Redaktor naczelny
„Gazety Wyborczej” i redaktor senior „TP” szukają równowagi między Palikotem a
Rydzykiem. Mówią o prawdzie przyciągającej mocą samej prawdy i o tym, że trzeba
bać się nihilizmu, a nie gender.
ANNA WACŁAWIK-ORPIK: Punktem odniesienia naszej dyskusji
jest książka Adama Michnika z 1977 roku: „Kościół, lewica, dialog”. Niedawno
nazwał Pan tę książkę anachroniczną - dlaczego?
ADAM MICHNIK: Z trzech powodów. Po pierwsze, została zrodzona przez
pewną sytuację, w dużej mierze sprowokowaną książką Bohdana Cywińskiego
„Rodowody niepokornych”, której autor również zarysował perspektywę spotkania
między lewicą a Kościołem.
Po drugie, od tamtej pory
zdestruowano sens pojęcia „lewica”. Dzisiaj nie umiałbym powiedzieć, że jestem
człowiekiem lewicy - wtedy robiłem to bez zahamowań. Słowem tym określa się
formację postkomunistyczną, której nie odmawiam zalet, ale nie widzę w niej
wiele wspólnego z tą lewicowością, o której myślałem podczas pisania. Do tego
dochodzą zwolennicy formacji Janusza Palikota i moi młodzi koledzy z „Krytyki
Politycznej”, wielbiciele Slavoja Źiżka. To również nie jest
moja bajka.
Po trzecie, dla mnie najbardziej
bolesne - mamy zupełnie inny Kościół. Wtedy miałem wrażenie, że Kościół
zapraszał mnie do rozmowy, i nie odczuwałem żadnej wrogości. Nieufność może
tak, ale nie wrogość. Dzisiaj
mam poczucie, że w wystąpieniach
prominentnych przedstawicieli Kościoła (niedawno np. u ks. Dariusza Oko w
telewizji) moje nazwisko funkcjonuje jak przezwisko.
Zaletą tej książki jest, myślę,
próba innego spojrzenia na Kościół czy szerzej: na chrześcijaństwo. Innego,
niż proponują dyżurni antyklerykałowie, którzy z ataków na Kościół urządzili
sobie trampolinę do sukcesu wyborczego i zaistnienia w mediach. To jest moralnie
niestosowne, historycznie fałszywe i intelektualnie głupie. Niedawna warszawska
rekonstrukcja ścinania Kazimierza Łyszczyńskiego nie wydała mi się nawet zabawna.
Rzecz w tym, że to, co
najistotniejsze i najbardziej wartościowe w Kościele, nie przestało istnieć.
Dziś jest to formacja mniejszościowa, marginalizowana, kneblowana. Dla mnie to
źródło goryczy, bo pokochałem chrześcijaństwo w stylu ks. prof. Tischnera, abp. Życińskiego czy Jana Pawła II. Wymieniam
te trzy nazwiska, żeby nie mówić o obecnych
na tej sali.
Powiedział
Pan, że dziś to już zupełnie inny Kościół. Zatem pytanie do ks. Adama
Bonieckiego: jak Kościół poradził sobie po komunizmie?
KS. ADAM BONIECKI: Najpierw
chciałbym jeszcze przypomnieć inną ważną funkcję książki Adama. Adresowana do
przyjaciół antyklerykałów, odegrała dużą rolę również dla myślenia katolików i
księży. Ludzie Kościoła dowiedzieli się z niej, że „mówią prozą”: że wraz z
opozycją są po jednej stronie w - najogólniej mówiąc - kwestiach dotyczących
praw człowieka. Miałem wrażenie, że po tej książce język różnych kościelnych
eksponentów się zmienił; że zobaczyli siebie w innym świetle.
ADAM MICHNIK: Pamiętam rozmowę w Krakowie, z ks. Adamem Bonieckim, u
niego w domu. To był chyba 1977 rok. Adam powiedział: „Czytałem twoją książkę
i nie zdawałem sobie sprawy, jakich mam mądrych
biskupów”.
KS. ADAM BONIECKI: Sami biskupi nie wiedzieli, że są tak mądrzy... Myślę
jednak, że dziś nie chodzi o znalezienie wspólnych płaszczyzn. Trzeba ich
szukać, ale z mentalnością prezentowaną przez antyklerykalizm Palikota szkoda
energii. Słowo lewica, jak słusznie zauważył Adam, ma dziś zupełnie inne
znaczenie. A książka, w której ktoś potrafiłby napisać, że chodzi nam o to
samo,
byłaby potrzebna również dziś.
Taka, w której ktoś powiedziałby: nie wykrzywiajmy się na siebie, nie bójmy
się siebie, otwórzmy się trochę, miejmy więcej zaufania...
I jeszcze jedno ważne
dopowiedzenie: Kościół był wtedy jednak stroną szykanowaną, był po stronie
uciskanych.
ADAM MICHNIK: I na pewno był dyskryminowany.
KS. ADAM BONIECKI: Natomiast dzisiaj Kościół instytucjonalny ma mnóstwo
powodów, by czuć się spełnionym. Niedawno przygotowywałem wykład o tym, czy i
jak Kościół szuka nowej tożsamości. Postawiłem tezę, że Kościół nie ma na to
czasu ani nie czuje potrzeby, bo ma mnóstwo roboty - prowadzi wiele wspaniałych
dzieł, akcji, ruchów. Może zmniejsza się liczba chodzących do kościoła, ale
przybywa liczba praktykujących. Jedno, co niepokoi, to wyraźny spadek udziału
młodzieży w działalności Kościoła. Ale na pociechę można powiedzieć, że jej
postawy religijne stały się wyraziste: są albo bardzo zaangażowani, albo
kompletnie obojętni. Więc może to pokolenie, które po nas przyjdzie, będzie
mniej liczne, ale za to lepsze.
Myślę, że dialog jest potrzebny,
tylko pytanie: z kim i wokół jakich wartości ma się toczyć? Ks. Oko nie jest
reprezentantem całego Kościoła - no, ma pełną swobodę wypowiedzi... W
Kościele jest pewna swoboda wypowiedzi...
ADAM MICHNIK: Niepełna...
KS. ADAM BONIECKI: ...czasem ktoś ma lekko ograniczoną.
Jest kwestia nieufności,
rodzącej się między ludźmi, którzy mogliby być sobie bliscy. „Tygodnik
Powszechny” wciąż usiłuje pełnić rolę takiego miejsca, gdzie spotykają się
ludzie, których łączą wspólne wartości, niezależnie od tego, czy są wierzący,
czy niewierzący. Kościół instytucjonalny również szuka dialogu z
niewierzącymi. Kard. Nycz zorganizował w Warszawie „Dziedziniec pogan”, w
Krakowie podobne spotkania robi bp Ryś. Ale to chyba nie w tym miejscu jest ten
chory czy wymagający leczenia punkt.
KS. ADAM BONIECKI: O proszę, to jest swoboda dyskusji! Kogo jeszcze mamy
nie wymieniać?
Zapytam więc o listy
pasterskie Episkopatu i o homilię abp. Gądeckiego z 3 maja na Jasnej Górze.
Moim zdaniem można na ich podstawie dojść do wniosku, że biskupi uważają Polskę
za wrogi kraj, który potrzebuje odnowy: „Kościół, jeśli jest autentyczny,
winien być duszą państwa. Bez duchowych wartości, jakie przynosi Kościół, ciało
państwa obumiera”... Co hierarchiczny Kościół wie o dzisiejszej Polsce?
ADAM MICHNIK: Zaniepokoiło mnie stwierdzenie ks. Adama, że Kościół
nie szuka tożsamości, bo nie ma na to czasu. Powiedziałbym: nie szuka, bo ją
znalazł. Zgodnie z pani prośbą nie będę cytował księdza Oko, tylko innego
księdza. „W Polsce rząd dokonuje biologicznej eksterminacji narodu” - to cytat
z o. Rydzyka. Jeśli coś takiego mówi kapłan, jednocześnie szef radiostacji, która
o sobie mówi „katolicki głos w twoim domu”, i coś takiego nie przeszkadza biskupom,
mam prawo przypuszczać, że to element nowej tożsamości - w moim przekonaniu
głęboko antychrześcijańskiej.
Wiem, że to może brzmieć
arogancko, ale mówię to z głębokiego przekonania, któremu dałem wyraz niedawno
w „Gazecie Wyborczej”. Uważam, że załamanie się Kościoła na wzór zachodni
będzie katastrofą dla Polski. Dlatego, że w Polsce, inaczej niż we Francji, nie
ma funkcjonującego na skalę masową kodeksu etyki laickiej. Kościół to jedyne
miejsce, gdzie zwykli ludzie dowiadują się, co jest dobre, a co złe. Tylko co
ma myśleć człowiek, kiedy nagle drzwi tego kościoła zostają zatrzaśnięte mu
przed nosem, jak to miało miejsce w Jasienicy?
KS. ADAM BONIECKI: Zdumiewająca jest wspomniana homilia abp. Gądeckiego: widać,
jak daleko odeszliśmy od konkordatu. A pytanie, co Kościół instytucjonalny wie
o dzisiejszej Polsce, uważam za kluczowe. Coraz
częściej mam wrażenie rozmijania się z rzeczywistością. Te światy nie zawsze
spotykają się ze sobą, a listy pasterskie są tego przykładem. Np. list, w
którym na kilku stronach dowodzi się, że Jan Paweł II człowiekiem świętym
był, jest bardzo budujący, ale są sprawy, które wymagają odpowiedzi jasnej i
klarownej - a które nie są poruszane. Pisze się głównie na tematy bezpieczne.
Ulubioną lekturą wielu księży
jest „Nasz Dziennik”, a źródłem wiedzy Radio Maryja. To kształtuje pewną wizję
świata - świata oblężonej twierdzy. Mamy przeciwieństwo tego, co proponował
Jan XXIII i co proponuje papież Franciszek, który mówi, że trzeba działać
pozytywnie, pokazywać radość Ewangelii i przypominać, że Chrystus umarł za
wszystkich ludzi.
Jakie będą tego koszty w długiej
perspektywie - trudno sobie wyobrazić. Wiemy, że wielu zraża się do Kościoła,
odchodzi. Spotykam się z ludźmi w różnych miejscach Polski i niektórzy chcą
się upewnić, czy oni jeszcze w ogóle są w Kościele. Nie myślą tak jak ks.
Rydzyk, kategorie oblężonej twierdzy do nich nie przemawiają, podoba im się
otwarcie Kościoła na świat - i pytają na spotkaniach, czy z takimi poglądami
mieszczą się jeszcze w Kościele?
Dziś nie mamy symptomu masowego
odchodzenia: mamy pełne ręce roboty, ludzie się spowiadają, przystępują do
sakramentów, zawierają śluby... mniej, ale zawierają.
Słowem: jesteśmy w nurcie rzeki,
tylko boję się, że ta rzeka zmienia po trochu swój nurt.
Zapewne wbrew intencjom
przewodniczącego Konferencji Episkopatu jego homilia skłoniła do refleksji o
słabości Kościoła. To nie państwo potrzebuje duszy, tylko dusza, czyli w tym
przypadku Kościół, rozpaczliwie potrzebuje państwa: potrzebuje jego
mechanizmów prawnych, żeby od ludzi egzekwować coś, czego nie potrafi skutecznie
głosić w kościołach. Odnoszę wrażenie, że Kościół nie zauważył, że
społeczeństwo się zmieniło. Niewdzięczne pokolenie, wychowane już na religii
wszkole, nie chce zawierać związków małżeńskich, woli życie w związkach
partnerskich. Podziemie aborcyjne kwitnie...
KS. ADAM BONIECKI: Rzeczywiście, są to oznaki słabości. W czasach komunizmu
mówiliśmy: nie chcemy żadnych przywilejów, chcemy tylko, żeby nasze prawa były
uszanowane i żebyśmy mogli mówić bez cenzury. Kościół ma prawo do wypowiedzenia
swojej oceny moralnej zjawisk, o których pani mówi.
Czasem wydaje się, że
duszpasterstwo zapomniało, iż instytucje kościelne mają sens tylko, jeżeli są
oparte na wierze. Bronimy jakiegoś obyczaju, jakiejś szlachetnej i czcigodnej
tradycji, ale do sakramentów, do wiary, nie można nikogo przymusić. Oczywiście,
jeżeli Kościół broni nienarodzonych, to broni ich nie tylko z pobudek
religijnych, ale z szacunku do życia. Natomiast cała sfera dotycząca
sakramentów może być zbudowana tylko na wierze. Tu prawda ma pociągać mocą
samej prawdy - jak mówi Sobór.
ADAM MICHNIK: Mam wrażenie, że w dokumentach Episkopatu nie ma tego
ducha, który jest w wypowiedziach papieża Franciszka.
A przy okazji chcę dodać, że
inaczej niż wielu moich przyjaciół oceniałem papieża Benedykta. Zgadzam się,
że był konserwatywny, ale był to konserwatyzm z wysokiego piętra, bez
demagogii. To wybitny intelektualista. Dziś rzadko się przypomina, że potrafił
przyznać, kiedy nie miał racji, i umiał przeprosić za pomyłki. Nie jest mi
znany ani jeden przypadek polskiego hierarchy, który mógłby coś takiego
powiedzieć o sobie.
KS. ADAM BONIECKI: Bo oni się nie mylą.
ADAM MICHNIK: Kiedyś studenci zapytali wybitnego ekonomistę czasów
komunizmu Oskara Langego, czy Karol Marks był nieomylnym bogiem, czy też był
omylnym człowiekiem. - Oczywiście, że był człowiekiem - odpowiedział. - To
kiedy się mylił? - spytali. I Lange, skądinąd członek KC PZPR i Rady Państwa, nie był w stanie tego wykrztusić. Otóż
podobne wrażenie miałem, gdy czytałem w „Gazecie Wyborczej” rozmowę o Janie
Pawle II z o. Maciejem Ziębą. Jan Paweł II był postacią wybitną, sam byłem dość bezkrytyczny wobec niego, ale z licznych
wypowiedzi o nim można dojść do wniosku, że nie tylko był święty - on po prostu
nigdy, w żadnej sprawie się nie mylił! Prawdopodobnie nawet w arytmetyce,
kiedy chodził do szkoły... Przecież to jest robienie karykatury z refleksji
religijnej. On w sposób oczywisty nie był nieomylny. Polskiego katolicyzmu,
podobnie zresztą jak polskiego życia intelektualnego, nie stać na poważną
refleksję o nauczaniu, o roli dziejowej i życiu Jana Pawła II. Budując mu pomniki,
jednocześnie się go knebluje.
Janusz Palikot oskarżył mnie, że
klękam i kapituluję przed Kościołem (być z jednej strony atakowanym przez
Palikota, z drugiej strony przez ks. Oko - trzeba powiedzieć, że człowiek ma
prawo do samozadowolenia.). Ale dla mnie antyklerykalizm to coś szalenie niebezpiecznego.
Wciąż powtarzam Palikotowi, że to, co robi, jest piekielnie niebezpieczne.
Zgadzam się, że nie byłoby fenomenu Palikota, gdyby nie było fenomenu Rydzyka,
to jest jasne. Ale jeden i drugi mają paradoksalnie wspólny cel: żeby konflikt
polityczny przeobrazić w wojnę religijną. A to jest dla Polski nieszczęście,
bo pewnych wartości religijnych się nie dyskutuje. Wierzy się lub nie - tu nie
ma miejsca na kompromis. Kompromis jest możliwy i potrzebny w świecie
polityki, a w świecie wiary nie.
Wcześniej bałem się
instrumentalnego stosunku polityków do Kościoła i pisałem o tym, gdy w
kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński filmował się na tle kościoła i mówił:
„Kto chce iść z nami, ten będzie szedł z Chrystusem”
(zapisywać Chrystusa do PiS to pewna przesada.). Teraz obawiam się drugiej
instrumentalizacji - że naturalne głosy sprzeciwu, niepokoju czy krytyki
zostaną zinstrumentalizowane przez prymitywny tramwajowy ateizm. Zrobi się niebezpieczne,
gdy w te buty wejdą kibole czy patrioci spod znaku pogańskiego Swarożyca. A
jest to możliwe, bo mamy do czynienia z pewnego rodzaju kryzysem aksjologicznym,
z czarną aksjologiczną dziurą, gdzie ostatnim autorytetem, który jest jako tako
nienaruszalny, jest Jan Paweł II. Wszystkie inne zostały zdeptane.
To źle wróży społeczeństwu. Jest
takie powiedzenie Chestertona, które lubię cytować, gdy spieram się z
antyklerykałami: „Kiedy ludzie przestają wierzyć w Boga, to nie jest tak, że w
nic nie wierzą, ale wierzą w cokolwiek”. Sądzę, że nasz Kościół źle definiuje
zagrożenia. Zagrożeniem może być nihilizm, a nie gender. Zagrożeniem
może być kompletna banalizacja aborcji, a nie in vitro. Jerzy
Turowicz napisał kiedyś, że Kościół nie jest łodzią podwodną, ks. Pasierb pisał,
że Kościół nie może być oblężoną twierdzą - sądzę, że obydwaj mieli dobrą
intuicję. Niedawno zapytałem jednego z biskupów: „Franciszek napisał list do
redaktora »La Re-
pubblica«, o którym wiadomo, że nie jest katolikiem. Czy ksiądz biskup może
sobie wyobrazić, że abp Michalik pisze taki list do redaktora naczelnego
»Gazety Wyborczej«?”.
KS. ADAM BONIECKI: Całe szczęście, że nie pisze.
ADAM MICHNIK: Natomiast ciągle słyszę z ust wielu biskupów, że papież
Franciszek powiedział zupełnie coś innego, niż powiedział. Nie wiem, czy tego
rodzaju osobliwa teologia służy pogłębianiu wiary.
KS. ADAM BONIECKI: Wracając do definicji Kościoła, ks. Pasierb na pogrzebie
Stefana Kisielewskiego powiedział, że Kościół jest jak Arka Noego, w której
każdego zwierza jest po parze i się nie gryzą. To chyba też jest ważne.
W polemice
Janusza Palikota z wypowiedzią Adama Michnika w „Gazecie Wyborczej” jeden
argument brzmiał przekonująco. Palikot wspomniał i świeckich systemach etycznych. Pan
mówi, że poza Kościołem nie mamy się na czym oprzeć. Ale jednak Polska nie jest
już w izolacji, prawa człowieka nie są abstrakcją, Polacy, którzy czują się
pokrzywdzeni przez różne instytucje, zgłaszają się np. do Trybunału Europejskiego.
Palikot wskazywał na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i inne inicjatywy,
które pokazują, co dobre, a co złe.
Może Polska mogłaby się bez Kościoła jednak obejść?
ADAM MICHNIK: Nie zgadzam się z tym, uważam, że to byłaby katastrofa,
ale to jest oczywiście z mojej strony akt wiary. Ja przecież nie napisałem, że
poza Kościołem nie ma zbawienia. Nawet abp Michalik dziś tak nie twierdzi.
Jestem przekonany, że awantury z Jurkiem Owsiakiem to ogromny błąd dużej
części kapłanów. To, co on robi, jest absolutnie w duchu najlepiej rozumianego
chrześcijaństwa. Różni duszpasterze twierdzą, że wzywa do nihilizmu, kiedy
mówi: „Róbta, co chceta”, a przecież to jest parafraza słów św. Augustyna. Jak
kapłan katolicki może tego nie wiedzieć? To mnie martwi i niepokoi, ale jestem
historykiem, wiem że Kościół istnieje dwa tysiące lat i bywały gorsze czasy.
Kościół, jak ta święta jawnogrzesznica, potrafi pozostawiać to, co złe, i wewnętrznie
się odradzać. Jestem przekonany, że w Polsce też tak będzie, tylko pytanie, czy
moje dzieci tego doczekają.
Paradoksalnie w szeregach
katolików „radiomaryjnych” zwycięża to, co ks. Józef Tischner nazywał homo sovieticus, czyli mentalność sowiecka: dla kogoś, kto myśli inaczej
niż ja, nie ma miejsca, taki ktoś nie może zasługiwać na szacunek.
jeszcze słowo o dialogu. Z czasów
prymasa Wyszyńskiego pochodzi kościelny obyczaj, że kapłan jest pasterzem i są
owce. Wtedy rzeczywiście nie było miejsca na dialog, na partnerstwo. Prymas
był kimś w rodzaju interreksa i można było przypuszczać, że każdy dialog może
być instrumentalnie wykorzystany do wojny z Kościołem.
Wtedy byłem całkowicie po
stronie księdza prymasa: sam będąc przesłuchiwany, powtarzałem sobie, że z
funkcjonariuszami bezpieczeństwa nie ma miejsca na dialog, bo oni nie dążą do
żadnej prawdy, tylko chcą mnie zniszczyć.
Rozumiem, że tak myślał prymas
Wyszyński, kard. Wojtyła czy bp Tokarczuk, do którego jeździłem do Przemyśla.
Bp Tokarczuk wtedy nie miał żadnych zahamowań z prowadzeniem partnerskiego
dialogu z Jackiem Kuroniem czy ze mną. Jan Paweł II zapraszał do Castel
Gandolfo intelektualistów bardzo różnej orientacji. Kiedy to wspominam, myślę,
że duch i klimat dialogu został dziś w Polsce zdestruowany, a kapłani, którzy
chcą pełnić swoją misję, odwołując się do niego, są - najłagodniej mówiąc -
marginalizowani.
KS. ADAM BONIECKI: Przychodzi
mi do głowy analogia z okresem przed Soborem Watykańskim II, gdy dominował
klimat zastraszenia. Kościół jako instytucja funkcjonował na sposób
dyktatorski. Zabraniano nauczać tym, którzy byli zbyt otwarci. Otóż jestem
przekonany, że Kościół nie jest tylko „ludzkim przedsiębiorstwem”, ale instytucją
Ducha Świętego, gdyż nagle zjawił się Jan XXIII.
Szukano wśród kardynałów
najbrzydszego, najgłupszego i najstarszego, który szybko umrze, i wybrano
Roncalliego. Po czym Roncalli, jak się okazało, zmienił Kościół. Byłem księdzem
i przed, i po Soborze - to naprawdę było wpuszczenie powietrza.
A teraz zjawił się Franciszek,
który nie pasuje do niczego, co zastał w Watykanie. Ma jasną wizję, a
działając zgodnie z nią, przeraża, gorszy i denerwuje watykański personel.
Jemu nie chodzi o to, żeby mieć wszystko pod kontrolą, tylko żeby przygotować
możliwość ewolucji, dać początek jakiemuś procesowi. Dlatego tak starannie
dobiera ludzi. Jestem przekonany, choć nie potrafię tego udowodnić, że ta
skorupa postsowieckiego myślenia, którą jesteśmy dotknięci, zużywa się i
rozsypuje. To, co jest w Ewangelii najwspanialsze - uniwersalizm, otwarcie na
innego i przekonanie, że wszystkich ludzi ogarnia miłość Boga - dzięki
Franciszkowi zadziała.
ADAM MICHNIK: Trzeba być optymistą, bo w Polsce bycie pesymistą to
banał, dlatego że pesymiści na ogół mieli rację. Tylko optymista jest ciekawym
rozmówcą, a od siebie dodaję - podoba się dziewczynom. Optymistą jestem tym
większym, że niedawno przeczytałem wydany przez dominikanów dziennik Yves’a Congara z okresu, kiedy był potraktowany przez Urząd
Nauczycielski Kościoła tak, jak teraz ks. Wojciech Lemański jest traktowany
przez własnego biskupa. Puenta jest taka: jak zwykliśmy mawiać w Polsce,
dłużej klasztora niż przeora. Przeor się zmienił, a Congar dostał kapelusz kardynalski.
Więc ja wróżę księdzu Lemańskiemu świetną przyszłość.
Dzisiaj nie do końca wiadomo, z kim Kościół miałby dyskutować.
ADAM MICHNIK: Z kulturą, z ludźmi, ze światem. Czyimi ustami świat ma mówić do Kościoła?
ADAM MICHNIK: Świat
bez przerwy rozmawia sam ze sobą i tym samym z Kościołem. Pytanie, czy nasi
biskupi będą widzieli potrzebę i możliwość takiej rozmowy, w jaką ze światem
wchodzi papież Franciszek. Wymagałoby to szacunku dla inaczej myślącego.
Zasadą ewangeliczną jest powiedzenie drugiemu człowiekowi: „Dobrze, że jesteś”,
a ks. Pasierb uzupełnia, że chrześcijanin powinien dodać: „dobrze, że jesteś
inny”. Wartości Ewangelii nie są skomplikowane, one są tylko trudne. Trudno
żyć ze świadomością, że wciąż się do nich nie dorasta.
Dziesięcioro przykazań jest,
jakie jest, i nikt rozsądny nie próbuje ich redagować czy modernizować.
Metafizyczny korzeń Starego i Nowego Testamentu jest nieśmiertelny, nigdy nie
uschnie. W tym sensie myślę, że skoro przetrzymaliśmy już tyle nieszczęść, to
przetrzymamy i księdza Rydzyka, i ojca Macierewicza.
Jak więc dialog praktykować?
KS. ADAM BONIECKI: My
oczywiście jesteśmy specjalistami od doradzania biskupom, jak mają praktykować...
Myślę, że odpowiedź jest taka:
mamy dialog praktykować tu, gdzie jesteśmy. Inne
możliwości ma redaktor
największego dziennika w Polsce, inne ksiądz emeryt, ale w każdym przypadku
chodzi o spotkanie, i rozmowę. Ludzie
odczuwają potrzebę spotkania i dialogu. Moje doświadczenie takiego spotkania
to Przystanek Woodstock. Nic wielkiego tam nie było, ludzie po prostu zobaczyli
inny Kościół. Takie miejsca promieniują, przyciągają. Przyszliście państwo na
spotkanie z potworem Michnikiem i księdzem Bonieckim, chce się państwu
siedzieć w tej dusznej sali tyle czasu...
Chodzi o to, żeby się nie bać
odrzucenia. Bardzo ważnym doświadczeniem było dla mnie to, że przypadkiem
sfotografowałem się z Nergalem, a potem jakiś prawdziwy katolik postulował,
żeby mnie za to ekskomunikować. Z satysfakcją to przeczytałem. To co: jak mnie
ktoś zapyta, czy może się ze mną sfotografować, mam mu powiedzieć: „Idź precz,
szatanie!”? Albo: „Idź precz, satanisto!”? Powiedzieć: „Mogę z panem porozmawiać,
ale broń Boże się fotografować, bo co ksiądz biskup powie”? Przecież to mój
brat, człowiek odkupiony przez Chrystusa. Oczywiście, jest w show-biznesie,
robi rzeczy, których nie uważam za szczyt dobrego wychowania, ale poza tym to
normalny człowiek. Myślę że każdy, tam gdzie jest, mógłby się zdobyć na
spotkanie z innym.
ADAM MICHNIK: Odnoszę wrażenie, że ks. Adam Boniecki po prostu lubi
lubić ludzi. Natomiast ksiądz, którego na prośbę naszej moderatorki nie
wymieniam, kocha wszystkich na świecie... z wyjątkiem kobiet i mężczyzn.
15 lat temu robiłem wywiad dla
„Gazety” z bp. Pieronkiem. Było lato, cholernie gorąco, poprosiłem o coś do
picia. Bp Pieronek zaproponował piwo: „Panie redaktorze, mam piwo, ale tylko
żywieckie, bo jestem lokalny patriota”. Tych piw wypiliśmy nieco, fotograf
zrobił zdjęcie - poszło do „Gazety”. Biskup mi później opowiadał, że dostał
list od czytelnika: „Ksiądz powinien się wstydzić! Z tym strasznym Michnikiem i
jeszcze reklamować alkoholizm!”. Pytam, co on na to. A biskup: „Przeczytałem
ten list i nie pozostaje mi nic innego, jak prosić go o modlitwę o zbawienie
mojej duszy”.
Rozmawiała ANNA
WACŁAWIK-ORPIK (TOK FM)
Powyższy tekst jest skróconym zapisem
debaty „Kościół, lewica, dialog - 40 lat później” zorganizowanej przez
warszawski Klub Tygodnika Powszechnego 14 maja w klubie Państwomiasto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz