niedziela, 17 czerwca 2018

Od Pięty do kolana



Ostatnio tabloidy i internet żywiły się romansem posła Pięty i kolanem prezesa. Te sensacyjne historie łączy prawdziwe pytanie: co wiemy, a co powinniśmy wiedzieć o ludziach, którzy urządzają nam kraj?

Cytaty ze Stanisława Pięty o „po­trzebie głaskania po ciążowym brzuchu”, o „budowie idealnej do rodzenia sześciorga” jesz­cze długo będą mu pamięta­ne. W Bielsku-Białej opowiada się o nim wierszem, że „poległ na d...”, w internecie krążą kolejne wersje fake newsów o za­granicznych mediach zajmujących się konserwatywnym polskim politykiem. Jednak zza historii, tak chętnie mielonej przez tabloidy i sieć, wyłoniły się poważ­niejsze pytania. Co bowiem możemy zro­bić, jeśli „król jest nagi”? Kiedy polityk nie nadaje się do reprezentowania wyborców - i co wtedy? Co wolno nam o nim wiedzieć?
O co pytać? I jak pytać, i mówić - kiedy on nie chce, żeby mówić?
   Prócz posła Pięty i jego romansowego blamażu mamy innych, ważniejszych polityków - i inne, poważne wątpliwości dotyczące kompetencji do sprawowania władzy Niezałatwione sprawy życiowe, nałogi, problemy rodzinne, które przestają być ich prywatnymi sprawami, stabilność psychiczna, choroby...

Pięta dla swojej partii był cenny. W konkluzjach poświęconym to imi­grantom, to osobom homoseksualnym, to wszelkim wrogom ojczyzny podrzucał sformułowania, które kto inny wstydziłby się wypowiedzieć. A chwytało, bo nic tak nie rezonuje jak przekazy proste, najlepiej prostackie. Długo więc retoryczna specy­fika Stanisława Pięty uchodziła za zaletę, a poseł zdobywał kolejne sprawności po­lityczne - aż po komisję służb specjalnych oraz komisję do spraw Amber Gold. Ranga posła rosła.
   Ujawnienie romansu obnażyło na po­czątek jego hipokryzję. Bo co warte jest fotografowanie się z biskupami albo krzyki z mównicy, by Ryszard Petru prze­prosił żonę, jeśli samozwańczy autorytet moralny w tym czasie obwozi kochankę po hotelach za publiczne pieniądze? Jed­nak ujawnienie korespondencji Stanisła­wa Pięty pokazało też rzecz ważniejszą: posłowi brak nie tylko finezji miłosnej. Czytając, co pisał do Izabeli Pek, trudno nie odnieść wrażenia, że brak mu również trzeźwego oglądu rzeczywistości. Weźmy fragment, w którym dzieli się z koleżanką pomysłem na rozwiązanie problemów terroryzmu w Europie. A więc: zawrzeć umowę z Namibią albo Mozambikiem, założyć tam wioskę dla przesiedleńców, otoczyć Europę kordonem, przeczesać pewnego dnia w ramach akcji, wyłapać wszystkich podejrzanych i mogących mieć związki, decyzją specjalnego sądu wojskowego skierować ich do wioski w Namibii albo Mozambiku, uprzednio zapakowawszy na statek-więzienie. Poseł sprawdził, w obu wzmiankowanych pań­stwach są porty. Autorem „planu” jest nie dziesięciolatek, ale członek komisji służb specjalnych, który twierdzi, że nie sposób znaleźć w jego dziele słabych stron. I wy­syła je koleżance za pomocą Messengera, żeby się pochwalić...
   Próby podobnego stylu myślenia poseł dawał od lat. Dziecko z gwałtu? Urodzić. A co ze stanem psychicznym kobiety? To jasne, musi urodzić dla swojego dobra. Broń palna? Jej powszechna dostępność (w każdym domu) to jedyny sposób, aby uczynić bezpiecznym nasz kochany kraj. Postrzelenia? To się nie zdarza w porząd­nych rodzinach, a tylko w patologii. Długo by cytować. W Internecie od lat krążą do­kumenty, wedle których SB zrezygnowało z prób pozyskania Pięty m.in. z racji na po­ziom intelektu, jednak w oficjalnym nurcie owe wątki odnotowywano powściągliwie. W końcu - materiały esbeckie, a poseł wybrany został w głosowaniu. I tak to się toczyło aż do afery z romansem. Bo ro­mans pokazał nie tylko niezgodność słów Pięty z czynami, ale zwrócił uwagę w ogó­le na Piętę, na wymiar tej postaci i fakt, że okazuje się ona dla obozu władzy cał­kiem poważną figurą.
   Koledzy z partii próbowali chronić po­sła. Łatwo podchwycili wątki z prawico­wych mediów, jakoby kochanka działała na zlecenie izraelskiego wywiadu - jakby fakt, że polujący może okazać się (skrajnie naiwną) zwierzyną, cokolwiek w tej spra­wie zmieniał. Aż ze szpitala odezwał się sam prezes PiS Jarosław Kaczyński i kazał nie tylko wycofać Piętę z komisji służb spe­cjalnych i Amber Gold, ale i zawiesić w pra­wach członka partii i klubu. Wykonano.

W oficjalnych przekazach na temat odwołania posła Pięty powtarzał się wątek troski prezesa o standardy moralne. Nic natomiast nie było o samym prezesie, który od ponad miesiąca tkwił w szpitalu, na oddziale chorób wewnętrznych.
   O ile specyficzne uwarunkowania posła Stanisława Pięty nie są tajemnicą, o tyle stan zdrowia człowieka, który de facto rzą­dzi Polską, to wielka niewiadoma. Przecią­gające się problemy zaczęły się w marcu, od nieobecności Kaczyńskiego na exposć nowego ministra spraw zagranicznych, a potem wystąpieniu Beaty Szydło. Oficjal­ne komunikaty zmieniały się: lekkie prze­ziębienie, alergia. Prezes znikał, a my kolej­no przerabialiśmy plotki o sercu, chorobie nowotworowej, białaczce, nawet parkinsonie. W doniesieniach przewijała się też wieść o cukrzycy. I żadnych konkretów.
   Według oficjalnego komunikatu pre­zes w maju przechodził jedynie operację kolana. Wcześniej, gdy rekonstruowano rząd PiS, politycy tej partii informowali o rzekomych wynikach szczegółowych badań, jakim poddał się prezes, i które wypadły bardzo dobrze, jednak nigdy nie zostały publicznie omówione. Bo i dla­czego? - pytali politycy. Nie ma przepisów pozwalających komukolwiek oficjalnie się o taką wiedzę upominać. Sam Kaczyński, opuszczając w czerwcu szpital, podzię­kował zgromadzonym pod budynkiem dziennikarzom za „tak szczególne zainte­resowanie skromnym posłem”.
   Gdyby Jarosław Kaczyński był prezyden­tem Polski, zapisana w ustawie rezygnacja z urzędu z powodów zdrowotnych dawa­łaby wyborcom podstawę, by pytać o jego stan zdrowia. W przypadku posła decyzja o ujawnieniu czegokolwiek należy tylko do niego. Nawet jeśli ludzie chcieliby wie­dzieć. A chcieliby. Z niedawnego sondażu SW Research dla serwisu rp.pl wiadomo, że niemal połowa uważa, że stan zdrowia prezesa PiS nie może być tajemnicą. Ale też ponad jedna czwarta jest przeciwnego zdania: lata edukowania społeczeństwa zrobiły swoje, Polakom nie brakuje świa­domości, czym jest prawo do poszanowa­nia intymności.
   Polskie sądy zwykle szeroko rozumieją prawo do ochrony prywatności. Jednak orzecznictwo Trybunału w Strasburgu jest w tej kwestii inne. - Trybunat szeroko pojmuje wolność wypowiedzi, ale raczej ogranicza penalizację nadużycia, wskazu­jąc jako właściwą drogę cywilną - mówi adw. Monika Gąsiorowska, prowadząca wiele spraw przed Trybunałem w Strasbur­gu. - Upubliczniać można ważne informa­cje, które pozostają w związku z pełnioną przez człowieka funkcją. Czy stan zdrowia pozostaje w związku z pełnioną funkcją? Z pewnością tak.
   Można by więc zaryzykować nawet przegrany w Polsce proces, z założeniem, że trzeba będzie bronić swoich racji w Strasburgu. Tyle że wielu byłoby prze­granych. Medycy zajmujący się pacjentem politykiem, jak w każdym innym przypad­ku, są związani tajemnicą lekarską. Za jej naruszenie mogą utracić prawo do wy­konywania zawodu. Że politycy nie mają skrupułów, by domagać się wszelkich konsekwencji wobec ludzi, którzy zaszli im za skórę, nieraz się przekonywaliśmy. Będących blisko zwykle jest niewielu, gdy­by wyciekły wyniki szczegółowych badań, nietrudno byłoby znaleźć winnego. Jego los należałoby dopisać do rachunku.
   Dlatego trudno się dziwić, że oficjalnym kolportażem (rzekomych) wieści o stanie zdrowia prezesa zajmował się dotychczas jedynie Zbigniew Stonoga. Bloger, w które­go przypadku też można żywić wątpliwości, czy jego ogląd rzeczywistości jest trzeźwy.

Tabu jeszcze rośnie, gdy idzie o szcze­gólną kategorię zdrowia: psychikę. Utarło się, że tu wszelkie pytania, sugestie są w złym tonie. Gdy w 2009 r. z propozycją poddawania polityków obowiązkowym badaniom psychiatrycznym wystąpił ów­czesny rzecznik praw obywatelskich Ja­nusz Kochanowski związany ze środowiskiem PiS, inicjatywa została powszechnie skrytykowana. Nigdzie w Europie nie stosuje się podobnych rozwiązań - mówio­no, dodając, że trudno powiedzieć, jakie kryteria należałoby zastosować. Listę cho­rób? Ale których? Przypadek przypadkowi nierówny. Co jest zresztą prawdą: nawet w samej psychiatrii odeszło się już od po­jęcia „normy”, której określić nie sposób, w kierunku „tych zaburzeń, które w da­nym momencie uniemożliwiają jednostce funkcjonowanie”. Poseł Stefan Niesiołow­ski nazwał pomysł RPO wręcz zamachem na demokrację. W podobnym tonie stor­pedowano projekt ustawy o obowiązko­wych badaniach psychiatrycznych, zgło­szony przez Janusza Palikota, traktując go jedynie jako element rozgrywek z ówcze­snym prezydentem Lechem Kaczyńskim.
   Gdy w 2017 r. były premier Roman Gier­tych publicznie zażądał badań psychia­trycznych od ówczesnego ministra obro­ny narodowej Antoniego Macierewicza, chciał je opłacić, by „tą metodą minister dowiódł sceptykom, że jego zdrowie jest w najlepszym porządku”, w głównym nur­cie znów potraktowano propozycję jako sarkazm. Nawet jeśli Antoni Macierewicz był jedynym ministrem obrony narodo­wej, któremu w długiej karierze cofnięto prawdo dostępu do tajemnic niejawnych wielu dokumentów, m.in. NATO, a Polska przegrywała proces za procesem w wyni­ku niefrasobliwości, z jaką Macierewicz ujawnił, przetłumaczoną zaraz na rosyjski, listę czynnych i byłych polskich agentów na świecie. Powodem zabrania Macierewi­czowi dostępu do informacji niejawmych było nieustanne wynoszenie przez posła dokumentów. O odcięcie go od tajem­nic zawnioskował kontrwywiad. Sprawa utknęła w procedurach.
   A tymczasem Antoni Macierewicz, cie­szący się poparciem Radia Maryja, zaczął, a potem przestał być ministrem obro­ny narodowej. Z dorobkiem: drastyczne osłabienie rangi Polski w NATO, załama­nie współpracy z Niemcami, wieloletnia, przeciągająca się roszada kadrowa, nowa generalicja po przyspieszonych kursach, brak realizacji kluczowych dla obronności zakupów, kłopoty nawet na poziomie za­mówienia mundurów.

Paradoks tkwi w tym, że powinniśmy się cieszyć. W sensie mentalnym w kilka dekad udało się sporo zbudować: szacunek dla intymności, prywatności, przyznawa­ne innym prawo do bycia innym - do funkcjonowania wysoko w strukturach społe­czeństwa pomimo własnych ograniczeń, wad, chorób. Zgodnie z zasadą, że dopiero wielość perspektyw i doświadczeń składa się na dobry i sprawiedliwy system.
   Pytanie, co jednak z tego myślenia na­prawdę zafunkcjonowało, a co - przeciw­nie - szkodzi nam, bo służy jedynie za na­rzędzie cenzorskie, ładnie i nowocześnie przebrane? Mówimy: szacunek, a w prak­tyce idzie o pretekst, jakiego się używa, by lud nie wtykał nosa. Być może sami zapędziliśmy się w kozi róg. I czas powie­dzieć sobie, że jednak mamy prawo pytać.
Za mówieniem, że król jest nagi, nie idzie ani zniesławienie, ani nadużycie. Jak to przekuć na konkret? Może po prostu - po trochu i powoli. Uważnie i pamiętając o kontekście. Osobno w każdej kategorii: zdrowia, życia prywatnego i intymności. Uczciwości, Szeroko pojętej psychicz­nej normy.
   Zacznijmy od zdrowia. Tu nie powinno być sporu. Posłowie jako jedyna kategoria pracowników nie są poddawani badaniom okresowym. W każdym innym zawodzie, na każdym innym stanowisku stan zdro­wia, który nie pozwala na sprawowanie funkcji, powoduje odsunięcie od jej peł­nienia. Dlaczego tego samego mecha­nizmu nie zastosować wobec posłów? Z tą poprawką, że ani niepełnosprawność, ani wiele przewlekłych chorób nie wyklu­czają sprawowania mandatu - przeciwnie, w przypadku posła mogą być jego dodatko­wą kompetencją; rzecz we wspomnianym indywidualnym doświadczeniu i oglądzie. Dlaczego, na wniosek wyborców, wskaza­na przez nich osoba nie miałaby przed­kładać zaświadczenia o stanie swojego zdrowia, skoro każdy pracodawca może żądać podobnych dokumentów od swo­jego pracownika?
   Badań psychiatrycznych u pracowników się nie przeprowadza. Być może tę samą
zasadę należałoby stosować do posłów. Czym innym są jednak testy psychologicz­ne dla osób sprawujących newralgiczne funkcje. Skoro policjanci, wojskowi są im poddawani, to dlaczego nie ich zwierzch­nicy - ministrowie obrony narodowej?
   Osobną kwestią pozostaje wiarygod­ność zaświadczeń. Politycy nigdy nie chcieli dzielić się wiedzą o swoich cho­robach. Począwszy od prezydenta USA Johna Kennedy’ego, którego lekarz ma­nipulował przekazem do mediów tak, by z oczywistych danych o chorobie Ad- disona u prezydenta sklecić komunikat, że Kennedy jest zdrowy; przez lekarza ED. Roosevelta, który umarł w wyniku powikłań różnych chorób w kilka miesię­cy po ostatnim oficjalnym komunikacie o jego idealnym zdrowiu; po zakłamujących swój stan Franęois Mitterranda czy Francisa Wilsona, który zmarł na raka, ja­kiego oficjalnie nie miał. Być może w tej kwestii jesteśmy jednak w fazie zmiany. Są jednak przykłady pokazujące, że się da. Theresa May otwarcie mówiła o swojej cukrzycy typu 1. - i akurat choroba w ni­czym jej nie uwłaczała. Publiczność BBC zapamiętała też poruszającą szczerość Gordona Browna, który funkcję premiera Wielkiej Brytanii pełnił, walcząc o zacho­wanie wzroku. Coś się zmienia na świecie. Mogłoby i u nas.
   W przypadku kolejnej kategorii - życia prywatnego - granice pytań wyznaczają sami posłowie. Jeśli dużo mówią o warto­ściach rodzinnych, oczywistym prawem ich wyborców jest skonfrontować dekla­racje z faktami. Jeśli jednak nie wypowia­dają się w jakichś kwestiach - np. świato­poglądu - nikt nie ma prawa interesować się tym, czy posyłają dziecko do komunii. Idąc tym tropem myślenia, pisanie o wy- jeździe Ryszarda Petru na Maderę uspra­wiedliwiał jedynie kontekst - szczególnej rangi wydarzenia w Sejmie. Za to nic nie usprawiedliwiało publikacji większości fragmentów rozmów polityków w restau­racji Sowa i Przyjaciele.
   Przez Trybunał w Strasburgu przewinę­ło się np. kilka spraw dotyczących księżnej
Monaco, w których, choć clue podobne, wyroki były różne. W jednej sąd uznał, że dziennikarze nie mieli prawa bez zgody księżnej publikować zdjęć z kolacji, skoro, zasuwając firankę w restauracji, dała znak, że chce zachować prywatność. W innym wyroku - przeciwnie, dziennikarze mieli prawo opublikować jej zdjęcia z wyjazdu na narty z komentarzem, że choć dużo mówi o wartościach rodzinnych, to ciężko chorego ojca pozostawiła samego. Podob­nie Trybunał zadecydował w przypadku byłego marszałka polskiego Sejmu, który pozwał dziennikarzy za krytyczne słowa na temat jego kompetencji rodzicielskich. Sprawa była głośna, o ucieczce córki posła powstał film. Polski sąd uznał, że krytyczne uwagi o marszałku jako ojcu naruszają jego dobra osobiste, ale Trybunał w Strasburgu ocenił sprawę inaczej.
   Inną rzeczą jest, że ani ułomności fizycz­ne, ani potknięcia rodzicielskie, ani nawet nałogi, nie dyskwalifikują człowieka jako przedstawiciela innych ludzi. Wiele waż­nych dla życia społecznego postaci miało problem z alkoholem, z którym radziło so­bie lepiej lub gorzej, wiele było rozwodów ponownych związków - i czasem jest to ży­ciowo dobre rozwiązanie. Kłopot pojawia się tam, gdzie owa postać, wybrana przez innych, zaczyna przeceniać swoje możli­wości. A rozdęte ego podpowiada, że zasa­dy są po to, by inni ich przestrzegali, nie oni.

Recepta: przejrzystość plus wyrozu­miałość, plus akceptacja dla inności, w praktyce okazuje się więc trudna. Tak trudna, że nawet nie próbujemy upominać się o swoje. Przymykając oko, że wartości to w polityce głównie sposób budowania fa­sad, rodzaj pawiego ogona, którym uwodzi się wyborców. A kompromitacja to czasowa niedogodność - było, minęło, zapomną. Weźmy posła Adama Hofmana. Wyrzucony z PiS po aferze w Madrycie, kiedy najpierw wyciekły zdjęcia, jak poseł w stanie nie­trzeźwym zwiedza miasto na czworakach, a potem także informacje o oszustwach fi­nansowych. Właśnie został celebrytą. Pro­wadzi program w jednej ze stacji. Zaczął od wywiadu z Antonim Macierewiczem. Który z kolei, według mediów, miał zaprosić do swojej nowej partii Stanisława Piętę.
   To czy ten lub ów poseł odważy się na szczerość w kwestii stanu zdrowia, nie zależy od nas. Podobnie jak dziś niewiele możemy zrobić w sytuacji, gdy ów poseł upiera się, że wydajnie pracuje dla pań­stwa, będąc chorym. Ale nawet jeśli pa­mięć posłów jest krótka - nasza może być dłuższa. Warto ją sobie odświeżać przed kolejnymi wyborami. Internet wszystko pamięta. Pewne symptomy zmiany, buntu przeciw status quo już widać.
Martyna Bunda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz