wtorek, 24 czerwca 2014

Afera podsłuchowa 2



Dla Polski byłoby dobrze

Rozmowa Radosława Sikorskiego z Jackiem Rostowskim.

Restauracja Sowa & Przyjaciele. Wiosna 2014. Radosław Sikorski czeka na Jacka Rostowskiego, popijając szampana. Były wice­premier przychodzi spóźniony. Na początek również zamawia szampana. Jest zadowo­lony. Mówi, że przechodzi „dekompresję”.

- Pełna przyjemność, w ciągu sześciu lat byłem w tym budynku [w restauracji Sowa] cztery razy. Dzisiaj jestem w ciągu dwóch dni trzeci - informuje, śmiejąc się. Sikorski przegląda kartę win. Rostowski pyta o spe­cjały. Zamawianie potraw i dyskusja na ten temat trwają długo. Panowie nie mogą się zdecydować, czy lepsze są pierogi z farszem z królika, golonka glazurowana, pierożki cielęce, foie gras, czy tatar z tuńczyka. Ostatecznie minister spraw zagranicznych zamawia zupkę z dyni i krwistą polędwicę wołową. - Ach, zaszaleję - mówi zado­wolony. Były wicepremier decyduje się na foie gras, czerwone wino i comber z królika.
- Z dziesięć lat królika nie jadłem - cieszy się Rostowski. Do posiłku Sikorski proponuje bardzo drogie wino Pomerol z, jak mówi, kryzysowego 2008. Rozmowa przenosi się na tematy międzynarodowe. Politycy oma­
wiają kontrowersyjną imigracyjną politykę brytyjskiego premiera Davida Camerona.

STRATEGIA DAWANIA OCHŁAPÓW
R: On myśli, że pójdzie, wynegocjuje i wróci, żaden polski rząd nie może się na to zgodzić. Tylko w zamian za górę złota. S: Albo bardzo zły nieprzemyślany ruch, albo to taka, nie po raz pierwszy, jego nie­kompetencja w sprawach europejskich. Pa­miętasz? Spierdolił pakt fiskalny. Spierdolił. Po prostu. Bo się nie interesuje, bo się nie
zna, bo wierzy w tę całą głupią propagandę, próbuje głupio manipulować systemem. R: Jego problem jest taki, jemu nie o to chodzi. Tylko o krótkotrwały efekt pro­pagandowy.
S: Wiesz co, cała jego strategia dawania im ochłapów, żeby ich usatysfakcjono­wać, de facto, tak jak przewidywałem, obróciła się przeciwko niemu, trzeba było powiedzieć: spierdalajcie, przekonać ludzi, tamtych odizolować. A tak dał im pole, na którym oni go upokarzają.
R: Żeby polski rząd się zgodził, to ktoś musiałby nam dać jakąś górę złota. Bry­tyjczycy nam złota nie dadzą, a Niemcy, żeby trzymać Brytyjczyków, też nam gór złota prawdopodobnie nie dadzą. Wobec tego więc będzie: spierdalajcie.
S: Nie, to nie. [...]
R: Ja myślę, że paradoksalnie, wiesz, jaki będzie paradoksalny skutek dla nas tego? S: No?
R: Nie dla nas specjalnie dobry, [...] ogól­nie niedobre dla nas, bo my chcemy, żeby Wielka Brytania została. Ja myślę, że będzie tak, on przegra te wybory. Wielka Brytania wyjdzie. Oni wraz jak wyjdą, utrzymają
otwarte granice. Nie dla żebraków, ale otwarte w sensie...
S: Tak jak Norwegia.
R: Tak, w sensie takim, że nie będą wpuszczali cygańskich żebraków.
[głośna muzyka]
S: Dosyć tego! Tak jak oni spieprzyli Europę Wschodnią i parę innych rzeczy, [parodiuje Brytyjczyka:] Jak Europa się nie zreformuje, to źle skończy! Niech oni się martwią swoją gospodarką. Jak się nie zreorganizują, to będzie miała tak złą gospodarkę jak Niemcy. Co to jest? Co to, co to za potwór?
Odpowiedź na pytanie, co to za potwór leży na talerzu. Kelner właśnie przyniósł ośmiorniczkę marynowaną w rozmarynie z oliwą. Rostowski wraca do tematu. Martwi się o Europę, która jest słaba. Sikorski ucina dyskusję. Przechodzi do konkretów. Czyli do przyszłości Rostowskiego.

UKŁADANIE LIST
S: Rozumiem, że ambasadorstwo w Paryżu cię nie interesuje.
R: Nie, na tym etapie dziękuję.
S: Bo prezydent zgłasza mi swój pomysł i jak się już na niego zgodzę, nie będzie odwrotu.
R: Może być, że by mnie zainteresowało, jeśli nie będę [niezrozumiałe]. A kiedy mu­sisz, bo ty mi rok temu mówiłeś, że musisz taką decyzję podjąć?
S: Teraz.
R: Wtedy mówiłeś, że teraz.
S: Przedłużyłem Orłowskiemu, ale nie mogę mu przedłużać w nieskończoność.  
R: A mogę do momentu ustalenia list?
S: A, to tyle dam.
R: W najgorszym to miesiąc.
S: Tyle mogę.
R: OK.
S: Nie no, masz to jak w banku. No listę. [...] Słyszę nawet, że jesteś rozważany do mojego okręgu. [...] W tej sprawie będę miał trochę do powiedzenia, nie wiem, czy chcemy cię w naszym...
R: Nie, nie, ja słyszałem, jeśli chcesz mnie [...] jako konkurenta, to najlepszy sposób, żebym ja miał stuprocentową pewność w parlamencie.
S: No, możesz wejść do parlamentu i nadal być kandydatem.
R: Mogę, ale gdybyś ty mi pomógł w tym, to ja byłbym gotów, ja też dotrzymuję swoich zobowiązań.
S: Nie mogę w to uwierzyć [zanosi się śmiechem]. Mówię ci tak, nie masz dużo do stracenia.
Rozmowa zbacza na temat kandydatury Danuty Hubner. - To był skandaliczny po­mysł ze starą komuszką - zagaja Rostowski.
- Niesympatyczną - przytakuje Sikorski. Panowie zgodnie narzekają na swoją kole­żankę. Przyznanie jej pierwszego miejsca na liście w Warszawie Rostowski nazywa skandalem. Po chwili powraca temat dealu. Język polski przeplata się z angielskim.

DEAL
S: Żebym zrozumiał dobrze - proponujesz taki deal, jeśli ci pomogę być na pierwszym miejscu na liście gdzieś.
R: W Warszawie.
S: W Warszawie.
R: Gdzieś to ja mam zagwarantowane.
S: W Warszawie. Tego ci nie mogę obiecać. 
R: Nie obiecasz mi, że to załatwisz.
S: Ale mogę ci obiecać, że cię poprę. Wtedy ty mi nie będziesz wadził w komisji? [dłuższa cisza]
S: Deal?
R: Deal.
S: No dobra, to jesteśmy po słowie.
R: Słucham?
S: Jesteśmy po słowie.
R: Nie, nie, chcę bardziej precyzyjnie, bo nie chcę, no wiesz. [...] Mogę ci zagwa­rantować, ale pozwól mi się jeden dzień zastanowić, no wiesz, to są poważne sprawy. Podejmuję się czegoś, to przecież... To powiem ci tak, że gdyby to miał być ten portfel energetyczny.
S: A dla Polski byłoby dobrze.
R: To jest inna sprawa, ale gdyby to miał być, daj mi te parę dni, ja się zastanowię, żeby ci zagwarantować, że gdyby to był ten portfel, to tutaj bym ci nie podziałał przeciw, wręcz przeciwnie, bo cię lubię, ale przeciwko Lewandowskiemu, który się, wiesz... OK.
S: Po angielsku.
R: Dokładnie. Ale daj mi te parę dni. Do weekendu, do poweekendu. Pozwól mi sobie przemyśleć.[...] Pozwól mi się troszkę zastanowić, ale jak się zobowiązuję, to oczywiście na fest...
S: A ja z kolei oczywiście nie aspiruję do innych jakichś tam finansowych czy gospodarczych. Ale przebiera nogami też Jan Krzysztof.
R: Nie.
S: Nie? Jesteś pewien?
R: On może na coś. Ale raczej nie. Ja się go pytałem i powiedziałem, ale to jest między nami, nie. [...] Zdaje sobie, że jest więcej konkurentów...
Rostowski inicjuje toast. - Za nas, za naszego ukochanego...
Sikorski kończy z entuzjazmem: - Naj­wyższego przywódcę, oby żył wiecznie.
- życzenia kończą się gromkim śmiechem. Panowie ze znawstwem zabierają się za oma­wianie wina. Z satysfakcją chwalą swój wybór. Wszak, jak mówią, pomerol to jedno z naj­droższych win, droższy jest petrus. Sikorski ma żal do Rostowskiego, że nie przyszedł do Pałacu Prezydenckiego na wręczenie szpady dyplomatycznej, czyli nagrody przyznawa­nej przez ministra spraw zagranicznych. Rostowski odpowiada, że nie wiedział, iż to taki zaszczyt. - Nie znam się na tym, nie znałem się na tym. Mogę tylko przeprosić - kaja się były wicepremier. Rozmowa znów schodzi na temat Danuty Hubner. - Czy ona jest nam w ogóle potrzebna? - pyta minister
spraw zagranicznych. - W ogóle - odpowiada Rostowski. - Nadęte babsko - ucina rozmowę Sikorski i wraca do dyskusji o przyszłości. Swojej i Rostowskiego.

KORZYŚCI Z PRZEWIETRZANIA
S: Kontynuowanie komisarza jest takie, takie nieestetyczne.
R: Musimy przewietrzyć.
S: Europosłów trzeba przewietrzać?
R: Wszystkich.
S: Wszystkich trzeba przewietrzać.
R: Oczywiście, oczywiście. Jeżeli mam ko­goś popierać na komisarza energetycznego, w moim interesie bezpośrednim jest, żebyś był ty...
S: W moim interesie byłoby, żeby po mnie przejął ktoś rozsądny, żeby nie rozpierdolił tego wszystkiego.
R: Oczywiście. Trochę będzie mniej szam­pana, trochę więcej będzie prosecco, ale ogólna zasada będzie ta sama. Rodzinnnie, spokojnie [śmiech] [...].
S: Zalewski byłby OK, ale też utopiony. A ty byłbyś postrachem [śmiech], [...] Byłbyś taki jak ja, tylko jeszcze bardziej... Kiedyś cię komplementowałem, nie wiem, czy pamiętasz, to był największy komplement w moich ustach, że jesteś tak dobry, że mógłbyś być dyplomatą, nawet ministrem spraw zagranicznych.
Zadowoleni politycy po skomplementowaniu siebie nawzajem zaczynają mówić o Gowinie. Padają niecenzuralne słowa. Po chwili atmosfera robi się poważniejsza. Po­wraca temat Europy. I roli Polski w Europie. Panowie zgadzają się, że Rzeczpospolita jest liderem regionu. Dyskusję przerywa pojawienie się kelnera. Sikorski wyraża zaniepokojenie brakiem porto w ofercie restauracji. Kelner zapewnia, że portugal­skie wino jest dostępne. Minister martwi się ceną. Ta jest zdecydowanie za wysoka. Po chwili namysłu panowie jednak zamawiają po dwa kieliszki. Łagodnie wkracza temat opozycji.

OPERACJA ZEN
S: Ty, ja uważam, że można zajebać PiS komisją specjalną w sprawie Macierewicza. R: No a co innego jest dzisiaj ?
S: No taaak. Kaczyński się przyspawał do Macierewicza i teraz trzeba Macierewiczem ich obu na dno pociągnąć. To, co jest w materiałach prokuratorskich, jest miażdżące. Można zrobić dwuletni cyrk. I niech oni się tłumaczą. Tam są straszne rzeczy. Wiem, bo byłem przy tym. R: Dobrze, tylko trzeba namówić. Musisz Donalda namówić.
S: Robię, robię.
R: Musisz, no.
[niezrozumiałe]
S: Już jest Palikot, SLD i PSL.
R: Tylko Donald...
S: Donald się waha, ale lekko za. Powie­dział: niewykluczone. Niech oni, najpierw będzie skarga do sądu na prokuraturę.[...] No tak, bo to jest skandal, kurwa. Skan­daliczne. [...]
R: To w takim przypadku powinien iść za to do więzienia.
S: I tak mógł produkować dokumenty ściśle tajne.
R: Wtedy to powinien za to pójść do wię­zienia, że ujawniał dokumenty.
S: Ta. Agenturę.
R: Za to. Jeżeli był osobą prywatną.
S: To jest ewidentny deal Seremeta z Tu­skiem. To, co robią. [...] Wiesz, na czym polegała operacja ZEN, którą Macierewicz ujawnił? To była operacja, nadzorowałem ją osobiście, zlokalizowania Al-Zawahiriego. Stary komuch. Oczywiście.
R: Oczywiście, ten, Malinowski.
S: Nie... Nie Malinowski, ale podobne [...], ten, który tam dla talibów lokował walutę, jakieś szmaragdy, coś, i miał dość. I to była o tyle fajna operacja, że była samoweryfikująca się. My daliśmy tylko kasę na drobne wydatki, 20 tys. dolarów. I to, co oni chcieli od nas, Afgańczycy, że my zaświadczymy, przypilnujemy, że jak oni wystawią Al-Zawahiriego, to Ame­rykanie na pewno im wypłacą nagrodę. Wszystko było samoweryfikujące się. Bo chodziło tylko o to, żeby podać współ­rzędne, potem Amerykanie przypierdolili i potem albo jest ZEN, albo nie ma. I tam jedna próba nie wyszła, druga próba nie wyszła i miała być trzecia próba i jakby ta nie wyszła, to OK, kończymy operację. - ten skurwysyn ujawnił operację.
Wątek afgański płynnie przechodzi w opis stosunków polsko-amerykań­skich. Minister spraw zagranicznych nie ma wątpliwości, że polityka prowadzona przez premiera i szefa MON jest błędem.
- Wiesz, że polsko-amerykański sojusz to jest nic niewarty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa - oznajmia Sikorski. Jego towarzysz dopytuje, dlaczego.
- Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy - wyjaśnia szef MSZ. W tema­cie stosunków polsko-amerykańskich wszystko jest jasne, więc rozmowa prze­nosi się na temat mentalności Polaków.

NASZA MURZYŃSKOŚĆ
S: Problem w Polsce jest, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę.
R: Taki sentymentalizm.
S: Taka murzyńskość.
R: Jak, jak?
S: Murzyńskość.
Po tym dialogu następuje zwrot akcji. Sikorski z Rostowskim zaczynają rozmawiać o europejskiej przyszłości premiera Donalda Tuska. Ze swadą omawiają zalety i wady szefa rządu. Zgodnie uznają, że premier bardziej nadaje się na następcę van Rompuya niż Barroso.

DWÓCH NASZYCH W EUROPIE
R: To nie jest w naszym interesie realnym [śmiech].
S: Nie, to może być w naszym interesie. Z jedną oczywistą, dla Donalda jedynie słuszną zmianą. Nie na szefa komisji, po chuj mu to.
R: No dobrze, na szefa rady.
S: Na szefa rady. I wtedy mamy dwóch [dwa stanowiska w Europie], a nie jednego. Bo szef rady nie jest komisarzem.
R: A, w tym sensie, szerokim.
S: I mamy dwóch.
R: Zresztą on uważa, że ma lepsze szanse na szefa rady. Nie musi po angielsku dobrze mówić.
S: No ta. A czysta polityka to jest jego żywioł, a tam zarządzanie, wiesz, jakimiś pierdołami.
R: Komisja to jest prawdziwa władza.
S: To prawda, ale to jest też prawdziwe administrowanie. [...] Ale to nie jest naj­większa siła Donalda. On nie jest geniuszem administrowania. Wiesz, on nam dał dużo swobody...
R: I dobrze, i super.
S: Ale ja bym swoim ministrom tyle nie dał. [śmiech]
R: Ja daję ludziom dużo swobody, ale wiesz co?
S: Ale ja monitoruję na bieżąco, co robią, [szepty o problemach w rządzie]
R: Szambo. Tam jest szambo.
S: Tak, ale to dlatego, że komitet nie działa.
Ostatnie zdanie dotyczy Komitetu Stałego Rady Ministrów, którego szefem jest jeden z najbliższych współpracowników premiera Jacek Cichocki. Rozmowa staje się coraz bar­dziej niezrozumiała. Rostowski mówi bardzo cicho. Coraz częściej szepcze również głośny do tej pory Sikorski. Rostowski opowiada, jak przy okazji rekonstrukcji rządu zaczepił Ewę [Ewa Kopacz], mówiąc: „Jeden wielki plus odwołania będzie, że nie będę musiał tego palanta słuchać. A ty tego nie możesz powiedzieć” O kogo dokładnie chodzi? Ten fragment jest niewyraźnie nagrany. Można się tylko domyślać. Wśród szeptów daje się wyłapać opinię Sikorskiego, że Rostowski byłby dobrym szefem klubu PO w Sejmie, a Paweł Graś jest świetnym sekretarzem generalnym partii. W rozmowę wkrada się
jednak niepokój. - Boję się, że Grzesiu się odwinie - oznajmia szef MSZ. Grzesiu, czyli Grzegorz Schetyna.

PRZYSZŁOŚĆ BYŁEGO MARSZAŁKA
R: On może cicho siedzieć. Ale co on może potencjalnie?
S: Wiesz co, ja rozmawiałem o tym z Do­naldem. On... znaczy teraz może cicho siedzieć, czekać, aż Donaldowi powinie się noga, czyli dokładnie to, co mógł robić od lat, tylko na niższym poziomie.
R: Dokładnie.
S: No to głupio.
R: Bardzo.
S: W indyjskiej polityce jest takie powie­dzenie: jak nie możesz być lwem, to nie znaczy, że musisz być komarem.
R: Ale dygresja piękna, piękne, ale to pięk­ne, piękne, piękne.
S: [śmiech] Głupia decyzja o niekandydowaniu, bo przecież jakby kandydował, toby dostał 40 procent i byłby kimś.
Schetyna byłby kimś, gdyby wystartował w wewnętrznych wyborach przeciwko Tuskowi. Panowie są co do tego zgodni. Zgadzają się również, że były marszałek Sejmu nie ma predyspozycji lidera. - On jest z żulii lwowskiej - podsumowuje Sikorski. Wniosek jest jeden: Schetyna jest ograniczony, a górny pułap jego politycznych możliwości to szefowanie MSWiA. Atmosfera robi się coraz weselsza, a rozmowa coraz głośniejsza. Biesiadnicy zaczynają opowiadać dowcipy.

BURDELOWE DOWCIPY
S: Znasz to? Przychodzi pan Jacek do burdelu.
R: Pan Jacek?
S: Tak.
R: A może pan Radek? [śmiech] No, mówisz.
S: A burdelmama mówi: Panie Jacku, pan już dzisiaj trzeci raz.
R: [śmiech]
S: Kurwa, przez tę sklerozę to się zapierdolę na śmierć.
R: Piękne, [śmiech]
S: Słyszałem dziś kawał. Agencja to­warzyska, oferta promocyjna, cennik. Szef agencji mówi „Panowie: blow job - 25 złotych. Anal job - 35 zł. To bardzo przystępnie”.
R: To bardzo przystępnie.
S: Klient pyta: a klasyczne pierdolenie? A szef burdelu odpowiada: klasyczne nie jest jeszcze w ofercie, bo niestety jestem jeszcze sam.
R: [śmiech] Ja bym taki właśnie opo­wiadał, że przychodzi do burdelu facet i prosi o najchudszą dziewczynę. Jedną z najchudszych, wysoką... Gdy dziew­czyna się pojawia, klient mówi: proszę jej włożyć obrożę.
S: Obrożę?
R: Obrożę. Reks! [woła psa] A ta cała zdenerwowana. Burdelmama zdener­wowana. Reks, widzisz? Jak nie będziesz jadł, będziesz tak wyglądać.
Panowie jeszcze przez chwilę opo­wiadają stylowe dowcipy. Śmiejąc się głośno. Potem rozmowa znów zaczyna przypominać niezrozumiałą szeptankę. Po dwóch godzinach spotkanie dobiega końca. - Wiesz, ty i ja mamy podobny problem. Ludzie nie rozumieją, że można być poważnym i dowcipnym. Jak jesteś dowcipny, to znaczy, że nie jesteś poważny. To jest problem. A ja jestem w niektórych sprawach śmiertelnie po­ważny, a w innych mam poczucie humoru - podsumowuje wieczór minister spraw zagranicznych. - Po tym porto życie jest jeszcze lepsze - kwituje Rostowski.







Polski syf i folklor

Rozmowa Pawła Grasia z Jagkiem Krawcem.

6 lutego w restauracji Sowa & Przyjaciele odbywa się głośna impreza urodzinowa wicepre­mier Elżbiety Bieńkowskiej. Dwa dni później w tym samym miejscu jeden z uczestników imprezy mini­ster Paweł Graś spotka się z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem. Kelner wspomina, że przed restauracją ekipa Superstacji kręci materiał: „Wspomnienia imprezy przed­wczorajszej”. - Ja pierdolę! - wyrywa się najbliższemu współpracownikowi premiera.
Z nagrania wynika, że rozmowa Grasia z Krawcem ma charakter rutynowo- -towarzyski. Taka wzajemna wymiana poglądów na aktualne tematy. Panowie są w bardzo dobrych relacjach. Prezes Orlenu ma konkretną sprawę: na 12 września planuje koncert z udziałem U2 i wystąpił do premiera o patronat. Interesuje go też aktualna sytuacja polityczna w Platformie. Graś opowiada mu, jakie są polityczne cele Tuska. Krawiec sonduje, czy możliwy jest scenariusz, że Tusk obejmie wysokie sta­nowisko w Komisji Europejskiej. Minister nie zaprzecza, choć przyznaje, że premier się opiera. I dodaje, że teoretycznie, gdyby premier objął tekę wysokiego komisarza albo szefa Rady Europejskiej, mógłby dalej kierować partią. - Tylko jak by to wygląda­ło! - martwi się. Krawiec jest przekonany, że Platforma nie wygra wyborów w 2015 r. Graś liczy, że się to uda. To zresztą główny cel Tuska. Tymczasem, zdaniem Grasia,
pozytywny dla PO wynik wyborów może zależeć właśnie od tego, czy Tusk zdecy­duje się na europejski awans. Przyznaje, że rozmawiał już nawet z premierem o ewen­tualnych następcach Tuska, którzy mogliby go zastąpić w kraju.
JK: Te wybory w europarlamencie są teraz 25 maja? A potem wybierają tych szefów komisji? Czy jak to jest? Kiedy się kończy kadencja Barroso itd. ?
PG: Chyba formalnie na jesieni, ale to de facto powinno się wszystko rozstrzygać w czerwcu.
JK: I Donald nie chce?
PG: Nie chce bardzo, ale wszyscy mu tłuką, żeby, wiesz, albo na szefa komisji, albo na Van Rompuya, szefa Rady Europejskiej.
JK: Jest to kuszące, ale ryzykowne chyba trochę, bo po czterech latach tam to już chyba (odejdzie - red.) na zawsze z polskiej polityki. Bo co on tu może jeszcze więcej zrobić?
PG: Chyba, że wiesz, wraca na prezydenta.
JK: No to też jest jakaś opcja fajna.
PG: Przy jego sposobie funkcjonowania [...].
JK: Jeżeli jest taka opcja pogodzenia tego i trzymania tutaj cały czas partii i spraw wszystkich w ręku to tak, chyba że pójdziesz tam i tu się to wszystko rozjebie, to wtedy się trzeba zastanowić.
PG: Nie widzę, kim by to można było utrzymać, bo już Grzegorz [Schetyna - red.] to na pewno nie, w ogóle na to nie ma szans.
Zresztą to widać po tym Dolnym Śląsku, jak tam, kurwa, ludzie odetchnęli stary, jakby się z kolan podnieśli, jakby ich z jakiejś, kurwa, niewoli egipskiej wyprowadzić, tak ich wszystkich tam terroryzował, za mordę trzymał, że teraz nawet jego zwolennicy oddychają z ulgą, że się skończyło, jak się skończyło.
JK: Wiesz, takich chętnych, żeby to wszystko wziąć, to by się pewnie znalazło, tylko pytanie, czy on by chciał, kurwa.
PG: Tylko żaden nie ma na to papierów, więc na razie, wiesz, mieliśmy długą roz­mowę na ten temat.
JK: Ciężka decyzja, mówię, bardzo kusząca, bo to jednak idziesz w zupełnie inną orbitę, odseparowujesz się od tego wszystkiego, od tego syfu, kurwa, jesteś dużym misiem, odseparowujesz się od tego folkloru, od tego syfu. Tak naprawdę pytanie jest o motywa­cję, można mieć w życiu różne motywacje, można trzy kadencję premierem [być - red.].
PG: On ma motywację najważniejszą, czyli wygrać wybory w 2015.
JK: To jest nie do zrobienia.
PG: Pytanie, czy taka decyzja zaszkodzi, czy pomoże?
JK: A to by mogło pomóc mu?
PG: Różnie, wiesz, to jest Polska, nigdy nie wiesz, jak ludzie co ocenią, czy powiedzą dobra, super, kurde, świetnie dla Polski, rewelacja, dobrze się stało, niech pan dzielnie walczy o Polskę, czy powiedzą zdradził, uciekł, poszedł na kasę. Z drugiej
strony, jak nie będzie, a będzie wiadomo, że była szansa, to powiedzą, że skandal, bo taką szansę Polska miała i jak mogliście dopuścić, żeby ją stracić?
JK: A jakby tam poszedł, to musi się zrzec szefostwa partii formalnie? Musi, tak?
PG: Niby faktycznie nie, bo jak go docisnąłem, kurde, akurat przedwczoraj mieliśmy taką długą rozmowę. Gdzie jest to napisane, że nie może być? Chyba nie jest to nigdzie zapisane, napisane, ale jakby to wyglądało? [...]
JK: To się nie da podjąć takiej decyzji, trze­ba się przygotować na rożne warianty. [...]  
JK: Oczywiście, wolałbym, żeby nie po­szedł ze swoich osobistych pobudek, ale jakbym był nim, to tak 60/40, żebym chciał pójść. To jest jednak duża rzecz, inna liga.  
PG: Ta, inna liga.
JK: Ryzyko jest takie, że przepierdoli Plat­forma wybory, przyjdą te oszołomy, kurwa, i zrobią tu, kurwa, kocioł taki, że wszyscy będą mieli... wiesz.

CAMERON I TUSK
Panowie kontynuują rozmowy na tematy międzynarodowe. Schodzi na Davida Came­rona, premiera Wielkiej Brytanii. W czasie kampanii wyborczej na Wyspach szef rządu ogłosi propozycję zaostrzenia polityki imigracyjnej wobec nowych emigrantów z Unii. Utrudniałyby one dostęp do świadczeń i ułatwiały deportację.
JK: Co oni pierdolą z tymi Polakami, z tymi zasiłkami? On mi się wydaje taki rozsądny gość, ja jestem w tej europejskiej radzie [prawdopodobnie chodzi o Europejskie Forum Nowych Idei, w którego radzie zasiada Krawiec - red.] [...] jak była sesja w Londynie, to się z nim spotkałem, sen­sownie gada.
PG: Bezmyślne, pewnie podsunięte, gdzieś tam przez ichniego Igora [Ostachowicza, spin doktora rządu - red.], pewnie z ja­kichś badań gdzieś tam ich wynikało, nie przemyślał konsekwencji, głupie to było, wiesz, Donald z nim od razu rozmawiał przez telefon, więc go opierdolił tak, kurwa, że szkoda, że tej rozmowy nie nagraliśmy, kurwa, go tak zjebał.
JK: No i słusznie.

BARTŁOMIEJ UCZY SIĘ ŻYCIA
Następnie rozmowa schodzi na temat Bartłomieja Sienkiewicza, ministra spraw wewnętrznych.
JK: A jak tam Bartłomiej, jeszcze cię za­pytam?
PG: Uczy się życia, wiesz. Myślał, że, jak to Donald mówi, sobie przyjdzie i stanie, kurwa, w tej apaszce z papieroskiem i będzie
OK. I będzie nam mówił, jak ma być, bo on wie najlepiej, to teraz, kurwa, się i skończyło.  
JK: [żartobliwie] Mówię tam kiedyś do niego, kurwa, Bartek, co z tym Trynkie- wiczem? Mówię, że najlepiej, to by było go zabić, kurwa, tylko się nie da, ale chyba go tam sąd przyskrzyni?
PG: No mam nadzieję, tak, zresztą tam jakiś wniosek wpłynął, żeby go w ogóle nie wypuszczać z wiezienia. [...] Formalnie powinien się stać wolnym człowiekiem, wiesz, odsiedział karę za przestępstwo, ale no jest naciągana ta cała ustawa.
JK: Ale wiesz, obrońcy, kurwa, praw czło­wieka mogą się w dupę pocałować, bo naród jest generalnie za tym, żeby bestia siedziała.
PG: Zwłaszcza że on mówi wprost, że wróci z powrotem. Że ma jedną możliwość na 50 lat, żeby się zaspokoić i pójść w pierwszą bramę i pierdolnąć dziecko.
JK: Żadnej jednostki chorobowej nie ma?
PG: No więc dokładnie tak, to jest też problem, jest w tym wąskim niebezpiecz­nym gardle, że nie wiadomo, co z gościem zrobić...
JK: No mam nadzieję, że się Bartkowi uda, bo jak on wyjdzie, to będziecie mieli przejebane, a on najbardziej.
PG: Myślę, że nie ma takiej możliwości, żeby w ogóle wyszedł.

DZIWNE WERDYKTY PROKURATURY
Po chwili panowie rozmawiają o planowanym koncercie U2 na Stadionie Narodowym, a także o tygodniku „WSieci”.
JK: Mówił ci Igor o takim pomyśle, co mamy na 12 września?
PG: 12 września?
JK: Ta, bo 4 czerwca to obsadza rozumiem Bronek, te wszystkie obchody, jakichś tam koncert Rolling Stonesów chce według najnowszych moich informacji. Tylko kasy szukają, oczywiście. To Owsiak organizuje, chce ściągnąć kasę od spółek [...], 30 ba­niek, nie? Więc [jest - red.] taki pomysł, żeby zrobić taką konferencję połączoną jakby z programem artystycznym. Zasię­gnęliśmy języka, myśleliśmy o tym, żeby wyjść z tym za granicę, ale rozmawiałem z Igorem i Bartkiem, U2 chciało zagrać bez honorarium, tylko za pokrycie kosztów, ale w Berlinie. Myśleliśmy, żeby zrobić to pod patronatem Donalda i Merkel, ale chłopaki mówią, że to się będzie kojarzyło z murem berlińskim i chujowo znowu wyjdzie itd. Więc teraz nie 4 czerwca, żeby nie robić tłoku, tylko 12 września, bo podobno wte­dy Donald rozda nagrody rocznicowe. No i pytamy się tych z U2, czy by nie przyjechali do Warszawy zagrać.
PG: Oż, kurwa.
JK: Też bez honorarium, ale za pokrycie kosztów. To też będzie z 1 min dolarów, ale byśmy to wzięli na klatę. Dzisiaj wysłałem do Donalda list w tej sprawie. Nigdy nie było U2 w Polsce, ten Bono jest taki bardzo społecznik, więc może chcieć uczestniczyć w czymś takim. Ciekawe, co nam odpo­wiedzą, bo oni mieli Berlin w trasie, a nie Warszawę. Żeby to nie był sam koncert, jakąś konferencję [zrobimy - red.], taką ku czci, że to 25 lat i co dalej, Europo czy Polsko. I tam proszę go o patronat nad tym przedsięwzięciem. Więc jakbyś mu powiedział, bo tam nie jest napisane, że to chodzi o U2, bo nie chciałem, żeby się to rozlało. A czekamy na odpowiedź od U2. Jakby to wypaliło, to byłaby fajna impreza, koncert niekomercyjny, niebiletowany, dla narodu, jakby się zgodzili, to zajebiście, nie? 
PG: Na Narodowym?
JK: No, to do ustalenia jeszcze, też z nimi trzeba by ustalać, najlepiej na Narodowym, tylko Narodowy mały, idealnie byłoby na Bemowie zrobić. Trzeba by to też z rangą uroczystości zgrać, nie na polu, kurwa, no wiec kombinujemy.
PG: No, to by było genialnie, jakby się udało.
JK: Druga rzecz, to już gadałem z Cichym [Jacek Cichocki, szef Kancelarii Premiera - red.] i z Włodkiem [Karpińskim, szef MSP - red.] też wczoraj. [...] Pytanie, no bo to jest też taki okres, wrzesień, trzy tygodnie września tuż przed wyborami samorządowymi, że to, moim zdaniem, po­winno dobrze wyglądać. Najlepiej jakby był sukces sportowy przy okazji. [W tym czasie w Polsce mają się odbywać mistrzostwa świata w siatkówce - red.] [...] Cichy miał rozmawiać z Karpińskim i z Donaldem też, bo rozumiem, że ta impreza musi wyglądać, musi być godna.
PG: Tak! Jak już jest, to Polacy lubią takie rzeczy. [...]
JK: Dobra, to jakbyś to pismo tam gdzieś widział w sprawie tej konferencji, to mo­żesz szefowi podpowiedzieć, o co chodzi, żeby wiedział. Jakbyś słyszał, że mi ktoś chce coś zabrać albo nie dać, to też możesz tam powiedzieć, jakby konkurencja coś wyśledziła.
PG: Kto by się odważył?
JK: Chłopaki są sprytne, kurwa, albo mają więcej czasu, albo mniej przyzwoitości, mi nie wpadło do głowy przez sześć lat, a tu kurwa widzisz, jebani, jeszcze Klesyk [pre­zes PZU] skurwiel, wiesz, że on „W sieci” ogłoszenia daje?
PG: No, widziałem właśnie.
JK: Ja mówię, co ty, kurwa, odpierdalasz? A on, że to klienci potencjalni. Wiesz, już się ustawiają, kurwa, media, już widać.
PG: Tak, tak, prokuratura też już widać, coraz dziwniejsze te werdykty wydaje, już czeka, patrzy na sondaże.

SZKODA NOWAKA. ŁADNIE RÓSŁ
Wdzięcznym tematem stają się problemy z prawem Sławomira Nowaka. Obydwaj ostro krytykują byłego ministra transportu za mętne tłumaczenia w sprawie tzw. afery zegarkowej ujawnionej przez „Wprost”. W czasie gdy Nowak był członkiem rządu, nosił na ręku szereg zegarków znanych marek. Potem starał się wyjaśniać, że nie­które z nich były podróbkami, a pozostałe pożyczył. Ostatecznie Nowak za niewpisanie drogiego zegarka do oświadczeń majątkowych w styczniu 2014 r. (miesiąc przed wspomnianym spotkaniem) usłyszał prokuratorskie zarzuty (obecnie sprawa toczy się w sądzie). Zarówno Krawiec, jak i Graś dziwią się, że wiele miesięcy przed wybuchem całej afery, gdy o zegarki pytał go „Super Express”, ten nie uzupełnił oświadczeń. Zrobił to dopiero po pytaniach „Wprost”.
JK: A czemu, jak oni już mu napisali [„Su­per Express” - red.], czy tam on z nimi korespondował, że nie ma tego, czemu on tego nie wpisał, kurwa?
PG: To jest pytanie, na które nie udało nam się od niego uzyskać odpowiedzi.
JK: A już to jego, kurwa, wypisywanie na tych twitterach czy fejsbukach? Nie wiem, bo nie używam żadnego, gdzieś tam wypi­sywał, a to, kurwa, kupił, a to mu rodzina kupiła, a to pożyczył. Tysiąc wersji, kurwa, i to niepytany. Zamknąłby ryja po tym, co „Wprost” napisało.
PG: Tak, ale to chodziło o kilka zegarków, a przez te tłumaczenia ludziom się już kompletnie popierdoliło, a tu się okazało że jeden, dobra, pożyczony, drugi podróba, wiec się bronił przed tym, żeby się przyznać, że to podróba, więc coś... [...]. A czemu on tego po prostu wtedy tego po prostu nie wpisał? Jak by to wpisał, już by było, kurwa, po sprawie. Może się bał? Może liczył, że przyschnie? Że zapomną?
JK: Tak.
PG: Tak, to go położyło. To był koronny dowód. Są maile, redaktor naczelny [„Super Expressu” - red.] zeznał, że z nim rozma­wiał, że go prosił, żeby nie zamieszczał i oni powiedzieli: „OK.” Że poczekają aż wpisze i poczekali, kurde.
JK: Ja nie jestem prawnikiem, ale z punk­tu widzenia procesowego to ja jestem cie­kawy jaką on teraz linię obrony przyjmie? Jak są zeznania naczelnego, SMS-y, maile, to bardzo ciężko jest coś wymyślić, kurde, zapomniał może powiedzieć, kurwa, najwyżej, przynieść zaświadczenie lekarskie, że cierpi na ataki [...].
PG: Przypomniał sobie po dwóch latach, tylko już powinien konsekwentnie nie wpisywać. Znaleźć jakiś powód, dla którego nie wpisuje. A on, jak się tylko ukazało we „Wprost”, to on od razu wpisał, to czemu, kurwa, tyle czasu nie wpisywał? Przez tyle lat zegarek, kurwa, na urodziny, pół roku później Wawrzyn [Piotr Wawrzynowicz, który miał kupić zegarek nie wpisany do oświadczenia - red.] kupujący, coraz wychodziły nowe rzeczy.
Mimo tych słów krytyki obydwaj panowie bardzo żałują, że afera zegarkowa wymiotła Nowaka z ministerstwa transportu.
PG: Szkoda, kurde, bo straciliśmy ważnego zawodnika na jakiś czas przynajmniej.
JK: No to wersja pozytywna, że na jakiś czas.
PG: Młody jest, to jest jakiś plus.
JK: On głupi nie jest. Sobie jakoś w życiu poradzi. Szkoda.
PG: Szkoda. Ładnie rósł. [...] Tak, z drugiej strony dobrze mu grzało to ministerstwo. Przegryzł się dobrze. Zaczął funkcjonować nadspodziewanie.
JK: Szkoda. W takim momencie, miał już wszystko poukładane, nie?
Jacek Krawiec ma też swoją hipotezę, co doprowadziło Nowaka do katastrofy. Twierdzi, że kontrowersyjne - na co dzień - zachowanie byłego ministra.
JK: Za dużo było tego lansiarstwa, to jednak kłuje w oczy. [...] Jak szczerze rozmawiamy, to, wiesz, to towarzystwo, z którym on się prowadzał po mieście... kurwa. Kiedyś dzwoni do mnie: „Co robisz?” Ja kończę spotkania, dziesiąta wieczorem. „To wpa­daj do nas, w Charlotcie”. Co to, kurwa, jest Charlotte’a? Pytam kogoś potem i się okazuje, że to taki klub hipsterski dla 17-, 18-latków na placu Zbawiciela. Pytam go: „A z kim ty tam jesteś?”. „A z Wawrzynem [Piotrem Wawrzynowiczem - red.], Siwym i trenerem z siłowni”. Ja pierdolę, co to za, kurwa, towarzystwo? I on się prowadzał, wiesz, po takich klubach.

PISOGRÓD, KURWA, TOTALNY
Obydwaj rozmówcy narzekają na prokura - turę. Sugerują, że działa ona na zlecenie PiS. Na dowód Jacek Krawiec przypomina sprawę Marka Serafina, byłego wiceprezesa Orlenu. Został on w grudniu 2011 r. zatrzymany przez ABW pod zarzutem korupcji. W efekcie musiał odejść z zarządu koncernu. Jednocześnie chwalą funkcjonowanie ABW.
PG: Tak, tak, prokuratura też już widać coraz dziwniejsze te werdykty wydaje. Już czeka, patrzy na sondaże.
JK: No, ale ten Seremet [Andrzej Seretem, prokurator generalny - red.] to był tak wybrany. Tutaj cała przecież ta apelacyjna warszawska [Prokuratura Apelacyjna w Warszawie - red.] to przecież jest pisogród, kurwa, totalny. Zamknęła mi tego, kurwa, mojego zastępcę po damski chuj się okazuje, kurwa. Facet 40 dni siedział i za chwilę ma mieć umorzoną sprawę. Gdzieś tam sobie poradził zawodowo, no ale u nas był taki kryzys, kurwa [...]. Tam jest zastępca Tyl [Waldemar Tyl, zastępca prokuratura apelacyjnego w Warszawie - red.] od Ziobry [Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości - red.] i wszystko jest ekipa, wiesz. No, ale niestety w prokuraturze mają swoje siedlisko.
PG: Jeszcze tym oddzieleniem [funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - red.] dopomogliśmy. Także właściwie wiesz, żadnych środków sobie państwo nie zostawiło, żeby oddziaływać.
JK: Ja ci powiem też, po zmianach dużo lepiej się współpracuje z ABW, zupełnie inny klimat. Już nie ma szukania, chodze­nia, knucia, szczucia. Tylko jest normalna współpraca, jak coś potrzebują.
PG: [ABW - red.] To taka solidna firma.

POTRZEBNY NOWY LOKAL
Zbliża się koniec spotkania, panowie mają problem, jak wyjść z restauracji.
Kelner: Samochód jest tutaj?
PG: Z tamtej strony.
Kelner: To ja może powiem, żeby tutaj podjechał. Bo tam Superstacja jest i kręcą wspomnienia imprezy przedwczorajszej. PG: Ja pierdolę.
JK: Kurwa mać, po prostu, spalą panu lokal zaraz.
I żartują, że może lepiej poszukać sobie nowego lokum, jak na dalej, na przykład na Bemowie.





Jak Orban zrobił dobrze Putinowi

Rozmowa Włodzimierza Karpińskiego, Jacka Krawca i Zdzisława Gawlika.

Styczeń 2014. Warszawska re­stauracja Sowa & Przyjaciele. Prezes PKN Orlen Jacek Kra­wiec czeka na ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego. Minister mocno się spóźnia. W między­czasie Krawiec ucina sobie pogawędkę z kelnerem w VIP-roomie. Z jej tonu widać, że panowie dość dobrze się znają. „Dużo będę kurde miał teraz wyjazdów” - mówi prezes. „Na szczęście same europejskie, bo na te długie mi się nie chce. Kelner, żartu­jąc, proponuje catering osobisty, po czym wymienia propozycje obiadowe. - Pójdę w mięso dzisiaj, bo na rybach jadę cały czas prawie - mówi Krawiec. Wymienia z kelne­rem doświadczenia z treningów na siłowni. Podziwia jego muskulaturę, porównując ją z sylwetką Sławomira Nowaka. Okazuje się, że z nim również kelner utrzymuje prywatne relacje.

SŁAWOMIR NOWAK JAK JACYKÓW
JK: Pan przypakowany, aż się w garnitur nie mieści, więc starczy [...].
Kelner: Tak? Widać trochę?
JK: No pewnie. Nie to co Sławek [Nowak - red.], ale [śmiech] [...] No teraz to będzie wyglądał. Bo teraz codziennie na siłownię wali na osiedlu u siebie w Gdańsku. [Śmiech kelnera] 
Kelner: [...] Napisałem wczoraj do niego, że jak będzie w Warsza­wie, to żeby dawał znać i tak dalej, a on, że nie chce nikogo [...] zajmować czasu swoją osobą. Ja mówię: weź, bo brzmisz jak w depresji, nie?
JK: On ma, no ma depresję.
Kelner: Ale mówię, że napisałem mu, że tak ze śmiechem, i tak dalej. Od czasu do czasu piszę do niego teraz. Mówię, że może zrobić karierę jako stylista, prawda? [śmiech]
JK: Jak Jacyków.
Kelner: Tak jak Jacyków.
JK: Szkoda chłopa no. Przeczołgali go równo.
Kelner: No, a nic, może się jeszcze odwróci.
Karpiński ciągle jest nieobecny. „Gdzieś utknął chłop... Nie ma kierownika, a tyle pracy mają dalejP A w kancelarii to chio - paki wczasy mają” - śmieje się Krawiec.
„A no tak, bo kierownik w tym... jeździ na nartach” - zauważa kelner. W końcu, po mniej więcej 40 minutach w restauracji zjawia się Włodzimierz Karpiński. „Sorry, ale kurka wodna, przez ten jebany Polimex po prostu" - tłumaczy się na wejściu.
WK: No, Jaskóła [Konrad Jaskóła, były prezes Polimeksu - red.] zaczął, a teraz ma wejść, moja koleżanka Bieńkowska [...] Elka, jak już się wgryzła w te sprawy, no to dostała w pałę tą draką.

RÓWNA BABKA
WK: A dzisiaj z tym Polimeksem, prze­praszam, bo już wiesz: wczoraj, gwałtowna narada, ta biedna Bieńkowska dzisiaj miała jakąś konferencję [...] jednak pani premier - absolutny sojusznik, bo my się lubimy [...]. Jak ona zaczęła swoje przygody ministerialne, to było spotkanie z posłami jakiejś Polski wschodniej [...]. I ona tam powiedziała o jakimś rozwoju ekspansyjno-dyfuzyjnym, czy jakimś wiesz, że powstaną silne ośrodki. Kołem zama­chowym w tej teorii jest profesor [...] od rozwoju regionalnego. Ta teoria sprowadza
się, że na koniec wiesz, chuj tam z tą Polską wschodnią, nie? Warszawa, Katowice, nie? [...]. I pamiętam, że ona przyszła i zaczęła coś opowiadać i ktoś jej właśnie włożył to w usta, nie? I ona powiedziała, że szanuje tego profesora i dostała taki wpierdol [...], że się popłakała w środku dnia. Ja mówię: pani minister, polityka.
JK: Ale w porządku bardzo babka. By­łem z nią w sobotę na jakiejś imprezie i się śmiała, bo mówi, że Donald wyjechał i wyobraź sobie, że blondynka będzie na Radzie Ministrów, kurwa, kierowniczką pracy [śmiech].
WK: Jest bardzo konkretna, bardzo taka... w ogóle niezainteresowana polityką, nie? Sfokusowana na zadaniach, bardzo też. A to też mi bardzo odpowiada.
JK: Tak, taka równa, nie?
WK: Normalna.
JK: Tak. Normalna babka [...].
Rozmowa szybko schodzi na kondycję polskiej prasy. Karpiński narzeka, że jedna z bulwarówek zrobita zdjęcie Nowakowi w sklepie z podpisem „Upadły polityk w tanim markecie nie zostawił fortuny”. Rozmawiają też o zdjęciach premiera z Do­lomitów.
JK: Co, że za nim łażą cały czas?
WB: Tak. To jest kurwa dramat. Jak kibol z bejsbolówką i w kapturze, tam wiesz, skurwysyny, no.
JK: No tak, bo cokolwiek zrobisz, to te­raz, kurwa, będziesz miał wpierdol już. W bejsbolówce, to zabejsbolówkę, jakby był w kapeluszu, to w kapeluszu też wpierdol.
WB: No. Jak taksówką by pojechał, to „tak źle mu nie jest”, nie?
JK: Taaa. Media nasze to jest, kurwa, jedna wielka banda [...]. A kierownik jeden urlop spędzi, kurwa, cały za granicą, czy nie [śmiech]?
JK: Przyhaczyli go z cygarem, co prawda wczoraj, ale... I się podniecali tym w telewizorze, kurwa, ile ochrona, ile co. Ja pierdolę [...]. Gdzie my żyjemy w ogóle? Że ochrona, dzisiaj gdzieś to pisali [...] jego kosztuje, kur­wa, podatnika 62 tys. zł. No kurwa, o co come on? Jest zagwarantowana, kurwa, przepisami, to gdzie ma jeździć, kurwa, nie wiem?
WK: To jest w ogóle jakaś aberracja.
JK: To jest, kurwa, jakieś straszne, co się dzieje, nie?
WK: No, ale to wiesz, no mają badania, tym żyje naród, nie? Ja przechodzę, bo idę do pracy na piechotę, to przechodzę przez dwa postoje, nie? To albo, kurwa, ktoś śpi, kurwa, albo ma „Superaka” i „Fakt”.

ZA GŁĘBOKA WODA DLA NIEJ
Panowie dobre kilkanaście minut poświęcają rozmowie o ulubionych ośrodkach narciar­skich i o tym, jak przyjemnie się tam odpoczywa. Zastanawiają się, gdzie powinien wypoczywać premier. Rozmowę przerywa pojawienie się kelnera. Pyta, czy „panowie pójdą w mięso czy rybę”. Poleca świetną solę, przyrządzoną „ dowolnie tutaj’’; w sosie maślano-winnym, z młodymi ziemniaczkami i warzywami, ze szpinakiem i grzybami albo z rydzami i z sosem rydzowym ze szpinakiem. Decydują się na ostatnią wersję. Wybierają też wino.
Kelner: Wino otworzymy, żeby się napo­wietrzyło przez te parę minut?
Przez kilkanaście minut trwa rozmowa na temat sejmowej Komisji Skarbu. Padają różne nazwiska, Krawiec z Karpińskim wymieniają się wrażeniami. W końcu Krawiec przechodzi do zdaje się głównego punktu spotkania, kwestii składu rady nadzorczej Orlenu.
JK: Słuchaj, zanim Gawlik [Zdzisław Gaw­lik, wiceminister skarbu - red.] przyjedzie, chciałem z tobą porozmawiać, co robimy odnośnie naszej kadencji. Bo [Zbigniew] Jagiełło [prezes banku PKO BP - red.] po­szedł pierwszy, choć muszę ci powiedzieć, że jak ze mną się kiedyś umawiał [...], że będziemy razem załatwiać ten temat. A te­raz spotykam [...] i on mi mówi, wiesz, bo ja doszedłem jednak do wniosku, że trzeba wcześniej zarząd załatwiać. Ale się kurwa umawiałeś ze mną [śmiech].
Jacek Krawiec stara się ustalić kalendarz działań i informuje ministra, kiedy mogłoby się odbyć posiedzenie rady nadzorczej. Zorganizować maje Angelina Sarota, sekretarz RN Orlerm. Włodzimierz Karpiński zdaje się mieć inne plany wobec niej.
WK: Sarotę nie weźmiemy do zarządu?
JK: Do zarządu? No to nowa sprawa. To nie wiedziałem.
WK: Szczerze mówiąc, o tym chciałem z tobą porozmawiać od jakiegoś czasu [...].
JK: A skąd pomysł. Szczerze.
WK: No z dużych wierchów. Ale ja go jakby żyruję. Ja tym potrafię tym zarządzić [...].
JK: Ja ci powiem tak, intelektualnie i jeśli chodzi o doświadczenie nie da rady. Na pewno. Cokolwiek by nie dostała, to nie da rady. To jest duża, skomplikowana organizacja, trzeba by było ją brać na hol i po prostu wiesz, za głęboka woda dla niej.

NIE MOŻNA POKAZYWAĆ, ŻE MASZ W DUPIE
Rozmowa schodzi na Krzysztofa Kiliana, byłego szefa PGE i kolegę Donalda Tuska. W listopadzie 2013 r. Kilian zrezygnował ze stanowiska. Poszło o strategię. Kilian chciał zredukować liczbę strategicznych i kosztownych inwestycji PGE, na których z kolei bardzo zależało premierowi. O kwestie elektrowni atomowej, poszukiwania gazu łupkowego czy rozbudowy Elektrowni Opole panowie pokłócili się publicznie.
WK: Gadajmy tylko szczerze, bo ja w przyszłym tygodniu będę miał rozmowy z szefem. I on mnie tu sonduje, tu pyta, niby radzi. Po przeprawie z Kilianem, tam, gdzie mówiłem mu od lipca, że to nie pojedzie i że mimo tego, że jestem zafiksowany, on po prostu nie chciał, ja to czułem, że on nie chce [...].
JK: W czym innym jest temat [...]. On nigdy nie miał takiej skali zarządzania [...], Miał bardzo dużą przerwę w ży­ciorysie i nie był do tego merytorycznie przygotowany [...]. On, mając Donalda jako kolegę od dwudziestu paru lat, po prostu miał wszystkich w dupie. Ale słu­chaj, możesz mieć w dupie, ale nie możesz tego kurwa pokazywać, że masz w dupie, bo tylko sobie wrogów robisz. Niedawno z Olkiem Gradem się spotkałem. Olek jest tak wkurwiony [...].
WK: Wszyscy po prostu odetchnęli. Oni po prostu uważali, że to jest wyrocznia, jak on coś powiedział, to jest decyzja z Ujazdowskich [siedziba KPRM - red.]. Oni się go bali, bali się go skontrować. Chora sytuacja. Szef ma taką głęboką świadomość tego [...].
JK: Ale to Krzyśka wina, ja mu to po­wiedziałem: kto ma akcje, ten ma rację. Możesz się nie zgadzać, ale nie możesz mówić w telewizji, że się nie zgadzasz. Bo to jest debilizm. Jak ci nie pasuje, to bierzesz pakujesz walizki, uzgadniasz warunki i wypierdalasz. A nie że robisz sobie pół miasta wrogów kurwa i będziesz teraz sobie chodził i spiskował [...].

POLITYKA GENDEROWA
Okazuje się jednak, że minister skarbu wcale nie chce na siłę wkładać swojego człowieka do RN Orlenu, tylko pilnuje polityki równościowej rządu.
WK: Nie, OK. Bo ja zapytałem, tu pomysł taki, są różne te... Ona w ogóle - między nami - chce odejść do biznesu. To po pierwsze. Po drugie [...] za chwilą mi się nałoży w latach wyborczych jakaś pierdolona polityka genderowa. Balans, wzorce, Francja, Skandynawia. Już mnie, wiesz, zaczyna podszczypywać pani pełnomocnik.
JK: Dokładnie. To ci mogę podpowiedzieć, bo myśmy ten temat analizowali, jak była Oliwa [Grażyna Piotrowska-Oliwa, była wi­ceprezes Orlenu - red.] w zarządzie u nas. W największych firmach czy w firmach tego sektora na świecie nie ma kobiet w ogóle. Jak jeżdżę na europejski okrągły stół [...], są wszystkie największe firmy przemysłowe oprócz instytucji finansowych i jest tam jedna kobieta na 50 osób. I to, że sobie Francuziki wymyślili... [...]. W tej branży, bo masz ratio absolwentów politechniki 10 do 1. Zresztą wiesz, bo kończyłeś.
Karpiński tłumaczy swoje intencje: więcej kobiet w zarządach ma pomóc premierowi w politycznych wojnach.
WK: [...] Ja nie jestem supermenedżerem [...]. To jest pozycja polityczna. Pierw­sza rzecz, że premier docenił z jakichś powodów, zaufał mi. To jest oczywiście wielki zaszczyt i prestiż. Ale czuję się w obowiązku dostarczania mu paliwa. Robić swoje rzetelnie, ale w różnych tych obszarach możliwości wylewarowania się politycznego dostarczyć mu paliwa. I tak sobie założyłem, co mi na razie [...], na poziomie nadzoru wychodzi, wiesz kobieta jest u ciebie, kobitka jest u Wirtha [Herbert Wirth, prezes zarządu KGHM - red.], kobieta jest w Azotach, gdzieś jeszcze jest kobitka, kurwa... Azoty, KGHM, Orlen... No i uzgodniliśmy, że trzeba będzie się z tym zmierzyć, że trzeba będzie się napierdalać z Palikotem i z Millerem. Czyli możesz się napierdalać konkretami, nie, nie deklaracjami. Oni są w deklaracjach, wszystko mogą. [...].

SKOŃCZYŁO SIĘ, ŻE POLACZKI
Panowie ustalają kalendarz kolejnego posie­dzenia rady nadzorczej. Angelina Sarota nie trafiła do zarządu Orlenu, choć jest nadal w radzie nadzorczej. Panowie przechodzą do rozmowy o Alicji Kornasiewicz, byłej wiceminister skarbu i szefowej banku Pekao SA, która - jak opowiada Karpiński - ma doskonałe relacje w rządzie i twierdzi, że były szef węgierskiego MOL chętnie sprzedałby swoje udziały w chorwackiej spółce INA.
WK: [...] Pytała się, czy może dostać takie plenipotencje, czy może rozmasowywać INA, bo według jej rozpoznania [...] MOL i rząd chętnie by wyparkował się z INA.
Tu potrzebne wyjaśnienie. Węgierski koncern paliwowy MOL kupił chorwacką firmę petrochemiczną INA. Po pewnym czasie doszło tam do konfliktu pomiędzy Węgrami a chorwackim rządem. Na koniec Chorwaci zarzucili Węgrom, że ci przy okazji prywatyzacji mieli korumpować urzędników. Chorwacki sąd nakazał także zatrzymanie prezesa węgierskiego koncernu Zsolta Hernadiego w związku z toczącym się śledztwem w sprawie skorumpowania przez MOL byłego premiera Ivo Sanadera. Za prezesem Hernadim został wystany list gończy.
JK: Nie stać nas na 100 proc. INA [...]. By­łem u Hernadiego, który się nie może ruszyć z Budapesztu. I on mi mówił, że oni grają na sprzedaż tego Rosjanom. [...]. Ja tam jadę, żeby się dowiedzieć, jaka jest cena. Bo to, co wyceniają, to jest za dużo o parę miliardów. To, co musielibyśmy dziś zapłacić, to jest 15 mld, i wiesz, nie stać nas na taki lewar [...]. Kornasiewicz OK, ale myślę, że jeżeli podjęlibyśmy decyzję biznesową [...], to myślę, że polski rząd ma tak dobre stosunki z rządem chorwackim, że my Kornasiewicz nie potrzebujemy.
WK: Też tak myślę.
Jacek Krawiec mówi, że on teraz nie ma problemu z dojściem do najważniejszych ludzi w branży, bo postrzeganie Polski się zmieniło.
 JK: [... ] Jeszcze za rządów Wróbla czy Cha - lupca [Zbigniew Wróbel, Igor Chalupec, byli prezesi Orlenu - red.], to oni spotykali się z wiceprezesami Łukoila czy Rosnieftu. Ja przyszedłem w 2008 r. i [...] wprowadziłem taką zasadę: jak Ruski chciał się spotkać, to musiał być prezes. I się wszyscy zaczęli się spotykać [...]. Ja dzwonię dziś do prezesa Totala, Eni, BP, mam spotkanie w tydzień. To jest ten wymiar polskiego skoku w ob­szarze biznesowym kurwa. Nas szanują. To już się skończyło, żeto Polaczki [...]. Polska się stała ważnym krajem. To nie to, że my sobie PR robimy.
WK: To najważniejsze wyzwanie polityczne przed nami, o którym mówi Donald, to, żeby z tego zostało coś dla zwykłego Kowalskie­go. Żeby to dotarło [...].

ORBAN ZROBIŁ LASKĘ PUTINOWI
Rozmowa wraca na temat wychowania dzieci i o tym, czy warto zostać w Polsce. Do sali wchodzi wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik. Panowie są w dobrych humorach, żartują ze swoich asystentek, opowiadają anegdoty. W którymś momencie rozmowa wraca na temat Węgier i relacji Viktora Orbana z Władimirem Putinem i sytuacji prezesa MOL Hernadiego.
JK: Orban to mu laskę [Putinowi - red.] zrobił tak, że kurwa ma tylko ogon pod­wieszony. Elektrownie atomowe dwie na Węgrzech, 10 mld euro kredyt od Ruskich [...]. I oczywiście, że South Stream on zrobi, mimo że Unia Europejska się nie zgadza. Pełne poddaństwo [...]. Ale słuchajcie, powiem wam jedną sprawę. Kurwa, jak my się różnimy od takich Węgier. Poje­chałem do tego Hernadiego, bo on nie mógł wyjechać z Budapesztu, mówię do niego, ty, a ile ty lat dostaniesz [...]. I on taki uśmiechnięty, wyluzowany, mówi: Słuchaj,
moi prawnicy znaleźli takie coś, że jak w tym samym temacie będzie wszczęta sprawa w jakimkolwiek kraju UE i będzie wyrok uniewinniający, to wtedy wszystkie kraje UE muszą go uznać i ja mogę jeździć do Europy. Ja mówię [...] na Węgrzech będzie ta sprawa? On mówi: no tak. Ja mówię, no wiesz, ale to potrwa dwa, trzy lata. On mówi: nie, w kwietniu będzie wyrok. I siedzi obok niego taki dyrektor od spraw prawnych, taki bardzo zaufany gość [...]. Abel [...]. I on z takim uśmiechem mówi: Abel, powiedz Jackowi, kto mnie będzie oskarżał w tym procesie na Węgrzech. A Abel mówi: moja żona. Kumacie? Wyobrażacie sobie taką sytuację. Żona jest prokuratorem oskar­żającym, wyrok uniewinniający, wszystko załatwione. Wyobrażacie sobie, że to jest u nas? [...]
ZG: Może jest, ale my nie wiemy [...].
WK: To się marzy Kaczyńskiemu. Takie relacje w polityce wewnętrznej.

TY WIESZ, ŻE JESTEM WICE
Rozmowa przenosi się na problemy kadrowe PGE, sejmowej Komisji Skarbu i jej członka fana Burego z PSL. Pojawiają się też wątki innych ministrów.
WK: Ja to mam problem Burego, którego mogę wyj ebaćwkosmos[...].
ZG: Nie zrobisz tego, nie dasz rady. Nie będziesz się przecież kopał ze wszystkimi. Chyba że jakoś załatwisz, że komisja będzie jakoś funkcjonowała.
WK: Ja pierdolę. No i co się stanie, gdy komisja nie przyjmie informacji od ministra. Ico?
JK: Co macie jakiś problem [...]?
WK: Bury wszystkich ich okiwał. Trzymał z Waldkiem Pawlakiem, bo ten był cwaniak.  
JK: Wy macie teraz kogoś, kto jest w kie­rownictwie PSL?
WK: Tak, Urszula Pasławska. [...] Ona mówi do mnie [...] Ja nie wiem, jak ty będziesz na to patrzył, bo ja jestem wice. Myślę kurwa, o co chodzi? No wiem, mówię, że jesteś wice. I tak parę razy powtórzyła. Mówię kurwa, wyjąłem Google, Urszula Pasławska, a tam patrzę wiceprezes PSL [śmiech].
Po chwili Karpiński opowiada o ówczesnym wiceministrze skarbu Pawle Tamborskim.  
WK: Wołam kiedyś, Tamborek, mówię do ciebie. Mówię, kiedy zrobisz tę politykę energetyczną, bo jak dzieci we mgle, nie wiadomo, łupki, atom, nie wiadomo, w co ręce włożyć. A on mi mówi: teraz kurwa to ja idę do domu. Pierdolę wszystko [śmiech]. [...]. Ale on tam od początku zesrany w tym ministerstwie, on tam nie ma nic do roboty.
JK: Ja tam do niego jeżdżę czasami i on czasami chce tak posiedzieć dwie godziny popierdolić. Widzę, że ma tyle czasu.
Rozmowa ponownie wraca na temat alko­holu. Kelnerzy proponują, że odprowadzą samochody.
JK: Czasami napić się trzeba, ja trzy miesią­ce nie piłem, z tą nogą coś mi się stało i przez leki nie mogłem. Potem nie chciałem, bo na tych szczudłach chodziłem. A potem się od­zwyczaiłem i mi się nie chciało. I chodziłem na te imprezy, i patrzyłem na tych ludzi, i to był dramat. I mówiłem o tym kolegom i oni do mnie: ty się w łeb pierdolnij, odjeżdżasz kompletnie [śmiech] [...].
JK: To wy tam teraz jesteście we dwaj, ta Pasławska, Tamborek, Kto tam jeszcze jest? A Baniak [Rafał Baniak, wiceminister skarbu - red.] jeszcze jest? Gdzieś zniknął z horyzontu...
ZG: Pracuje, zakasane rękawy, zapierdziela już drugi dzień tak [...].
WK: On ma takie same syfy: LOT, stocznia gdańska, Polimex.
JK: No to same fajne.
WK: Telewizja. Kurwa ta telewizja to też...
JK: No a co z tym LOT-em? [w styczniu z powodu usterek wstrzymano loty wszyst - kich dreamlinerów - red.].
WK: No Stephen Moore [z Boeinga - red.] mówi: dzinkuje, panie Miniscze, dzinkuje za to, że pan tak to dobrze komunikował, tego Boeinga. Bo ja się obawiałem, że ta komunikacja będzie taka. [...] On świetnie mówi po polsku, wiesz?
JK: A lecieliście tymi dreamlinerami? Ja leciałem ze cztery razy i to jest samolot po chuju. Powiem, że komfort taki, chyba tylko porównywalny komfort jest airbus 380. Na płasko te siedzenia, ciemno jest, bo te przyciemniacze na szybie takie elektroniczne. Naprawdę super.

NA CELOWNIKU
Panowie jedzą solę. Rozmowa schodzi na czasy studenckie. Rozmawiają o promoto­rach, pracy naukowej, magisterce. Włodzi­mierz Karpiński mówi o tym, jak zdobywał tytuł naukowy. Potem wracają do sytuacji Sławomira Nowaka.
WK: Wszyscy jesteśmy na celowniku jakimś [...]. Kiepsko się wyłączyć z tego zegarka.  
JK: On w ogóle nie powinien nic mówić.
WK: Nic nie mówić, wpisać do oświadczenia, napisać kurwa wiesz.
JK: I po temacie. Nie takie rzeczy, Palikot, wiesz, o samolocie zapomniał. Natomiast u niego jest tak, że on sam od siebie zaczął wymyślać historie i w tych historiach sam zaczął się gubić. Było najpierw, że pożyczył, później, że kolega kupił [...]. Ci mu normal­nie zaczęli wysyłać maile z „SuperExpressu” czy „Faktu”, bo już nie pamiętam [...].
JK: Ja się pytam Pawła Grasia i Igora Ostachowicza, czy Sławek do was przyszedł i pytał się, co ma z tym zrobić. Nie, bo on zaczął wybiegać przed kamerę i mówić: Jestem niewinny, spierdalać. A potem, że żona mi kupiła z rodziną, a potem, że mi Wawrzynowicz pożyczył, więc tysiąc komunikatów na sekundę. Nikt tego nie koordynował, bo on wpadł w jakąś taką panikę [...]. Jakby poszedł do chłopaków, toby ktoś mu powiedział: Zamknąć ryj!
TERAZ TO PALIWO MOŻE BYĆ I ZA 7 ZŁ
WK: To my się złapiemy we wtorek [...]. Chciałbym, żebyś pomyślał nad badaniami - rozwojem.
JK: Myślimy o tym cały czas, żeby w Orlenie uruchomić jakąś specjalną komórkę, która tym się zajmie [...]. My sobie też zadajemy pytanie, co dalej z Orlenem, bo dzisiaj jest fajnie, ale ten biznes jest umierający [...]. To jest też nam po drodze, żeby zrobić taką mocną komórkę R&D [badanie i rozwój - red.], możemy nawet być liderem tego procesu w Polsce, bo to nas interesuje i to jest dla nas ucieczka do przodu [...].
Na koniec Krawiec relacjonuje urodziny swo - jej żony. Wchodzi kelner i przynosi rachunek.  
JK: Ale słuchajcie, nie chciałem przy nim gadać. Jak była ta kampania 2011 r. i oni tam z cenami jechali cały czas, że paliwo po 6 zł PiS napierdał. No i jest ta impreza w Focusie, już wiadomo, że wygraliśmy. Z Donaldem się spotykam i on: Teraz, kurwa, to paliwo może być nawet i po 7 zł [śmiech].
WK: Nie no, tak było, nie? [...] Były rozmowy inne i nie. Ja w tych finalnych nie uczestniczyłem. Wszystkie chwyty dozwolone.



Złote dziecko Platformy płaci za ministra

Rozmowa Stanisława Gawłowskiego i Piotra Wawrzynowicza

Czwarte spotkanie to rozmowa wiceministra środowiska Sta­nisława Gawłowskiego z Piotrem Wawrzynowiczem. Podobnie jak poprzednie rozgrywa się w tym samym VIP-owskim saloniku restauracji Sowa & Przyjaciele w Warszawie. Gawłowski to ważny polityk PO, wpływowy wiceminister od blisko siedmiu lat. Wawrzynowicz to z kolei była „nadzieja Platformy”, niegdyś najbliższy współpracownik Mirosława Drzewieckiego, byłego ministra sportu, skarbnika PO.
Piotr Wawrzynowicz od dobrych kilku lat jest formalnie poza partią. Pracuje w biznesie. Był związany z przedsięwzię­ciami miliardera Zygmunta Solorza - Pol­satem, Elektrimem, Plusem. Jego drogi z Solorzem się rozeszły. Dziś pracodawcą dawnego złotego dziecka PO jest inny miliarder Jan Kulczyk.
O Wawrzynowiczu zrobiło się ostatnio głośno przy okazji zegarków ministra Sła­womira Nowaka. To właśnie ten biznesmen w salonie zegarmistrzowskim przy ulicy Wiejskiej kupował ekskluzywny zegarek Ulysse Nardin, który następnie wylądował na ręce byłego już szefa resortu transportu.
Z kontekstu wynika, iż rozmowa Waw­rzynowicz-Gawłowski została zarejestro­wana w styczniu tego roku. Rachunek za obiad (zupa z owoców morza oraz jagnięci­na) płaci biznesmen. Ostryg i homara tego dnia, niestety, nie ma w karcie. W nagraniu znajduje się wyraźna sugestia, kto może być jego autorem. Obiad polityka i biznesmena w VIP-owskim saloniku obsługuje niejaki Łukasz. Urządzenie nagrywające zostaje wyłączone dosłownie kilka sekund po opuszczeniu lokalu przez Wawrzynowicza, który opłaca rachunek i wychodzi jako dru­gi. Wskazówka jest taka, że nagrywającym jest podający do stołu.
Piotr Wawrzynowicz w rozmowie jawi się jako człowiek, który nie poddaje się przeciwnościom losu. Pieniądze, choć je ma, nie są dla niego najważniejsze. Tak przynajmniej mówi. Wawrzynowicz jest chyba rekordzistą Polski w używaniu rzeczownika „kurwa”. Właściwie trudno znaleźć jego - dłuższą niż trzy zdania - wypowiedź, która obeszłaby się bez tego słowa.
Stanisław Gawłowski jest za to mniej ekspansywny i mniej gadatliwy, choć i on klnie tak, że więdną uszy. Gustuje za to w dowcipach o Żydach. Rozmowa zaczyna się od dość ostrej wypowiedzi Wawrzynowicza o jego chlebodawcy Janie Kulczyku.
PW: U tego Solo [Solorza - red.] cho­dziłem jak myszka pod miotłą, kurwa. Krzywo spojrzał, ja zamiatałem. Tego [Kulczyka - red.] mam leciutko w dupie. Śmiech
Po chwili wiceminister Gawłowski po­stanawia rozluźnić atmosferą „ dowcipem"
- Żydach. Dowcip jest o Żydzie, który czyta „Gazetę Polską”. Drugi Żyd, jak ciągnie wiceminister, jest tą lekturą zdziwiony: „Przecież oni nas tam nie kochają?”. Żyd, czytelnik „GP”, tłumaczy, że czytanie „Ga­zety Wyborczej" jest bezsensowne, bo tam Żydzi są wciąż opisywani jako ciemiężeni - można „ dota złapać”.
SG: A jak biorę „Gazetę Polską”, to tam mam, że Żydzi przejęli kolejny bank, Żydzi rządzą światem i chce się żyć!
Wawrzynowicz rewanżuje się również dowcipem o Żydach: - Mordechaj wpada do swojego starego przyjaciela Mosze, który jest właścicielem księgarni, i mówi: „Jak ty możesz sprzedawać antysemickie książki u siebie, w naszej żydowskiej księgami?” A on mówi: „Co? Jamam na każdej książce cztery dolary, to nie jest żaden antysemityzm”.
Wiceminister Gawłowski zachwala matiasa podanego na przystawkę i wsłu­chuje się w wykład pana Łukasza o kawiorze z anchois. Rozmówcy utyskują nad losem swojego kolegi Sławomira Nowaka, którego obaliła afera zegarkowa.
SG: Strasznie mu współczuję. Uważam, że taki wpierdol dostaje za chuj wie co.
PW: Druga sprawa, głupota, że nie wpisał tego zegarka [do oświadczenia majątko­wego - red.]. [...] Dostaje wpierdol za nic, bardzo z tego powodu cierpi. Najgorsze jest to, że był dobrym ministrem. Nie był pizdą! Był dobrym ministrem. Uczciwym, lojalnym, normalnym, kurwa. To są słowa kluczowe.
Wawrzynowicz trochę utyskuje nad „złą prasą”, którą miał. Nad tym, że na siłę doczepiono go do platformerskiej afery hazardowej.
PW: Chuja zrobiłem! Nigdy w życiu nie widziałem na oczy Sobiesiaka [Ryszarda - red.], kurwa. Byłem, kurwa, twarzą afery hazardowej w tym kraju obok Rosoła [Mar­cina - red.] i Drzewieckiego [Mirosława, ministra sportu - red.], bo ich znałem. Nawet, kurwa, nie widziałem, że coś takiego procedują, tak? Sławek [Nowak - red.] mnie poprosił, żebym poszedł mu do sklepu kupić zegarek, bo nie chce mieć zdjęć z drogiego sklepu, gdzie kupuje zegarek. Prawie się kurwa udało.
Śmiech.
Wawrzynowicz jest człowiekiem opty­mistycznie patrzącym w przyszłość. Nie załamuje się niepowodzeniami.
PW: Ja to w ogóle mam to w dupie. Gdy­bym miał jutro oddać swoje BMW, bo kurwa straciłem pracę, to jestem kurwa zajebiście zadowolony. Nareszcie se kurwa mini coopera kupię. Nigdy nie miałem mini coopera, a od dziecka marzyłem. Kupię se kurwa mini coopera za 60 dych używanego i ja będę tak samo szczęśliwy, rozumiesz?
A ludzie są tak zajebiście napakowani na to, że później przeżywają dramaty.
W trakcie rozmowy bez przerwy wraca temat kandydowania Gawłow­skiego w wyborach do europarlamentu. Wawrzynowicz zachęca kolegę, by szedł reprezentować Polskę w Europie. Widać, że Gawłowski trochę obawia się europejskich salonów, ale jednak coś chciałby zmienić po sześciu latach pracy w Ministerstwie Środowiska.
Wawrzynowicz przekonuje, że Polska i Europa go potrzebują.
PW: My tam naprawdę potrzebujemy technokratów. To nie jest taka filozofia, że trzeba chodzić na przyjęcia i przy lampce wina wszystko od razu. Potrzebujemy ludzi, którzy sobie nie dają wciskać kitu, rozumiesz?
Koledzy, czyli wiceminister i biznesmen, są fatalnego zdania o polskiej klasie poli­tycznej.
PW: Nie mają żadnej wiedzy, nie są za­interesowani żadnym rozwojem. Zajmują się, kurwa, takimi gównami jak Solidarna Polska, jak Ziobro. I kurwa potem mają bronić polskiej racji stanu, czyli węgla na przykład? Oni nie są w stanie, bo nie mają żadnej wiedzy.
SG: A wiesz, jaka jest rozbrajająca i chyba na końcu przykra obserwacja? Że wcale to, że ty masz wiedzę merytoryczną, to w życiu nie pomaga. Przynajmniej w polityce nie pomaga. Bo ta banda, która napierdala cię i pierdoli różne głupoty. [...] Kurwa jak jest tak, że goście się stroją w szatki specjalistów, to płakać ci się chce. I myślę sobie: „I ja pierdolę, i co tu zrobić? Co zrobić z tym procesem?”. Nawet języka nie możesz do nich dostosować, bo sta­rasz się być merytoryczny, a to wymaga używania określonych słów. A on pierdoli takie głupoty, że nie jesteś w stanie zejść na jego poziom!
Panowie mocno krytykują polski system pilnowania polityków przed korupcją, na czele z instytucjami takimi jak CBA.
PW: Tam [w Stanach Zjednoczonych - red.] nikt nie obserwuje tego, jak u nas. Jakieś CBA urzędników, czy coś zrobili. Tam po prostu urząd kontroli skarbowej sprawdza, czy ktoś może mieć taki dom, taki samochód, dzieci w takiej szkole, zarabiając tyle.
[-]
SG: Wszystko przechodzi przez urząd skarbowy [w USA - red.].
PW: W Polsce to ty musisz udowodnić, że jesteś niewinny, jak Nowak z zegarkami. SG: Bo tam [w USA - red.] zegarków nikt nie sprawdza. Jak kupił zegarek, to dobrze, bo gospodarkę wzmocnił. Konsumpcja jest ważna w gospodarce.
PW: Gdybyśmy jeszcze mówili o jakimś zegarku za 180 tys.
Po rozmowie „ zegarkowej” znów powra - ca kwestia kandydowania Gawłowskiego w eurowyborach. Wawrzynowiczpodbu­dowuje kolegę, któremu najwyraźniej nieco brakuje pewności siebie.
PW: Ja nie mówię o kasie, bo ty jakbyś zmienił pracę, tobyś miał ją. Więc w twoim przypadku to nie jest argument, który jest tam jakoś megaważny, chociaż też jest przyjemny. Nie ma co ukrywać.
SG: Raczej nie powinienem mieć pro­blemów z zarabianiem przyzwoicie albo bardzo przyzwoitych pieniędzy. Nato­miast uczciwie zastanawiam się, czy to jest dla mnie taką wartością dodaną. Czy to jest coś, co da mi satysfakcję. Samo bycie jest denerwujące. Nie znam tamtego środowiska zupełnie, miejsca, klimatu.
Argumentem za startem w wyborach jest niepewna przyszłość w polityce krajowej. Następnie panowie w łagodny sposób przechodzą do kwestii polityki międzyna­rodowej.
PW: Co tutaj będzie za dwa lata [w krajowej polityce - red.]? Bo mi się nie chce wierzyć, że to się jeszcze raz uda.
SG: Po raz trzeci [chodzi o wygraną PO w wyborach 2015 - red.]?
PW: Chociaż może się udać na zasadzie koalicja wszystkich przeciw jednemu [PiS - red.]. To się może wtedy udać.
SG: Jak Merkel [Angela Merkel, kanclerz Niemiec - red.] robiła kampanię. Taką myślą przewodnią było w trakcie kampanii: „Jest dobrze, po co to zmieniać?”
PW: Tak, tak. Ona fajnie pokazywała ob­razki z Grecji, Francji, Włoch, Hiszpanii. Bezrobocie. Ludzie na ulicach. Te same obrazki można w Polsce pokazać. Patrz we Francji. Mieli dosyć tego, kurwa, Sarkozy- ’ego. To teraz mają prezydenta [Franęois Hollande - red.], który ma trzy dupy, nie. SG: I w tej Francji, i we Włoszech. Nie mam nic przeciwko, tylko tak trochę chociaż mógłby...
PW: Prezydent pojawiający się na skuterze, żeby pojechać za róg, żeby pukać 41-letnią aktorkę.
SG: Bez sensu, nie?
PW: Wiesz co? Wszystko w tej historii jest bez sensu. Na skuterze, bez ochrony.
SG: Bez sensu.
PW: Po tym powinni mu zabrać ochronę. Wypierdalasz w nocy sam na skuterze, to po chuj ci na drugi dzień ta ochrona? Jedź sam do pracy, nie?
SG: Powinien ją zaprosić gdzieś w jakieś miejsce...
PW: Kawalerkę wynajął za rogiem. I teraz tęsknią za Sarko.
SG: Socjaliści zawsze miło opowiadają, a w praktyce są do dupy.
Obaj panowie nie pochwalają tego, co wyprawia się we Francji, i nie chcą, by podobnie było w Polsce.
PW: Stary, zupełnie szczerze ci powiem, jakby ktoś w tym kraju chciał, żebym płacił 65 proc. podatków na 8 min muzułmanów, którzy tu przyjechali i chcą wprowadzić, kurwa, chodzenie w szmatach po ulicy, przeniósłbym się z podatkami na Słowację, naprawdę.
SG: Też nie miałbym wątpliwości, że Słowacja w tym przypadku.
Biznesmen i wiceminister rządu Tuska uważają, że dobrym pomysłem jest inwe­stowanie w nieruchomości, bo nie bardzo wierzą w polski system emerytalny.
PW: Za 30 lat będzie kompletnie rozjebany system emerytalny. Nie będzie istniał w ta­kim sensie, jak dzisiaj istnieje. I wszyscy będziemy otrzymywać emeryturę 700 zł, 900,1200, czyli taką, żeby przeżyć, nato­miast absolutnie umożliwiającą wegetację. [...]. Bo to jest ten problem taki właśnie, który ja mam z tymi emeryturami. Że ja nie wierzę, że to dojedzie.
SG: Ja też...
PW: Ty jako polityk, ja jako przedsiębiorca dostaniemy przechujową emeryturę, bo płacimy najniższe możliwe ZUS-y.
Panowie starają się być dyskretni przy opuszczaniu lokalu, choć mają pewien problem z nazewnictwem.
SG: Jedziemy, co?
PW: Tak, tak. Rozchodzimy się w grupach. SG: W podgrupach.
PW: Ty wyjdź pierwszy, ja wyjdę drugi. I wszystko normalne.
Rachunek opłaca biznesmen. Kelner puentuje w rozmowie z Wawrzynowiczem, że wiceminister często przychodzi, „jak go ktoś zaprosi


Morze ropy rządu Tuska

Rozmowa ANDRZEJA PARAFIANOWICZA, SŁAWOMIRA NOWAKA I PUŁKOWNIKA DARIUSZA ZAWADKI.

Część tej rozmowy opisaliśmy w poprzednim wydaniu tygo - dnika „Wprost”. Wracamy do kilku pozostałych fragmentów. Do spotkania byłego ministra transportu Sławomira Nowaka i Andrzeja Parafinowicza, wiceprezesa spółki Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, doszło na początku lutego 2014 r. w restauracji Sowa & Przyjaciele.
Jednym z ważniejszych tematów rozmowy jest budowa gazoportu LNG. Dokoń­czenie inwestycji ma kluczowe znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa ener­getycznego państwa. Zgodnie z oficjalnymi zapowiedziami gazoport miał być gotowy w 2015 r. Wszystko wskazuje na to, że ten termin jest coraz bardziej nierealny. An­drzej Parafianowicz, zanim trafił do PGNiG, był wiceministrem finansów. Ze zmiany pracy wydaje się bardzo zadowolony. Powtarza to kilka razy w trakcie rozmowy.

PROSTA PIŁKA
AP: Fedrujemy, panie ministrze, fedrujemy! SN: Fedrujecie. No tak. Wy jesteście w PGNiG nie? Jak tam jest?
AP: Na bogato! [śmiech] [...] Taki był świecki zwyczaj, że tam co mniej więcej 13 miesięcy średnio wymieniali prezesa. Nie? Spółkom w to graj.
SN: No tak, no bo zawsze było u góry bezhołowie, więc na dole spokój.
AP: Spokój, wiesz. Potworzyli sobie takie księstewka. [...] Na najprostszym przykładzie ci powiem. Pytam dyrektora administracyjnego: macie jakiś program zarządzania flotą, samochodami? Nie. SN: Mhm.
AP: A ile mamy samochodów? On: z 800. Kurwa!
SN: Ja pierdolę.
AP: Prosta piłka, nie. Zliczyć samochody.
SN: No.
AP: A my tam na Hożej, bo ja mam tam też te działy administracyjne, to się pró­buję zorientować, co mam. Na tej Hożej, co tam mamy? A tam jest taki biurowiec. Ile jest metrów? Ja wiem... No, pięć pięter jest.
SN: He he he...
AP: Kurwa, dyrektor administracyjny...  
SN: Kurwa, ale to jest moloch, nie? Kurczę, ilu to ludzi?
AP: 33 tysiące. Ze spółkami licząc.
SN: Ja pierniczę, to nieźle.
AP: Słuchaj, Polska Spółka Gazownictwa - 13 tys. ludzi. Ale jak się będziesz budo­wał, to na dziesięć metrów rury z gazem będziesz czekał dwa lata.
SN: No tak, absolutnie. To jest w ogóle jakiś absurd.
AP: To jest absurd.
SN: To znaczy, na własne życzenie PGNiG oddaje rynek, bo w ogóle nie podłącza nowych osiedli do gazu, nie? To też ciekawe.

DALEKO OD RURY
Do spotkania dołącza płk Dariusz Zawadka, były szef GROM, obecnie członek zarządu spółki PERN. Panowie kolejny raz omawia­ją więc sytuację w PGNiG. Parafianowicz opowiada o kopaniu gazu w Libii.
SN: My będziemy tam wydobywać? Nie?
AP: Złoże jest na tyle duże, że opłaca się już wydobywać, jest naprawdę duże. Mało tego, jest wysoce prawdopodobne, że ten gaz jest tylko czapą nad morzem ropy.
DZ: A to macie koncesję na to?
AP: Mamy, mamy. I teraz uważaj, po wszystkich badaniach. [...] Jeszcze dwa odwierty trzeba zrobić. Później badania, analizy, wynik będzie we wrześniu 2015. To myślę, że rząd Donalda Tuska dokopał się do morza ropy. [...] Jest tylko mały kłopot. Do morza jest 1000 km. Nie ma rury.
DZ: Nie ma infrastruktury żadnej ?
AP: Nie ma. Najbliższa rura, tyle że włoska, jest 200 km dalej.
DZ: To jest problem...
AP: Trzeba rurę położyć 200 km i wybudo­wać kopalnię. Wszystko razem 800.
SN: Milionów?
AP: Tyle że dolców. Pytanie o zasadność złoża. I teraz gazu jest dużo.

SUWNICOWY W LESKU
AP: Panowie, pogratulujcie mi, od wczoraj jestem członkiem rady nadzorczej.
DZ: Europolgazu?
AP: Tak jest.
DZ: Kuuur...
AP: Na bogato.
SN: Na bogato.
DZ: No to proszę, no to gratulujemy. Uczestnicy obiadu wznoszą toast: „Za nas, za was, za gaz!”
DZ: Rada nadzorcza... to ładnie, ładnie, proszę pana.
AP: Podziękować.
SN: A kto jest głównym? [w PGNiG]
AP: Zawisza [Mariusz Zawisza - prezes PGNiG - red.]
SN: A kto to jest?
AP: Z Lublina chłopak.
SN: Czyli [...] od Włodka [Włodzimierz Karpiński, minister skarbu - przyp. red.]?
DZ: Iloosobowy zarząd?
AP: Pięcio, ale będziemy mieli szóstego. Bo trwają właśnie wybory przedstawiciela załogi.
DZ: A w radzie nadzorczej też macie przed­stawiciela załogi? [...]
AP: Tak. I kurwa siedzi ci na radzie nad­zorczej suwnicowy z zakładu w Lesku i „co wy tu, towarzyszu prezesie, pierdolicie”. To fundusz remontowy trzeba zwiększyć. Myślimy: dwie duże banie w Morzu Pół­nocnym wiercić. Nie, nie, bo wczasy pod gruszą.

PODZIAŁ WPŁYWÓW W SPÓŁKACH
AP: Ty, mam do ciebie sprawę od dawna, ale ciągle zapominam. Czekaj... Wiesz, pra­cuję na razie nad tym, bo jest powszechne postrzeganie, że są dwie frakcje.
SN: Tak.
AP: Sienkiewiczowska, czyli ja i Kurella [Jerzy Kurella, wiceprezes spółki - red.]. I lubelska.
DZ: Tak, To już powszechne na rynku. AP: Próbuję zrobić, żeby Zawisza [Mariusz, prezes] miał przynajmniej elementarne zaufanie do mnie. Nie wojuję, nie chodzę, nie podkopuję, nie pierdolę.
DZ: Powiem szczerze, rozmawiałem z nim. Powiedziałem mu: znam Andrzeja chwilkę. Mówię mu, że nie musi się na plecy oglą­dać, jak stoisz za nim. [...] To jest rozsądny człowiek. Jak skaczemy w ciemno, to trzeba światło zapalić najpierw.
AP: I wysłuchał tego?
DZ: Tak. [...]
SN: A ty masz z Włodkiem jakie relacje?  
AP: Z Włodkiem? Dobre, jeszcze w mi­nisterstwie zrobiłem mu tam kilka takich grzecznościowych rzeczy na cito.
SN: On się musi na coś zdecydować, nie może się jakoś tam na ciebie zdecydować?  
AP: Nie wiem, ja tłumaczyłem w Ujaz­dowskich [siedziba kancelarii premiera - red.], że chcę odejść z ministerstwa i nie ubiegam się o żadną prezesurę, żeby nie dawać pismakom. [...] Schowacie mnie tam na jakimś wiceprezesie... I komentarze w gazetach były krótkie i pozytywne. Takie naturalne przejście.
SN: Ale z czasem...?
AP: Z czasem, wiesz, ja młody chłopak jestem.

Po fragmentach, które opisaliśmy tydzień temu, rada nadzorcza PGNiG zawiesiła Andrzeja Parafianowicza „w związku z koniecznością wyjaśnienia kwestii związanych z jego opublikowanymi wypowiedziami dotyczącymi spółki”. Sam wiceprezes zapewniał tymczasem, że nie naruszył interesów spółki i nie ujawnił żadnych informacji stanowiących tajem­nicę przedsiębiorstwa.

POPARCIE ZA DŁUGI
W tej rozmowie pojawia się jeszcze jeden niepokojący fragment. Przy winie i aneg­dotach Sławomir Nowak opowiada pozo­stałym uczestnikom obiadu o kampanii prezydenckiej Donalda Tuska w 2005 r. Nowak kierował wówczas kampanią me­dialną lidera PO. Jednym z kontrkandyda­tów był prof. Zbigniew Religa. W drugiej turze wyborów poparł Tuska, został nawet szefem komitetu honorowego.
SN: W 2005, ja pamiętam, zdobyliśmy jego długi, żeby się wycofał. Cena była taka, że... bo mu narobił ten jego sztab długów strasznych...
DZ: Kurwa, tam był Petelicki, tam był ówczesny szef [...].
SN: On wtedy poparł Donalda, nie? No właśnie za to, że zapłaciliśmy ich długi.

JOANNA APELSKA, CEZARY BIELAKOWSKI, AGNIESZKA BURZYŃSKA, ANNA GIELEWSKA, SZYMON KRAWIEC, SYLWESTER LATKOWSKI, MICHAŁ MAJEWSKI, PIOTR NISZTOR, ELŻBIETA SABA, GRZEGORZ SADOWSKI, IZABELA SMOLIŃSKA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz