poniedziałek, 11 czerwca 2018

Patryk przyjaciele



Żaden dresiarz. Syn znanego w mieście urzędnika. Od młodości w partyjnych aparatach. Był już w PiS, PO i Solidarnej Polsce. Pracowity. Bezwzględny dla przeciwników. Łaskawy dla swoich. W kilka lat podporządkował sobie Opole. Teraz Patryk Jaki marzy o czymś większym

Paweł Reszka

Ministerstwo Sprawiedliwości. Drugie piętro. Niemal wpadam na młodego uśmiechniętego blon­dyna, który przechodzi koryta­rzem obok gabinetu wiceministra Jakiego.
   - Pan?
   - Ja, dzień dobry!
   To Marcin Rol, bliski kolega Jakiego, do niedawna wi­ceprezydent Opola. Dzień wcześniej rozmawialiśmy w warszawskiej kawiarni. Gdy pytałem, czym będzie się zaj­mował w stolicy, mówił tajemniczo, że interesuje go „sze­roko pojęty biznes” i że zamierza „również obserwować politykę”. Teraz widać, z jakiej perspektywy będzie prowadził te obserwacje.
   Rol to żywy dowód na to, że przyjaźń z wiceministrem po­płaca. Poznali się w 2010 r. Jaki był radnym Opola, Roi 20-letnim studentem politologii Uniwersytetu Opolskiego.
   - Poszedłem do biura PiS, siedział tam radny Jaki. Powie­działem, że chcę się zaangażować - tłumaczy mi.
   W ramach angażowania się Rol startuje w 2010 r. w wybo­rach samorządowych w Opolu. Dostaje tylko trzy głosy. Zo­staje felietonistą gazetki studenckiej, a potem jej redaktorem naczelnym. Potem wybiera politykę. Jest z Jakim w PiS, po­tem razem odchodzą do Solidarnej Polski.
   - Wszyscy mówią, że nalewał pan piwo w knajpie należącej do ówczesnej narzeczonej, dziś żony wiceministra?
   - Wiem, że tak mówią. Ale ja nigdy nie pracowałem w tym pubie. Rzeczywiście bywałem tam, bo byłem pełnomocni­kiem firmy i reprezentowałem właścicielkę w urzędach. Ale robiłem to społecznie.
   - Nie nalewał pan piwa?
   - Może kiedyś nalałem, wie pan, jak to jest w gastro­nomii. Jak byłem na miejscu, to pomogłem. Chcę pod­kreślić, że to żaden wstyd, wielu młodych ludzi tak dorabia.
   W 2014 roku Rol ciągle jest studentem i znów startuje w lokal­nych wyborach. Dostaje ledwie 236 głosów, ale zostaje radnym. Po dwóch latach z rekomendacji Jakiego jest już wiceprezydentem.
   - Czyli poszedł pan bronić pracy magisterskiej na Uniwersyte­cie Opolskim jako wiceprezydent?
   - Tak, pisałem o tym, jak zmieniały się media po 1989 roku.
   - Dlaczego został pan wiceprezydentem?
   - Dostałem taką propozycję i się zgodziłem.
   - Ale dlaczego pan ją dostał?
   - Może dlatego, że jestem pracowity?
   Ale nie chodziło o pracowitość. Sam prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski mówił wprost: - To człowiek zaufany, element mojej współpracy z Patrykiem Jakim.
   Awanse młodego polityka przekładały się na jego zamożność. Gdy w 2014 roku wchodził do rady miasta, miał ledwie tysiąc zło­tych oszczędności. Zarabiał na umowach-zleceniach i o dzieło, w biurze posła Jakiego i biurze Solidarnej Polski. W sumie rocz­ny dochód wyniósł 38 tysięcy złotych. Po roku wiceprezydentury Marcin Rol był zupełnie gdzie indziej. Oszczędności? 27,3 tys. zł, około 14,5 tys. zł. w akcjach i funduszach. Roczne zarobki wicepre­zydenta to prawie 110 tys. zł. A za zasiadanie w radzie nadzorczej z ramienia skarbu państwa kolejne 50 tys. zł.
   Dlaczego więc zrezygnował? Rol przyznaje, że będzie poma­gał swojemu patronowi w kampanii wyborczej: - Patryk jest za­angażowany, osiąga cele, pracuje na 200 procent, wywiązuje się z obietnic, a do tego jest fajnym człowiekiem.

OŚMIORNICA
Ról nie jest jedyny. Wielu ma powody, by chwalić Jakiego. Wśród opolskich działaczy PiS krąży druk ulotny pod tytułem: „Kadrowa ośmiornica Solidarnej Polski - Patryka Jakiego i pozo­stałych »kolesi« w woj. opolskim”.
   Lokalny przedsiębiorca, sympatyk Prawa i Sprawiedliwości:
   - To taki krzyk rozpaczy PiS-owców, którzy poczuli się totalnie ograni. Wszystko, co złe, idzie na wspólny rachunek prawicy. Pro­fity przeważnie do środowiska Patryka Jakiego.
   Lista jest długa. Są na niej członkowie zarządów i rad nadzor­czych spółek wchodzących w skład Grupy Azoty. Ojciec Patryka Jakiego Ireneusz, który został szefem miejskiej spółki Wodociągi i Kanalizacja. Ludzie z kierownictwa Elektrowni Opole, szefostwo Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zakładów karnych, oddziałów PGNiG.
   Sympatyk PiS: - Jego ludzie wzięli nawet stadninę koni w Prud­niku. Pojawił się zaraz dowcip, że araby będą masowo przechodzi­ły na chrześcijaństwo. Żarty żartami, ale Warszawa myśli, że ma do czynienia z jakimś harcerzykiem, a my wiemy, że to prawdziwy rekin. Ani się obejrzycie, a on zrobi Opole w Warszawie.
   Michał Pylik, działacz Partii Razem, okupował biuro poselskie Jakiego: - On kiedyś był w stowarzyszeniu Stop Korupcji. Ryso­wał z kolegami wykresy mające ilustrować nepotyzm lokalnej władzy. Dziś mógłby zrobić taki wykres o samym sobie.
   Patryk Jaki siedzi w gabinecie wiceministra: soki, kanapki, w tle TVP Info relacjonuje konferencję prasową Rafała Trzaskowskie­go - jego konkurenta w walce o fotel prezydenta Warszawy.
   Pytam go o „kadrową ośmiornicę”. Odpowiada ze spokojem: - Ciągle ktoś produkuje listy, na których są jakoby jacyś moi lu­dzie. To element walki politycznej. Część nazwisk jest dla mnie abstrakcyjna, nie znam ich. Ale nie przeczę, że zbudowałem dru­żynę ludzi, którzy osiągają sukcesy na Opolszczyźnie. To dzięki nim region rozwija się szybko jak nigdy.

DRES
Rozmawiamy z ministrem o jego młodości. - Była nas czwór­ka rodzeństwa - mówi. - Chciałem być piłkarzem, ale zabrakło mi talentu. Co do statusu rodziny - byliśmy przeciętną rodziną, mieszkającą na dużym blokowisku.
   W sieci zrobiło karierę zdjęcie Jakiego w dresie. Wrzucono je, by z niego zakpić, pokazać, że w młodości był blokersem - drob­nym chuliganem. Jaki jest zbyt sprytny, by przepuścić taką okazję. Zaatakował: „Używają tak żałosnych argumentów. Ich zdaniem o Polsce mogą decydować tylko ci, którzy mieszkają w willach” - mówił w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”. Przeciwstawiał swój obraz chłopaka z osiedla, inteligenckiemu Trzaskowskiemu.
   - Większość młodych w latach 90. wychowywała się w blokach, to nic niezwykłego - mówi Zbigniew Kubalańca, szef radnych PO w Opolu, kolega z dawnych lat Jakiego.
   Dziennikarz z Opola: - Ojcowie blokersów rzadko jeżdżą do pracy rządową lancią. A panu Ireneuszowi Jakiemu się to zdarza­ło. Mówiono na niego „kadrowiec”.
   Ojciec Patryka był urzędnikiem w gabinecie Ryszarda Zemba­czyńskiego, wojewody opolskiego od 1990 do 1998 r. Potem pra­cował w miejskiej spółce wodociągowej. Gdy Zembaczyński został w 2002 roku prezydentem miasta, wziął Jakiego seniora na swo­jego doradcę.

POLITYKA
Patryk w politykę zaangażował się jako nastolatek. W 2004 r. był jednym z liderów opolskiego protestu maturzystów. Gdy wyciekły tematy maturalne, kuratorium nakazało powtórze­nie egzaminu. Uczniowie tego nie chcieli.
   Przez miasto idzie 4-tysięczna manifestacja. Jaki przemawia do tłumu. Pół kroku za nim stoi Janusz Kowalski - młody prawnik, li­der stowarzyszenia Młodych Konserwatystów, wówczas radny PiS.
   Kowalski będzie długo mentorem Jakiego. Po latach dzięki swo­jemu politycznemu wychowankowi zostanie wiceprezydentem Opola. Będzie też zasiadał w zarządach spółek skarbu państwa - dziś jest w zarządzie PWPW i radzie KGHM.
   Ale do tego droga daleka. Na razie Jaki idzie na politologię do Wrocławia. A Kowalski wciąga go do polityki. Obaj związani są z PiS, ale odchodzą do konkurencji. W 2006 r. Jaki z list Platfor­my zdobywa mandat radnego. Ma zaledwie 21 lat. W oświadczeniu majątkowym pisze, że jego oszczędności to 6,85 zł. Żyje biednie, przez cały rok zarobił nieco ponad 3 tysiące - na stażu w urzędzie pracy i na umowę-zlecenie w biurze senatorskim.
   Rok później pobiera dietę radnego, pracuje w urzędzie woje­wódzkim, w biurze poselskim i senatorskim, ma też stypendium naukowe na uniwersytecie. Kupuje używane auto i 34-metrowe mieszkanie na kredyt. Zaczyna nieźle żyć z polityki.
   - Pamięta pan Jakiego z tamtych czasów, gdy jak pan był rad­nym PO? - pytam Zbigniewa Kubalańcę.
   - Doskonale.
   - Był ideowym członkiem PO?
   - Raczej koniunkturalnym.
   Wkrótce po wyborach w 2006 r. Patryk Jaki odchodzi z Plat­formy i znów przystaje do PiS.

POSEŁ
Był jednym z najbardziej pracowitych i rozpoznawalnych radnych. Podawał numer komórki, prosił mieszkańców, by do niego dzwonili albo przyjeżdżali do biura: - Mogę też ja dojechać, jestem elastyczny.
   Kubalańca: - Mandaty wyszarpywał z kiepskich miejsc. To nie jest tak, że ktoś mu coś dał. Jeśli coś ma, to sam to wywalczył. Potrafi otoczyć się ludź­mi, którzy dla niego pracują. Widzą w nim lidera.
   Kiepskie miejsca brały się stąd, że liderzy lokalnego PiS nie przepadali za środowi­skiem aktywnych i robiących dobre wyniki wyborcze Młodych Konserwatystów. Gdy Jaki startował po raz drugi do rady miasta, zmieniono mu okręg wyborczy. Mimo to wykręcił najlepszy wynik w całym PiS i zo­stał szefem klubu radnych.
   Ale to nie koniec. W 2011 r. Jaki z listy PiS wystartował do Sejmu. Wbrew ustaleniom przesunięto go na niskie 11. miejsce. Po in­terwencji Zbigniewa Ziobry awansował na 8. Jednak dzięki ciężkiej pracy w kam­panii, ku zaskoczeniu wszystkich, przesko­czył znanych polityków i wszedł do Sejmu.
   - Weryfikacja polityka jest przy urnie wyborczej. A ja mimo niskich miejsc biłem rekordy wyborcze, przeskakując nawet je­dynki na listach. To dowód, że ludzie byli zawsze ze mną - mówi dziś Jaki.

WIKTORIA
Niedługo po wyborach znów dokonuje wolty. Wraz ze Zbi­gniewem Ziobrą i z Jackiem Kurskim opuszczają PiS i odchodzą do Solidarnej Polski. Jaki zostaje rzecznikiem prasowym. Ostry­mi wypowiedziami naraża się wielu działaczom PiS. Pisze np. na Twitterze o „Gazecie Polskiej”: „Wstyd mi, że kiedyś promowałem to plugastwo”.
   Lokalny klub „Gazety Polskiej” będzie Jakiemu wypominał tę wypowiedź przez lata.
   Solidarna Polska szybko traci impet. Jaki przegrywa wybory do europarlamentu. Jego kariera jest na poważnym zakręcie.
   Znajomy Jakiego: - Zbliżały się wybory samorządowe. Patryk, renegat z PiS, dogadał się z Arkadiuszem Wiśniewskim - renega­tem z PO. Oddał mu swoje głosy, obiecał pomoc w kampanii.
   - Za co?
   - Za stołki. Dwóch wiceprezydentów, spółki miejskie, fotele radnych. Wiśniewski szedł na wszystko. Uważał, że nie wygra, więc obiecywał Niderlandy.
   Ale wygrał. A Patryk Jaki zdobył Opole. Jego ludzie zostali wi­ceprezydentami i szefami spółek - jednym z beneficjentów jest Ireneusz Jaki.

PODZIAŁ ŁUPÓW
W tym czasie Solidarna Polska dogaduje się z Jarosławem Ka­czyńskim. Jej działacze startują w wyborach parlamentarnych 2015 r. z list PiS. Nielubiany przez aparat Jaki dostaje w Opolu słabe, trzecie miejsce. Mimo to osiąga niesamowity wynik - bli­sko 30 tysięcy głosów. Zostawia daleko w tyle konkurentów. Sła­womir Kłosowski, opolski baron PiS, otrzymuje ledwie 17 tysięcy.
   Szybko okazuje się, że pozycja Jakiego bę­dzie jeszcze silniejsza. Zbigniew Ziobro zrobi go wiceministrem. W Opolu zaczyna się wy­ścig po łupy wyborcze. Nikt nie bawi się w finezję, chodzi o to, by zgarnąć jak najwięcej.
   Dziennikarz z Opola: - PiS ma wojewo­dę? Jaki musi mieć miejsca w zarządach spółek. Jaki bierze telewizję publiczną? PiS przejmuje radio. Najostrzejsze spory ocie­rały się o Warszawę. Biegali donosić na sie­bie do centrali PiS na Nowogrodzkiej. Tak było, gdy znajomy Jakiego, sołtys Brzezi koło Opola, człowiek bez żadnego doświad­czenia menedżerskiego, został wyzna­czony na dyrektora Elektrowni Opole. Po interwencji PiS w Warszawie zrezygnował.
   Inna głośna historia to wojna o telewi­zję w Opolu. Ryszard Szram, szef klubu „Gazety Polskiej”, napisał w tej sprawie list do wiceprezesa TVP Macieja Staneckiego: „.Rozumiemy, że ambicje posła Jakiego dotyczą przejęcia całkowitej kon­troli nad opolską prawicą, do czego przy­dadzą mu się spolegliwi dziennikarze, jednak pamiętajmy, kto wziął na siebie główny ciężar walki z PO i zwycięstwa w ostatnich wyborach”. Szram apelował o konsul­tacje decyzji personalnych z lokalnym PiS.
   Jednak to Jaki wygrał tę wojnę. Szefem TVP Opole został jego nominat Mateusz Magdziarz - były rzecznik ratusza i reporter lo­kalnego portalu.
   Polityk prawicy: - Oczywiście Jaki ma w PiS swoich sojuszni­ków. Frakcję, z którą trzyma. Czuje się silny, jawnie wchodzi na ich teren.
   - Jak?
   - Zaproponował budowę zakładu karnego w Brzegu pod Opo­lem. Inwestycja warta 500 mln złotych, rozmach, miejsca pracy. PiS-owski burmistrz zgodził się z radością. Dał działki. Co na to wojewódzkie władze PiS? Zaczęły mówić, że potrzebna jest zgoda mieszkańców, że bez niej nie będzie żadnej budowy. Typowa woj­na podjazdowa.
   Całe Opole zastanawia się, kogo Patryk Jaki poprze w wyborach samorządowych. Czy kandydatkę PiS? Czy może dotychczasowe­go prezydenta Wiśniewskiego?
Jest w niezręcznej sytuacji, bo występując przeciw Wiśniew­skiemu, wystąpiłby przeciwko samemu sobie. Jeśli go poprze - wystąpi przeciw partii.
   Ale ma też spory komfort, bo jego poparcie może zdecydować o sukcesie kandydata.
   - Kogo pan poprze? - pytam.
   - Zdecyduję w kampanii. Powiem tyle: uważam, że Opole z moją pomocą odniosło ogromny sukces. Nigdy nie było tak wielkich in­westycji, nigdy nie rozwijało się tak szybko.

DRAPIEŻNIK
Wielu moich rozmówców nie chce mó­wić pod nazwiskiem, inni nie chcą spo­tykać się w ogóle albo w ostatniej chwili odwołują spotkanie.
   - Dlaczego? - pytam znajomego Jakiego.
   - Bo on jest układny wobec silnych. Pod­kreśla, że ma słabszą pozycję, „ma pod gór­kę”, „mainstream go tępi”. Ale gdy uzyska przewagę, robi się bezwzględny.
W rozmowach oprócz lęku widać też fa­scynację. Jaki został Człowiekiem Roku 2017 ważnej w regionie i niezależnej „No­wej Trybuny Opolskiej” „za skuteczny lob­bing w Warszawie na rzecz rozwoju Opola i regionu”.
   - Połowa warszawiaków nie wie, gdzie jest Opole. A on - chłopak stąd - potra­fi walczyć z Trzaskowskim i mu zagrozić.
To jest niesamowite! - mówi opolski po­lityk. Dodaje, że Jaki nie cofnie się przed niczym, by odnieść sukces. W kampanii w 2015 roku organizował na Opolszczyźnie marsze antyislamskie. - Kto u nas widział muzułmanina? Nikt! To było szkodliwe, ale i skuteczne - mówi.
   Na marszach Jaki mówił, że islam to nowa odmiana faszyzmu, że według Koranu kobieta jest podczłowiekiem. Porównywał na­pływ uchodźców i imigrantów do marszu „dziczy”, którą po­wstrzymał Jan III Sobieski.
   Podobnie było przy okazji powiększenia granic Opola o część gminy Dobrzeń Wielki. Idea była logiczna. Chodziło o to, by w gra­nicach miasta znalazła się elektrownia - płacąca potężne podatki do samorządowej kasy.
   - Mała gmina nie miała na co wydawać pieniędzy pochodzących z elektrowni, na którą płacą wszyscy w regionie. Dziś te środki można wykorzystać dla rozwoju całej Opolszczyzny. Czas pokazał, że Dobrzeń też na tym zyskał, a i ludzie zobaczyli, że nie taki dia­beł straszny, jak go malują. Jestem dumy z tego, że byłem katali­zatorem najlepszego w historii okresu, jaki przeżywa teraz Opole - mówi.
   Jednak mieszkańcy mówili twarde „nie”. Organizowali marsze, pikiety, głodówkę. Jaki poczuł, że sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli. Wystąpił w TVP Opole, by zaatakować przeciwni­ków: - Tę całą awanturę organizuje mniejszość niemiecka, ale do­póki ja będę miał na to wpływ, to mniejszość niemiecka nie będzie ustalała granic Rzeczypospolitej Polskiej. Jako polski parlamen­tarzysta nie wtrącam się do tego, jakie granice ma Dusseldorf, a ja­kie granice Monachium i wolałbym, żeby mniejszość niemiecka zachowała się tu wstrzemięźliwie.
   Marcin Gambiec, radny mniejszości niemieckiej: - To bardzo smutne, bo nie takich słów oczekujemy od przedstawiciela rządu. My chcemy dialogu i partycypacji. Patryk Jaki pokazał, jak to ro­zumie w praktyce.

OBYWATEL
Park na tyłach urzędu gminy Dobrzeń Wielki. Umówiłem się tu ze społeczni­kiem Romanem Kołbucem, który prote­stował przeciw poszerzeniu granic Opola.
   - Zorganizowaliśmy blokadę drogi. Po­myślałem, że warto przeprosić za to kie­rowców. Napisałem na Facebooku, że apelujemy o zrozumienie, a zażalenia na­leży kierować na numery wojewody, prezy­denta Opola i posła Jakiego.
   - Podał pan komórkę Jakiego?
   - Tak. Znalazłem ją w internecie, ale oka­zało się, że w ten sposób jego zdaniem na­mawiam innych do uporczywego nękania ministra.
   - I po pana przyjechali?
   - Rano. Czterech policjantów w cywi­lu, z bronią. W drodze na posterunek za­kuli w kajdanki. Przesłuchanie. Fotografie do kartoteki, pobieranie odcisków palców.
Najpierw mnie to bawiło, potem byłem zły, a potem się rozpłakałem. Zrozumiałem, że stanąłem sam naprzeciw potężnego wice­ministra sprawiedliwości, który załatwia swoją prywatę. Pomy­ślałem, że w moim państwie nie powinno się tak dziać.
   Jaki - gdy historią zainteresowali się dziennikarze - wydał oświadczenie, że nie chce ścigania społecznika. Ale sprawa przeszła przez sądy dwóch instancji. W obu zapadł wyrok uniewinniający.
   - Po akcji z Jakim protest zaczął się kurczyć. Ludzie się bali. Ale najgorsze jest coś innego - mówi Kołbuc.
   - Co?
   - To, że ja kiedyś na niego głosowałem.
   - Na Patryka Jakiego?
   - Tak, do Sejmu.
   - Ale dlaczego właśnie niego?
   - Myślałem: „Prężny, młody, taki to potrafi coś załatwić”. Da­łem się złapać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz