Giełdowi inwestorzy,
a obok nich deweloper i potentat na rynku pomocy szkolnych obracali pieniędzmi
narkotykowego barona. Każdy na swój sposób pomógł wyprać miliony zarobione na
handlu heroiną.
WOJCIECH CIEŚLA
Ta
historia zaczyna się prawdopodobnie w styczniu 2011 roku. Z okna pokoju, w
którym policjant Centralnego Biura Śledczego przesłuchuje Roberta, widać
senną Warszawę. Robert, narkoman uzależniony od heroiny, ma opowiedzieć, jak i
z kim handlował po praskiej stronie Wisły. Policja wie, że upłynnił wśród
innych narkomanów hurtową ilość narkotyku, co najmniej 13 kilogramów, i że
nie pracował sam.
Tego dnia decyduje się na
współpracę. W zamian za wsypanie własnej siatki zyskuje status tzw. małego
świadka koronnego. Uniknie kary, trafi na leczenie.
Robert jest pierwszy. Wkrótce
zaczynają zeznawać następni chłopcy z Grochowa: Adrian R, Wirgiliusz L.
Padają ksywki dilerów: Belmondo, Czarek, Ciemny, Ker- mit,
Zdunek, Rudy, Smoku. CBS tylko potwierdza to, co i tak wie od dawna - grupa
zajmowała się handlem narkotykami, wymuszaniem haraczy, rozbojami. Członkowie
gangu dostawali od szefa regularne pensje - po 200 dolarów za przynależność i
uczestnictwo. Wyjazdy na tzw. rozkminki, ataki na inne grupy - takie jak
służbowe delegacje - opłacane były z funduszy grupy.
Robert K. zeznaje chaotycznie,
ostatnie dziesięć lat na ulicy odtwarza z pamięci. W pewnym momencie mówi:
„Moim głównym dostawcą był Marek J.”.
CBŚ wkrótce namierza Marka J.
Zaskakujące, ale nie zakłada mu podsłuchu. Nie bada, z kim się kontaktuje.
Idzie po niego szybko. Jakby ciut za szybko.
Gangster
pędzi z reklamówką
18 maja 2011 r., ósma rano. Przed
mieszkaniem J. na Mokotowie parkuje samochód z tajniakami. Zadanie: obserwować
kierowcę srebrnego subaru.
J. pakuje reklamówkę do samochodu,
rusza. Rozpoznaje policjantów, gna na złamanie karku, po drodze wyrzuca przez
okno plastikową siatkę. Kiedy w końcu wybiega z auta, w mgnieniu oka leży na
ziemi skuty kajdankami.
W reklamówce, którą wyrzucił, CBS
znajduje kilogram narkotyków. W jego garażu -
niemal kilogram heroiny, siedem kilogramów kokainy, dwa kilogramy marihuany,
haszysz i amfetaminę. To już ilości hurtowe, towar wart ponad dwa miliony
złotych. Do tego bentley za 600 tysięcy złotych.
W jednym z jego czterech mieszkań
policjanci trafiają na 17 sztuk broni: strzelby, karabinki, uzi, dwa pistolety
maszynowe Skorpion, 2 tys. sztuk amunicji. Do tego pięć rosyjskich zapalników
do bomb i siedem tłumików na pistolety.
W innym mieszkaniu - dzieła
sztuki, ponad sto obrazów najwybitniejszych polskich malarzy: Leon Tarasewicz,
Jan Lebenstein, Jerzy Nowosielski, Władysław Hasior, Wojciech Fangor.
To nie jest płotka. To groźny
gangster, ktoś z co najmniej średniego szczebla mafii. Gazety piszą po
zatrzymaniu: „Zaopatrywał w heroinę całą Warszawę”.
0 Marku tylko dobrze
Hotelowa knajpa, centrum Warszawy.
36-letni Michał D. do trudnej rozmowy jest przygotowany wzorowo - na stole
kładzie lśniący nowością dyktafon i majstruje przy mikrofonie. - Dziś kupiony -
uśmiecha się, po czym dyktuje jak na przesłuchaniu:
- Godzina szesnasta siedem, aparat
Olympus VN415, uczestnicy spotkania Paweł N., Michał D., Wojciech Cieśla.
Rozmowa jest trudna, bo Michał D.,
znany inwestor giełdowy, osobiście lub przez swoje firmy pożyczał grube
miliony bandycie J. oraz jego mamie.
Spotykamy się też z Pawłem N.,
panowie od lat robią wspólne interesy. Przy stoliku brakuje tylko Krzysztofa M.
W Warszawie mówi się o nich
„trójca”. Znają się towarzysko. Ich drogi przecinają się często: a to jeden
sprzeda drugiemu udziały w spółce, a to drugi sprzeda pierwszemu dwie inne
spółki. A to zainwestują gdzieś razem. Obecnie D. i N. zaangażowani są
(pośrednio, przez braci lub konkubiny) w znaną giełdową firmę PC Guard.
Obaj to wykształceni światowcy, giełdowi
inwestorzy. N. wywodzi się z branży hazardowej, D. to syn wieloletniego współpracownika
Piotra Buchnera.
Krzysztof M., „Mały Krzyś”, jest
jakby z innej bajki. Tb dawny mechanik samochodowy z Ząbek związany z gangiem
z Pruszkowa, tak zwanym starym Pruszkowem. D.: - Nie chcę mówić, że zaszkodziło
mi to koleżeństwo. Natomiast PR-owo, w relacjach z bankami, akcjonariuszami,
uczestnikami rynku, hasło „mafia w spółce” uderza przede wszystkim w samą
spółkę.
- „Mały Krzyś” jest z mafii?
Doszły mnie słuchy, że „Masa”, o
którym pan wspomniał, twierdził w różnych okolicznościach, w tym procesowych,
że M. nigdy nie należał do mafii. Skoro nie należał, to nie jest mafiosem. I
nigdy nawet nie postawiono mu takich zarzutów. A Marek J.? Mogę mówić o nim w
samych superlatywach. Według mojej wiedzy w warszawskich galeriach sztuki
wszyscy go znali.
Mój główny dostawca
CBS po aresztowaniu J. wie, że ma
w garści kogoś ważnego. Dopytuje chłopców z Grochowa o ich zaopatrzeniowca - i
bingo, to J.
Z zeznań dilerów i narkomanów:
„Marek był moim głównym dostawcą”.
„J. wciągnął mnie w interes
narkotykowy. Początkowo brałem od niego amfetaminę, marihuanę i ecstasy, i raz wziąłem porcję 95 sztuk LSD. (...) Za gram amfetaminy
płaciłem mu początkowo 12 zł. Miał zawsze różne rodzaje amfetaminy, chodzi o to, że miał czystą, ale miał też
mieszanki. Tak samo było z heroiną”.
„Od ok. 2006 r. zacząłem brać od
J. większe ilości amfetaminy jednorazowo. Interes szedł dobrze. Dwa razy po
kilogramie kupił ode mnie Bogdan T., ps. Talar”.
„J. nie załatwiał już małych
ilości [ecstasy
- przyp. red.], interesowało go tylko 50 tys.
tabletek przy jednej transakcji”.
Daniel D., leczony z narkomanii,
uczestnik programu terapii metadonowej. Co roku miesiąc spędza w szpitalach na
detoksie: „Łącznie 40
gramów sprzedałem tej heroiny. Sprzedałem K-M, w ilości
po 0,5 grama
dziennie przez dwa tygodnie, ona paliła, przyjeżdżała matizem, a ostatnio chevroletem, Michałowi K. sprzedałem po 6 ćwiartek po 0,25 grama, czyli
łącznie 1,5 grama,
on wciągał do nosa, przyjeżdżał bmw 7 na otwockich blachach, Hubertowi Z.
łącznie 0,5 grama
codziennie przez dwa tygodnie”.
Taksówkarz
przelewa miliony
J. nie rozmawia z prokuraturą ani
policją. Od ponad trzech lat nie powiedział ani słowa na temat broni, narkotyków,
dzieł sztuki. Ani słowa o tym, dla kogo pracował.
CBS prosi głównego inspektora
informacji finansowej (GIIF) o dane z kont J. To prosty chłopak, z zawodu
elektromechanik. Po tym jak kilkanaście lat temu próbował przemycić w
majtkach i bucie półtora kilograma kokainy z Brazylii, wziął się do uczciwej
pracy. Trochę jeździł na taksówce. Oficjalnie zarabia zaledwie kilka tysięcy
złotych rocznie.
GIIF sprawdza rachunki J. (ma ich
kilka plus możliwość operacji na kontach rodziców). Inspektorom opadają
szczęki: cała rodzina ma majątek znacznie przewyższający dochody. A gangster z
matką w siedem lat przepuścili przez rodzinne konta 15 min zł!
Były oficer CBS: - Ja tego po
prostu nie rozumiem. Człowiek karany za narkotyki, oficjalnie biedny jak mysz kościelna
i nikt tego nie wyłapał? Tik duży cli ruchów na koncie?
Prokurator znający akta J.: - Za
każdą transakcją matki stał synek.
Policjanci z CBS znajdują w
mieszkaniu narkobarona umowy pożyczek na - bagatela - pięć milionów. To
wzruszające w swej prostocie dokumenty: żadnych poręczeń, żadnych żyrantów,
żadnych zabezpieczeń. Nic.
Kto był tak hojny? I odważny? Kto
nie bał się pożyczać bossowi mafii?
Narkobaron
kupuje Fangora
Michał D. długo mógłby mówić o
tym, jak traci się w biznesie na podejrzeniach o związki z bandytami. Tak,
wzdycha, przyjaźń z „Małym Krzysiem” kosztowała go sporo. Dlaczego w takim
razie pożyczał 5 min zł narkobaronowi z Mokotowa?
Jak ustaliło CBS, matka
narkobarona zgłosiła skarbówce pięć olbrzymich pożyczek - od 100 tys. zł do
ponad dwóch milionów. Głównym pożyczającym był D. lub firmy, które
kontrolował, czyli Gekko Holdings Ltd. i Nautum. - Poznałem go, pożyczyłem
kiedyś pieniądze, oddał, zapłacił odsetki - oznajmia D. - Mogę o nim mówić w
samych superlatywach. Miał gigantyczny zbiór sztuki. Pożyczał pieniądze pod
handel sztuką, fascynował się Fangorem. Czy wyglądał
na gangstera? W mojej ocenie nie wyglądał.
- Czy wyglądał na konesera?
- Na zwykłego człowieka.
Pożyczałem mu pieniądze, bo sprawdziłem, czy znali go w galeriach sztuki.
Czysta pożyczka, wszystko oddane, perfekcyjnie. Później dowiedziałem się z
gazet, co się dowiedziałem. Dzisiaj bym mu nie pożyczył.
- To są modelowe transakcje prania
brudnych pieniędzy. Jest pożyczka, na taki lub inny procent, ona wraca, facet zajmuje
się tym, czym się zajmuje, jest baronem narkotykowym, sprzedaje heroinę - mówię.
D. uwagę zbywa milczeniem.
Zna go
Warszawa, pożyczał i oddawał
Wróćmy do J. Opowieści o
kolekcjonerze hobbyście brzmią na pozór wiarygodnie. Z tym że kolekcjoner miał
rzadką przypadłość. Wiele obrazów podziwiał przez folię bąbelkową i brązowy
papier. - Nawet ich nie rozpakował - mówi osoba znająca akta sprawy. - Brał z
galerii czy z aukcji, rzucał pod ścianę. Chodziło tylko o wypranie pieniędzy z
narkotyków. Płacił brudnym keszem z heroiny, a dostawał legalny obraz, za który
na rynku można zarobić czyste pieniądze.
Policja sprawdziła: wszystkie 101
obrazów z kolekcji pochodziło z legalnych galerii. Warte są co najmniej 2,5
min zł.
Ciekawostka: rodzina J. dorobiła
się też wielu mieszkań i apartamentów w Warszawie, co najmniej siedmiu działek
pod Warszawą. Na obrazy i nieruchomości wydali więcej, niż pożyczyli od D.
Pytanie brzmi: jak ich było na to stać?
Prokurator znający sprawę: - Mieli
pieniądze z narkotyków. Dzięki pożyczkom - prawdziwym
lub nie - J. wprowadził brudne pieniądze do legalnego obiegu.
W 2012 r. Paweł R., oficer CBŚ,
przeglądając dokumenty pożyczek, notuje cenną uwagę: „Pieniądze były
przedmiotem licznych operacji finansowych, przeniesień własności i
wierzytelności”.
Jak latały
pieniądze
W sprawie pożyczek prokuratura
głupieje. Z jednej strony D. zapewnia: pieniądze dostałem z powrotem, sprawa
jest czysta. Z drugiej strony śledczy mają w garści inne umowy pożyczek,
znalezione u bandyty,fikcyjne, z innymi osobami. Też na duże pieniądze. Typowy
„słup” zaświadcza w nich np., że pożyczył babci gangstera milion złotych.
„Słup” jest bezrobotny.
A rzekome transakcje bandyty na
rynku dzieł sztuki? Nie ma po nich śladu. Owszem, kupował obrazy. Ale już nie
odsprzedawał dalej.
Jak ustalił „Newsweek”, jedna z
warszawskich prokuratur ma dostęp do zeznań świadka, który opowiada, że jeden
z warszawskich graczy giełdowych brał udział w praniu pieniędzy, konkretnie
„dostawał pieniądze od bardzo groźnego przestępcy, który siedział w narkotykach
i innych rzeczach. (...) Ten przestępca to Marek J.”.
Michał D. odrzuca podejrzenia o
współpracę z mafią, nigdy nie był podejrzany o pranie pieniędzy.
Kolejna ciekawa rzecz: narkobaron
oficjalnie tylko jedną pożyczkę - 2,4 min zł - spłacił
gotówką do spółki D. Z tym że nikt - prócz D.
- nie widział powrotu gotówki (D. twierdzi, że rozliczył się ze spółką poprzez
obniżenie jej kapitału zakładowego).
Pozostałe umowy też nie mają daty
zwrotu. Choć formalnie wszystko jest OK, jesienią 2011 r. adwokat D. zgłasza
się do prokuratury z pełnomocnictwem, na wypadek gdyby jego klient miał mieć
postawione zarzuty w sprawie narkobarona.
Policja odnajduje u J. prywatne
e-maile D. i operaty dotyczące nieruchomości należące do jego spółek. Z
dokumentów wynika, że D. próbował sprzedać też bandycie bardzo tanio swoje
mieszkanie na Mokotowie. I - bez żadnego zysku, wręcz charytatywnie - część
ośrodka w Wildze pod Warszawą. Do transakcji nie doszło.
Prokuratury nie zainteresowały te
wątki.
Edukator, deweloper i mafia
Paweł B. to przykład tego, że na
edukacji da się zarobić. Właściciel m.in. firmy Edukacja Polska (dawniej Elbox) od lat sprzedaje szkołom pomoce naukowe. To z tablic jego
firmy dzieci w polskich szkołach uczą się znaków drogowych. Kiedy CBS wpada
do garażu narkobarona, znajduje w nim wartego
600 tys. zł bentleya, auto należy do B. Nie jest ukradzione, kluczyki od auta
ma w kieszeni bandyta. - J. pożyczał od D., ale sam też pożyczał ludziom na
mieście. Uprawiał lichwę - mówi nasz informator z organów ścigania.
Bentley
to zastaw pod 200 tys. zł pożyczki.
Przedsiębiorca B. nie potrafi
racjonalnie wytłumaczyć, na co potrzebował 200 tys. od bandyty. Dlaczego
zarejestrował pożyczkę w skarbówce dopiero po akcji CBS? Dlaczego zamiast
pożyczać od mafii, nie sprzedał jednego ze swoich samochodów - dwóch astonów
martinów wartych około miliona, porsche, czterech drogich mercedesów, bmw M6, volkswagena phaetona czy ferrari GT? Zagadka.
Inna lichwa J. to pożyczka 1,2 min
zl dla Wiesława S. To były sutener spod hotelu Marriott, dziś właściciel
restauracji przy ulicy Żurawiej. Gdy brakuje mu gotówki, zjawia się narkobaron.
Pożycza 1,2 min zł. Kolejnym, który występuje w zeznaniach na temat J., jest
Sławomir D., znany deweloper. Według jednego ze świadków przekazywał J. ok.
250 tys. zł gotówką. Z zeznań świadka po rozmowie z D.: „Pokazał mi foldery, na
których Prezydent RP Bronisław Komorowski wyróżnia Dolcan jako firmę
developerską. (...) To mnie uspokoiło, bo słyszałem wcześniej, że wychował się
w Ząbkach na jednym podwórku z Henrykiem Niewiadomskim, pseudonim Dziad”.
Sławomir D.: - Nie kojarzę tego
człowieka. Nie mam z tym nic wspólnego. To pomówienia.
„Pruszków" pyta: jak żyć?
J. siedzi. Czeka na proces i
wyrok. A co z „trójcą” M., D., N.? W sprawie narkobarona śpią spokojnie. W
kilku innych trochę gorzej. Znów - co za pech - z powodu kryminalnego
półświatka.
Warszawa, Wola. Restauracja Kiercelak,
ulica Chłodna. Do baru koło południa schodzą się „starzy pruszkowscy” - czasem
wpadnie „Słowik”, czasem „Bolo”, „Wańka”, „Młody Wańka”, „Fabian”. Siedzą, rozmawiają.
Tuzy półświatka sprzed piętnastu lat. Większość z nich po długich wyrokach.
Mówi biznesmen związany w latach 90. z „Pruszkowem”: - „Stary Pruszków”? Lata
świetlne im uciekły, nie znają mechanizmów, jakie znają młodzi. Weźmy „Wańkę”
był 15 łat w więzieniu, to co on wie? Siedzi i myśli. Kombinuje.
Jednak starzy bandyci, którzy
robili przestępcze kariery w latach 90., są wciąż w formie. Przekonał się o
tym na własnej skórze Michał D.
W 2013 r. kontrahent, który poczuł
się przez niego oszukany, do kontaktów z D. wynajął Thomasa K., pseudonim
Klapa. To groźny, trójmiejski bandyta, szef gangu znanego z porwań dla okupu.
Cichy współpracownik Kury, podupadłego przestępcy z Trójmiasta.
Robi się mniej romantycznie
Pewnego dnia do D. dzwoni Klapa: -
Mówi Thomas K. Posłuchaj mnie, kolego. Muszę rozkminić, czy te pieniądze są
komuś winne. Czekaj na mnie, przyjadę. Jestem znany w Polsce, za granicą i na
świecie. Wyguglasz mnie sobie.
D. wynajmuje ochronę (porusza się
z nią do dziś), idzie na policję, ale ostatecznie rozlicza się z kontrahentem.
Sprawa po jakimś czasie zostaje umorzona, a byty kontrahent wpada w kłopoty
na Śląsku (dziś jego operacje śledzi CBA).
Kolejny człowiek, który czuje się
oszukany przez „trójcę”, to Zbigniew R., król disco polo z lat 90., znajomy
„Słowika”. Domaga się zwrotu kilkunastu milionów od D. i N. Szukając
sprawiedliwości, trafia min. do Szymona K. ps. Szymon, bandyty z Łomianek, i
do „Młodego Wańki” z „Pruszkowa”. - To tacy windykatorzy, którzy nie są do
końca windykatorami - tłumaczy nasz informator z CBS. - I na tym skończmy.
D.: - Wie pan, jak się słyszy, że
ktoś szuka Czeczeńców, że był już u starych, był u młodych, u żoliborskich, w
końcu że kupił pistolet, no to robi się mniej romantycznie.
W październiku M., D. i N. donoszą
policji, że R. chce ich zabić.
Zbigniew R. ląduje w areszcie.
„Pruszków” idzie do SKOK
Zanim Zbigniew R. trafi za kratki,
zdąży opowiedzieć ludziom z półświatka o SKOK Wołomin. W aferę SKOK Wołomin
(lipnych kredytów, w rzeczywistości wielkiej pralni brudnych pieniędzy)
zamieszana jest część biznesowej Warszawy. Bogacze i średni szczebel, do tego
drobni bandyci. R. rozpowiada na mieście, że interesy w SKOK Wołomin miała
„trójca” („trójca” zdecydowanie zaprzecza).
„Stary Pruszków” słucha, rozmyśla.
Na początku września w hotelu Holiday Inn „Młody Wańka” aranżuje
spotkanie z Janem L., przedsiębiorcą z branży budowlanej. - Cichy i pokornego
serca - charakteryzuje L. mój informator z
policji. - Obaj ze wspólnikiem niedawno załatwiali sobie kredyt w SKOK na 12
min zł. Ostatecznie dostali go w innym banku, ale wiedzieli, co się tam
wyrabia. Na spotkanie w Holiday Inn dołączają „Wańka”,
„Parasol” „Bolo” „Słowik” i „Fabian”. - Nie wyglądali jak wycieczka przedszkolaków
- opowiada jeden z rozmówców „Newsweeka”. - Rozmowa była tego rodzaju: mamy
wiedzę, że wyłudzałeś kredyty ze SKOK Wołomin. I teraz ty mówisz, kto jeszcze
wyłudzał, i dajesz nam listę tych ludzi, i my się po tych ludziach przejdziemy.
Bo to jest wszystko pajda [część zysku w slangu bandyckim - przyp. red.] i my
coś byśmy z tego chcieli mieć. Z tego co wiem, byli u kilku osób.
Prokurator zamyka oczy
Sprawa Marka J. właśnie rusza
przed warszawskim sądem. Michał D. ma w niej status świadka. Zeznaje 17
listopada.
W połowie śledztwa zmieniono prowadzącego
prokuratora. Żaden z dwóch śledczych nie pokusił się o sprawdzenie bilingów i
esemesów gangstera. Żaden nie poprosił o ekspertyzę fachowców od prania
brudnych pieniędzy.
Śledztwo prokuratury
Warszawa-Praga nigdy nie wyjaśniło, komu podlegał J.
Zapewne nigdy nie dowiemy się,
kogo w policji przekupili bandyci (opowiada o tym trzech świadków). Dlaczego J.
„rozprowadzali” po mieście byli policjanci z komisariatu na Wilczej.
Jakby na pocieszenie w akcie
oskarżenia przeciwko J. pobrzmiewa lekka samokrytyka: „Skałę jego
działalności jedynie w niewielkim stopniu ukazało prowadzone postępowanie.
Działał na znacznie większą skalę. (...) Zadbał przy tym o pozory legalnego
pochodzenia środków, za które je [nieruchomości - przyp. red.] kupiono. Temu
właśnie służyły umowy pożyczek”. I tyle.
Ludzie z gangu pruszkowskiego nigdy nie zostali
pozbawieni majątków.
Kiedy na początku XXI wieku
prokuratura wszczęła śledztwo w „wątku ekonomicznym” gangu, bandyci sprzedali
mediom zdjęcia, na których prowadząca je prokurator bawiła się w towarzystwie
członka warszawskiego półświatka. Śledztwo straciło impet.
Wątek ekonomiczny „Pruszkowa” został
umorzony kilka lat temu. Z powodu przedawnienia.
Ciekawie opisany temat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzęsto mówi się, że wśród osób znanych są również takie które zmagają się z uzależnieniem od narkotyków czy alkoholu. Moim zdaniem najlepiej jest w takim wypadku skierować osobę chorą to ośrodka leczenia uzależnień https://detoksfenix.pl/ gdzie uzyska niezbędną pomoc w tym zakresie.
OdpowiedzUsuńGdy czujesz, że emocje zaczynają przeważać nad codziennymi obowiązkami, może to być sygnał, że warto skorzystać z pomocy specjalisty. Profesjonalni psycholodzy na https://psycholog-ms.pl/konsultacje/ mogą pomóc Ci zrozumieć źródła Twoich problemów i zaproponować skuteczne metody radzenia sobie ze stresem.
OdpowiedzUsuń