Łukasz Kłos,Tomasz Słomczyński
Nie było podejrzanych, ani tym bardziej winnych. Co więcej - nie znaleziono też dowodów, potwierdzających, by w ogóle doszło do przestępstwa. Warszawska prokuratura umorzyła więc dochodzenie w sprawie rzekomego zaginięcia dokumentów związanych z ułaskawieniem Adama S., niegdyś wspólnika Marcina Dubienieckiego.
Tymczasem zatrudniony przez Pałac
Prezydencki audytor - sędzia Sądu Najwyższego - nie miał wątpliwości: "W
niniejszej sprawie zachodzą okoliczności uzasadniające podejrzenie popełnienia
przestępstwa, dokonanego przez podsekretarza stanu Andrzeja Dudę". W
piśmie skierowanym do Kancelarii Prezydenta RP w kategorycznych słowach
stwierdził, że spośród kilku przebadanych postępowań ułaskawieniowych
"istotne nieprawidłowości" pojawiły się tylko w przypadku sprawy
Adama S. Brak dokumentów podpisanych przez uprawnione osoby, brak
sformalizowanego obiegu pism to wszystko - zdaniem sędziego audytora - miało kłaść
się cieniem na tej sprawie i urzędowaniu Andrzeja Dudy.
Warszawscy śledczy nie znaleźli jednak dowodów, które mogłyby jednoznacznie uzasadnić podejrzenia w stosunku do prezydenckiego ministra (Andrzej Duda nie usłyszał nawet zarzutów w związku z tą sprawą). Zebrany przez nich materiał ujawnia jednak tajniki pracy Kancelarii Prezydenta. Kto rekomendował Lechowi Kaczyńskiemu ułaskawienie kwidzyńskiego przedsiębiorcy? Jakimi dokumentami prezydent mógł dysponować, podejmując swoją decyzję? Kto zlecił ich przygotowanie? Do kogo trafiła prośba Adama S. o zastosowanie aktu łaski? Dziesiątki stron dokumentów oraz zeznania świadków - pracowników Kancelarii Prezydenta - odsłaniają kulisy przygotowania aktu łaski wobec Adama S.
Warszawscy śledczy nie znaleźli jednak dowodów, które mogłyby jednoznacznie uzasadnić podejrzenia w stosunku do prezydenckiego ministra (Andrzej Duda nie usłyszał nawet zarzutów w związku z tą sprawą). Zebrany przez nich materiał ujawnia jednak tajniki pracy Kancelarii Prezydenta. Kto rekomendował Lechowi Kaczyńskiemu ułaskawienie kwidzyńskiego przedsiębiorcy? Jakimi dokumentami prezydent mógł dysponować, podejmując swoją decyzję? Kto zlecił ich przygotowanie? Do kogo trafiła prośba Adama S. o zastosowanie aktu łaski? Dziesiątki stron dokumentów oraz zeznania świadków - pracowników Kancelarii Prezydenta - odsłaniają kulisy przygotowania aktu łaski wobec Adama S.
Przypomnijmy na początek, skąd wzięło się całe zamieszanie.
"Prezydent Lech Kaczyński ułaskawił kwidzyńskiego przedsiębiorcę,
wspólnika Marcina Dubienieckiego" - artykuł ukazał się w "Dzienniku
Bałtyckim" w marcu zeszłego roku. Napisaliśmy, że cieniem na łasce dla kwidzyńskiego
przedsiębiorcy położyło się kilka faktów. Przeciwny jej był prokurator
generalny. Sam akt został wydany w stosowanym niezwykle rzadko trybie tzw.
prezydenckim, a cała procedura zakończyła się w zaledwie cztery miesiące. Tak
krótki okres oczekiwania na prezydencką łaskę jest w zasadzie niespotykany. Te
kontrowersje spowodowały, że w publicznej dyskusji pojawiły się pytania: Czy w
przypadku Adama S. prezydenccy urzędnicy dopełnili obowiązującej procedury? Czy
on sam mógł liczyć na "specjalne względy" z uwagi na swoje interesy z
Marcinem Dubienieckim? Sam adwokat już po publikacji artykułu publicznie
zaprzeczał, by był wspólnikiem kwidzyńskiego przedsiębiorcy. Tymczasem ich
związki biznesowe były oczywiste w świetle dokumentów dostępnych w Krajowym
Rejestrze Sądowym. Oświadczenie Dubienieckiego stało w sprzeczności z
potwierdzonym notarialnie aktem założycielskim spółki (który również
opublikowaliśmy na naszych łamach). Wynika z niego, że Marcin Dubieniecki i
Adam S. na trzy tygodnie przed ułaskawieniem zawiązali spółkę.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości z miejsca określili
medialne doniesienia jako "atak na prezydenta" i próbę dyskredytacji
jego osoby w opinii publicznej. - To jest akcja dyfamacyjna wobec mojego brata
- stwierdził Jarosław Kaczyński. Tymczasem prof. Tomasz Nałęcz, doradca
Bronisława Komorowskiego, od początku utrzymywał, że Lech Kaczyński jest tu
poza podejrzeniami. - Trzeba sprawdzić, czy nie doszło w tej sprawie do
złamania procedury, do wprowadzenia głowy państwa w błąd, poprzez np. zatajenie
jakichś informacji lub dokumentów. Tę sprawę bezwzględnie należy wyjaśnić
właśnie po to, żeby nie pozostał żaden cień na wizerunku świętej pamięci
prezydenta - mówił profesor. Nałęcz początkowo twierdził, że wszystkie
dokumenty zostaną od razu ujawnione. Potem jednak wycofał się z tej deklaracji.
Przyznał, że zmienił zdanie po rozmowie z prezydenckim ministrem Krzysztofem
Łaszkiewiczem. Stwierdził, że dokumenty nie mogą zostać ujawnione ze względu na
ochronę danych osobowych. Nikt wówczas jeszcze nie wspominał, że tych
dokumentów po prostu nie ma.
Kancelaria zawiadamia
prokuraturę
Kilka dni po publikacji w "Dzienniku Bałtyckim"
podano do publicznej wiadomości, że w Kancelarii Prezydenta odbędzie się audyt.
Miał on na celu prześledzenie procedury ułaskawienia Adama S. i
rozstrzygnięcie, czy w jej przebiegu nie doszło do nieprawidłowości.
Zapowiedziano wówczas, że po zakończeniu audytu powstanie dokument i jego
ustalenia będą mogły zostać podane do publicznej wiadomości.
Na kilka miesięcy zapadła medialna cisza. Przerwała ją
konferencja prasowa ministra Krzysztofa Łaszkiewicza. 13 lipca 2011 r.
poinformował on dziennikarzy, że audyt został zakończony, jednak jego wyniki
nie zostaną przedstawione opinii publicznej. Powód? Zdaniem prezydenckich
urzędników kancelarii Bronisława Komorowskiego, w wyniku kontroli powstało
podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na zniszczeniu albo utracie
trzech dokumentów oraz pisemnej rekomendacji pracownika kancelarii. Wszystkie
te pisma miały zawierać argumenty przemawiające za ułaskawieniem Adama S.
Zamiast nich znaleziono tylko ich "projekty", nazywane odtąd
"notatkami" i "końcową opinią" - zachowane na twardych
dyskach urzędniczych komputerów. Kancelaria zawiadomiła prokuraturę, a ta
rozpoczęła dochodzenie. Czytaj też: Kownacki i Duda zwracali się do prokuratora
generalnego w sprawie ułaskawienia Adama S. - Ostatnią osobą, która miała je w
ręku, był Andrzej Duda - stwierdził na konferencji Krzysztof Łaszkiewicz,
powołując się na wyniki audytu. Szczegółów nie podał, gdyż stały się one
materiałem niejawnym, do wyłącznej dyspozycji prokuratora. W sprawie
ułaskawienia Adama S. znów zapadła cisza.
Co jest w zachowanych
notatkach?
Obecnie w mediach nie mówi się o tej sprawie nic, chociaż w
ciągu ostatnich kilku miesięcy powstała dokumentacja, która rzuca światło na
tajemnicze okoliczności ułaskawienia. Pracownicy kancelarii doradzali
prezydentowi, żeby ułaskawił skazanego przedsiębiorcę z Kwidzyna.
W prokuratorskich aktach znajdują się przygotowane przez
urzędników notatki (w sumie trzy pisma) oraz końcowa opinia (które -
przypomnijmy, zachowały się jako "projekty"). Wynika z nich
jednoznacznie, że pracownicy kancelarii doradzali prezydentowi, żeby ułaskawił
skazanego przedsiębiorcę z Kwidzyna.
Czytamy w nich m.in., że Adam S. zatrudnia 100 pracowników,
w tym osoby niepełnosprawne. Wyrok zaś miał spowodować utratę koncesji na
świadczenie usług transportowych. To z kolei miałoby być powodem ogłoszenia
upadłości i zwolnienia pracowników.
Tę argumentację podważa sędzia audytor, który między marcem
a lipcem ubiegłego roku analizował te dokumenty (jak i całokształt przebiegu
procedury ułaskawienia). Wnioski prezydenckich urzędników uznał za
bezpodstawne. Co więcej, jego zdaniem końcowa opinia zawiera rażące błędy
prawne: "Możliwość utraty przez skazanego licencji transportowej nie
godziła wprost w zakład pracy chronionej, gdyż ten mógł dalej funkcjonować z
wykorzystaniem transportu zastępczego. W sprawie nie wykazano, by z
ekonomicznego rachunku wynikała nieopłacalność funkcjonowania tego zakładu z
wykorzystaniem transportu zastępczego".
W finalnej opinii przywoływano również inną przesłankę,
która miała przemawiać za ułaskawieniem Adama S. - naprawienie szkody
wyrządzonej wobec PFRON (tj. zwrócenie wyłudzonej sumy pieniędzy). Takiej
argumentacji nie uznaje jednak sędzia audytor: "Wszak skazany miał prawny
obowiązek wyrównania szkody oraz uiszczenia opłaty i kosztów sądowych (...).
Uiszczenie grzywny, kosztów oraz naprawienie szkody przez Adama S. były więc
czynnościami typowymi dla skazanego i nie można nadawać im rangi okoliczności
nadzwyczajnych".
Dalej sędzia dowodzi, że gdyby przedsiębiorca z Kwidzyna
tego nie zrobił, poszedłby do więzienia - jak każdy skazany na grzywnę.
Kolejny argument prezydenckich urzędników dowodził, że
kwidzyński biznesmen w lokalnym środowisku cieszy się dobrą opinią i czynnie
bierze udział w akcjach charytatywnych.
Sędzia audytor podważa tak sformułowany argument:
"Podkreślenie udzielania się działaniom charytatywnym, bez wskazania
konkretnych korzyści społecznych (…) nie dowodziło osiągnięcia społecznie
użytecznych celów takiego działania". Zdaniem dokonującego audytu
sędziego, nie było żadnych podstaw do przedstawienia prezydentowi pozytywnej
rekomendacji wniosku o ułaskawienie.
Kuchnia prezydenckiej
łaski
Kto i w jakich okolicznościach przygotował pisma
rekomendujące ułaskawienie Adama S.? Z akt dochodzenia jasno wynika, kto
zazwyczaj był zaangażowany w merytoryczne przygotowanie opinii
ułaskawieniowych, a następnie przekazywał je prezydentowi.
W 2009 roku było to czworo
pracowników kancelarii:
Andrzej Duda -
podsekretarz stanu odpowiedzialny za obsługę prawną, obecnie poseł PiS.
Krzysztof K. - dyrektor Biura Obywatelstw i Prawa Łaski, obecnie pracuje w KP, na innym stanowisku.
Krzysztof K. - dyrektor Biura Obywatelstw i Prawa Łaski, obecnie pracuje w KP, na innym stanowisku.
Teresa P. i Ewa S.
- ekspertki w Biurze Obywatelstw i Prawa Łaski. To one przygotowywały projekty
postanowień prezydenta, sporządzały notatki na temat skazanych. Dalej pracują w
KP, na tych samych stanowiskach.
W sprawie Adama S. pisma sporządzała Ewa S. - Dostałam
prośbę skazanego Adama S. od dyrektora Krzysztofa K., żeby na jej podstawie
napisać notatkę - zeznała w trakcie prokuratorskiego przesłuchania. Podobnych
próśb w sprawie Adama S., od dyrektora biura, miało być jeszcze kilka.
Krzysztof K. polecił Ewie S. przygotować kolejną notatkę, pismo do Prokuratury
Generalnej, a w końcu projekt opinii Biura Ułaskawień oraz projekt samego
postanowienia prezydenta o zastosowaniu aktu łaski. Druga pracownica kancelarii
- Teresa P. - zeznała, że sporządzano dwa rodzaje opinii: jedną przemawiającą
za ułaskawieniem skazanego, drugą negatywną. Faktem jest, że w sprawie Adama S.
zachowały się tylko pozytywne rekomendacje. Teresa P. zeznała też, że nigdy nie
było takiej sytuacji, w której dyrektor Krzysztof K. wydawałby polecenia
zajęcia się konkretną sprawą, konkretnego skazanego. - Czy w sprawie Adama S.
została również sporządzona opinia negatywna? Czy zdarzało się, żeby dyrektor
Krzysztof K. tak bardzo angażował się w sprawy ułaskawieniowe, żeby osobiście
polecać przygotowywanie dokumentów pracownikom? - te pytania chcieliśmy zadać
Ewie S. - Nie mogę rozmawiać z dziennikarzami. Nie chcę stracić pracy. Proszę
skontaktować się z Biurem Prasowym. Oficjalnie przekazane pytania pozostały bez
odpowiedzi.
Jednak kulisy ułaskawienia Adama S. odsłaniają również
zeznania wysokiego rangą urzędnika prezydenckiej kancelarii - Wojciecha I.
Pełnił on funkcję zastępcy Biura Obywatelstw i Prawa Łaski. - Wiedziałem, że
jest taka sprawa. Był w tej sprawie do mnie telefon z sekretariatu prezydenta
Kaczyńskiego, że ma wpłynąć taka sprawa. Nie wiem, kto dzwonił, chyba
sekretarka. (…) Minister Kownacki poprosił, żeby (...) wstrzymać się z
działaniami, czekać na decyzje prezydenta - czytamy w protokole przesłuchania.
Przypomnijmy, Piotr Kownacki był wówczas szefem gabinetu Lecha Kaczyńskiego.
Rozmawialiśmy z nim w lutym. Okoliczności tego ułaskawienia sobie nie przypominał.
Prezydent akt nie
przeglądał
Od chwili ujawnienia kontrowersji związanych z ułaskawieniem
Adama S. nasuwa się pytanie: Co prezydent wiedział o Adamie S., podejmując
swoją decyzję? Czy opierał się tylko na opinii i notatkach przygotowanych przez
jego kancelarię? Lektura prokuratorskich akt nie pozwala jednoznacznie
rozstrzygnąć tej kwestii. Tym bardziej że główni "aktorzy" nie mówią
jednym głosem.
Sędzia audytor pisze w sprawozdaniu: "Trudno na obecnym
etapie jednoznacznie przyjmować, że prezydent, podejmując decyzję o
ułaskawieniu, dysponował czy też nie dysponował kluczowymi dokumentami".
Za "kluczowe dokumenty" można uznać - albo przygotowane przez
urzędników notatki i opinie, albo akta sprawy karnej, w której zapadł wyrok na
skazanym ubiegającym się o łaskę. Zeznania pracownic kancelarii, które
dysponowały aktami spraw karnych, wskazują, że w przypadku Adama S. prezydent z
aktami się nie zapoznawał: - W momencie napisania opinii akta sądowe
oddawaliśmy do sekretariatu. Akta sądowe nigdy nie szły do Pałacu
Prezydenckiego. Z mojego referatu nigdy nie proszono mnie o przesyłanie akt
sądowych w ślad za pozostałymi dokumentami do pałacu - mówiła Teresa P.
- Sporządzałyśmy projekty postanowień w sprawie ułaskawienia
(…), projekty notatek do tych postanowień (…). Pan prezydent otrzymywał tylko
wyżej wymienione dokumenty. Nie otrzymywał oryginału prośby skazanego o
ułaskawienie ani akt sądowych sprawy. W kilku sprawach zdarzyło się jednak, że
do pana prezydenta zostały przekazane akta sądowe. Nie dotyczyło to jednak
sprawy Adama S. - mówiła Ewa S. To oznaczałoby, że swoją wiedzę prezydent
opierał tylko na przygotowanych przez urzędników notatkach i opinii. Ale jest
jeszcze inna możliwość: sprawa Adama S. mogła zostać przedstawiona prezydentowi
ustnie, podczas osobistego spotkania.
Załatwione osobiście?
Duda nie pamięta
Z lektury materiału zgromadzonego przez śledczych (zeznania
Ewy S.) wynika, że dyrektor Krzysztof K. wydał polecenie Ewie S., która
przygotowała pisma. Kto wydał polecenie Krzysztofowi K.? Andrzej Duda -
"główny prawnik prezydenta" - tak wynika z zeznań dyrektora, które
cytujemy poniżej. Polecenia miały więc iść "od góry do dołu".
Sporządzane przez Ewę S. pisma szły natomiast "od dołu do góry", a
przed zaprezentowaniem ich prezydentowi trafiały na biurko Andrzeja Dudy.
Faktem jest, że dziś nie ma żadnego podpisanego dokumentu w tej sprawie. Natomiast sędzia audytor stwierdza: "Tylko podsekretarz stanu Andrzej Duda uprawniony był do podpisania wymienionych pism [trzech notatek i opinii - przyp. red.]". Na ten temat w trakcie śledztwa wypowiada się sam minister Andrzej Duda. - Czy pamięta pan sprawę ułaskawienia Adama S.? - zapytał prokurator. - Nie pamiętam - odpowiedział Andrzej Duda. Równocześnie zapewniał śledczego, że prezydent "do spraw ułaskawień podchodził zawsze obiektywnie i wnikliwie je analizował". Duda zeznał ponadto: - Nie pamiętam, czy podpisywałem się pod dokumentami. Nie pamiętam, czy dyrektor Krzysztof K. przekazywał mi te dokumenty. (…) Nie przypominam sobie rozmowy z panem prezydentem na temat tej sprawy.
Faktem jest, że dziś nie ma żadnego podpisanego dokumentu w tej sprawie. Natomiast sędzia audytor stwierdza: "Tylko podsekretarz stanu Andrzej Duda uprawniony był do podpisania wymienionych pism [trzech notatek i opinii - przyp. red.]". Na ten temat w trakcie śledztwa wypowiada się sam minister Andrzej Duda. - Czy pamięta pan sprawę ułaskawienia Adama S.? - zapytał prokurator. - Nie pamiętam - odpowiedział Andrzej Duda. Równocześnie zapewniał śledczego, że prezydent "do spraw ułaskawień podchodził zawsze obiektywnie i wnikliwie je analizował". Duda zeznał ponadto: - Nie pamiętam, czy podpisywałem się pod dokumentami. Nie pamiętam, czy dyrektor Krzysztof K. przekazywał mi te dokumenty. (…) Nie przypominam sobie rozmowy z panem prezydentem na temat tej sprawy.
Rozmowa z prezydentem, jak się okazuje, była kolejnym
sposobem na załatwienie sprawy ułaskawienia - bez podpisywania jakichkolwiek
dokumentów. Na ewentualność ustnego "załatwienia" sprawy ułaskawienia
Adama S. wskazuje w swoich zeznaniach dyrektor Krzysztof K.: - Pamiętam sprawę
ułaskawienia Adama S. (…) Pamiętam, że minister Duda prosił o przygotowanie
dokumentów w tej sprawie. (…) Pamiętam, że przekazywałem mu te dokumenty
osobiście. Nie wiem, co dalej minister robił z tymi dokumentami. Minister nie
kwitował odbioru dokumentów. (…) Moim zdaniem, jest wysoce prawdopodobne, że
minister nie podpisał tych notatek. Dla mnie najbardziej logicznym wyjaśnieniem
sytuacji braku podpisów ministra Dudy jest to, że minister osobiście rozmawiał
z prezydentem w tej sprawie - zeznawał dyrektor.
Gdyby rzeczywiście
istniały...
Dochodzenie w sprawie zniszczenia lub ukrycia dokumentów w
Kancelarii Prezydenta trwało pięć miesięcy, przesłuchano kilkanaście osób -
byłych i obecnych pracowników kancelarii. Zostało umorzone 27 grudnia ubiegłego
roku. W uzasadnieniu tej decyzji stwierdzono, że "bardziej prawdopodobne
jest, że gdyby notatki opatrzone podpisami ministra Andrzeja Dudy rzeczywiście
istniały, to zostały one zgubione, a nie celowo usunięte, ukryte lub
zniszczone".
- Prokuratorzy nie znaleźli dowodów przestępstwa. Brak było
w tamtym czasie wewnętrznych regulacji dotyczących obiegu dokumentów w Biurze
Obywatelstw i Prawa Łaski Kancelarii Prezydenta - tłumaczyła prokurator Monika
Lewandowska.
Kalendarium
Maj 2008 - zapada
wyrok dla Adama S. (1 rok i 10 mies. w zawieszeniu na 3 lata)
Luty 2009 - Adam
S. składa wniosek o ułaskawienie, prosi o skrócenie okresu zawieszenia kary i
zatarcie skazania
Maj 2009 - Adam
S. zakłada spółkę z Marcinem Dubienieckim
Czerwiec 2009 -
Adam S. zostaje ułaskawiony
Marzec 2011 - DB
ujawnia informacje dotyczące tego ułaskawienia, rozpoczyna się audyt w KP
Lipiec 2011 -
koniec audytu, okazuje się, że zaginęły dokumenty dot. ułaskawienia Adama S.,
KP składa doniesienie do prokuratury Grudzień 2011 - prokuratura umarza
śledztwo w tej sprawie.
Gdzie były notatki?
7 marca 2011 r. podano do publicznej wiadomości, że odbędzie
się audyt w Kancelarii Prezydenta RP, mający na celu zbadanie prawidłowości
postępowania urzędników prezydenckich przy ułaskawianiu Adama S. 11 marca
wysłaliśmy do Kancelarii Prezydenta RP pytanie: Czy w dokumentacji znajdują się
analizy, opinie, ekspertyzy sporządzane przez urzędników Kancelarii Prezydenta?
Tego samego dnia otrzymaliśmy odpowiedź: "Odnośnie dokumentacji dotyczącej
sprawy ułaskawienia Adama S. należy wskazać, iż w aktach są stosowne dokumenty
(...), konieczne do rozpatrzenia sprawy ułaskawieniowej przez Prezydenta RP
(...). Dokumentacja ta zawiera również opinie Biura Obywatelstw i Prawa Łaski (...)".
W świetle tej odpowiedzi zaskakująca wydała się nam informacja z 13 lipca 2011
roku, przekazana na konferencji prasowej zorganizowanej po zakończeniu audytu.
Wówczas minister Krzysztof Łaszkiewicz ogłosił, że z akt sprawy zginęły cztery
notatki. Jeżeli 11 marca, po rozpoczęciu audytu, były w aktach wszystkie
dokumenty, a w lipcu ogłoszono ich zaginięcie - czy to oznacza, że zaginęły w
trakcie samego audytu, między 11 marca a 13 lipca 2011 roku? Z tym pytaniem
zwróciliśmy się do Kancelarii Prezydenta. Otrzymaliśmy jedynie lakoniczną
informację: "Przekazana przez Kancelarię Prezydenta RP odpowiedź z dnia 11
marca 2011 r., dotycząca istotnych dokumentów, które były wytwarzane w sprawie
ułaskawienia A.S. - została przygotowana na początkowym etapie badania sprawy -
przez ówczesnego Dyrektora Biura Obywatelstw i Prawa Łaski [Krzysztofa K. -
przyp. red.]".
Andrzej Duda twierdzi, że ten właśnie wątek powinna zbadać
prokuratura w trakcie ubiegłorocznego śledztwa. - Mam już dosyć matactwa, które
w tej sprawie robią urzędnicy kancelarii Bronisława Komorowskiego - powiedział
w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim". Stwierdził też, że skoro
najpierw pracownicy Kancelarii Prezydenta ustalili, że akta są kompletne, a
następnie doszukali się braków, to w swoim gronie powinni "szukać
winnych".
Dostaliście zlecenie na Dudę??? Za malutcy jesteście!!!
OdpowiedzUsuń"Wy"? Towarzyszu, czyli kto? Zaśpiewajcie sobie międzynarodówkę, to się "wam" poprawi.
OdpowiedzUsuń