środa, 27 czerwca 2018

Antypolonizm i polakożerstwo



Polska wstała z kolan i zagroziła możnym tego świata. Dlatego stała się celem ataku Rosji, eurobiurokratów, lewactwa i części Żydów. To coraz głośniejszy przekaz zaplecza medialnego PiS.

Gdyby kierować się okładkami i tekstami prawicowych tygodni­ków, to za słowo roku już w czerwcu należało­by uznać „antypolonizm”. „Atak na Pol­skę. Jak powstrzymać tę brutalną na­wałnicę” - martwił się w lutym tygodnik „Do Rzeczy”, opatrując okładkę gwiaz­dą Dawida, żeby czytelnicy nie mieli wątpliwości co do pochodzenia tej na­wałnicy. „Antypolonizm jak antysemi­tyzm” - to już majowe „Sieci” Z okładko­wym komunikatem tyleż histerycznym, co rozwlekłym: „Znów musimy bronić Polski. Kampania oszczerstw wobec naszej ojczyzny ma na celu wypchnięcie nas z Unii i NATO, a także wyłudzenie miliardowych nienależnych odszkodo­wań. To śmiertelnie poważne zagroże­nie”. Towarzyszy temu grafika trudna do pojęcia, a co dopiero opisania: znany z polskiego godła orzeł osłania się tarczą zdobną rysunkiem pomnika katyńskiego z Jersey City (polski żołnierz z bagnetem wbitym w plecy), a nieznani sprawcy strzelają do niego z łuku. Do kompletu „Gazeta Polska” z początku maja i wstępniak jej naczelnego Tomasza Sakiewicza pod tytułem „Dlaczego Polska jest celem ataku”. A bliski PiS specjalista od wize­runku Marek Kochan zaproponował nawet, żeby „szybko zbudować muzeum Polokaustu” - by całemu światu pokazać, że Polacy cierpieli w czasie wojny nie mniej niż Żydzi.
    „Antypolonizm” na dobre rozgo­ścił się w prawicowych salonach. Ale co to właściwie jest? Według Wikipedii to „wszelkie uprzedzenia i postawy wrogości wobec Polaków”, Termin wskazuje na pokrewieństwo z antyse­mityzmem. Precyzyjniejszej definicji antypolonizmu nie ma, a dzięki tej nie­określoności można za przejaw anty­polonizmu uznać wszystko. To taki po­jemny worek, do którego da się wrzucić zarówno reakcje na ustawę o IPN, jak i działania Komisji Europejskiej w spra­wie sądów czy wzmianki o „polskich obozach śmierci” w zagranicznej prasie.
   Grzegorz Górny w obszernym tekście „Polska na celowniku” w „Sieciach” pi­sze tak: „Ostatnio Polacy stali się celem nieustannych ataków w światowych mediach. Oskarżany jest cały naród.
O współsprawstwo w Holokauście”. Sakiewicz: „Ostrze ataków musiało uderzyć w Polskę, a jednym z ważnych celów jest prowokowanie i zohydzanie w oczach świata naszego narodu”.
   Termin „antypolonizm” - nowoczesny odpowiednik „polakożerstwa” - wege­tował sobie przez lata na rubieżach pol­szczyzny, sporadycznie przebijając się do mediów i polityki. Dlaczego akurat teraz robi taką karierę? Powodów jest aż nadto.

Wspólnota i jej wrogowie
Pogląd, że Polacy są ofiarą antypoloni­zmu, znakomicie służy budowie specy­ficznej wspólnoty. Wspólnoty, do której przynależność nie wymaga żadnych szczególnych cnót, wystarczy poczu­cie bycia atakowanym przez potężnych wrogów. A jest ich legion. Część wylicza Sakiewicz - to Moskwa, światowe lewac­two, Berlin i amerykańscy demokraci, Zdaniem naczelnego „Gazety Polskiej” Rosja wykorzystuje przeciw Polsce swoje wpływy w „środowiskach nacjo­nalistów ukraińskich, niektórych śro­dowiskach żydowskich w Izraelu i USA, a także w Unii”. Wrogowie Polski czasem działają w pojedynkę, czasem zawiązu­ją egzotyczne sojusze: „W przypadku USA zarówno lewactwo, jak i Rosjanie za podstawowy cel uznali skłócenie nas z Żydami”.
   Ataki tak potężnych sił dają przyjemne poczucie mocarstwowości; twoi wrogo­wie świadczą przecież o tobie. Polska pod rządami PiS wstała z kolan, wybiła się na niepodległość i stała się groźna dla złych i możnych tego świata.
   Polska Jarosława Kaczyńskiego jest strażnikiem wartości oraz tradycji, o których zgniły Zachód chciałby zapo­mnieć. Pisze Sakiewicz: „Niebezpieczna dla lewactwa iskra wyszła z Polski i już realnie zmienia świat. Polska pokojowa rewolucja kończy trwający pięćdziesiąt lat postęp politycznej poprawności”. Pu­blicysta posuwa się nawet do stwierdze­nia, że to dzięki Polakom w USA wygrał Donald Trump - „i żarty się skończyły”.
   Górny widzi sytuację podobnie; „Jest więcej krajów, którym nie podoba się kurs obrany przez eurobiurokratów w Brukseli, ale Polska jest największym i najludniejszym z nich. Jeśli jej opór zo­stanie złamany, to łatwiej będzie zmusić do uległości innych”.
   Antypolonizm w tej optyce legitymi­zuje zatem rolę Polski jako lidera Euro­py Środkowej. Pobrzmiewają w tym echa romantycznych i jeszcze starszych idei Polski jako Chrystusa narodów i przed­murza chrześcijaństwa. Jak pisze Górny: „Polacy sprzeciwiają się modelowi unij­nego superpaństwa, ideologii multi-kulti oraz stałemu napływowi muzułmań­skich imigrantów, ponieważ uważają, że zagraża to tożsamości kulturowej kontynentu. Są też w Europie narodem najbardziej przywiązanym do religii chrześcijańskiej i normalnej rodziny. Dlatego zachodnie elity tak chętnie przy­łączają się do ataków na nas i tak rzadko nas bronią”.

Antypolonizm w służbie PiS
Wprowadzenie pojęcia antypoloni­zmu służy też rzecz jasna bieżącej po­lityce obozu rządzącego - uodpornie­niu go na ataki z zewnątrz i mobilizacji elektoratu wokół obrony Polski przed wrogiem zewnętrznym i spiskującą z nim opozycją.
   Anonimowy bloger MaSZ z salonu24 tak zachęca do szermowania słowami „antypolonizm” i „Polokaust”; „Używaj­my tych terminów także do celów czysto politycznych dla dobra kraju. Jeśli dusze pomordowanych na nas patrzą, bez wąt­pienia nie byliby oni przeciw”.
   Niemal każdą wizerunkową katastrofę w relacjach z innymi państwami można przecież usprawiedliwić antypolonizmem. To nie my jesteśmy winni, winni są inni; atakowali nas w przeszłości i atakują teraz, nie mogąc ścierpieć przeja­wów naszej suwerenności.
   Z tego punktu widzenia styczniowa nowelizacja ustawy o IPN, która prze­widuje karę więzienia dla tych, którzy „wbrew faktom” przypisują narodowi polskiemu współudział w Holokauście, nie jest obrażającym rozum bublem prawnym, lecz narzędziem przywraca­nia sprawiedliwości i zerwaniem z uprawianą w III RP „pedagogiką wstydu”.
W pisowskiej polityce historycznej nie ma miejsca na Jedwabne (nie przypad­kiem minister edukacji Anna Zalewska w rozmowie z Moniką Olejnik nie była w stanie przyznać, że to Polacy byli sprawcami masakry), na inne pogro­my, na współpracę granatowej policji z Niemcami; można ewentualnie mówić o garstce szmalcowników, marginesie społecznym itp.
   Naród jako całość wyszedł natomiast z okupacji bez skazy - Żegota, Sprawie­dliwi, konspiracja itd. Historyk z IPN Grzegorz Panfil (skądinąd specjalista od średniowiecznej heraldyki, a nie dru­giej wojny) pisał w dodatku edukacyj­nym „Gazety Polskiej”, że „Spontanicz­na, chrześcijańska i sąsiedzka pomoc udzielana Żydom była powszechna”.
   Ustawa chroniąca taką wizję histo­rii Polski wzbudziła protesty w Izraelu i USA, nierzadko zresztą równie niemą­dre jak te przepisy; reakcją na radyka­lizm jest radykalizm. Dla PiS wszystkie wypowiedzi o „polskich obozach śmier­ci” były zresztą paradoksalnie korzystne, bo przyćmiły racjonalne głosy sprzeci­wu wobec ustawy; a wszystkie razem zostały wrzucone do worka z napisem antypolonizm. „Mamy rację, nie boimy się o tym mówić i dlatego jesteśmy wście­kle i niesprawiedliwie atakowani” - o ileż to piękniej i godniej brzmi niż „przyję­liśmy głupią ustawę i wystawiliśmy Się na pośmiewisko”.
   Ale pod antypolonizm z łatwością można przecież podciągnąć także działania Komisji Europejskiej przeciw polskiemu rządowi za zmiany w są­downictwie czy zbiorczo całą zachod­nią krytykę władzy PiS. Unijną twarzą antypolonizmu stał się bez dwóch zdań holenderski wiceszef Komisji Frans Tim­mermans. Gdy w 2017 r. „Gazeta Wybor­cza” (skądinąd też oczywiście antypol­ska) przyznała mu tytuł Człowieka Roku, felietonista „Gazety Polskiej” Witold Gadowski komentował, że „Przyznano nagrodę wrogowi Polski” i „Antypolacy się fetują”. Idealnym „antypolakiem” jest rzecz jasna George Soros, bo nie dość, że promuje „społeczeństwo otwar­te”, to jeszcze jest bogaty i ma żydow­skie pochodzenie.
   Autorzy posługujący się pojęciem an­typolonizmu Stawiają przy tym znak równości między „postawą wrogości wobec Polaków” a „wrogością wobec polskiego rządu”. Wytykanie niemądrej ustawy o IPN czy procedura sankcyjna za naruszenie zasad praworządności stają się działaniami po prostu anty­polskimi, wynikającymi z zadawnionej niechęci wobec Polski i Polaków. Dzię­ki temu z antypolonizmu można zrobić młot na opozycję. PO czy Nowoczesna, przyłączając się do zagranicznej krytyki polskich władz, dopuszczają się zatem zdrady państwa jako takiego; stąd epite­ty typu „targowica”. Opozycja przestaje być reprezentantem narodu, a staje się rzecznikiem sił antypolskich.
   Warto zauważyć, że Grzegorz Schetyna w jakiejś mierze poddaje się temu szan­tażowi ze strony PiS: PO wstrzymała się od głosu, gdy Sejm przyjmował ustawę o IPN, a linia Platformy w sprawie proce­dury sankcyjnej jest niekonsekwentna.
   Za wrogów polskości prawica uznaje także artystów, którzy prezentują wizję historii niezgodną z obowiązującą poli­tyką historyczną. Pod ostrzałem znaleźli się pisarka Olga Tokarczuk (za stwier­dzenie, że Polacy mordowali Żydów) czy reżyserzy Władysław Pasikowski (za „Pokłosie”, film nawiązujący do po­gromu w Jedwabnem) i Paweł Pawlikow­ski (za „Idę”, oscarowy film z wątkiem Polaka zabijającego żydowską rodzinę w czasie okupacji).
   Z domniemanego istnienia antypo­lonizmu rządzący wywodzą poza tym szczególny status Polski i Polaków jako narodu ofiar. Skoro nasze cierpienie było równe cierpieniu Żydów i skoro dziś na­dal jesteśmy atakowani, to należą nam się szczególne prawa - w szczególności możemy żądać reparacji wojennych od Niemiec. Przy okazji walki z anty- polonizmem pożywić się mogą także liczni krewni i znajomi królika, uloko­wani choćby w dysponującej wielomi­lionowym budżetem Polskiej Funda­cji Narodowej.
   Popularność antypolonizmu chyba nieprzypadkowo zbiega się przy tym z zejściem na drugi plan mitu smoleń­skiego i osłabieniem w PiS Antoniego Macierewicza. Antypolonizm zapewnia wszystko to, co teorie o zamachu na Le­cha Kaczyńskiego - polskie cierpienie, potężnych wrogów, spiskującą opo­zycję - a jest nieporównanie bardziej uniwersalny i zdecydowanie mniej zu­żyty. No i nie łączy się personalnie z Ma­cierewiczem, którego kolejne raporty mają coraz mniej zwolenników nawet w samym PiS.
   Jeśli ideologom PiS uda się zaszcze­pić zwolennikom tej partii przekonanie o istnieniu antypolonizmu, to może on stać się paliwem wyborczym na lata. Z mitem trudno walczyć, zwłaszcza że podtrzymywać może go dowolne w zasadzie wydarzenie. Dowodem jest histeria po próbie przeniesienia przez burmistrza Jersey City - niewielkiego miasta pod Nowym Jorkiem - pomni­ka katyńskiego. W marginalną spra­wę zaangażowało się państwo polskie i prawicowe media, łącznie z telewizją publiczną. Steven Fulop - tak nazywa się burmistrz Jersey City - z miejsca stał się szwarccharakterem polskiej prawicy. „Sieci” przypomniały jego żydowskie po­chodzenie i nazwały go „pupilem ame­rykańskiej lewicy i środowisk LGBT”. A Sakiewicz analizował: „Zachowanie burmistrza nie jest więc tylko wściekłym antypolskim gestem, ale być może prze­myślaną zagrywką polityczną”.
   Opozycja nie dysponuje żadnym po­równywalnie silnym kontrmitem. Nie umie czy nie chce podsycać tego typu emocji; poparcie dla Unii Europejskiej jest w Polsce wysokie, ale raczej letnie.

Igranie z ogniem
Podgrzewanie nastrojów społecznych wokół rzekomej fali antypolonizmu na świecie może mieć fatalne konse­kwencje, nie tylko dla relacji polsko-ży­dowskich. Publicysta „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz piszący o Żydach - przeciw­nikach ustawy o IPN - per „parchy” nie został wyrzucony z redakcji; z pracy od­szedł zaś wicenaczelny Andrzej Horubała, który przeciw temu określeniu chciał zaprotestować. Antysemityzmu wystrze­gają się autorzy „Gazety Polskiej” czy „Sieci” ale ich przestrogi przed żądania­mi odszkodowań od spadkobierców ży­dowskich ofiar wojny budzą antysemickie demony na forach internetowych.
   Trudno też nie zauważyć, że karmiący się antypolonizmem autorzy większość wrogów widzą na Zachodzie, Rosja wy­stępuje rzadziej i nie jest tak piętnowa­na jak „lewactwo” czy „euro biurokraci”. „Antypolonizm” Zachodu wydaje się dla PiS bardziej politycznie przydatny, bo paradoksalnie to z Zachodem, a nie Rosją PiS toczy kulturową i ustrojową wojnę. A przekonywanie Polaków, że w Unii gnieżdżą się głównie wrogowie Polski, któregoś dnia może się skończyć bardzo nieszczęśliwie.
Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz