Karol Adamaszek
"Zdrowy mężczyzna", "Każdemu można podstawić jakąś ładną
i zgłupieje" - mówią mieszkańcy Biłgoraja o pośle Piotrze S., który
pokłócił się z prostytutką o 200 zł, a teraz chce zostać burmistrzem.
Przed sądem w Lublinie trwa
proces Magdaleny I. oraz jej dwóch kolegów. Prawniczka po KUL, czasowo
kurtyzana, miała namówić Przemysława S., a on Szczepana P. do akcji przeciwko
37-letniemu Piotrowi S., w przeszłości parlamentarzyście PiS, a potem
Solidarnej Polski, obecnie już bezpartyjnemu. Była rozgoryczona, bo polityk nie
zapłacił jej 200 zł za seks. Rozpoznała go w telewizji, gdy szedł w marszu dla
TV Trwam. W grudniu 2012 roku, pięć dni przed Bożym Narodzeniem, poseł umówił
się z kobietą i przyjechał na negocjacje w sprawie zaległego długu do hotelu,
gdzie go potajemnie nagrano i sfotografowano.
Krótka spódnica i łoże małżeńskie
Potem polityk rozmawiał jeszcze ze Szczepanem P., ile ma zapłacić, by dostać kompromitujące go materiały. Tej samej nocy zgłosił się na policję. Funkcjonariusze zatrzymali troje szantażystów. W całości do winy przyznał się tylko Szczepan P.
Piotr S. nie zgadza się na podawanie nazwiska. Prowadząca sprawę sędzia nie pozwala dziennikarzom przysłuchiwać się całym rozprawom. Muszą opuszczać salę za każdym razem, gdy mają być ujawnione intymne szczegóły relacji posła z panną.
Przemysław S. zaprzecza, że dopuścił się przestępstwa: - Nie chciałem żadnych pieniędzy. Chciałem mu [posłowi] dokuczyć, popsuć święta. Chodziło o zadośćuczynienie, niekoniecznie pieniężne, za usługę seksualną i brutalne traktowanie.
S. opowiada, że parlamentarzysta chciał, by Magdalena I. przyjechała na spotkanie w sprawie kasy w butach na wysokich obcasach i w mini. Recepcjonistka z hotelu, w którym S. spotkał się z Magdaleną I., pamięta z kolei, że w grudniowy wieczór mężczyzna poprosił o rezerwację pokoju z łożem małżeńskim. Powiedział, że pierwsza zgłosi się Marta Siwiec. Portierka miała ją wpuścić, żeby poczekała. Recepcjonistce nazwisko utkwiło w pamięci, bo skojarzyła je z celebrytką Natalią Siwiec.
Kierowniczka hotelu relacjonuje w sądzie, że Piotr S. był kilka razy jego klientem. Wspomnianego wieczoru poprosił o fakturę na swoje nazwisko - do rozliczenia w Kancelarii Sejmu. Kierowniczka zapamiętała też, że brał rachunek, gdy nocował w hotelu wcześniej: raz sam, a raz z mężczyzną o ukraińsko brzmiącym nazwisku.
Krótka spódnica i łoże małżeńskie
Potem polityk rozmawiał jeszcze ze Szczepanem P., ile ma zapłacić, by dostać kompromitujące go materiały. Tej samej nocy zgłosił się na policję. Funkcjonariusze zatrzymali troje szantażystów. W całości do winy przyznał się tylko Szczepan P.
Piotr S. nie zgadza się na podawanie nazwiska. Prowadząca sprawę sędzia nie pozwala dziennikarzom przysłuchiwać się całym rozprawom. Muszą opuszczać salę za każdym razem, gdy mają być ujawnione intymne szczegóły relacji posła z panną.
Przemysław S. zaprzecza, że dopuścił się przestępstwa: - Nie chciałem żadnych pieniędzy. Chciałem mu [posłowi] dokuczyć, popsuć święta. Chodziło o zadośćuczynienie, niekoniecznie pieniężne, za usługę seksualną i brutalne traktowanie.
S. opowiada, że parlamentarzysta chciał, by Magdalena I. przyjechała na spotkanie w sprawie kasy w butach na wysokich obcasach i w mini. Recepcjonistka z hotelu, w którym S. spotkał się z Magdaleną I., pamięta z kolei, że w grudniowy wieczór mężczyzna poprosił o rezerwację pokoju z łożem małżeńskim. Powiedział, że pierwsza zgłosi się Marta Siwiec. Portierka miała ją wpuścić, żeby poczekała. Recepcjonistce nazwisko utkwiło w pamięci, bo skojarzyła je z celebrytką Natalią Siwiec.
Kierowniczka hotelu relacjonuje w sądzie, że Piotr S. był kilka razy jego klientem. Wspomnianego wieczoru poprosił o fakturę na swoje nazwisko - do rozliczenia w Kancelarii Sejmu. Kierowniczka zapamiętała też, że brał rachunek, gdy nocował w hotelu wcześniej: raz sam, a raz z mężczyzną o ukraińsko brzmiącym nazwisku.
Poseł "Tomek" i kelnerka z lotniska
Piotr S. odszedł z Sol-Polu, uprzedzając ruch partii, która chciała się go pozbyć. Wiadomo już było, że tygodnik "Wprost" zamierza opisać inny jego romans, z kobietą pracującą w kawiarni na lotnisku w Rzeszowie. Miał się jej przedstawiać jako Tomek. Po zakończeniu związku podobno straszył dziewczynę Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. S. nazwał to wszystko "stekiem bzdur zawierającym żenujące opisy nielicujące z dobrym dziennikarstwem" i "kolejnym bezpardonowym atakiem" na jego osobę, rodzinę, środowiska prawicy oraz "system wartości".
To nie przeszkodziło mu jednak w ogłoszeniu pod koniec września, że startuje w wyborach na urząd burmistrza Biłgoraja. 27-tysięczne miasto to siedziba meblarskiego giganta Black Red White (w całej grupie pracuje ok. 11 tys. osób). Stąd pochodzi też Janusz Palikot. Biłgorajem trzecią kadencję rządzi Janusz Rosłan, bezpartyjny, z poparciem SLD.
Kandydatury Piotra S. oceniać nie chce.
- Jestem wierzący - zaznacza, choć go w ogóle o to nie pytam. - O tym, że pan poseł wystartuje, mówiło się nieoficjalnie od roku. Oficjalnie dowiedziałem się o tym, tak jak wszyscy, we wrześniu.
Miał być księdzem, nie posłem
Piotr S., zanim został posłem, był miejskim radnym PiS i nauczycielem języka niemieckiego w Szkole Podstawowej nr 1 im. Sługi Bożego Księdza Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Niemieckiego uczył też Rosłan, z tym że obecny burmistrz skończył germanistykę, a S. podłapał trochę języka, studiując teologię u naszych zachodnich sąsiadów. Plotkowano, że miał zostać w Niemczech księdzem, ale mu nie wyszło. Wrócił do Biłgoraja. Ożenił się z miejscową blond pięknością. Urodziła syna, gdy trwało śledztwo w sprawie szantażu. Chrzestnymi chłopca zostali Zbigniew Ziobro i Beata Kempa.
Gdy Piotr S. poszedł w krajową politykę, w podstawówce wziął bezpłatny urlop. Dyrektor szkoły - także eksradny PiS Marian Kurzyna - unika komentowania wyczynów podwładnego:
- Demokracja każdemu pozwala na start. To bardzo przykra sytuacja, jeśli to wszystko prawda. Najlepiej, żeby to była nieprawda, znaczy tak w sensie ludzkim, dla osoby, którą to dotknęło.
- Żal panu Piotra S.?
- Szkoda jego i jego rodziny tym bardziej - kończy dyrektor.
Odwiedzam jeszcze biłgorajskie biuro posłanki PSL i byłej wojewody lubelskiej Genowefy Tokarskiej. Nie ma jej na dyżurze. Katarzyna, pracownica biura, słyszała o kłopotach wizerunkowych jurnego parlamentarzysty.
- To sprawa sumienia. Skoro jednak zdecydował się kandydować, to musi czuć wsparcie jakieś grupy mieszkańców i pewnie uważa, że jest w stanie coś zrobić dla ludzi - ocenia.
Nasz Piotrek jak Lepper
"Wsparcie mieszkańców" dla S. znaleźć bardzo łatwo. Janusz jest zatrudniony w niedużej instytucji podległej powiatowi, dlatego prosi, by nie podawać jego nazwiska. W wyborach zagłosuje na Rosłana, bo "zrobił dużo dla miasta". Co sądzi o S.?
- Gdy przeczytałem w gazecie o tym, co wyprawiał, to pomyślałem: "Młody chłop, to niech sobie użyje!". Tu się urodził, więc tu kandyduje. Nie wiem tylko, czy ludzie za nim pójdą, bo tu każdy każdego zna, a w Warszawie to jednak większa tolerancja.
Przy parku "Solidarności", jednej ze sztandarowych inwestycji obecnego burmistrza, odpoczywają na ławeczce dwaj emeryci - Jan (w przeszłości listonosz i kierowca ciężarówki) i Bolesław (budowlaniec). Obaj Rosłana nie lubią, bo ich zdaniem przez ostatnie lata stworzył klikę. A Piotr S.?
- Noga mu się powinęła i tyle - pan Bolesław patrzy na mnie z wyrzutem.
- Według nas - a wielu ludzi tak myśli - nasz poseł to porządny człowiek, młody, energiczny. Z Lepperem i tą niby-seksaferą też tak było. Też chłopa zgnębili i się powiesił - podkreśla pan Jan.
- Bo Lepper głupi był i się przyznał do jakichś tam relacji. A tu jest inna historia. Każdemu można podstawić jakąś ładną taką, niech zbałamuci i gotowe: chłop na chwilę zgłupieje. Łatwo go tak zbłocić i skopać teraz - irytuje się pan Bolesław.
Z biskupem na opłatku
Listonosz Jan przypomina sobie, że tuż po nagłośnieniu afery poseł nie zapadł się pod ziemię ze wstydu, tylko z otwartą przyłbicą stanął do "walki o prawdę". Miał doskonałą okazję, bo pod koniec stycznia zaproszono go na opłatek kół Radia Maryja diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Było w sumie ponad 200 osób, w tym politycy.
Najpierw w kościele odprawiono mszę świętą w intencji Ojca Świętego, Ojczyzny, Radia Maryja i TV Trwam, potem goście przenieśli się na imprezę opłatkową do budynku jednego z liceów podległych staroście.
Piotr S. miał najlepsze miejsce - siedział obok biskupa Mariusza Leszczyńskiego i dzielił się z nim opłatkiem.
Pozwolono mu też przemawiać: - Ten rok będzie dla was rokiem radosnym. Niedawno był marsz i oto kropla wydrążyła skałę i niedługo TV Trwam dotrze do każdego domu. Do tego wkrótce odbędzie się kanonizacja Jana Pawła II.
Ksiądz Michał Maciołek, rzecznik diecezji zamojsko-lubaczowskiej: - Nie znam szczegółów tej niesmacznej sprawy, nie wiem, czy szczegóły znał ksiądz biskup. To się wszystko opiera na "chyba".
Poseł chwyta za kurtkę i nagle wychodzi
Również na biłgorajskich forach internetowych nietrudno znaleźć zwolenników parlamentarzysty. Choć często ktoś z niego kpi lub pisze o wstydzie i hipokryzji, to wiele jest wpisów życzliwych.
* "Czytałem dzisiaj na temat osiągnięć w "zaliczaniu" kobiet przez prezydenta Kennedy'ego i Martina Luthera Kinga (co motel, to nowa laska) - nie przeszkodziło im to na stałe zapisać się w historii USA, a nawet świata. Dlatego też, mimo że nie po drodze mi z posłem i że daleko mu do wspomnianych wyżej donżuanów, myślę, że najwłaściwszym byłoby pozostawienie rozliczenia jego wyczynów żonie. Oczywiście nie wchodzi do tej proponowanej abolicji rozliczenie rachunków za hotele".
* "To zdrowy, niewinny mężczyzna".
* "Nie przepadam za S., ale jestem pewna, że został wrobiony".
* "Za dużo węszył w Biłgoraju, to go zastraszają. Nie daj się. Przynajmniej ty jeden coś chcesz zrobić dla miasta i młodzieży. Reszta przesiąknęła komunistyczną wódą i fajami".
* "Ludzie, a kto posłowi zarzuca, że popełnił on przestępstwo? On mógł się dopuścić zdrady małżeńskiej i naruszenia któregoś tam przykazania, w które tak sam niby wierzył. To wszystko. Niech to sam wyjaśni i skończą się komentarze".
* "Mam nadzieję, że pan wygra i po 15 latach ktoś wymieni zmęczonych ludzi w urzędzie miasta".
W całym Biłgoraju kandydat S. powiesił mnóstwo plakatów. Wykupił billboardy przy najbardziej ruchliwych skrzyżowaniach. Występuje na nich razem z żoną i synem. Hasło: "Razem dla Biłgoraja".
W poniedziałkowy ranek odwiedzam posła w jego biurze. Prosi, bym chwilę poczekał. Przez telefon dopina jakieś kwestie związane z kampanią. Przedstawiam mu się, a wtedy chwyta za kurtkę, oznajmia, że nie ma czasu na rozmowę ani dziś, ani jutro - i wyprasza mnie za drzwi.
Proszę go chociaż o jego program wyborczy. - Dla dziennikarzy nie mam - odpowiada.
"Wsparcie mieszkańców" dla S. znaleźć bardzo łatwo. Janusz jest zatrudniony w niedużej instytucji podległej powiatowi, dlatego prosi, by nie podawać jego nazwiska. W wyborach zagłosuje na Rosłana, bo "zrobił dużo dla miasta". Co sądzi o S.?
- Gdy przeczytałem w gazecie o tym, co wyprawiał, to pomyślałem: "Młody chłop, to niech sobie użyje!". Tu się urodził, więc tu kandyduje. Nie wiem tylko, czy ludzie za nim pójdą, bo tu każdy każdego zna, a w Warszawie to jednak większa tolerancja.
Przy parku "Solidarności", jednej ze sztandarowych inwestycji obecnego burmistrza, odpoczywają na ławeczce dwaj emeryci - Jan (w przeszłości listonosz i kierowca ciężarówki) i Bolesław (budowlaniec). Obaj Rosłana nie lubią, bo ich zdaniem przez ostatnie lata stworzył klikę. A Piotr S.?
- Noga mu się powinęła i tyle - pan Bolesław patrzy na mnie z wyrzutem.
- Według nas - a wielu ludzi tak myśli - nasz poseł to porządny człowiek, młody, energiczny. Z Lepperem i tą niby-seksaferą też tak było. Też chłopa zgnębili i się powiesił - podkreśla pan Jan.
- Bo Lepper głupi był i się przyznał do jakichś tam relacji. A tu jest inna historia. Każdemu można podstawić jakąś ładną taką, niech zbałamuci i gotowe: chłop na chwilę zgłupieje. Łatwo go tak zbłocić i skopać teraz - irytuje się pan Bolesław.
Z biskupem na opłatku
Listonosz Jan przypomina sobie, że tuż po nagłośnieniu afery poseł nie zapadł się pod ziemię ze wstydu, tylko z otwartą przyłbicą stanął do "walki o prawdę". Miał doskonałą okazję, bo pod koniec stycznia zaproszono go na opłatek kół Radia Maryja diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Było w sumie ponad 200 osób, w tym politycy.
Najpierw w kościele odprawiono mszę świętą w intencji Ojca Świętego, Ojczyzny, Radia Maryja i TV Trwam, potem goście przenieśli się na imprezę opłatkową do budynku jednego z liceów podległych staroście.
Piotr S. miał najlepsze miejsce - siedział obok biskupa Mariusza Leszczyńskiego i dzielił się z nim opłatkiem.
Pozwolono mu też przemawiać: - Ten rok będzie dla was rokiem radosnym. Niedawno był marsz i oto kropla wydrążyła skałę i niedługo TV Trwam dotrze do każdego domu. Do tego wkrótce odbędzie się kanonizacja Jana Pawła II.
Ksiądz Michał Maciołek, rzecznik diecezji zamojsko-lubaczowskiej: - Nie znam szczegółów tej niesmacznej sprawy, nie wiem, czy szczegóły znał ksiądz biskup. To się wszystko opiera na "chyba".
Poseł chwyta za kurtkę i nagle wychodzi
Również na biłgorajskich forach internetowych nietrudno znaleźć zwolenników parlamentarzysty. Choć często ktoś z niego kpi lub pisze o wstydzie i hipokryzji, to wiele jest wpisów życzliwych.
* "Czytałem dzisiaj na temat osiągnięć w "zaliczaniu" kobiet przez prezydenta Kennedy'ego i Martina Luthera Kinga (co motel, to nowa laska) - nie przeszkodziło im to na stałe zapisać się w historii USA, a nawet świata. Dlatego też, mimo że nie po drodze mi z posłem i że daleko mu do wspomnianych wyżej donżuanów, myślę, że najwłaściwszym byłoby pozostawienie rozliczenia jego wyczynów żonie. Oczywiście nie wchodzi do tej proponowanej abolicji rozliczenie rachunków za hotele".
* "To zdrowy, niewinny mężczyzna".
* "Nie przepadam za S., ale jestem pewna, że został wrobiony".
* "Za dużo węszył w Biłgoraju, to go zastraszają. Nie daj się. Przynajmniej ty jeden coś chcesz zrobić dla miasta i młodzieży. Reszta przesiąknęła komunistyczną wódą i fajami".
* "Ludzie, a kto posłowi zarzuca, że popełnił on przestępstwo? On mógł się dopuścić zdrady małżeńskiej i naruszenia któregoś tam przykazania, w które tak sam niby wierzył. To wszystko. Niech to sam wyjaśni i skończą się komentarze".
* "Mam nadzieję, że pan wygra i po 15 latach ktoś wymieni zmęczonych ludzi w urzędzie miasta".
W całym Biłgoraju kandydat S. powiesił mnóstwo plakatów. Wykupił billboardy przy najbardziej ruchliwych skrzyżowaniach. Występuje na nich razem z żoną i synem. Hasło: "Razem dla Biłgoraja".
W poniedziałkowy ranek odwiedzam posła w jego biurze. Prosi, bym chwilę poczekał. Przez telefon dopina jakieś kwestie związane z kampanią. Przedstawiam mu się, a wtedy chwyta za kurtkę, oznajmia, że nie ma czasu na rozmowę ani dziś, ani jutro - i wyprasza mnie za drzwi.
Proszę go chociaż o jego program wyborczy. - Dla dziennikarzy nie mam - odpowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz