Bronisław Komorowski
wygrałby prezydenturę w pierwszej turze - wynika z sondażu „Newsweeka". Ale
to wcale nie musi być takie oczywiste. Główny problem to jego zawite relacje z
PO.
ALEKSANDRA PAWLICKA
WSZYSTKIE DANE POCHODZĄ Z BADANIA M1LLWARD BROWN DLA
„NEWSWEEKA"; SONDAŻ TELEFONICZNY PRZEPROWADZONY 18-20 LISTOPADA 2014 ROKU
NA REPREZENTATYWNEJ GRUPIE 1001 DOROSŁYCH POLAKÓW
Czy
Bronek wciąż jest naszym kandydatem na prezydenta? Dla nas to oczywiste, ale
czy dla niego również? - pyta w rozmowie z „Newsweekiem” jeden z liderów Platformy
Obywatelskiej dzień po wyborach samorządowych.
„Dlaczego prezydent był w tych
wyborach zupełnie nieobecny?”. „Nie dostrzegliśmy żadnego zaangażowania ze
strony Belwederu”. „Może, gdyby pojawił się tu czy tam w czasie kampanii, nie
zabrakłoby nam tych paru procent? ” - w pytaniach posłów PO słychać pretensje.
Na linii PO - Bronisław Komorowski
zapanowała cisza. Niektórzy nawet mówią, że martwa. Żadnych konsultacji,
ustaleń, żadnej strategii, choć przecież za pół roku kolejne wybory -
prezydenckie.
Marionetka
i popychadło
Z sondażu zrobionego dla
„Newsweeka” przez firmę Millward Brown w tygodniu powyborczym wynika, że gdyby
wybory prezydenckie odbywały się w najbliższą niedzielę, wygrałby je Bronisław Komorowski
z 6l-procentowym poparciem. To wynik gwarantujący zwycięstwo w pierwszej
turze, ale gorszy niż w sondażach zaufania publikowanych w ostatnich tygodniach
(lip. według CBOS zaufanie do prezydenta osiąga 80 proc.).
- Komorowski naprawdę nie miał dotychczas
z kim przegrać. Żył w przeświadczeniu, że drugą kadencję ma już w kieszeni -
mówi polityk PO. Jedyny liczący się kontrkandydat Komorowskiego - Jarosław
Kaczyński - nie przejawiał chęci startu w wyborach. A prof. Gliński, kandydat PiS na wszelkie funkcje, był obiektem
powszechnych żartów i zniknął.
Dość nieoczekiwanie jednak na
ostatniej prostej kampanii samorządowej Jarosław Kaczyński przedstawił nowego
kandydata na prezydenta - Andrzeja Dudę. Oczywiście PiS próbowało w ten sposób
przykryć madrycki skandal z udziałem swoich polityków, ale jednocześnie partia
pokazała, że ma w swoich szeregach innych posłów młodszego pokolenia. Ludzi
takich jak Duda.
- I to chyba zadziałało.
Zaskakująco wysoki procent młodych ludzi poparł PiS w tych wyborach. To może
być efekt Dudy - mówi osoba z Kancelarii Premiera. Partia ma zamówić badania w
tej sprawie zaraz po zakończeniu wyborów.
Według sondażu „Newsweeka” w najmłodszej
grupie wyborców (18-24 lata) zwolenników Dudy jest 17 proc., czyli dokładnie
tyle samo, ile popiera jego kandydaturę na prezydenta. W przypadku
Komorowskiego proporcja młodych wyborców do ogółu jego zwolenników jest inna -
47 do 61 proc., choć oczywiście nie zmienia to faktu, że w wyścigu do prezydenckiego
fotela Duda jest daleko w tyle za Bronisławem Komorowskim. Trzeba
jednak wziąć poprawkę na to, że
nowy kandydat PiS pojawił się w wyborczym rankingu zaledwie kilka dni temu i
jego wynik jest niedoszacowany.
Andrzeja Dudę, jak wynika z naszego
sondażu, popierają głównie wyborcy z wielkich miast (powyżej 500 tys.), a to
był dotychczas elektorat PO, i częściej kobiety niż mężczyźni (podobnie jest z
Komorowskim). Inaczej mówiąc: nowy rywal obecnego prezydenta będzie walczył,
przynajmniej częściowo, o tych samych wyborców.
Komorowskiemu przynajmniej na razie
walka z Andrzejem Dudą nie spędza snu z powiek. - Ludzie wiedzą, jakim prezydentem
jest i będzie Bronisław Komorowski, a to, jakim będzie Andrzej Duda, jest dla
nich zagadką. Czy będzie depozytariuszem pamięci Lecha Kaczyńskiego, jak deklaruje,
czy głównie popychadłem Jarosława Kaczyńskiego? - mówi pracownik prezydenckiej
kancelarii.
Kiedy prezes PiS ogłosił, że Duda
będzie kandydatem partii na prezydenta, w Belwederze zapanowała radość. - Każdy,
kto nie jest Jarosławem Kaczyńskim, stanowi mniejsze zagrożenie. Może gdyby
prezes wraz z nominacją przekazał Dudzie partię, to byłyby podstawy do obaw,
ale takie rozwiązanie czyni z Dudy wyłącznie marionetkę w rękach prezesa
- mówi mój rozmówca.
W Belwederze przyjęto więc założenie,
że prezydent wchodzi w kampanię wyborczą w ostatnim momencie, aby nie mieszać
się w partyjne przepychanki. Potwierdza to szefowa biura prasowego Kancelarii
Prezydenta Joanna Trzaska- -Wieczorek. - Pan prezydent nie będzie się spieszył
z rozpoczęciem kampanii wyborczej, by jak najdłużej pełnić powierzone mu
obowiązki głowy państwa i dokończyć kadencję w jak najlepszym stylu. Gdy
stanie się kandydatem na prezydenta, automatycznie wszystkie jego działania
będą postrzegane jako element kampanii wyborczej - mówi.
Dni płodne
W Platformie ta strategia
Komorowskiego odbierana jest jako odcinanie się od partii, która wyniosła go
do Belwederu.
- Sytuacja była pod kontrolą,
dopóki szefem był Tusk. Gdy tylko się okazało, że wyjeżdża do Brukseli,
prezydent natychmiast zaczął się rozpychać - mówi poseł PO i przypomina połajanki
Komorowskiego dotyczące desygnowania nowego premiera czy batalię o szefa MSZ,
w wyniku której stanowisko stracił Radosław Sikorski i przejął je Grzegorz
Schetyna.
W PO Schetyna nazywany jest dziś
„jedyną końcówką, której Komorowski nie odciął w PO”. Co więcej, panuje przekonanie,
że jeśli prezydent zdecyduje się na kampanię wyborczą z udziałem Platformy, to
wykorzysta do tego właśnie Schetynę. Bo wiceszefem prezydenckiej kancelarii
odpowiedzialnym za kontakty z rządem, parlamentem i partiami jest Sławomir
Rybicki. „Jedyny gość, który potrafi rozmawiać z Grzegorzem” - mówi polityk PO.
To jednak - zdaniem partyjnych przeciwników Schetyny - dość kiepska gwarancja,
że zbliżająca się kampania prezydencka stanie się wspólnym triumfem partii i
prezydenta, i PO w jesiennych wyborach parlamentarnych będzie mogła podeprzeć
się zwycięstwem Komorowskiego.
- Komorowski, nawet kreując się na
ponadpartyjnego prezydenta, nie powinien odcinać końcówek. To jest nie fair
wobec partii - mówi polityk PO.
- Spokojnie - odpowiada pracownik
Kancelarii Prezydenta. - Jeszcze nie wkroczyliśmy w dni płodne, więc nie czas
na zaloty.
Bruderszaftów się nie cofa
Zaniepokojenie postawą Komorowskiego
wzrosło po wyborach samorządowych. Platforma uważa, że nie tylko nie otrzymała
od niego wsparcia, ale wręcz „odczuła dystansowanie się Belwederu. Nie było
jednego pytania o to, czy można w czymś pomóc”.
- Czego się spodziewali? - pyta
współpracownik prezydenta. - Ze Bronisław Komorowski jak Kaczyński wykorzysta
funkcję publiczną do uprawiania partyjnej polityki? Oczywiście, że bruderszaftów
się nie cofa, przyjaźni nie zapomina, ale podzielanie przekonań politycznych to
jeszcze nie powód, aby zamieniać je w wyborczą agitację.
Wielu polityków Platformy komentuje
to jednoznacznie: prezydent nie chce, aby wyborcza porażka i spadające notowania
partii rządzącej rzutowały na jego kampanię wyborczą. - Tylko że czy tego chce,
czy nie i tak zawsze będzie kojarzony z Platformą i każda porażka tej partii będzie się za nim wlekła jak cień
- mówi poseł PO.
Podobnie jak skandal z liczeniem
głosów w PKW. Już widać, że opozycja będzie to wykorzystywać przez najbliższy
rok - czas dwóch kluczowych kampanii wyborczych:
prezydenckiej i parlamentarnej - do
polaryzowania społeczeństwa i wmawiania wyborcom, że demokracja w kraju
rządzonym przez PO nie działa.
Andrzej Duda już dziś w imieniu
PiS mówi o fasadowości działań prezydenta Komorowskiego w sprawie PKW. - To
prymitywne próby wepchnięcia prezydenta w rolę karbowego wyborów, podczas gdy
prezydent, jak sam to zresztą określił, jest w tej sprawie tylko notariuszem.
Nie wybiera członków PKW, a jedynie ich wybór zatwierdza - mówi pracownik prezydenta. I ma rację,
tyle że nawet w PO dominuje przekonanie, iż Bronisław Komorowski spóźnił się z
reakcją, co odbije się czkawką zarówno jemu, jaki Platformie.
Wybory samorządowe mogą wpłynąć na
pozycję wyborczą Bronisława Komorowskiego także dlatego, że przestała obowiązywać
niepisana umowa PO z PSL. Ludowcy mieli poprzeć Komorowskiego, ale
nadspodziewanie dobry wynik PSL sprawił, że szef partii Janusz Piechociński
zmienił zdanie. - Nie wykluczamy wystawienia własnego kandydata i zapewniam,
że dla wielu to może być spore zaskoczenie - mówi
„Newsweekowi” szef PSL.
Ojciec narodu i gra zespołowa
- Na razie Komorowskiego
najbardziej martwią jednak kwestie światopoglądowe - mówi osoba dobrze znająca
prezydenta. Komorowski wie, że w kampanii nie uniknie pytań o in vitro, związki partnerskie czy gender. I w tych
kwestiach trudno mu będzie rywalizować z Andrzejem Dudą czy innym kandydatem
prawicy o pozyskanie przychylności kościelnych hierarchów. Dla Komorowskiego
to dylemat, bo jest praktykującym katolikiem, który pozycję pierwszego
obywatela buduje w oparciu o swoje konserwatywne i katolickie poglądy. - I o
ile on nie zmienił się od 2010 r., o tyle polski Kościół znacznie się w tym
czasie zradykalizował. Komorowski musi więc znaleźć złoty środek, aby z jednej
strony nie dać się zepchnąć prawicy do narożnika, a z drugiej nie utracić
głosów liberalno- -centrowych - mówi mój rozmówca. Obawy Komorowskiego biorą
się głównie stąd, że PO w ciągu siedmiu lat rządzenia nie uporała się z żadną
ze spraw światopoglądowych, a więc opozycja i rozczarowani wyborcy będą
przyciskać Komorowskiego w kampanii prezydenckiej.
- To także przyczyna dystansowania
się prezydenta wobec PO. Pytanie jednak, czy to wciąż tylko dystansowanie, czy
już pokusa, aby wystartować w przyszłorocznych wyborach samodzielnie? Jako
ojciec narodu - zastanawia się jeden z liderów PO i dodaje: - Prezydent nie
może zapominać, że polityka nie jest zajęciem dla solistów. To gra zespołowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz