czwartek, 7 czerwca 2018

Dziewczynka z nożyczkami



Prezes krakowskiego sądu Dagmara Pawełczyk-Woicka, koleżanka ministra Ziobry ze szkoły, jest najaktywniejszą prezeską w Polsce. Wdraża nowe porządki.

Tę historię opowiedziało nam trzech sędziów. W kwietniu prezes sądu okręgowego w Krako­wie Dagmara Pawełczyk-Woicka, nominatka Zbigniewa Ziobry, odwołała przewodniczącą wy­działu karnego Sądu Rejonowego Kraków-Śród­mieście Beatę Donhóffner-Grodzicką, o której mówią, że była sercem lipcowych protestów. Po degradacji, kiedy już urządzała się w nowym gabinecie, zapukał do niej dyrektor sądu okrę­gowego Piotr Słaby, powołany przez Ziobrę. To wieloletni prezes Przemyskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, który na początku 2015 r. stracił stanowisko, bo władze Agencji zwątpiły w jego menedżerskie talenty (coraz gorsze wyniki finansowe spółki, przeterminowane zobowiązania itp.). Wchodząc do gabinetu Donhóffner-Grodzickiej, Słaby przedstawił się jako posłaniec Pawełczyk-Woickiej. Wręczył jej nożyczki . Taki prezent.
   - Nikt o zdrowych zmysłach nie ma pojęcia, dlaczego dyrektor sądu, pan Słaby, wciela się w rolę posłańca z nożyczkami. Do dziś zachodzimy w głowę, co te nożyczki mają oznaczać? To jakieś mafijne zwyczaje. Nie wiemy, czy to bardziej śmieszne, czy strasz­ne - opowiada jeden z sędziów. Interpretują, że może te no­życzki to taki symbol nowej prezes, że skutecznie wycina ludzi.

Sędziowskie oporniki
Tymczasem Zebranie Sędziów Sądu Okręgowego w Krakowie ma już dość rządów nominatki Ziobry i ją chce wyciąć ze sta­nowiska. Zgromadzenie w przyjętej 24 maja uchwale wyraziło wotum nieufności wobec Dagmary Pawełczyk-Woickiej i „wzy­wa ją do natychmiastowego ustąpienia ze sprawowanej funk­cji”. Napisali też, że brakuje jej wystarczających kwalifikacji i doświadczenia oraz umiejętności współpracy z pozostałymi organami sądu.
   Sędziowie uważają, że prezes próbuje ich zastraszyć i chce podporządkować ministrowi sprawiedliwości, którego intere­sy reprezentuje. W uchwale wyliczają główne zarzuty wobec Pawełczyk-Woickiej. To pierwszy tak mocny głos sprzeciwu wobec prezesa, którego zgodnie z nowym prawem wyznaczył Zbigniew Ziobro. Już dzień po przyjęciu tej uchwały minister oświadczył publicznie, że ma pełne zaufanie do prezes i zapo­wiedział, że prokuratura nie wycofa się ze śledztwa związanego z „ustaleniem patologii”, w szczególności w Krakowie. Wiado­mo - sędziowie się buntują, bo on coś na nich ma. Uchwałę sko­mentował w Onecie rzecznik nowej KRS sędzia Mitera: „Wyra­żamy nasze zdziwienie i konfuzję. Przecież brak jakichkolwiek podstaw, by próbować panią prezes odwoływać”. Już zapowie­dział, że uchwałą zajmie się Komisja Etyki KRS. Zasiadają w niej zarówno prezes Pawelczyk-Wolicka, jak i posłanka Pawłowicz.
   Sytuacja w krakowskim sądzie jest też o tyle wyjątkowa, że prezes jest koleżanką ministra z lat szkolnych w Krynicy-Zdroju. - Ona czuje się bardzo pewnie, czasami między wier­szami, a bywało też, że i bardzo wprost, dawała do zrozumienia, że przyjaźni się ze Zbigniewem Ziobrą, że wystarczy jeden telefon - mówi krakowski sędzia.
   Od kilku dni, nie w togi, ale w ubrania wpinają metalową przypinkę, paragraf na fioletowym tle nawiązujący do słyn­nego opornika z lat 80. Sędziowski opornik to znak sprzeciwu wobec upolitycznienia sądownictwa.
   W styczniu tego roku, kilka dni po tym, jak Ziobro powołał Pawełczyk-Woicką na prezesa, nakazała zdjęcie rozklejonych po całym sądzie plakatów. Wypisane były na nich uchwa­ły sędziów, w których wzywali rząd do zaprzestania działań niszczących fundamenty demokratycznego państwa. Dzien­nikarzom krakowskiej „Gazety Wyborczej” mówiła, że „plakaty przeszkadzają jej pod kątem estetycznym”.

Na podsłuchu
Pawełczyk-Woicka spektakularnie awansowała na stanowi­sko prezesa sądu 9 stycznia, trzy dni później wezwała Beatę Morawiec, którą Ziobro odwołał ze stanowiska prezesa, prze­rywając jej kadencję w listopadzie 2017 r., do gabinetu. - To była bardzo kurtuazyjna rozmowa. Na zakończenie powiedziałam pani prezes, co myślę o ty m, że służby specjalne szukały podsłu­chów, również w kontaktach, w gabinecie, który jej oddałam. Kiedy się o tym dowiedziałam, ręce mi opadły. Czegoś takiego, jak żyję, to nie widziałam - opowiada sędzia Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis. Zapytaliśmy prezes, jakie służby i po co przeszukiwały jej nowy gabinet, odpowiedziała tak: „Jeśli był przeszukiwany, to proszę o to zapytać służby”. Sędzia Waldemar Żurek zwraca uwagę, że służby miały dostęp do systemu teleinformatycznego sądu: - Teraz nie możemy mieć pewności, czy nie uzyskali stałego dostępu do naszego systemu, bo gabinet prezes ma połączenie z całym krakowskim sądem. To niedopuszczalne, bo przecież są w sądzie sprawy obywateli, którzy sądzą się z państwem.
   Dagmara Pawełczyk-Woicka, odpowiadając na nasze pyta­nia, napisała: „to prawda, że niektórzy krakowscy sędziowie nie akceptują mnie na stanowisku Prezesa tego Sądu. Powiem, że stanowią całkiem sporą grupę. Nie stanowi to żadnego pro­blemu dopóki nie łączy się z próbą dezorganizacji pracy sądu. Nie odczuwam szczególnej potrzeby powszechnej akceptacji. Mam swoje grono gorących zwolenników, którzy codzien­nie mnie wspierają”. Spore jest grono, którzy jej nie akceptu­ją, to przynajmniej 71 sędziów, którzy głosowali za uchwałą wyrażającą wotum nieufności wobec niej. Tylko dziewięciu było przeciw.
   Pierwszą decyzją personalną nowej prezes było odwołanie sędziego Waldemara Żurka z funkcji rzecznika SO. Jednoznacz­nie sprzeciwiał się rządowym zmianom w sądownictwie. We­dług podpisanego przez nią protokołu z posiedzenia ośmio­osobowego kolegium sądu, które zgodnie z prawem opiniuje decyzje prezesa, odwołanie Żurka było jednomyślne. Co innego twierdzą członkowie kolegium. - Nie podjęliśmy żadnej uchwa­ły, nie było bowiem głosowania w tej sprawie wymaganego przez ustawę - mówi jeden z członków kolegium, który na znak pro­testu razem z pięcioma innymi sędziami złożył rezygnację z członkostwa w tym gronie.

Policzek i zemsta
Prokuratura Krajowa, a więc z najwyższego szczebla, na wniosek KOD wszczęła śledztwo w sprawie poświadczenia przez prezes nieprawdy w protokole. W połowie kwietnia umo­rzyli postępowanie. Tymczasem stanowiska - przewodniczą­cych wydziałów i prezesa sądu rejonowego - utraciło czworo sędziów, którzy zrezygnowali z członkostwa w kolegium. Do­tarliśmy do pism a, w którym Pawełczyk-Woicka informuje jednego z przewodniczących wydziałów, że „powodem odwołania jest decyzja podjęta wspólnie z pozostałymi pięcioma człon­kami kolegium o rezygnacji z udziału w tym gronie”. Zarzuca też sędziom, że nadali sprawie medialny rozgłos. - Pani prezes ma możliwość odwołania nas z funkcji bez podania przyczyny. Niestety dla niej, zdecydowała się ją podać i pokazała w ten sposób, że jedynym powodem odwołania nas była zemsta za to, że odeszliśmy z kolegium - mówi sędzia.
   Prezes chciała dać jeszcze ostatnią szansę niektórym bun­townikom z kolegium, ale oni nie chcieli z niej skorzystać. Na przykład przewodniczącej cywilnego wydziału SO zapro­ponowano, by ukorzyła się i przeprosiła, a zachowa stanowi­sko. Odmówiła. - Była zaszokowana tą propozycją. To był dla niej policzek - słyszymy w Krakowie. Jej następcą został sędzia Zygmunt Drożdżejko. Ostatnio nowe kolegium, w którym kra­kowscy sędziowie przeciwni prezes też mają większość, przed wyrażeniem opinii o powołaniu Drożdżejki na przewodniczą­cego wydziału chcieli go przepytać. Ich zdaniem przepisy nie pozwalają, by sędzia z rejonu mógł objąć stanowisko przewod­niczącego wydziału w okręgu. - Prezes nie chciała się na to zgo­dzić. Mówiła, że ministerstwo na to pozwala. Dodała, że ona zna Drożdżejkę od 20 lat - opowiada nam osoba uczestnicząca w kolegium. W związku z tym większość zbojkotowała głosowanie, ale i tak prezes uznała, że kandydatura został zaopiniowana.
   Drożdżejko nie ukrywa, że jest zwolennikiem „dobrej zmia­ny”. Był bardzo zaskoczony, że mimo to znalazł się w gronie sędziów, którym latem 2016 r. prezydent zablokował awans do sądów wyższej instancji. Chodził po sądzie i mówił, że pre­zydent się pomylił, że on przecież głosował na PiS. Drożdżej­ko padł ofiarą wojny Ziobry z Dudą. Jednak pomimo odmowy prezydenta jako jedyny sędzia rejonowy zachował możliwości dalszego orzekania na delegacji w sądzie okręgowym. Sędzia z Krakowa: - To jest już dla nas oczywiste, że ta władza awansuje sędziów, którzy czują się skrzywdzeni, bo przez lata nie mogli się wybić, oni nie będą się sprzeciwiać pani prezes, która wreszcie docenia ich stanowiskami.

Swobodnie podłubać w nosie
Wielkie oburzenie wywołało wśród sędziów powołanie na prezesa Sądu Rejonowego Śródmieście Piotra Skrzyszowskiego. W 2012 r. został ukarany dyscyplinarnie upomnie­niem za przewinienia służbowe. Chodziło m.in. o poniżanie asystenta i protokolantów. Kiedy awansował na prezesa, kara jeszcze się nie zatarła. W rozmowie z dziennikarzami „GW” Pawełczyk-Woicka pytana o tę sprawę mówiła, że „czasami ma­lutka rzecz urasta do rangi góry”. Zastępcą Skrzyszowskiego został Maciej Pragłowski, o którym też powszechnie wiadomo, że jest zwolennikiem „dobrej zmiany”. - Skrzyszowski do na­szej koleżanki sędzi powiedział, że przez wiele lat przesiedział w katakumbach i nauczył się pokory, więc i jej, protestującej w obronie wolnych sądów, doradzał więcej pokory. Teraz w Krakowie awansują tacy sędziowie, którzy pokorę rozumie­ją jako podległość wobec Ziobry - mówi sędzia zorientowany w kulisach awansów.
   Sama prezes, jak twierdzi, nie pamięta, ile razy starała się o awans do okręgowego (któremu teraz prezesuje). „Nie pamię­tam, czy było to trzy czy cztery razy. Niektórzy sędziowie SO czy SA startowali w większej liczbie konkursów. Nie zostałam wybrana, gdyż KRS uznała, że są lepsi kandydaci”.
   Osoba, która dobrzeją zna, wspomina, że Pawełczyk-Woicka sama strzelała sobie w stopę podczas głosowania nad jej kandy­daturą podczas Zgromadzenia Sędziów. - Pamiętam, że kiedy odczytano jej opinię, która była niepochlebna, to ona wstawała
atakowała wizytatorów, co było ewenementem. Występowała w bardzo emocjonalny sposób - opowiada jej znajomy. Dodaje, że kiedy ludzie widzieli, jak się zachowywała, jaka jest emocjo­nalna, to tym bardziej nie chcieli na nią głosować.
   Kiedy sędziowska kariera szła nie po jej myśli, to za pierw­szych rządów PiS wyjechała na delegację do resortu Ziobry. Sę­dziowie ściągnięci do ministerstwa dostają do pensji specjalne dodatki (do 40 proc. uposażenia), a dwa lata temu minister Zio­bro zapisał w ustawie, że w uzasadnionych przypadkach może przyznać dodatek specjalny w dowolnej wysokości. - Chodzą legendy, że sędziowie na delegacji zarabiają po 25 tys. zł. Wiemy, że pani prezes nie paliła się, aby wracać do Krakowa, ale Ziobro chce z nami zrobić porządek rękami swojego najwierniejszego żołnierza - mówi sędzia.
   Ktoś relacjonuje, że kiedy jeździła do Warszawy, to była bar­dzo zadowolona, zaczęła się elegancko ubierać, bo wcześniej chodziła w bardzo krótkich spódniczkach i wydekoltowana. Sędziowie mówią, że czują się zażenowani jej stylem. Zupeł­nie nie wiedzieli, co powiedzieć, kiedy zapytali ją, dlaczego wydała zakaz rozmawiania dziennikarzy z sędziami na tere­nie sądu bez jej zgody i zakaz fotografowania oraz nagrywa­nia okolic jej gabinetu. Ona na to, że „chce sobie swobodnie w nosie podłubać”. RPO Adam Bodnar domaga się od prezes, by wycofała zakaz, gdyż narusza zasadę wolności prasy i wy­powiedzi. - Nie czuję się z tym komfortowo, ale trzeba powie­dzieć, że pani prezes jest pozbawiona klasy, również w sposobie formułowania myśli. Ma dość infantylną osobowość - mówi członek kolegium.

Maszynka do głosowania
Tyle o jej stylu, a jakie ma poglądy? - Nigdy nie ujawniała pra­wicowych, nie była typem matki Polki. Jej sposób bycia nie był konserwatywny, ale zawsze była zapatrzona w Ziobrę, to jej guru, dzwonili do siebie na prywatne komórki - mówi znający ją sędzia.
   Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że prezes Dagmara Pawełczyk-Woicka nie może poradzić sobie z zarządzaniem sądem i nie chodzi tylko o to, że nie ma zaufania podwładnych, ale przede wszystkim dlatego, że nigdy niczym nie zarządzała. A Sąd Okręgowy w Krakowie to ponad 2 tys. pracowników, więc jakieś umiejętności, w tym budowania relacji, są niezbędne.
   Przedstawicieli do kolegium wybiera Zgromadzenie Sędziów, a prezes nie mogła uzyskać tu większości. W kwietniu znoweli­zowano ustawę o sądach powszechnych. Do tej pory składało się z ośmiu członków (czterech sędziów SO, czterech sędziów z SR oraz prezesa SO). Nowelizacja rozbudowuje znacznie jego skład. Do kolegium ma teraz wchodzić: prezes SO, wicepre­zes, po jednym przedstawicielu ze wszystkich SR oraz dwóch z SO. W okręgu krakowskim jest 10 sądów rejonowych, których przedstawiciele wejdą do kolegium sądu okręgowego. SO bę­dzie miał tylko dwóch przedstawicieli.
 Absurd polega też na tym, że SR Śródmieście, który ma około stu sędziów, będzie miał w kolegium jednego przedstawicie­la, a na przykład sąd w Suchej Beskidzkiej, w którym pracuje
sześcioro, też będzie miał jednego. O co w tym chodzi? - Na­szym zdaniem chcą przenieść punkt ciężkości w kolegium na sądy rejonowe. Prezes chyba uważa, że sędziowie w rejonach bardziej niż ci w okręgu są głodni awansu, im niższy szczebel, tym większa podatność na naciski. Pawełczyk-Woicka chciała z nas zrobić w kolegium maszynkę do głosowania. Mocno wierzymy, że sę­dziowie rejonowi jej nie ulegną - mówi jeden z sędziów.

Zbyszek był świetnym kolegą
Ponieważ prezes ma mocne plecy w ministerstwie, to - jak napisali w uchwale sędziowie - podejmuje próby wywierania nacisków. - Jestem przewodniczącym wydziału i w rozmowie w cztery oczy, kiedy pani prezes próbowała przekonać mnie do ja­kichś swoich pomysłów, powoływała się kilkakrotnie na wolę polityczną - słyszymy. Z Ziobrą chodziła do tej samej podsta­wówki, a potem do jednej klasy biologiczno-chemicznej w LO. Twierdzi, że po lekcjach utrzymywali sporadyczne kontakty, a jej znajomy sędzia zapamiętał, jak chwaliła się kiedyś, że od­rabiała za przyszłego ministra zadania domowe. „Mam dobre wspomnienia z tego okresu. Nie będę snuć wspomnień, bo jest to sprawa prywatna. Odpowiem ogólnie. Zbyszek był świetnym kolegą. Zawsze dotrzymuje słowa” - napisała do redakcji.
   Jej partnerem życiowym jest sędzia Dariusz Pawłyszcze, sę­dzia SO w Krakowie, aktualnie na delegacji w ministerstwie. Jest dyrektorem departamentu kadr i organizacji sądów. To podobno ona zarekomendowała go Ziobrze. Ktoś zapamię­tał, że kilka lat temu, kiedy krakowski oddział Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia popadł w marazm, oni razem byli wi­ceprezesami. Ona została usunięta ze stowarzyszenia za kan­dydowanie do niekonstytucyjnej KRS. Uważa, że nie warto się było odwoływać, bo, jak mówi, najzwyczajniej w świecie nie chce być członkiem tej organizacji. „Aktualny sposób wyraża­nia stanowiska i metody jakie stosują władze Iustitii jest deli­katnie mówiąc niestosowny” - napisała, odpowiadając na na­sze pytania. Członkiem stowarzyszenia wciąż jest jej partner. Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, od kilku miesięcy nie płaci jednak składek i będzie wszczęta procedura wykreślenia go z listy członków.
   - Oboje są po rozwodach, tworzą związek od kilku lat. Są do siebie dość podobni i oboje mają problemy z komunika­cją, są przekonani, że Ziobro chce dobra wymiaru sprawiedliwo­ści - relacjonuje dawny znajomy. Najważniejszym projektem Pawłyszcze jest wprowadzenie losowego przydziału spraw: zanim jego partnerka wróciła do Krakowa z delegacji, też pra­cowała nad tym systemem. Jak ujawniła niedawno POLITYKA, to Pawłyszcze był pełnomocnikiem 15 sędziów, którzy zgłosili kandydaturę Pawełczyk-Woickiej do KRS. „Gazecie Wyborczej” mówiła, że „chyba ktoś przygotowuje jej kandydaturę”, a tym­czasem już kilka dni wcześniej wezwała do siebie podwładnych sędziów, których „poprosiła” o podpis pod listą poparcia swojej kandydatury. Dwóch podpisało. Oczywiście PiS ją wybrał.
   Sędzia Dariusz Mazur zapytał prezes o to, czy przez ostatnie dwa lata nie dostrzegła narastającego zagrożenia dla niezależ­ności sędziowskiej. - Odpowiedziała mi pytaniem, czy jakikol­wiek sędzia zgłaszał, żeby żądano od niego wydania określonej treści wyroku? Dla prezes na tym temat się kończy. Tymczasem zagrożenie niezawisłości sędziowskiej pojawia się już wtedy, kiedy narusza się jej konstytucyjne gwarancje, np. w ten sposób, że upo­litycznia się proces nominacji i awansu sędziów, a tym bardziej kiedy upolitycznia się ścieżkę postępowań dyscyplinarnych prze­ciwko sędziom, co u nas właśnie się stało - mówi sędzia Mazur.
   Krakowski sąd to zatem specyficzny poligon zmian, jakie do wymiaru sprawiedliwości wprowadza minister Ziobro. Do takiej operacji potrzebni są wykonawcy. Najlepiej ci zaufani.
Anna Dąbrowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz