseł bardzo poważnie
traktuje swoje obowiązki - nigdy nie odwołuje zajęć ani się nie spóźnia. Jego
studenci uważają go za oryginała z innej epoki, bo chodzi w kapeluszu,
zamaszystym płaszczu nie rozstaje się z marynarką. Mówią do niego „panie
magistrze” albo „panie Janie”. Przed zajęciami e-mailem rozsyła tematy, z
których trzeba się przygotować. Ostatnio: czarny protest, reforma edukacji i
reforma emerytalna.
Na początku zajęcia
były dla mnie stresujące. Każdy z 11-osobowej grupy musiał powiedzieć, co myśli
na dany temat. Jak ktoś nie miał zdania, to Rokita stał nad nim z tym swoim
złowieszczym uśmieszkiem, dopóki czegoś z niego nie wycisnął, bo każdy musi
mieć swoje zdanie - opowiada 22-letnia Aneta.
Kuba z tego samego
roku kojarzył Rokitę z Platformy, z afery samolotowej (w samolocie Lufthansy
krzyczał, że Niemcy go biją) oraz cytatu „Nicea albo śmierć” (Rokita popierał
system nicejski w głosowaniach w UE, korzystny dla mniejszych krajów, jak
Polska). To wyjątek wśród moich młodych rozmówców. Większość studentów nie ma
pojęcia, że Rokita był jednym z najbardziej błyskotliwych polityków w III RP,
szefem Urzędu Rady Ministrów u premier Hanny Suchockiej, wieloletnim posłem,
członkiem komisji śledczej ds. afery Rywina. A w końcu niedoszłym „premierem z
Krakowa”, którego karierę złamała żona Nelly, zostając doradczynią ds. kobiet
w konkurencyjnym obozie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Donald Tusk
wykorzystał to, by się pozbyć Rokity z PO.
Kuba wspomina, że
na zajęciach Rokita się denerwował, gdy studenci nie wiedzieli, ilu jest
posłów albo senatorów. Uważał, że na trzecim roku studiów na takim kierunku
trzeba takie rzeczy wiedzieć.
Kiedy koleżanka
powiedziała, że Rosja jest w strefie euro, Rokita padł na kolana i zaczął
uderzać głową o podłogę. Pokazywał, że jest załamany. Nie mieściło mu się w
głowie, że ktoś może wygadywać takie bzdury - opowiada.
TRUDNY CZŁOWIEK
ZGORZKNIAŁ
- Jan Rokita postanowił zabić w sobie polityka.
Pozrywał wszystkie nitki łączące go z tym światem - mówi Bogusław Sonik, poseł
PO, znajomy Jana Rokity z czasów opozycji, a później z Platformy. Siedzimy na
antresoli w przytulnej kawiarni tuż obok Rynku. Sonik popija wodę z cytryną i
co chwila poprawia gustowny niebieski szalik zawiązany na ciemniejszej o ton
koszuli. - Gdy Janek spotyka jakiegoś polityka na Kleparzu, gdzie lubią z Nelly
wybierać borowiki, tylko się ukłoni, wkłada kapelusz i zaraz znika. To jest
trudny człowiek, zawsze był - dodaje.
Znajomi Rokity
opowiadają, że w ostatnich latach bardzo zgorzkniał. Spaceruje po krakowskich
Plantach wciąż narzeka. A to, że dzieci w stowarzyszeniu Siemacha za mało się
modlą, podczas gdy 011 w ich wieku ciągle przesiadywał w kościele. A to, że
polityka zeszła na psy i sprowadza się do wzajemnego okładania się przez PiS i
PO.
- On się obraził na
ludzi - mówi znajomy Rokity. Dodaje, że Jan odsunął od siebie wszystkich poza
przyjacielem z czasów opozycji Zbigniewem Fijakiem księdzem Andrzejem
Augustyńskim, szefem Siemachy. - Fijakowi pozwala pożyczać sobie pieniądze,
zorganizować mu w domu malowanie, bo Janek jest przecież stworzony do wyższych
celów. Ale Zbyszka też potrafi przeczołgać. Kiedyś ucieszony opowiadał mi, że
jedzie do Janka do Włoch, gdy ten jeszcze miał pieniądze i wynajął tam dom na
wakacje. Kupił bilet i miał wylatywać za kilka dni. Po jakimś czasie znowu się
widzimy i pytam, jak było u Janka. A Zbyszek na to: „Daj spokój, nigdzie nie
poleciałem. Rokita zapomniał, że się ze mną umówił. Na szczęście spotkałem go
na ulicy i tak się dowiedziałem, że wrócił do Polski”.
ROKITA MÓWI, SALA
RYSUJE KWIATKI
Na prośbę o spotkanie, którą wysyłam e-mailem, bo
Rokita nie lubi telefonów komórkowych, kurtuazyjnie odpowiada, że dziękuje za
zainteresowanie, ale wyjeżdża na kilka dni z Krakowa. Jednak na uczelnianym
planie widzę, że we wtorek ma zajęcia, więc idę.
Na wykład Rokity o
przemianach politycznych Polski po 1989 r. czeka 18 osób, same dziewczyny.
Były polityk idzie zamaszystym krokiem - na głowie nieodłączny kapelusz,
idealnie dobrana ciemniejsza marynarka. Od całości odcina się śnieżnobiała
koszula i krawat. Nie chce się zgodzić, żebym weszła na salę.
Niech pani sobie pisze, co pani chce, ja nie zamierzam w tym
uczestniczyć! - zaperza się, gdy mówię, że chcę posłuchać, co ma do
powiedzenia studentom. Ale w końcu odpuszcza, bo „wykład jest przecież
publiczny”.
Rokita ze swadą
mówi o wprowadzeniu finansowania partii politycznych z budżetu w' 2001 r.
Obiektywnie przedstawia fakty, ale wyczuwa się jego rozczarowanie dzisiejszą
polityką. Przyznaje, że finansowanie partii z budżetu zakończyło okres
„przynoszenia całymi pudłami wykupionych cegiełek przez biznes”, co mogło
tworzyć korupcyjne powiązania. Ale rozpoczęło w' polskiej polityce nową epokę
- partie przekształciły się w wielkie firmy, które dzięki budżetowym pieniądzom
w kampanii robią ludziom wodę z mózgu i w ten sposób wygrywają wybory.
Widać, że Rokita
wciąż ma żal do PO, bo co rusz dostaje się Platformie. Za to, że kiedy doszła
do władzy, porzuciła pomysł likwidacji finansowania partii z budżetu, co było
jednym z jej założycielskich postulatów. I za to, że za PO w Sejmie
przemielono podpisy, które partia Tuska zebrała przed laty pod wnioskiem o
referendum m.in. w tej sprawie.
Ekipy rządzące
Rokita dzieli na transformacyjne (większość rządów obozu Solidarności,
wymienia gabinety Mazowieckiego, Bieleckiego i Buzka) i transakcyjne
(większość rządów SLD i PSL), które nie chciały reform i przebudowy instytucji.
Rokita nie czyta z kartki, sypie anegdotami. Opowiada, jak Włodzimierz
Cimoszewicz, którego - jak podkreśla - bardzo szanuje, był na początku
transformacji przeciwko oddaniu nadzoru nad szkołami samorządom - mówił z sejmowej
trybuny, że żony wójtów', które zostaną dyrektorkami, będą szerzyć analfabetyzm.
Zręcznie unika oceny dzisiejszego rządu PiS, a studentki nie pytają, chociaż
mają przed sobą doświadczonego polityka, uczestnika kluczowych wydarzeń po
1989 r. Pochylone nad zeszytami rysują kwiatki, notują co trzecie zdanie.
Rokita, jak przystało
na konserwatystę, jest wierny dawnym przekonaniom. Powtarza, jak przed laty,
że najważniejsze w państwie są silne instytucje, a po 1989 r. polskie państwo
nie zdołało ich zbudować, dlatego straciło sterowność. Nawet gdy jakiś premier
chce coś zrobić (słynne sformułowanie Rokity o szarpnięciu cuglami nie pada),
to nie ma urzędniczego aparatu, żeby to przeprowadzić. - Państwo straciło
zdolność do projektowania polityki - kończy wykład Rokita. - Czy są jakieś
pytania?
Odpowiedzią jest
cisza.
BEZ KASY NA KOMORNIKA
- Ile studenci rozumieją z pańskich wykładów? -
pytam Rokitę.
- Najwyżej połowę,
ale to i tak byłoby dobrze - odpowiada bez złudzeń.
Zastrzega, że nie
będzie ze mną rozmawiał, bo odkąd odszedł z polityki, nie musi dzielić się swoją
prywatnością. Ale rozmowy nie przerywa, więc idziemy na długi spacer po Starym
Mieście, a z każdym kolejnym krokiem Rokita coraz bardziej się otwiera.
Narzeka, że dzisiaj
w ogóle nie ma polityki rozumianej jako troska o dobro wspólne. Dlatego polityki
mu nie brakuje. Znajomi Rokity mówią, że odkąd przegrał proces z Konradem
Kornatowskim, byłym szefem policji w rządzie PiS, a w PRL prokuratorem - jest w
dramatycznej sytuacji.
Nazwał Kornatowskiego
„nikczemnym” i oskarżył o tuszowanie zbrodni z czasów PRL. Chodziło o śmierć
Tadeusza Wądołowskiego w 1986 roku w komisariacie w Gdyni. Rokita twierdził,
że Wądołowski został śmiertelnie pobity (chociaż stwierdzono zawał serca), a
sprawę zatuszowano. Kornatowski prowadził śledztwo, nie zarzucono mu
niedopełnienia obowiązków. Kornatowski oddał sprawę do sądu. Sąd Apelacyjny w
Warszawie uznał, że Rokita ma zapłacić Kornatowskiemu 20 tys. zł zadośćuczynienia
i przeprosić go w mediach. Ale Rokita oświadczył, że nigdy nie zapłaci, i
słowa dotrzymał. Chociaż cena tego uporu będzie wysoka, bo kwota wraz z
odsetkami przekroczyła już 100 tys. złotych.
Dlatego Rokita
uważa, że nie ma nic gorszego niż samorząd sędziowski. Mówi, że popiera plany
ministra Ziobry, który chce zlikwidować obecną Krajową Radę Sądownictwa i
obsadzić sądy swoimi ludźmi. Nie boi się upolitycznienia sądów, bo - jego
zdaniem - sędziowie są dziś antypisowscy, a gdy Ziobro wprowadzi swoich,
będzie równowaga.
- Rokita ma
poczucie, że państwo, które walczył w opozycji i później służył mu w wolnej
Polsce, go opuściło - opowiada jego bliski znajomy.
- Całe życie byłem
antykomunistą i muszę powiedzieć, że żaden z PRL-owskich oprawców nie ma nad
głową komornika, który chciałby mu zrobić egzekucję, a ja mam - mówi
rozgoryczony Rokita. Komornik zabrał mu już prawie 30 tys. złotych. Rokita
pozamykał konta, wymeldował się z mieszkania. Żyje z tego, co żona zarobi na
wynajmie mieszkań, które odziedziczyła po ojcu w Niemczech. Pisze polityczne
analizy do prasy i jest stałym komentatorem TVN24, za co stacja mu płaci. Ale
najbardziej obawia się, że komornik zabierze mu książki, które kocha. Znajomi
mówią, że to chichot historii - Rokita, który walczył o wolną Polskę, musi
teraz płacić zadośćuczynienie PRL-owskiemu prokuratorowi.
Jankowi zrobiono
wielką krzywdę, że w sprawie wyroku i komornika został sam. Myślę, że jako
obywatele powinniśmy wyrazić zdecydowany sprzeciw wobec bezdusznego
traktowania człowieka tak zasłużonego dla tego kraju - mówi ks. Andrzej
Augustyński. Uważa, że taki gest sprzeciwu jest ważniejszy od zbiórki
pieniędzy dla Rokity, które pomogłyby mu rozwiązać jego problemy finansowe.
ROKITA NIE CHCE Z PIS
Znajomi próbowali pomóc Rokicie, ale wyciągniętą
dłoń odrzucał. Prezydencki minister Wojciech Kolarski, niegdyś współpracownik
Rokity, proponował mu współpracę z prezydentem Andrzejem Dudą. Miał zasiadać w
Narodowej Radzie Rozwoju przy prezydencie, ale odmówił. Wicepremier Jarosław
Gowin namówił szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, żeby zrobił Rokitę ambasadorem
Polski we Włoszech, ale ten długo nie mógł się zdecydować, w końcu sprawa
upadła.
Gowin tyle razy
dostał od Rokity czarną polewkę, że się poddał - opowiada krakowski polityk.
Rokita nie chce potwierdzić, czy miał propozycje współpracy z obozem PiS. Ale
- jak mówi - nie wyobraża sobie, że miałby zaczynać dzień od zastanawiania się,
komu i czym dzisiaj przyłożyć.
Gdybym miał 30 lat,
to może bym się odnalazł w tej plemiennej wojnie. Ale dobiegam
sześćdziesiątki, więc wolę wstać rano i poczytać Rilkego - zapewnia.
Ksiądz Augustyński:
- On nie pasuje ani do PiS, ani do PO. Gdyby teraz wszedł na sejmową mównicę i
zobaczył te zwaśnione plemiona, zajęte szukaniem kamieni do obrzucania nimi
sondażowych rywali, po 15 minutach poszedłby słuchać Beethovena. Albo do dzieci
z Siemachy.
Część moich
rozmówców uważa, że Rokita stracił motywację, by podejmować się dodatkowego
zatrudnienia, bo tak większość pensji zabierze mu komornik. Z pracy w
Ignatianum dostaje niewiele ponad tysiąc złotych miesięcznie, resztę zajmuje
komornik. Wystąpił za to z pozwem o pół miliona złotych odszkodowania za pół
roku internowania w PRL. Liczy, że dzięki tym pieniądzom spłaci Kornatowskiego.
Ale w środowisku opozycji demokratycznej sprawa budzi kontrowersje.
- Wtedy nikt nie
przekładał swojej działalności na złotówki. Zycie nam oddawało z nawiązką -
zawiązały się przyjaźnie, które przetrwały do dziś, powstała Solidarność, była
wspólnota - mówi Bogusław Sonik.
Ksiądz Augustyński
przyznaje, że w ostatnim czasie Rokita rzadziej bywa w stowarzyszeniu Siemacha.
Częściej przychodzi jego żona Nelly. Ona sama politycznej kariery nie zrobiła,
chociaż kiedyś suszyła Rokicie głowę, żeby pomógł jej rozpocząć działalność
publiczną. On nie traktował tego poważnie, więc Nelly sama zgłosiła się do
PiS, grzebiąc jego polityczną karierę. Po romansie z partią Kaczyńskiego
przygoda Nelly Rokity z polityką się skończyła. Teraz jako wolontariuszka uczy
angielskiego w domu dziecka w Odporyszowie, jednej z placówek Siemachy.
Ale Rokita jest
bardzo wyczulony na publiczne wypowiedzi Nelly. Gdy jeden ze znajomych pokazał
mu, że jego żona w tabloidzie opowiada o tym, jak przed laty wygrała walkę z
rakiem i że pomogły jej wiara w Boga oraz joga, wyrwał mu z ręki gazetę i
pognał do domu. Jednak w Krakowie nikt nie ma złudzeń, że Rokita może mieć
wpływ' na Nelly, która jest, można powiedzieć, człowiekiem osobnym. Zupełnie
tak jak on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz