Ktoś nielegalnie
nagrał spotkania szefa MSW, prezesa Narodowego Banku Polskiego, byłego ministra
transportu. Taśmy są kompromitujące. Czy to zamach stanu obliczony na obalenie
rządu Donalda Tuska?
AGNIESZKA BURZYŃSKA, MICHAŁ MAJEWSKI, CEZARY BIELAKOWSKI, PIOTR
NISZTOR, SYLWESTER LATKOWSKI Współpraca: GRZEGORZ SADOWSKI, JOANNA APELSKA
Elegancka
restauracja Sowa & Przyjaciele na Dolnym Mokotowie. Popularne miejsce spotkań
polityków i biznesmenów. Jej przewaga nad innymi? Można podjechać od tyłu i
wejść do specjalnego saloniku dla VIP-ów bez przechodzenia przez główną salę.
Właśnie tu doszło do dwóch spotkań, z których nagrania weszły w nasze
posiadanie.
Pierwsze z nich odbyło się w lipcu
2013 r. Uczestniczyły w nim trzy osoby: minister
spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, prezes Narodowego Banku Polskiego
Marek Belka oraz jego najbliższy współpracownik i były minister Sławomir
Cytrycki.
Drugie spotkanie odbyło się w tym
samym miejscu na początku lutego 2014 r. Brali w nim udział były minister
transportu Sławomir Nowak, były wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz
oraz Dariusz Zawadka, były dowódca Jednostki Wojskowej GROM.
Nagrania są bulwersujące. Kto
zarejestrował rozmowy? Komu zależało na skompromitowaniu uczestników tych
spotkań? Wiadomo, że w nich właśnie uderzają one najbardziej. Między innymi w
Bartłomieja Sienkiewicza, który jest skonfliktowany zarówno z częścią Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jak i Biura Ochrony Rządu. Za nagraniami mogą
więc stać służby specjalne, ludzie wywodzący się z Biura Ochrony Rządu, jakaś
grupa biznesowa, a może polityczna konkurencja.
PEŁZAJĄCY ZAMACH
„Wprost” zdecydował się
opublikować nagrania, bo zawierają one bulwersujące informacje o mechanizmach
funkcjonowania władzy w Polsce. Opinia publiczna ma prawo je poznać, a władza
ma obowiązek natychmiast wyjaśnić wszystkie wątpliwości, które w związku z
nagraniami się rodzą. Także to, jak jest możliwe, że najważniejsze osoby w
państwie są podsłuchiwane przez kogoś, kto chce je skompromitować i - być może
- szantażować. Działania te nasuwają skojarzenia z pełzającym zamachem stanu,
mającym na celu polityczne wysadzenie w powietrze rządu Tuska.
Do redakcji „Wprost” w zeszłym
tygodniu docierały wiadomości o kolejnych taśmach. Nagrane miało zostać
spotkanie wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CRA Pawłem Wojtunikiem, do
którego doszło na początku czerwca. Sprawdziliśmy: Bieńkowska rzeczywiście w
ostatnich dniach spotkała się z Wojtunikiem. Również w restauracji Sowa &
Przyjaciele. Według naszych informacji zarejestrowane ma być również spotkanie
prezesa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego z najbogatszym
Polakiem Janem Kulczykiem. Znów sprawdziliśmy: rzeczywiście Kwiatkowski i
Kulczyk spotkali się w ostatnich dniach w restauracji w Pałacyku Sobańskich.
Krążą wreszcie informacje o zarejestrowanych spotkaniach ministra Pawła Grasia
z wspomnianym Janem Kulczykiem. Nagrane miało zostać także spotkanie
związanego z Platformą Obywatelską biznesmena Piotra Wawrzynowicza z wiceministrem
finansów Rafałem Baniakiem.
ODWOŁAĆ ROSTOWSKIEGO
Co jest w nagraniach, które mamy?
Sienkiewicz załatwia polityczny deal z Belką. Chce, aby NBP pomógł w
finansowaniu deficytu budżetowego i tym samym wsparł Platformę w trudnych
wyborczych latach. Belka w zamian za to żąda głowy ówczesnego ministra
finansów Jacka Rostowskiego i nowelizacji ustawy o banku centralnym.
Kilka miesięcy później obie rzeczy
się dokonują. Rostowski traci stanowisko podczas listopadowej rekonstrukcji rządu,
a ministrem zostaje, jak chciał Belka, „techniczny i niepolityczny” Mateusz
Szczurek. Co więcej, 28 maja tego roku do Rady Ministrów wpływa projekt założeń
nowelizacji o NBP. Na pierwszy rzut oka wygląda niewinnie, jednak na dwunastej
stronie projektu w punkcie 13 Ministerstwo Finansów proponuje stworzenie
„możliwości sprzedaży i kupna dłużnych papierów warto - ściowych przez NBP,
także poza operacjami rynku otwartego”. W
praktyce oznacza to otwarcie furtki do drukowania pieniędzy. Rząd będzie
emitował obligacje, a NBP będzie je skupował. Ministerstwo zastrzega co prawda,
że takie operacje będą monitorowane przez Europejski Bank Centralny i podlegają art. 123 traktatu lizbońskiego,
zabraniającemu finansowania w ten sposób deficytów publicznych. Z tego zakazu
wyłączone są jednak publiczne banki. Takie jak BGK. W ten sposób NBP za
pośrednictwem BGK mógłby finansować dług publiczny. Tego z kolei oczekiwał
Sienkiewicz.
Projekt miał zostać rozpatrzony
przez rząd w ubiegłym tygodniu. Termin przesunięto jednak na 17 czerwca.
Sienkiewicz wypowiada wiele kontrowersyjnych opinii. Twierdzi na przykład, że
„państwo polskie istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje”. Jeden z
głównych pomysłów rządowych, czyli Polskie Inwestycje Rozwojowe, określa mianem
„ch..., dupa i kamieni kupa. Tego nie ma”. Twierdzi też, że Polacy mają w du...
orliki i autostrady, którymi bez przerwy chwali się Platforma. Belka z kolei
wspomina, że na kilka miesięcy przed wybuchem afery z piramidą Amber Gold ostrzegał o tej sprawie premiera Donalda Tuska.
CHCĄ JĄ TRZEPAĆ
Druga taśma została nagrana cztery
miesiące temu. Sławomir Nowak spotkał się wówczas z Andrzejem Parafianowiczem,
byłym wiceministrem finansów i byłym głównym inspektorem informacji finansowej.
W spotkaniu brał też udział były dowódca GROM Dariusz Zawadka. Nowak był
przerażony kontrolą, która sprawdza finanse jego żony. Szuka pomocy.
- Chcą ją trzepać. Cały 2012 r.
Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy. Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej
działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moimi rachunkami - mówi były
minister transportu.
Parafianowicz stwierdza, że o
wszystkim wie. I rzuca: - Zablokowałem to.
Panowie ostro żartują sobie z
ministra Pawła Grasia.
Parafianowicz: - Ja tak powiem
szczerze, że gdyby się udało zaprosić tylko tych, z którymi się koleguje
stale, to można by jednoosobową salkę mu wziąć. Flaszkę i tu się pomieści.
Zawadka: - Jeszcze tańce mogłyby
się odbyć.
Nowak: - I wtedy by nie było
pewności, czy się z kimś nie pokłóci.
Spytaliśmy Nowaka o spotkanie z
Parafianowiczem. Przyznał, że takie spotkanie w restauracji Sowa &
Przyjaciele miało miejsce. Zaznacza, że jego rozmówcy nie pełnili w tym czasie
funkcji publicznych, a Parafianowicz „posiada i posiadał doświadczenie w
zakresie kontroli skarbowej”. - Parafianowicz był jedyną znaną mi kompetentną
osobą, która mogła rozwiać moje obawy związane z kolejną kontrolą skarbową -
napisał nam Nowak. Dodał, że intencją spotkania nie było podejmowanie
jakichkolwiek czynności, które wykraczałyby poza obowiązujące przepisy.
Warszawska
restauracja Sowa & Przyjaciele na Dolnym Mokotowie. Lipiec 2013 r. Marek
Belka, Bartłomiej Sienkiewicz i Sławomir Cytrycki rozpoczynają spotkanie.
Początkowo rozmowa dotyczy koniaków, Sienkiewicz opowiada o fascynacji
araratem. Fachowo rozprawia o smakach i kolorach trunku. - On ma w sobie taką miękkość, którą miały wszystkie dobre koniaki w Sowietii. A ja
miałem takiego wuja, który trochę zastępował mi ojca. Chodziłem z nim na
polowania. Uważał, że to najlepszy napój stworzony przez człowieka. Mi
proponował calvadosa.
Twierdził, że frukta są zdrowe dla młodzieży,
ale jeśli chodzi o bardziej podniosłe uroczystości, to tym araratem się
raczyliśmy. Zostało mi w pamięci - opowieść szefa MSW zachęca resztę do
podzielenia się wiedzą na temat koniaków i podróży do Armenii. Ożywioną
dyskusję przerywa kelner. Towarzystwo zamawia przystawki: carpaccio z mathiasa
holenderskiego, kawior z anchois, rzodkiewki piklowane, kawior z łososia,
tatara, carpaccio z mlecznej jagnięciny oraz grillowany kozi ser ze szparagami.
Głównym daniem mają być policzki, ogony wołowe oraz ośmiornica. Po krótkiej
naradzie i stwierdzeniach, że wino do śledzia nie pasuje, zapada decyzja co do
trunku. - Sześć wódeczek - ordynuje Sienkiewicz. To na początek. Po dwa
kieliszki na głowę.
Opowieść przenosi się do
Hiszpanii. Szef MSW wspomina konsultacje międzyrządowe w Kordobie. Z podziwem
mówi o hiszpańskim premierze Marianie Rajoyu i jego refleksie w sytuacji
kryzysowej. To czas, kiedy Hiszpanią wstrząsa afera korupcyjna. Z
opublikowanych przez media dokumentów wynika, że partia premiera Rajoya przez
lata przekazywała czołowym dygnitarzom gotówkę, wpłacaną przede wszystkim przez
biznesmenów z branży budowlanej i sektora nieruchomości. Przez dziesięć lat z
tej czarnej kasy wypłacono ponoć 7,5 min euro. Rajoy jest w tarapatach.
***
BELKA: OSTRZEGAŁEM TUSKA WCZEŚNIEJ O AMBER GOLD
Bartłomiej Sienkiewicz: Miałem możliwość obserwowania premiera obcego kraju w
sytuacji kompletnej katastrofy. [...]
Stoją na konferencji i jestem
bardzo ciekawy, jak się zarządza tego rodzaju piękną katastrofą. Co ten facet
powie? Pierwsza sprawa: nie spocił się. Druga sprawa to świetny komunikat,
który brzmiał: „Królestwo Hiszpanii jest państwem prawa i żadne państwo nie ulega szantażowi. To jest wszystko, co
mam do powiedzenia”
Marek Belka: Ciekaw jestem, jak by to wyglądało u nas, gdyby sytuacja
była podobna. Chociaż była podobna. Tylko jak to zawsze mówią, jaki kraj, taki
terroryzm, więc jaki kraj, takie awantury. Młody Tusk się okazuje jest
zatrudniony w firmie, kurwa, nie wiadomo jakiej.
BS: OLT [firma lotnicza Marcina P., twórcy
piramidy finansowej Amber
Gold - red.].
MB: Nawiasem mówiąc, ja o tym nie wiedziałem. Ale kilka
miesięcy przed faktem
zadzwoniłem do Donalda i
powiedziałem mu, że sprawa Amber Goldu jest dość poważna, że jest
to piramida finansowa, ale poważniejsza ze względu na to, że oni są
właścicielami tego szybko rozwijającego się OLT Express. Że będzie
jakaś awantura z tym OLT Expressem, ale przeszło na tematy
związane... Ja nie wiem, czy on nie myślał sobie, że ja wiem. Nie, skąd.
SC: On nie wiedział o tym.
MB: No, to bardzo prawdopodobne. Natomiast, natomiast, wiesz,
tu jest inna gra... Na przykład moje lotnisko im. Reymonta, czyli w Łodzi.
Malutkie lotnisko, chuj wie komu potrzebne, ale jest. Ale jeszcze nie aż tak
bardzo niepotrzebne jak lotnisko w Gdyni. [...] Otóż to lotnisko, to lotnisko w
Łodzi wisiało na tym OLT.
BS: No tak, tak jak wisi... na WizzAirze i Ryanairze. [...]
Wisi przecież na... [...] Dlatego my ich dotujemy pod stołem, żeby w ogóle był
jakiś ruch lotniczy.
***
BELKA: RYNKI ŁYKNĄ DEFICYT
Rozmowa o młodym Tusku i firmie
OLT Express obniża nieco nastroje biesiadników. Belka zmienia temat
rozmowy, oświadczając, iż wierzy w to, że Polska zaczyna wychodzić z kryzysu.
Ocenia zwiększenie deficytu jako dobre posunięcie Jacka Rostowskiego. - Rynki
łykną to kompletnie - podsumowuje pomysł nowelizacji budżetu, który w tamtym
czasie rozgrzewa opinię publiczną. Sienkiewicz jest jednak sceptyczny.
MB: W ogóle nie ma problemu.
BS: No tak, ale co nie zmienia faktu...
SC: Politycznie, że jest zawierucha i hałas.
BS: Politycznie być może. Ale nie wygląda to dobrze z punktu
widzenia takich swobód budżetowych, bo...
SC: Bo wojsko zostanie trachnięte...
BS: Nie zostanie. Przecież my nie możemy złamać zapisu.
MB: Eee, naprawdę?
BS: Tak, tak. Poprzednie oszczędności z dwutysięcznego...
MB: Przechodzą na następne?
BS: Tak.
MB: To w takim mamy jakąś kupę pieniędzy do wydania.[...]
***
MOŚCI KSIĄŻĘ, MAREK JESTEM!
Kupa pieniędzy do wydania
zdecydowania rozluźnia atmosferę. Prezes Narodowego Banku Polskiego proponuje
ministrowi spraw wewnętrznych przejście na ty.
MB: Ja proponuję, wreszcie, jak rozumiem, jestem tutaj
najstarszy, z wyjątkiem tego chuja po prostu, który się o trzy tygodnie
wcześniej urodził [Belka urodził się w styczniu 1952 r., Cytrycki w grudniu
1951 r.-red.].
SC: Bez uzgodnienia?
MB: Bez uzgodnienia, chuju stary.
SC: Inaczej musiałaby mnie donosić matka...
MB: Chciałbym zaproponować, żebyśmy przeszli, że tak powiem, na
mości książę i tak dalej, czyli, mówiąc krótko: ja jestem Marek.
BS: Bardzo dziękuję. Bartek.
***
PREZES I MINISTER O DODRUKOWANIU KASY
Sienkiewicz wraca do tematu
kiepskiej sytuacji budżetowej. Stwierdza, że 25 dużych baniek (25 mld zł)
jakoś da się wyskrobać, ale 35 dużych baniek się nie wyskrobie. Dopytuje
prezesa NBP o możliwość druku pieniędzy. Belka odpowiada, że nie ma takiej
potrzeby, bo sytuacja nie jest dramatyczna. Sienkiewicz drąży temat.
BS: Rozmowa nie jest o tym, że jest dramatyczna historia.
Tylko tyle Rostowskie - go, co słyszałem dwa razy osobiście, raz od premiera,
który też nie bardzo rozumiał, o co w tej sprawie chodzi, brzmiała tak: „Mamy
zakaz drukowania pieniędzy”.
MB: Tak, to znaczy konkretnie mówiąc, mamy zakaz finansowania
przez Narodowy Bank Polski deficytu budżetowego.
BS: Tak. A co to znaczy?
MB: To znaczy, że Belka nie może - w odróżnieniu od Bank of England, Reserve federale, Bank of Japan, ale tak jak w innym banku - to się obecnie nazywa European Central Bank - Belka nie ma prawa zakupić
bezpośrednio od Rostowskiego papierów wartościowych. Nie ma. SC: Finansować
polskiego długu.
MB: Co by to oznaczało? Ja bym od niego kupił papiery. Ja był
mu dał złotówki, a on by je sobie wydał, czyli to byłoby zwiększenie deficytu
budżetowego.
BS: Hm. Ale poza tym istnieje możliwość uruchomienia maszyn
nieprzeznaczonych na wykup obligacji, tylko na zwiększenie ilości i masy
pieniądza na rynku, tak?
MB: Co ja mogę zrobić? Co ja mogę zrobić? Czego, oczywiście,
dżentelmeni nie mówią i o czym on [Jacek Rostowski - red.] kiedyś powiedział publicznie, a ja powiedziałem, że
prawnie on ma rację, ale dżentelmeni się na ten temat publicznie się nie
wypowiadają. Otóż, gdyby się
okazało w jakimś momencie, że
minister finansów nie może sfinansować swoich potrzeb pożyczkowych, bo rynki
odmawiają zakupu obligacji, polskich papierów, tak jak zrobiły to w przypadku
Grecji, Irlandii i innych krajów. No bo uznały, że ten kraj jest niewypłacalny.
SC: A on musi deficyt sfinansować...
MB: Tak. Albo są w stanie kupić te papiery po jakichś niezwykle
atrakcyjnych cenach, czyli po wysokiej rentowności. Wtedy - i to jest sens
posiadania własnej waluty, a nie euro - wtedy bank centralny Polski może
powiedzieć tak: „No, ja bym ewentualnie mógł kupić pewną ilość obligacji, może
nie bezpośrednio na aukcji w Ministerstwie Finansów, ale na przykład w BGK lub
PKO BP, czyli z czegoś, co formalnie jest niemożliwe”.
BS: W tym momencie nie jest.
MB: Oczywiście, że tak.
BS: OK.
MB: Czyli ja bym wtedy mógł kupić te obligacje. Oczywiście, to
by musiało być pod jakimiś tam warunkami, coś takiego.
***
HANDEL GŁOWĄ ROSTOWSKIEGO
Sienkiewicza nadal nurtują
wątpliwości. Pyta Belkę, jak ewentualny skup obligacji przez NBP wpłynąłby na
wycenę polskiego długu. Prezes NBP uspokaja. Mówi, że reakcja byłaby
pozytywna. Opowiada, że taki kraj jak Polska nie może zbankrutować we własnej
walucie. Wywód przerywa pojawienie się kelnera. Na stół wjeżdżają przystawki.
Po chwili prezes NBP wraca do tematu upadku finansów państwa, finansowania
deficytu przez NBP. Wyjaśnia, że mogłyby być ogromne trudności z powrotem
polskich obligacji na rynek. Groziłoby nam wyższe oprocentowanie długu. -
Dlatego lepiej tego nie dotykać - puentuje Belka. Przytakuje Sienkiewiczowi,
gdy ten pyta, czy taki scenariusz miałby siłę broni atomowej, której nie należy
wykorzystywać, jeśli nie trzeba tego robić. Ta
dyskusja to jednak tylko wstęp do kulminacyjnego momentu wieczoru.
- A mogę zadać inne pytanie,
znacznie trudniejsze? - pyta Sienkiewicz. I przedstawia Markowi Belce
hipotetyczną sytuację, w jakiej może się znaleźć rząd na osiem miesięcy przed
wyborami do Sejmu. Sytuacja jest trudna. PiS ma 43 proc. poparcia. W budżecie
państwa brakuje pieniędzy, opóźniają się wpływy do kasy państwa, cięcia są niewystarczające.
Rząd ma jednak świadomość, że sytuacja nie jest beznadziej - na, bo w dłuższej
perspektywie będzie lepiej. Ale w tej sytuacji wybory wygra PiS. A to oznacza
katastrofę - z Polski wycofują się zagraniczni inwestorzy, pogarsza się
sytuacja finansowa.
Sienkiewicz sonduje Belkę, czy
jego zdaniem w takiej sytuacji lepiej jest nic nie robić, czy podjąć działania
specjalne, i których rozmawiali wcześniej -
czyli m.in. finansowanie deficytu przez NBP. Cel jest oczywisty: nie dopuścić w
ten sposób do zwycięstwa PiS.
Sienkiewicz nie ma wątpliwości, że
takiej operacji specjalnej nie da się przeprowadzić z ministrem finansów
Jackiem Rostowskim bo powie „w życiu!”.
Marek Belka nie widzi problemu.
Mówi, że jego warunkiem jest dymisja ministra finansów. I proponuje powołanie
technicznego, niepolitycznego ministra finansów, który znajdzie w banku
centralnym pełne wsparcie. Cztery miesiące później szef resortu finansów Jacek
Rostowski zostanie odwołany, a jego miejsce zajmie pozbawiony politycznego
zaplecza Mateusz Szczurek.
BS: A mogę zadać inne pytanie, znacznie trudniejsze?
MB: Proszę bardzo, spróbujemy.
SC: Mamy deficyt budżetowy, ryzyko przekroczenia progu, 43
proc. w CBOS dla PiS -u i osiem miesięcy do wyborów...
MB: Bardzo mi się podoba takie postawienie sprawy. Jeszcze
raz.
BS: Dobra. Warunki wyjściowe do...
MB: Hm.
BS: Mamy dupę pogłębiającą się na poziomie budżetu państwa. OK,
od karuzeli z kryzysu dzieje się to na tyle wolno, wszystko, wszystko działa,
tylko problem polega na tym, że wpływy są opóźnione,
wiemy, że jest buch, mniej
pieniędzy niż tam, nie wiem, w 2015 r., pod koniec, ale na razie nie bucha, są
sygnały, że idzie ku lepszemu, brakuje pieniędzy w budżecie, cięcia są
niewystarczające.
I mamy osiem miesięcy do wyborów.
Jak zmniejszymy ten okres, to ten warunek jest bez znaczenia wtedy. I PiS ma 43
proc. w sondażu CBOS. Czyli, nie czarujmy się, idziemy w taki wariant, że tylko
- wyłącznie ekonomika decyduje o ocenie stabilności
kraju. Tylko wiemy, że to się skończy katastrofą, ponieważ zwycięstwo PiS-u
oznacza ucieczkę inwestorów, pogorszenie się warunków finansowych...
MB: No i...
BS: I parę innych kłopocików, ale to już takich
wewnątrzpolskich. I to jest dokładnie taka sytuacja, w której trzeba podjąć
decyzję, co my robimy z tym. Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju
rozwiązania, czy nie? Bo ja mam takie poczucie, że to jest wariant OK, ale on
nie jest kompletnie hipotetyczny... W związku
z tym albo idziemy wariantem czysto finansowym i wtedy nie ma żadnego powodu,
żeby uruchamiać tego typu rodzaju mechanizmy, albo jednak rozumiemy, że między
polityką a stabilnością finansową państwa jest pewien związek, który w
ostatnich latach w szczególnie mocno ujawnił się w Europie.
MB: Dobrze. Podoba mi się ten sposób stawiania sprawy. Bo on
dotyczy Polski, a nie tylko tzw. gospodarki czy jakiegoś tam...
BS: Dokładnie. Ja się boję w tej sytuacji jednej rzeczy, że na
to wszystko kolega Rostowski mówi „w życiu!”. „W życiu!”, bo to nam zdewastuje
opinię, bo to jest niewykonalne, bo tego nie wolno robić. Ja już w to nie chcę
wchodzić, dlaczego tak powie, bo to oddzielna sprawa, ale... No tak, no.
MB: Dobrze. Po pierwsze, ja bym chciał mieć partnera, który się
nazywa prezes Rady Ministrów, a nie minister finansów.
Ja bym wtedy... Bo to oczywiście
oznacza bardzo istotną zmianę w statusie, nie moim osobistym, bo ja to tam w
ogóle wiesz... Tylko tej instytucji, co patronuję.
I ja wtedy mówię premierowi:
„Bardzo dużo jest możliwe”. Mamy oczywiście tę pieprzoną Radę Polityki Pieniężnej,
ale jesteśmy w stanie z nią zagrać. Ale wtedy moim warunkiem, excuse-moi, jest
dymisja ministra finansów. Przychodzi nowy minister finansów, na razie nie
muszę wam mówić, kto by mógł być, ale takie nazwiska i tacy ludzie są w kraju.
I wtedy zrobimy to, co trzeba, żeby uniemożliwić, mówiąc krótko, aby kraj to
zrozumiał.
BS: To nie może się zdarzyć później niż osiem miesięcy przed
wyborami.
MB: Nawet jeszcze troszkę wcześniej.
BS: Dla nas chyba wcześniej, bo...
MB: Tak...
BS: To taki termin...
MB: Mówiąc po prostu, jeśli w drugim półroczu gospodarka
zdecydowanie
nie przyspieszy, to będzie
problem. To będzie być może konieczne tego rodzaju niestandardowe działanie. A
wtedy trzeba serdecznie ze wszystkimi, jakby to powiedzieć, możliwymi tymi
różnymi lanserami podziękować hrabiemu von Rostowskiemu i
powołać technicznego, niepolitycznego ministra finansów, który znajdzie w banku
centralnym pełne wsparcie. Także...
SC: Z takim patriotycznym zacięciem...
MB: Tak. I wtedy dygotalny członek Rady Polityki Pieniężnej,
czyli Hausner [Jerzy - red.], zgodzi się...
BS: (śmiech)
MB: Dygotalny właśnie on jest, kurwa mać... A patrz, jak on się
temu chujowi podoba, że on jest dygotalny. I wtedy...
SC: On dodaje grawitacją. [?]
MB: Grawitacją on tylko dodaje i myśli, że ma dłuższego.
Niestety, każdy człowiek ma jakieś słabości, nawet on. W każdym razie tak
naprawdę to o to chodzi.
SC: Nigdy nie był w kiblu w Jakarcie, gdzie jest napisanie na
szybie: „Przesuń się, masz krótszego, niż ci się wydaje”.
BS: Panowie [wznosi toast], za dobre anegdoty i za to, aby się
złe scenariusze nie spełniały.
SC: Oczywiście, że nie spełniały... Dlatego powinieneś
wcześniej...
MB: Zadałeś pytanie bardzo.
SC: Dlatego powinieneś wcześniej zrobić zmianę w ustawie o NBP.
MB: Tak, bardzo ważna sprawa.
SC: Rostowski tego nie zrobi...
MB: Mogę to zrobić tylko z Tuskiem.
***
SMOLEŃSK, KUR..., PIERDOŁY!
Marek Belka szybko przechodzi do
konkretów. Postanawia wyłuszczyć Sienkiewiczowi, czego oczekuje od rządu.
- My mamy swoje drobne interesiki
bankowe - stawia sprawę jasno. Pierwszym, jaki chce załatwić, jest powołanie
Rady Ryzyka Systemowego. Wówczas trwały dyskusje na temat powołania takiej
instytucji - jej celem miałoby być przyglądanie się sektorowi finansowemu i
wykrywanie ryzykownych sytuacji dla całej gospodarki. Prezes NBP narzeka, że
minister finansów nie chce powołać rady ze względów ambicjonalnych - nie może
znieść, że byłby w takiej radzie zastępcą Belki. - Ja nie mam żadnego problemu,
ja w jakiejś radzie mogę być zastępcą, bo ja mam naprawdę długiego chuja, a on
nie ma. I w związku z tym musi go sobie sztukować. I to jest problem - skarży
się Belka na ówczesnego ministra finansów.
Po chwili przychodzi pora na drugi
deal, o wiele ważniejszy. O nowelizację ustawy o NBP.
BS: Macie projekt tej ustawy?
MB: No raczej. Wszystko jest, w ministerstwie. Tam są
wytrychy...
SC: Tam nie ma wszystkiego...
MB: Dobrze, ale kurna, jak ja bym miał sygnał od premiera, że
mogę tam wstawić to, co będzie trzeba, to wstawimy, różne rzeczy, które
umożliwiałyby mi...
SC: Nie mamy partnera dziś do rozmowy...
MB: No, nie mamy...
SC: Czemu macie problem? Że Tusk zrzucił to na kontakty
Rostowskiego, doradców.
MB: Ja mu się zresztą nie dziwię, on się na tym nie zna.
Natomiast Rostowski sprawia wrażenie, że panuje nad wszystkim. [...]
On ma tych problemów takich typu,
tam wiesz, Smoleńsk, kurwa, jakieś pierdoły. SC: Co ma wspólnego
Rostowski ze Smoleńskiem?
MB: Nonie, ale ma Tusk. [...]
***
SIENKIEWICZ: LUDZIE MAJĄ W DUPIE ORLIKI I AUTOSTRADY
Sienkiewicz i Cytrycki chcą wyjść
na zewnątrz na papierosa. Pytają Belkę, czy pali. - Nie lubię palenia, ale
nienawidzę wychodzenia - brzmi odpowiedź. Przy okazji prezes NBP raczy ich
anegdotą: - Dwóch gości w podeszłym wieku siedzi sobie na ławeczce w parku i
taka lasencja przechodzi, że zaczynają rozmawiać o tych sprawach. „Pan jeszcze
może?”. „No, niestety, od dziesięciu lat nie mogę”. Ten drugi ożywił się,
rozpromienił i mówi: „Aaa, a ja, odpukać, dopiero odpięciu” Ha.
Po krótkim wybuchu radości powraca
jednak atmosfera powagi.
BS: Społeczeństwo jest żywiołem. Jak z żywiołami, tak jak z
górami i morzem. Wszyscy, którzy twierdzą, że się na tym znają, to pieprzą.
Więc spokojnie, zawsze to widać, ale w dłuższym dystansie. Ale szykowane na
wrzesień [2013 r. - red.] jakieś próby rekonstrukcji to jest taka rzecz, którą
trzeba wykonać tak czy owak. Natomiast to nie zmienia faktu, że będziemy przed
takim trudnym wyborem. Ten 2014 r. wydaje się o wiele ważniejszy niż cokolwiek
innego. Moim zdaniem w 15 będzie po herbacie. W15 się można rozejść. Ja Ośrodek
Studiów Wschodnich zbudowałem na upadających ekipach. Po-
trafię te sygnały rozkładu
widzieć, zanim one następują. One jeszcze nie następują, wbrew pozorom. Ale
jeśli tak się zdarzy, to już nie będzie odwrotu. To już kartka, której nie da
się już przewrócić. To już jest wtedy koniec i moim zdaniem 14. Nie 15, nie rok
wyborów, to jest zawracanie dupy. Albo ludzie poczują, że nastąpiła pewna
zmiana, bo jak ja poznaję ten proces, to jest tak: [,...] budujemy drogi, bla,
bla, bla [...], ale to już kompletnie nie działa. Dlaczego nie działa? Bo
przeciętny Kowalski patrzy na te autostrady, estakady, na ten dworzec, na
cokolwiek innego...
MB: Bo to się, kurwa, należy po prostu.
BS: Bo jego podstawowe pytanie jest: a co ja z tego kurwa mam?!
Gdzie jest ten pieniądz u mnie w portfelu? A nie że ma wypierdolonego orlika
przed oknami, bo on ma w dupie tego orlika, podobnie ma tę autostradę w dupie!
Bo dla niego jest pytanie o efekt rozbudzonych aspiracji, jak się rozbudziło
aspiracje, to są pewne konsekwencje. Najpierw są takie aspiracje, aby państwo
było bardziej umyte i bardziej przypominało to, co ma na Zachodzie albo co
sobie wyobraża. A potem się aspiracje przesuwają do własnego portfela. I jest
pytanie, co ja z tego mam. Więc centralny problem polityczny, jaki jest przed
nami, to problem 14 roku i portfela Kowalskiego. Koniec kropka. To się da jakoś
zarządzić na poziomie jakichś działań moim zdaniem, takich gdzie... Nie
finansowych, to znaczy jest kupa rzeczy, które ludzi wkurwiają, szkodzą im, są
absurdalne, bo to państwo jest źle skonfigurowane. To się da jakoś tam
przeprowadzić. Ale nie ucieknie się od - prawdę mówiąc - od pieniędzy, i to nie
jest kwestia za dwa lata, to jest kwestia przyszłego roku.
***
TAJNY DEAL NBP I PLATFORMY NA WYBORY
Pełen troski wywód przerywa
telefon. Do Sienkiewicza dzwoni prawdopodobnie Jacek Cichocki. Sienkiewicz pyta
go, czy to coś pilnego. Słucha odpowiedzi, po czym ironizuje: - Co znaczy „czy
mogę?”?! Jak szef wzywa, to co za pytanie zadajesz? Naucz się od Grasia
komunikacji pod tytułem: „Słuchaj, kurwa, jutro 11.15 i cześć!” Dobrze,
przepraszam cię, Jacku, jestem na spotkaniu. 11.15 jestem u szefa - szef MSW
żegna się i odkłada telefon. Powraca temat trudnego roku 2014.
BS: Ludzie nie są w stanie poczuć zmian w okresie sześciu
miesięcy czy ośmiu. Ja zakładam, że w ekstremalnych sytuacjach można wykonać jakąś gigantyczną operację na dziesięć
miesięcy przed wyborami, może osiem, jak się ma wielkie szczęście. Ale to już
jest po decyzji, bo sprawa rządu lewicowego [w którym byli Belka i Cytrycki -
red.] rozstrzygnęła się co do jego przyszłości na ile?
SC: Dwa lata.
BS: Na dwa lata. To jest dokładnie ten moment. To jest
dokładnie ten moment.
I liczenie na to, że się jakaś
Platforma, która jest dość dziwnym tworem, zepnie się w roku wyborczym, to jest
po prostu proszenie się o kłopoty. To jest odmeldowanie się na własne życzenie.
Takie rzeczy się rozstrzyga rok przed rokiem wyborczym, a nie w roku wyborczym.
Czy ustawa o NBP by to ułatwiała?
MB: Ułatwiałaby, tak. Ułatwiała. Część rzeczy już mamy. To nie
jest tak, że jesteśmy na ugorze, jesteśmy w wielkiej kuwecie zwanej Saharą.
Tylko że po prostu ja muszę mieć instrumenty, żeby na przykład objeżdżać Radę
Polityki Pieniężnej.
***
JAK OBJECHAĆ RADĘ POLITYKI PIENIĘŻNEJ
Tym razem rozmowę przerywa wejście
kelnera. Na stole pojawia się danie główne: jagnięcina, ośmiornice, policzki i
ogony. Towarzystwo wybiera czerwone wino. - Ale żeby mnie było stać, kurwa,
przecież was zaprosiłem - oświadcza Cytrycki. Kelner popisuje się refleksem i
oświadcza, że nie chciałby obrazić pana ministra zbyt niską ceną. Po czym
opuszcza pomieszczenie. Belka wraca do tematu Rady Polityki Pieniężnej.
MB: W każdym razie to by nam pomogło, że tak powiem, objechać
Radę Polityki Pieniężnej. Są pewne rzeczy, w których oni mogą jeżeli nie
przeszkodzić, to mogą robić jakąś awanturę. [...] Żeby była jasność, dla części
członków Rady Polityki Pieniężnej problemem nie jest premier i nie jest
Platforma oczywiście, tym
bardziej. Nazwisko tutaj padło, nie
tylko jedno...
BS: Ale rozumiem, że to są kwestie bardziej osobowościowe?
MB: Trochę tak, ale... Tak. No, nie mogę... Jakby... Muszę
mówić to, co, jakby to powiedzieć, potem jestem gotów, że tak powiem,
dostarczyć.
SC: Jeżeli ta rozmowa ma mieć sens]
MB: Nie mogę im mówić, że jest rzecz, tak, ogólnie, tylko
jeżeli mam dostarczyć to, to są takie oto warunki, o kurczę pieczone.
***
SZEF MSW: PAŃSTWO POLSKIE ISTNIEJE TEORETYCZNIE
Czas na kolejny wątek, czyli
Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych (PWPW) i Mennicy.
Jednym z pomysłów Bartłomieja
Sienkiewicza po objęciu w lutym 2013 r. fotela szefa MSW było podporządkowanie
kierowanemu przez niego resortowi PWPW zajmującej się m.in. drukowaniem
banknotów, obligacji i banderol. Mimo ostrego sprzeciwu środowisk
związanych ze spółką, dzięki poparciu premiera w lipcu ub.r. Sienkiewicz dopiął
swego. Minister skarbu Włodzimierz Karpiński scedował na MSW swoje uprawnienia
w tym przedsiębiorstwie.
W tym czasie w kuluarach zaczęły
się pojawiać informacje, że Sienkiewicz ostrzy sobie zęby także na część
majątku Mennicy Polskiej (która na zlecenie NBP zajmuje się biciem monet
groszowych) należącej do Zbigniewa Jakubasa, jednego z najbogatszych Polaków.
MB: My musimy przejść przez ćwiczenie pod tytułem „negocjacje
na temat nowych monet”. Bo te negocjacje w dużej mierze... Myśmy się
zdecydowali te drobne monety, bo chcieliśmy je w ogóle zlikwidować, ale z jakiś
powodów niezrozumiałych i, szczerze mówiąc, jak to zwykle bywa. [...] Tutaj Jacek
[Rostowski - red.] zachował się po prostu jak cipa. No i tam uległ jakimś tam
tego i zaczął walkę. OK. Więc myśmy postanowili te monety zamienić na inne,
takie same dla ludzi, ale tańsze w produkcji. Przy okazji żeśmy stwierdzili,
dlaczego by nie urynkowić tego procesu, czyli zapytanie ofertowe żeśmy wysłali
do trzech mennic, w tym polskiej.
BS: Trzymajcie kciuki, aby ta była najtańsza. [...]
MB: To się zaczyna. Trzymamy kciuki, aby oni dali nam najlepszą
ofertę, nawet nie najlepszą ofertę. Tylko problem jest taki, że jak wygrają, no
to będą bardzo drodzy, a jak
przegrają, to będą bardzo tani. A
my nie chcielibyśmy, żeby oni przegrali, ale żeby byli bardzo tani. No i
jesteśmy w związku z tym w dupie. Jesteśmy wobec trudnych negocjacji z
człowiekiem [Jakubasem - red. ], który już uważa, żeśmy go okradli.
BS: [...] To może trzeba mu powiedzieć, jak można go bardziej
okraść. Może zrozumie.
MB: Myślę, że on to wszystko wie, ale zdaje się, że on jest
przyzwyczajony do tego, że jak ma partnera państwowego, to znaczy, że ma cipę
przed sobą, a on sam gra twardych ludzi. Jemu wszystko wolno, a państwowemu nic
nie wolno. On o tym doskonale wie. My się
spodziewamy oczywiście czarnego PR z ich strony. [...] My musimy dbać o pewne
zasady, a on w ogóle zasad nie przestrzega. Z tym że w końcu tę pałę to ma
państwo.
BS: Tak. Na cały obszar.
MB: Na cały obszar. I
tu trzeba ścisłej współpracy, z tą pałą.
BS: Ja mam taką możliwość, ostatnio mi się pojawiła, bo
założyłem takie - to ci opowiadałem - zrobiłem taki konkurs w sprawie ścigania
przestępczości zorganizowanej, gdzie mamy zapięte CBS, UKS, wywiad skarbowy, z
warsztatami, szkoleniami itd. Mam wrażenie, że za jakiś czas to będzie bardzo
przyzwoite narzędzie także do naszych gier z takimi tłustymi misiami, którzy
uważali, że są kompletnie bezkarni. A byli bezkarni, dlatego że sam CBS wobec
takiego Jakubasa to mógł mu nagwizdać, sam UKS to mógł mu nagwizdać i wywiad
skarbowy też mógł mu nagwizdać. Wszystko razem złożone do kupy to już zupełnie
inna, zupełnie inna bajka. Moje pierwsze doświadczenie jest banalne. Państwo
polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa
poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością.
Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś
nikt nie chce korzystać z tej...
MB: Nie ma kultury współpracy instytucji.
BS: Dokładnie. Jak się ją wymusza różnymi gestami, takimi,
śmakimi, to się okazuje, że można dostać jakieś przyzwoite narzędzia.
MB: Masz w nas absolutnego sojusznika. To jest rzecz, która
nas, można powiedzieć, prześladuje wręcz. Brak współpracy instytucji
państwowych.
***
BELKA: MATKI POLSKICH BANKÓW SĄ
SKUR...
Sienkiewicz daje przykład takiej
współpracy. Opowiada, jak najpierw nawrzeszczał na prokuratora generalnego w
programie telewizyjnym. A potem, gdy Andrzej Seremet zadzwonił i
zapowiedział się z wizytą, szef MSW wezwał kamery przed ministerstwo, aby
zarejestrowały wejście prokuratora do budynku. - W związku z tym on przeszedł
przez ten szpaler 50 dziennikarzy, kamer, fleszy. Po czym dowiedział się, że
będzie musiał do nich wyjść na końcu - Sienkiewicz triumfalnie opisuje, jak
szybko udało mu się załatwić wszelkie sporne kwestie z prokuratorem Seremetem.
- Przy całym rozkichaniu państwa polskiego da się takie rzeczy robić - oznajmia
triumfalnie. Przy okazji tematów prokuratorskich Belka zauważa, że spodziewa
się wezwania z krakowskiej prokuratury. Od jakiegoś Więckowskiego. Sienkiewicz
pyta, czy to w sprawie Kiejkutów. - Nie, ja w sprawie Kiejkutów nic nie wiem -
brzmi odpowiedź. Teraz Belka zaczyna narzekać na to, co go gryzie. Tą sprawą są
banki.
MB: Nie potrafimy wyrównać szeregu i wydobyć z siebie jako
państwo wspólnego komunikatu w sprawie banku. [...] Znaczy w Polsce dwie
trzecie banków jest we władaniu zagranicznym. To nie jest tak, że ja robię z
tego jakiś problem typu PiS-owskiego, wiesz suwerenność, srelność. Dodam, że
myśmy per saldo na tym zyskali. [...] Nie jesteśmy pokrzywdzeni.
Ci inwestorzy zachowywali się
przyzwoicie, zachowują się całkiem przyzwoicie. Tylko że oni są w kryzysie.
Część z nich już, proszę ciebie, poszła na ulicę. Te mamusie banków polskich
już są przecież skurwione. To widać. Irlandczycy, vide Portugalczycy [...], ale także mamy do czynienia z
sytuacjami krańcowymi. Takimi jak w przypadku BGŻ i Rabobank. Rabobank to jeden z najwspanialszych i najbardziej konserwatywnie
prowadzonych banków europejskich. [...] Tylko że okazało się, że oni gdzieś
ponieśli jakieś straty...
BS: Publicznie nigdzie się nie wykładają, bo są spółdzielnią...
MB: To ci spółdzielcy powiedzieli, kurwa, co mamy zrobić?
Sprzedać Polakom. I naraz bank, któremu po
prostu nie można niczego zarzucić. Świetnie prowadzony bank, zarówno Rabo, jak
i BGŻ, jest do sprzedaży. Ten bank jest na sprzedaż. Oczywiście, problem jest,
czy ktoś od niego tego Rabobanka kupi, ale uważam, że Polska nie może pozwolić,
żeby kawał polskiego państwa, bo BGŻ to nie jest tylko kawał systemu bankowego,
to kawał państwa, żeby po prostu poszedł w ręce jakiegoś, znów nie wiadomo,
inwestora. Należałoby wypowiedzieć się ustami premiera lub ministra finansów
[...], ale myślę, że już nie niżej, bo prezes Narodowego Banku Polskiego na
ten temat może mówić, tylko nic z tego nie wynika, bo on nie ma władztwa. Że
każda taka zmiana musi być zaakceptowana przez państwo.
BS: To dlaczego tego nie chcą powiedzieć?
MB: Bo minister finansów jest przeciwny temu. Natomiast albo
Donald nie wie, jakie to jest ważne, albo się też boi.
***
SZEF MSW O POLSKICH
INWESTYCJACH ROZWOJOWYCH: CH..., DUPA I KAMIENI KUPA
Belka nie kończy narzekania na
bezradność państwa polskiego. - Minister finansów nie ruszy palcem. Dla szefa
Komisji Nadzoru Finansowego najważniejsze jest, aby jego dupa była kryta -
mówi coraz bardziej poirytowany prezes NBP. Wskazuje, że BGŻ mógłby zostać
przejęty przez Polskie Inwestycje Rozwojowe. Wszak jego koszt to zaledwie 3 mld
zł. - Polskie Inwestycje Rozwojowe są, niestety, jak to się górnolotnie nazywa
i bardzo eufemistycznie... Ich po prostu nie ma. „To chuj, dupa i kamieni kupa”
- Sienkiewicz bezlitośnie podsumowuje jeden z kluczowych projektów rządu.
Rozmowa schodzi na Biuro Ochrony Rządu. Sienkiewicz pyta, czy Belka jest
zadowolony ze swoich „borowików”. Prezes NBP jest bardzo zadowolony z Kamila. Z
Grzegorza już mniej.
MB: Te ośmiorniczkito...
BS: Ho, ho, ho. Bardzo dobre. Kurczę, z tym BOR-em. Ach. Kłopot
polega na czymś innym. Nie polega na bieżącym zarządzaniu, ale chodzi o
instytucję, której się nikt nie dotykał przez lata. Wszyscy, którzy pracują w
BOR, mają syndrom sztokholmski. Niech to zostanie między nami, ale odebrałem 15
telefonów od wszystkich najważniejszych ludzi w tym kraju, żebym broń Boże nie robił krzywdy, więc mam
wykręcone ręce. I zbieram za ewidentne wpadki formacji. Nikt się nie
interesował, jak wygląda szkolenie, jak są finansowani, bo syndrom sztokholmski
zapewnia bierność i symbiozę, gdzie fakty się nie liczyły. Gdybym był ministrem
spraw wewnętrznych na początku czteroletnich rządów, toby to wyglądało
inaczej, ale ja nie bardzo mogę sobie pozwolić na głębokie reformy w służbie,
od której dyskrecji zależy wiele, he, he, istotnych decyzji w tym kraju
na kwartał przed wyborami, bo to jest samobójstwo, he, he.
Spotkanie drugie:
Nowak, Parafianowicz
Początek
lutego 2014 r., warszawski Mokotów. To właśnie tam w restauracji Sowa &
Przyjaciele swoje pożegnalne spotkanie - jak sam to nazwał - zorganizował
polityk PO Sławomir Nowak, były minister transportu. Ktoś nagrał potajemnie
przebieg tej imprezy. Kilka dni po tym spotkaniu Nowak usłyszał zarzuty złożenia
pięciu fałszywych oświadczeń majątkowych (obecnie sprawa toczy się już przed
sądem). Nie wpisał w nich drogiego zegarka. To jednak nie największy problem
byłego ministra. Z nagranej rozmowy wynika, że prosi on o pomoc Andrzeja
Parafianowicza, który jeszcze dwa miesiące wcześniej był generalnym
inspektorem informacji finansowej. Po - ważny kłopot z kontrolą skarbową ma
żona Nowaka, Monika. Prowadzi ona działalność gospodarczą (gabinet
dentystyczny). Nowak jest przerażony. Obawia się, że skarbówka będzie chciała
zniszczyć jego rodzinę, że wejdzie na jego konto. Parafianowicz nadzorował
służby skarbowe przez sześć ostatnich lat jako wiceminister finansów. Nie tylko
potwierdza, że zna temat, ale radzi koledze, jak wyjść z tarapatów. Obiecuje
również swoją pomoc (dziś zasiada w zarządzie państwowej gazowej spółki
PGNiG). W spotkaniu uczestniczy też płk Dariusz Zawadka, były dowódca elitarnej
jednostki GROM, obecnie członek zarządu państwowego PERN. Dlatego podczas rozmowy pojawiają się tematy związane z bezpieczeństwem
energetycznym państwa. Przede wszystkim o gigantycznych opóźnieniach w budowie
terminalu LNG oraz o problemach z dostawami do tego terminalu katarskiego
gazu, co jest priorytetem rządu.
***
WCHODZĄ DO MNIE Z KONTROLĄ
Kilka minut po rozpoczęciu
spotkania Sławomir Nowak (SN) informuje Andrzeja Parafianowicza (AP), że urząd
skarbowy zaczyna kontrolować jego żonę.
SN: I chcą ją trzepać. Cały 2012
r. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy [... ] Mam nadzieję, że to dotyczy
tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moim rachunkiem.
[...] Bo ona jedzie od paru lat na stracie, potężnej.
AP: Ja to wszystko wiem... ale... bo ja z urzędu kontroli
skarbowej, to już odkryliśmy bardzo dawno. UKS, komputery wyrzuciły [...].
Zablokowałem to... I teraz sprawdzają się moje prorocze słowa. Mówiłem
Grasiowi [Paweł Graś, były rzecznik rządu, sekretarz PO - red.]: „Czyście
ochujali?! Czyżeście ochujeli do końca?!”. Vincent z
nienawiści do
mnie zabrał mi urzędy skarbowe.
Proszę bardzo, jest moim szefem, może robić, co chce. Dzwonię do Kapicy [Jacek
Kapica, wiceminister finansów, nadzorujący skarbówkę - red.]: „Pojebało was?
Pojebało was?”. Nic nie zrobił. Pamiętasz komisję hazardową? Kapica miał
notatkę, że go poseł na korytarzu zapytał, jaka jest pogoda. Pamiętasz to?
Nowak przyznaje Parafianowiczowi
rację. Mówi, że w czasie, gdy on nadzorował skarbówkę, nie miał problemu.
Kontrowersje się pojawiły, dopiero gdy nadzór przejął Jacek Kapica.
SN: Widocznie tak [się] musiało zmienić, bo w moim postępowaniu,
w tym zegarkowym, przyszła laurka z urzędu, że super, wszystko jest OK. A teraz
wchodzą do mnie z kontrolą. Już moi prawnicy są zdumieni. Mówią: dziwna
sytuacja.
Były minister transportu zdaje
sobie jednak sprawę, że gdańska skarbówka ma go na widelcu i mogą go czekać
poważne problemy. Wszystko przez duże straty, jakie generowała działalność
gospodarcza żony polityka.
SN: [...] Na pierwszy rzut oka jest słabo. No co zrobi ten
dyrektor z Gdańska? Tam jest Mirek. On jest strachliwy chłopak. Dobry, ale
strachliwy, nie? Trzeba mieć jaja. [...] Teraz rzeczywiście 13 i 14 rok ma dużo
lepszy i taki wreszcie bez strat. [...] SN: Najgorszy scenariusz dla
mnie jest taki, kurwa, że w całym tym moim bałaganie jeszcze zaczną z nas
robić, kurwa, nie wiem, oszustów, czy ludzi...
AP: A jak! No oczywiście!
WSADZĄ MNIE DO WIĘZIENIA
Nowak przyznaje, że dostał
zawiadomienie o zamiarze wszczęcia postępowania dotyczącego prawidłowości
rozliczeń podatków od osób prowadzących działalność gospodarczą za 2012 r.
Parafianowicz wyjaśnia, że na dalszym etapie kontrola może zostać rozszerzona o
kolejne lata. Wyjaśnia też byłemu ministrowi, jakie z tego tytułu mogą grozić
mu konsekwencje.
AP: [...] Jeszcze trzy lata w tamtą stronę mogą cię pociągnąć.
Pięcioletnie przedawnienie. Tak de facto sześcioletnie nie? Bo liczysz od końca
roku pięć lat.
SN: Czyli 2013 jest kolejny?
2013,2012, 2011, 2010, 2009 [...]
AP: 2008 to składałbyś... w 2009. Czyli 2010, 2011, 2012,
2013... 2014. Czyli za 2008 też cię mogą jeszcze pociągnąć.
SN: A powiedz, co w najgorszym
wariancie mi grozi za takie rzeczy?
AP: To zależy, co znajdą...
SN: Powiedzą, że nie wykazywała
dochodów, a miała wpłaty na konto.
AP: To każą dopłacić. Jeśli będzie grubo, to mogą zrobić
postępowanie karnoskarbowe.
SN: To nie są wielkie pieniądze -
50 tys.
AP: To raczej nie o kwotę [chodzi], tylko o styl niedopłacenia, rozumiesz, nie? I to co mówisz. Że sam
fakt możesz ocenić jako gapiostwo, leciutko zachachmęci- łem. [...] Nie no,
panie, co to jest? To jest czysty bandytyzm. Rozbój w biały dzień. [...] I
później się szarpiesz przez lata... [dłuższa chwila ciszy] Jaką mają intencję,
czy to jest rutynówka czy zadaniowa? Bo jak zadaniowa, to cię rozjebie.
SN: Kurwa. [...]
AP: Ty, a może to jest ofiara [żona Nowaka - red.] wojny Arłukowicza
[Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia - red.] ze złymi lekarzami?
SN: Myślisz, że co, że urzędy...
AP: Że paragonów nie dają.
SN: Oni dobrze wiedzą, kogo
kontrolują.
AP: Wiedzą tak?
SN: Moim zdaniem wiedzą, tak. Bo
sama naczelniczka się podpisała na tym piśmie, podała telefon do siebie, że
jakby coś. Monika z nią rozmawiała, więc na pewno.
AP: No bo wiesz, bo wojować z lekarzami trzeba, ale masz ich w
województwie pomorskim dość, nie?
SN: No więc właśnie. Dlaczego
akurat na niej. To jeszcze wiesz... Zwłaszcza jest to tak, że ona jest
ewidentnie na wznoszącej 13 dużo lepszy, 14
już będzie płaciła. Natomiast z poprzednich lat ciągłe straty. Wiesz jak to
było przed 2011, kiedy nie było kas fiskalnych, paragonów [...] - faktem jest,
że też trochę w tych oświadczeniach moich tam wpisywałem raz oszczędności. Tak
naprawdę nigdy się tym nie zajmowałem za bardzo. I spod dużego palca raz 100,
raz 80 wpisałem. [...] Inna sprawa, że obrót jest na tym naszym gabinecie, więc
cały czas te pieniądze są w obrocie. Ale jak się patrzy w kwity, to mój znajomy
księgowy na to patrzył, to kurwa, to oni się będą szli dojebać. Jeszcze wiesz,
jest tak, że czasami się z tego samochodu leasingowanego korzysta też do celów
prywatnych. [...] Mi robili jakieś zdjęcia, to w Lidlu, to coś tam, wiesz. Było
w „ Superaku” czy gdzieś. To mi też nie pomaga, nie?
AP: Wiesz, no to zeszliśmy do jakiegoś absurdu.
SN: Absurdu mega, mega. Kwestia tego, kto ma jakie intencje. Jak przychodzą z
intencją dojebać, nie, to jesteśmy ugotowani. Ja mam teraz tak w domu [...]
autentycznie [się] o nią boję, kurwa, dzisiaj. Lecę do Gdańska na wieczór, żeby
tam trochę z nią posiedzieć, bo ona jest po prostu przerażona.
AP: Który to jest urząd?
SN: „Wsadzą mnie do więzienia,
kurwa” [Nowak cytuje słowa swojej żony - red.]. A ja: no co ty [...].
AP: Już nie. Kiedyś tak, teraz już nie.
***
POLE MANEWRU
Parafianowicz przyznaje, że
postara się uzyskać informacje o kulisach kontroli żony Nowaka od „Gośki”
[prawdopodobnie wysokiej rangi urzędniczki służb skarbowych
0
red.]. Mają o to
podpytać podczas święta urzędów kontroli skarbowej.
AP: [...] Mówię, będzie Gośka, to wezmę na stronę i zapytam,
czy ona wie... Zna kontekst, co [jej] przyszło do głowy...
[...] W losowaniu, analizy czy z
donosu, wiesz... [...]
AP: Słuchaj, tak jak mówię, próbuję się dowiedzieć od Gośki,
skąd to się wzięło. Jeśli wie. Bo wtedy będzie można pomyśleć, czy w ogóle
jest... pole do rozmawiania z tym dyrektorem [...].
***
TECZUSZKA SIĘ ZAWSZE PRZYDA
Andrzej Parafianowicz przestrzega
jednak, aby Nowak nie próbował rozmawiać na temat kontroli swojej żony z
Jackiem Ka- picą. Przypominają też, jak wiceminister finansów odpowiedzialny za
administrację podatkową zeznawał podczas posiedzenia sejmowej komisji śledczej
ds. afery hazardowej.
AP: Jedyne, co osiągniesz, to notatkę. Jego. Na ciebie.
SN:[...] Przecież ja miałem z nim
zawsze dobre relacje [...].
AP: Możesz być jego najlepszym kumplem, ale teczuszka z
notatkami zawsze się przyda. To jest taki, to jest taki typ.
AP: Przecież myśmy siedzieli, jak były te transmisje z komisji
śledczej, [...] jak on zeznawał, nie. Pamięta to, wiesz, my trzymaliśmy za
niego kciuki, oczywiście. Nie damy się, kurwa. Proszę tu jest notatka z
szesnastego. A z siedemnastego? Proszę. SN: [...] Pamiętam, pamiętam. To był
mrożący krew w żyłach spektakl. [...]
***
CH... TO PRZEJĄŁ
W dalszej części rozmowy obydwaj
ostro narzekają na Kapicę. Nowak wypomina mu wręcz, że Kapica właśnie dzięki
niemu objął stanowisko wiceministra finansów. AP: Ten chuj teraz to
przejął [administrację podatkową - red.], to jest najgorsze.
SN: Ja relacje z Kapicą miałem
dobre. Mam z nim bardzo dobre relacje. Mówię mu [prawdopodobnie chodzi o wspólnego
znajomego, podczas rozmowy nie pada ani jego imię, ani nazwisko - red.]: „Może
kogoś wyślesz, żeby poprosił Kapicę, żeby się przyjrzał”. On: „Niech cię ręka
boska broni, bo ten zrobi notatki, wszystko” itd. To też prawda, bo Kapica,
pamiętasz, afera hazardowa. Z drugiej strony, kurwa, ja go ściągnąłem na
wiceministra finansów. [...]
***
GORZKA SATYSFAKCJA
Parafianowicz stara się podtrzymać
Nowaka na duchu. Przypomina, że dzięki jego pomocy poważnych problemów ze
skarbówką udało się uniknąć członkom polskiej reprezentacji siatkowej.
SN: Aby [...] nie było tak, że [...] oni przyjdą pokażą błędy,
tu naprawić, tam zapłacić coś, no to spoko.
AP: Ale mieliśmy to wielokrotnie. Całą reprezentację Polski w
siatkówkę tak wyciągnęliśmy za uszy. Widziałeś? [...] Chłopaki po kolei bały
się, dopłaciły...
I cisza znowu, wszystko
załatwione. [...] AP: Słuchaj, powiem paradoksalne zdanie. Twoje
kłopoty są dla mnie źródłem satysfakcji, tylko że gorzkiej satysfakcji. SN: Kurwa.
***
KŁOPOTY Z GAZOPORTEM
Parafianowicz mówi, że sytuacja
nie tylko jego, ale także pozostałych członków zarządu PGNiG, jest bardzo
trudna. Wszystko przez wątpliwości i kontrowersje związane z dostawami
katarskiego gazu.
AP: Mówię ci, jest co robić, tylko że nas za chwilę wymiotą za
kaftan.
SN: Dlaczego?
AP: A gdzie rozładować tankowce?
SN: No, no, w Świnoujściu [tam powstaje terminal LNG - red.],
nie?
AP: A jest?
SN: No są [...] trochę opóźnienia. [...]
AP: Oni [poprzednicy - red.] podpisywali takie niekorzystne
umowy, co pozwala Włochom [firmie stojącej na czele konsorcjum budowy LNG -
red.] się bezkarnie opóźniać.
SN: Nie, bezczelni są. Ja pamiętam, [...] że z dozorem
technicznym walczyłem. Jeszcze Budzanowski był. [...] Dozór przychodzi.
Wiesz, ci Włosi chcą kłaść rury bez żadnych atestów, bez niczego. No to po
prostu przyjdzie pierwsza lepsza kontrola i to wszystko wywali w powietrze.
AP: A wiesz, Katarczycy już tankują pierwszy gazowiec, nie.
SN: I co z nimi?
AP: Będzie sobie pływał w Bałtyku, (śmiech) To jest duży
tankowiec, nie wiem, czy da radę zawrócić. Zanim się złamie, to tak od
Szwecji...
SN: A mu w Gdańsku nie możemy odebrać?
AP: Nie ma instalacji. Dobrze, że ten Katar, tzn. te szejki
się racjonalnie zachowują. Jak się usztywni, no to co mu zrobisz?
[...] Jak oni zrobią dla nas
precedens...
SN: To inni powiedzą...
AP: To inni powiedzą „no chłopaki”..
SN: No. No i co, uważasz, że nie zdążą z tymi instalacjami
[oddania terminalu LNG do użytku - red.] tam?
AP: Wiadomo, że nie zdążą.
SN: Na pewno nie zdążą.
AP: Kurw Oni teraz mówią o jesieni 2015, a na mieście mówią
coś o 2017. [...] No i wiesz... Ale tego się nie udaje ustalić [kiedy będzie
gotowy terminal LNG - red.], bo jak będziesz wiedział na sztywno, że to już na
pewno, to można z tymi Katarczykami jakoś gadać. Ale co, co mu powiesz?
SN: No tak. Poczekajcie. Ale do kiedy? Nie? Do kiedy?
AP: Przecież oni potrzebują... Te tankowce pływają cały czas.
SN: No tak.
AP: On go gdzieś musi w grafik ustawić.
To nie jest tak, że „dobra,
chłopaki, za tydzień”. Sama podróż z Kataru - 22 dni.
22 dni z powrotem. Trzy na
miejscu.
Gdzieś to musimy precyzyjnie
wyliczyć.
***
NIE WIEDZIAŁEM, CO TO WEKSEL
Emerytowany komandos Dariusz
Zawadka opowiada o okolicznościach kierowania
spółką doradczą Grupa GROM w
połowie pierwszej dekady XXI w. Oraz o tym, że niemal cudem uniknął wówczas
problemów z prawem.
DZ: Wtedy była taka słynna [...] na rynku doradczym Grupa GROM
powołana przez [gen. Sławomira] Petelickiego. Nawet chciałem z nim jakoś
pracować. [...] A ja tam potem byłem prezesem w tej spółce, [...] Tak naprawdę
ja byłem figurantem.
Jak ja bym wziął w leasing te
wszystkie samochody, to do dzisiaj bym zasuwał za darmo. Przecież nigdy by tego
nie spłacili. Z czego? Ta spółka nigdy nie przynosiła dochodu. [...] To
przecież tam, tam Rychu [Ryszard Krauze - red.] dawał kasę na to, a ja
praktycznie nie wiedziałem, co to jest weksel, ja podpisywałem weksel na tą
kasę. (śmiech) Musiałbym... Z którego kraju nie ma ekstradycji?
SN: Z Izraela chyba?
* * *
PIĘKNIE SKACZĄ DO GARDEŁ
Sławomir Nowak jako minister
transportu nadzorował m.in. polskie koleje. Jedną z kluczowych transakcji była
prywatyzacja PKP Cargo.
SN: Zrobiliśmy prywatyzację Cargo. No to zrobiliśmy ten numer,
żeby ich trochę tam kupić, no to wprowadziliśmy członka zarządu PKP Cargo od
związkowców.
Oni się podjarali. Dzisiaj
spektakl, jak oni sobie skaczą do gardeł, jest po prostu piękny. Tylko kupić
bilety, popcorn i okulary, i sobie oglądać. Jak się rzucają na siebie liderzy
związkowi, żeby od nich ktoś był w tym zarządzie.
***
TOAST ZA GAZ
AP: Wiecie jaki jest najpopularniejszy toast tej zimy? Za nas,
za was, za gaz, naraz.
CO ZA KRAJ, JA PIER...
Jednym z tematów rozmowy była
kwestia zakupu dla Pawła Grasia prezentu. Wszyscy trzej rozmówcy nie kryją
złośliwego tonu w stosunku do byłego rzecznika rządu. Sugerują wręcz, że zrzucą
mu się na zegarek.
SN: Ale jakąś ściepę robimy na prezent dla Grasia?
AP: Ma policzyć koszt tego i zrzutę zrobimy.
SN: Całą imprezę?
AP: Tak, i prezent z tego kupić.
SN: Jakiś porządny zegarek.
AP: Tak, coś mu kupić, kurwa.
DZ: Od razu z urzędnikami z urzędu skarbowego, od razu go tam
rozliczą. [.., ]
SN: Teraz, kurwa, wszystko wiem, to się wszystko, kurwa,
kiedyś, mam nadzieję, pozytywnie dla mnie skończy. Będę mógł być doradcą od
oświadczeń majątkowych. DZ: Ale to jest prawda, no kurwa, pan Janusz
zapomniał samolotu wpisać.
SN: Nie, no to są jaja, Hofman [Adam Hofman, rzecznik PiS -
red.], kurwa, 100 tys. na przelewach, wszystko udokumentowane i prokuratura
mówi „sorry” nie wszczyna, odmawia. To są jaja kurwa. Co za kraj, ja pierdolę.
Moja sprawa była skręcona w Prokuraturze Generalnej. To już nawet nie intuicja,
a wiedza już.
AP: No tak, ale no to się musiało zemścić. Przez stanowisko
Seremeta [Andrzej Seremet, prokurator generalny - red.].
SN: No tak, ale czemu kurwa na mnie? Czy nie mógł się na kimś
innym zemścić?
AP: Ale przygotował mistrzowską apelację.
SN: Dlatego boję się, że oni chcą doprowadzić do końca efekt
zniszczenia.
AP: Nic się nie dzieje bez powodu. Teraz jestem ciekawy
powodów, ciężko będzie dotrzeć do powodów uruchomienia tego.
Po pierwsze obstawiam, że to
konkurencja wewnątrzpartyjna.
SN: To na pewno.
DZ: To nie konkurencja, to przyjaciele.
***
CO PAN SIĘ NA MNIE KŁADZIE
Kto został zaproszony na imprezę
do Pawła Grasia?
SN: Winnicki, Zawadka [Dariusz Zawadka, były szef GROM -
red.], Chojnicki, Niedziela, Wyrobiec, Pawełek, Ważniak, Milaczanowski,
Szymański, Władek Kosi- niak [minister pracy - red.], Ela Bieńkowska
[wicepremier i minister infrastruktury - red.], Parafian [Andrzej
Parafianowicz, były wiceminister finansów - red.], Krzysiek Klimek [szef Biura
Ochrony Rządu - red.], Staszek Trzciński, Ćwiąkalski [Zbigniew Ćwiąkalski,
były minister sprawiedliwości - red.], Chmielowiec, Mazgaj, Karpiński
[Włodzimierz Karpiński, minister skarbu - red.], Jarek Markowski, chyba
Makowski, Karasinowicz, Bieniek [gen. Mieczysław Bieniek - red.], Hajda -
rowicz [Grzegorz Hajdarowicz, właściciel m.in. „Rzeczpospolitej” - red.],
rzecznicy służb, trochę z kancelarii, Cichy też nie przyjaciel, a Igor,
wiadomo, ha, ha, ha. Kto jeszcze powinien być u Grasia? Z kim on się naprawdę
lubi, przyjaźni i tak dalej od lat. Wojtunika tu nie było.
AP: Agata mówi, że oni ostatnio nie mają wspólnych horyzontów
myślowych.
Ja proponowałem Wojtunika [Paweł
Wojtunik, szef Centralnego Biura Antyko- rupcyjnego - red.], ale ostatnio się
tam coś nie mogą dogadać. Ale w jakiej to formule? Szeroko czy wąsko?
SN: Tacy, którzy jego lubią i on ich lubi.
AP: Czyli sam ma być.
SN: Nie ma Sienkiewicza, nie ma Cichego [Jacka Cichockiego -
red.], więc to tylko kumplowskie towarzystwo. Myślę jeszcze o platformersach, ale w PO to już chyba tylko sami wrogowie.
AP: A Olszewski [Paweł - red.]?
SN: O! Olszowa jeszcze, no. Olszówę można wziąć. No może
jeszcze Staszek Gawłowski. On teraz siedzi obok Grasia, zajął moje miejsce. Ja
się przesiadłem w Sejmie do ostatniego rzędu.
AP: Widziałem cię właśnie ostatnio w ostatnim rzędzie. Kamera
powędrowała tak wysoko.
SN: Ja się zakopałem z tyłu, w ostatnim rzędzie. Gaweł usiadł
na moim miejscu.
To tylko dowód na to, że życie nie
znosi próżni. Graś mówi: on się tak na mnie pcha, jest taki gruby. On się wpierdala.
Graś mówi, że się na niego pcha.
Też jak w „Misiu”: proszę pana, co pan się na mnie tak kładzie. Schetyna to
wiadomo. Ja pierdolę, się podziało.
AP: No nie, kurwa, się pozmieniało.
SN: Ostatnio na Komisji Spraw Zagranicznych nawet mi ręki nie
podał. Przeszedł obok. No kto jeszcze? Z rządu, byłego rządu.
AP: Elka Bieńkowska.
SN: Jest. Włodek Karpiński chyba jest. [...]
AP: Ja tak powiem szczerze, że gdyby się udało zaprosić tylko
tych, z którymi się koleguje stale, z nimi, to można by jednoosobową salkę mu
wziąć. Flaszkę i tu mu się pomieści.
DZ: Jeszcze tańce mogłyby się odbyć.
SN: I wtedy by nie było pewności, czy się z kimś nie pokłóci.
AP: On jest teraz taki. Nie wiem, czy to odpowiedzialność. Taki
się zrobił spięty, kurwa.
SN: A to dziwne, bo już nie ma odpowiedzialności. Nie jest
rzecznikiem.
AP: Za partię ma odpowiedzialność. Nie potrafi się wyluzować.
***
ROSTOWSKI BYŁBY UPIOREM W EUROPIE
Wdzięcznym tematem rozmowy, oprócz
osoby Pawła Grasia, jest również Jacek Rostowski, były minister finansów.
SN: On się zachowywał jak arystokrata europejski. Mówił po
angielsku lepiej niż wielu Anglików, po francusku lepiej niż wielu Francuzów.
On się nie pierdolił tym. Bardzo go szanowali, nie lubili go, ale bardzo
szanowali. [...] Ale jak go widziałem parę razy w tych sytuacjach
międzynarodowych, w Brukseli to, kurwa no, on ma to coś. On bardzo by chciał
być komisarzem, ale uważam, że to by było ze szkodą dla Polski. On byłby
znienawidzonym komisarzem, byłby upiorem po prostu w Europie. Dziś jest taki
Hiszpan, którego wszyscy nienawidzą, bo on wszystkim problemy robi, ale myślę,
że Vincent by go pobił. Pryncypialnością i traktowaniem z buta. Ja z Vincentem zawsze miałem świetne relacje, do dziś mamy świetnie
relacje, gadamy, spotykamy się itd. Nawet ostatnio mnie wziął i mówi: „Chcę do PE startować. Musisz mi pomóc”. OK, zawsze z
przyjemnością, parę kampanii się zrobiło. On mnie pyta, czy ja mogę z Gdańska
(śmiech), mówię mu: nie, Jacek, to chyba nie jest możliwe. Prawdopodobnie
Lewandowski będzie startował z Gdańska, stary Jan Kozłowski, europoseł,
wiceminister w rządzie AWS, ma silną pozycję w regionie, starszy pan bardzo
szanowany, pizda kompletna, ale w związku z tym wszyscy go lubią. I Jarek
Wałęsa - on ma nazwisko, więc w każde wybory wjeżdża bez problemu. I jeszcze
czwarty Vincent, to nie ma bata. Na Pomorzu jest dziś półtora mandatu. Więc
mówię, szkoda Jacek, będziesz się szarpał i nie dostaniesz mandatu, będzie
wstyd. Mówię, bierz tę Warszawę, i tu się można lać, tu jest potencjał. Jakoś
tam muszę mu pomóc w tej kampanii warszawskiej.
AP: Taką na koniec mu zrobili robotę nie najlepszą wizerunkowo.
SN: On się strasznie wkurwił, bo uważał, że to KPRM wypuścił
informację, że Rostowski będzie do dymisji. W sumie było dogadane z Jackiem, że
on odchodzi itd., ale nie miał następcy. Jacek się wtedy wkurwił i powiedział,
że to on się podaje do dymisji, i wypuścił też szczura do mediów. Że to on
złożył dymisję.
DZ: To było parę miesięcy koszmaru w naszym ministerstwie.
Wszyscy się zamknęli po kanciapach, nikt nic nie robił. Idę do Pawła i mówię:
„Paweł, to jest poważne ministerstwo, ono nie może być sparaliżowane. Albo
odwołacie Vincenta,
albo niech Donek idzie do kamery i powie, że
go nie odwołuje, bo taki bezruch w tego typu ministerstwie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz