czwartek, 1 maja 2014

Ślepa, głucha i zapiekła



Pomyłki są nieuniknione. Gorzej, że system sprawiedliwości nie zawsze naprawia własne błędy. Skazuje niewinnego, wszyscy o tym wiedzą i odwracają się tyłem. Jak w sprawie Adama Dudały.

Więzienia pełne są niewin­nych - tak się mówi o takty­ce przyjętej przez doświad­czonych kryminalistów. Ale w masie takich „niewinnych” gubią się ci, którzy za kraty trafili rzeczywi­ście przez pomyłkę. Piszą listy do ca­łego świata (ministra sprawiedliwości, rzecznika praw obywatelskich, prokura­tora generalnego, Fundacji Helsińskiej, gazet i telewizji), ale najczęściej odbi­jają się jak od muru. To trudne spra­wy, wielowątkowe, wyroki już zapadły - nikt nie chce się pochylić nad losem takich osób.
Błąd sądowy swój początek najczęściej bierze z pomyłki śledczych. Zdarza się, że prokurator i policjanci brną w złą stronę, bo tak jest wygodniej, bo chcą szybko zanotować sukces, bo mają świadka, który zezna to, co chcą usły­szeć. Powstaje akt oskarżenia, a sąd daje wiarę połowicznie zebranym dowodom, nie pochyla się nad materiałem proce­sowym z wnikliwością. Zapomina o do­mniemaniu niewinności. Sąd, to ostat­nio coraz częstsze, podąża krok w krok za prokuratorem.
Tak właśnie było w sprawie Adama Du­dały, skazanego w Białymstoku za rzeko­my udział w dwóch zabójstwach na 25 lat więzienia. To modelowy przykład. Nie zbadano jego alibi, nie uznano za wia­rygodne korzystne dla niego zeznanie. Pisaliśmy o tej historii („Ten Adam to był inny Adam’’, POLITYKA 46/11). Po naszym artykule prokurator gene­ralny zlecił podwładnym przeanalizowanie akt sprawy. Chciał wiedzieć, czy byłoby zasadne wznowienie postępo­wania. Lektura liczącej 47 stron analizy nie pozostawia złudzeń - wykonano ją nie po to, aby rozstrzygnąć wątpliwości, ale wyłącznie, żeby potwierdzić znane już ustalenia. Konkluzja: błędów nie po­pełniono, wznowienie postępowania nie jest potrzebne.
A fakty są takie, że jedynym mocnym dowodem winy Adama Dudały były obciążające go zeznania Sławomira R. ps. Woźny. To on, walcząc o złagodzenie własnego wyroku, opowiedział śled­czym, że uczestniczył w dwóch zabój­stwach, których dokonał nieznany mu Adam z Warszawy. Opisał jego wygląd: niewysoki, ok. 170-173 cm wzrostu, średniej budowy ciała, bez znaków szczególnych. Podkreślił, że Adam z Warszawy „nie był typem pakera”, czyli nie przypominał kulturysty, ale w czasie okazania rozpoznał człowieka wyglądającego zgoła inaczej: wysokiego (ok. 185 cm), atletycznie zbudowanego, z charakterystyczną myszką na twarzy i kropkami wytatuowanymi przy oczach, prawie łysego. Czyli Adama Dudałę.
Według Sławomira R. Adam z War­szawy zastrzelił dwie osoby: mężczyznę o pseudonimie Kozyr w miejscowości Wiartel i właściciela agencji towarzy­skiej w Olsztynie. W pierwszym zdarze­niu brało też udział kilku mieszkańców Łomży, którzy pojechali do Wiartla ze­mścić się na Kozyrze - ale żaden z nich nie rozpoznał w Adamie Dudale Adama z Warszawy.


Nieistotny szczegół
Właściciela agencji zastrzelono z pi­stoletu typu Makarów. W czasie kiedy w Białymstoku trwał już proces w spra­wie dwóch zabójstw, Centralne Laboratoriuin Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji zbadało broń używaną podczas kilku napadów na banki w War­szawie i okolicach. Ustalono, że pociski zabezpieczone na miejscu zabójstwa właściciela agencji w Olsztynie zostały wystrzelone z tej samej broni - makarowa używanego podczas późniejszych napadów na banki. Rabusie bankowi zostali zatrzymani, osądzeni i skaza­ni. Kiedy w stolicy napadano na banki, Adam Dudała od ponad dwóch lat sie­dział już w areszcie. Nie zrobiono nic, aby ustalić, od kogo sprawca napadów na banki kupił (dostał?) pistolet i jaka była historia tej broni. Nie znaleziono też broni, z której strzelano w Wiartlu. Zgodnie z linią oskarżenia powinna należeć do Adama Dudały, ale w miesz­kaniach jego i rodziny żadnej broni nie było. Autorzy analizy, przygotowanej na zlecenie prokuratora generalnego, nie odnoszą się do tych wątków.
Za to uczestnicy krwawej wyprawy do Wiartla znali innego Adama z War­szawy - Chrzanowskiego. Robert P. twierdził, że był to mężczyzna ok. 35-let- ni, ciemny blondyn, grubszej budowy ciała i wzrostu ok. 178 cm. Podczas oka­zania Robert P. nie rozpoznał Adama Dudały, ale uznano, że wynika to z jego obawy o własne bezpieczeństwo.
W tej sprawie nie przesłuchano też innych istotnych osób, powiązanych z łomżyńskim środowiskiem przestępczym. Jedną z nich, świetnie znaną policjantom i prokuratorom z Białe­gostoku, bo przewijającą się w wielu prowadzonych tu sprawach, był Sławo­mir O. ps. Uchal. Gdyby go przesłucha­no, Uchal być może ujawniłby już wtedy (uczynił to niedawno w rozmowie z ad­wokatem), że po zdarzeniu w Wiartlu Chrzanowski poprosił go o przechowa­nie broni, prawdopodobnie tej samej, z której strzelano w Wiartlu.
Nie przesłuchano też samego Ada­ma Chrzanowskiego - z gangu woło­mińskiego, wspólnika m.in. słynnego Klepaka. Jego osoba dlatego jest dla tej sprawy istotna, że podczas rozprawy apelacyjnej Jarosław K., jeden z głów­nych oskarżonych (ten sam, który we­dług Woźnego brał udział w obu zabój­stwach), ujawnił, że to Chrzanowski ps. Pryszcz był w Wiartlu i strzelał - a nie Adam Dudała. Potem worek się rozwią­zał - podobne zeznania złożyli inni. W analizie przeprowadzonej na zlecenie prokuratora generalnego uznano jednak, że to wszystko jest bez znaczenia, bo kiedy pojawiły się zeznania o praw­dziwej roli Chrzanowskiego, ten już nie żył, a to znaczyło, że przestępcy mogli zawiązać spisek, aby bezkarnie obciążać go winą.
Nie miały też znaczenia ani dla śled­czych, ani dla sądu, ani dla autorów analizy fakty bezspornie dowiedzio­ne, świadczące, że Adam Chrzanowski, kiedy jeszcze żył, wpływał na śledztwo dotyczące morderstw w Wiartlu i Olsz­tynie. Kontaktował się z aresztowany­mi, wysyłając do nich swoją konkubinę, wynajmował za swoje pieniądze adwo­katów, Woźnemu przysłał pieniądze i ko­respondował z nim.

Sprawa Woźnego
Niedawno wyszedł na wolność Jan M. Odsiedział cały wyrok za udział w za­bójstwie Kozyra, czyli 12 lat więzienia. Nigdy nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. W rozmowie z niżej pod­pisanym opowiedział, że w Wiartlu go nie było, siedział w domu w Zambro­wie. Nocą przyjechał do niego Adam Chrzanowski i przywiózł Sławomira R. ps. Woźny. Poprosił, aby Janek prze­nocował go u siebie, a rano odwiózł do Białegostoku. Powiedział też, że chy­ba w Wiartlu zabili człowieka. Jan M. nie ma żadnego interesu prawnego, aby dzi­siaj przedstawiać kłamliwą wersję, swój wyrok przecież zaliczył.
Autorzy analizy wykonanej dla pro­kuratora generalnego wbrew faktom z uporem podkreślają jednak, że nie ma podstaw, by wątpić w wiarygodność Sławomira R. ps. Woźny. Przyznając zaraz, że to prawda, iż w innej sprawie kłamał. I choć w posiadaniu prokura­tury są liczniejsze dowody, że Woźny ze składania fałszywych zeznań uczynił stały proceder.
Także Adam W., podobnie jak Woźny pochodzący z Sokółki, który siedział w jednej celi z Adamem Dudałą, ujaw­nił niżej podpisanemu, że kiedy wyszedł na wolność, zatelefonował do niego z aresztu w Białymstoku Woźny. - Po­wiedział, że tamten siedzi nie za swo­je, on, Woźny, wie, kim jest prawdziwy Adam z Warszawy, i zezna to, jak dosta­nie 20 tys. euro - relacjonował Adam W. Adam W. przekazał tę informację rodzi­nie Dudały. Potem się dowiedział, że Du­dała zakazał płacenia haraczu oszusto­wi, wciąż twierdził, że jest niewinny, i wierzył, że sąd też tak uzna.
Adam W. opowiedział o telefonie od Woźnego ówczesnemu adwokatowi Dudały, mec. Kazimierzowi Skalimowskiemu. - Uznałem, że dowodowo nie ma jak tego wykorzystać. Mec. Skalimowski do dzisiaj nie może się pogodzić z wy­rokiem, jaki zapadł na Adama Dudałę.
- To jeden z większych skandali - ocenia.
- Skazali niewinnego i o tym dobrze wie­dzieli. Od pracownika aresztu usłyszałem, że Woźny w zamian za swoje zeznania dostaje od policjantów z CBŚ pieniądze na wypiskę, paczki, ma od nich telefon komórkowy i dzwoni spod celi, a także że otrzymuje do aresztu narkotyki. Zło­żyłem w sądzie wniosek dowodowy, aby sprawdzono, kto mu wysyła paczki i pie­niądze, ale sąd go odrzucił. Do dzisiaj budzę się po nocach, ta sprawa wciąż mnie uwiera.
Ta sprawa uwiera nie tylko dziekana ad­wokatów z Białegostoku. Sędzia Barbara Piwnik, która orzekając w innej sprawie, trafiła na zeznania osób pomówionych przez Sławomira R. ps. Woźny, uważa, że Adamowi Dudale należy się wznowie­nie postępowania, bo dowody świadczą, że został fałszywie obciążony. Niezależ­nie od siebie w sprawę zaangażowali się dziennikarze: poza niżej podpisanym tak­że reportażystka Helena Kowalik, Elżbieta Jaworowicz, autorka „Sprawy dla reporte­ra” w TVP, Dariusz Prosiecki z „Faktów” TVN oraz Adam Bogoryja-Zakrzewski, znany reporter radiowy i telewizyjny.
Każdy z nich, wgłębiając się w tę historię, nabierał przekonania, że na wieloletni wyrok skazano niewinnego i nie można nad tym przejść do porządku dziennego.

Doniesienie o przestępstwie
Bardzo prawdopodobne, że w imie­niu prawa popełniono sądową pomyłkę, która wymaga naprawienia. Dlatego ten artykuł dedykuję prokuratorowi gene­ralnemu Andrzejowi Seremetowi, niech nakaże przeprowadzenie odpowiednie­go śledztwa. I niech to zleci prokuratu­rze z innego miasta, nie z obszaru biało­stockiej apelacji - oni już swojej prawdy raczej nie zmienią.
A po sprawie Dudały czas będzie wró­cić do kolejnych. Według dr. Łukasza Chojniaka, współautora raportu o nie­słusznie skazanych (przygotowanego dla Forum Obywatelskiego Rozwoju], pomyłki sądów były bezpośrednim po­wtórzeniem nietrafionych wniosków prokuratora. Przyczyną niesłusznych skazań są zwykłe błędy, ale też - co pod­kreślono we wspomnianym raporcie i zła wola lub niekompetencja.
Przykładów nie brakuje. Przez kilka­naście lat śledczy i sędziowie upierali się, że zabójcą Adama K., mistrza Pol­ski w ujeżdżaniu, był Czesław K. Nie dawali wiary zeznaniom świadka, któ­ry wskazywał na innego zabójcę. Cze­sław K. dwa razy usłyszał wyroki ska­zujące - najpierw na dożywocie, potem 25 lat - bo sąd przyjął punkt widzenia prokuratora. Wszystkie wątpliwości, niezgodnie ze świętą zasadą proceso­wą, rozstrzygano na niekorzyść oskar­żonego. Dopiero po 12 latach i 3 miesią­cach spędzonych za kratami Czesław K. usłyszał, że jest niewinny. Sąd naprawił wreszcie własne błędy, chociaż trwało to całą wieczność.
Prowadzący śledztwo w sprawie okrut­nego morderstwa 10-letniego Marcina w Lisewie Malborskim od początku przy­jęli za pewne, że sprawcą był upośledzo­ny umysłowo Tomasz K., mieszkaniec pobliskiej wsi. Dla sądu rozstrzygające były wyjaśnienia podejrzanego złożone w śledztwie. Wtedy się przyznał. Potem wyszło na jaw, że policjanci obiecali mu za wzięcie na siebie winy policyjną kurtkę typu moro. Tanio kupili sobie kluczowy dowód. Sąd nie był podejrzliwy wobec takich śledczych metod. Nie pochylił się też nad, trzeba przyznać, dość niezbor­nymi wyjaśnieniami składanymi przez oskarżonego podczas rozprawy, kiedy próbował wytłumaczyć, że nikogo nie za­bił. Prawdopodobnie Tomasz K. do dzisiaj odsiadywałby 15 lat więzienia, bo na tyle został skazany, gdyby nie kolejne mor­derstwo w tej okolicy. 11-letni Sebastian został zabity w identyczny sposób, jak kilka lat wcześniej Marcin. Policjanci z pomorskiego tzw. archiwum X znaleźli prawdziwego sprawcę obu morderstw, a Tomasz K. odzyskał wolność.
Temida dla niektórych bywa ślepa i głucha - liczy się tylko martwa litera prawa, przepisy i paragrafy. Dowody obrony wykraczające poza schemat są z reguły odrzucane, bo rzekomo nic do sprawy nie wnoszą. Dr Łukasz Chojniak dotarł do statystyk dotyczących spraw odszkodowawczych za niesłusz­ne skazania. W 2008 r. było takich przy­padków 22, ale w 2010 r. już 33. Ogółem wiatach 2007-10 wypłacono 83 odszko­dowania, ale to nie oznacza, że tylko tyle osób padło ofiarami pomyłki sądowej.
- Według moich wyliczeń w tych latach liczba niesłusznych skazani to minimum 750 przypadków - mówi dr Chojniak.
Pół biedy, jeżeli takie przypadki do­tyczą spraw drobnych - ofiary pomyłek ponoszą szkody, ale nie tak dotkliwe, jak niewinni skazani na wieloletnie wię­zienie. Wymiar sprawiedliwości łatwiej i chętniej naprawia wyrządzone przez siebie krzywdy skazanym na wyroki krótkotrwałe. Niestety, przewrotna re­guła mówi, że im poważniejszy wyrok, tym bardziej ślepnie później Temida.

Piotr Pytlakowski

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz